Żywy płomień miłości - Strona 6 z 9 - Dumanie.pl - blog osobisty | o. Mariusz Wójtowicz OCD

Żywy płomień miłości

 

STROFA TRZECIA



Pochodnie ognia płonącego,
W waszych odblaskach jasnych i promiennych,
Otchłanie głębin zmysłu duchowego,
Który był ślepy, pełen mroków ciemnych,
Teraz z dziwnymi doskonałościami
Niosą Miłemu żar swój wraz z blaskami!

OBJAŚNIENIE

1. Oby Bóg dał mi tu szczególną łaskę, tak bardzo potrzebną do objaśnienia głębi tej strofy! Czytającemu również niezbędna będzie wielka uwaga, gdyż dla niedoświadczonego w tych rzeczach będą one o tyle ciemne i zawiłe, o ile dla doświadczonego są jasne i smakowite.

Uwielbia dusza w tej strofie swego Oblubieńca i okazuje Mu wdzięczność za wielkie łaski, jakie otrzymuje ze zjednoczenia się z Nim. Mówi bowiem, że dzięki temu zjednoczeniu otrzymuje głębokie i rozliczne wiadomości o Nim samym, pełne miłości, a przez nie władze jej i zmysł duchowy – przed tym zjednoczeniem ciemny i ślepy – teraz zostają oświecone i zapalone miłością i mogą już tym światłem i żarem miłości odpowiadać na miłość Tego, który je tak oświecił i rozmiłował. Kto bowiem prawdziwie kocha, wtedy tylko jest całkowicie zadowolony, gdy wszystko, czym jest, co znaczy, co ma i otrzymuje, odda umiłowanemu; a im większe jest to wszystko, tym większej kosztuje radości z oddania. Cieszy się tu z tego dusza, gdyż tymi odblaskami i miłością, którą otrzymuje, może sama promieniować przed swym Umiłowanym i miłować Go. Następuje wiersz:

Pochodnie ognia płonącego.

2. Należy zaznaczyć, że pochodnie mają dwie właściwości, mianowicie świecą i wydają żar.

By zrozumieć, o jakich pochodniach mówi tu dusza i w jaki sposób płoną one i rozpalają ją, trzeba najpierw wiedzieć, że Bóg w swym jedynym i prostym bycie jest pełnią wszystkich doskonałości i przymiotów, jest wszystkimi cnotami i wielkościami swoich przymiotów. Jest bowiem wszechmocny, mądry, dobry, miłosierny, sprawiedliwy, możny, miłujący itd. Jest również innymi nieskończonymi przymiotami, których my nie znamy. Będąc więc tym wszystkim w swym prostym bycie, złączony z duszą, gdy jej daje tę łaskę, że otwiera przed nią bramy poznania, sprawia, że widzi ona wtedy w Nim każdą z osobna z tych cnót i wielkości, tj. potęgę, mądrość, dobroć, miłosierdzie itd. A ponieważ każda z tych rzeczy jest to ten sam Bóg w jedynym swym podmiocie, czyli Ojciec, Syn i Duch Święty [i każdy z tych przymiotów jest tym samym Bogiem], Bóg zaś jest nieskończonym światłem i nieskończonym ogniem, jak już powiedzieliśmy, więc każdy z tych nieskończonych przymiotów świeci i daje ciepło jak Bóg i tak każdy z nich jest pochodnią, która oświeca duszę i daje ciepło miłości.

3. Ponieważ zaś w jednym tylko akcie tego zjednoczenia otrzymuje dusza poznanie tych przymiotów, więc równocześnie jest Bóg dla niej rozlicznymi pochodniami, z których każda z osobna jej świeci w tym poznaniu i daje ciepło; o każdej bowiem z nich ma oddzielne poznanie i od niej jest rozpłomieniona miłością.

Tak więc we wszystkich tych pochodniach kocha dusza oddzielnie, rozpłomieniona przez każdą z nich z osobna i przez wszystkie razem, bo wszystkie te przymioty są jednym bytem, jak powiedzieliśmy. I wszystkie te pochodnie są jedną pochodnią, która stosownie do jej cnót i przymiotów świeci jak rozliczne pochodnie. Dlatego dusza w jednym tylko akcie poznania tych pochodni kocha przez każdą z nich, a równocześnie przez wszystkie razem, otrzymując w tym akcie żar miłości przez każdą pochodnię i od każdej, a zarazem łącznie od wszystkich i przez wszystkie łącznie.

Odblask bowiem, który rzuca na nią ta pochodnia bytu Bożego, o ile On jest wszechmocny, daje jej światło i żar miłości Boga jako wszechmocnego. A przez to jest już Bóg dla duszy pochodnią wszechmocy, która jej daje światło i wszelkie poznanie według tego przymiotu. Odblask, który rzuca na nią pochodnia bytu Bożego, o ile On jest mądrością, daje jej światło i żar miłości Boga jako mądrego i przez to jest dla niej Bóg pochodnią mądrości. Odblask zaś, który rzuca na nią ta pochodnia Boga, o ile On jest dobrocią, daje duszy światło i żar miłości Boga jako dobrego i przez to jest dla niej pochodnią dobroci. W ten sposób jest dla niej pochodnią sprawiedliwości, mocy, miłosierdzia i wszystkich innych przymiotów, jakie ukazują się duszy wszystkie razem w Bogu.

Światło zaś, które od wszystkich razem otrzymuje, daje jej ten żar miłości Boga, którym Go kocha, gdyż On sam jest tym wszystkim. Tak więc to udzielanie się i poznanie, które o sobie samym daje Bóg duszy, a które według mego zdania jest największą łaską, jaką jej może dać w tym życiu, jest dla niej niezliczonymi pochodniami, które dają jej poznanie i miłość.

4. Te pochodnie widział Mojżesz na górze Synaj, gdzie w chwili gdy Bóg przechodził koło niego, upadł twarzą na ziemię i zaczął wielbić i wysławiać niektóre z nich: “Panujący, Panie, Boże, miłosierny i łaskawy, cierpliwy i mnogiej litości, i prawdziwy, który zachowujesz miłosierdzie na tysiące; który gładzisz nieprawość, niezbożności i grzechy, a nikt u Ciebie nie jest sam przez się niewinny” (Wj 34, 6-7). Widać z tych słów, że główne przymioty i cnoty, które tam poznał Mojżesz w Bogu, to były: wszechmoc, panowanie, bóstwo, miłosierdzie, sprawiedliwość, prawda i prawość Boga, czyli było to najwyższe poznanie Boga. A ponieważ stosownie do poznania udzieliła mu się i podobna miłość, więc była to najwyższa rozkosz i kosztowanie miłości, które tam otrzymał.

5. I należy zaznaczyć, że rozkosz, jaką dusza otrzymuje w porywie miłości, udzielona jej przez ogień światła tych pochodni, jest niewypowiedziana i bezmierna, gdyż pochodzi od rozlicznych pochodni, z których każda rozpala ją miłością. Również żar jednej potęguje żar drugiej i płomień jednej zwiększa płomień drugiej, tak jak blask jednej zwiększa blask drugiej, gdyż przez jakikolwiek jeden przymiot Boga poznaje się inny. Tak więc wszystkie one razem są jednym światłem i jednym ogniem i każda z osobna jest również jednym światłem i jednym ogniem.

Dusza, pochłonięta całkowicie przez te czułe płomienie, jest subtelnie zraniona miłością przez każdy z nich, a przez wszystkie razem jeszcze głębiej zostaje zraniona i ożywiona w miłości życia Bożego. I widzi wtedy dobrze, że ta miłość jest miłością życia wiecznego, w którym są zebrane wszystkie dobra. Odczuwając to poznaje wtedy dobrze prawdę tych słów Oblubieńca z Pieśni nad pieśniami: Pochodnie miłości, to pochodnie ognia i płomieni (8, 6). Jakże są piękne kroki twoje w trzewikach, córko książęca! (7, 7). Któż może wypowiedzieć wspaniałość i urok twych rozkoszy i twego majestatu w przedziwnym odblasku i miłości twych świateł?

6. Opowiada Pismo święte, że w starożytności jedna z tych pochodni przeszła przed Abrahamem i przejęła go wielkim, pełnym mroku przerażeniem, bo była to pochodnia surowej sprawiedliwości, która miała w przyszłości dosięgnąć Chananejczyków (Rdz 15,12-17).

Lecz te pochodnie poznania Boga, które łagodnie i miłośnie zalewają cię blaskiem, o duszo ubogacona, o ileż więcej przynoszą ci światła i rozkoszy miłości, niż tamta sprawiła lęku i ciemności Abrahamowi! O, jak wielka, wzniosła i różnolita jest twa rozkosz! We wszystkich bowiem i od wszystkich odczuwasz szczęście i miłość, gdyż Bóg według swych przymiotów i doskonałości udziela się twym władzom.

Jeśli ktoś kocha i daje dary drugiemu, daje mu i kocha go według swego stanu i właściwości. Tak i twój Oblubieniec, o duszo, będąc w tobie, daje ci łaski według swojej godności: jest wszechmocny, więc obdarowuje cię dobrem i kocha cię z wszechmocą; jest mądry, więc odczuwasz, że świadczy ci dobrodziejstwa i kocha cię z mądrością; jest nieskończenie dobry, więc czujesz, że kocha cię z dobrocią; jest święty, więc widzisz, że kocha cię i daje ci łaski z świętością; jest sprawiedliwy, więc kocha cię i obdarowuje sprawiedliwie; jest miłosierny, łaskawy i łagodny, więc czujesz Jego miłosierdzie, łaskawość, łagodność; jest również potężnym, wzniosłym i delikatnym bytem, odczuwasz zatem, że kocha cię z mocą, wzniosie i delikatnie; jest promienny i czysty, czujesz więc, że z największą czystością cię kocha; jest prawdziwy, więc naprawdę cię kocha; jest wspaniałomyślny, więc poznajesz, że kocha cię i obdarza łaskami z całą wspaniałomyślnością, dla twego dobra tylko, bez żadnego swego interesu; a ponieważ jest mocą największej pokory, z największą dobrocią i szacunkiem cię kocha i równa cię z sobą; a ukazując ci się radośnie na tych drogach (Mdr 6, 17) poznania Siebie, ze swym obliczem pełnym łask, mówi ci w tym zjednoczeniu ku najwyższej twej radości: jestem twoim i dla ciebie i podobam sobie w tym, że jestem tym, czym jestem, by móc być twoim i oddać się tobie!

7. Któż więc może wypowiedzieć, co odczuwasz wtedy, o szczęśliwa duszo, widząc się tak kochaną i tak wysoce uwielmożnioną? Łono twoje, którym jest wola twoja, jest podobne, jak oblubienicy z Pieśni nad pieśniami, do brogu pszenicy, otoczonego liliami (7, 2), albowiem przy tych ziarnach chleba żywota, które razem pożywasz, lilie otaczających cię cnót napełniają cię rozkoszą. To bowiem są córki królewskie, które według Dawida uweseliły cię mirrą, kadzidłem i innymi wonnościami (Ps 44, 9-10), bo wiadomości, jakich ci udziela Umiłowany o swych wdziękach i doskonałościach, są jakby jego córkami, a tyś w nich zanurzona i tak zalana nimi, że jesteś również studnią wód żywych, płynących pędem z Libanu (Pnp 4, 15), którym jest Bóg. W tym wszystkim jesteś przedziwnie uweselona w całkowitej harmonii twojej duszy, a także twojego ciała, stawszy się jednym rajem boskich zalewów, gdyż spełniają się nadto na tobie słowa psalmu: “Bystrość rzeki rozwesela miasto Boże” (45, 5).

8. Zdumiewająca rzecz, jak w tym czasie rozlewa dusza boskie wody, zmieniona sama w jedno źródło bijące i rozlewające na wszystkie strony te boskie wody! Bo choć jest prawdą, że to udzielanie się, o jakim mówimy, jest światłem i ogniem pochodni Boga, to jednak równocześnie ten ogień jest tu tak miły, że pozostając bezmiernym ogniem, staje się wodami życia, które gaszą pragnienie ducha z gwałtownością, jakiej pragnął. Tak więc te pochodnie ognia są wodami żywymi Ducha Świętego, podobnie jak te, które spłynęły na Apostołów (Dz 2, 3). Chociaż bowiem były one pochodniami ognia, były również wodami czystymi, wodami zdrojowymi, jak je określił prorok Ezechiel, przepowiadając przyjście Ducha Świętego: “Wyleję na was wodę czystą… i ducha mego położę wpośród was” (36, 25-26).

Tak więc, choć jest ogniem, jest zarazem i wodą; bo ten ogień był wyobrażony przez ogień z ołtarza całopaleń, który Jeremiasz ukrył w studni: jak długo był tam ukryty, był wodą, a gdy został wydobyty dla ofiary, był znowu ogniem (2 Mch l, 20-22). Podobnie właśnie ten Duch Boży, o ile jest ukryty w żyłach duszy, jest wodą słodką i rozkoszną, gaszącą pragnienie ducha; a o ile oddaje się ofiarnemu miłowaniu Boga, staje się żywymi płomieniami ognia, będącymi tymi płomiennymi pochodniami aktu miłości, o których mówi Pieśń nad pieśniami (8, 6) w odniesieniu do Oblubieńca, jak wyżej wspomniano. Dlatego nazywa je tu dusza płomieniami, bo nie tylko smakuje ich w sobie jako wody, lecz również rozpala się nimi w miłości Boga jako płomieniem.

Przez to więc, że dusza w udzielaniu się jej w tych płomieniach ducha zostaje rozpalona i wprowadzona w czynną miłość, w akt miłości, nazywa je raczej pochodniami niż wodami, mówiąc: pochodnie ognia płonącego!

Wszystko jednak, co można powiedzieć w tej strofie, jest zbyt nieudolne w porównaniu z rzeczywistością, gdyż przemienienie duszy w Boga jest niemożliwe do wypowiedzenia. Wszystko, co się da powiedzieć, można zawrzeć w tym zdaniu: dusza stalą się Bogiem z Boga przez uczestnictwo w Nim i w Jego przymiotach, które są pochodniami ognia, jak je tu nazywa.

W waszych odblaskach jasnych i promiennych.

9. By zrozumieć, jakie są odblaski tych pochodni, o których tu dusza mówi i jak ona w nich promienieje, należy wiedzieć, że tymi odblaskami są miłosne poznania, jakich pochodnie przymiotów Bożych udzielają duszy; ona zaś, będąc złączona z nimi w swoich władzach, promieniuje również tak jak one same, przemieniona w odblaski miłosne.

To oświecenie przez odblaski, w których dusza promienieje żarem miłości, nie jest podobne do tego, jakie sprawiają pochodnie materialne, oświecające płomieniami rzeczy znajdujące się wokoło, lecz raczej do tego, jakim promienieją rzeczy znajdujące się wewnątrz tych płomieni, gdyż dusza znajduje się w pośrodku tych odblasków i dlatego mówi: w waszych odblaskach, czyli w ich środku.

I nie tylko znajduje się wśród nich, lecz, jak już powiedzieliśmy, jest całkowicie w me przemieniona, sama staje się odblaskami. Możemy więc powiedzieć, że jest ona jak powietrze wśród płomieni, rozpalone i zamienione w płomień, a poruszenia i odblaski, które wydaje płomień, nie należą ani do samego powietrza, ani do samego ognia, z którego pochodzą, lecz są wspólne powietrzu i ogniowi; ogień bowiem, rozpalając powietrze, które obejmuje, zamienia je w siebie.

10. Przez to porównanie zrozumiemy, jak dusza wraz ze swoimi władzami jest oświecona wśród odblasków Boga. Poruszeń tych boskich płomieni, którymi, jak wspomnieliśmy, są te wzmagania i wybuchy płomieni, nie wykonuje sama dusza przemieniona w płomienie Ducha Świętego, nie wykonuje ich również sam Duch Święty, lecz On i dusza pospołu, i On porusza duszę, jak to czyni ogień z rozpalonym powietrzem. Te wspólne poruszenia Boga i duszy nie tylko są odblaskami, lecz również chwałą duszy, gdyż te poruszenia i wybuchy płomieni są tym igraniem i świętem radości, które, jak mówiliśmy w drugim wierszu pierwszej strofy, sprawia Duch Święty w duszy, i przez które zdaje się, że za każdym razem chce jej dać życie wieczne, przenieść ją do pełności swej chwały wprowadzając ją już całkowicie w siebie. Wszystkie łaski bowiem, pierwsze i ostatnie, większe i mniejsze, daje Bóg duszy w tym celu, by ją podnieść do życia wiecznego. I jak płomień wszystkie poruszenia i wybuchy w powietrzu rozpalonym sprawia dlatego, by je wciągnąć do środka swej sfery, tak i wszystkie te poruszenia Boga są ciągłym staraniem, by porwać duszę jak najgłębiej w siebie. Lecz jak powietrza pozostającego w swej sferze nie może ogień pochłonąć, tak również, chociaż te poruszenia Ducha Świętego są najskuteczniejsze, by pogrążyć duszę w najwyższej chwale, jednak nie dokonują tego, aż przyjdzie czas, gdy dusza wyjdzie z sfery powietrza, tj. z życia cielesnego, by mogła wejść w ośrodek duchowy doskonałego życia w Chrystusie.

11. Należy jednak zaznaczyć, że te poruszenia są raczej poruszeniami duszy niż Boga, gdyż Bóg się nie porusza. Te widzenia chwały, jakie dusza otrzymuje, są stałe, doskonałe i ciągłe, w pełnym spokoju w Bogu. To również będzie miała dusza w przyszłym życiu, lecz już bez żadnej większej czy mniejszej zmiany i bez następstwa poruszeń. Wtedy ujrzy dusza jasno, że choć wydawało się jej tu, iż Bóg się poruszał w niej, jednak sam w sobie się nie porusza, tak jak ogień nie porusza się w swej sferze; i że ona nie będąc jeszcze doskonała w chwale, miała owe poruszenia i wybuchy płomieni w odczuciu chwały.

12. Przez to, co już powiedzieliśmy i co dalej powiemy, jaśniej się zrozumie, jak wielka jest wzniosłość odblasków tych pochodni, o których mówimy. Te odblaski bowiem inaczej nazywają się zaćmieniami.

Zaciemniać zaś coś, jest to to samo, co osłaniać cieniem; a osłaniać cieniem, to bronić kogoś, sprzyjać mu i świadczyć mu łaski; gdyż okrycie cieniem jest znakiem, że osoba, do której ten cień należy, jest blisko do pomocy i obrony. Dlatego tę wielką łaskę poczęcia Syna Bożego, jaką Bóg dał Najświętszej Pannie Maryi, nazwał archanioł Gabriel zaćmieniem Ducha Świętego, mówiąc: “Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego Cię zaciemni”(Łk 1, 35).

13. Dla lepszego zrozumienia, jak powstaje ten cień Boga, zaćmienie albo owe odblaski, gdyż to jest jedno i to samo, należy zważyć, że każda rzecz ma i rzuca cień według swego kształtu i właściwości. Jeśli rzecz jest zwarta i ciemna, rzuca cień ciemny, lecz jeśli jest jasna i przejrzysta, rzuca cień jasny i delikatny. Cień więc jednego mroku będzie drugim mrokiem według jego kształtu, a cień jednego światła będzie drugim światłem, według kształtu tego światła.

14. Ponieważ zaś doskonałości i przymioty Boga są promiennymi i rozpalonymi pochodniami, i będąc tak blisko duszy, jak to mówiliśmy, nie mogą nie dotknąć jej swymi cieniami, a cienie te muszą być jasne i promienne, stosownie do właściwości pochodni, które je rzucają, więc cienie te będą odblaskami. A zatem cień, który rzuca na duszę pochodnia piękności Boga, będzie też pięknością odpowiednią do kształtu i właściwości piękna Bożego; cień, który rzuca moc Boża, będzie również mocą, odpowiednią do Bożej mocy; cień, który rzuca mądrość Boża, będzie także mądrością Boga, na kształt Bożej mądrości. Podobne również będą cienie innych pochodni lub raczej, by się lepiej wyrazić, będzie w tym cieniu ta sama mądrość, to samo piękno i ta sama moc Boga w cieniu. Dusza jednak nie może tego całkowicie pojąć. W cieniu tym, będącym odpowiednim do formy i właściwości Boga, czyli do samego Boga, poznaje dusza jasno wzniosłość Boga.

15. O, jakżeż więc wzniosie są te cienie, które wielkością swych doskonałości i przymiotów Duch Święty rzuca na ową duszę, będąc tak blisko niej, że nie tylko dotyka ją cieniami, lecz jest z nią złączony w tych cieniach i odblaskach, a ona w każdym z nich poznaje i smakuje Boga, według Jego właściwości i przymiotów w każdym z tych cieni! Poznaje tu i smakuje potęgę Bożą w cieniu Jego potęgi, mądrość Bożą poznaje i smakuje w cieniu mądrości Boga, nieskończoną dobroć Boga poznaje i smakuje w jej cieniu, który rzuca na nią ta dobroć nieskończona itd. Na koniec zaznaje chwały Boga w cieniu chwały, który daje jej poznać właściwości i formę chwały Boga. Wszystko to dzieje się w jasnych i rozpalonych cieniach tych jasnych i płonących pochodni, które istnieją razem w jednej pochodni jednego prostego bytu Boga, oświecającego ją obecnie tymi wszystkimi sposobami.

16. O, co odczuwa i czego doświadcza dusza dostępując udziału w poznaniu tej postaci, którą widział Ezechiel jako istotę żywą o czterech twarzach i jako krąg o czterech kotach! Co odczuwa ona widząc spojrzenie jego jakby węgle rozżarzone, jak spojrzenie pochodni i oglądając krąg, którym jest mądrość Boga, pełny oczu zewnątrz i wewnątrz, jakimi są poznania Boże i odblaski Jego doskonałości. I odczuwa w swym duchu ten odgłos, który czyniło Jego przejście, a który byt jakby głosem mnóstwa i głosem wojska, co oznacza nieskończone wielkości Boga, jakie tu dusza poznaje z osobna w jednym tylko oddźwięku Jego przejścia przez nią. Na koniec wreszcie, co odczuwa dusza, gdy słyszy ten szum uderzeń Jego skrzydeł, o którym mówi prorok, że był on jako głos wód wielkich i jako głos najwyższego Boga, co oznacza ową gwałtowność wód Bożych, które, jak już wspomnieliśmy, w przyjściu Ducha Świętego w płomieniu miłości zalewają duszę uweselając ją! I raduje się tu chwałą Boga w Jego podobieństwie i cieniu; o niej tu również mówi prorok, że widzenie tej istoty żywej i kręgu było widzeniem podobieństwa chwały Bożej (por. Ez 1,5-28).

Któż może wypowiedzieć, jak wysoko podniesioną czuje się wtedy ta szczęśliwa dusza, jak widzi się uwielmożnioną i zachwyconą w świętym pięknie? Widząc się tedy tak całkowicie zanurzoną w wodach boskich odblasków, dusza czuje, że Ojciec Przedwieczny szczodrą ręką dal jej nawodnione ziemie, wyższe i niższe, podobnie jak to uczynił wzdychającej Aksie jej ojciec (Joz 15, 18-19), gdyż te wody płynąc, przenikają jej duszę i ciało, tj. jej wyższą i niższą część.

17. O niepojęta wspaniałości Boga! Mimo że te pochodnie przymiotów Bożych są jednym prostym bytem, to jednak w nim jednym widzi się i smakuje każdą z osobna płynącą, a każda z nich jest istotnie (s.765) tą samą, co i druga. O przepaści rozkoszy! Tym jesteś większa, im ściślej są twe bogactwa zespolone w jedności i nieskończonej prostocie twego jedynego bytu, w którym tak się poznaje i smakuje jednego, że to nie przeszkadza doskonałemu poznaniu i smakowaniu drugiego. Owszem, każdy wdzięk i doskonałość, które są w tobie, są równocześnie światłem wszelkiej innej wielkości twojej, bo przez twą czystość, o Mądrości Boża, widząc jedną rzecz w tobie, widzi się ich wiele! Tyś bowiem jest skarbcem bogactw Ojca, “jasnością wiecznej światłości i obrazem bez zmazy Boskiego majestatu i wyobrażeniem dobroci Jego” (Mdr 7, 26). W waszych odblaskach jasnych i promiennych…

Otchłanie głębin zmysłu duchowego

18. Tymi otchłaniami są władze duszy: pamięć, rozum i wola. Są one tak głębokie, jak wielkie skarby zdołają pomieścić i nic ich nie potrafi [zapełnić], tylko nieskończoność. Z tego, co one cierpią, gdy są puste, możemy poznać w pewnym stopniu, jak się radują i rozkoszują, gdy są pełne Boga, gdyż przez jedno przeciwstawienie uwypukla się drugie.

Należy tu zaznaczyć, że te otchłanie władz, jak długo nie są puste, ogołocone i oczyszczone z wszelkiego przywiązania do stworzeń, nie odczuwają wielkiej próżni swej głębokiej pojemności. Każda bowiem, nawet maleńka rzecz, gdy w tym życiu do niej przylgną, wystarczy, by je trzymać tak skrępowane i omamione, że nie czują doznanej szkody, nie widzą swych skarbów bezcennych, ani nie poznają swej zdolności do ich przyjęcia.

Dziwna rzecz, że chociaż zdołają pomieścić nieskończone dobra, wystarczy drobiazg, by tak je wypełnić, że nie mogą przyjąć żadnego z dóbr doskonałych, dopóki całkowicie nie zostaną opróżnione, jak o tym zaraz będziemy mówić.

Gdy jednak te jaskinie są próżne i czyste, powodują nieznośne pragnienie, głód i utęsknienie ducha. Tak bardzo cierpią, jak pojemne są głębie tych otchłani, bo pokarm, którego brak odczuwają, również jest pełen głębi – a jest nim Bóg.

To wielkie odczucie zdarza się zwykle przy końcu drogi oświecającej i oczyszczającej duszę, zanim dojdzie do zjednoczenia, gdzie już znajduje spokój. Gdy bowiem pożądanie duchowe jest wolne i oczyszczone z wszelkiego stworzenia i przywiązania oraz wyzbyło się skłonności naturalnych, nastraja się do rzeczy Bożych, ma już dla nich przygotowaną próżnię. A ponieważ jeszcze nie udzielają się jej te rzeczy nadprzyrodzone w zjednoczeniu z Bogiem, odczuwa cierpienie z powodu tej próżni i udrękę pragnienia gorszą od śmierci, zwłaszcza gdy przez pewne widzenie czy przebłyski ukaże się jej jakiś promień Boży, a jeszcze się jej nie udziela. To są owe dusze, które cierpią wskutek niecierpliwej miłości i nie mogą długo trwać w tym stanie, bo albo uzyskają zaspokojenie swych pragnień, albo umrą.

19. Pierwszą otchłanią, o jakiej mowa, jest rozum, a jego próżnią jest pragnienie Boga. Pragnienie to, gdy rozum już jest przygotowany, bywa tak wielkie, że Dawid, nie znajdując lepszego porównania, przyrównuje je do pragnienia jelenia, które podobno jest bardzo gwałtowne, mówiąc: “Jak tęskni jeleń do źródeł wód, tak tęskni dusza moja do Ciebie, Boże!” (Ps 41, 2). Pragnienie to pożąda wód Bożej mądrości, która jest przedmiotem rozumu.

20. Drugą otchłanią jest wola, a jej próżnią jest głód Boga tak wielki, że wprawia w omdlenie duszę, jak to również mówi Dawid: Pożąda i tęskni dusza moja do przedsieni Pańskich! (Ps 83, 3). Głód ten łaknie doskonałej miłości, do której dusza zdąża.

21. Trzecią otchłanią jest pamięć, a próżnią jej jest topnienie i rozpływanie się niejako duszy za posiadaniem Boga, jak to zaznacza Jeremiasz, mówiąc: “Memoria memor ero, et tabescet in me anima mea: “Pamiętać zawsze będę i dużo o Nim przypominać sobie będę i uschnie we mnie dusza moja” (Lm 3, 20); a rozważając te rzeczy w sercu moim będę żywił nadzieję w Bogu.

22. Pojemność tych otchłani jest bardzo wielka, bo to, co już może wejść do nich, jest głębokością nieskończonej dobroci, gdyż jest to sam Bóg. W pewien sposób więc ta pojemność duszy jest nieskończona. I tak: jej pragnienie jest nieskończone, jej głód jest również głęboki i nieskończony, jej wyniszczenie i cierpienie jest śmiercią nieskończoną. A chociaż nie powoduje ona tak gwałtownych cierpień, jak w życiu przyszłym, jest jednak żywym obrazem tego wieczystego umierania przez pozbawienie Boga, bo dusza jest już przygotowana na przyjęcie swej pełni.

Chociaż to cierpienie jest innej natury, mieści się bowiem w łonie miłości woli, to jednak tutaj miłość nie zmniejsza cierpienia; bo im większa jest miłość, tym większa jest gwałtowność tęsknoty za posiadaniem Boga, którego na każdą chwilę oczekuje z największą żądzą.

23. Lecz, Boże mój, jeśli jest prawdą, że dusza prawdziwie pragnąca Boga już Go posiada, jak mówi św. Grzegorz objaśniając Ewangelię św. Jana, jakżeż może cierpieć z powodu tęsknoty za tym, co już posiada? W pragnieniu bowiem, jakim płoną aniołowie, by ujrzeć Syna Bożego, według słów św. Piotra (1 P 1,12), nie ma żadnego cierpienia ani udręczenia, gdyż Go już posiadają. Wydaje się więc, że im więcej dusza pragnie Boga, tym pełniej Go posiada, a posiadanie Boga daje duszy rozkosz i nasycenie. Tak dzieje się z aniołami, którzy, ponieważ ich pragnienie jest posiadaniem, rozkoszują się, mając zawsze nasycone pożądanie duszy, bez przesytu jednak; a ponieważ nie czują wstrętu, zawsze pragną, a posiadając już nie czują cierpienia. Dusza więc odczuwa w tym pragnieniu tym więcej nasycenia i rozkoszy, a nie bólu i zmartwienia, im to pragnienie jest większe, gdyż wtedy posiada Boga.

24. W tym przedmiocie należy jednak dobrze zważyć różnicę, jaka zachodzi między posiadaniem Boga przez laskę tylko, a posiadaniem Go również przez zjednoczenie. Pierwsze bowiem jest tylko wzajemnym upodobaniem, a drugie jest wzajemnym udzielaniem się; czyli zachodzi tu podobna różnica, jak między zaręczynami a małżeństwem.

Przy zaręczynach jest bowiem tylko wzajemne “tak”, zgodna wola obu stron, i kosztowności i ozdoby, które narzeczony daje wdzięcznie swej narzeczonej; w małżeństwie zaś jest wzajemne udzielanie się i zjednoczenie osób. W narzeczeństwie, chociaż oblubieniec odwiedza oblubienicę co pewien czas i obdarza ją, jak wspomnieliśmy darami, nie ma jednak jeszcze zjednoczenia, które jest kresem zaręczyn.

Podobnie więc, gdy dusza doszła do takiej czystości w samej sobie i w swych władzach, że wola jej jest już w wysokim stopniu oczyszczona ze wszystkich upodobań i pożądań zewnętrznych, tak co do części wyższej jak i niższej, i z całą szczerością wypowiedziała swoje “tak” na to wszystko w Bogu, zostaje wtedy wola Boga i wola duszy złączona w jednym i wolnym przyzwoleniu i dusza dochodzi do posiadania Boga przez łaskę i wolę o tyle, o ile może osiągnąć to drogą woli i łaski. Wtedy bowiem na jej “tak” Bóg oddaje jej prawdziwie swoje “tak” i całkowitą swą łaskę.

25. To jest właśnie ten wysoki stan zaręczyn duchowych duszy ze Słowem, w którym Oblubieniec świadczy jej wielkie dobrodziejstwa i bardzo często nawiedza ją z ogromną miłością darząc ją wówczas wielkimi łaskami i rozkoszami. Łaski te jednak nie mogą równać się z tymi, jakie otrzymuje się w zaślubinach duchowych. Wszystkie one są tylko przygotowaniem do zjednoczenia się w zaślubinach. Chociaż bowiem jest prawdą, że to wszystko dzieje się w duszy, która już jest zupełnie oczyszczona z wszelkiego przywiązania do stworzeń, bo zaręczyny duchowe nie mogą dokonać się bez tego, jak to już mówiliśmy, to jednak wymaga ona jeszcze pozytywnego przygotowania przez Boga, przez Jego nawiedzenia i dary, jakimi ją jeszcze lepiej oczyszcza, ozdabia pięknością i wdziękiem, by była godna tak wysokiego zjednoczenia.

Przygotowanie trwa u jednych dłuższy, u innych krótszy czas, gdyż Bóg przeprowadza je zależnie od stanu duszy. Dzieje się tu z duszą podobnie jak z owymi panienkami, które zostały wybrane dla króla Aswerusa. Chociaż bowiem zostały wyprowadzone ze swojej ziemi i z domu swych rodziców, to jednak zanim je dopuszczono do łożnicy królewskiej, przebywały najpierw przez jeden rok zamknięte w pałacu królewskim. Pół roku przygotowywały się przez namaszczenia olejkami z mirry i innymi wonnościami, a drugie pół roku przez inne, jeszcze delikatniejsze namaszczenia, a potem dopiero wchodziły do łożnicy króla (Est 2,2-4 i 12-14).

26. W tym okresie zaręczyn i oczekiwania zaślubin wśród namaszczeń Ducha Świętego, im wzniosłejsze są te namaszczenia przygotowawcze do zjednoczenia z Bogiem, tym większe i żywsze bywają udręki otchłani duchowych, wzniosie j szych już i delikatniejszych. Gdy bowiem te namaszczenia przygotują już duszę bliżej do zjednoczenia się z Bogiem, będąc bliższe Boga, tym silniejszą wonią napełniają duszę, tym czulej wabią ją do Boga i to pragnienie staje się czulsze i głębsze; a właśnie pragnienie Boga jest przygotowaniem do zjednoczenia się z Bogiem.

27. O, jakby tu było stosowne miejsce, aby przestrzec dusze, które Bóg podnosi do tych delikatnych namaszczeń, by się zastanowiły, co czynią i pod jakie kierownictwo się oddają, ażeby nie zawróciły z drogi! Lecz to wychodzi poza granice przedmiotu, którym się zajmujemy.

Tak wielkie jednak współczucie i ból ranią mi serce na widok tych dusz cofających się wstecz i nie tylko pozwalających, by to namaszczenie stawało się w nich coraz większe, lecz tracących również w sposób pożałowania godny skutki tego Bożego namaszczenia, że nie mogę się powstrzymać, by ich nie przestrzec, co mają czynić dla uniknięcia tak wielkiej szkody. Przez to odchylimy się nieco od naszego przedmiotu; (jednak wnet do niego wrócę). Zresztą wszystko to posłuży do zrozumienia właściwości owych jaskiń duchowych. A chcę o tym mówić, gdyż to będzie potrzebne nie tylko dla tych dusz, które tak szczęśliwie postępują, lecz również dla wszystkich innych, które szukają swego Umiłowanego.

28. Najpierw trzeba wiedzieć, że jeśli dusza szuka Boga, to o wiele więcej Umiłowany jej szuka; i jeśli ona śle do Niego swe miłosne pragnienia, tak wonne dlań “jak słupy dymu z wonności mirry i kadzidła” (Pnp 3, 6), to On wysyła jej również zapach swych olejków, którymi ją pociąga i porywa do siebie (tamże, 1,3). Tymi olejkami są boskie natchnienia i dotknięcia, które gdy od Niego pochodzą, zawsze pobudzają i skierowują ku doskonałości prawa Bożego i wiary. Przez tę doskonałość ma postępować dusza zbliżając się coraz bardziej do Boga.

Winna więc dusza zrozumieć, że pragnieniem Boga we wszystkich dobrodziejstwach, które jej świadczy przez te namaszczenia i zapachy boskich olejków, jest przygotowanie jej do innych, wznioślejszych i delikatniejszych namaszczeń, bardziej zbliżonych do natury Bożej, aż przyjdzie do tak wykończonego i całkowitego przygotowania, iż zasłuży na zjednoczenie się z Bogiem i substancjalne przeobrażenie we wszystkich swych władzach.

29. Dusza zważywszy, że Bóg jest głównym czynnikiem w całej tej sprawie i przewodnikiem, który ma ją prowadzić jak ślepego za rękę tam, dokąd by sama nie umiała iść, to jest do rzeczy nadprzyrodzonych, których jej rozum ani wola, ani pamięć nie potrafią pojąć, powinna dokładać największego wysiłku i starania, by nie stawiać przeszkody na drodze doskonałości prawa Bożego i wiary, przez którą ją Bóg prowadzi.

Ta przeszkoda wyrośnie przed nią, jeśli się pozwoli strzec i prowadzić komuś ślepemu. Trzech zaś jest ślepców, którzy ją mogą sprowadzić z drogi, mianowicie: przewodnik duchowy, szatan i ona sama. By dusza mogła zrozumieć to, omówimy krótko każdy z tych przedmiotów.

30. Co do pierwszego, dusza pragnąca postępować w skupieniu i doskonałości, musi bardzo uważać, w czyje ręce się oddaje. Jaki bowiem jest mistrz, taki będzie i uczeń; jaki ojciec, taki będzie i syn. Zaznaczam zaś, że do tej drogi, a przynajmniej do najwyższej jej części, a również do środkowej, z trudnością znajdzie się biegły przewodnik, obdarzony wszystkimi potrzebnymi przymiotami, gdyż prócz wiedzy i roztropności potrzeba mu jeszcze doświadczenia. Chociaż bowiem fundamentem dla prowadzenia duszy jest wiedza i roztropność, to jednak gdy przewodnikowi duchowemu brakuje doświadczenia w rzeczach czysto duchowych, nie potrafi prowadzić duszy, której się Bóg oddaje, gdyż nie potrafi tego zrozumieć.

31. Z tego powodu kierownicy duchowi wyrządzają często wielu duszom wielkie szkody, gdyż nie znając dróg i właściwości ducha, sprawiają zwykle to, że dusze tracą namaszczenie tych delikatnych olejków, jakimi Duch Święty je namaszczał i przygotowywał dla siebie. Prowadzą je bowiem innymi, zwykłymi drogami, którymi sami szli lub czytali o nich, a które służą tylko dla początkujących. Znając tylko te początkowe drogi (dałby Bóg, żeby chociaż tak było!), nie pozwalają duszom wznosić się wyżej nad te początki i dyskursywno-wyobrażeniowe sposoby. I nie dopuszczają, by wyszły i przekroczyły zdolności naturalne, z których dusza tylko bardzo małą korzyść może osiągnąć.

32. By lepiej zrozumieć cechy właściwe początkującym, trzeba zaznaczyć, że i zadaniem ich i ćwiczeniem jest rozmyślanie za pomocą rozumowania i wyobraźni. Trzeba więc koniecznie dać tu duszy przedmiot, który by rozważała i roztrząsała, wzbudzając przy tym akty wewnętrzne, przez co wyrobi w swych zmysłach smak do rzeczy duchowych. Uczucie bowiem, karmiąc się smakiem duchowym, uwalnia się tym samym od smaku w rzeczach zmysłowych i obojętnieje dla rzeczy światowych.

Lecz gdy to pożądanie zmysłowe zasmakowało już w rzeczach duchowych i z pewną siłą i trwałością ustaliło się w nich, natychmiast zaczyna Bóg, jak to mówią, odłączać duszę od piersi i wprowadzać ją w stan kontemplacji. U niektórych osób, zwłaszcza zakonnych, może to nastąpić w bardzo krótkim czasie, gdyż te wyzbywszy się szybciej rzeczy światowych, dostosowują swój zmysł i pożądanie do Boga i wznoszą się do wyższego życia duchowego przez szczególne Boże działanie. Dzieje się to wtedy, gdy ustają czynności rozmyślania i rozważania samej duszy i znikają te początkowe słodycze i zapały zmysłowe, a dusza już nie może rozmyślać jak przedtem, ani znaleźć żadnego oparcia w zmysłach, pogrążonych teraz w oschłości, gdyż wstępuje już w sferę duchową, której zmysły nie mogą pojąć.

Ponieważ zaś wszystkie czynności, które dusza sama może wykonywać, nie mogą być inaczej wykonane, jak tylko z pomocą zmysłów, dlatego w tym stanie Bóg jest tym, który działa, a dusza tą, która doznaje; ona bowiem tylko przyjmuje i w niej dokonuje się dzieło, a dającym i działającym jest sam Bóg. On to więc daje jej w kontemplacji dobra duchowe, którymi są: poznanie i miłość Boga, czyli poznanie miłosne, przy czym dusza nie stosuje już aktów i rozważań naturalnych, gdyż nie może tak jak przedtem nimi się posługiwać.

33. Dlatego w tym czasie należy prowadzić duszę zupełnie innym sposobem niż początkowo. Bo jeśli przedtem poddawało się jej przedmiot do rozważania i rozmyślania, to teraz trzeba go usunąć, by się nad nim nie zatrzymywała, gdyż, jak mówię, nie może tego uczynić, choćby chciała i niekiedy zamiast się skupić, wpadnie w roztargnienie. I jeśli przedtem szukała słodyczy, miłości i zapału i znajdowała je, teraz nie może ich pragnąć ani szukać, gdyż przy największej nawet pilności nie tylko ich nie znajdzie, lecz popadnie w oschłość. Tymi czynnościami bowiem, jakie chce wykonywać przez zmysły, odwraca się od swego spokojnego i cichego szczęścia, które się jej udziela w ukryciu ducha, tracąc jedno, nie zyskuje drugiego, gdyż teraz przez zmysły nie udzielają się jej dobra tak, jak przedtem.

Dlatego w żaden sposób nie można w tym stanie nakłaniać duszy, by rozważała, obudzała w sobie akty i starała się o smak i zapał, gdyż to byłoby stawianiem przeszkody głównie działającemu, tj. Bogu, który ukrycie i w cichości napełnia duszę mądrością i poznaniem miłosnym, bez uwydatnienia poszczególnych aktów; chociaż czasem sprawia, że one się objawiają przez pewien czas w duszy. Dusza w tym czasie winna tylko miłośnie patrzeć na Boga, bez wykonywania poszczególnych aktów, zachowując się, jak mówiliśmy, biernie, nie czyniąc nic własną pilnością, lecz trwać niewzruszenie, z uwagą miłosną, prostą i szczerą jak ten, który otwiera oczy z myślą o miłości.

34. Gdy więc Bóg udziela się duszy przez proste i miłosne poznanie, i ona również powinna przyjmować Go przez to proste i miłosne poznanie, by w ten sposób złączyło się poznanie z poznaniem i miłość z miłością. Wypada bowiem, by otrzymujący, chcąc przyjąć i zachować to, co mu dają, upodobnił się sam do tego, co otrzymuje, a nie odróżniał się od tego. Filozofowie bowiem mówią, że “każda rzecz, którą się przyjmuje, jest w taki sposób w przyjmującym, jakim jest sam przyjmujący ją”.

Jasne więc jest, że jeśli dusza nie porzuci naturalnego sposobu działania, nie będzie mogła przyjąć tego dobra inaczej, jak tylko sposobem naturalnym, czyli nie przyjmie go wcale i pozostanie w swym działaniu naturalnym. Tego bowiem, co jest nadprzyrodzone, nie można pojąć w sposób naturalny, gdyż tu nie ma między nimi podobieństwa. Jeśli więc dusza zechce wtedy działać sama coś innego, jak tylko trwać w biernej uwadze miłosnej, o której mówiliśmy, całkowicie biernej i spokojnej, bez żadnej czynności naturalnej, dopóki sam Bóg nie pobudzi jej do jakiegoś aktu, wówczas stawia przeszkodę tym łaskom, których jej Bóg w sposób nadprzyrodzony udziela w miłosnym poznaniu. Początkowo przychodzi ten stan wśród oczyszczenia wewnętrznego, kiedy to dusza cierpi, jak już wyżej powiedzieliśmy, lecz później pogrąża się w słodyczy miłości.

Jeżeli to poznanie miłosne otrzymuje się biernie, co nie ulega wątpliwości, sposobem Bożym, nadprzyrodzonym, a nie przez naturalne działanie duszy, to wynika z tego, że dla jego przyjęcia dusza musi być całkowicie wyniszczona w swych działaniach naturalnych, wyzuta z nich, wolna, spokojna, cicha i pogodna na sposób Boży. Zachodzi tu podobieństwo z powietrzem, które im jest czystsze od mgieł, spokojniejsze i bardziej przejrzyste, tym je więcej prześwietla i ogrzewa słońce. Dlatego nie powinna się dusza do niczego przywiązywać, ani do aktywności rozmyślania, ani do żadnej słodyczy, czy to zmysłowej, czy duchowej, ani do jakichkolwiek innych pojmowań, gdyż koniecznie musi być wolna i wyzuta ze wszystkiego, bo jakakolwiek myśl, rozważanie, czy upodobanie, na którym by się chciała oprzeć, przeszkadzałoby jej, niepokoiło i rozpraszało w tym głębokim milczeniu, jakie winna zachować w swych zmysłach i w duchu dla usłyszenia głębokich i delikatnych słów, które mówi Bóg do jej serca w tej ciszy, jak to sam wyraził przez Ozeasza (Oz 2, 14). W największym więc spokoju i uciszeniu winna bacznie słuchać, co mówi do niej Pan Bóg, podobnie jak Dawid (Ps 84, 9), gdyż pokój przemawia w samotności.

35. Gdy tedy dusza znajdzie się już w stanie takiego milczenia i nasłuchiwania, powinna wówczas zapomnieć nawet o tej miłosnej uwadze, o której mówiłem, by była zupełnie wolna i podatna na działanie Pana. W tej uwadze miłosnej powinna tylko tak długo trwać, dopóki się sama nie poczuje pogrążoną w samotności, bierności wewnętrznej, zapomnieniu i nasłuchiwaniu duchowym. Stan ten, by go dusza mogła rozpoznać, przychodzi zawsze z chwilą pewnego, spokojnego wewnętrznego pogrążenia się w Bogu.

36. Gdy dusza zaczęła już wchodzić w ten prosty i spokojny stan kontemplacji, który przychodzi wówczas, gdy nie można już rozmyślać, choćby się nawet usilnie chciało, nie powinna wtedy pragnąć zajmować się rozmyślaniem ani opierać się na słodyczach i pociechach wewnętrznych, lecz pozostawać bez żadnego oparcia, oderwana duchem [od wszystkiego] i wzniesiona ponad wszystko, jak to musiał uczynić prorok Habakuk, by usłyszeć, co mu miał Pan powiedzieć; mówił bowiem: “Na straży mojej stać będę i zatrzymam się w twierdzy, a przypatrzę się, żeby ujrzeć, co mi powie” (Ha 2, 1). Innymi słowy: podniosę swoją myśl ponad wszelkie działania i wiadomości, które mogą pojąć i zatrzymać moje zmysły, zostawiając to wszystko poza sobą; zatrzymam krok mój w twierdzy moich władz, nie pozwalając im na własne działanie, abym mógł przyjąć w kontemplacji to, czego mi Bóg udziela; jak bowiem wspomnieliśmy, czysta kontemplacja polega na przyjmowaniu.

37. Nie można tej najwyższej mądrości i mowy Boga, jaką jest kontemplacja, dostąpić inaczej, jak tylko w duchu uciszonym, wyzutym ze wszystkich pociech i poznania płynącego z rozmyślania, gdyż, jak mówi Izajasz, “Kogóż Bóg będzie uczył umiejętności i komu da zrozumieć, co usłyszał?” I odpowiada: “odstawionym od mleka”, tj. od słodyczy i upodobań, i “odłączonym od piersi” (28, 9), tj. od wiadomości i pojmowań szczegółowych.

38. Usuń więc, duszo wewnętrzna, wszelkie zaprószenie z oczu i oczyść je z zamglenia, a rozbłyśnie ci jasne słońce i będziesz widziała jasno. A ty, mistrzu duchowy, wprowadź duszę w stan pokoju, wyrywając ją i uwalniając z jarzma i służalstwa niedołężnych jej działań, które są niewolą egipską, gdzie wszystko nie jest czymś większym, niż zbieranie źdźbeł do wypalania cegieł (Wj 1, 14; 5, 7-79) i prowadź ją do ziemi obiecanej, opływającej mlekiem i miodem (tamże, 3, 8. 17; 13, 5; 33, 3). Zważ, że Bóg ją woła na pustynię do wolności i świętej swobody dzieci Bożych, gdzieby mogła chodzić w szatach świątecznych, zdobna kosztownościami ze złota i srebra (tamże, 32, 2-3; 33, 5), porzuciwszy i pozostawiwszy ogołoconym z jego bogactw Egipt (Wj 12, 35), którym jest część zmysłowa. I nie tylko sam Egipt, lecz również Egipcjan zatapia (tamże, 14, 27-28) w morzu kontemplacji, gdzie Egipcjanin, czyli zmysł nie znajduje oparcia, ginie i pozostawia wolnym syna Bożego, którym jest duch wyzwolony z granic i poddaństwa działania zmysłów, to jest z ich słabego poznania, niskiego czucia, słabej miłości i upodobania. Wtedy bowiem Bóg da duszy słodką mannę (tamże, 16,14), której smak, chociaż ma te wszystkie smaki i upodobania (Mdr 16, 20-21), do których ty chcesz pociągnąć duszę przez jej własne wysiłki, jest jednak tak delikatny, że się rozpływa w ustach, a nie odczuwa się go, gdy się go łączy z innym smakiem czy inną rzeczą.

Dlatego też, gdy dusza dochodzi do tego stanu, staraj się ją uwolnić od wszelkiego pragnienia słodyczy, smaków, żądz, upodobań i rozmyślań duchowych i nie wprowadzaj jej w niepokój troską i staraniem o jakieś inne rzeczy wyższe, a tym mniej niższe, lecz wprowadzaj ją w całkowite ogołocenie i w możliwie jak największą samotność. Im pełniej bowiem to osiągnie i im szybciej dojdzie do tego beztroskiego uciszenia, tym obficiej spłynie na nią duch Bożej mądrości, miłosny, łagodny, samotny, spokojny, słodki i upajający ducha, w którym czuje się słodko zraniona i czule porwana, nie wiedząc przez kogo, gdzie i w jaki sposób. Ten duch bowiem udziela się jej bez jej własnego działania.

39. Nawet odrobina tego, co Bóg działa w duszy w tej świętej bezczynności i samotności jest niewymownym dobrem, czasem o wiele większym, niż to może przypuszczać dusza i jej kierownik. A chociaż nie zaraz takim się wydaje, jednak z czasem takim się okaże. Jedno tylko, co tu może z pewnością odczuć dusza, to pewne, czasem większe, to znowu mniejsze oddalenie od wszystkich rzeczy, skłonność do samotności i wstręt do wszystkich stworzeń ziemskich, w słodkim tchnieniu miłości i życia w głębi ducha. I wtedy wszystko, co nie jest tym oddaleniem się, sprawia jej wstręt, bo jak mówi przysłowie: gdy duch smakuje, ciało wstręt czuje.

40. Dobra jednak, jakie to pełne ciszy udzielanie się i kontemplacja pozostawiają w duszy, chociaż ona ich wtedy nie czuje, są, jak mówię, nieocenione, gdyż są to namaszczenia Ducha Świętego, najskrytsze, a tym samym najdelikatniejsze, które tajemnie napełniają duszę bogactwami darów i łask duchowych. A ponieważ dawcą ich jest Bóg, więc je też daje w mierze odpowiedniej Bogu.

41. Te namaszczenia i dary są nader delikatne i wzniosłe, gdyż sprawia je sam Duch Święty i z powodu tej ich delikatności i czystości subtelnej ani sama dusza, ani jej przewodnik nie mogą ich zrozumieć i tylko sam Sprawca je widzi, by się tym więcej cieszyć duszą. I bardzo łatwo, jednym tylko małym aktem woli, rozumu, pamięci, czy też przez zmysły, pożądanie, poznanie, smak i upodobanie, które by wtedy dusza sama chciała wzbudzić, mącą się one i znajdują przeszkodę w duszy, co jest niewymowną stratą, bólem i nieszczęściem.

42. O, zaiste, jest to ogromna strata! Bo choć się wcale nie widzi szkody, jaką się wyrządziło przeszkadzając tym świętym namaszczeniom, jednak jest ona większa, boleśniejsza i smutniejsza niż upadek i zguba wielu zwykłych dusz, które nie miały na sobie tych wzniosłych blasków i rysów. Podobnie, jak nierównie większą i boleśniejszą byłaby szkoda, gdyby jakaś nieumiejętna ręka zeszpeciła złymi i niedobranymi farbami jedno oblicze na niezmiernie cennym obrazie niż wiele twarzy na innych, pospolitych obrazach. Bo któż może naprawić to dzieło najczulszej ręki Ducha Świętego, gdy jej przeszkodziła inna, niezdarna ręka?

43. A chociaż jest to szkoda większa i boleśniejsza, niż to można ocenić, jednak bywa tak częsta i powszechna, że rzadko znajdzie się jakiś przewodnik duchowy, który by jej nie spowodował w duszach, które Bóg zaczyna wprowadzać tym sposobem w stan kontemplacji. Bo gdy Bóg namaszcza duszę rozmyślającą pewnym tylko delikatnym olejkiem poznania miłosnego, pogodnego, spokojnego, samotnego i bardzo dalekiego od zmysłów i od tego, co można pojąć i gdy ona nie może już rozważać ani rozmyślać o jakimś przedmiocie, ani znaleźć upodobania w ziemskich czy duchowych rzeczach, gdyż Bóg ją pociąga i ona jest zajęta tym samotnym zjednoczeniem, skłonna do spoczywania i samotności, przychodzi wtedy jakiś kierownik duchowy umiejący tylko kuć i młotem uderzać, jak kowal, a nie poznawszy tego stanu, gdyż sam zaledwie umie rozmyślać, rozkazuje: porzuć ten spoczynek, który jest tylko próżnowaniem i marnowaniem czasu, zabierz się do rozmyślania, do wzbudzania aktów wewnętrznych; tu potrzeba, byś sama z siebie działała, gdyż wszystko inne to tylko przywidzenia i głupstwa.

44. Tacy przewodnicy, nie znający stopni modlitwy ani dróg duchowych, nie widzą, że ta praca, którą polecają duszy i ta droga rozmyślania, po której ją chcą prowadzić, już została przebyta. Dusza weszła już w stan, w którym ustaje działanie zmysłów i rozważanie, weszła na drogę ducha, w stan kontemplacji, gdzie ustaje działanie zmysłów i kończy się rozważanie. Działa tu sam Bóg i mówi skrycie do niej samotnej i milczącej. A gdy tę duszę, będącą już na stopniu, o którym mówiliśmy, chcą z powrotem wprowadzić na drogę zmysłów, zmuszają ją tym samym do cofania się wstecz i do oddalania się od kresu, do którego dąży. A przecież, kto doszedł już do wyznaczonego celu i mimo to chciałby jeszcze zdążać do niego, nie tylko naraziłby się na śmieszność, lecz również od tego celu by się oddalił.

Po dojściu przez działanie władz do tego cichego skupienia, do którego każda dusza zmierza i w którym już ustaje działanie tychże władz, nie tylko byłoby daremne znów posługiwać się władzami, by dojść do wspomnianego skupienia, lecz nadto spowodowałoby to rozproszenie owego skupienia, jakie już osiągnęła.

45. Mistrzowie ci, nie pojmując, jak mówię, czym jest skupienie i ta duchowa samotność duszy, którą Bóg tak wzniosie namaszcza, stosują i przeciwstawiają temu inne namaszczenia niższych ćwiczeń duchowych, czyli działania samej duszy, jak to już wspomnieliśmy. Powstaje wtedy między owymi dwoma stanami taka różnica, jaka zachodzi pomiędzy dziełem ludzkim a boskim, pomiędzy bytem naturalnym a nadprzyrodzonym; gdyż w pierwszym stanie Bóg działa w sposób nadprzyrodzony w duszy, a w drugim sama dusza działa w sposób naturalny.

A najgorszym jest to, że przez działanie naturalne traci dusza samotność i skupienie wewnętrzne, a co za tym idzie, niweczy wzniosłe dzieło, którego Bóg w niej dokonywał. I tak wszystko jest daremne: traci jedno, a nie zyskuje drugiego.

46. Niech więc rozważą ci przewodnicy dusz i mają w pamięci, że głównym działającym, prowadzącym i pobudzającym dusze w tej pracy nie są oni, lecz Duch Święty, który nigdy o te dusze troszczyć się nie przestaje. Oni są tylko narzędziami do kierowania nimi w dążeniu do doskonałości, w wierze i prawie Bożym, według tego ducha, jakiego każdej z nich Pan Bóg daje.

Jedynym więc zadaniem ich jest nie dostosowywanie tych dusz do swych metod i zapatrywania, tylko baczenie na drogę, po której je Pan prowadzi, a jeśli jej nie znają, niech je pozostawią, a nie wtrącają ich w rozterkę. Uwzględniając drogę i ducha, jakimi je Bóg prowadzi, niech się starają raczej skierowywać je do coraz to większej samotności, uciszenia i wolności ducha, zostawiając im wskazówki, by nie przywiązywały zmysłów ciała czy ducha do poszczególnych rzeczy wewnętrznych czy zewnętrznych, skoro Bóg je prowadzi przez tę samotność. Niech się nie martwią i nie obawiają myśląc, że nic się nie czyni. Bo chociaż wtedy dusza sama nic nie czyni, ale za to Bóg w niej działa.

Niech wspierają duszę w dążeniu do takiej swobody i wprowadzają w [samotność i] spokój, by nie była skrępowana żadnym poszczególnym poznawaniem, żadną rzeczą duchową czy ziemską, żadnym pożądaniem jakiegoś smaku czy upodobania i w ogóle żadnym innym wrażeniem, lecz żeby była opróżniona w całkowitym wyzbyciu się wszelkiej rzeczy stworzonej, w zupełnym ubóstwie ducha. O to bowiem jedynie ma się starać dusza ze swej strony, jak naucza sam Syn Boży, mówiąc: “Każdy z was, który nie wyrzeka się wszystkiego, co ma, nie może być uczniem moim” (Łk 14, 33). Słowa te odnoszą się nie tylko do wyrzeczenia się przez wolę rzeczy cielesnych i doczesnych, lecz również do ogołocenia się z duchowych, gdyż na tym właśnie opiera się ubóstwo ducha, do którego jest przywiązane błogosławieństwo Syna Bożego (Mt 5, 3).

Gdy więc dusza całkowicie wyzuła się z siebie i uwolniła się od jakiegokolwiek przywiązania, czyli uczyniła to, co tylko ze swej strony uczynić była powinna i mogła, to jest rzeczą niemożliwą, by Bóg nie działał również ze swej strony i nie udzielał się jej, przynajmniej w ukryciu i w milczeniu. Jest to bardziej niemożliwe niż to, by słońce nie rzuciło swych promieni w czyste i pogodne miejsce. Bo jak słońce podnosi się rankiem, by rzucić snop światła do twej chaty, gdy otworzysz okiennicę, tak i Pan “nie zdrzemnie się ani nie zaśnie, który strzeże Izraela” (Ps 120, 4), ani chwilki nie śpi i natychmiast wejdzie do duszy ogołoconej i napełni ją boskimi skarbami.

47. Bóg więc unosi się jak słońce nad duszami, by się im udzielić, a ich przewodnicy niech tylko starają się przygotować je do tego przez praktykę doskonałości ewangelicznej, która polega na ogołoceniu się i próżni zmysłowej i duchowej. Niech sami nie pragną budować dalej, gdyż to należy już do samego “Ojca światłości, od którego zstępuje wszelki dar dobry i każda wzniosła łaska” (Jk 1, 17). Bo jak Dawid mówi: Jeżeli Pan nie zbuduje domu, próżno pracują, którzy go budują (Ps 126, 1). Pan bowiem jest niebieskim budowniczym i wzniesie w każdej duszy nadprzyrodzony gmach, jaki chce, jeśli tylko ty przygotujesz tę duszę sprawiając, by się wyzbyła wszelkich własnych działań i odczuć naturalnych, bo one czynią ją niezdolną do budowy nadprzyrodzonej, owszem, raczej ją osłabiają, niż wspomagają. Twoim więc obowiązkiem jest przeprowadzić to przygotowanie w duszy, a do Boga należy, jak mówi Mędrzec, “kierować krokami jej” (Prz 16, 9) do skarbów nadprzyrodzonych taką drogą i takim sposobem, jakich ani dusza sama, ani ty nie pojmujesz.

Nie mów więc: Ta dusza wcale nie postępuje, gdyż nic nie czyni! Chociaż jest prawdą, że nic nie czyni, lecz właśnie przez to samo, że nic nie czyni, okażę ci, że czyni wiele. Jeśli bowiem rozum swój uwolni od cząstkowych pojęć, czy to naturalnych, czy duchowych, postępuje naprzód, a im bardziej się wyzbędzie tych pojęć cząstkowych i aktów rozumowania, tym szybciej postępuje wznosząc się do najwyższego, nadprzyrodzonego dobra.

48. Powiesz może, że dusza, nie rozważając poszczególnych rzeczy nie może postępować naprzód. Przeciwnie, uważam, że właśnie gdyby miała te pojęcia poszczególne, nie mogłaby iść naprzód, dlatego że Bóg, do którego się wznosi rozum, przewyższa ten rozum, jest więc niepojęty i niedostępny dla rozumu. Toteż jak długo rozum idzie drogą własnego poznawania, nie zbliża się do Boga, lecz oddala się od Niego. Musi więc rozum najpierw wyzbyć się siebie i swych pojęć i wierząc, a nie rozumiejąc, przez wiarę dążyć do Boga. I w ten sposób dochodzi rozum do doskonałości, gdyż tylko przez wiarę, a nie przez inny środek łączy się z Bogiem; i więcej się zbliża do Boga nie rozumiejąc, niż rozumiejąc. Nie trap się więc, bo gdy rozum nie cofa się (co byłoby wtedy, gdybyś go chciał zajmować poznawaniem poszczególnych rzeczy i innymi rozumowaniami i pojęciami, byle tylko nie był bezczynny), to postępuje naprzód, gdyż pozbywa się wszystkiego, co go mogło zajmować; żadna bowiem z tych rzeczy nie była Bogiem, który, jak wspomnieliśmy, nie może wejść do serca czymś zajętego.

W tym stanie doskonałości, jeśli się nie cofa, postępuje się naprzód; a postępowaniem rozumu jest wkraczanie coraz głębiej w wiarę, czyli coraz większe zaciemnianie się jego, gdyż wiara jest mrokiem dla rozumu. Rozum bowiem nie mogąc poznać, jakim jest Bóg, z konieczności musi dążyć do Niego poddany i niepojmujący; i korzystne dla niego będzie czynić właśnie to, co ty potępiasz, tj. wyzbyć się wszelkich pojęć cząstkowych, gdyż przez nie nie może wznieść się do Boga, a przeciwnie utrudnia sobie drogę do Niego.

49. Jeśli rozum, powiesz, nie zastanawia się nad poszczególnymi rzeczami, wola będzie bezczynna i nie będzie kochała, a przecież to zawsze należy czynić na drodze duchowej. Wola bowiem może kochać tylko to, co rozum pojmuje.

Jest to prawdą, zwłaszcza w czynnościach i aktach naturalnych duszy, gdzie wola kocha tylko to, co rozum cząstkowo pojmuje. Lecz w kontemplacji, o której mówimy, a którą Bóg sam z siebie wlewa w duszę, nie potrzebuje jej już cząstkowego poznania ani rozważań, gdyż w jednym akcie udziela jej Bóg światła i miłości razem, czyli miłosnego, nadprzyrodzonego poznania, które możemy określić jako światło pełne gorąca rozpalającego, gdyż to światło równocześnie rozpala miłość. Poznanie to jest trudne i ciemne dla rozumu, gdyż jest poznaniem przez kontemplację, która, jak mówi św. Dionizy, jest “promieniem ciemności”.

Jakie zaś jest poznanie rozumu, taka jest i miłość woli. A ponieważ dla rozumu to poznanie, które Bóg wlewa, jest ogólne i ciemne, bez rozróżniania poznań umysłowych, tak również i wola miłuje ogólnie, bez odróżniania jakiejś rzeczy osobno pojętej. Bóg bowiem, będąc boskim światłem i miłością, w tym, czego udziela z siebie duszy, jednakowo obdarza poznaniem i miłością te dwie władze: rozum i wolę. A ponieważ On jest niepojęty w tym życiu, poznanie to, jak mówię, jest ciemne, a taką samą jest miłość woli.

Czasem jednak w tym delikatnym udzielaniu daje się Bóg więcej i więcej przenika jedną władzę niż drugą i niekiedy odczuwa się więcej poznania niż miłości, innym razem znów więcej miłości niż poznania, czasem samo tylko poznanie bez miłości, albo samą miłość bez poznania.

Dlatego też twierdzę, że chociaż dusza wykonuje akty naturalne przy pomocy rozumu i nie może kochać bez uprzedniego poznania, to zupełnie inaczej jest wówczas, gdy Bóg sam działa i wlewa poznanie, tak jak tej duszy, o której tu mówimy. Wtedy bowiem może się udzielać jednej władzy bez drugiej; może więc rozpłomienić wolę dotknięciem żaru swej miłości, chociaż rozum nic nie pojmuje, tak jak człowiek może się ogrzać przy ogniu, chociaż go nie widzi.

50. W ten sposób wola czuje się często rozpłomieniona, wzruszona i rozmiłowana bez tego poznawania i pojmowania poszczególnych przedmiotów, jakie było przedtem, gdyż Bóg w niej rozrządza miłość, jak to mówi oblubienica z Pieśni nad pieśniami: “Wprowadził mnie do piwnicy winnej, rozrządził we mnie miłość” (2, 4).

Dlatego nie trzeba się lękać bezczynności woli w tym wypadku, bo jeśli ona zaprzestaje wzbudzać akty miłości przy poszczególnych Poznaniach, wtedy wzbudza je w niej sam Bóg, upajając ją skrycie miłością wlaną, czy to przez poznanie z kontemplacji, czy też bez niej, jak to już powiedzieliśmy, i te akty o tyle są słodsze i bardziej zasługujące od tych, które by sama dusza mogła spełniać, o ile wyższy jest ten, który wzbudza i wlewa tę miłość, czyli sam Bóg.

51. Tę miłość wlewa Bóg woli, gdy niczym nie jest zapełniona i gdy wyzbyła się wszelkich innych upodobań i odczuć cząstkowych, do bądź duchowych, bądź zmysłowych rzeczy. Dlatego też należy się usilnie starać, by wola była ogołocona i wyzbyta ze swych odczuć, bo jeśli się nie cofa wstecz za poszukiwaniem jakichś odczuć i smaków, postępuje naprzód, chociażby nie czuła tego wyraźnie, wznosząc się ponad wszystkie rzeczy do Boga, gdyż w niczym innym nie ma upodobania. I chociaż nie smakuje i nie kocha Boga w sposób bardzo szczegółowy, ani nie kocha szczegółowym aktem, to jednak smakuje Go w tym ogólnym wlaniu ciemnym i tajemniczym więcej niż przez te wszystkie poszczególne rzeczy. Widzi bowiem wtedy jasno, że żadna z tych rzeczy nie da jej takiego smaku, jak to samotne ukojenie. I kocha wtedy Boga ponad wszystkie inne miłe rzeczy, bo wszystkie ich odczucia i smaki odrzuciła i już jej one nie sprawiają przyjemności.

Nie ma powodu, by martwić się pytaniem, czy wola postępuje nie mogąc się zatrzymywać na poszczególnych aktach; skoro bowiem nie cofa się wstecz, bo nie dąży do osiągnięcia czegoś zmysłowego, to już zbliża się do tego, co niedostępne, tj. do Boga. Stąd nic dziwnego, że wola tego nie odczuwa.

A zatem, by wola mogła wznosić się do Boga, musi się raczej uwalniać od wszystkich rozkosznych i smakowitych rzeczy, niż się opierać na nich, gdyż wtedy dopiero spełnia należycie przykazanie miłości, mianowicie miłuje Boga ponad wszystkie rzeczy, czego nie może osiągnąć bez ogołocenia i wyzbycia się wszystkiego.

52. Również nie należy się obawiać, gdy pamięć jest pozbawiona swych form i kształtów, gdyż Bóg również nie ma form ani kształtów, więc pamięć wtedy z całą pewnością zbliża się do Boga. Im więcej bowiem opiera się na wyobraźni, tym bardziej oddala się od Boga i większe jej grozi niebezpieczeństwo; Bóg bowiem, będąc niepojęty, nie może podpadać pod wyobraźnię.

53. Bywają jednak przewodnicy duchowi nie rozumiejący dusz, które znajdują się w tym stanie cichej i samotnej kontemplacji, gdyż sami nie doszli do niej; nie wiedząc nawet, czym jest wyjście z rozmyślań dyskursywnych, jak wspomniałem, sądzą, że one próżnują. Dręczą je więc i pozbawiają spokoju uciszonej i kojącej kontemplacji, którą dawał im sam Bóg, a wprowadzają je na drogę rozmyślania i rozważań wyobrażeniowych i nakłaniają je, by wzbudzały afekty wewnętrzne. Znajdują w tym owe dusze odrazę, oschłość i roztargnienie, gdyż czują pragnienie pozostawania w swej świętej bezczynności, w kojącym i spokojnym skupieniu. A ponieważ zmysły nie znajdują wówczas przedmiotu, w którym by mogły smakować, czego się uchwycić i co czynić, ci mistrzowie zachęcają dusze, by się starały nabywać smaków i zapałów, gdy właśnie przeciwnie powinni im radzić. Nie mogąc więc wywołać ich słodyczy i wejść w nie, jak przedtem, gdyż czas na to już przeszedł i inna teraz jest ich droga, niepokoją się te dusze podwójnie, myśląc, że idą ku zgubie, a ci przewodnicy utwierdzają je jeszcze w tym mniemaniu i w ten sposób wysuszają ich ducha i pozbawiają je tych namaszczeń bezcennych, jakie im w samotności i uciszeniu Bóg dawał, co, jak powiedziałem, jest niewymowną szkodą. Przyprawiają je o cierpienie i szkodę, gdyż tracą wszystko i martwią się daremnie.

54. Nie wiedzą ci kierownicy, co to jest duch. Wyrządzają Bogu wielką krzywdę i zniewagę, przykładając swą niezdarną rękę do dzieła, które sam Bóg wykonuje. Wiele bowiem kosztowało Boga przywieść owe dusze aż do tego stopnia i ceni sobie to bardzo, że doszły już, odnośnie do swych władz i działań, do tej samotności i próżni, gdzie może mówić do ich serca, czego zawsze pragnie. Wtedy bowiem bierze duszę za rękę, króluje w niej w obfitości pokoju i spoczynku i sprawia, że ustają działania naturalne jej władz, którymi pracując całą noc, nic nie zrobiły (Łk 5, 5), oraz ucisza już ich ducha bez działania zmysłów. Albowiem zmysł swym działaniem nie jest zdolny pojąć ducha.

55. Jak bardzo ceni Bóg ten spokój i uśpienie czy wyniszczenie, widać jasno z tego pełnego wyrazu, usilnego poprzysięgania w Pieśni nad pieśniami: “Poprzysięgam was, córki jerozolimskie, przez sarny i przez jelenie polne, abyście nie budziły ani nie dawały ocknąć się miłej, dokąd sama nie zechce” (3, 5). Daje tu do zrozumienia, jak bardzo ceni to uśpienie i samotne zapomnienie, czyniąc wzmiankę o zwierzętach samotnych i ukrytych. Ci mistrzowie duchowi jednak nie chcą, by dusza spoczywała i trwała w milczeniu, lecz by wciąż się znoiła i pracowała, a przez to nie zostawiła miejsca działaniu Boga; i sprawiają, że to, co On sam w duszy działa, psuje się i rozprasza jej działaniem. W ten sposób wprowadzają liszki, które niszczą kwitnącą winnicę duszy (Pnp 2, 15). Dlatego skarży się na nich Pan przez Izajasza: “Wyście spaśli winnicę moją” (3, 14).

56. Błądzą ci mistrzowie zapewne w dobrej wierze, gdyż nie mają dostatecznej wiedzy. To jednak nie usprawiedliwia ich lekkomyślnych rad, jakich udzielają bez uprzedniego zrozumienia drogi duchowej, po której idzie dusza, nie usprawiedliwia tego nierozumnego wtrącania się do rzeczy, których nie pojmują, gdyż powinni je zostawić tym, co je znają. A jest to rzeczą niemałej wagi i niemała wina przyprawić swymi radami duszę o stratę nieocenionych skarbów, a czasem nawet sprowadzić ją na manowce.

Ten więc, co lekkomyślnie błądzi, będąc obowiązany, jak każdy inny w swoim zawodzie, do dobrego spełniania swych obowiązków, nie umknie kary według miary zła, które wyrządził. Sprawy bowiem Boże należy traktować z największą rozwagą i z oczyma dobrze otwartymi, zwłaszcza w rzeczach tak wielkiej wagi, w obowiązku tak wzniosłym jak kierownictwo dusz, gdzie postępując dobrze zyskuje się wprost nieskończone skarby, a błądząc ponosi się poniekąd nieskończoną stratę.

57. Choćbyś chciał znaleźć dla nich jakieś uniewinnienie, którego ja nie widzę, nie możesz jednak uniewinnić tego, który prowadząc jakąś duszę, nigdy jej nie pozwala wyjść spod swojej ręki z powodu względów ludzkich, jakimi się kieruje, a które nie zostaną bez kary. Jest bowiem rzeczą pewną, że jeśli dusza chce postępować na drodze duchowej, na której Bóg ją zawsze wspomaga, musi zmienić styl i sposób modlitwy i wymaga innych, wyższych pouczeń niż jego i innego ducha.

Bo nie wszyscy posiadają wiedzę, potrzebną do wszystkich stopni i okresów drogi duchowej i nie wszyscy mają ducha tak doskonałego, aby mogli poznać, jak należy prowadzić duszę i kierować nią w każdym stadium życia duchowego.

Przynajmniej więc nie powinien kierownik sam w siebie tego wmawiać, że jest do wszystkiego zdolny, albo że Bóg nie zechce już prowadzić wyżej duszy. Nie każdy, kto umie obrabiać drzewo, potrafi wyrzeźbić figurę; nie każdy, kto potrafi wyrzeźbić figurę, potrafi ją pomalować; nie każdy wreszcie umiejący pomalować figurę, potrafi wykonać ostatnie pociągnięcia dla doskonałego jej wykończenia. A każdy z nich może tylko to wykonać w figurze, co umie, bo gdyby chciał coś więcej robić, zepsułby całą.

58. Więc patrz! Jeśli jesteś tylko cieślą, czyli masz wyrobić w duszy pogardę świata i ducha umartwienia jej pożądań, a co najwyżej jesteś rzeźbiarzem, czyli masz ją wprowadzić w święte rozmyślania, a więcej już nie umiesz, jakże poprowadzisz tę duszę aż do najwyższej doskonałości, do ostatnich, delikatnych wykończeń obrazu, jakie nie polegają już na ociosywaniu, rzeźbieniu czy wygładzeniu, lecz na dziele, które sam Bóg ma w niej spełnić?

I dlatego nie ulega wątpliwości, że jeśli będziesz krępował duszę swą wiedzą, której zasięg jest ograniczony, to ta dusza musi się albo cofać, albo co najmniej nie postępować naprzód. Bo i jaka to będzie figura, pytam, jeśli będziesz tylko walił w nią młotem i wciąż ociosywał, co odnośnie do duszy oznacza samo tylko posługiwanie się władzami? Kiedy będzie ukończona rzeźba? Kiedy i jak może ją Bóg pomalować? Czy jest możliwe, byś ty sam potrafił spełnić wszystkie te zadania i uważał się za tak doskonałego, że nigdy dusza nie będzie potrzebowała nikogo, prócz ciebie?

59. Przypuśćmy, że masz wszystkie dane do prowadzenia pewnej duszy, która może nie będzie miała daru do dalszego postępu, lecz jest prawie niemożliwe, byś je miał dla wszystkich dusz, których nie wypuszczasz spod swej ręki. Każdą bowiem duszę prowadzi Bóg odrębnymi drogami i z trudnością znajdzie się ktoś, kto by w znacznej mierze co do sposobu swego postępowania zgadzał się z drugim. Bo któż osiągnie to, by jak św. Paweł stać się wszystkim dla wszystkich, by wszystkich pozyskać? (7 Kor 9, 22). Ty więc tyranizujesz tylko dusze, pozbawiasz je wolności i sobie jedynie przysądzasz wszechstronną znajomość nauki ewangelicznej, skoro nie tylko starasz się, by cię nie opuszczały, lecz co gorsza, gdy się dowiesz, że któraś przypadkiem udała się do innego z jakąś sprawą, której nie śmiała tobie zwierzyć, lub sam Bóg ją natchnął do tego, by ktoś inny ją pouczył o tym, czegoś ty nie potrafił, wówczas odnosisz się do niej z taką zazdrością, czego nie mogę powiedzieć bez wstydu, jaka istnieje między małżonkami. A gorliwość ta nie ma na celu chwały Bożej ani postępu tej duszy, nie możesz bowiem myśleć, że opuściwszy ciebie, opuściła i Boga, lecz pochodzi z twojej pychy, zarozumiałości czy innej niedoskonałej pobudki.

60. Bardzo się obraża Bóg na tego rodzaju kierowników i zapowiada im karę przez proroka Ezechiela, mówiąc: “Mleko jadaliście i wełną się przyodziewaliście, i co tłustszego było, zabijaliście, a trzody mojej nie paśliście. Ja sam tedy będę szukał trzody mojej z rąk waszych” (34, 3 i 10).

61. Winni więc mistrzowie duchowi pozostawić wolność duszom i pozwolić im zwrócić się do innego kierownika i to z największą życzliwością, gdyż nie wiedzą, jaką drogą chce je Bóg prowadzić. Mają to czynić zwłaszcza wtedy, gdy już nie smakuje duszy ich nauka, co jest znakiem, że Bóg tę duszę prowadzi już inną drogą, i że potrzebne jej już inne przewodnictwo. Owszem, o tym wszystkim powinni je dotychczasowi kierownicy pouczyć, gdyż przeciwne postępowanie jest tylko wypływem nierozumnej pychy, zarozumiałości lub jakiegoś innego roszczenia.

62. Lecz zostawmy już tę metodę, a pomówmy o innej, bardziej zgubnej, którą ci mistrzowie lub inni, jeszcze gorsi od nich, stosują. Bo zdarza się, że namaszcza Bóg niektóre dusze olejkami świętych pragnień i pobudek, by porzuciły świat, zmieniły cały sposób życia i wzgardziwszy światem służyły Bogu, co Bóg wysoko ceni, skoro przyprowadził je do tego; rzeczy bowiem światowe są dalekie od Jego woli. Oni tymczasem, opierając się na ludzkich rozumowaniach i ze względów zupełnie przeciwnych nauce Chrystusa, Jego pokorze i wzgardzie wszystkich rzeczy, bacząc tylko na swoją korzyść czy upodobanie, lub czując obawę nie wiadomo przed czym, utrudniają to wszystko duszom, odkładają, lub co gorsza, starają się im wybić te myśli z głowy. Mając sami ducha oziębłego, zeświecczałego, mało Chrystusem przepojonego, nie wchodzą sami przez ciasną bramę żywota i innym nią wejść nie pozwalają. I tym grozi nasz Zbawiciel przez św. Łuksza, mówiąc: “Biada wam…, i tym, którzy by wnijść chcieli, zabraniacie (Łk 11, 52).

Tacy rzeczywiście są zaporą i zawadą w bramie niebieskiej, przeszkadzają wejść przez nią tym, którzy szukają ich rady. I choć wiedzą, że Bóg polecił im, by nie tylko wpuszczali i pomagali, lecz by zmuszali do wejścia przez nią, mówiąc przez św. Łukasza: “Wynijdź na drogi i opłotki, a przymuszaj do wejścia, aby dom mój był zapełniony” (Łk 14, 23), to jednak czynią przeciwnie, powstrzymując dusze, by nie wchodziły.

Jest więc taki kierownik ślepcem, zdolnym zakłócić życie duszy, którym jest Duch Święty. Dzieje się to w różny sposób u tych mistrzów duchowych, jak było powiedziane: jedni czynią to mimo woli, inni świadomie. Jednak i jedni, i drudzy nie pozostaną bez kary, gdyż obowiązkiem ich jest wiedzieć i rozważyć, co czynią.

63. Drugim ślepcem, jak mówiliśmy, mogącym przeszkodzić duszy w tym rodzaju skupienia jest szatan, który sam będąc ślepy, chce, by i dusza taką była. W tych najwyższych bowiem samotnościach, w których zlewają się do duszy delikatne namaszczenia Ducha Świętego, (względem których czuje szatan wielką zazdrość i nienawiść, bo widzi, że nie tylko się dusza ubogaca, lecz że ulatuje wysoko i nie może jej w niczym pochwycić, gdyż jest całkowicie ogołocona, daleka od wszelkiego stworzenia, nawet od jego śladu), stara się dać jej w tym ogołoceniu jakieś formy wiedzy i cienie smaków zmysłowych, czasem nawet dobrych. Czyni to w tym celu, by ją pociągnąć i zawrócić do cząstkowych pojęć i działań z pomocą zmysłów, żeby zatrzymała przy nich uwagę i smakowała w tych słodyczach i smakach rzekomo dobrych, i przez nie szła do Boga.

W ten sposób bardzo łatwo ją rozprasza i wyrywa z tej samotności i skupienia, w którym, jak powiedzieliśmy, Duch Święty dokonuje tych wielkich ukrytych dzieł. Dusza bowiem, będąc ze swej natury skłonna do odczuwania i kosztowania, z największą łatwością przywiązuje się do tych wiadomości i słodyczy, jakie jej szatan podsuwa, zwłaszcza gdy ich sama pragnie i nie zna drogi, po której idzie. I tak wychodzi z samotności, do której ją Bóg wprowadził. A że przedtem w tej samotności i odpocznieniu jej władz nic sama nie czyniła, więc teraz wydaje się jej lepszym to, że sama może coś czynić.

Wielka szkoda, że dusza nie rozumie tego i dla małego kąska poznawania szczegółowego czy smaku, nie pozwala, by ją Bóg pochłonął, czego dokonuje On właśnie za pomocą tych duchowych, samotnych namaszczeń.

64. W ten sposób, przez taką drobnostkę, wyrządza szatan największe szkody, przyprawiając duszę o stratę wielkich skarbów, wyciągając ją małą przynętą jak rybę z głębin przejrzystych wód ducha, gdzie bez żadnej podpory i zatrzymania była zanurzona i pogrążona w Bogu. I wyciąga ją szatan na brzeg, dając jej podporę i grunt pod stopami, by sama szła po ziemi wśród trudów, a nie kąpała się “w wodach Siloe, które płyną cicho” (Iz 8, 6), zanurzona w Bożych olejkach.

Ponieważ tutaj mała tylko szkoda jest większa niż wielkie szkody wyrządzone w innych duszach, jak wspomnieliśmy, więc szatan czyni tu nadzwyczajne wysiłki i rzadko kiedy znajdzie się dusza idąca tą drogą, której by nie wyrządził wielkiej szkody i nie przyprawił jej o wielkie straty. Wykorzystując bowiem ten duch przewrotny z wielką zręcznością związek, jaki zachodzi między duchem a zmysłami, oszukuje i karmi dusze przez zmysły, przeciwstawiając duchowi, jak powiedzieliśmy, rzeczy zmysłowe. Dusza zaś nie przypuszczając, że to jest zgubne, nie wchodzi w głębię Umiłowanego, lecz zatrzymuje się u bramy patrząc co się dzieje zewnątrz, w części zmysłowej.

“Wszystko, co jest wysokie, widzi szatan”, mówi Job (41, 25), tzn. widzi duchową wysokość dusz, by ją zwalczać. I jeżeli przypadkiem jakaś dusza wchodzi w głębokie skupienie, tak że nic jej już nie może przyprawić o roztargnienie, stara się przynajmniej przerażeniem, lękiem, cierpieniami fizycznymi lub wrażeniami zmysłowymi i wrzawą zewnętrzną zwrócić jej uwagę na zmysły, by wyrwać ją na zewnątrz i wyprowadzić z głębi ducha. A dopiero wtedy, gdy się przekona, że nic nie może, zostawia ją w spokoju.

Z taką jednak łatwością przeszkadza osiągnięciu owych wielkich bogactw i przyprawia o straty te drogie Bogu dusze, że chociaż ceni to wyżej niż zepsucie wielu innych dusz, dla łatwości jednak i małego trudu, z jakim to czyni, nie uważa tego za rzecz wielką.

W tym sensie bowiem możemy tu zastosować słowa Boże wypowiedziane do Joba: “Oto wypije rzekę, a nie zadziwi się, i ma nadzieję, że się Jordan wleje w paszczę jego”. Rozumie się przez to najwyższy stan doskonałości. “Przed oczyma jego jako wędą chwyta się go i palami przekłuwa nozdrza jego” (40, 18-19). To znaczy: uderzając ją ostrzami wiadomości, rozprasza jej ducha; powietrze bowiem, które wychodzi przez nozdrza, rozprasza się na wszystkie strony, gdy one są przedziurawione. I dalej mówi: “Pod nim będą promienie słoneczne i naściele sobie złota jako błota” (41, 21). Przyprawia bowiem duszę o utratę przedziwnych promieni poznania Boga, jakimi dusze były oświecone, niszczy i rozrzuca kosztowne złoto Bożych barw, którym dusze były ubogacone.

65. Więc, o dusze, gdy wam Bóg daje te nadziemskie łaski prowadząc was drogą samotności i skupienia, oderwijcie się od niskiego odczuwania, nie wracajcie do zmysłów! Zaniechajcie waszego własnego działania, bo jeżeli ono przedtem, gdyście były początkującymi, dopomagało wam do zaparcia się świata i samych siebie, to teraz, gdy Bóg czyni wam tę łaskę, iż sam w was działa, będzie wam tylko wielką przeszkodą i zawadą. Gdy tylko będziecie się starały nie zajmować waszych władz żadnymi rzeczami, lecz będziecie je odrywać od wszystkiego, by się w nic nie uwikłały, co jedynie należy wam czynić w tym stanie, a przy tym będziecie trwać w tej prostej uwadze miłosnej, jak to wyżej już powiedziałem, żadnego innego nacisku na duszę nie wywierając, chyba tylko dla ogołocenia jej i uwolnienia ze wszystkiego, byście nie zmąciły i nie zburzyły jej pokoju i uciszenia, wtedy nakarmi was Bóg pokarmem niebiańskim, gdyż Mu w niczym nie będziecie przeszkadzały.

66. Trzecim ślepcem jest sama dusza, która nie rozumiejąc swego stanu, jak wspomnieliśmy, niepokoi się i sama sobie wyrządza szkodę. Nie umiejąc bowiem działać inaczej, jak tylko z pomocą zmysłów i rozważania, gdy ją Bóg chce wprowadzić w tę próżnię i samotność, gdzie nie może posługiwać się władzami i wzbudzać aktów, widząc, że nic nie robi, stara się coś czynić i w ten sposób rozprasza się, napełnia oschłością i niesmakiem, podczas gdy poprzednio kosztowała słodyczy pokoju i ciszy duchowej, którymi Bóg napełniał ją skrycie.

I zdarza się czasem, że Bóg usiłuje utrzymać ją w tym cichym odpocznieniu; ona zaś usiłuje z pomocą wyobraźni i rozumu działać sama i wtedy jest jak to dziecko, które, gdy matka chce je wziąć w ramiona, krzyczy i upiera się iść samo, a w rezultacie ani samo nie idzie, ani matce iść nie pozwala; lub jest jak figura, którą malarz chce pomalować, a ktoś inny nią rusza i przez to albo nic nie zrobi, albo się ją jeszcze zeszpeci.

67. Dusza będąca w tym odpocznieniu powinna wiedzieć, że chociaż nie czuje, iż idzie naprzód i coś czyni, postępuje jednak dużo szybciej, niż gdyby szła o własnych siłach, bo sam Bóg unosi ją w swych ramionach; mimo że idzie naprzód krokami Bożymi, tych kroków nie odczuwa. I chociaż sama nie czyni nic z pomocą swych władz duchowych, zyskuje jednak dużo więcej, niż gdyby coś czyniła, bo Bóg w niej działa.

A że ona nie spostrzega tego, nie należy się dziwić, bo tego, co Bóg w tym czasie działa w duszy, zmysły nie mogą pojąć, gdyż to dokonuje się w milczeniu. Słowa bowiem mądrości, jak mówi Mędrzec, dają się słyszeć jedynie w milczeniu (Koh 9, 17).

Niech więc pozostanie dusza w rękach Boga, a nie polega na samej sobie i nie oddaje się w ręce tamtych dwóch ślepych, bo gdy w Bogu będzie trwała i unikała działania z pomocą swych władz, bezpieczna pójdzie ku wyżynom.

68. Lecz wróćmy teraz do naszego przedmiotu, do tych głębin otchłani władz duchowych. Mówiliśmy, że cierpienie duszy bywa w nich bardzo wielkie, gdy ją Bóg namaszcza i przygotowuje najwznioślejszymi olejkami Ducha Świętego, by ją połączyć z sobą. Olejki te są tak delikatne i tak czułe jest to namaszczenie, że przenikają najgłębszą istotę duszy, tak ją kształtują i upiększają, że cierpienie jej i omdlewanie z pragnienia, wobec ogromnej próżni tych jaskiń, jest wprost bezmierne.

Musimy zaznaczyć, że jeżeli namaszczenia, które przysposobiły owe jaskinie duszy do zjednoczenia się z Bogiem w zaślubinach duchowych, są tak wzniosłe, jak powiedzieliśmy, jakież będzie poznanie, miłość i chwała, które mają już we wspomnianym zjednoczeniu z Bogiem rozum, wola i pamięć? Na pewno odpowiednie do pragnienia i głodu, jakie odczuwały te jaskinie, będzie teraz ich zadowolenie, nasycenie i rozkosz. I odpowiednie do subtelności przygotowania będzie pełne posiadanie łask przez duszę i pełne ich kosztowanie za pomocą jej zmysłu.

69. Przez zmysł duszy rozumie się tu zdolność i siłę samej istoty duszy, z pomocą której odczuwa i raduje się przedmiotami władz duchowych, dających jej kosztować mądrości, miłości i udzielania się jej Boga. I dlatego te trzy władze: pamięć, rozum i wolę nazywa w tym wierszu otchłaniami głębin zmysłu duchowego, gdyż za ich pośrednictwem odczuwa i w nich głęboko smakuje ogrom miłości i majestatu Boga. Bardzo trafnie nazywa je tu dusza otchłaniami głębin, bo czując, że w nie wpadają głębokie poznawania i odblaski pochodni ognia, widzi, że mają tak wielką pojemność i głębię, jak wielkie otrzymuje od Boga poszczególne łaski Jego poznania, smaków, radości, rozkoszy itd. Wszystkie te rzeczy przyjmuje i przechowuje w tym zmyśle duszy, którym jest, jak mówię, siła i zdolność, jaką ma dusza do odczuwania, przechowywania i smakowania wszystkiego, co przynoszą otchłanie władz; podobnie jak do zmysłu ogólnego wyobraźni zbiegają się z formami swoich przedmiotów zmysły cielesne i on jest ich składem i archiwum. Przez to, że ten zmysł ogólny duszy stał się skupiskiem i zbiornikiem wielkich łask Bożych, jest tym bardziej sam bogaty i zalany blaskami, im więcej osiąga z tego wzniosłego i jasnego posiadania.

Który był ślepy, pełen mroków ciemnych,

70. mianowicie, zanim go Bóg nie oświecił i nie rozjaśnił, jak to było powiedziane. Dla zrozumienia tego należy zważyć, że dla dwóch przyczyn zmysł wzroku nie może widzieć: albo znajduje się wśród ciemności, albo jest ślepy.

Bóg jest światłem i przedmiotem duszy. Gdy go nie oświeca, jest on pogrążony w ciemnościach, choćby dusza miała najprzenikliwszy wzrok. Gdy zaś dusza jest w grzechu lub oddana pożądaniu innych rzeczy, jest ślepa; i wtedy, chociaż ją zalewa światło Boże, nie widzi go jej ciemność duchowa, którą jest niewiedza duszy. Dusza, o której mówimy, dopóki jej Bóg nie oświecił przez to przeobrażenie, była ślepa i nie znała tych skarbów Bożych, podobnie jak Mędrzec, dopóki go nie oświeciło światło mądrości. Mówił bowiem: “Nieświadomości moje oświecił” (Syr 51, 27).

71. W znaczeniu duchowym inną rzeczą jest być w ciemnościach, a inną w mrokach; bo być w mrokach, to być ślepym przez grzech, jak powiedzieliśmy, lecz w mrokach można przebywać i bez grzechu, a to w podwójny sposób: odnośnie do natury, nie mając oświecenia w pewnych rzeczach naturalnych, i odnośnie do nadnatury nie mając oświecenia w pewnych rzeczach nadnaturalnych. I mówi tu dusza, że przed tym nieocenionym zjednoczeniem jej zmysł duchowy był ślepy odnośnie do tych dwóch rzeczy.

Bo dopóki Pan nie powiedział: Fiat lux, “Niech się stanie światłość” (Rdz 1,3), ciemności panowały nad głębokością otchłani zmysłu duchowego. Zmysł ten im bardziej jest przepastny i im głębsze jego otchłanie, tym głębsze i bardziej niezgłębione są jego ciemności odnośnie do rzeczy nadprzyrodzonych, gdy go Bóg będący jego światłem nie oświeci. Jest więc dla niego niemożliwe podnieść oczy na światło Boże lub pomyśleć o nim, gdyż nie widziawszy go nigdy, nie ma pojęcia o nim. I dlatego nie może go nawet pragnąć; raczej będzie pragnął mroków, gdyż te poznaje i pójdzie z jednego mroku w drugi, prowadzony przez ten mrok, który tylko może zawieść do dalszych mroków.

Mówi bowiem Dawid: “Dzień dniowi opowiada słowo, a noc nocy podaje wiadomość” (Ps 18, 3). Tak więc “przepaść przepaści przyzywa” (Ps 41, 8), mianowicie: jedna przepaść światła przyzywa drugą przepaść światła, a jedna przepaść mroków przyzywa drugą przepaść mroków, gdyż tylko rzeczy podobne przyzywają się i udzielają się sobie wzajemnie. Zatem światło łaski, które Bóg uprzednio (s.790) dał duszy i którym wzrok jej przepaści duchowych otworzył na światło Boże, a przez to uczynił ją sobie przyjemną, przyzwało drugą przepaść łaski, którą jest boskie przeobrażenie duszy w Boga. Przez nią wzrok jej zmysłu jest tak miły Bogu i tak promieniejący, iż możemy powiedzieć, że światło Boga i światło duszy jest jednym wspólnym światłem. Światło naturalne duszy jest tu bowiem zjednoczone ze światłem nadprzyrodzonym Boga i świeci już tylko światło nadprzyrodzone; podobnie jak światło, które Bóg stworzył, złączyło się ze światłem słońca i teraz świeci tylko słońce, chociaż pozostaje tamto światło (Rdz 1,14-18).

72. Był również ślepy zmysł duszy przez to, że szukał upodobania w innych rzeczach. Ślepotą bowiem rozumnego i wyższego zmysłu jest pożądanie, które jak katarakta i bielmo przysłania wzrok rozumu, by nie widział rzeczy, które są przed nim. Tak więc, gdy upodobanie przedstawiło jakiś smak zmysłowi, oślepiło go tak, iż nie mógł widzieć wielkości i piękności bogactw Bożych będących poza kataraktą. Bo jak rzecz, chociażby mała, gdy się ją przyłoży do oka, wystarczy, by zakryła wzrok, tak iż nie widzi on innych rzeczy, choćby były nie wiem jak wielkie, tak również jedno małe pożądanie, jeden niedbały akt duszy wystarczy, by przeszkodzić jej w osiągnięciu tych wszystkich wielkości Bożych, znajdujących się poza tymi pożądaniami i upodobaniami, którym się dusza oddaje.

73. O, któż może wyrazić, jak niemożliwą jest rzeczą, by dusza pełna pożądań mogła oceniać rzeczy Boże tak, jak należy, jakimi one są w rzeczywistości! Przecież dla oceny i rozeznania rzeczy Bożych należy całkowicie wyzbyć się pożądań i upodobań, a nie oceniać poprzez nie owych rzeczy. W przeciwnym bowiem razie będzie się uważało rzeczy od Boga za nie Boże, a rzeczy nie pochodzące od Boga za Boże. Ta katarakta bowiem tak zasłania wzrok rozeznania, że nie widzi nic więcej, tylko tę kataraktę raz w tym, drugi raz w innym świetle, zależnie od tego, jak mu się przedstawi. I sądzi, że ta katarakta to Bóg; bo, jak powtarzam, nie widzi nic więcej, tylko tę kataraktę zmysłu, a Bóg nie podpada pod zmysł. W taki to sposób pożądanie i upodobanie zmysłowe przeszkadzają poznaniu rzeczy wyższych. Daje to wyraźnie do zrozumienia Mędrzec w tych słowach: “Urok bowiem marności zaciemnia dobro, a niedostateczna pożądliwość wywraca umysł niezepsuty” (Mdr 4, 12), czyli należyte osądzenie rzeczy.

74. Dlatego też ci, co nie są jeszcze tak uduchowieni, by byli wolni od pożądań i upodobań, tkwi bowiem w nich jeszcze coś zmysłowego, uważają za coś wielkiego rzeczy podpadające pod zmysły, według których sami żyją, a które to rzeczy w istocie same są bardzo niskie i bezwartościowe dla ducha. Natomiast rzeczy najcenniejsze dla ducha i bardzo wzniosłe, tj. te najbardziej oddalone od zmysłów, będą uważali za coś bardzo błahego, niewiele będą je cenili, czasem nawet osądzą je jako niedorzeczności, jak to wyraźnie daje do zrozumienia św. Paweł: “Człowiek zmysłowy nie pojmuje tego, co jest z Ducha Bożego i jest dla niego głupstwem, gdyż zrozumieć tego nie może” (1 Kor 2, 14). Przez człowieka zmysłowego rozumie się tu człowieka, który jeszcze żyje wśród pożądań i upodobań naturalnych; bo chociaż niektóre upodobania rodzą się z ducha, to jednak, gdy człowiek łączy się z nimi przez swe naturalne pożądanie, stają się one już tylko pożądaniami naturalnymi. I niewielkie w tym wypadku ma znaczenie, że przedmiot lub motyw jest nadprzyrodzony, skoro pożądanie pochodzi z natury, mając w niej swój korzeń i siły żywotne; w gruncie rzeczy pozostaje ono pożądaniem naturalnym, odpowiednie bowiem do substancji i natury rzeczy są jej pobudki i materia naturalna.

75. Lecz może zarzucisz: Z tego wynika, że jeżeli dusza pożąda Boga, a nie pożąda Go w sposób nadprzyrodzony, zatem pożądanie to nie będzie zasługujące przed Bogiem. Odpowiadam na to, że rzeczywiście, gdy dusza pożąda Boga, nie zawsze to pożądanie jest nadprzyrodzone; jest nim wówczas, gdy Bóg je wlewa i daje mu siłę i dopiero wtedy różni się ono całkowicie od naturalnego. Lecz zanim Bóg wleje weń swą moc, mało albo wcale nie jest zasługujące. Tak więc gdy ty sam ze siebie chcesz odczuwać pożądanie Boga, jest to tylko pożądanie naturalne i nie będzie inne, aż je Bóg zechce przekształcić w sposób nadprzyrodzony. Również gdy sam ze siebie przywiązujesz się do pragnienia rzeczy duchowych i chcesz kosztować ich smaku, działasz tylko z pożądania naturalnego, zasłaniasz kataraktami swe oko, nie przestajesz być człowiekiem zmysłowym i nie możesz zrozumieć ani ocenić rzeczy duchowych, które przewyższają wszelki zmysł i pożądanie naturalne.

A jeśli masz jeszcze wątpliwości, nie wiem, co ci odpowiedzieć, chyba polecić, byś to przeczytał drugi raz, a może zrozumiesz, że jest tu wyłożona istotna prawda i nie ma potrzeby, bym się jeszcze nad tym rozwodził.

76. Ten zmysł duszy, który przedtem był ciemny z braku światła Bożego i ślepy wskutek swych pożądań i przywiązań, teraz jest już w takim stanie, że jego głębokie jaskinie nie tylko są oświecone przez to zjednoczenie z Bogiem, lecz stają się jednym promieniejącym światłem z jaskiniami swoich władz.

Teraz z dziwnymi doskonałościami
Niosą Miłemu żar swój wraz z blaskami.

77. Te bowiem otchłanie władz duszy, tak niepojęte i przedziwnie pogrążone w zachwycających odblaskach owych pochodni, które, jak mówiliśmy, płoną w duszy, prócz tego całkowitego oddania, jakie ze siebie samych czynią Bogu, oddają Mu nadto w Nim samym te wszystkie odblaski, które w miłosnej chwale otrzymały. Wsparte na Bogu w Bogu, stawszy się również pochodniami gorejącymi w odblaskach pochodni Bożych, niosą Umiłowanemu to samo światło i ten sam żar z blaskami miłości, które otrzymują. W ten sam bowiem sposób, w jaki je otrzymują, oddają je Temu, który je przyjmuje, a czynią to z tymi samymi doskonałościami, z jakimi im Bóg daje. Dzieje się tu bowiem podobnie jak z szybą, która gdy ją słońce oświeca, wydaje również odblaski; tamto jednak dzieje się o wiele wyższym sposobem, gdyż przyłącza się do niego działanie woli.

78. Z dziwnymi doskonałościami, tj. tajemniczymi i dalekimi od wszelkiego pospolitego pojęcia, od wszelkiej miary i sposobu.

Odpowiednia bowiem do tej doskonałości, z jaką rozum otrzymuje mądrość Bożą, stawszy się jedno z rozumem Boga, jest doskonałość, z jaką dusza oddaje tę mądrość, gdyż nie może dawać inaczej, tylko takim sposobem, jakim jej dano. I odpowiednią do doskonałości, z jaką wola jest złączona z wolą Bożą, jest doskonałość, z jaką ona składa Bogu w Bogu tę samą dobroć, bo otrzymuje ją na to, by ją oddać z powrotem. Tak samo według doskonałości, z jaką otrzymuje poznanie Boga, będąc z nią złączona, świeci i daje żar miłości. Podobnie i doskonałościom innych przymiotów Bożych: męstwu, piękności, sprawiedliwości itd., których Bóg duszy udziela, odpowiadają doskonałości, które oddaje ten zmysł duszy radośnie swemu Umiłowanemu, tj. oddaje to samo światło i żar, jakie otrzymuje od Umiłowanego. Albowiem dusza, będąc złączona w jedno z Nim, w pewnym znaczeniu jest Bogiem przez uczestnictwo. I chociaż to nie jest jeszcze tak doskonałe, jak w przyszłym życiu, jest jednak, jak powiedzieliśmy, jakby cieniem Boga.

Takim więc sposobem dusza, będąc cieniem Boga przez to substancjalne przeobrażenie, działa w Bogu przez Boga to, co On sam przez siebie działa w niej; i działa tak, jak On, gdyż wola ich dwojga jest jedna, a więc działanie Boga i jej jest również jedno. Stąd więc, jak Bóg oddaje się duszy i chętnie, i łaskawie, tak również i ona, mając wolę tym wolniejszą i szlachetniejszą, im ściślej jest złączona z Bogiem, daje Boga samemu Bogu w Bogu i jest to prawdziwy i cenny dar duszy dla Boga.

Wtedy widzi dusza, że Bóg rzeczywiście jest jej i że posiada Go jako dziedzictwo prawnie na własność, jako przybrane dziecko Boga, przez łaskę, jaką jej Bóg wyświadczył oddając jej samego siebie. A posiadając Go jako własność, może Go dawać i udzielać komu zechce.

Daje Go więc swemu Umiłowanemu, którym jest ten sam Bóg, co się jej oddał. Przez to spłaca Mu wszystkie swe długi, gdyż dobrowolnie składa Bogu dar równy temu, jaki sama od Niego otrzymała.

79. Ponieważ przez ten dar, jaki dusza składa Bogu, daje Mu dobrowolnie Ducha Świętego jako własność swoją, by się w Nim rozmiłował, tak jak na to zasługuje, odczuwa niewymowną rozkosz i szczęście, gdy widzi, że składa Bogu, jako swą własność, dar, który w swym bycie nieskończonym jest całkowicie równy Bogu.

Bo chociaż jest prawdą, że dusza nie może dawać na nowo Bogu Jego samego, bo On zawsze jest ten sam w sobie, to jednak dusza ze swej strony czyni to całkowicie i prawdziwie, dając Bogu na spłacenie miłości wszystko to, co jej dano, czyli daje tyle, ile jej dano. Przez ten dar duszy ma Bóg pełną zapłatę, mniejsza nie mogłaby Go zaspokoić, i przyjmuje ten dar z wdzięcznością jako własność duszy, który Mu ona oddaje i przez który kocha Go jakby na nowo. A we wzajemnym oddaniu się Boga duszy kocha Go ona znowu jakby na nowo.

Tak więc pomiędzy Bogiem a duszą powstaje czynna wymiana wzajemnej miłości w zgodnym zjednoczeniu i oddaniu się zaślubin, w którym wspólne dobro obojga, jakim jest boska istota, przez dobrowolne oddanie go jeden drugiemu posiadają równocześnie razem i powtarzają sobie to, co mówił w Ewangelii św. Jana Syn Boży do swego Ojca: Omnia mea tua sunt, et tua mea sunt et ciarificatus sum in eis; “Wszystko moje Twoim jest a Twoje moim; w nich zostałem wsławiony” (17, 10). Stan ten w przyszłym życiu trwa bez przerwy w doskonałym rozkosznym zaznawaniu; natomiast w obecnym stanie zachodzi tylko wtedy, gdy Bóg wykonuje w duszy ten akt przeobrażenia i nie jest tak doskonały, jak w przyszłym życiu.

A że dusza może składać ten dar, chociaż on swą wielkością przewyższa jej pojęcie i istotę, jest jasne, choćby z tego porównania, że ten, co jest władcą wielu narodów i królestw, chociażby największych, może je oddać, komu zechce.

80. Wielkie to uspokojenie i zadowolenie dla duszy, gdy widzi, że daje Bogu – z tym samym światłem boskim i boskim żarem otrzymanym od Niego – więcej niż to, czym jest sama w sobie i więcej niż jest warta. W przyszłym życiu dokonuje się to przez światło chwaty, w tym zaś za pomocą oświecenia przez wiarę. Tak więc

Otchłanie głębin zmysłu duchowego
Z dziwnymi doskonalościami,
Niosą Miłemu żar swój wraz z blaskami.

Mówi wraz, gdyż Ojciec, Syn i Duch Święty łącznie udzielają się duszy i te Boskie Osoby są w niej blaskiem oraz ogniem miłości.

81. Należy wspomnieć krótko o doskonałościach, z jakimi dopełnia dusza tego oddania. W odniesieniu do tego należy zauważyć, że dusza radując się pewnym odblaskiem widzenia uszczęśliwiającego, otrzymanym ze zjednoczenia rozumu i afektu z Bogiem, napełniona rozkoszą i zobowiązana przez tę tak wielką łaskę, spełnia to oddanie Boga i siebie samej Bogu zdumiewającymi sposobami. Bo jeśli chodzi o miłość, odnosi się dusza do Boga z niezwykłymi wspaniałościami; podobnie również jeśli chodzi o odblask widzenia uszczęśliwiającego; w ten sam sposób, jeśli chodzi o uwielbienie; wreszcie tak samo, jeśli chodzi o wdzięczność.

82. Co do pierwszego, posiada dusza trzy główne doskonałości miłowania:

Pierwsza, że kocha Boga nie przez samą siebie, lecz przez Niego. Jest to niepojęta wspaniałość, gdyż kocha przez Ducha Świętego, tak jak Ojciec i Syn się kochają, jak to sam Syn Boży mówi przez św. Jana: “Aby miłość, którą mnie umiłowałeś, w nich była, i ja w nich” (J 17, 26).

Drugą doskonałością jest to, że kocha Boga w Bogu, gdyż w tym gwałtownym zjednoczeniu zatapia się dusza w miłości Boga, a Bóg również z wielką siłą przenika duszę.

Trzecią doskonałością najwyższej miłości jest to, że kocha Boga dla tego, czym On jest sam w sobie; nie kocha Go tu bowiem dusza tylko dlatego, że jest dla niej tak dobry, szczodry, chwalebny itd., lecz o wiele więcej dlatego, że sam w sobie jest takim istotnie.

83. W odniesieniu do obrazu widzenia uszczęśliwiającego, ma duszatrzy inne, zdumiewające, cenne i podstawowe doskonałości:

Pierwszą, że raduje się tu Bogiem przez Niego samego. Mając bowiem rozum zjednoczony z Jego wszechmocą, mądrością, dobrocią itd., chociaż jeszcze nie tak jasno, jak to będzie w życiu przyszłym, doznaje jednak niewymownej rozkoszy w szczegółowym poznawaniu tych wszystkich przymiotów, jak już wyżej powiedzieliśmy.

Drugą główną doskonałością tego uradowania jest rozkoszowanie się zwyczajnie w samym tylko Bogu, bez żadnej przymieszki stworzenia.

Trzecią rozkoszą jest radość Nim tylko, z tego, czym On jest sam w sobie, bez najmniejszej odrobiny własnego upodobania.

84. W odniesieniu do uwielbienia, jakie dusza składa Bogu w tym zjednoczeniu, ma również trzy doskonałości:

Pierwsza: czyni to z powinności, bo widzi, że stworzył ją Bóg dlatego, by Go wielbiła, [jak sam mówi] przez Izajasza: “Lud ten utworzyłem sobie, chwałę moją będzie opowiadał” (43, 21).

Druga doskonałość: wielbi Boga za dobrodziejstwa, jakie otrzymuje i dla rozkoszy jaką ma w wychwalaniu Go.

Trzecia doskonałość: uwielbia Boga dla tego, czym On jest sam w sobie, bo choćby dusza żadnej rozkoszy nie doznawała, chwaliłaby Go dla tego, czym jest.

85. W odniesieniu wreszcie do wdzięczności ma dusza trzy inne doskonałości:

Pierwsza: okazuje wdzięczność za dobra naturalne i duchowe, które otrzymała i za wszystkie inne dobrodziejstwa.

Druga: czuje wielką radość składając Bogu dziękczynienie, ponieważ w tym dziękczynieniu z wielką gwałtownością cała się zanurza.

Na koniec trzecia doskonałość: chwali Boga tylko za to, czym On jest, przez co to dziękczynienie jest skuteczniejsze i bardziej rozkoszne.

parallax background

 

STROFA TRZECIA



Pochodnie ognia płonącego,
W waszych odblaskach jasnych i promiennych,
Otchłanie głębin zmysłu duchowego,
Który był ślepy, pełen mroków ciemnych,
Teraz z dziwnymi doskonałościami
Niosą Miłemu żar swój wraz z blaskami!

OBJAŚNIENIE

1. Oby Bóg dał mi tu szczególną łaskę, tak bardzo potrzebną do objaśnienia głębi tej strofy! Czytającemu również niezbędna będzie wielka uwaga, gdyż dla niedoświadczonego w tych rzeczach będą one o tyle ciemne i zawiłe, o ile dla doświadczonego są jasne i smakowite.

Uwielbia dusza w tej strofie swego Oblubieńca i okazuje Mu wdzięczność za wielkie łaski, jakie otrzymuje ze zjednoczenia się z Nim. Mówi bowiem, że dzięki temu zjednoczeniu otrzymuje głębokie i rozliczne wiadomości o Nim samym, pełne miłości, a przez nie władze jej i zmysł duchowy – przed tym zjednoczeniem ciemny i ślepy – teraz zostają oświecone i zapalone miłością i mogą już tym światłem i żarem miłości odpowiadać na miłość Tego, który je tak oświecił i rozmiłował. Kto bowiem prawdziwie kocha, wtedy tylko jest całkowicie zadowolony, gdy wszystko, czym jest, co znaczy, co ma i otrzymuje, odda umiłowanemu; a im większe jest to wszystko, tym większej kosztuje radości z oddania. Cieszy się tu z tego dusza, gdyż tymi odblaskami i miłością, którą otrzymuje, może sama promieniować przed swym Umiłowanym i miłować Go. Następuje wiersz:

Pochodnie ognia płonącego.

2. Należy zaznaczyć, że pochodnie mają dwie właściwości, mianowicie świecą i wydają żar.

By zrozumieć, o jakich pochodniach mówi tu dusza i w jaki sposób płoną one i rozpalają ją, trzeba najpierw wiedzieć, że Bóg w swym jedynym i prostym bycie jest pełnią wszystkich doskonałości i przymiotów, jest wszystkimi cnotami i wielkościami swoich przymiotów. Jest bowiem wszechmocny, mądry, dobry, miłosierny, sprawiedliwy, możny, miłujący itd. Jest również innymi nieskończonymi przymiotami, których my nie znamy. Będąc więc tym wszystkim w swym prostym bycie, złączony z duszą, gdy jej daje tę łaskę, że otwiera przed nią bramy poznania, sprawia, że widzi ona wtedy w Nim każdą z osobna z tych cnót i wielkości, tj. potęgę, mądrość, dobroć, miłosierdzie itd. A ponieważ każda z tych rzeczy jest to ten sam Bóg w jedynym swym podmiocie, czyli Ojciec, Syn i Duch Święty [i każdy z tych przymiotów jest tym samym Bogiem], Bóg zaś jest nieskończonym światłem i nieskończonym ogniem, jak już powiedzieliśmy, więc każdy z tych nieskończonych przymiotów świeci i daje ciepło jak Bóg i tak każdy z nich jest pochodnią, która oświeca duszę i daje ciepło miłości.

3. Ponieważ zaś w jednym tylko akcie tego zjednoczenia otrzymuje dusza poznanie tych przymiotów, więc równocześnie jest Bóg dla niej rozlicznymi pochodniami, z których każda z osobna jej świeci w tym poznaniu i daje ciepło; o każdej bowiem z nich ma oddzielne poznanie i od niej jest rozpłomieniona miłością.

Tak więc we wszystkich tych pochodniach kocha dusza oddzielnie, rozpłomieniona przez każdą z nich z osobna i przez wszystkie razem, bo wszystkie te przymioty są jednym bytem, jak powiedzieliśmy. I wszystkie te pochodnie są jedną pochodnią, która stosownie do jej cnót i przymiotów świeci jak rozliczne pochodnie. Dlatego dusza w jednym tylko akcie poznania tych pochodni kocha przez każdą z nich, a równocześnie przez wszystkie razem, otrzymując w tym akcie żar miłości przez każdą pochodnię i od każdej, a zarazem łącznie od wszystkich i przez wszystkie łącznie.

Odblask bowiem, który rzuca na nią ta pochodnia bytu Bożego, o ile On jest wszechmocny, daje jej światło i żar miłości Boga jako wszechmocnego. A przez to jest już Bóg dla duszy pochodnią wszechmocy, która jej daje światło i wszelkie poznanie według tego przymiotu. Odblask, który rzuca na nią pochodnia bytu Bożego, o ile On jest mądrością, daje jej światło i żar miłości Boga jako mądrego i przez to jest dla niej Bóg pochodnią mądrości. Odblask zaś, który rzuca na nią ta pochodnia Boga, o ile On jest dobrocią, daje duszy światło i żar miłości Boga jako dobrego i przez to jest dla niej pochodnią dobroci. W ten sposób jest dla niej pochodnią sprawiedliwości, mocy, miłosierdzia i wszystkich innych przymiotów, jakie ukazują się duszy wszystkie razem w Bogu.

Światło zaś, które od wszystkich razem otrzymuje, daje jej ten żar miłości Boga, którym Go kocha, gdyż On sam jest tym wszystkim. Tak więc to udzielanie się i poznanie, które o sobie samym daje Bóg duszy, a które według mego zdania jest największą łaską, jaką jej może dać w tym życiu, jest dla niej niezliczonymi pochodniami, które dają jej poznanie i miłość.

4. Te pochodnie widział Mojżesz na górze Synaj, gdzie w chwili gdy Bóg przechodził koło niego, upadł twarzą na ziemię i zaczął wielbić i wysławiać niektóre z nich: “Panujący, Panie, Boże, miłosierny i łaskawy, cierpliwy i mnogiej litości, i prawdziwy, który zachowujesz miłosierdzie na tysiące; który gładzisz nieprawość, niezbożności i grzechy, a nikt u Ciebie nie jest sam przez się niewinny” (Wj 34, 6-7). Widać z tych słów, że główne przymioty i cnoty, które tam poznał Mojżesz w Bogu, to były: wszechmoc, panowanie, bóstwo, miłosierdzie, sprawiedliwość, prawda i prawość Boga, czyli było to najwyższe poznanie Boga. A ponieważ stosownie do poznania udzieliła mu się i podobna miłość, więc była to najwyższa rozkosz i kosztowanie miłości, które tam otrzymał.

5. I należy zaznaczyć, że rozkosz, jaką dusza otrzymuje w porywie miłości, udzielona jej przez ogień światła tych pochodni, jest niewypowiedziana i bezmierna, gdyż pochodzi od rozlicznych pochodni, z których każda rozpala ją miłością. Również żar jednej potęguje żar drugiej i płomień jednej zwiększa płomień drugiej, tak jak blask jednej zwiększa blask drugiej, gdyż przez jakikolwiek jeden przymiot Boga poznaje się inny. Tak więc wszystkie one razem są jednym światłem i jednym ogniem i każda z osobna jest również jednym światłem i jednym ogniem.

Dusza, pochłonięta całkowicie przez te czułe płomienie, jest subtelnie zraniona miłością przez każdy z nich, a przez wszystkie razem jeszcze głębiej zostaje zraniona i ożywiona w miłości życia Bożego. I widzi wtedy dobrze, że ta miłość jest miłością życia wiecznego, w którym są zebrane wszystkie dobra. Odczuwając to poznaje wtedy dobrze prawdę tych słów Oblubieńca z Pieśni nad pieśniami: Pochodnie miłości, to pochodnie ognia i płomieni (8, 6). Jakże są piękne kroki twoje w trzewikach, córko książęca! (7, 7). Któż może wypowiedzieć wspaniałość i urok twych rozkoszy i twego majestatu w przedziwnym odblasku i miłości twych świateł?

6. Opowiada Pismo święte, że w starożytności jedna z tych pochodni przeszła przed Abrahamem i przejęła go wielkim, pełnym mroku przerażeniem, bo była to pochodnia surowej sprawiedliwości, która miała w przyszłości dosięgnąć Chananejczyków (Rdz 15,12-17).

Lecz te pochodnie poznania Boga, które łagodnie i miłośnie zalewają cię blaskiem, o duszo ubogacona, o ileż więcej przynoszą ci światła i rozkoszy miłości, niż tamta sprawiła lęku i ciemności Abrahamowi! O, jak wielka, wzniosła i różnolita jest twa rozkosz! We wszystkich bowiem i od wszystkich odczuwasz szczęście i miłość, gdyż Bóg według swych przymiotów i doskonałości udziela się twym władzom.

Jeśli ktoś kocha i daje dary drugiemu, daje mu i kocha go według swego stanu i właściwości. Tak i twój Oblubieniec, o duszo, będąc w tobie, daje ci łaski według swojej godności: jest wszechmocny, więc obdarowuje cię dobrem i kocha cię z wszechmocą; jest mądry, więc odczuwasz, że świadczy ci dobrodziejstwa i kocha cię z mądrością; jest nieskończenie dobry, więc czujesz, że kocha cię z dobrocią; jest święty, więc widzisz, że kocha cię i daje ci łaski z świętością; jest sprawiedliwy, więc kocha cię i obdarowuje sprawiedliwie; jest miłosierny, łaskawy i łagodny, więc czujesz Jego miłosierdzie, łaskawość, łagodność; jest również potężnym, wzniosłym i delikatnym bytem, odczuwasz zatem, że kocha cię z mocą, wzniosie i delikatnie; jest promienny i czysty, czujesz więc, że z największą czystością cię kocha; jest prawdziwy, więc naprawdę cię kocha; jest wspaniałomyślny, więc poznajesz, że kocha cię i obdarza łaskami z całą wspaniałomyślnością, dla twego dobra tylko, bez żadnego swego interesu; a ponieważ jest mocą największej pokory, z największą dobrocią i szacunkiem cię kocha i równa cię z sobą; a ukazując ci się radośnie na tych drogach (Mdr 6, 17) poznania Siebie, ze swym obliczem pełnym łask, mówi ci w tym zjednoczeniu ku najwyższej twej radości: jestem twoim i dla ciebie i podobam sobie w tym, że jestem tym, czym jestem, by móc być twoim i oddać się tobie!

7. Któż więc może wypowiedzieć, co odczuwasz wtedy, o szczęśliwa duszo, widząc się tak kochaną i tak wysoce uwielmożnioną? Łono twoje, którym jest wola twoja, jest podobne, jak oblubienicy z Pieśni nad pieśniami, do brogu pszenicy, otoczonego liliami (7, 2), albowiem przy tych ziarnach chleba żywota, które razem pożywasz, lilie otaczających cię cnót napełniają cię rozkoszą. To bowiem są córki królewskie, które według Dawida uweseliły cię mirrą, kadzidłem i innymi wonnościami (Ps 44, 9-10), bo wiadomości, jakich ci udziela Umiłowany o swych wdziękach i doskonałościach, są jakby jego córkami, a tyś w nich zanurzona i tak zalana nimi, że jesteś również studnią wód żywych, płynących pędem z Libanu (Pnp 4, 15), którym jest Bóg. W tym wszystkim jesteś przedziwnie uweselona w całkowitej harmonii twojej duszy, a także twojego ciała, stawszy się jednym rajem boskich zalewów, gdyż spełniają się nadto na tobie słowa psalmu: “Bystrość rzeki rozwesela miasto Boże” (45, 5).

8. Zdumiewająca rzecz, jak w tym czasie rozlewa dusza boskie wody, zmieniona sama w jedno źródło bijące i rozlewające na wszystkie strony te boskie wody! Bo choć jest prawdą, że to udzielanie się, o jakim mówimy, jest światłem i ogniem pochodni Boga, to jednak równocześnie ten ogień jest tu tak miły, że pozostając bezmiernym ogniem, staje się wodami życia, które gaszą pragnienie ducha z gwałtownością, jakiej pragnął. Tak więc te pochodnie ognia są wodami żywymi Ducha Świętego, podobnie jak te, które spłynęły na Apostołów (Dz 2, 3). Chociaż bowiem były one pochodniami ognia, były również wodami czystymi, wodami zdrojowymi, jak je określił prorok Ezechiel, przepowiadając przyjście Ducha Świętego: “Wyleję na was wodę czystą… i ducha mego położę wpośród was” (36, 25-26).

Tak więc, choć jest ogniem, jest zarazem i wodą; bo ten ogień był wyobrażony przez ogień z ołtarza całopaleń, który Jeremiasz ukrył w studni: jak długo był tam ukryty, był wodą, a gdy został wydobyty dla ofiary, był znowu ogniem (2 Mch l, 20-22). Podobnie właśnie ten Duch Boży, o ile jest ukryty w żyłach duszy, jest wodą słodką i rozkoszną, gaszącą pragnienie ducha; a o ile oddaje się ofiarnemu miłowaniu Boga, staje się żywymi płomieniami ognia, będącymi tymi płomiennymi pochodniami aktu miłości, o których mówi Pieśń nad pieśniami (8, 6) w odniesieniu do Oblubieńca, jak wyżej wspomniano. Dlatego nazywa je tu dusza płomieniami, bo nie tylko smakuje ich w sobie jako wody, lecz również rozpala się nimi w miłości Boga jako płomieniem.

Przez to więc, że dusza w udzielaniu się jej w tych płomieniach ducha zostaje rozpalona i wprowadzona w czynną miłość, w akt miłości, nazywa je raczej pochodniami niż wodami, mówiąc: pochodnie ognia płonącego!

Wszystko jednak, co można powiedzieć w tej strofie, jest zbyt nieudolne w porównaniu z rzeczywistością, gdyż przemienienie duszy w Boga jest niemożliwe do wypowiedzenia. Wszystko, co się da powiedzieć, można zawrzeć w tym zdaniu: dusza stalą się Bogiem z Boga przez uczestnictwo w Nim i w Jego przymiotach, które są pochodniami ognia, jak je tu nazywa.

W waszych odblaskach jasnych i promiennych.

9. By zrozumieć, jakie są odblaski tych pochodni, o których tu dusza mówi i jak ona w nich promienieje, należy wiedzieć, że tymi odblaskami są miłosne poznania, jakich pochodnie przymiotów Bożych udzielają duszy; ona zaś, będąc złączona z nimi w swoich władzach, promieniuje również tak jak one same, przemieniona w odblaski miłosne.

To oświecenie przez odblaski, w których dusza promienieje żarem miłości, nie jest podobne do tego, jakie sprawiają pochodnie materialne, oświecające płomieniami rzeczy znajdujące się wokoło, lecz raczej do tego, jakim promienieją rzeczy znajdujące się wewnątrz tych płomieni, gdyż dusza znajduje się w pośrodku tych odblasków i dlatego mówi: w waszych odblaskach, czyli w ich środku.

I nie tylko znajduje się wśród nich, lecz, jak już powiedzieliśmy, jest całkowicie w me przemieniona, sama staje się odblaskami. Możemy więc powiedzieć, że jest ona jak powietrze wśród płomieni, rozpalone i zamienione w płomień, a poruszenia i odblaski, które wydaje płomień, nie należą ani do samego powietrza, ani do samego ognia, z którego pochodzą, lecz są wspólne powietrzu i ogniowi; ogień bowiem, rozpalając powietrze, które obejmuje, zamienia je w siebie.

10. Przez to porównanie zrozumiemy, jak dusza wraz ze swoimi władzami jest oświecona wśród odblasków Boga. Poruszeń tych boskich płomieni, którymi, jak wspomnieliśmy, są te wzmagania i wybuchy płomieni, nie wykonuje sama dusza przemieniona w płomienie Ducha Świętego, nie wykonuje ich również sam Duch Święty, lecz On i dusza pospołu, i On porusza duszę, jak to czyni ogień z rozpalonym powietrzem. Te wspólne poruszenia Boga i duszy nie tylko są odblaskami, lecz również chwałą duszy, gdyż te poruszenia i wybuchy płomieni są tym igraniem i świętem radości, które, jak mówiliśmy w drugim wierszu pierwszej strofy, sprawia Duch Święty w duszy, i przez które zdaje się, że za każdym razem chce jej dać życie wieczne, przenieść ją do pełności swej chwały wprowadzając ją już całkowicie w siebie. Wszystkie łaski bowiem, pierwsze i ostatnie, większe i mniejsze, daje Bóg duszy w tym celu, by ją podnieść do życia wiecznego. I jak płomień wszystkie poruszenia i wybuchy w powietrzu rozpalonym sprawia dlatego, by je wciągnąć do środka swej sfery, tak i wszystkie te poruszenia Boga są ciągłym staraniem, by porwać duszę jak najgłębiej w siebie. Lecz jak powietrza pozostającego w swej sferze nie może ogień pochłonąć, tak również, chociaż te poruszenia Ducha Świętego są najskuteczniejsze, by pogrążyć duszę w najwyższej chwale, jednak nie dokonują tego, aż przyjdzie czas, gdy dusza wyjdzie z sfery powietrza, tj. z życia cielesnego, by mogła wejść w ośrodek duchowy doskonałego życia w Chrystusie.

11. Należy jednak zaznaczyć, że te poruszenia są raczej poruszeniami duszy niż Boga, gdyż Bóg się nie porusza. Te widzenia chwały, jakie dusza otrzymuje, są stałe, doskonałe i ciągłe, w pełnym spokoju w Bogu. To również będzie miała dusza w przyszłym życiu, lecz już bez żadnej większej czy mniejszej zmiany i bez następstwa poruszeń. Wtedy ujrzy dusza jasno, że choć wydawało się jej tu, iż Bóg się poruszał w niej, jednak sam w sobie się nie porusza, tak jak ogień nie porusza się w swej sferze; i że ona nie będąc jeszcze doskonała w chwale, miała owe poruszenia i wybuchy płomieni w odczuciu chwały.

12. Przez to, co już powiedzieliśmy i co dalej powiemy, jaśniej się zrozumie, jak wielka jest wzniosłość odblasków tych pochodni, o których mówimy. Te odblaski bowiem inaczej nazywają się zaćmieniami.

Zaciemniać zaś coś, jest to to samo, co osłaniać cieniem; a osłaniać cieniem, to bronić kogoś, sprzyjać mu i świadczyć mu łaski; gdyż okrycie cieniem jest znakiem, że osoba, do której ten cień należy, jest blisko do pomocy i obrony. Dlatego tę wielką łaskę poczęcia Syna Bożego, jaką Bóg dał Najświętszej Pannie Maryi, nazwał archanioł Gabriel zaćmieniem Ducha Świętego, mówiąc: “Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego Cię zaciemni”(Łk 1, 35).

13. Dla lepszego zrozumienia, jak powstaje ten cień Boga, zaćmienie albo owe odblaski, gdyż to jest jedno i to samo, należy zważyć, że każda rzecz ma i rzuca cień według swego kształtu i właściwości. Jeśli rzecz jest zwarta i ciemna, rzuca cień ciemny, lecz jeśli jest jasna i przejrzysta, rzuca cień jasny i delikatny. Cień więc jednego mroku będzie drugim mrokiem według jego kształtu, a cień jednego światła będzie drugim światłem, według kształtu tego światła.

14. Ponieważ zaś doskonałości i przymioty Boga są promiennymi i rozpalonymi pochodniami, i będąc tak blisko duszy, jak to mówiliśmy, nie mogą nie dotknąć jej swymi cieniami, a cienie te muszą być jasne i promienne, stosownie do właściwości pochodni, które je rzucają, więc cienie te będą odblaskami. A zatem cień, który rzuca na duszę pochodnia piękności Boga, będzie też pięknością odpowiednią do kształtu i właściwości piękna Bożego; cień, który rzuca moc Boża, będzie również mocą, odpowiednią do Bożej mocy; cień, który rzuca mądrość Boża, będzie także mądrością Boga, na kształt Bożej mądrości. Podobne również będą cienie innych pochodni lub raczej, by się lepiej wyrazić, będzie w tym cieniu ta sama mądrość, to samo piękno i ta sama moc Boga w cieniu. Dusza jednak nie może tego całkowicie pojąć. W cieniu tym, będącym odpowiednim do formy i właściwości Boga, czyli do samego Boga, poznaje dusza jasno wzniosłość Boga.

15. O, jakżeż więc wzniosie są te cienie, które wielkością swych doskonałości i przymiotów Duch Święty rzuca na ową duszę, będąc tak blisko niej, że nie tylko dotyka ją cieniami, lecz jest z nią złączony w tych cieniach i odblaskach, a ona w każdym z nich poznaje i smakuje Boga, według Jego właściwości i przymiotów w każdym z tych cieni! Poznaje tu i smakuje potęgę Bożą w cieniu Jego potęgi, mądrość Bożą poznaje i smakuje w cieniu mądrości Boga, nieskończoną dobroć Boga poznaje i smakuje w jej cieniu, który rzuca na nią ta dobroć nieskończona itd. Na koniec zaznaje chwały Boga w cieniu chwały, który daje jej poznać właściwości i formę chwały Boga. Wszystko to dzieje się w jasnych i rozpalonych cieniach tych jasnych i płonących pochodni, które istnieją razem w jednej pochodni jednego prostego bytu Boga, oświecającego ją obecnie tymi wszystkimi sposobami.

16. O, co odczuwa i czego doświadcza dusza dostępując udziału w poznaniu tej postaci, którą widział Ezechiel jako istotę żywą o czterech twarzach i jako krąg o czterech kotach! Co odczuwa ona widząc spojrzenie jego jakby węgle rozżarzone, jak spojrzenie pochodni i oglądając krąg, którym jest mądrość Boga, pełny oczu zewnątrz i wewnątrz, jakimi są poznania Boże i odblaski Jego doskonałości. I odczuwa w swym duchu ten odgłos, który czyniło Jego przejście, a który byt jakby głosem mnóstwa i głosem wojska, co oznacza nieskończone wielkości Boga, jakie tu dusza poznaje z osobna w jednym tylko oddźwięku Jego przejścia przez nią. Na koniec wreszcie, co odczuwa dusza, gdy słyszy ten szum uderzeń Jego skrzydeł, o którym mówi prorok, że był on jako głos wód wielkich i jako głos najwyższego Boga, co oznacza ową gwałtowność wód Bożych, które, jak już wspomnieliśmy, w przyjściu Ducha Świętego w płomieniu miłości zalewają duszę uweselając ją! I raduje się tu chwałą Boga w Jego podobieństwie i cieniu; o niej tu również mówi prorok, że widzenie tej istoty żywej i kręgu było widzeniem podobieństwa chwały Bożej (por. Ez 1,5-28).

Któż może wypowiedzieć, jak wysoko podniesioną czuje się wtedy ta szczęśliwa dusza, jak widzi się uwielmożnioną i zachwyconą w świętym pięknie? Widząc się tedy tak całkowicie zanurzoną w wodach boskich odblasków, dusza czuje, że Ojciec Przedwieczny szczodrą ręką dal jej nawodnione ziemie, wyższe i niższe, podobnie jak to uczynił wzdychającej Aksie jej ojciec (Joz 15, 18-19), gdyż te wody płynąc, przenikają jej duszę i ciało, tj. jej wyższą i niższą część.

17. O niepojęta wspaniałości Boga! Mimo że te pochodnie przymiotów Bożych są jednym prostym bytem, to jednak w nim jednym widzi się i smakuje każdą z osobna płynącą, a każda z nich jest istotnie (s.765) tą samą, co i druga. O przepaści rozkoszy! Tym jesteś większa, im ściślej są twe bogactwa zespolone w jedności i nieskończonej prostocie twego jedynego bytu, w którym tak się poznaje i smakuje jednego, że to nie przeszkadza doskonałemu poznaniu i smakowaniu drugiego. Owszem, każdy wdzięk i doskonałość, które są w tobie, są równocześnie światłem wszelkiej innej wielkości twojej, bo przez twą czystość, o Mądrości Boża, widząc jedną rzecz w tobie, widzi się ich wiele! Tyś bowiem jest skarbcem bogactw Ojca, “jasnością wiecznej światłości i obrazem bez zmazy Boskiego majestatu i wyobrażeniem dobroci Jego” (Mdr 7, 26). W waszych odblaskach jasnych i promiennych…

Otchłanie głębin zmysłu duchowego

18. Tymi otchłaniami są władze duszy: pamięć, rozum i wola. Są one tak głębokie, jak wielkie skarby zdołają pomieścić i nic ich nie potrafi [zapełnić], tylko nieskończoność. Z tego, co one cierpią, gdy są puste, możemy poznać w pewnym stopniu, jak się radują i rozkoszują, gdy są pełne Boga, gdyż przez jedno przeciwstawienie uwypukla się drugie.

Należy tu zaznaczyć, że te otchłanie władz, jak długo nie są puste, ogołocone i oczyszczone z wszelkiego przywiązania do stworzeń, nie odczuwają wielkiej próżni swej głębokiej pojemności. Każda bowiem, nawet maleńka rzecz, gdy w tym życiu do niej przylgną, wystarczy, by je trzymać tak skrępowane i omamione, że nie czują doznanej szkody, nie widzą swych skarbów bezcennych, ani nie poznają swej zdolności do ich przyjęcia.

Dziwna rzecz, że chociaż zdołają pomieścić nieskończone dobra, wystarczy drobiazg, by tak je wypełnić, że nie mogą przyjąć żadnego z dóbr doskonałych, dopóki całkowicie nie zostaną opróżnione, jak o tym zaraz będziemy mówić.

Gdy jednak te jaskinie są próżne i czyste, powodują nieznośne pragnienie, głód i utęsknienie ducha. Tak bardzo cierpią, jak pojemne są głębie tych otchłani, bo pokarm, którego brak odczuwają, również jest pełen głębi – a jest nim Bóg.

To wielkie odczucie zdarza się zwykle przy końcu drogi oświecającej i oczyszczającej duszę, zanim dojdzie do zjednoczenia, gdzie już znajduje spokój. Gdy bowiem pożądanie duchowe jest wolne i oczyszczone z wszelkiego stworzenia i przywiązania oraz wyzbyło się skłonności naturalnych, nastraja się do rzeczy Bożych, ma już dla nich przygotowaną próżnię. A ponieważ jeszcze nie udzielają się jej te rzeczy nadprzyrodzone w zjednoczeniu z Bogiem, odczuwa cierpienie z powodu tej próżni i udrękę pragnienia gorszą od śmierci, zwłaszcza gdy przez pewne widzenie czy przebłyski ukaże się jej jakiś promień Boży, a jeszcze się jej nie udziela. To są owe dusze, które cierpią wskutek niecierpliwej miłości i nie mogą długo trwać w tym stanie, bo albo uzyskają zaspokojenie swych pragnień, albo umrą.

19. Pierwszą otchłanią, o jakiej mowa, jest rozum, a jego próżnią jest pragnienie Boga. Pragnienie to, gdy rozum już jest przygotowany, bywa tak wielkie, że Dawid, nie znajdując lepszego porównania, przyrównuje je do pragnienia jelenia, które podobno jest bardzo gwałtowne, mówiąc: “Jak tęskni jeleń do źródeł wód, tak tęskni dusza moja do Ciebie, Boże!” (Ps 41, 2). Pragnienie to pożąda wód Bożej mądrości, która jest przedmiotem rozumu.

20. Drugą otchłanią jest wola, a jej próżnią jest głód Boga tak wielki, że wprawia w omdlenie duszę, jak to również mówi Dawid: Pożąda i tęskni dusza moja do przedsieni Pańskich! (Ps 83, 3). Głód ten łaknie doskonałej miłości, do której dusza zdąża.

21. Trzecią otchłanią jest pamięć, a próżnią jej jest topnienie i rozpływanie się niejako duszy za posiadaniem Boga, jak to zaznacza Jeremiasz, mówiąc: “Memoria memor ero, et tabescet in me anima mea: “Pamiętać zawsze będę i dużo o Nim przypominać sobie będę i uschnie we mnie dusza moja” (Lm 3, 20); a rozważając te rzeczy w sercu moim będę żywił nadzieję w Bogu.

22. Pojemność tych otchłani jest bardzo wielka, bo to, co już może wejść do nich, jest głębokością nieskończonej dobroci, gdyż jest to sam Bóg. W pewien sposób więc ta pojemność duszy jest nieskończona. I tak: jej pragnienie jest nieskończone, jej głód jest również głęboki i nieskończony, jej wyniszczenie i cierpienie jest śmiercią nieskończoną. A chociaż nie powoduje ona tak gwałtownych cierpień, jak w życiu przyszłym, jest jednak żywym obrazem tego wieczystego umierania przez pozbawienie Boga, bo dusza jest już przygotowana na przyjęcie swej pełni.

Chociaż to cierpienie jest innej natury, mieści się bowiem w łonie miłości woli, to jednak tutaj miłość nie zmniejsza cierpienia; bo im większa jest miłość, tym większa jest gwałtowność tęsknoty za posiadaniem Boga, którego na każdą chwilę oczekuje z największą żądzą.

23. Lecz, Boże mój, jeśli jest prawdą, że dusza prawdziwie pragnąca Boga już Go posiada, jak mówi św. Grzegorz objaśniając Ewangelię św. Jana, jakżeż może cierpieć z powodu tęsknoty za tym, co już posiada? W pragnieniu bowiem, jakim płoną aniołowie, by ujrzeć Syna Bożego, według słów św. Piotra (1 P 1,12), nie ma żadnego cierpienia ani udręczenia, gdyż Go już posiadają. Wydaje się więc, że im więcej dusza pragnie Boga, tym pełniej Go posiada, a posiadanie Boga daje duszy rozkosz i nasycenie. Tak dzieje się z aniołami, którzy, ponieważ ich pragnienie jest posiadaniem, rozkoszują się, mając zawsze nasycone pożądanie duszy, bez przesytu jednak; a ponieważ nie czują wstrętu, zawsze pragną, a posiadając już nie czują cierpienia. Dusza więc odczuwa w tym pragnieniu tym więcej nasycenia i rozkoszy, a nie bólu i zmartwienia, im to pragnienie jest większe, gdyż wtedy posiada Boga.

24. W tym przedmiocie należy jednak dobrze zważyć różnicę, jaka zachodzi między posiadaniem Boga przez laskę tylko, a posiadaniem Go również przez zjednoczenie. Pierwsze bowiem jest tylko wzajemnym upodobaniem, a drugie jest wzajemnym udzielaniem się; czyli zachodzi tu podobna różnica, jak między zaręczynami a małżeństwem.

Przy zaręczynach jest bowiem tylko wzajemne “tak”, zgodna wola obu stron, i kosztowności i ozdoby, które narzeczony daje wdzięcznie swej narzeczonej; w małżeństwie zaś jest wzajemne udzielanie się i zjednoczenie osób. W narzeczeństwie, chociaż oblubieniec odwiedza oblubienicę co pewien czas i obdarza ją, jak wspomnieliśmy darami, nie ma jednak jeszcze zjednoczenia, które jest kresem zaręczyn.

Podobnie więc, gdy dusza doszła do takiej czystości w samej sobie i w swych władzach, że wola jej jest już w wysokim stopniu oczyszczona ze wszystkich upodobań i pożądań zewnętrznych, tak co do części wyższej jak i niższej, i z całą szczerością wypowiedziała swoje “tak” na to wszystko w Bogu, zostaje wtedy wola Boga i wola duszy złączona w jednym i wolnym przyzwoleniu i dusza dochodzi do posiadania Boga przez łaskę i wolę o tyle, o ile może osiągnąć to drogą woli i łaski. Wtedy bowiem na jej “tak” Bóg oddaje jej prawdziwie swoje “tak” i całkowitą swą łaskę.

25. To jest właśnie ten wysoki stan zaręczyn duchowych duszy ze Słowem, w którym Oblubieniec świadczy jej wielkie dobrodziejstwa i bardzo często nawiedza ją z ogromną miłością darząc ją wówczas wielkimi łaskami i rozkoszami. Łaski te jednak nie mogą równać się z tymi, jakie otrzymuje się w zaślubinach duchowych. Wszystkie one są tylko przygotowaniem do zjednoczenia się w zaślubinach. Chociaż bowiem jest prawdą, że to wszystko dzieje się w duszy, która już jest zupełnie oczyszczona z wszelkiego przywiązania do stworzeń, bo zaręczyny duchowe nie mogą dokonać się bez tego, jak to już mówiliśmy, to jednak wymaga ona jeszcze pozytywnego przygotowania przez Boga, przez Jego nawiedzenia i dary, jakimi ją jeszcze lepiej oczyszcza, ozdabia pięknością i wdziękiem, by była godna tak wysokiego zjednoczenia.

Przygotowanie trwa u jednych dłuższy, u innych krótszy czas, gdyż Bóg przeprowadza je zależnie od stanu duszy. Dzieje się tu z duszą podobnie jak z owymi panienkami, które zostały wybrane dla króla Aswerusa. Chociaż bowiem zostały wyprowadzone ze swojej ziemi i z domu swych rodziców, to jednak zanim je dopuszczono do łożnicy królewskiej, przebywały najpierw przez jeden rok zamknięte w pałacu królewskim. Pół roku przygotowywały się przez namaszczenia olejkami z mirry i innymi wonnościami, a drugie pół roku przez inne, jeszcze delikatniejsze namaszczenia, a potem dopiero wchodziły do łożnicy króla (Est 2,2-4 i 12-14).

26. W tym okresie zaręczyn i oczekiwania zaślubin wśród namaszczeń Ducha Świętego, im wzniosłejsze są te namaszczenia przygotowawcze do zjednoczenia z Bogiem, tym większe i żywsze bywają udręki otchłani duchowych, wzniosie j szych już i delikatniejszych. Gdy bowiem te namaszczenia przygotują już duszę bliżej do zjednoczenia się z Bogiem, będąc bliższe Boga, tym silniejszą wonią napełniają duszę, tym czulej wabią ją do Boga i to pragnienie staje się czulsze i głębsze; a właśnie pragnienie Boga jest przygotowaniem do zjednoczenia się z Bogiem.

27. O, jakby tu było stosowne miejsce, aby przestrzec dusze, które Bóg podnosi do tych delikatnych namaszczeń, by się zastanowiły, co czynią i pod jakie kierownictwo się oddają, ażeby nie zawróciły z drogi! Lecz to wychodzi poza granice przedmiotu, którym się zajmujemy.

Tak wielkie jednak współczucie i ból ranią mi serce na widok tych dusz cofających się wstecz i nie tylko pozwalających, by to namaszczenie stawało się w nich coraz większe, lecz tracących również w sposób pożałowania godny skutki tego Bożego namaszczenia, że nie mogę się powstrzymać, by ich nie przestrzec, co mają czynić dla uniknięcia tak wielkiej szkody. Przez to odchylimy się nieco od naszego przedmiotu; (jednak wnet do niego wrócę). Zresztą wszystko to posłuży do zrozumienia właściwości owych jaskiń duchowych. A chcę o tym mówić, gdyż to będzie potrzebne nie tylko dla tych dusz, które tak szczęśliwie postępują, lecz również dla wszystkich innych, które szukają swego Umiłowanego.

28. Najpierw trzeba wiedzieć, że jeśli dusza szuka Boga, to o wiele więcej Umiłowany jej szuka; i jeśli ona śle do Niego swe miłosne pragnienia, tak wonne dlań “jak słupy dymu z wonności mirry i kadzidła” (Pnp 3, 6), to On wysyła jej również zapach swych olejków, którymi ją pociąga i porywa do siebie (tamże, 1,3). Tymi olejkami są boskie natchnienia i dotknięcia, które gdy od Niego pochodzą, zawsze pobudzają i skierowują ku doskonałości prawa Bożego i wiary. Przez tę doskonałość ma postępować dusza zbliżając się coraz bardziej do Boga.

Winna więc dusza zrozumieć, że pragnieniem Boga we wszystkich dobrodziejstwach, które jej świadczy przez te namaszczenia i zapachy boskich olejków, jest przygotowanie jej do innych, wznioślejszych i delikatniejszych namaszczeń, bardziej zbliżonych do natury Bożej, aż przyjdzie do tak wykończonego i całkowitego przygotowania, iż zasłuży na zjednoczenie się z Bogiem i substancjalne przeobrażenie we wszystkich swych władzach.

29. Dusza zważywszy, że Bóg jest głównym czynnikiem w całej tej sprawie i przewodnikiem, który ma ją prowadzić jak ślepego za rękę tam, dokąd by sama nie umiała iść, to jest do rzeczy nadprzyrodzonych, których jej rozum ani wola, ani pamięć nie potrafią pojąć, powinna dokładać największego wysiłku i starania, by nie stawiać przeszkody na drodze doskonałości prawa Bożego i wiary, przez którą ją Bóg prowadzi.

Ta przeszkoda wyrośnie przed nią, jeśli się pozwoli strzec i prowadzić komuś ślepemu. Trzech zaś jest ślepców, którzy ją mogą sprowadzić z drogi, mianowicie: przewodnik duchowy, szatan i ona sama. By dusza mogła zrozumieć to, omówimy krótko każdy z tych przedmiotów.

30. Co do pierwszego, dusza pragnąca postępować w skupieniu i doskonałości, musi bardzo uważać, w czyje ręce się oddaje. Jaki bowiem jest mistrz, taki będzie i uczeń; jaki ojciec, taki będzie i syn. Zaznaczam zaś, że do tej drogi, a przynajmniej do najwyższej jej części, a również do środkowej, z trudnością znajdzie się biegły przewodnik, obdarzony wszystkimi potrzebnymi przymiotami, gdyż prócz wiedzy i roztropności potrzeba mu jeszcze doświadczenia. Chociaż bowiem fundamentem dla prowadzenia duszy jest wiedza i roztropność, to jednak gdy przewodnikowi duchowemu brakuje doświadczenia w rzeczach czysto duchowych, nie potrafi prowadzić duszy, której się Bóg oddaje, gdyż nie potrafi tego zrozumieć.

31. Z tego powodu kierownicy duchowi wyrządzają często wielu duszom wielkie szkody, gdyż nie znając dróg i właściwości ducha, sprawiają zwykle to, że dusze tracą namaszczenie tych delikatnych olejków, jakimi Duch Święty je namaszczał i przygotowywał dla siebie. Prowadzą je bowiem innymi, zwykłymi drogami, którymi sami szli lub czytali o nich, a które służą tylko dla początkujących. Znając tylko te początkowe drogi (dałby Bóg, żeby chociaż tak było!), nie pozwalają duszom wznosić się wyżej nad te początki i dyskursywno-wyobrażeniowe sposoby. I nie dopuszczają, by wyszły i przekroczyły zdolności naturalne, z których dusza tylko bardzo małą korzyść może osiągnąć.

32. By lepiej zrozumieć cechy właściwe początkującym, trzeba zaznaczyć, że i zadaniem ich i ćwiczeniem jest rozmyślanie za pomocą rozumowania i wyobraźni. Trzeba więc koniecznie dać tu duszy przedmiot, który by rozważała i roztrząsała, wzbudzając przy tym akty wewnętrzne, przez co wyrobi w swych zmysłach smak do rzeczy duchowych. Uczucie bowiem, karmiąc się smakiem duchowym, uwalnia się tym samym od smaku w rzeczach zmysłowych i obojętnieje dla rzeczy światowych.

Lecz gdy to pożądanie zmysłowe zasmakowało już w rzeczach duchowych i z pewną siłą i trwałością ustaliło się w nich, natychmiast zaczyna Bóg, jak to mówią, odłączać duszę od piersi i wprowadzać ją w stan kontemplacji. U niektórych osób, zwłaszcza zakonnych, może to nastąpić w bardzo krótkim czasie, gdyż te wyzbywszy się szybciej rzeczy światowych, dostosowują swój zmysł i pożądanie do Boga i wznoszą się do wyższego życia duchowego przez szczególne Boże działanie. Dzieje się to wtedy, gdy ustają czynności rozmyślania i rozważania samej duszy i znikają te początkowe słodycze i zapały zmysłowe, a dusza już nie może rozmyślać jak przedtem, ani znaleźć żadnego oparcia w zmysłach, pogrążonych teraz w oschłości, gdyż wstępuje już w sferę duchową, której zmysły nie mogą pojąć.

Ponieważ zaś wszystkie czynności, które dusza sama może wykonywać, nie mogą być inaczej wykonane, jak tylko z pomocą zmysłów, dlatego w tym stanie Bóg jest tym, który działa, a dusza tą, która doznaje; ona bowiem tylko przyjmuje i w niej dokonuje się dzieło, a dającym i działającym jest sam Bóg. On to więc daje jej w kontemplacji dobra duchowe, którymi są: poznanie i miłość Boga, czyli poznanie miłosne, przy czym dusza nie stosuje już aktów i rozważań naturalnych, gdyż nie może tak jak przedtem nimi się posługiwać.

33. Dlatego w tym czasie należy prowadzić duszę zupełnie innym sposobem niż początkowo. Bo jeśli przedtem poddawało się jej przedmiot do rozważania i rozmyślania, to teraz trzeba go usunąć, by się nad nim nie zatrzymywała, gdyż, jak mówię, nie może tego uczynić, choćby chciała i niekiedy zamiast się skupić, wpadnie w roztargnienie. I jeśli przedtem szukała słodyczy, miłości i zapału i znajdowała je, teraz nie może ich pragnąć ani szukać, gdyż przy największej nawet pilności nie tylko ich nie znajdzie, lecz popadnie w oschłość. Tymi czynnościami bowiem, jakie chce wykonywać przez zmysły, odwraca się od swego spokojnego i cichego szczęścia, które się jej udziela w ukryciu ducha, tracąc jedno, nie zyskuje drugiego, gdyż teraz przez zmysły nie udzielają się jej dobra tak, jak przedtem.

Dlatego w żaden sposób nie można w tym stanie nakłaniać duszy, by rozważała, obudzała w sobie akty i starała się o smak i zapał, gdyż to byłoby stawianiem przeszkody głównie działającemu, tj. Bogu, który ukrycie i w cichości napełnia duszę mądrością i poznaniem miłosnym, bez uwydatnienia poszczególnych aktów; chociaż czasem sprawia, że one się objawiają przez pewien czas w duszy. Dusza w tym czasie winna tylko miłośnie patrzeć na Boga, bez wykonywania poszczególnych aktów, zachowując się, jak mówiliśmy, biernie, nie czyniąc nic własną pilnością, lecz trwać niewzruszenie, z uwagą miłosną, prostą i szczerą jak ten, który otwiera oczy z myślą o miłości.

34. Gdy więc Bóg udziela się duszy przez proste i miłosne poznanie, i ona również powinna przyjmować Go przez to proste i miłosne poznanie, by w ten sposób złączyło się poznanie z poznaniem i miłość z miłością. Wypada bowiem, by otrzymujący, chcąc przyjąć i zachować to, co mu dają, upodobnił się sam do tego, co otrzymuje, a nie odróżniał się od tego. Filozofowie bowiem mówią, że “każda rzecz, którą się przyjmuje, jest w taki sposób w przyjmującym, jakim jest sam przyjmujący ją”.

Jasne więc jest, że jeśli dusza nie porzuci naturalnego sposobu działania, nie będzie mogła przyjąć tego dobra inaczej, jak tylko sposobem naturalnym, czyli nie przyjmie go wcale i pozostanie w swym działaniu naturalnym. Tego bowiem, co jest nadprzyrodzone, nie można pojąć w sposób naturalny, gdyż tu nie ma między nimi podobieństwa. Jeśli więc dusza zechce wtedy działać sama coś innego, jak tylko trwać w biernej uwadze miłosnej, o której mówiliśmy, całkowicie biernej i spokojnej, bez żadnej czynności naturalnej, dopóki sam Bóg nie pobudzi jej do jakiegoś aktu, wówczas stawia przeszkodę tym łaskom, których jej Bóg w sposób nadprzyrodzony udziela w miłosnym poznaniu. Początkowo przychodzi ten stan wśród oczyszczenia wewnętrznego, kiedy to dusza cierpi, jak już wyżej powiedzieliśmy, lecz później pogrąża się w słodyczy miłości.

Jeżeli to poznanie miłosne otrzymuje się biernie, co nie ulega wątpliwości, sposobem Bożym, nadprzyrodzonym, a nie przez naturalne działanie duszy, to wynika z tego, że dla jego przyjęcia dusza musi być całkowicie wyniszczona w swych działaniach naturalnych, wyzuta z nich, wolna, spokojna, cicha i pogodna na sposób Boży. Zachodzi tu podobieństwo z powietrzem, które im jest czystsze od mgieł, spokojniejsze i bardziej przejrzyste, tym je więcej prześwietla i ogrzewa słońce. Dlatego nie powinna się dusza do niczego przywiązywać, ani do aktywności rozmyślania, ani do żadnej słodyczy, czy to zmysłowej, czy duchowej, ani do jakichkolwiek innych pojmowań, gdyż koniecznie musi być wolna i wyzuta ze wszystkiego, bo jakakolwiek myśl, rozważanie, czy upodobanie, na którym by się chciała oprzeć, przeszkadzałoby jej, niepokoiło i rozpraszało w tym głębokim milczeniu, jakie winna zachować w swych zmysłach i w duchu dla usłyszenia głębokich i delikatnych słów, które mówi Bóg do jej serca w tej ciszy, jak to sam wyraził przez Ozeasza (Oz 2, 14). W największym więc spokoju i uciszeniu winna bacznie słuchać, co mówi do niej Pan Bóg, podobnie jak Dawid (Ps 84, 9), gdyż pokój przemawia w samotności.

35. Gdy tedy dusza znajdzie się już w stanie takiego milczenia i nasłuchiwania, powinna wówczas zapomnieć nawet o tej miłosnej uwadze, o której mówiłem, by była zupełnie wolna i podatna na działanie Pana. W tej uwadze miłosnej powinna tylko tak długo trwać, dopóki się sama nie poczuje pogrążoną w samotności, bierności wewnętrznej, zapomnieniu i nasłuchiwaniu duchowym. Stan ten, by go dusza mogła rozpoznać, przychodzi zawsze z chwilą pewnego, spokojnego wewnętrznego pogrążenia się w Bogu.

36. Gdy dusza zaczęła już wchodzić w ten prosty i spokojny stan kontemplacji, który przychodzi wówczas, gdy nie można już rozmyślać, choćby się nawet usilnie chciało, nie powinna wtedy pragnąć zajmować się rozmyślaniem ani opierać się na słodyczach i pociechach wewnętrznych, lecz pozostawać bez żadnego oparcia, oderwana duchem [od wszystkiego] i wzniesiona ponad wszystko, jak to musiał uczynić prorok Habakuk, by usłyszeć, co mu miał Pan powiedzieć; mówił bowiem: “Na straży mojej stać będę i zatrzymam się w twierdzy, a przypatrzę się, żeby ujrzeć, co mi powie” (Ha 2, 1). Innymi słowy: podniosę swoją myśl ponad wszelkie działania i wiadomości, które mogą pojąć i zatrzymać moje zmysły, zostawiając to wszystko poza sobą; zatrzymam krok mój w twierdzy moich władz, nie pozwalając im na własne działanie, abym mógł przyjąć w kontemplacji to, czego mi Bóg udziela; jak bowiem wspomnieliśmy, czysta kontemplacja polega na przyjmowaniu.

37. Nie można tej najwyższej mądrości i mowy Boga, jaką jest kontemplacja, dostąpić inaczej, jak tylko w duchu uciszonym, wyzutym ze wszystkich pociech i poznania płynącego z rozmyślania, gdyż, jak mówi Izajasz, “Kogóż Bóg będzie uczył umiejętności i komu da zrozumieć, co usłyszał?” I odpowiada: “odstawionym od mleka”, tj. od słodyczy i upodobań, i “odłączonym od piersi” (28, 9), tj. od wiadomości i pojmowań szczegółowych.

38. Usuń więc, duszo wewnętrzna, wszelkie zaprószenie z oczu i oczyść je z zamglenia, a rozbłyśnie ci jasne słońce i będziesz widziała jasno. A ty, mistrzu duchowy, wprowadź duszę w stan pokoju, wyrywając ją i uwalniając z jarzma i służalstwa niedołężnych jej działań, które są niewolą egipską, gdzie wszystko nie jest czymś większym, niż zbieranie źdźbeł do wypalania cegieł (Wj 1, 14; 5, 7-79) i prowadź ją do ziemi obiecanej, opływającej mlekiem i miodem (tamże, 3, 8. 17; 13, 5; 33, 3). Zważ, że Bóg ją woła na pustynię do wolności i świętej swobody dzieci Bożych, gdzieby mogła chodzić w szatach świątecznych, zdobna kosztownościami ze złota i srebra (tamże, 32, 2-3; 33, 5), porzuciwszy i pozostawiwszy ogołoconym z jego bogactw Egipt (Wj 12, 35), którym jest część zmysłowa. I nie tylko sam Egipt, lecz również Egipcjan zatapia (tamże, 14, 27-28) w morzu kontemplacji, gdzie Egipcjanin, czyli zmysł nie znajduje oparcia, ginie i pozostawia wolnym syna Bożego, którym jest duch wyzwolony z granic i poddaństwa działania zmysłów, to jest z ich słabego poznania, niskiego czucia, słabej miłości i upodobania. Wtedy bowiem Bóg da duszy słodką mannę (tamże, 16,14), której smak, chociaż ma te wszystkie smaki i upodobania (Mdr 16, 20-21), do których ty chcesz pociągnąć duszę przez jej własne wysiłki, jest jednak tak delikatny, że się rozpływa w ustach, a nie odczuwa się go, gdy się go łączy z innym smakiem czy inną rzeczą.

Dlatego też, gdy dusza dochodzi do tego stanu, staraj się ją uwolnić od wszelkiego pragnienia słodyczy, smaków, żądz, upodobań i rozmyślań duchowych i nie wprowadzaj jej w niepokój troską i staraniem o jakieś inne rzeczy wyższe, a tym mniej niższe, lecz wprowadzaj ją w całkowite ogołocenie i w możliwie jak największą samotność. Im pełniej bowiem to osiągnie i im szybciej dojdzie do tego beztroskiego uciszenia, tym obficiej spłynie na nią duch Bożej mądrości, miłosny, łagodny, samotny, spokojny, słodki i upajający ducha, w którym czuje się słodko zraniona i czule porwana, nie wiedząc przez kogo, gdzie i w jaki sposób. Ten duch bowiem udziela się jej bez jej własnego działania.

39. Nawet odrobina tego, co Bóg działa w duszy w tej świętej bezczynności i samotności jest niewymownym dobrem, czasem o wiele większym, niż to może przypuszczać dusza i jej kierownik. A chociaż nie zaraz takim się wydaje, jednak z czasem takim się okaże. Jedno tylko, co tu może z pewnością odczuć dusza, to pewne, czasem większe, to znowu mniejsze oddalenie od wszystkich rzeczy, skłonność do samotności i wstręt do wszystkich stworzeń ziemskich, w słodkim tchnieniu miłości i życia w głębi ducha. I wtedy wszystko, co nie jest tym oddaleniem się, sprawia jej wstręt, bo jak mówi przysłowie: gdy duch smakuje, ciało wstręt czuje.

40. Dobra jednak, jakie to pełne ciszy udzielanie się i kontemplacja pozostawiają w duszy, chociaż ona ich wtedy nie czuje, są, jak mówię, nieocenione, gdyż są to namaszczenia Ducha Świętego, najskrytsze, a tym samym najdelikatniejsze, które tajemnie napełniają duszę bogactwami darów i łask duchowych. A ponieważ dawcą ich jest Bóg, więc je też daje w mierze odpowiedniej Bogu.

41. Te namaszczenia i dary są nader delikatne i wzniosłe, gdyż sprawia je sam Duch Święty i z powodu tej ich delikatności i czystości subtelnej ani sama dusza, ani jej przewodnik nie mogą ich zrozumieć i tylko sam Sprawca je widzi, by się tym więcej cieszyć duszą. I bardzo łatwo, jednym tylko małym aktem woli, rozumu, pamięci, czy też przez zmysły, pożądanie, poznanie, smak i upodobanie, które by wtedy dusza sama chciała wzbudzić, mącą się one i znajdują przeszkodę w duszy, co jest niewymowną stratą, bólem i nieszczęściem.

42. O, zaiste, jest to ogromna strata! Bo choć się wcale nie widzi szkody, jaką się wyrządziło przeszkadzając tym świętym namaszczeniom, jednak jest ona większa, boleśniejsza i smutniejsza niż upadek i zguba wielu zwykłych dusz, które nie miały na sobie tych wzniosłych blasków i rysów. Podobnie, jak nierównie większą i boleśniejszą byłaby szkoda, gdyby jakaś nieumiejętna ręka zeszpeciła złymi i niedobranymi farbami jedno oblicze na niezmiernie cennym obrazie niż wiele twarzy na innych, pospolitych obrazach. Bo któż może naprawić to dzieło najczulszej ręki Ducha Świętego, gdy jej przeszkodziła inna, niezdarna ręka?

43. A chociaż jest to szkoda większa i boleśniejsza, niż to można ocenić, jednak bywa tak częsta i powszechna, że rzadko znajdzie się jakiś przewodnik duchowy, który by jej nie spowodował w duszach, które Bóg zaczyna wprowadzać tym sposobem w stan kontemplacji. Bo gdy Bóg namaszcza duszę rozmyślającą pewnym tylko delikatnym olejkiem poznania miłosnego, pogodnego, spokojnego, samotnego i bardzo dalekiego od zmysłów i od tego, co można pojąć i gdy ona nie może już rozważać ani rozmyślać o jakimś przedmiocie, ani znaleźć upodobania w ziemskich czy duchowych rzeczach, gdyż Bóg ją pociąga i ona jest zajęta tym samotnym zjednoczeniem, skłonna do spoczywania i samotności, przychodzi wtedy jakiś kierownik duchowy umiejący tylko kuć i młotem uderzać, jak kowal, a nie poznawszy tego stanu, gdyż sam zaledwie umie rozmyślać, rozkazuje: porzuć ten spoczynek, który jest tylko próżnowaniem i marnowaniem czasu, zabierz się do rozmyślania, do wzbudzania aktów wewnętrznych; tu potrzeba, byś sama z siebie działała, gdyż wszystko inne to tylko przywidzenia i głupstwa.

44. Tacy przewodnicy, nie znający stopni modlitwy ani dróg duchowych, nie widzą, że ta praca, którą polecają duszy i ta droga rozmyślania, po której ją chcą prowadzić, już została przebyta. Dusza weszła już w stan, w którym ustaje działanie zmysłów i rozważanie, weszła na drogę ducha, w stan kontemplacji, gdzie ustaje działanie zmysłów i kończy się rozważanie. Działa tu sam Bóg i mówi skrycie do niej samotnej i milczącej. A gdy tę duszę, będącą już na stopniu, o którym mówiliśmy, chcą z powrotem wprowadzić na drogę zmysłów, zmuszają ją tym samym do cofania się wstecz i do oddalania się od kresu, do którego dąży. A przecież, kto doszedł już do wyznaczonego celu i mimo to chciałby jeszcze zdążać do niego, nie tylko naraziłby się na śmieszność, lecz również od tego celu by się oddalił.

Po dojściu przez działanie władz do tego cichego skupienia, do którego każda dusza zmierza i w którym już ustaje działanie tychże władz, nie tylko byłoby daremne znów posługiwać się władzami, by dojść do wspomnianego skupienia, lecz nadto spowodowałoby to rozproszenie owego skupienia, jakie już osiągnęła.

45. Mistrzowie ci, nie pojmując, jak mówię, czym jest skupienie i ta duchowa samotność duszy, którą Bóg tak wzniosie namaszcza, stosują i przeciwstawiają temu inne namaszczenia niższych ćwiczeń duchowych, czyli działania samej duszy, jak to już wspomnieliśmy. Powstaje wtedy między owymi dwoma stanami taka różnica, jaka zachodzi pomiędzy dziełem ludzkim a boskim, pomiędzy bytem naturalnym a nadprzyrodzonym; gdyż w pierwszym stanie Bóg działa w sposób nadprzyrodzony w duszy, a w drugim sama dusza działa w sposób naturalny.

A najgorszym jest to, że przez działanie naturalne traci dusza samotność i skupienie wewnętrzne, a co za tym idzie, niweczy wzniosłe dzieło, którego Bóg w niej dokonywał. I tak wszystko jest daremne: traci jedno, a nie zyskuje drugiego.

46. Niech więc rozważą ci przewodnicy dusz i mają w pamięci, że głównym działającym, prowadzącym i pobudzającym dusze w tej pracy nie są oni, lecz Duch Święty, który nigdy o te dusze troszczyć się nie przestaje. Oni są tylko narzędziami do kierowania nimi w dążeniu do doskonałości, w wierze i prawie Bożym, według tego ducha, jakiego każdej z nich Pan Bóg daje.

Jedynym więc zadaniem ich jest nie dostosowywanie tych dusz do swych metod i zapatrywania, tylko baczenie na drogę, po której je Pan prowadzi, a jeśli jej nie znają, niech je pozostawią, a nie wtrącają ich w rozterkę. Uwzględniając drogę i ducha, jakimi je Bóg prowadzi, niech się starają raczej skierowywać je do coraz to większej samotności, uciszenia i wolności ducha, zostawiając im wskazówki, by nie przywiązywały zmysłów ciała czy ducha do poszczególnych rzeczy wewnętrznych czy zewnętrznych, skoro Bóg je prowadzi przez tę samotność. Niech się nie martwią i nie obawiają myśląc, że nic się nie czyni. Bo chociaż wtedy dusza sama nic nie czyni, ale za to Bóg w niej działa.

Niech wspierają duszę w dążeniu do takiej swobody i wprowadzają w [samotność i] spokój, by nie była skrępowana żadnym poszczególnym poznawaniem, żadną rzeczą duchową czy ziemską, żadnym pożądaniem jakiegoś smaku czy upodobania i w ogóle żadnym innym wrażeniem, lecz żeby była opróżniona w całkowitym wyzbyciu się wszelkiej rzeczy stworzonej, w zupełnym ubóstwie ducha. O to bowiem jedynie ma się starać dusza ze swej strony, jak naucza sam Syn Boży, mówiąc: “Każdy z was, który nie wyrzeka się wszystkiego, co ma, nie może być uczniem moim” (Łk 14, 33). Słowa te odnoszą się nie tylko do wyrzeczenia się przez wolę rzeczy cielesnych i doczesnych, lecz również do ogołocenia się z duchowych, gdyż na tym właśnie opiera się ubóstwo ducha, do którego jest przywiązane błogosławieństwo Syna Bożego (Mt 5, 3).

Gdy więc dusza całkowicie wyzuła się z siebie i uwolniła się od jakiegokolwiek przywiązania, czyli uczyniła to, co tylko ze swej strony uczynić była powinna i mogła, to jest rzeczą niemożliwą, by Bóg nie działał również ze swej strony i nie udzielał się jej, przynajmniej w ukryciu i w milczeniu. Jest to bardziej niemożliwe niż to, by słońce nie rzuciło swych promieni w czyste i pogodne miejsce. Bo jak słońce podnosi się rankiem, by rzucić snop światła do twej chaty, gdy otworzysz okiennicę, tak i Pan “nie zdrzemnie się ani nie zaśnie, który strzeże Izraela” (Ps 120, 4), ani chwilki nie śpi i natychmiast wejdzie do duszy ogołoconej i napełni ją boskimi skarbami.

47. Bóg więc unosi się jak słońce nad duszami, by się im udzielić, a ich przewodnicy niech tylko starają się przygotować je do tego przez praktykę doskonałości ewangelicznej, która polega na ogołoceniu się i próżni zmysłowej i duchowej. Niech sami nie pragną budować dalej, gdyż to należy już do samego “Ojca światłości, od którego zstępuje wszelki dar dobry i każda wzniosła łaska” (Jk 1, 17). Bo jak Dawid mówi: Jeżeli Pan nie zbuduje domu, próżno pracują, którzy go budują (Ps 126, 1). Pan bowiem jest niebieskim budowniczym i wzniesie w każdej duszy nadprzyrodzony gmach, jaki chce, jeśli tylko ty przygotujesz tę duszę sprawiając, by się wyzbyła wszelkich własnych działań i odczuć naturalnych, bo one czynią ją niezdolną do budowy nadprzyrodzonej, owszem, raczej ją osłabiają, niż wspomagają. Twoim więc obowiązkiem jest przeprowadzić to przygotowanie w duszy, a do Boga należy, jak mówi Mędrzec, “kierować krokami jej” (Prz 16, 9) do skarbów nadprzyrodzonych taką drogą i takim sposobem, jakich ani dusza sama, ani ty nie pojmujesz.

Nie mów więc: Ta dusza wcale nie postępuje, gdyż nic nie czyni! Chociaż jest prawdą, że nic nie czyni, lecz właśnie przez to samo, że nic nie czyni, okażę ci, że czyni wiele. Jeśli bowiem rozum swój uwolni od cząstkowych pojęć, czy to naturalnych, czy duchowych, postępuje naprzód, a im bardziej się wyzbędzie tych pojęć cząstkowych i aktów rozumowania, tym szybciej postępuje wznosząc się do najwyższego, nadprzyrodzonego dobra.

48. Powiesz może, że dusza, nie rozważając poszczególnych rzeczy nie może postępować naprzód. Przeciwnie, uważam, że właśnie gdyby miała te pojęcia poszczególne, nie mogłaby iść naprzód, dlatego że Bóg, do którego się wznosi rozum, przewyższa ten rozum, jest więc niepojęty i niedostępny dla rozumu. Toteż jak długo rozum idzie drogą własnego poznawania, nie zbliża się do Boga, lecz oddala się od Niego. Musi więc rozum najpierw wyzbyć się siebie i swych pojęć i wierząc, a nie rozumiejąc, przez wiarę dążyć do Boga. I w ten sposób dochodzi rozum do doskonałości, gdyż tylko przez wiarę, a nie przez inny środek łączy się z Bogiem; i więcej się zbliża do Boga nie rozumiejąc, niż rozumiejąc. Nie trap się więc, bo gdy rozum nie cofa się (co byłoby wtedy, gdybyś go chciał zajmować poznawaniem poszczególnych rzeczy i innymi rozumowaniami i pojęciami, byle tylko nie był bezczynny), to postępuje naprzód, gdyż pozbywa się wszystkiego, co go mogło zajmować; żadna bowiem z tych rzeczy nie była Bogiem, który, jak wspomnieliśmy, nie może wejść do serca czymś zajętego.

W tym stanie doskonałości, jeśli się nie cofa, postępuje się naprzód; a postępowaniem rozumu jest wkraczanie coraz głębiej w wiarę, czyli coraz większe zaciemnianie się jego, gdyż wiara jest mrokiem dla rozumu. Rozum bowiem nie mogąc poznać, jakim jest Bóg, z konieczności musi dążyć do Niego poddany i niepojmujący; i korzystne dla niego będzie czynić właśnie to, co ty potępiasz, tj. wyzbyć się wszelkich pojęć cząstkowych, gdyż przez nie nie może wznieść się do Boga, a przeciwnie utrudnia sobie drogę do Niego.

49. Jeśli rozum, powiesz, nie zastanawia się nad poszczególnymi rzeczami, wola będzie bezczynna i nie będzie kochała, a przecież to zawsze należy czynić na drodze duchowej. Wola bowiem może kochać tylko to, co rozum pojmuje.

Jest to prawdą, zwłaszcza w czynnościach i aktach naturalnych duszy, gdzie wola kocha tylko to, co rozum cząstkowo pojmuje. Lecz w kontemplacji, o której mówimy, a którą Bóg sam z siebie wlewa w duszę, nie potrzebuje jej już cząstkowego poznania ani rozważań, gdyż w jednym akcie udziela jej Bóg światła i miłości razem, czyli miłosnego, nadprzyrodzonego poznania, które możemy określić jako światło pełne gorąca rozpalającego, gdyż to światło równocześnie rozpala miłość. Poznanie to jest trudne i ciemne dla rozumu, gdyż jest poznaniem przez kontemplację, która, jak mówi św. Dionizy, jest “promieniem ciemności”.

Jakie zaś jest poznanie rozumu, taka jest i miłość woli. A ponieważ dla rozumu to poznanie, które Bóg wlewa, jest ogólne i ciemne, bez rozróżniania poznań umysłowych, tak również i wola miłuje ogólnie, bez odróżniania jakiejś rzeczy osobno pojętej. Bóg bowiem, będąc boskim światłem i miłością, w tym, czego udziela z siebie duszy, jednakowo obdarza poznaniem i miłością te dwie władze: rozum i wolę. A ponieważ On jest niepojęty w tym życiu, poznanie to, jak mówię, jest ciemne, a taką samą jest miłość woli.

Czasem jednak w tym delikatnym udzielaniu daje się Bóg więcej i więcej przenika jedną władzę niż drugą i niekiedy odczuwa się więcej poznania niż miłości, innym razem znów więcej miłości niż poznania, czasem samo tylko poznanie bez miłości, albo samą miłość bez poznania.

Dlatego też twierdzę, że chociaż dusza wykonuje akty naturalne przy pomocy rozumu i nie może kochać bez uprzedniego poznania, to zupełnie inaczej jest wówczas, gdy Bóg sam działa i wlewa poznanie, tak jak tej duszy, o której tu mówimy. Wtedy bowiem może się udzielać jednej władzy bez drugiej; może więc rozpłomienić wolę dotknięciem żaru swej miłości, chociaż rozum nic nie pojmuje, tak jak człowiek może się ogrzać przy ogniu, chociaż go nie widzi.

50. W ten sposób wola czuje się często rozpłomieniona, wzruszona i rozmiłowana bez tego poznawania i pojmowania poszczególnych przedmiotów, jakie było przedtem, gdyż Bóg w niej rozrządza miłość, jak to mówi oblubienica z Pieśni nad pieśniami: “Wprowadził mnie do piwnicy winnej, rozrządził we mnie miłość” (2, 4).

Dlatego nie trzeba się lękać bezczynności woli w tym wypadku, bo jeśli ona zaprzestaje wzbudzać akty miłości przy poszczególnych Poznaniach, wtedy wzbudza je w niej sam Bóg, upajając ją skrycie miłością wlaną, czy to przez poznanie z kontemplacji, czy też bez niej, jak to już powiedzieliśmy, i te akty o tyle są słodsze i bardziej zasługujące od tych, które by sama dusza mogła spełniać, o ile wyższy jest ten, który wzbudza i wlewa tę miłość, czyli sam Bóg.

51. Tę miłość wlewa Bóg woli, gdy niczym nie jest zapełniona i gdy wyzbyła się wszelkich innych upodobań i odczuć cząstkowych, do bądź duchowych, bądź zmysłowych rzeczy. Dlatego też należy się usilnie starać, by wola była ogołocona i wyzbyta ze swych odczuć, bo jeśli się nie cofa wstecz za poszukiwaniem jakichś odczuć i smaków, postępuje naprzód, chociażby nie czuła tego wyraźnie, wznosząc się ponad wszystkie rzeczy do Boga, gdyż w niczym innym nie ma upodobania. I chociaż nie smakuje i nie kocha Boga w sposób bardzo szczegółowy, ani nie kocha szczegółowym aktem, to jednak smakuje Go w tym ogólnym wlaniu ciemnym i tajemniczym więcej niż przez te wszystkie poszczególne rzeczy. Widzi bowiem wtedy jasno, że żadna z tych rzeczy nie da jej takiego smaku, jak to samotne ukojenie. I kocha wtedy Boga ponad wszystkie inne miłe rzeczy, bo wszystkie ich odczucia i smaki odrzuciła i już jej one nie sprawiają przyjemności.

Nie ma powodu, by martwić się pytaniem, czy wola postępuje nie mogąc się zatrzymywać na poszczególnych aktach; skoro bowiem nie cofa się wstecz, bo nie dąży do osiągnięcia czegoś zmysłowego, to już zbliża się do tego, co niedostępne, tj. do Boga. Stąd nic dziwnego, że wola tego nie odczuwa.

A zatem, by wola mogła wznosić się do Boga, musi się raczej uwalniać od wszystkich rozkosznych i smakowitych rzeczy, niż się opierać na nich, gdyż wtedy dopiero spełnia należycie przykazanie miłości, mianowicie miłuje Boga ponad wszystkie rzeczy, czego nie może osiągnąć bez ogołocenia i wyzbycia się wszystkiego.

52. Również nie należy się obawiać, gdy pamięć jest pozbawiona swych form i kształtów, gdyż Bóg również nie ma form ani kształtów, więc pamięć wtedy z całą pewnością zbliża się do Boga. Im więcej bowiem opiera się na wyobraźni, tym bardziej oddala się od Boga i większe jej grozi niebezpieczeństwo; Bóg bowiem, będąc niepojęty, nie może podpadać pod wyobraźnię.

53. Bywają jednak przewodnicy duchowi nie rozumiejący dusz, które znajdują się w tym stanie cichej i samotnej kontemplacji, gdyż sami nie doszli do niej; nie wiedząc nawet, czym jest wyjście z rozmyślań dyskursywnych, jak wspomniałem, sądzą, że one próżnują. Dręczą je więc i pozbawiają spokoju uciszonej i kojącej kontemplacji, którą dawał im sam Bóg, a wprowadzają je na drogę rozmyślania i rozważań wyobrażeniowych i nakłaniają je, by wzbudzały afekty wewnętrzne. Znajdują w tym owe dusze odrazę, oschłość i roztargnienie, gdyż czują pragnienie pozostawania w swej świętej bezczynności, w kojącym i spokojnym skupieniu. A ponieważ zmysły nie znajdują wówczas przedmiotu, w którym by mogły smakować, czego się uchwycić i co czynić, ci mistrzowie zachęcają dusze, by się starały nabywać smaków i zapałów, gdy właśnie przeciwnie powinni im radzić. Nie mogąc więc wywołać ich słodyczy i wejść w nie, jak przedtem, gdyż czas na to już przeszedł i inna teraz jest ich droga, niepokoją się te dusze podwójnie, myśląc, że idą ku zgubie, a ci przewodnicy utwierdzają je jeszcze w tym mniemaniu i w ten sposób wysuszają ich ducha i pozbawiają je tych namaszczeń bezcennych, jakie im w samotności i uciszeniu Bóg dawał, co, jak powiedziałem, jest niewymowną szkodą. Przyprawiają je o cierpienie i szkodę, gdyż tracą wszystko i martwią się daremnie.

54. Nie wiedzą ci kierownicy, co to jest duch. Wyrządzają Bogu wielką krzywdę i zniewagę, przykładając swą niezdarną rękę do dzieła, które sam Bóg wykonuje. Wiele bowiem kosztowało Boga przywieść owe dusze aż do tego stopnia i ceni sobie to bardzo, że doszły już, odnośnie do swych władz i działań, do tej samotności i próżni, gdzie może mówić do ich serca, czego zawsze pragnie. Wtedy bowiem bierze duszę za rękę, króluje w niej w obfitości pokoju i spoczynku i sprawia, że ustają działania naturalne jej władz, którymi pracując całą noc, nic nie zrobiły (Łk 5, 5), oraz ucisza już ich ducha bez działania zmysłów. Albowiem zmysł swym działaniem nie jest zdolny pojąć ducha.

55. Jak bardzo ceni Bóg ten spokój i uśpienie czy wyniszczenie, widać jasno z tego pełnego wyrazu, usilnego poprzysięgania w Pieśni nad pieśniami: “Poprzysięgam was, córki jerozolimskie, przez sarny i przez jelenie polne, abyście nie budziły ani nie dawały ocknąć się miłej, dokąd sama nie zechce” (3, 5). Daje tu do zrozumienia, jak bardzo ceni to uśpienie i samotne zapomnienie, czyniąc wzmiankę o zwierzętach samotnych i ukrytych. Ci mistrzowie duchowi jednak nie chcą, by dusza spoczywała i trwała w milczeniu, lecz by wciąż się znoiła i pracowała, a przez to nie zostawiła miejsca działaniu Boga; i sprawiają, że to, co On sam w duszy działa, psuje się i rozprasza jej działaniem. W ten sposób wprowadzają liszki, które niszczą kwitnącą winnicę duszy (Pnp 2, 15). Dlatego skarży się na nich Pan przez Izajasza: “Wyście spaśli winnicę moją” (3, 14).

56. Błądzą ci mistrzowie zapewne w dobrej wierze, gdyż nie mają dostatecznej wiedzy. To jednak nie usprawiedliwia ich lekkomyślnych rad, jakich udzielają bez uprzedniego zrozumienia drogi duchowej, po której idzie dusza, nie usprawiedliwia tego nierozumnego wtrącania się do rzeczy, których nie pojmują, gdyż powinni je zostawić tym, co je znają. A jest to rzeczą niemałej wagi i niemała wina przyprawić swymi radami duszę o stratę nieocenionych skarbów, a czasem nawet sprowadzić ją na manowce.

Ten więc, co lekkomyślnie błądzi, będąc obowiązany, jak każdy inny w swoim zawodzie, do dobrego spełniania swych obowiązków, nie umknie kary według miary zła, które wyrządził. Sprawy bowiem Boże należy traktować z największą rozwagą i z oczyma dobrze otwartymi, zwłaszcza w rzeczach tak wielkiej wagi, w obowiązku tak wzniosłym jak kierownictwo dusz, gdzie postępując dobrze zyskuje się wprost nieskończone skarby, a błądząc ponosi się poniekąd nieskończoną stratę.

57. Choćbyś chciał znaleźć dla nich jakieś uniewinnienie, którego ja nie widzę, nie możesz jednak uniewinnić tego, który prowadząc jakąś duszę, nigdy jej nie pozwala wyjść spod swojej ręki z powodu względów ludzkich, jakimi się kieruje, a które nie zostaną bez kary. Jest bowiem rzeczą pewną, że jeśli dusza chce postępować na drodze duchowej, na której Bóg ją zawsze wspomaga, musi zmienić styl i sposób modlitwy i wymaga innych, wyższych pouczeń niż jego i innego ducha.

Bo nie wszyscy posiadają wiedzę, potrzebną do wszystkich stopni i okresów drogi duchowej i nie wszyscy mają ducha tak doskonałego, aby mogli poznać, jak należy prowadzić duszę i kierować nią w każdym stadium życia duchowego.

Przynajmniej więc nie powinien kierownik sam w siebie tego wmawiać, że jest do wszystkiego zdolny, albo że Bóg nie zechce już prowadzić wyżej duszy. Nie każdy, kto umie obrabiać drzewo, potrafi wyrzeźbić figurę; nie każdy, kto potrafi wyrzeźbić figurę, potrafi ją pomalować; nie każdy wreszcie umiejący pomalować figurę, potrafi wykonać ostatnie pociągnięcia dla doskonałego jej wykończenia. A każdy z nich może tylko to wykonać w figurze, co umie, bo gdyby chciał coś więcej robić, zepsułby całą.

58. Więc patrz! Jeśli jesteś tylko cieślą, czyli masz wyrobić w duszy pogardę świata i ducha umartwienia jej pożądań, a co najwyżej jesteś rzeźbiarzem, czyli masz ją wprowadzić w święte rozmyślania, a więcej już nie umiesz, jakże poprowadzisz tę duszę aż do najwyższej doskonałości, do ostatnich, delikatnych wykończeń obrazu, jakie nie polegają już na ociosywaniu, rzeźbieniu czy wygładzeniu, lecz na dziele, które sam Bóg ma w niej spełnić?

I dlatego nie ulega wątpliwości, że jeśli będziesz krępował duszę swą wiedzą, której zasięg jest ograniczony, to ta dusza musi się albo cofać, albo co najmniej nie postępować naprzód. Bo i jaka to będzie figura, pytam, jeśli będziesz tylko walił w nią młotem i wciąż ociosywał, co odnośnie do duszy oznacza samo tylko posługiwanie się władzami? Kiedy będzie ukończona rzeźba? Kiedy i jak może ją Bóg pomalować? Czy jest możliwe, byś ty sam potrafił spełnić wszystkie te zadania i uważał się za tak doskonałego, że nigdy dusza nie będzie potrzebowała nikogo, prócz ciebie?

59. Przypuśćmy, że masz wszystkie dane do prowadzenia pewnej duszy, która może nie będzie miała daru do dalszego postępu, lecz jest prawie niemożliwe, byś je miał dla wszystkich dusz, których nie wypuszczasz spod swej ręki. Każdą bowiem duszę prowadzi Bóg odrębnymi drogami i z trudnością znajdzie się ktoś, kto by w znacznej mierze co do sposobu swego postępowania zgadzał się z drugim. Bo któż osiągnie to, by jak św. Paweł stać się wszystkim dla wszystkich, by wszystkich pozyskać? (7 Kor 9, 22). Ty więc tyranizujesz tylko dusze, pozbawiasz je wolności i sobie jedynie przysądzasz wszechstronną znajomość nauki ewangelicznej, skoro nie tylko starasz się, by cię nie opuszczały, lecz co gorsza, gdy się dowiesz, że któraś przypadkiem udała się do innego z jakąś sprawą, której nie śmiała tobie zwierzyć, lub sam Bóg ją natchnął do tego, by ktoś inny ją pouczył o tym, czegoś ty nie potrafił, wówczas odnosisz się do niej z taką zazdrością, czego nie mogę powiedzieć bez wstydu, jaka istnieje między małżonkami. A gorliwość ta nie ma na celu chwały Bożej ani postępu tej duszy, nie możesz bowiem myśleć, że opuściwszy ciebie, opuściła i Boga, lecz pochodzi z twojej pychy, zarozumiałości czy innej niedoskonałej pobudki.

60. Bardzo się obraża Bóg na tego rodzaju kierowników i zapowiada im karę przez proroka Ezechiela, mówiąc: “Mleko jadaliście i wełną się przyodziewaliście, i co tłustszego było, zabijaliście, a trzody mojej nie paśliście. Ja sam tedy będę szukał trzody mojej z rąk waszych” (34, 3 i 10).

61. Winni więc mistrzowie duchowi pozostawić wolność duszom i pozwolić im zwrócić się do innego kierownika i to z największą życzliwością, gdyż nie wiedzą, jaką drogą chce je Bóg prowadzić. Mają to czynić zwłaszcza wtedy, gdy już nie smakuje duszy ich nauka, co jest znakiem, że Bóg tę duszę prowadzi już inną drogą, i że potrzebne jej już inne przewodnictwo. Owszem, o tym wszystkim powinni je dotychczasowi kierownicy pouczyć, gdyż przeciwne postępowanie jest tylko wypływem nierozumnej pychy, zarozumiałości lub jakiegoś innego roszczenia.

62. Lecz zostawmy już tę metodę, a pomówmy o innej, bardziej zgubnej, którą ci mistrzowie lub inni, jeszcze gorsi od nich, stosują. Bo zdarza się, że namaszcza Bóg niektóre dusze olejkami świętych pragnień i pobudek, by porzuciły świat, zmieniły cały sposób życia i wzgardziwszy światem służyły Bogu, co Bóg wysoko ceni, skoro przyprowadził je do tego; rzeczy bowiem światowe są dalekie od Jego woli. Oni tymczasem, opierając się na ludzkich rozumowaniach i ze względów zupełnie przeciwnych nauce Chrystusa, Jego pokorze i wzgardzie wszystkich rzeczy, bacząc tylko na swoją korzyść czy upodobanie, lub czując obawę nie wiadomo przed czym, utrudniają to wszystko duszom, odkładają, lub co gorsza, starają się im wybić te myśli z głowy. Mając sami ducha oziębłego, zeświecczałego, mało Chrystusem przepojonego, nie wchodzą sami przez ciasną bramę żywota i innym nią wejść nie pozwalają. I tym grozi nasz Zbawiciel przez św. Łuksza, mówiąc: “Biada wam…, i tym, którzy by wnijść chcieli, zabraniacie (Łk 11, 52).

Tacy rzeczywiście są zaporą i zawadą w bramie niebieskiej, przeszkadzają wejść przez nią tym, którzy szukają ich rady. I choć wiedzą, że Bóg polecił im, by nie tylko wpuszczali i pomagali, lecz by zmuszali do wejścia przez nią, mówiąc przez św. Łukasza: “Wynijdź na drogi i opłotki, a przymuszaj do wejścia, aby dom mój był zapełniony” (Łk 14, 23), to jednak czynią przeciwnie, powstrzymując dusze, by nie wchodziły.

Jest więc taki kierownik ślepcem, zdolnym zakłócić życie duszy, którym jest Duch Święty. Dzieje się to w różny sposób u tych mistrzów duchowych, jak było powiedziane: jedni czynią to mimo woli, inni świadomie. Jednak i jedni, i drudzy nie pozostaną bez kary, gdyż obowiązkiem ich jest wiedzieć i rozważyć, co czynią.

63. Drugim ślepcem, jak mówiliśmy, mogącym przeszkodzić duszy w tym rodzaju skupienia jest szatan, który sam będąc ślepy, chce, by i dusza taką była. W tych najwyższych bowiem samotnościach, w których zlewają się do duszy delikatne namaszczenia Ducha Świętego, (względem których czuje szatan wielką zazdrość i nienawiść, bo widzi, że nie tylko się dusza ubogaca, lecz że ulatuje wysoko i nie może jej w niczym pochwycić, gdyż jest całkowicie ogołocona, daleka od wszelkiego stworzenia, nawet od jego śladu), stara się dać jej w tym ogołoceniu jakieś formy wiedzy i cienie smaków zmysłowych, czasem nawet dobrych. Czyni to w tym celu, by ją pociągnąć i zawrócić do cząstkowych pojęć i działań z pomocą zmysłów, żeby zatrzymała przy nich uwagę i smakowała w tych słodyczach i smakach rzekomo dobrych, i przez nie szła do Boga.

W ten sposób bardzo łatwo ją rozprasza i wyrywa z tej samotności i skupienia, w którym, jak powiedzieliśmy, Duch Święty dokonuje tych wielkich ukrytych dzieł. Dusza bowiem, będąc ze swej natury skłonna do odczuwania i kosztowania, z największą łatwością przywiązuje się do tych wiadomości i słodyczy, jakie jej szatan podsuwa, zwłaszcza gdy ich sama pragnie i nie zna drogi, po której idzie. I tak wychodzi z samotności, do której ją Bóg wprowadził. A że przedtem w tej samotności i odpocznieniu jej władz nic sama nie czyniła, więc teraz wydaje się jej lepszym to, że sama może coś czynić.

Wielka szkoda, że dusza nie rozumie tego i dla małego kąska poznawania szczegółowego czy smaku, nie pozwala, by ją Bóg pochłonął, czego dokonuje On właśnie za pomocą tych duchowych, samotnych namaszczeń.

64. W ten sposób, przez taką drobnostkę, wyrządza szatan największe szkody, przyprawiając duszę o stratę wielkich skarbów, wyciągając ją małą przynętą jak rybę z głębin przejrzystych wód ducha, gdzie bez żadnej podpory i zatrzymania była zanurzona i pogrążona w Bogu. I wyciąga ją szatan na brzeg, dając jej podporę i grunt pod stopami, by sama szła po ziemi wśród trudów, a nie kąpała się “w wodach Siloe, które płyną cicho” (Iz 8, 6), zanurzona w Bożych olejkach.

Ponieważ tutaj mała tylko szkoda jest większa niż wielkie szkody wyrządzone w innych duszach, jak wspomnieliśmy, więc szatan czyni tu nadzwyczajne wysiłki i rzadko kiedy znajdzie się dusza idąca tą drogą, której by nie wyrządził wielkiej szkody i nie przyprawił jej o wielkie straty. Wykorzystując bowiem ten duch przewrotny z wielką zręcznością związek, jaki zachodzi między duchem a zmysłami, oszukuje i karmi dusze przez zmysły, przeciwstawiając duchowi, jak powiedzieliśmy, rzeczy zmysłowe. Dusza zaś nie przypuszczając, że to jest zgubne, nie wchodzi w głębię Umiłowanego, lecz zatrzymuje się u bramy patrząc co się dzieje zewnątrz, w części zmysłowej.

“Wszystko, co jest wysokie, widzi szatan”, mówi Job (41, 25), tzn. widzi duchową wysokość dusz, by ją zwalczać. I jeżeli przypadkiem jakaś dusza wchodzi w głębokie skupienie, tak że nic jej już nie może przyprawić o roztargnienie, stara się przynajmniej przerażeniem, lękiem, cierpieniami fizycznymi lub wrażeniami zmysłowymi i wrzawą zewnętrzną zwrócić jej uwagę na zmysły, by wyrwać ją na zewnątrz i wyprowadzić z głębi ducha. A dopiero wtedy, gdy się przekona, że nic nie może, zostawia ją w spokoju.

Z taką jednak łatwością przeszkadza osiągnięciu owych wielkich bogactw i przyprawia o straty te drogie Bogu dusze, że chociaż ceni to wyżej niż zepsucie wielu innych dusz, dla łatwości jednak i małego trudu, z jakim to czyni, nie uważa tego za rzecz wielką.

W tym sensie bowiem możemy tu zastosować słowa Boże wypowiedziane do Joba: “Oto wypije rzekę, a nie zadziwi się, i ma nadzieję, że się Jordan wleje w paszczę jego”. Rozumie się przez to najwyższy stan doskonałości. “Przed oczyma jego jako wędą chwyta się go i palami przekłuwa nozdrza jego” (40, 18-19). To znaczy: uderzając ją ostrzami wiadomości, rozprasza jej ducha; powietrze bowiem, które wychodzi przez nozdrza, rozprasza się na wszystkie strony, gdy one są przedziurawione. I dalej mówi: “Pod nim będą promienie słoneczne i naściele sobie złota jako błota” (41, 21). Przyprawia bowiem duszę o utratę przedziwnych promieni poznania Boga, jakimi dusze były oświecone, niszczy i rozrzuca kosztowne złoto Bożych barw, którym dusze były ubogacone.

65. Więc, o dusze, gdy wam Bóg daje te nadziemskie łaski prowadząc was drogą samotności i skupienia, oderwijcie się od niskiego odczuwania, nie wracajcie do zmysłów! Zaniechajcie waszego własnego działania, bo jeżeli ono przedtem, gdyście były początkującymi, dopomagało wam do zaparcia się świata i samych siebie, to teraz, gdy Bóg czyni wam tę łaskę, iż sam w was działa, będzie wam tylko wielką przeszkodą i zawadą. Gdy tylko będziecie się starały nie zajmować waszych władz żadnymi rzeczami, lecz będziecie je odrywać od wszystkiego, by się w nic nie uwikłały, co jedynie należy wam czynić w tym stanie, a przy tym będziecie trwać w tej prostej uwadze miłosnej, jak to wyżej już powiedziałem, żadnego innego nacisku na duszę nie wywierając, chyba tylko dla ogołocenia jej i uwolnienia ze wszystkiego, byście nie zmąciły i nie zburzyły jej pokoju i uciszenia, wtedy nakarmi was Bóg pokarmem niebiańskim, gdyż Mu w niczym nie będziecie przeszkadzały.

66. Trzecim ślepcem jest sama dusza, która nie rozumiejąc swego stanu, jak wspomnieliśmy, niepokoi się i sama sobie wyrządza szkodę. Nie umiejąc bowiem działać inaczej, jak tylko z pomocą zmysłów i rozważania, gdy ją Bóg chce wprowadzić w tę próżnię i samotność, gdzie nie może posługiwać się władzami i wzbudzać aktów, widząc, że nic nie robi, stara się coś czynić i w ten sposób rozprasza się, napełnia oschłością i niesmakiem, podczas gdy poprzednio kosztowała słodyczy pokoju i ciszy duchowej, którymi Bóg napełniał ją skrycie.

I zdarza się czasem, że Bóg usiłuje utrzymać ją w tym cichym odpocznieniu; ona zaś usiłuje z pomocą wyobraźni i rozumu działać sama i wtedy jest jak to dziecko, które, gdy matka chce je wziąć w ramiona, krzyczy i upiera się iść samo, a w rezultacie ani samo nie idzie, ani matce iść nie pozwala; lub jest jak figura, którą malarz chce pomalować, a ktoś inny nią rusza i przez to albo nic nie zrobi, albo się ją jeszcze zeszpeci.

67. Dusza będąca w tym odpocznieniu powinna wiedzieć, że chociaż nie czuje, iż idzie naprzód i coś czyni, postępuje jednak dużo szybciej, niż gdyby szła o własnych siłach, bo sam Bóg unosi ją w swych ramionach; mimo że idzie naprzód krokami Bożymi, tych kroków nie odczuwa. I chociaż sama nie czyni nic z pomocą swych władz duchowych, zyskuje jednak dużo więcej, niż gdyby coś czyniła, bo Bóg w niej działa.

A że ona nie spostrzega tego, nie należy się dziwić, bo tego, co Bóg w tym czasie działa w duszy, zmysły nie mogą pojąć, gdyż to dokonuje się w milczeniu. Słowa bowiem mądrości, jak mówi Mędrzec, dają się słyszeć jedynie w milczeniu (Koh 9, 17).

Niech więc pozostanie dusza w rękach Boga, a nie polega na samej sobie i nie oddaje się w ręce tamtych dwóch ślepych, bo gdy w Bogu będzie trwała i unikała działania z pomocą swych władz, bezpieczna pójdzie ku wyżynom.

68. Lecz wróćmy teraz do naszego przedmiotu, do tych głębin otchłani władz duchowych. Mówiliśmy, że cierpienie duszy bywa w nich bardzo wielkie, gdy ją Bóg namaszcza i przygotowuje najwznioślejszymi olejkami Ducha Świętego, by ją połączyć z sobą. Olejki te są tak delikatne i tak czułe jest to namaszczenie, że przenikają najgłębszą istotę duszy, tak ją kształtują i upiększają, że cierpienie jej i omdlewanie z pragnienia, wobec ogromnej próżni tych jaskiń, jest wprost bezmierne.

Musimy zaznaczyć, że jeżeli namaszczenia, które przysposobiły owe jaskinie duszy do zjednoczenia się z Bogiem w zaślubinach duchowych, są tak wzniosłe, jak powiedzieliśmy, jakież będzie poznanie, miłość i chwała, które mają już we wspomnianym zjednoczeniu z Bogiem rozum, wola i pamięć? Na pewno odpowiednie do pragnienia i głodu, jakie odczuwały te jaskinie, będzie teraz ich zadowolenie, nasycenie i rozkosz. I odpowiednie do subtelności przygotowania będzie pełne posiadanie łask przez duszę i pełne ich kosztowanie za pomocą jej zmysłu.

69. Przez zmysł duszy rozumie się tu zdolność i siłę samej istoty duszy, z pomocą której odczuwa i raduje się przedmiotami władz duchowych, dających jej kosztować mądrości, miłości i udzielania się jej Boga. I dlatego te trzy władze: pamięć, rozum i wolę nazywa w tym wierszu otchłaniami głębin zmysłu duchowego, gdyż za ich pośrednictwem odczuwa i w nich głęboko smakuje ogrom miłości i majestatu Boga. Bardzo trafnie nazywa je tu dusza otchłaniami głębin, bo czując, że w nie wpadają głębokie poznawania i odblaski pochodni ognia, widzi, że mają tak wielką pojemność i głębię, jak wielkie otrzymuje od Boga poszczególne łaski Jego poznania, smaków, radości, rozkoszy itd. Wszystkie te rzeczy przyjmuje i przechowuje w tym zmyśle duszy, którym jest, jak mówię, siła i zdolność, jaką ma dusza do odczuwania, przechowywania i smakowania wszystkiego, co przynoszą otchłanie władz; podobnie jak do zmysłu ogólnego wyobraźni zbiegają się z formami swoich przedmiotów zmysły cielesne i on jest ich składem i archiwum. Przez to, że ten zmysł ogólny duszy stał się skupiskiem i zbiornikiem wielkich łask Bożych, jest tym bardziej sam bogaty i zalany blaskami, im więcej osiąga z tego wzniosłego i jasnego posiadania.

Który był ślepy, pełen mroków ciemnych,

70. mianowicie, zanim go Bóg nie oświecił i nie rozjaśnił, jak to było powiedziane. Dla zrozumienia tego należy zważyć, że dla dwóch przyczyn zmysł wzroku nie może widzieć: albo znajduje się wśród ciemności, albo jest ślepy.

Bóg jest światłem i przedmiotem duszy. Gdy go nie oświeca, jest on pogrążony w ciemnościach, choćby dusza miała najprzenikliwszy wzrok. Gdy zaś dusza jest w grzechu lub oddana pożądaniu innych rzeczy, jest ślepa; i wtedy, chociaż ją zalewa światło Boże, nie widzi go jej ciemność duchowa, którą jest niewiedza duszy. Dusza, o której mówimy, dopóki jej Bóg nie oświecił przez to przeobrażenie, była ślepa i nie znała tych skarbów Bożych, podobnie jak Mędrzec, dopóki go nie oświeciło światło mądrości. Mówił bowiem: “Nieświadomości moje oświecił” (Syr 51, 27).

71. W znaczeniu duchowym inną rzeczą jest być w ciemnościach, a inną w mrokach; bo być w mrokach, to być ślepym przez grzech, jak powiedzieliśmy, lecz w mrokach można przebywać i bez grzechu, a to w podwójny sposób: odnośnie do natury, nie mając oświecenia w pewnych rzeczach naturalnych, i odnośnie do nadnatury nie mając oświecenia w pewnych rzeczach nadnaturalnych. I mówi tu dusza, że przed tym nieocenionym zjednoczeniem jej zmysł duchowy był ślepy odnośnie do tych dwóch rzeczy.

Bo dopóki Pan nie powiedział: Fiat lux, “Niech się stanie światłość” (Rdz 1,3), ciemności panowały nad głębokością otchłani zmysłu duchowego. Zmysł ten im bardziej jest przepastny i im głębsze jego otchłanie, tym głębsze i bardziej niezgłębione są jego ciemności odnośnie do rzeczy nadprzyrodzonych, gdy go Bóg będący jego światłem nie oświeci. Jest więc dla niego niemożliwe podnieść oczy na światło Boże lub pomyśleć o nim, gdyż nie widziawszy go nigdy, nie ma pojęcia o nim. I dlatego nie może go nawet pragnąć; raczej będzie pragnął mroków, gdyż te poznaje i pójdzie z jednego mroku w drugi, prowadzony przez ten mrok, który tylko może zawieść do dalszych mroków.

Mówi bowiem Dawid: “Dzień dniowi opowiada słowo, a noc nocy podaje wiadomość” (Ps 18, 3). Tak więc “przepaść przepaści przyzywa” (Ps 41, 8), mianowicie: jedna przepaść światła przyzywa drugą przepaść światła, a jedna przepaść mroków przyzywa drugą przepaść mroków, gdyż tylko rzeczy podobne przyzywają się i udzielają się sobie wzajemnie. Zatem światło łaski, które Bóg uprzednio (s.790) dał duszy i którym wzrok jej przepaści duchowych otworzył na światło Boże, a przez to uczynił ją sobie przyjemną, przyzwało drugą przepaść łaski, którą jest boskie przeobrażenie duszy w Boga. Przez nią wzrok jej zmysłu jest tak miły Bogu i tak promieniejący, iż możemy powiedzieć, że światło Boga i światło duszy jest jednym wspólnym światłem. Światło naturalne duszy jest tu bowiem zjednoczone ze światłem nadprzyrodzonym Boga i świeci już tylko światło nadprzyrodzone; podobnie jak światło, które Bóg stworzył, złączyło się ze światłem słońca i teraz świeci tylko słońce, chociaż pozostaje tamto światło (Rdz 1,14-18).

72. Był również ślepy zmysł duszy przez to, że szukał upodobania w innych rzeczach. Ślepotą bowiem rozumnego i wyższego zmysłu jest pożądanie, które jak katarakta i bielmo przysłania wzrok rozumu, by nie widział rzeczy, które są przed nim. Tak więc, gdy upodobanie przedstawiło jakiś smak zmysłowi, oślepiło go tak, iż nie mógł widzieć wielkości i piękności bogactw Bożych będących poza kataraktą. Bo jak rzecz, chociażby mała, gdy się ją przyłoży do oka, wystarczy, by zakryła wzrok, tak iż nie widzi on innych rzeczy, choćby były nie wiem jak wielkie, tak również jedno małe pożądanie, jeden niedbały akt duszy wystarczy, by przeszkodzić jej w osiągnięciu tych wszystkich wielkości Bożych, znajdujących się poza tymi pożądaniami i upodobaniami, którym się dusza oddaje.

73. O, któż może wyrazić, jak niemożliwą jest rzeczą, by dusza pełna pożądań mogła oceniać rzeczy Boże tak, jak należy, jakimi one są w rzeczywistości! Przecież dla oceny i rozeznania rzeczy Bożych należy całkowicie wyzbyć się pożądań i upodobań, a nie oceniać poprzez nie owych rzeczy. W przeciwnym bowiem razie będzie się uważało rzeczy od Boga za nie Boże, a rzeczy nie pochodzące od Boga za Boże. Ta katarakta bowiem tak zasłania wzrok rozeznania, że nie widzi nic więcej, tylko tę kataraktę raz w tym, drugi raz w innym świetle, zależnie od tego, jak mu się przedstawi. I sądzi, że ta katarakta to Bóg; bo, jak powtarzam, nie widzi nic więcej, tylko tę kataraktę zmysłu, a Bóg nie podpada pod zmysł. W taki to sposób pożądanie i upodobanie zmysłowe przeszkadzają poznaniu rzeczy wyższych. Daje to wyraźnie do zrozumienia Mędrzec w tych słowach: “Urok bowiem marności zaciemnia dobro, a niedostateczna pożądliwość wywraca umysł niezepsuty” (Mdr 4, 12), czyli należyte osądzenie rzeczy.

74. Dlatego też ci, co nie są jeszcze tak uduchowieni, by byli wolni od pożądań i upodobań, tkwi bowiem w nich jeszcze coś zmysłowego, uważają za coś wielkiego rzeczy podpadające pod zmysły, według których sami żyją, a które to rzeczy w istocie same są bardzo niskie i bezwartościowe dla ducha. Natomiast rzeczy najcenniejsze dla ducha i bardzo wzniosłe, tj. te najbardziej oddalone od zmysłów, będą uważali za coś bardzo błahego, niewiele będą je cenili, czasem nawet osądzą je jako niedorzeczności, jak to wyraźnie daje do zrozumienia św. Paweł: “Człowiek zmysłowy nie pojmuje tego, co jest z Ducha Bożego i jest dla niego głupstwem, gdyż zrozumieć tego nie może” (1 Kor 2, 14). Przez człowieka zmysłowego rozumie się tu człowieka, który jeszcze żyje wśród pożądań i upodobań naturalnych; bo chociaż niektóre upodobania rodzą się z ducha, to jednak, gdy człowiek łączy się z nimi przez swe naturalne pożądanie, stają się one już tylko pożądaniami naturalnymi. I niewielkie w tym wypadku ma znaczenie, że przedmiot lub motyw jest nadprzyrodzony, skoro pożądanie pochodzi z natury, mając w niej swój korzeń i siły żywotne; w gruncie rzeczy pozostaje ono pożądaniem naturalnym, odpowiednie bowiem do substancji i natury rzeczy są jej pobudki i materia naturalna.

75. Lecz może zarzucisz: Z tego wynika, że jeżeli dusza pożąda Boga, a nie pożąda Go w sposób nadprzyrodzony, zatem pożądanie to nie będzie zasługujące przed Bogiem. Odpowiadam na to, że rzeczywiście, gdy dusza pożąda Boga, nie zawsze to pożądanie jest nadprzyrodzone; jest nim wówczas, gdy Bóg je wlewa i daje mu siłę i dopiero wtedy różni się ono całkowicie od naturalnego. Lecz zanim Bóg wleje weń swą moc, mało albo wcale nie jest zasługujące. Tak więc gdy ty sam ze siebie chcesz odczuwać pożądanie Boga, jest to tylko pożądanie naturalne i nie będzie inne, aż je Bóg zechce przekształcić w sposób nadprzyrodzony. Również gdy sam ze siebie przywiązujesz się do pragnienia rzeczy duchowych i chcesz kosztować ich smaku, działasz tylko z pożądania naturalnego, zasłaniasz kataraktami swe oko, nie przestajesz być człowiekiem zmysłowym i nie możesz zrozumieć ani ocenić rzeczy duchowych, które przewyższają wszelki zmysł i pożądanie naturalne.

A jeśli masz jeszcze wątpliwości, nie wiem, co ci odpowiedzieć, chyba polecić, byś to przeczytał drugi raz, a może zrozumiesz, że jest tu wyłożona istotna prawda i nie ma potrzeby, bym się jeszcze nad tym rozwodził.

76. Ten zmysł duszy, który przedtem był ciemny z braku światła Bożego i ślepy wskutek swych pożądań i przywiązań, teraz jest już w takim stanie, że jego głębokie jaskinie nie tylko są oświecone przez to zjednoczenie z Bogiem, lecz stają się jednym promieniejącym światłem z jaskiniami swoich władz.

Teraz z dziwnymi doskonałościami
Niosą Miłemu żar swój wraz z blaskami.

77. Te bowiem otchłanie władz duszy, tak niepojęte i przedziwnie pogrążone w zachwycających odblaskach owych pochodni, które, jak mówiliśmy, płoną w duszy, prócz tego całkowitego oddania, jakie ze siebie samych czynią Bogu, oddają Mu nadto w Nim samym te wszystkie odblaski, które w miłosnej chwale otrzymały. Wsparte na Bogu w Bogu, stawszy się również pochodniami gorejącymi w odblaskach pochodni Bożych, niosą Umiłowanemu to samo światło i ten sam żar z blaskami miłości, które otrzymują. W ten sam bowiem sposób, w jaki je otrzymują, oddają je Temu, który je przyjmuje, a czynią to z tymi samymi doskonałościami, z jakimi im Bóg daje. Dzieje się tu bowiem podobnie jak z szybą, która gdy ją słońce oświeca, wydaje również odblaski; tamto jednak dzieje się o wiele wyższym sposobem, gdyż przyłącza się do niego działanie woli.

78. Z dziwnymi doskonałościami, tj. tajemniczymi i dalekimi od wszelkiego pospolitego pojęcia, od wszelkiej miary i sposobu.

Odpowiednia bowiem do tej doskonałości, z jaką rozum otrzymuje mądrość Bożą, stawszy się jedno z rozumem Boga, jest doskonałość, z jaką dusza oddaje tę mądrość, gdyż nie może dawać inaczej, tylko takim sposobem, jakim jej dano. I odpowiednią do doskonałości, z jaką wola jest złączona z wolą Bożą, jest doskonałość, z jaką ona składa Bogu w Bogu tę samą dobroć, bo otrzymuje ją na to, by ją oddać z powrotem. Tak samo według doskonałości, z jaką otrzymuje poznanie Boga, będąc z nią złączona, świeci i daje żar miłości. Podobnie i doskonałościom innych przymiotów Bożych: męstwu, piękności, sprawiedliwości itd., których Bóg duszy udziela, odpowiadają doskonałości, które oddaje ten zmysł duszy radośnie swemu Umiłowanemu, tj. oddaje to samo światło i żar, jakie otrzymuje od Umiłowanego. Albowiem dusza, będąc złączona w jedno z Nim, w pewnym znaczeniu jest Bogiem przez uczestnictwo. I chociaż to nie jest jeszcze tak doskonałe, jak w przyszłym życiu, jest jednak, jak powiedzieliśmy, jakby cieniem Boga.

Takim więc sposobem dusza, będąc cieniem Boga przez to substancjalne przeobrażenie, działa w Bogu przez Boga to, co On sam przez siebie działa w niej; i działa tak, jak On, gdyż wola ich dwojga jest jedna, a więc działanie Boga i jej jest również jedno. Stąd więc, jak Bóg oddaje się duszy i chętnie, i łaskawie, tak również i ona, mając wolę tym wolniejszą i szlachetniejszą, im ściślej jest złączona z Bogiem, daje Boga samemu Bogu w Bogu i jest to prawdziwy i cenny dar duszy dla Boga.

Wtedy widzi dusza, że Bóg rzeczywiście jest jej i że posiada Go jako dziedzictwo prawnie na własność, jako przybrane dziecko Boga, przez łaskę, jaką jej Bóg wyświadczył oddając jej samego siebie. A posiadając Go jako własność, może Go dawać i udzielać komu zechce.

Daje Go więc swemu Umiłowanemu, którym jest ten sam Bóg, co się jej oddał. Przez to spłaca Mu wszystkie swe długi, gdyż dobrowolnie składa Bogu dar równy temu, jaki sama od Niego otrzymała.

79. Ponieważ przez ten dar, jaki dusza składa Bogu, daje Mu dobrowolnie Ducha Świętego jako własność swoją, by się w Nim rozmiłował, tak jak na to zasługuje, odczuwa niewymowną rozkosz i szczęście, gdy widzi, że składa Bogu, jako swą własność, dar, który w swym bycie nieskończonym jest całkowicie równy Bogu.

Bo chociaż jest prawdą, że dusza nie może dawać na nowo Bogu Jego samego, bo On zawsze jest ten sam w sobie, to jednak dusza ze swej strony czyni to całkowicie i prawdziwie, dając Bogu na spłacenie miłości wszystko to, co jej dano, czyli daje tyle, ile jej dano. Przez ten dar duszy ma Bóg pełną zapłatę, mniejsza nie mogłaby Go zaspokoić, i przyjmuje ten dar z wdzięcznością jako własność duszy, który Mu ona oddaje i przez który kocha Go jakby na nowo. A we wzajemnym oddaniu się Boga duszy kocha Go ona znowu jakby na nowo.

Tak więc pomiędzy Bogiem a duszą powstaje czynna wymiana wzajemnej miłości w zgodnym zjednoczeniu i oddaniu się zaślubin, w którym wspólne dobro obojga, jakim jest boska istota, przez dobrowolne oddanie go jeden drugiemu posiadają równocześnie razem i powtarzają sobie to, co mówił w Ewangelii św. Jana Syn Boży do swego Ojca: Omnia mea tua sunt, et tua mea sunt et ciarificatus sum in eis; “Wszystko moje Twoim jest a Twoje moim; w nich zostałem wsławiony” (17, 10). Stan ten w przyszłym życiu trwa bez przerwy w doskonałym rozkosznym zaznawaniu; natomiast w obecnym stanie zachodzi tylko wtedy, gdy Bóg wykonuje w duszy ten akt przeobrażenia i nie jest tak doskonały, jak w przyszłym życiu.

A że dusza może składać ten dar, chociaż on swą wielkością przewyższa jej pojęcie i istotę, jest jasne, choćby z tego porównania, że ten, co jest władcą wielu narodów i królestw, chociażby największych, może je oddać, komu zechce.

80. Wielkie to uspokojenie i zadowolenie dla duszy, gdy widzi, że daje Bogu – z tym samym światłem boskim i boskim żarem otrzymanym od Niego – więcej niż to, czym jest sama w sobie i więcej niż jest warta. W przyszłym życiu dokonuje się to przez światło chwaty, w tym zaś za pomocą oświecenia przez wiarę. Tak więc

Otchłanie głębin zmysłu duchowego
Z dziwnymi doskonalościami,
Niosą Miłemu żar swój wraz z blaskami.

Mówi wraz, gdyż Ojciec, Syn i Duch Święty łącznie udzielają się duszy i te Boskie Osoby są w niej blaskiem oraz ogniem miłości.

81. Należy wspomnieć krótko o doskonałościach, z jakimi dopełnia dusza tego oddania. W odniesieniu do tego należy zauważyć, że dusza radując się pewnym odblaskiem widzenia uszczęśliwiającego, otrzymanym ze zjednoczenia rozumu i afektu z Bogiem, napełniona rozkoszą i zobowiązana przez tę tak wielką łaskę, spełnia to oddanie Boga i siebie samej Bogu zdumiewającymi sposobami. Bo jeśli chodzi o miłość, odnosi się dusza do Boga z niezwykłymi wspaniałościami; podobnie również jeśli chodzi o odblask widzenia uszczęśliwiającego; w ten sam sposób, jeśli chodzi o uwielbienie; wreszcie tak samo, jeśli chodzi o wdzięczność.

82. Co do pierwszego, posiada dusza trzy główne doskonałości miłowania:

Pierwsza, że kocha Boga nie przez samą siebie, lecz przez Niego. Jest to niepojęta wspaniałość, gdyż kocha przez Ducha Świętego, tak jak Ojciec i Syn się kochają, jak to sam Syn Boży mówi przez św. Jana: “Aby miłość, którą mnie umiłowałeś, w nich była, i ja w nich” (J 17, 26).

Drugą doskonałością jest to, że kocha Boga w Bogu, gdyż w tym gwałtownym zjednoczeniu zatapia się dusza w miłości Boga, a Bóg również z wielką siłą przenika duszę.

Trzecią doskonałością najwyższej miłości jest to, że kocha Boga dla tego, czym On jest sam w sobie; nie kocha Go tu bowiem dusza tylko dlatego, że jest dla niej tak dobry, szczodry, chwalebny itd., lecz o wiele więcej dlatego, że sam w sobie jest takim istotnie.

83. W odniesieniu do obrazu widzenia uszczęśliwiającego, ma duszatrzy inne, zdumiewające, cenne i podstawowe doskonałości:

Pierwszą, że raduje się tu Bogiem przez Niego samego. Mając bowiem rozum zjednoczony z Jego wszechmocą, mądrością, dobrocią itd., chociaż jeszcze nie tak jasno, jak to będzie w życiu przyszłym, doznaje jednak niewymownej rozkoszy w szczegółowym poznawaniu tych wszystkich przymiotów, jak już wyżej powiedzieliśmy.

Drugą główną doskonałością tego uradowania jest rozkoszowanie się zwyczajnie w samym tylko Bogu, bez żadnej przymieszki stworzenia.

Trzecią rozkoszą jest radość Nim tylko, z tego, czym On jest sam w sobie, bez najmniejszej odrobiny własnego upodobania.

84. W odniesieniu do uwielbienia, jakie dusza składa Bogu w tym zjednoczeniu, ma również trzy doskonałości:

Pierwsza: czyni to z powinności, bo widzi, że stworzył ją Bóg dlatego, by Go wielbiła, [jak sam mówi] przez Izajasza: “Lud ten utworzyłem sobie, chwałę moją będzie opowiadał” (43, 21).

Druga doskonałość: wielbi Boga za dobrodziejstwa, jakie otrzymuje i dla rozkoszy jaką ma w wychwalaniu Go.

Trzecia doskonałość: uwielbia Boga dla tego, czym On jest sam w sobie, bo choćby dusza żadnej rozkoszy nie doznawała, chwaliłaby Go dla tego, czym jest.

85. W odniesieniu wreszcie do wdzięczności ma dusza trzy inne doskonałości:

Pierwsza: okazuje wdzięczność za dobra naturalne i duchowe, które otrzymała i za wszystkie inne dobrodziejstwa.

Druga: czuje wielką radość składając Bogu dziękczynienie, ponieważ w tym dziękczynieniu z wielką gwałtownością cała się zanurza.

Na koniec trzecia doskonałość: chwali Boga tylko za to, czym On jest, przez co to dziękczynienie jest skuteczniejsze i bardziej rozkoszne.

 

STROFA TRZECIA



Pochodnie ognia płonącego,
W waszych odblaskach jasnych i promiennych,
Otchłanie głębin zmysłu duchowego,
Który był ślepy, pełen mroków ciemnych,
Teraz z dziwnymi doskonałościami
Niosą Miłemu żar swój wraz z blaskami!

OBJAŚNIENIE

1. Oby Bóg dał mi tu szczególną łaskę, tak bardzo potrzebną do objaśnienia głębi tej strofy! Czytającemu również niezbędna będzie wielka uwaga, gdyż dla niedoświadczonego w tych rzeczach będą one o tyle ciemne i zawiłe, o ile dla doświadczonego są jasne i smakowite.

Uwielbia dusza w tej strofie swego Oblubieńca i okazuje Mu wdzięczność za wielkie łaski, jakie otrzymuje ze zjednoczenia się z Nim. Mówi bowiem, że dzięki temu zjednoczeniu otrzymuje głębokie i rozliczne wiadomości o Nim samym, pełne miłości, a przez nie władze jej i zmysł duchowy – przed tym zjednoczeniem ciemny i ślepy – teraz zostają oświecone i zapalone miłością i mogą już tym światłem i żarem miłości odpowiadać na miłość Tego, który je tak oświecił i rozmiłował. Kto bowiem prawdziwie kocha, wtedy tylko jest całkowicie zadowolony, gdy wszystko, czym jest, co znaczy, co ma i otrzymuje, odda umiłowanemu; a im większe jest to wszystko, tym większej kosztuje radości z oddania. Cieszy się tu z tego dusza, gdyż tymi odblaskami i miłością, którą otrzymuje, może sama promieniować przed swym Umiłowanym i miłować Go. Następuje wiersz:

Pochodnie ognia płonącego.

2. Należy zaznaczyć, że pochodnie mają dwie właściwości, mianowicie świecą i wydają żar.

By zrozumieć, o jakich pochodniach mówi tu dusza i w jaki sposób płoną one i rozpalają ją, trzeba najpierw wiedzieć, że Bóg w swym jedynym i prostym bycie jest pełnią wszystkich doskonałości i przymiotów, jest wszystkimi cnotami i wielkościami swoich przymiotów. Jest bowiem wszechmocny, mądry, dobry, miłosierny, sprawiedliwy, możny, miłujący itd. Jest również innymi nieskończonymi przymiotami, których my nie znamy. Będąc więc tym wszystkim w swym prostym bycie, złączony z duszą, gdy jej daje tę łaskę, że otwiera przed nią bramy poznania, sprawia, że widzi ona wtedy w Nim każdą z osobna z tych cnót i wielkości, tj. potęgę, mądrość, dobroć, miłosierdzie itd. A ponieważ każda z tych rzeczy jest to ten sam Bóg w jedynym swym podmiocie, czyli Ojciec, Syn i Duch Święty [i każdy z tych przymiotów jest tym samym Bogiem], Bóg zaś jest nieskończonym światłem i nieskończonym ogniem, jak już powiedzieliśmy, więc każdy z tych nieskończonych przymiotów świeci i daje ciepło jak Bóg i tak każdy z nich jest pochodnią, która oświeca duszę i daje ciepło miłości.

3. Ponieważ zaś w jednym tylko akcie tego zjednoczenia otrzymuje dusza poznanie tych przymiotów, więc równocześnie jest Bóg dla niej rozlicznymi pochodniami, z których każda z osobna jej świeci w tym poznaniu i daje ciepło; o każdej bowiem z nich ma oddzielne poznanie i od niej jest rozpłomieniona miłością.

Tak więc we wszystkich tych pochodniach kocha dusza oddzielnie, rozpłomieniona przez każdą z nich z osobna i przez wszystkie razem, bo wszystkie te przymioty są jednym bytem, jak powiedzieliśmy. I wszystkie te pochodnie są jedną pochodnią, która stosownie do jej cnót i przymiotów świeci jak rozliczne pochodnie. Dlatego dusza w jednym tylko akcie poznania tych pochodni kocha przez każdą z nich, a równocześnie przez wszystkie razem, otrzymując w tym akcie żar miłości przez każdą pochodnię i od każdej, a zarazem łącznie od wszystkich i przez wszystkie łącznie.

Odblask bowiem, który rzuca na nią ta pochodnia bytu Bożego, o ile On jest wszechmocny, daje jej światło i żar miłości Boga jako wszechmocnego. A przez to jest już Bóg dla duszy pochodnią wszechmocy, która jej daje światło i wszelkie poznanie według tego przymiotu. Odblask, który rzuca na nią pochodnia bytu Bożego, o ile On jest mądrością, daje jej światło i żar miłości Boga jako mądrego i przez to jest dla niej Bóg pochodnią mądrości. Odblask zaś, który rzuca na nią ta pochodnia Boga, o ile On jest dobrocią, daje duszy światło i żar miłości Boga jako dobrego i przez to jest dla niej pochodnią dobroci. W ten sposób jest dla niej pochodnią sprawiedliwości, mocy, miłosierdzia i wszystkich innych przymiotów, jakie ukazują się duszy wszystkie razem w Bogu.

Światło zaś, które od wszystkich razem otrzymuje, daje jej ten żar miłości Boga, którym Go kocha, gdyż On sam jest tym wszystkim. Tak więc to udzielanie się i poznanie, które o sobie samym daje Bóg duszy, a które według mego zdania jest największą łaską, jaką jej może dać w tym życiu, jest dla niej niezliczonymi pochodniami, które dają jej poznanie i miłość.

4. Te pochodnie widział Mojżesz na górze Synaj, gdzie w chwili gdy Bóg przechodził koło niego, upadł twarzą na ziemię i zaczął wielbić i wysławiać niektóre z nich: “Panujący, Panie, Boże, miłosierny i łaskawy, cierpliwy i mnogiej litości, i prawdziwy, który zachowujesz miłosierdzie na tysiące; który gładzisz nieprawość, niezbożności i grzechy, a nikt u Ciebie nie jest sam przez się niewinny” (Wj 34, 6-7). Widać z tych słów, że główne przymioty i cnoty, które tam poznał Mojżesz w Bogu, to były: wszechmoc, panowanie, bóstwo, miłosierdzie, sprawiedliwość, prawda i prawość Boga, czyli było to najwyższe poznanie Boga. A ponieważ stosownie do poznania udzieliła mu się i podobna miłość, więc była to najwyższa rozkosz i kosztowanie miłości, które tam otrzymał.

5. I należy zaznaczyć, że rozkosz, jaką dusza otrzymuje w porywie miłości, udzielona jej przez ogień światła tych pochodni, jest niewypowiedziana i bezmierna, gdyż pochodzi od rozlicznych pochodni, z których każda rozpala ją miłością. Również żar jednej potęguje żar drugiej i płomień jednej zwiększa płomień drugiej, tak jak blask jednej zwiększa blask drugiej, gdyż przez jakikolwiek jeden przymiot Boga poznaje się inny. Tak więc wszystkie one razem są jednym światłem i jednym ogniem i każda z osobna jest również jednym światłem i jednym ogniem.

Dusza, pochłonięta całkowicie przez te czułe płomienie, jest subtelnie zraniona miłością przez każdy z nich, a przez wszystkie razem jeszcze głębiej zostaje zraniona i ożywiona w miłości życia Bożego. I widzi wtedy dobrze, że ta miłość jest miłością życia wiecznego, w którym są zebrane wszystkie dobra. Odczuwając to poznaje wtedy dobrze prawdę tych słów Oblubieńca z Pieśni nad pieśniami: Pochodnie miłości, to pochodnie ognia i płomieni (8, 6). Jakże są piękne kroki twoje w trzewikach, córko książęca! (7, 7). Któż może wypowiedzieć wspaniałość i urok twych rozkoszy i twego majestatu w przedziwnym odblasku i miłości twych świateł?

6. Opowiada Pismo święte, że w starożytności jedna z tych pochodni przeszła przed Abrahamem i przejęła go wielkim, pełnym mroku przerażeniem, bo była to pochodnia surowej sprawiedliwości, która miała w przyszłości dosięgnąć Chananejczyków (Rdz 15,12-17).

Lecz te pochodnie poznania Boga, które łagodnie i miłośnie zalewają cię blaskiem, o duszo ubogacona, o ileż więcej przynoszą ci światła i rozkoszy miłości, niż tamta sprawiła lęku i ciemności Abrahamowi! O, jak wielka, wzniosła i różnolita jest twa rozkosz! We wszystkich bowiem i od wszystkich odczuwasz szczęście i miłość, gdyż Bóg według swych przymiotów i doskonałości udziela się twym władzom.

Jeśli ktoś kocha i daje dary drugiemu, daje mu i kocha go według swego stanu i właściwości. Tak i twój Oblubieniec, o duszo, będąc w tobie, daje ci łaski według swojej godności: jest wszechmocny, więc obdarowuje cię dobrem i kocha cię z wszechmocą; jest mądry, więc odczuwasz, że świadczy ci dobrodziejstwa i kocha cię z mądrością; jest nieskończenie dobry, więc czujesz, że kocha cię z dobrocią; jest święty, więc widzisz, że kocha cię i daje ci łaski z świętością; jest sprawiedliwy, więc kocha cię i obdarowuje sprawiedliwie; jest miłosierny, łaskawy i łagodny, więc czujesz Jego miłosierdzie, łaskawość, łagodność; jest również potężnym, wzniosłym i delikatnym bytem, odczuwasz zatem, że kocha cię z mocą, wzniosie i delikatnie; jest promienny i czysty, czujesz więc, że z największą czystością cię kocha; jest prawdziwy, więc naprawdę cię kocha; jest wspaniałomyślny, więc poznajesz, że kocha cię i obdarza łaskami z całą wspaniałomyślnością, dla twego dobra tylko, bez żadnego swego interesu; a ponieważ jest mocą największej pokory, z największą dobrocią i szacunkiem cię kocha i równa cię z sobą; a ukazując ci się radośnie na tych drogach (Mdr 6, 17) poznania Siebie, ze swym obliczem pełnym łask, mówi ci w tym zjednoczeniu ku najwyższej twej radości: jestem twoim i dla ciebie i podobam sobie w tym, że jestem tym, czym jestem, by móc być twoim i oddać się tobie!

7. Któż więc może wypowiedzieć, co odczuwasz wtedy, o szczęśliwa duszo, widząc się tak kochaną i tak wysoce uwielmożnioną? Łono twoje, którym jest wola twoja, jest podobne, jak oblubienicy z Pieśni nad pieśniami, do brogu pszenicy, otoczonego liliami (7, 2), albowiem przy tych ziarnach chleba żywota, które razem pożywasz, lilie otaczających cię cnót napełniają cię rozkoszą. To bowiem są córki królewskie, które według Dawida uweseliły cię mirrą, kadzidłem i innymi wonnościami (Ps 44, 9-10), bo wiadomości, jakich ci udziela Umiłowany o swych wdziękach i doskonałościach, są jakby jego córkami, a tyś w nich zanurzona i tak zalana nimi, że jesteś również studnią wód żywych, płynących pędem z Libanu (Pnp 4, 15), którym jest Bóg. W tym wszystkim jesteś przedziwnie uweselona w całkowitej harmonii twojej duszy, a także twojego ciała, stawszy się jednym rajem boskich zalewów, gdyż spełniają się nadto na tobie słowa psalmu: “Bystrość rzeki rozwesela miasto Boże” (45, 5).

8. Zdumiewająca rzecz, jak w tym czasie rozlewa dusza boskie wody, zmieniona sama w jedno źródło bijące i rozlewające na wszystkie strony te boskie wody! Bo choć jest prawdą, że to udzielanie się, o jakim mówimy, jest światłem i ogniem pochodni Boga, to jednak równocześnie ten ogień jest tu tak miły, że pozostając bezmiernym ogniem, staje się wodami życia, które gaszą pragnienie ducha z gwałtownością, jakiej pragnął. Tak więc te pochodnie ognia są wodami żywymi Ducha Świętego, podobnie jak te, które spłynęły na Apostołów (Dz 2, 3). Chociaż bowiem były one pochodniami ognia, były również wodami czystymi, wodami zdrojowymi, jak je określił prorok Ezechiel, przepowiadając przyjście Ducha Świętego: “Wyleję na was wodę czystą… i ducha mego położę wpośród was” (36, 25-26).

Tak więc, choć jest ogniem, jest zarazem i wodą; bo ten ogień był wyobrażony przez ogień z ołtarza całopaleń, który Jeremiasz ukrył w studni: jak długo był tam ukryty, był wodą, a gdy został wydobyty dla ofiary, był znowu ogniem (2 Mch l, 20-22). Podobnie właśnie ten Duch Boży, o ile jest ukryty w żyłach duszy, jest wodą słodką i rozkoszną, gaszącą pragnienie ducha; a o ile oddaje się ofiarnemu miłowaniu Boga, staje się żywymi płomieniami ognia, będącymi tymi płomiennymi pochodniami aktu miłości, o których mówi Pieśń nad pieśniami (8, 6) w odniesieniu do Oblubieńca, jak wyżej wspomniano. Dlatego nazywa je tu dusza płomieniami, bo nie tylko smakuje ich w sobie jako wody, lecz również rozpala się nimi w miłości Boga jako płomieniem.

Przez to więc, że dusza w udzielaniu się jej w tych płomieniach ducha zostaje rozpalona i wprowadzona w czynną miłość, w akt miłości, nazywa je raczej pochodniami niż wodami, mówiąc: pochodnie ognia płonącego!

Wszystko jednak, co można powiedzieć w tej strofie, jest zbyt nieudolne w porównaniu z rzeczywistością, gdyż przemienienie duszy w Boga jest niemożliwe do wypowiedzenia. Wszystko, co się da powiedzieć, można zawrzeć w tym zdaniu: dusza stalą się Bogiem z Boga przez uczestnictwo w Nim i w Jego przymiotach, które są pochodniami ognia, jak je tu nazywa.

W waszych odblaskach jasnych i promiennych.

9. By zrozumieć, jakie są odblaski tych pochodni, o których tu dusza mówi i jak ona w nich promienieje, należy wiedzieć, że tymi odblaskami są miłosne poznania, jakich pochodnie przymiotów Bożych udzielają duszy; ona zaś, będąc złączona z nimi w swoich władzach, promieniuje również tak jak one same, przemieniona w odblaski miłosne.

To oświecenie przez odblaski, w których dusza promienieje żarem miłości, nie jest podobne do tego, jakie sprawiają pochodnie materialne, oświecające płomieniami rzeczy znajdujące się wokoło, lecz raczej do tego, jakim promienieją rzeczy znajdujące się wewnątrz tych płomieni, gdyż dusza znajduje się w pośrodku tych odblasków i dlatego mówi: w waszych odblaskach, czyli w ich środku.

I nie tylko znajduje się wśród nich, lecz, jak już powiedzieliśmy, jest całkowicie w me przemieniona, sama staje się odblaskami. Możemy więc powiedzieć, że jest ona jak powietrze wśród płomieni, rozpalone i zamienione w płomień, a poruszenia i odblaski, które wydaje płomień, nie należą ani do samego powietrza, ani do samego ognia, z którego pochodzą, lecz są wspólne powietrzu i ogniowi; ogień bowiem, rozpalając powietrze, które obejmuje, zamienia je w siebie.

10. Przez to porównanie zrozumiemy, jak dusza wraz ze swoimi władzami jest oświecona wśród odblasków Boga. Poruszeń tych boskich płomieni, którymi, jak wspomnieliśmy, są te wzmagania i wybuchy płomieni, nie wykonuje sama dusza przemieniona w płomienie Ducha Świętego, nie wykonuje ich również sam Duch Święty, lecz On i dusza pospołu, i On porusza duszę, jak to czyni ogień z rozpalonym powietrzem. Te wspólne poruszenia Boga i duszy nie tylko są odblaskami, lecz również chwałą duszy, gdyż te poruszenia i wybuchy płomieni są tym igraniem i świętem radości, które, jak mówiliśmy w drugim wierszu pierwszej strofy, sprawia Duch Święty w duszy, i przez które zdaje się, że za każdym razem chce jej dać życie wieczne, przenieść ją do pełności swej chwały wprowadzając ją już całkowicie w siebie. Wszystkie łaski bowiem, pierwsze i ostatnie, większe i mniejsze, daje Bóg duszy w tym celu, by ją podnieść do życia wiecznego. I jak płomień wszystkie poruszenia i wybuchy w powietrzu rozpalonym sprawia dlatego, by je wciągnąć do środka swej sfery, tak i wszystkie te poruszenia Boga są ciągłym staraniem, by porwać duszę jak najgłębiej w siebie. Lecz jak powietrza pozostającego w swej sferze nie może ogień pochłonąć, tak również, chociaż te poruszenia Ducha Świętego są najskuteczniejsze, by pogrążyć duszę w najwyższej chwale, jednak nie dokonują tego, aż przyjdzie czas, gdy dusza wyjdzie z sfery powietrza, tj. z życia cielesnego, by mogła wejść w ośrodek duchowy doskonałego życia w Chrystusie.

11. Należy jednak zaznaczyć, że te poruszenia są raczej poruszeniami duszy niż Boga, gdyż Bóg się nie porusza. Te widzenia chwały, jakie dusza otrzymuje, są stałe, doskonałe i ciągłe, w pełnym spokoju w Bogu. To również będzie miała dusza w przyszłym życiu, lecz już bez żadnej większej czy mniejszej zmiany i bez następstwa poruszeń. Wtedy ujrzy dusza jasno, że choć wydawało się jej tu, iż Bóg się poruszał w niej, jednak sam w sobie się nie porusza, tak jak ogień nie porusza się w swej sferze; i że ona nie będąc jeszcze doskonała w chwale, miała owe poruszenia i wybuchy płomieni w odczuciu chwały.

12. Przez to, co już powiedzieliśmy i co dalej powiemy, jaśniej się zrozumie, jak wielka jest wzniosłość odblasków tych pochodni, o których mówimy. Te odblaski bowiem inaczej nazywają się zaćmieniami.

Zaciemniać zaś coś, jest to to samo, co osłaniać cieniem; a osłaniać cieniem, to bronić kogoś, sprzyjać mu i świadczyć mu łaski; gdyż okrycie cieniem jest znakiem, że osoba, do której ten cień należy, jest blisko do pomocy i obrony. Dlatego tę wielką łaskę poczęcia Syna Bożego, jaką Bóg dał Najświętszej Pannie Maryi, nazwał archanioł Gabriel zaćmieniem Ducha Świętego, mówiąc: “Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego Cię zaciemni”(Łk 1, 35).

13. Dla lepszego zrozumienia, jak powstaje ten cień Boga, zaćmienie albo owe odblaski, gdyż to jest jedno i to samo, należy zważyć, że każda rzecz ma i rzuca cień według swego kształtu i właściwości. Jeśli rzecz jest zwarta i ciemna, rzuca cień ciemny, lecz jeśli jest jasna i przejrzysta, rzuca cień jasny i delikatny. Cień więc jednego mroku będzie drugim mrokiem według jego kształtu, a cień jednego światła będzie drugim światłem, według kształtu tego światła.

14. Ponieważ zaś doskonałości i przymioty Boga są promiennymi i rozpalonymi pochodniami, i będąc tak blisko duszy, jak to mówiliśmy, nie mogą nie dotknąć jej swymi cieniami, a cienie te muszą być jasne i promienne, stosownie do właściwości pochodni, które je rzucają, więc cienie te będą odblaskami. A zatem cień, który rzuca na duszę pochodnia piękności Boga, będzie też pięknością odpowiednią do kształtu i właściwości piękna Bożego; cień, który rzuca moc Boża, będzie również mocą, odpowiednią do Bożej mocy; cień, który rzuca mądrość Boża, będzie także mądrością Boga, na kształt Bożej mądrości. Podobne również będą cienie innych pochodni lub raczej, by się lepiej wyrazić, będzie w tym cieniu ta sama mądrość, to samo piękno i ta sama moc Boga w cieniu. Dusza jednak nie może tego całkowicie pojąć. W cieniu tym, będącym odpowiednim do formy i właściwości Boga, czyli do samego Boga, poznaje dusza jasno wzniosłość Boga.

15. O, jakżeż więc wzniosie są te cienie, które wielkością swych doskonałości i przymiotów Duch Święty rzuca na ową duszę, będąc tak blisko niej, że nie tylko dotyka ją cieniami, lecz jest z nią złączony w tych cieniach i odblaskach, a ona w każdym z nich poznaje i smakuje Boga, według Jego właściwości i przymiotów w każdym z tych cieni! Poznaje tu i smakuje potęgę Bożą w cieniu Jego potęgi, mądrość Bożą poznaje i smakuje w cieniu mądrości Boga, nieskończoną dobroć Boga poznaje i smakuje w jej cieniu, który rzuca na nią ta dobroć nieskończona itd. Na koniec zaznaje chwały Boga w cieniu chwały, który daje jej poznać właściwości i formę chwały Boga. Wszystko to dzieje się w jasnych i rozpalonych cieniach tych jasnych i płonących pochodni, które istnieją razem w jednej pochodni jednego prostego bytu Boga, oświecającego ją obecnie tymi wszystkimi sposobami.

16. O, co odczuwa i czego doświadcza dusza dostępując udziału w poznaniu tej postaci, którą widział Ezechiel jako istotę żywą o czterech twarzach i jako krąg o czterech kotach! Co odczuwa ona widząc spojrzenie jego jakby węgle rozżarzone, jak spojrzenie pochodni i oglądając krąg, którym jest mądrość Boga, pełny oczu zewnątrz i wewnątrz, jakimi są poznania Boże i odblaski Jego doskonałości. I odczuwa w swym duchu ten odgłos, który czyniło Jego przejście, a który byt jakby głosem mnóstwa i głosem wojska, co oznacza nieskończone wielkości Boga, jakie tu dusza poznaje z osobna w jednym tylko oddźwięku Jego przejścia przez nią. Na koniec wreszcie, co odczuwa dusza, gdy słyszy ten szum uderzeń Jego skrzydeł, o którym mówi prorok, że był on jako głos wód wielkich i jako głos najwyższego Boga, co oznacza ową gwałtowność wód Bożych, które, jak już wspomnieliśmy, w przyjściu Ducha Świętego w płomieniu miłości zalewają duszę uweselając ją! I raduje się tu chwałą Boga w Jego podobieństwie i cieniu; o niej tu również mówi prorok, że widzenie tej istoty żywej i kręgu było widzeniem podobieństwa chwały Bożej (por. Ez 1,5-28).

Któż może wypowiedzieć, jak wysoko podniesioną czuje się wtedy ta szczęśliwa dusza, jak widzi się uwielmożnioną i zachwyconą w świętym pięknie? Widząc się tedy tak całkowicie zanurzoną w wodach boskich odblasków, dusza czuje, że Ojciec Przedwieczny szczodrą ręką dal jej nawodnione ziemie, wyższe i niższe, podobnie jak to uczynił wzdychającej Aksie jej ojciec (Joz 15, 18-19), gdyż te wody płynąc, przenikają jej duszę i ciało, tj. jej wyższą i niższą część.

17. O niepojęta wspaniałości Boga! Mimo że te pochodnie przymiotów Bożych są jednym prostym bytem, to jednak w nim jednym widzi się i smakuje każdą z osobna płynącą, a każda z nich jest istotnie (s.765) tą samą, co i druga. O przepaści rozkoszy! Tym jesteś większa, im ściślej są twe bogactwa zespolone w jedności i nieskończonej prostocie twego jedynego bytu, w którym tak się poznaje i smakuje jednego, że to nie przeszkadza doskonałemu poznaniu i smakowaniu drugiego. Owszem, każdy wdzięk i doskonałość, które są w tobie, są równocześnie światłem wszelkiej innej wielkości twojej, bo przez twą czystość, o Mądrości Boża, widząc jedną rzecz w tobie, widzi się ich wiele! Tyś bowiem jest skarbcem bogactw Ojca, “jasnością wiecznej światłości i obrazem bez zmazy Boskiego majestatu i wyobrażeniem dobroci Jego” (Mdr 7, 26). W waszych odblaskach jasnych i promiennych…

Otchłanie głębin zmysłu duchowego

18. Tymi otchłaniami są władze duszy: pamięć, rozum i wola. Są one tak głębokie, jak wielkie skarby zdołają pomieścić i nic ich nie potrafi [zapełnić], tylko nieskończoność. Z tego, co one cierpią, gdy są puste, możemy poznać w pewnym stopniu, jak się radują i rozkoszują, gdy są pełne Boga, gdyż przez jedno przeciwstawienie uwypukla się drugie.

Należy tu zaznaczyć, że te otchłanie władz, jak długo nie są puste, ogołocone i oczyszczone z wszelkiego przywiązania do stworzeń, nie odczuwają wielkiej próżni swej głębokiej pojemności. Każda bowiem, nawet maleńka rzecz, gdy w tym życiu do niej przylgną, wystarczy, by je trzymać tak skrępowane i omamione, że nie czują doznanej szkody, nie widzą swych skarbów bezcennych, ani nie poznają swej zdolności do ich przyjęcia.

Dziwna rzecz, że chociaż zdołają pomieścić nieskończone dobra, wystarczy drobiazg, by tak je wypełnić, że nie mogą przyjąć żadnego z dóbr doskonałych, dopóki całkowicie nie zostaną opróżnione, jak o tym zaraz będziemy mówić.

Gdy jednak te jaskinie są próżne i czyste, powodują nieznośne pragnienie, głód i utęsknienie ducha. Tak bardzo cierpią, jak pojemne są głębie tych otchłani, bo pokarm, którego brak odczuwają, również jest pełen głębi – a jest nim Bóg.

To wielkie odczucie zdarza się zwykle przy końcu drogi oświecającej i oczyszczającej duszę, zanim dojdzie do zjednoczenia, gdzie już znajduje spokój. Gdy bowiem pożądanie duchowe jest wolne i oczyszczone z wszelkiego stworzenia i przywiązania oraz wyzbyło się skłonności naturalnych, nastraja się do rzeczy Bożych, ma już dla nich przygotowaną próżnię. A ponieważ jeszcze nie udzielają się jej te rzeczy nadprzyrodzone w zjednoczeniu z Bogiem, odczuwa cierpienie z powodu tej próżni i udrękę pragnienia gorszą od śmierci, zwłaszcza gdy przez pewne widzenie czy przebłyski ukaże się jej jakiś promień Boży, a jeszcze się jej nie udziela. To są owe dusze, które cierpią wskutek niecierpliwej miłości i nie mogą długo trwać w tym stanie, bo albo uzyskają zaspokojenie swych pragnień, albo umrą.

19. Pierwszą otchłanią, o jakiej mowa, jest rozum, a jego próżnią jest pragnienie Boga. Pragnienie to, gdy rozum już jest przygotowany, bywa tak wielkie, że Dawid, nie znajdując lepszego porównania, przyrównuje je do pragnienia jelenia, które podobno jest bardzo gwałtowne, mówiąc: “Jak tęskni jeleń do źródeł wód, tak tęskni dusza moja do Ciebie, Boże!” (Ps 41, 2). Pragnienie to pożąda wód Bożej mądrości, która jest przedmiotem rozumu.

20. Drugą otchłanią jest wola, a jej próżnią jest głód Boga tak wielki, że wprawia w omdlenie duszę, jak to również mówi Dawid: Pożąda i tęskni dusza moja do przedsieni Pańskich! (Ps 83, 3). Głód ten łaknie doskonałej miłości, do której dusza zdąża.

21. Trzecią otchłanią jest pamięć, a próżnią jej jest topnienie i rozpływanie się niejako duszy za posiadaniem Boga, jak to zaznacza Jeremiasz, mówiąc: “Memoria memor ero, et tabescet in me anima mea: “Pamiętać zawsze będę i dużo o Nim przypominać sobie będę i uschnie we mnie dusza moja” (Lm 3, 20); a rozważając te rzeczy w sercu moim będę żywił nadzieję w Bogu.

22. Pojemność tych otchłani jest bardzo wielka, bo to, co już może wejść do nich, jest głębokością nieskończonej dobroci, gdyż jest to sam Bóg. W pewien sposób więc ta pojemność duszy jest nieskończona. I tak: jej pragnienie jest nieskończone, jej głód jest również głęboki i nieskończony, jej wyniszczenie i cierpienie jest śmiercią nieskończoną. A chociaż nie powoduje ona tak gwałtownych cierpień, jak w życiu przyszłym, jest jednak żywym obrazem tego wieczystego umierania przez pozbawienie Boga, bo dusza jest już przygotowana na przyjęcie swej pełni.

Chociaż to cierpienie jest innej natury, mieści się bowiem w łonie miłości woli, to jednak tutaj miłość nie zmniejsza cierpienia; bo im większa jest miłość, tym większa jest gwałtowność tęsknoty za posiadaniem Boga, którego na każdą chwilę oczekuje z największą żądzą.

23. Lecz, Boże mój, jeśli jest prawdą, że dusza prawdziwie pragnąca Boga już Go posiada, jak mówi św. Grzegorz objaśniając Ewangelię św. Jana, jakżeż może cierpieć z powodu tęsknoty za tym, co już posiada? W pragnieniu bowiem, jakim płoną aniołowie, by ujrzeć Syna Bożego, według słów św. Piotra (1 P 1,12), nie ma żadnego cierpienia ani udręczenia, gdyż Go już posiadają. Wydaje się więc, że im więcej dusza pragnie Boga, tym pełniej Go posiada, a posiadanie Boga daje duszy rozkosz i nasycenie. Tak dzieje się z aniołami, którzy, ponieważ ich pragnienie jest posiadaniem, rozkoszują się, mając zawsze nasycone pożądanie duszy, bez przesytu jednak; a ponieważ nie czują wstrętu, zawsze pragną, a posiadając już nie czują cierpienia. Dusza więc odczuwa w tym pragnieniu tym więcej nasycenia i rozkoszy, a nie bólu i zmartwienia, im to pragnienie jest większe, gdyż wtedy posiada Boga.

24. W tym przedmiocie należy jednak dobrze zważyć różnicę, jaka zachodzi między posiadaniem Boga przez laskę tylko, a posiadaniem Go również przez zjednoczenie. Pierwsze bowiem jest tylko wzajemnym upodobaniem, a drugie jest wzajemnym udzielaniem się; czyli zachodzi tu podobna różnica, jak między zaręczynami a małżeństwem.

Przy zaręczynach jest bowiem tylko wzajemne “tak”, zgodna wola obu stron, i kosztowności i ozdoby, które narzeczony daje wdzięcznie swej narzeczonej; w małżeństwie zaś jest wzajemne udzielanie się i zjednoczenie osób. W narzeczeństwie, chociaż oblubieniec odwiedza oblubienicę co pewien czas i obdarza ją, jak wspomnieliśmy darami, nie ma jednak jeszcze zjednoczenia, które jest kresem zaręczyn.

Podobnie więc, gdy dusza doszła do takiej czystości w samej sobie i w swych władzach, że wola jej jest już w wysokim stopniu oczyszczona ze wszystkich upodobań i pożądań zewnętrznych, tak co do części wyższej jak i niższej, i z całą szczerością wypowiedziała swoje “tak” na to wszystko w Bogu, zostaje wtedy wola Boga i wola duszy złączona w jednym i wolnym przyzwoleniu i dusza dochodzi do posiadania Boga przez łaskę i wolę o tyle, o ile może osiągnąć to drogą woli i łaski. Wtedy bowiem na jej “tak” Bóg oddaje jej prawdziwie swoje “tak” i całkowitą swą łaskę.

25. To jest właśnie ten wysoki stan zaręczyn duchowych duszy ze Słowem, w którym Oblubieniec świadczy jej wielkie dobrodziejstwa i bardzo często nawiedza ją z ogromną miłością darząc ją wówczas wielkimi łaskami i rozkoszami. Łaski te jednak nie mogą równać się z tymi, jakie otrzymuje się w zaślubinach duchowych. Wszystkie one są tylko przygotowaniem do zjednoczenia się w zaślubinach. Chociaż bowiem jest prawdą, że to wszystko dzieje się w duszy, która już jest zupełnie oczyszczona z wszelkiego przywiązania do stworzeń, bo zaręczyny duchowe nie mogą dokonać się bez tego, jak to już mówiliśmy, to jednak wymaga ona jeszcze pozytywnego przygotowania przez Boga, przez Jego nawiedzenia i dary, jakimi ją jeszcze lepiej oczyszcza, ozdabia pięknością i wdziękiem, by była godna tak wysokiego zjednoczenia.

Przygotowanie trwa u jednych dłuższy, u innych krótszy czas, gdyż Bóg przeprowadza je zależnie od stanu duszy. Dzieje się tu z duszą podobnie jak z owymi panienkami, które zostały wybrane dla króla Aswerusa. Chociaż bowiem zostały wyprowadzone ze swojej ziemi i z domu swych rodziców, to jednak zanim je dopuszczono do łożnicy królewskiej, przebywały najpierw przez jeden rok zamknięte w pałacu królewskim. Pół roku przygotowywały się przez namaszczenia olejkami z mirry i innymi wonnościami, a drugie pół roku przez inne, jeszcze delikatniejsze namaszczenia, a potem dopiero wchodziły do łożnicy króla (Est 2,2-4 i 12-14).

26. W tym okresie zaręczyn i oczekiwania zaślubin wśród namaszczeń Ducha Świętego, im wzniosłejsze są te namaszczenia przygotowawcze do zjednoczenia z Bogiem, tym większe i żywsze bywają udręki otchłani duchowych, wzniosie j szych już i delikatniejszych. Gdy bowiem te namaszczenia przygotują już duszę bliżej do zjednoczenia się z Bogiem, będąc bliższe Boga, tym silniejszą wonią napełniają duszę, tym czulej wabią ją do Boga i to pragnienie staje się czulsze i głębsze; a właśnie pragnienie Boga jest przygotowaniem do zjednoczenia się z Bogiem.

27. O, jakby tu było stosowne miejsce, aby przestrzec dusze, które Bóg podnosi do tych delikatnych namaszczeń, by się zastanowiły, co czynią i pod jakie kierownictwo się oddają, ażeby nie zawróciły z drogi! Lecz to wychodzi poza granice przedmiotu, którym się zajmujemy.

Tak wielkie jednak współczucie i ból ranią mi serce na widok tych dusz cofających się wstecz i nie tylko pozwalających, by to namaszczenie stawało się w nich coraz większe, lecz tracących również w sposób pożałowania godny skutki tego Bożego namaszczenia, że nie mogę się powstrzymać, by ich nie przestrzec, co mają czynić dla uniknięcia tak wielkiej szkody. Przez to odchylimy się nieco od naszego przedmiotu; (jednak wnet do niego wrócę). Zresztą wszystko to posłuży do zrozumienia właściwości owych jaskiń duchowych. A chcę o tym mówić, gdyż to będzie potrzebne nie tylko dla tych dusz, które tak szczęśliwie postępują, lecz również dla wszystkich innych, które szukają swego Umiłowanego.

28. Najpierw trzeba wiedzieć, że jeśli dusza szuka Boga, to o wiele więcej Umiłowany jej szuka; i jeśli ona śle do Niego swe miłosne pragnienia, tak wonne dlań “jak słupy dymu z wonności mirry i kadzidła” (Pnp 3, 6), to On wysyła jej również zapach swych olejków, którymi ją pociąga i porywa do siebie (tamże, 1,3). Tymi olejkami są boskie natchnienia i dotknięcia, które gdy od Niego pochodzą, zawsze pobudzają i skierowują ku doskonałości prawa Bożego i wiary. Przez tę doskonałość ma postępować dusza zbliżając się coraz bardziej do Boga.

Winna więc dusza zrozumieć, że pragnieniem Boga we wszystkich dobrodziejstwach, które jej świadczy przez te namaszczenia i zapachy boskich olejków, jest przygotowanie jej do innych, wznioślejszych i delikatniejszych namaszczeń, bardziej zbliżonych do natury Bożej, aż przyjdzie do tak wykończonego i całkowitego przygotowania, iż zasłuży na zjednoczenie się z Bogiem i substancjalne przeobrażenie we wszystkich swych władzach.

29. Dusza zważywszy, że Bóg jest głównym czynnikiem w całej tej sprawie i przewodnikiem, który ma ją prowadzić jak ślepego za rękę tam, dokąd by sama nie umiała iść, to jest do rzeczy nadprzyrodzonych, których jej rozum ani wola, ani pamięć nie potrafią pojąć, powinna dokładać największego wysiłku i starania, by nie stawiać przeszkody na drodze doskonałości prawa Bożego i wiary, przez którą ją Bóg prowadzi.

Ta przeszkoda wyrośnie przed nią, jeśli się pozwoli strzec i prowadzić komuś ślepemu. Trzech zaś jest ślepców, którzy ją mogą sprowadzić z drogi, mianowicie: przewodnik duchowy, szatan i ona sama. By dusza mogła zrozumieć to, omówimy krótko każdy z tych przedmiotów.

30. Co do pierwszego, dusza pragnąca postępować w skupieniu i doskonałości, musi bardzo uważać, w czyje ręce się oddaje. Jaki bowiem jest mistrz, taki będzie i uczeń; jaki ojciec, taki będzie i syn. Zaznaczam zaś, że do tej drogi, a przynajmniej do najwyższej jej części, a również do środkowej, z trudnością znajdzie się biegły przewodnik, obdarzony wszystkimi potrzebnymi przymiotami, gdyż prócz wiedzy i roztropności potrzeba mu jeszcze doświadczenia. Chociaż bowiem fundamentem dla prowadzenia duszy jest wiedza i roztropność, to jednak gdy przewodnikowi duchowemu brakuje doświadczenia w rzeczach czysto duchowych, nie potrafi prowadzić duszy, której się Bóg oddaje, gdyż nie potrafi tego zrozumieć.

31. Z tego powodu kierownicy duchowi wyrządzają często wielu duszom wielkie szkody, gdyż nie znając dróg i właściwości ducha, sprawiają zwykle to, że dusze tracą namaszczenie tych delikatnych olejków, jakimi Duch Święty je namaszczał i przygotowywał dla siebie. Prowadzą je bowiem innymi, zwykłymi drogami, którymi sami szli lub czytali o nich, a które służą tylko dla początkujących. Znając tylko te początkowe drogi (dałby Bóg, żeby chociaż tak było!), nie pozwalają duszom wznosić się wyżej nad te początki i dyskursywno-wyobrażeniowe sposoby. I nie dopuszczają, by wyszły i przekroczyły zdolności naturalne, z których dusza tylko bardzo małą korzyść może osiągnąć.

32. By lepiej zrozumieć cechy właściwe początkującym, trzeba zaznaczyć, że i zadaniem ich i ćwiczeniem jest rozmyślanie za pomocą rozumowania i wyobraźni. Trzeba więc koniecznie dać tu duszy przedmiot, który by rozważała i roztrząsała, wzbudzając przy tym akty wewnętrzne, przez co wyrobi w swych zmysłach smak do rzeczy duchowych. Uczucie bowiem, karmiąc się smakiem duchowym, uwalnia się tym samym od smaku w rzeczach zmysłowych i obojętnieje dla rzeczy światowych.

Lecz gdy to pożądanie zmysłowe zasmakowało już w rzeczach duchowych i z pewną siłą i trwałością ustaliło się w nich, natychmiast zaczyna Bóg, jak to mówią, odłączać duszę od piersi i wprowadzać ją w stan kontemplacji. U niektórych osób, zwłaszcza zakonnych, może to nastąpić w bardzo krótkim czasie, gdyż te wyzbywszy się szybciej rzeczy światowych, dostosowują swój zmysł i pożądanie do Boga i wznoszą się do wyższego życia duchowego przez szczególne Boże działanie. Dzieje się to wtedy, gdy ustają czynności rozmyślania i rozważania samej duszy i znikają te początkowe słodycze i zapały zmysłowe, a dusza już nie może rozmyślać jak przedtem, ani znaleźć żadnego oparcia w zmysłach, pogrążonych teraz w oschłości, gdyż wstępuje już w sferę duchową, której zmysły nie mogą pojąć.

Ponieważ zaś wszystkie czynności, które dusza sama może wykonywać, nie mogą być inaczej wykonane, jak tylko z pomocą zmysłów, dlatego w tym stanie Bóg jest tym, który działa, a dusza tą, która doznaje; ona bowiem tylko przyjmuje i w niej dokonuje się dzieło, a dającym i działającym jest sam Bóg. On to więc daje jej w kontemplacji dobra duchowe, którymi są: poznanie i miłość Boga, czyli poznanie miłosne, przy czym dusza nie stosuje już aktów i rozważań naturalnych, gdyż nie może tak jak przedtem nimi się posługiwać.

33. Dlatego w tym czasie należy prowadzić duszę zupełnie innym sposobem niż początkowo. Bo jeśli przedtem poddawało się jej przedmiot do rozważania i rozmyślania, to teraz trzeba go usunąć, by się nad nim nie zatrzymywała, gdyż, jak mówię, nie może tego uczynić, choćby chciała i niekiedy zamiast się skupić, wpadnie w roztargnienie. I jeśli przedtem szukała słodyczy, miłości i zapału i znajdowała je, teraz nie może ich pragnąć ani szukać, gdyż przy największej nawet pilności nie tylko ich nie znajdzie, lecz popadnie w oschłość. Tymi czynnościami bowiem, jakie chce wykonywać przez zmysły, odwraca się od swego spokojnego i cichego szczęścia, które się jej udziela w ukryciu ducha, tracąc jedno, nie zyskuje drugiego, gdyż teraz przez zmysły nie udzielają się jej dobra tak, jak przedtem.

Dlatego w żaden sposób nie można w tym stanie nakłaniać duszy, by rozważała, obudzała w sobie akty i starała się o smak i zapał, gdyż to byłoby stawianiem przeszkody głównie działającemu, tj. Bogu, który ukrycie i w cichości napełnia duszę mądrością i poznaniem miłosnym, bez uwydatnienia poszczególnych aktów; chociaż czasem sprawia, że one się objawiają przez pewien czas w duszy. Dusza w tym czasie winna tylko miłośnie patrzeć na Boga, bez wykonywania poszczególnych aktów, zachowując się, jak mówiliśmy, biernie, nie czyniąc nic własną pilnością, lecz trwać niewzruszenie, z uwagą miłosną, prostą i szczerą jak ten, który otwiera oczy z myślą o miłości.

34. Gdy więc Bóg udziela się duszy przez proste i miłosne poznanie, i ona również powinna przyjmować Go przez to proste i miłosne poznanie, by w ten sposób złączyło się poznanie z poznaniem i miłość z miłością. Wypada bowiem, by otrzymujący, chcąc przyjąć i zachować to, co mu dają, upodobnił się sam do tego, co otrzymuje, a nie odróżniał się od tego. Filozofowie bowiem mówią, że “każda rzecz, którą się przyjmuje, jest w taki sposób w przyjmującym, jakim jest sam przyjmujący ją”.

Jasne więc jest, że jeśli dusza nie porzuci naturalnego sposobu działania, nie będzie mogła przyjąć tego dobra inaczej, jak tylko sposobem naturalnym, czyli nie przyjmie go wcale i pozostanie w swym działaniu naturalnym. Tego bowiem, co jest nadprzyrodzone, nie można pojąć w sposób naturalny, gdyż tu nie ma między nimi podobieństwa. Jeśli więc dusza zechce wtedy działać sama coś innego, jak tylko trwać w biernej uwadze miłosnej, o której mówiliśmy, całkowicie biernej i spokojnej, bez żadnej czynności naturalnej, dopóki sam Bóg nie pobudzi jej do jakiegoś aktu, wówczas stawia przeszkodę tym łaskom, których jej Bóg w sposób nadprzyrodzony udziela w miłosnym poznaniu. Początkowo przychodzi ten stan wśród oczyszczenia wewnętrznego, kiedy to dusza cierpi, jak już wyżej powiedzieliśmy, lecz później pogrąża się w słodyczy miłości.

Jeżeli to poznanie miłosne otrzymuje się biernie, co nie ulega wątpliwości, sposobem Bożym, nadprzyrodzonym, a nie przez naturalne działanie duszy, to wynika z tego, że dla jego przyjęcia dusza musi być całkowicie wyniszczona w swych działaniach naturalnych, wyzuta z nich, wolna, spokojna, cicha i pogodna na sposób Boży. Zachodzi tu podobieństwo z powietrzem, które im jest czystsze od mgieł, spokojniejsze i bardziej przejrzyste, tym je więcej prześwietla i ogrzewa słońce. Dlatego nie powinna się dusza do niczego przywiązywać, ani do aktywności rozmyślania, ani do żadnej słodyczy, czy to zmysłowej, czy duchowej, ani do jakichkolwiek innych pojmowań, gdyż koniecznie musi być wolna i wyzuta ze wszystkiego, bo jakakolwiek myśl, rozważanie, czy upodobanie, na którym by się chciała oprzeć, przeszkadzałoby jej, niepokoiło i rozpraszało w tym głębokim milczeniu, jakie winna zachować w swych zmysłach i w duchu dla usłyszenia głębokich i delikatnych słów, które mówi Bóg do jej serca w tej ciszy, jak to sam wyraził przez Ozeasza (Oz 2, 14). W największym więc spokoju i uciszeniu winna bacznie słuchać, co mówi do niej Pan Bóg, podobnie jak Dawid (Ps 84, 9), gdyż pokój przemawia w samotności.

35. Gdy tedy dusza znajdzie się już w stanie takiego milczenia i nasłuchiwania, powinna wówczas zapomnieć nawet o tej miłosnej uwadze, o której mówiłem, by była zupełnie wolna i podatna na działanie Pana. W tej uwadze miłosnej powinna tylko tak długo trwać, dopóki się sama nie poczuje pogrążoną w samotności, bierności wewnętrznej, zapomnieniu i nasłuchiwaniu duchowym. Stan ten, by go dusza mogła rozpoznać, przychodzi zawsze z chwilą pewnego, spokojnego wewnętrznego pogrążenia się w Bogu.

36. Gdy dusza zaczęła już wchodzić w ten prosty i spokojny stan kontemplacji, który przychodzi wówczas, gdy nie można już rozmyślać, choćby się nawet usilnie chciało, nie powinna wtedy pragnąć zajmować się rozmyślaniem ani opierać się na słodyczach i pociechach wewnętrznych, lecz pozostawać bez żadnego oparcia, oderwana duchem [od wszystkiego] i wzniesiona ponad wszystko, jak to musiał uczynić prorok Habakuk, by usłyszeć, co mu miał Pan powiedzieć; mówił bowiem: “Na straży mojej stać będę i zatrzymam się w twierdzy, a przypatrzę się, żeby ujrzeć, co mi powie” (Ha 2, 1). Innymi słowy: podniosę swoją myśl ponad wszelkie działania i wiadomości, które mogą pojąć i zatrzymać moje zmysły, zostawiając to wszystko poza sobą; zatrzymam krok mój w twierdzy moich władz, nie pozwalając im na własne działanie, abym mógł przyjąć w kontemplacji to, czego mi Bóg udziela; jak bowiem wspomnieliśmy, czysta kontemplacja polega na przyjmowaniu.

37. Nie można tej najwyższej mądrości i mowy Boga, jaką jest kontemplacja, dostąpić inaczej, jak tylko w duchu uciszonym, wyzutym ze wszystkich pociech i poznania płynącego z rozmyślania, gdyż, jak mówi Izajasz, “Kogóż Bóg będzie uczył umiejętności i komu da zrozumieć, co usłyszał?” I odpowiada: “odstawionym od mleka”, tj. od słodyczy i upodobań, i “odłączonym od piersi” (28, 9), tj. od wiadomości i pojmowań szczegółowych.

38. Usuń więc, duszo wewnętrzna, wszelkie zaprószenie z oczu i oczyść je z zamglenia, a rozbłyśnie ci jasne słońce i będziesz widziała jasno. A ty, mistrzu duchowy, wprowadź duszę w stan pokoju, wyrywając ją i uwalniając z jarzma i służalstwa niedołężnych jej działań, które są niewolą egipską, gdzie wszystko nie jest czymś większym, niż zbieranie źdźbeł do wypalania cegieł (Wj 1, 14; 5, 7-79) i prowadź ją do ziemi obiecanej, opływającej mlekiem i miodem (tamże, 3, 8. 17; 13, 5; 33, 3). Zważ, że Bóg ją woła na pustynię do wolności i świętej swobody dzieci Bożych, gdzieby mogła chodzić w szatach świątecznych, zdobna kosztownościami ze złota i srebra (tamże, 32, 2-3; 33, 5), porzuciwszy i pozostawiwszy ogołoconym z jego bogactw Egipt (Wj 12, 35), którym jest część zmysłowa. I nie tylko sam Egipt, lecz również Egipcjan zatapia (tamże, 14, 27-28) w morzu kontemplacji, gdzie Egipcjanin, czyli zmysł nie znajduje oparcia, ginie i pozostawia wolnym syna Bożego, którym jest duch wyzwolony z granic i poddaństwa działania zmysłów, to jest z ich słabego poznania, niskiego czucia, słabej miłości i upodobania. Wtedy bowiem Bóg da duszy słodką mannę (tamże, 16,14), której smak, chociaż ma te wszystkie smaki i upodobania (Mdr 16, 20-21), do których ty chcesz pociągnąć duszę przez jej własne wysiłki, jest jednak tak delikatny, że się rozpływa w ustach, a nie odczuwa się go, gdy się go łączy z innym smakiem czy inną rzeczą.

Dlatego też, gdy dusza dochodzi do tego stanu, staraj się ją uwolnić od wszelkiego pragnienia słodyczy, smaków, żądz, upodobań i rozmyślań duchowych i nie wprowadzaj jej w niepokój troską i staraniem o jakieś inne rzeczy wyższe, a tym mniej niższe, lecz wprowadzaj ją w całkowite ogołocenie i w możliwie jak największą samotność. Im pełniej bowiem to osiągnie i im szybciej dojdzie do tego beztroskiego uciszenia, tym obficiej spłynie na nią duch Bożej mądrości, miłosny, łagodny, samotny, spokojny, słodki i upajający ducha, w którym czuje się słodko zraniona i czule porwana, nie wiedząc przez kogo, gdzie i w jaki sposób. Ten duch bowiem udziela się jej bez jej własnego działania.

39. Nawet odrobina tego, co Bóg działa w duszy w tej świętej bezczynności i samotności jest niewymownym dobrem, czasem o wiele większym, niż to może przypuszczać dusza i jej kierownik. A chociaż nie zaraz takim się wydaje, jednak z czasem takim się okaże. Jedno tylko, co tu może z pewnością odczuć dusza, to pewne, czasem większe, to znowu mniejsze oddalenie od wszystkich rzeczy, skłonność do samotności i wstręt do wszystkich stworzeń ziemskich, w słodkim tchnieniu miłości i życia w głębi ducha. I wtedy wszystko, co nie jest tym oddaleniem się, sprawia jej wstręt, bo jak mówi przysłowie: gdy duch smakuje, ciało wstręt czuje.

40. Dobra jednak, jakie to pełne ciszy udzielanie się i kontemplacja pozostawiają w duszy, chociaż ona ich wtedy nie czuje, są, jak mówię, nieocenione, gdyż są to namaszczenia Ducha Świętego, najskrytsze, a tym samym najdelikatniejsze, które tajemnie napełniają duszę bogactwami darów i łask duchowych. A ponieważ dawcą ich jest Bóg, więc je też daje w mierze odpowiedniej Bogu.

41. Te namaszczenia i dary są nader delikatne i wzniosłe, gdyż sprawia je sam Duch Święty i z powodu tej ich delikatności i czystości subtelnej ani sama dusza, ani jej przewodnik nie mogą ich zrozumieć i tylko sam Sprawca je widzi, by się tym więcej cieszyć duszą. I bardzo łatwo, jednym tylko małym aktem woli, rozumu, pamięci, czy też przez zmysły, pożądanie, poznanie, smak i upodobanie, które by wtedy dusza sama chciała wzbudzić, mącą się one i znajdują przeszkodę w duszy, co jest niewymowną stratą, bólem i nieszczęściem.

42. O, zaiste, jest to ogromna strata! Bo choć się wcale nie widzi szkody, jaką się wyrządziło przeszkadzając tym świętym namaszczeniom, jednak jest ona większa, boleśniejsza i smutniejsza niż upadek i zguba wielu zwykłych dusz, które nie miały na sobie tych wzniosłych blasków i rysów. Podobnie, jak nierównie większą i boleśniejszą byłaby szkoda, gdyby jakaś nieumiejętna ręka zeszpeciła złymi i niedobranymi farbami jedno oblicze na niezmiernie cennym obrazie niż wiele twarzy na innych, pospolitych obrazach. Bo któż może naprawić to dzieło najczulszej ręki Ducha Świętego, gdy jej przeszkodziła inna, niezdarna ręka?

43. A chociaż jest to szkoda większa i boleśniejsza, niż to można ocenić, jednak bywa tak częsta i powszechna, że rzadko znajdzie się jakiś przewodnik duchowy, który by jej nie spowodował w duszach, które Bóg zaczyna wprowadzać tym sposobem w stan kontemplacji. Bo gdy Bóg namaszcza duszę rozmyślającą pewnym tylko delikatnym olejkiem poznania miłosnego, pogodnego, spokojnego, samotnego i bardzo dalekiego od zmysłów i od tego, co można pojąć i gdy ona nie może już rozważać ani rozmyślać o jakimś przedmiocie, ani znaleźć upodobania w ziemskich czy duchowych rzeczach, gdyż Bóg ją pociąga i ona jest zajęta tym samotnym zjednoczeniem, skłonna do spoczywania i samotności, przychodzi wtedy jakiś kierownik duchowy umiejący tylko kuć i młotem uderzać, jak kowal, a nie poznawszy tego stanu, gdyż sam zaledwie umie rozmyślać, rozkazuje: porzuć ten spoczynek, który jest tylko próżnowaniem i marnowaniem czasu, zabierz się do rozmyślania, do wzbudzania aktów wewnętrznych; tu potrzeba, byś sama z siebie działała, gdyż wszystko inne to tylko przywidzenia i głupstwa.

44. Tacy przewodnicy, nie znający stopni modlitwy ani dróg duchowych, nie widzą, że ta praca, którą polecają duszy i ta droga rozmyślania, po której ją chcą prowadzić, już została przebyta. Dusza weszła już w stan, w którym ustaje działanie zmysłów i rozważanie, weszła na drogę ducha, w stan kontemplacji, gdzie ustaje działanie zmysłów i kończy się rozważanie. Działa tu sam Bóg i mówi skrycie do niej samotnej i milczącej. A gdy tę duszę, będącą już na stopniu, o którym mówiliśmy, chcą z powrotem wprowadzić na drogę zmysłów, zmuszają ją tym samym do cofania się wstecz i do oddalania się od kresu, do którego dąży. A przecież, kto doszedł już do wyznaczonego celu i mimo to chciałby jeszcze zdążać do niego, nie tylko naraziłby się na śmieszność, lecz również od tego celu by się oddalił.

Po dojściu przez działanie władz do tego cichego skupienia, do którego każda dusza zmierza i w którym już ustaje działanie tychże władz, nie tylko byłoby daremne znów posługiwać się władzami, by dojść do wspomnianego skupienia, lecz nadto spowodowałoby to rozproszenie owego skupienia, jakie już osiągnęła.

45. Mistrzowie ci, nie pojmując, jak mówię, czym jest skupienie i ta duchowa samotność duszy, którą Bóg tak wzniosie namaszcza, stosują i przeciwstawiają temu inne namaszczenia niższych ćwiczeń duchowych, czyli działania samej duszy, jak to już wspomnieliśmy. Powstaje wtedy między owymi dwoma stanami taka różnica, jaka zachodzi pomiędzy dziełem ludzkim a boskim, pomiędzy bytem naturalnym a nadprzyrodzonym; gdyż w pierwszym stanie Bóg działa w sposób nadprzyrodzony w duszy, a w drugim sama dusza działa w sposób naturalny.

A najgorszym jest to, że przez działanie naturalne traci dusza samotność i skupienie wewnętrzne, a co za tym idzie, niweczy wzniosłe dzieło, którego Bóg w niej dokonywał. I tak wszystko jest daremne: traci jedno, a nie zyskuje drugiego.

46. Niech więc rozważą ci przewodnicy dusz i mają w pamięci, że głównym działającym, prowadzącym i pobudzającym dusze w tej pracy nie są oni, lecz Duch Święty, który nigdy o te dusze troszczyć się nie przestaje. Oni są tylko narzędziami do kierowania nimi w dążeniu do doskonałości, w wierze i prawie Bożym, według tego ducha, jakiego każdej z nich Pan Bóg daje.

Jedynym więc zadaniem ich jest nie dostosowywanie tych dusz do swych metod i zapatrywania, tylko baczenie na drogę, po której je Pan prowadzi, a jeśli jej nie znają, niech je pozostawią, a nie wtrącają ich w rozterkę. Uwzględniając drogę i ducha, jakimi je Bóg prowadzi, niech się starają raczej skierowywać je do coraz to większej samotności, uciszenia i wolności ducha, zostawiając im wskazówki, by nie przywiązywały zmysłów ciała czy ducha do poszczególnych rzeczy wewnętrznych czy zewnętrznych, skoro Bóg je prowadzi przez tę samotność. Niech się nie martwią i nie obawiają myśląc, że nic się nie czyni. Bo chociaż wtedy dusza sama nic nie czyni, ale za to Bóg w niej działa.

Niech wspierają duszę w dążeniu do takiej swobody i wprowadzają w [samotność i] spokój, by nie była skrępowana żadnym poszczególnym poznawaniem, żadną rzeczą duchową czy ziemską, żadnym pożądaniem jakiegoś smaku czy upodobania i w ogóle żadnym innym wrażeniem, lecz żeby była opróżniona w całkowitym wyzbyciu się wszelkiej rzeczy stworzonej, w zupełnym ubóstwie ducha. O to bowiem jedynie ma się starać dusza ze swej strony, jak naucza sam Syn Boży, mówiąc: “Każdy z was, który nie wyrzeka się wszystkiego, co ma, nie może być uczniem moim” (Łk 14, 33). Słowa te odnoszą się nie tylko do wyrzeczenia się przez wolę rzeczy cielesnych i doczesnych, lecz również do ogołocenia się z duchowych, gdyż na tym właśnie opiera się ubóstwo ducha, do którego jest przywiązane błogosławieństwo Syna Bożego (Mt 5, 3).

Gdy więc dusza całkowicie wyzuła się z siebie i uwolniła się od jakiegokolwiek przywiązania, czyli uczyniła to, co tylko ze swej strony uczynić była powinna i mogła, to jest rzeczą niemożliwą, by Bóg nie działał również ze swej strony i nie udzielał się jej, przynajmniej w ukryciu i w milczeniu. Jest to bardziej niemożliwe niż to, by słońce nie rzuciło swych promieni w czyste i pogodne miejsce. Bo jak słońce podnosi się rankiem, by rzucić snop światła do twej chaty, gdy otworzysz okiennicę, tak i Pan “nie zdrzemnie się ani nie zaśnie, który strzeże Izraela” (Ps 120, 4), ani chwilki nie śpi i natychmiast wejdzie do duszy ogołoconej i napełni ją boskimi skarbami.

47. Bóg więc unosi się jak słońce nad duszami, by się im udzielić, a ich przewodnicy niech tylko starają się przygotować je do tego przez praktykę doskonałości ewangelicznej, która polega na ogołoceniu się i próżni zmysłowej i duchowej. Niech sami nie pragną budować dalej, gdyż to należy już do samego “Ojca światłości, od którego zstępuje wszelki dar dobry i każda wzniosła łaska” (Jk 1, 17). Bo jak Dawid mówi: Jeżeli Pan nie zbuduje domu, próżno pracują, którzy go budują (Ps 126, 1). Pan bowiem jest niebieskim budowniczym i wzniesie w każdej duszy nadprzyrodzony gmach, jaki chce, jeśli tylko ty przygotujesz tę duszę sprawiając, by się wyzbyła wszelkich własnych działań i odczuć naturalnych, bo one czynią ją niezdolną do budowy nadprzyrodzonej, owszem, raczej ją osłabiają, niż wspomagają. Twoim więc obowiązkiem jest przeprowadzić to przygotowanie w duszy, a do Boga należy, jak mówi Mędrzec, “kierować krokami jej” (Prz 16, 9) do skarbów nadprzyrodzonych taką drogą i takim sposobem, jakich ani dusza sama, ani ty nie pojmujesz.

Nie mów więc: Ta dusza wcale nie postępuje, gdyż nic nie czyni! Chociaż jest prawdą, że nic nie czyni, lecz właśnie przez to samo, że nic nie czyni, okażę ci, że czyni wiele. Jeśli bowiem rozum swój uwolni od cząstkowych pojęć, czy to naturalnych, czy duchowych, postępuje naprzód, a im bardziej się wyzbędzie tych pojęć cząstkowych i aktów rozumowania, tym szybciej postępuje wznosząc się do najwyższego, nadprzyrodzonego dobra.

48. Powiesz może, że dusza, nie rozważając poszczególnych rzeczy nie może postępować naprzód. Przeciwnie, uważam, że właśnie gdyby miała te pojęcia poszczególne, nie mogłaby iść naprzód, dlatego że Bóg, do którego się wznosi rozum, przewyższa ten rozum, jest więc niepojęty i niedostępny dla rozumu. Toteż jak długo rozum idzie drogą własnego poznawania, nie zbliża się do Boga, lecz oddala się od Niego. Musi więc rozum najpierw wyzbyć się siebie i swych pojęć i wierząc, a nie rozumiejąc, przez wiarę dążyć do Boga. I w ten sposób dochodzi rozum do doskonałości, gdyż tylko przez wiarę, a nie przez inny środek łączy się z Bogiem; i więcej się zbliża do Boga nie rozumiejąc, niż rozumiejąc. Nie trap się więc, bo gdy rozum nie cofa się (co byłoby wtedy, gdybyś go chciał zajmować poznawaniem poszczególnych rzeczy i innymi rozumowaniami i pojęciami, byle tylko nie był bezczynny), to postępuje naprzód, gdyż pozbywa się wszystkiego, co go mogło zajmować; żadna bowiem z tych rzeczy nie była Bogiem, który, jak wspomnieliśmy, nie może wejść do serca czymś zajętego.

W tym stanie doskonałości, jeśli się nie cofa, postępuje się naprzód; a postępowaniem rozumu jest wkraczanie coraz głębiej w wiarę, czyli coraz większe zaciemnianie się jego, gdyż wiara jest mrokiem dla rozumu. Rozum bowiem nie mogąc poznać, jakim jest Bóg, z konieczności musi dążyć do Niego poddany i niepojmujący; i korzystne dla niego będzie czynić właśnie to, co ty potępiasz, tj. wyzbyć się wszelkich pojęć cząstkowych, gdyż przez nie nie może wznieść się do Boga, a przeciwnie utrudnia sobie drogę do Niego.

49. Jeśli rozum, powiesz, nie zastanawia się nad poszczególnymi rzeczami, wola będzie bezczynna i nie będzie kochała, a przecież to zawsze należy czynić na drodze duchowej. Wola bowiem może kochać tylko to, co rozum pojmuje.

Jest to prawdą, zwłaszcza w czynnościach i aktach naturalnych duszy, gdzie wola kocha tylko to, co rozum cząstkowo pojmuje. Lecz w kontemplacji, o której mówimy, a którą Bóg sam z siebie wlewa w duszę, nie potrzebuje jej już cząstkowego poznania ani rozważań, gdyż w jednym akcie udziela jej Bóg światła i miłości razem, czyli miłosnego, nadprzyrodzonego poznania, które możemy określić jako światło pełne gorąca rozpalającego, gdyż to światło równocześnie rozpala miłość. Poznanie to jest trudne i ciemne dla rozumu, gdyż jest poznaniem przez kontemplację, która, jak mówi św. Dionizy, jest “promieniem ciemności”.

Jakie zaś jest poznanie rozumu, taka jest i miłość woli. A ponieważ dla rozumu to poznanie, które Bóg wlewa, jest ogólne i ciemne, bez rozróżniania poznań umysłowych, tak również i wola miłuje ogólnie, bez odróżniania jakiejś rzeczy osobno pojętej. Bóg bowiem, będąc boskim światłem i miłością, w tym, czego udziela z siebie duszy, jednakowo obdarza poznaniem i miłością te dwie władze: rozum i wolę. A ponieważ On jest niepojęty w tym życiu, poznanie to, jak mówię, jest ciemne, a taką samą jest miłość woli.

Czasem jednak w tym delikatnym udzielaniu daje się Bóg więcej i więcej przenika jedną władzę niż drugą i niekiedy odczuwa się więcej poznania niż miłości, innym razem znów więcej miłości niż poznania, czasem samo tylko poznanie bez miłości, albo samą miłość bez poznania.

Dlatego też twierdzę, że chociaż dusza wykonuje akty naturalne przy pomocy rozumu i nie może kochać bez uprzedniego poznania, to zupełnie inaczej jest wówczas, gdy Bóg sam działa i wlewa poznanie, tak jak tej duszy, o której tu mówimy. Wtedy bowiem może się udzielać jednej władzy bez drugiej; może więc rozpłomienić wolę dotknięciem żaru swej miłości, chociaż rozum nic nie pojmuje, tak jak człowiek może się ogrzać przy ogniu, chociaż go nie widzi.

50. W ten sposób wola czuje się często rozpłomieniona, wzruszona i rozmiłowana bez tego poznawania i pojmowania poszczególnych przedmiotów, jakie było przedtem, gdyż Bóg w niej rozrządza miłość, jak to mówi oblubienica z Pieśni nad pieśniami: “Wprowadził mnie do piwnicy winnej, rozrządził we mnie miłość” (2, 4).

Dlatego nie trzeba się lękać bezczynności woli w tym wypadku, bo jeśli ona zaprzestaje wzbudzać akty miłości przy poszczególnych Poznaniach, wtedy wzbudza je w niej sam Bóg, upajając ją skrycie miłością wlaną, czy to przez poznanie z kontemplacji, czy też bez niej, jak to już powiedzieliśmy, i te akty o tyle są słodsze i bardziej zasługujące od tych, które by sama dusza mogła spełniać, o ile wyższy jest ten, który wzbudza i wlewa tę miłość, czyli sam Bóg.

51. Tę miłość wlewa Bóg woli, gdy niczym nie jest zapełniona i gdy wyzbyła się wszelkich innych upodobań i odczuć cząstkowych, do bądź duchowych, bądź zmysłowych rzeczy. Dlatego też należy się usilnie starać, by wola była ogołocona i wyzbyta ze swych odczuć, bo jeśli się nie cofa wstecz za poszukiwaniem jakichś odczuć i smaków, postępuje naprzód, chociażby nie czuła tego wyraźnie, wznosząc się ponad wszystkie rzeczy do Boga, gdyż w niczym innym nie ma upodobania. I chociaż nie smakuje i nie kocha Boga w sposób bardzo szczegółowy, ani nie kocha szczegółowym aktem, to jednak smakuje Go w tym ogólnym wlaniu ciemnym i tajemniczym więcej niż przez te wszystkie poszczególne rzeczy. Widzi bowiem wtedy jasno, że żadna z tych rzeczy nie da jej takiego smaku, jak to samotne ukojenie. I kocha wtedy Boga ponad wszystkie inne miłe rzeczy, bo wszystkie ich odczucia i smaki odrzuciła i już jej one nie sprawiają przyjemności.

Nie ma powodu, by martwić się pytaniem, czy wola postępuje nie mogąc się zatrzymywać na poszczególnych aktach; skoro bowiem nie cofa się wstecz, bo nie dąży do osiągnięcia czegoś zmysłowego, to już zbliża się do tego, co niedostępne, tj. do Boga. Stąd nic dziwnego, że wola tego nie odczuwa.

A zatem, by wola mogła wznosić się do Boga, musi się raczej uwalniać od wszystkich rozkosznych i smakowitych rzeczy, niż się opierać na nich, gdyż wtedy dopiero spełnia należycie przykazanie miłości, mianowicie miłuje Boga ponad wszystkie rzeczy, czego nie może osiągnąć bez ogołocenia i wyzbycia się wszystkiego.

52. Również nie należy się obawiać, gdy pamięć jest pozbawiona swych form i kształtów, gdyż Bóg również nie ma form ani kształtów, więc pamięć wtedy z całą pewnością zbliża się do Boga. Im więcej bowiem opiera się na wyobraźni, tym bardziej oddala się od Boga i większe jej grozi niebezpieczeństwo; Bóg bowiem, będąc niepojęty, nie może podpadać pod wyobraźnię.

53. Bywają jednak przewodnicy duchowi nie rozumiejący dusz, które znajdują się w tym stanie cichej i samotnej kontemplacji, gdyż sami nie doszli do niej; nie wiedząc nawet, czym jest wyjście z rozmyślań dyskursywnych, jak wspomniałem, sądzą, że one próżnują. Dręczą je więc i pozbawiają spokoju uciszonej i kojącej kontemplacji, którą dawał im sam Bóg, a wprowadzają je na drogę rozmyślania i rozważań wyobrażeniowych i nakłaniają je, by wzbudzały afekty wewnętrzne. Znajdują w tym owe dusze odrazę, oschłość i roztargnienie, gdyż czują pragnienie pozostawania w swej świętej bezczynności, w kojącym i spokojnym skupieniu. A ponieważ zmysły nie znajdują wówczas przedmiotu, w którym by mogły smakować, czego się uchwycić i co czynić, ci mistrzowie zachęcają dusze, by się starały nabywać smaków i zapałów, gdy właśnie przeciwnie powinni im radzić. Nie mogąc więc wywołać ich słodyczy i wejść w nie, jak przedtem, gdyż czas na to już przeszedł i inna teraz jest ich droga, niepokoją się te dusze podwójnie, myśląc, że idą ku zgubie, a ci przewodnicy utwierdzają je jeszcze w tym mniemaniu i w ten sposób wysuszają ich ducha i pozbawiają je tych namaszczeń bezcennych, jakie im w samotności i uciszeniu Bóg dawał, co, jak powiedziałem, jest niewymowną szkodą. Przyprawiają je o cierpienie i szkodę, gdyż tracą wszystko i martwią się daremnie.

54. Nie wiedzą ci kierownicy, co to jest duch. Wyrządzają Bogu wielką krzywdę i zniewagę, przykładając swą niezdarną rękę do dzieła, które sam Bóg wykonuje. Wiele bowiem kosztowało Boga przywieść owe dusze aż do tego stopnia i ceni sobie to bardzo, że doszły już, odnośnie do swych władz i działań, do tej samotności i próżni, gdzie może mówić do ich serca, czego zawsze pragnie. Wtedy bowiem bierze duszę za rękę, króluje w niej w obfitości pokoju i spoczynku i sprawia, że ustają działania naturalne jej władz, którymi pracując całą noc, nic nie zrobiły (Łk 5, 5), oraz ucisza już ich ducha bez działania zmysłów. Albowiem zmysł swym działaniem nie jest zdolny pojąć ducha.

55. Jak bardzo ceni Bóg ten spokój i uśpienie czy wyniszczenie, widać jasno z tego pełnego wyrazu, usilnego poprzysięgania w Pieśni nad pieśniami: “Poprzysięgam was, córki jerozolimskie, przez sarny i przez jelenie polne, abyście nie budziły ani nie dawały ocknąć się miłej, dokąd sama nie zechce” (3, 5). Daje tu do zrozumienia, jak bardzo ceni to uśpienie i samotne zapomnienie, czyniąc wzmiankę o zwierzętach samotnych i ukrytych. Ci mistrzowie duchowi jednak nie chcą, by dusza spoczywała i trwała w milczeniu, lecz by wciąż się znoiła i pracowała, a przez to nie zostawiła miejsca działaniu Boga; i sprawiają, że to, co On sam w duszy działa, psuje się i rozprasza jej działaniem. W ten sposób wprowadzają liszki, które niszczą kwitnącą winnicę duszy (Pnp 2, 15). Dlatego skarży się na nich Pan przez Izajasza: “Wyście spaśli winnicę moją” (3, 14).

56. Błądzą ci mistrzowie zapewne w dobrej wierze, gdyż nie mają dostatecznej wiedzy. To jednak nie usprawiedliwia ich lekkomyślnych rad, jakich udzielają bez uprzedniego zrozumienia drogi duchowej, po której idzie dusza, nie usprawiedliwia tego nierozumnego wtrącania się do rzeczy, których nie pojmują, gdyż powinni je zostawić tym, co je znają. A jest to rzeczą niemałej wagi i niemała wina przyprawić swymi radami duszę o stratę nieocenionych skarbów, a czasem nawet sprowadzić ją na manowce.

Ten więc, co lekkomyślnie błądzi, będąc obowiązany, jak każdy inny w swoim zawodzie, do dobrego spełniania swych obowiązków, nie umknie kary według miary zła, które wyrządził. Sprawy bowiem Boże należy traktować z największą rozwagą i z oczyma dobrze otwartymi, zwłaszcza w rzeczach tak wielkiej wagi, w obowiązku tak wzniosłym jak kierownictwo dusz, gdzie postępując dobrze zyskuje się wprost nieskończone skarby, a błądząc ponosi się poniekąd nieskończoną stratę.

57. Choćbyś chciał znaleźć dla nich jakieś uniewinnienie, którego ja nie widzę, nie możesz jednak uniewinnić tego, który prowadząc jakąś duszę, nigdy jej nie pozwala wyjść spod swojej ręki z powodu względów ludzkich, jakimi się kieruje, a które nie zostaną bez kary. Jest bowiem rzeczą pewną, że jeśli dusza chce postępować na drodze duchowej, na której Bóg ją zawsze wspomaga, musi zmienić styl i sposób modlitwy i wymaga innych, wyższych pouczeń niż jego i innego ducha.

Bo nie wszyscy posiadają wiedzę, potrzebną do wszystkich stopni i okresów drogi duchowej i nie wszyscy mają ducha tak doskonałego, aby mogli poznać, jak należy prowadzić duszę i kierować nią w każdym stadium życia duchowego.

Przynajmniej więc nie powinien kierownik sam w siebie tego wmawiać, że jest do wszystkiego zdolny, albo że Bóg nie zechce już prowadzić wyżej duszy. Nie każdy, kto umie obrabiać drzewo, potrafi wyrzeźbić figurę; nie każdy, kto potrafi wyrzeźbić figurę, potrafi ją pomalować; nie każdy wreszcie umiejący pomalować figurę, potrafi wykonać ostatnie pociągnięcia dla doskonałego jej wykończenia. A każdy z nich może tylko to wykonać w figurze, co umie, bo gdyby chciał coś więcej robić, zepsułby całą.

58. Więc patrz! Jeśli jesteś tylko cieślą, czyli masz wyrobić w duszy pogardę świata i ducha umartwienia jej pożądań, a co najwyżej jesteś rzeźbiarzem, czyli masz ją wprowadzić w święte rozmyślania, a więcej już nie umiesz, jakże poprowadzisz tę duszę aż do najwyższej doskonałości, do ostatnich, delikatnych wykończeń obrazu, jakie nie polegają już na ociosywaniu, rzeźbieniu czy wygładzeniu, lecz na dziele, które sam Bóg ma w niej spełnić?

I dlatego nie ulega wątpliwości, że jeśli będziesz krępował duszę swą wiedzą, której zasięg jest ograniczony, to ta dusza musi się albo cofać, albo co najmniej nie postępować naprzód. Bo i jaka to będzie figura, pytam, jeśli będziesz tylko walił w nią młotem i wciąż ociosywał, co odnośnie do duszy oznacza samo tylko posługiwanie się władzami? Kiedy będzie ukończona rzeźba? Kiedy i jak może ją Bóg pomalować? Czy jest możliwe, byś ty sam potrafił spełnić wszystkie te zadania i uważał się za tak doskonałego, że nigdy dusza nie będzie potrzebowała nikogo, prócz ciebie?

59. Przypuśćmy, że masz wszystkie dane do prowadzenia pewnej duszy, która może nie będzie miała daru do dalszego postępu, lecz jest prawie niemożliwe, byś je miał dla wszystkich dusz, których nie wypuszczasz spod swej ręki. Każdą bowiem duszę prowadzi Bóg odrębnymi drogami i z trudnością znajdzie się ktoś, kto by w znacznej mierze co do sposobu swego postępowania zgadzał się z drugim. Bo któż osiągnie to, by jak św. Paweł stać się wszystkim dla wszystkich, by wszystkich pozyskać? (7 Kor 9, 22). Ty więc tyranizujesz tylko dusze, pozbawiasz je wolności i sobie jedynie przysądzasz wszechstronną znajomość nauki ewangelicznej, skoro nie tylko starasz się, by cię nie opuszczały, lecz co gorsza, gdy się dowiesz, że któraś przypadkiem udała się do innego z jakąś sprawą, której nie śmiała tobie zwierzyć, lub sam Bóg ją natchnął do tego, by ktoś inny ją pouczył o tym, czegoś ty nie potrafił, wówczas odnosisz się do niej z taką zazdrością, czego nie mogę powiedzieć bez wstydu, jaka istnieje między małżonkami. A gorliwość ta nie ma na celu chwały Bożej ani postępu tej duszy, nie możesz bowiem myśleć, że opuściwszy ciebie, opuściła i Boga, lecz pochodzi z twojej pychy, zarozumiałości czy innej niedoskonałej pobudki.

60. Bardzo się obraża Bóg na tego rodzaju kierowników i zapowiada im karę przez proroka Ezechiela, mówiąc: “Mleko jadaliście i wełną się przyodziewaliście, i co tłustszego było, zabijaliście, a trzody mojej nie paśliście. Ja sam tedy będę szukał trzody mojej z rąk waszych” (34, 3 i 10).

61. Winni więc mistrzowie duchowi pozostawić wolność duszom i pozwolić im zwrócić się do innego kierownika i to z największą życzliwością, gdyż nie wiedzą, jaką drogą chce je Bóg prowadzić. Mają to czynić zwłaszcza wtedy, gdy już nie smakuje duszy ich nauka, co jest znakiem, że Bóg tę duszę prowadzi już inną drogą, i że potrzebne jej już inne przewodnictwo. Owszem, o tym wszystkim powinni je dotychczasowi kierownicy pouczyć, gdyż przeciwne postępowanie jest tylko wypływem nierozumnej pychy, zarozumiałości lub jakiegoś innego roszczenia.

62. Lecz zostawmy już tę metodę, a pomówmy o innej, bardziej zgubnej, którą ci mistrzowie lub inni, jeszcze gorsi od nich, stosują. Bo zdarza się, że namaszcza Bóg niektóre dusze olejkami świętych pragnień i pobudek, by porzuciły świat, zmieniły cały sposób życia i wzgardziwszy światem służyły Bogu, co Bóg wysoko ceni, skoro przyprowadził je do tego; rzeczy bowiem światowe są dalekie od Jego woli. Oni tymczasem, opierając się na ludzkich rozumowaniach i ze względów zupełnie przeciwnych nauce Chrystusa, Jego pokorze i wzgardzie wszystkich rzeczy, bacząc tylko na swoją korzyść czy upodobanie, lub czując obawę nie wiadomo przed czym, utrudniają to wszystko duszom, odkładają, lub co gorsza, starają się im wybić te myśli z głowy. Mając sami ducha oziębłego, zeświecczałego, mało Chrystusem przepojonego, nie wchodzą sami przez ciasną bramę żywota i innym nią wejść nie pozwalają. I tym grozi nasz Zbawiciel przez św. Łuksza, mówiąc: “Biada wam…, i tym, którzy by wnijść chcieli, zabraniacie (Łk 11, 52).

Tacy rzeczywiście są zaporą i zawadą w bramie niebieskiej, przeszkadzają wejść przez nią tym, którzy szukają ich rady. I choć wiedzą, że Bóg polecił im, by nie tylko wpuszczali i pomagali, lecz by zmuszali do wejścia przez nią, mówiąc przez św. Łukasza: “Wynijdź na drogi i opłotki, a przymuszaj do wejścia, aby dom mój był zapełniony” (Łk 14, 23), to jednak czynią przeciwnie, powstrzymując dusze, by nie wchodziły.

Jest więc taki kierownik ślepcem, zdolnym zakłócić życie duszy, którym jest Duch Święty. Dzieje się to w różny sposób u tych mistrzów duchowych, jak było powiedziane: jedni czynią to mimo woli, inni świadomie. Jednak i jedni, i drudzy nie pozostaną bez kary, gdyż obowiązkiem ich jest wiedzieć i rozważyć, co czynią.

63. Drugim ślepcem, jak mówiliśmy, mogącym przeszkodzić duszy w tym rodzaju skupienia jest szatan, który sam będąc ślepy, chce, by i dusza taką była. W tych najwyższych bowiem samotnościach, w których zlewają się do duszy delikatne namaszczenia Ducha Świętego, (względem których czuje szatan wielką zazdrość i nienawiść, bo widzi, że nie tylko się dusza ubogaca, lecz że ulatuje wysoko i nie może jej w niczym pochwycić, gdyż jest całkowicie ogołocona, daleka od wszelkiego stworzenia, nawet od jego śladu), stara się dać jej w tym ogołoceniu jakieś formy wiedzy i cienie smaków zmysłowych, czasem nawet dobrych. Czyni to w tym celu, by ją pociągnąć i zawrócić do cząstkowych pojęć i działań z pomocą zmysłów, żeby zatrzymała przy nich uwagę i smakowała w tych słodyczach i smakach rzekomo dobrych, i przez nie szła do Boga.

W ten sposób bardzo łatwo ją rozprasza i wyrywa z tej samotności i skupienia, w którym, jak powiedzieliśmy, Duch Święty dokonuje tych wielkich ukrytych dzieł. Dusza bowiem, będąc ze swej natury skłonna do odczuwania i kosztowania, z największą łatwością przywiązuje się do tych wiadomości i słodyczy, jakie jej szatan podsuwa, zwłaszcza gdy ich sama pragnie i nie zna drogi, po której idzie. I tak wychodzi z samotności, do której ją Bóg wprowadził. A że przedtem w tej samotności i odpocznieniu jej władz nic sama nie czyniła, więc teraz wydaje się jej lepszym to, że sama może coś czynić.

Wielka szkoda, że dusza nie rozumie tego i dla małego kąska poznawania szczegółowego czy smaku, nie pozwala, by ją Bóg pochłonął, czego dokonuje On właśnie za pomocą tych duchowych, samotnych namaszczeń.

64. W ten sposób, przez taką drobnostkę, wyrządza szatan największe szkody, przyprawiając duszę o stratę wielkich skarbów, wyciągając ją małą przynętą jak rybę z głębin przejrzystych wód ducha, gdzie bez żadnej podpory i zatrzymania była zanurzona i pogrążona w Bogu. I wyciąga ją szatan na brzeg, dając jej podporę i grunt pod stopami, by sama szła po ziemi wśród trudów, a nie kąpała się “w wodach Siloe, które płyną cicho” (Iz 8, 6), zanurzona w Bożych olejkach.

Ponieważ tutaj mała tylko szkoda jest większa niż wielkie szkody wyrządzone w innych duszach, jak wspomnieliśmy, więc szatan czyni tu nadzwyczajne wysiłki i rzadko kiedy znajdzie się dusza idąca tą drogą, której by nie wyrządził wielkiej szkody i nie przyprawił jej o wielkie straty. Wykorzystując bowiem ten duch przewrotny z wielką zręcznością związek, jaki zachodzi między duchem a zmysłami, oszukuje i karmi dusze przez zmysły, przeciwstawiając duchowi, jak powiedzieliśmy, rzeczy zmysłowe. Dusza zaś nie przypuszczając, że to jest zgubne, nie wchodzi w głębię Umiłowanego, lecz zatrzymuje się u bramy patrząc co się dzieje zewnątrz, w części zmysłowej.

“Wszystko, co jest wysokie, widzi szatan”, mówi Job (41, 25), tzn. widzi duchową wysokość dusz, by ją zwalczać. I jeżeli przypadkiem jakaś dusza wchodzi w głębokie skupienie, tak że nic jej już nie może przyprawić o roztargnienie, stara się przynajmniej przerażeniem, lękiem, cierpieniami fizycznymi lub wrażeniami zmysłowymi i wrzawą zewnętrzną zwrócić jej uwagę na zmysły, by wyrwać ją na zewnątrz i wyprowadzić z głębi ducha. A dopiero wtedy, gdy się przekona, że nic nie może, zostawia ją w spokoju.

Z taką jednak łatwością przeszkadza osiągnięciu owych wielkich bogactw i przyprawia o straty te drogie Bogu dusze, że chociaż ceni to wyżej niż zepsucie wielu innych dusz, dla łatwości jednak i małego trudu, z jakim to czyni, nie uważa tego za rzecz wielką.

W tym sensie bowiem możemy tu zastosować słowa Boże wypowiedziane do Joba: “Oto wypije rzekę, a nie zadziwi się, i ma nadzieję, że się Jordan wleje w paszczę jego”. Rozumie się przez to najwyższy stan doskonałości. “Przed oczyma jego jako wędą chwyta się go i palami przekłuwa nozdrza jego” (40, 18-19). To znaczy: uderzając ją ostrzami wiadomości, rozprasza jej ducha; powietrze bowiem, które wychodzi przez nozdrza, rozprasza się na wszystkie strony, gdy one są przedziurawione. I dalej mówi: “Pod nim będą promienie słoneczne i naściele sobie złota jako błota” (41, 21). Przyprawia bowiem duszę o utratę przedziwnych promieni poznania Boga, jakimi dusze były oświecone, niszczy i rozrzuca kosztowne złoto Bożych barw, którym dusze były ubogacone.

65. Więc, o dusze, gdy wam Bóg daje te nadziemskie łaski prowadząc was drogą samotności i skupienia, oderwijcie się od niskiego odczuwania, nie wracajcie do zmysłów! Zaniechajcie waszego własnego działania, bo jeżeli ono przedtem, gdyście były początkującymi, dopomagało wam do zaparcia się świata i samych siebie, to teraz, gdy Bóg czyni wam tę łaskę, iż sam w was działa, będzie wam tylko wielką przeszkodą i zawadą. Gdy tylko będziecie się starały nie zajmować waszych władz żadnymi rzeczami, lecz będziecie je odrywać od wszystkiego, by się w nic nie uwikłały, co jedynie należy wam czynić w tym stanie, a przy tym będziecie trwać w tej prostej uwadze miłosnej, jak to wyżej już powiedziałem, żadnego innego nacisku na duszę nie wywierając, chyba tylko dla ogołocenia jej i uwolnienia ze wszystkiego, byście nie zmąciły i nie zburzyły jej pokoju i uciszenia, wtedy nakarmi was Bóg pokarmem niebiańskim, gdyż Mu w niczym nie będziecie przeszkadzały.

66. Trzecim ślepcem jest sama dusza, która nie rozumiejąc swego stanu, jak wspomnieliśmy, niepokoi się i sama sobie wyrządza szkodę. Nie umiejąc bowiem działać inaczej, jak tylko z pomocą zmysłów i rozważania, gdy ją Bóg chce wprowadzić w tę próżnię i samotność, gdzie nie może posługiwać się władzami i wzbudzać aktów, widząc, że nic nie robi, stara się coś czynić i w ten sposób rozprasza się, napełnia oschłością i niesmakiem, podczas gdy poprzednio kosztowała słodyczy pokoju i ciszy duchowej, którymi Bóg napełniał ją skrycie.

I zdarza się czasem, że Bóg usiłuje utrzymać ją w tym cichym odpocznieniu; ona zaś usiłuje z pomocą wyobraźni i rozumu działać sama i wtedy jest jak to dziecko, które, gdy matka chce je wziąć w ramiona, krzyczy i upiera się iść samo, a w rezultacie ani samo nie idzie, ani matce iść nie pozwala; lub jest jak figura, którą malarz chce pomalować, a ktoś inny nią rusza i przez to albo nic nie zrobi, albo się ją jeszcze zeszpeci.

67. Dusza będąca w tym odpocznieniu powinna wiedzieć, że chociaż nie czuje, iż idzie naprzód i coś czyni, postępuje jednak dużo szybciej, niż gdyby szła o własnych siłach, bo sam Bóg unosi ją w swych ramionach; mimo że idzie naprzód krokami Bożymi, tych kroków nie odczuwa. I chociaż sama nie czyni nic z pomocą swych władz duchowych, zyskuje jednak dużo więcej, niż gdyby coś czyniła, bo Bóg w niej działa.

A że ona nie spostrzega tego, nie należy się dziwić, bo tego, co Bóg w tym czasie działa w duszy, zmysły nie mogą pojąć, gdyż to dokonuje się w milczeniu. Słowa bowiem mądrości, jak mówi Mędrzec, dają się słyszeć jedynie w milczeniu (Koh 9, 17).

Niech więc pozostanie dusza w rękach Boga, a nie polega na samej sobie i nie oddaje się w ręce tamtych dwóch ślepych, bo gdy w Bogu będzie trwała i unikała działania z pomocą swych władz, bezpieczna pójdzie ku wyżynom.

68. Lecz wróćmy teraz do naszego przedmiotu, do tych głębin otchłani władz duchowych. Mówiliśmy, że cierpienie duszy bywa w nich bardzo wielkie, gdy ją Bóg namaszcza i przygotowuje najwznioślejszymi olejkami Ducha Świętego, by ją połączyć z sobą. Olejki te są tak delikatne i tak czułe jest to namaszczenie, że przenikają najgłębszą istotę duszy, tak ją kształtują i upiększają, że cierpienie jej i omdlewanie z pragnienia, wobec ogromnej próżni tych jaskiń, jest wprost bezmierne.

Musimy zaznaczyć, że jeżeli namaszczenia, które przysposobiły owe jaskinie duszy do zjednoczenia się z Bogiem w zaślubinach duchowych, są tak wzniosłe, jak powiedzieliśmy, jakież będzie poznanie, miłość i chwała, które mają już we wspomnianym zjednoczeniu z Bogiem rozum, wola i pamięć? Na pewno odpowiednie do pragnienia i głodu, jakie odczuwały te jaskinie, będzie teraz ich zadowolenie, nasycenie i rozkosz. I odpowiednie do subtelności przygotowania będzie pełne posiadanie łask przez duszę i pełne ich kosztowanie za pomocą jej zmysłu.

69. Przez zmysł duszy rozumie się tu zdolność i siłę samej istoty duszy, z pomocą której odczuwa i raduje się przedmiotami władz duchowych, dających jej kosztować mądrości, miłości i udzielania się jej Boga. I dlatego te trzy władze: pamięć, rozum i wolę nazywa w tym wierszu otchłaniami głębin zmysłu duchowego, gdyż za ich pośrednictwem odczuwa i w nich głęboko smakuje ogrom miłości i majestatu Boga. Bardzo trafnie nazywa je tu dusza otchłaniami głębin, bo czując, że w nie wpadają głębokie poznawania i odblaski pochodni ognia, widzi, że mają tak wielką pojemność i głębię, jak wielkie otrzymuje od Boga poszczególne łaski Jego poznania, smaków, radości, rozkoszy itd. Wszystkie te rzeczy przyjmuje i przechowuje w tym zmyśle duszy, którym jest, jak mówię, siła i zdolność, jaką ma dusza do odczuwania, przechowywania i smakowania wszystkiego, co przynoszą otchłanie władz; podobnie jak do zmysłu ogólnego wyobraźni zbiegają się z formami swoich przedmiotów zmysły cielesne i on jest ich składem i archiwum. Przez to, że ten zmysł ogólny duszy stał się skupiskiem i zbiornikiem wielkich łask Bożych, jest tym bardziej sam bogaty i zalany blaskami, im więcej osiąga z tego wzniosłego i jasnego posiadania.

Który był ślepy, pełen mroków ciemnych,

70. mianowicie, zanim go Bóg nie oświecił i nie rozjaśnił, jak to było powiedziane. Dla zrozumienia tego należy zważyć, że dla dwóch przyczyn zmysł wzroku nie może widzieć: albo znajduje się wśród ciemności, albo jest ślepy.

Bóg jest światłem i przedmiotem duszy. Gdy go nie oświeca, jest on pogrążony w ciemnościach, choćby dusza miała najprzenikliwszy wzrok. Gdy zaś dusza jest w grzechu lub oddana pożądaniu innych rzeczy, jest ślepa; i wtedy, chociaż ją zalewa światło Boże, nie widzi go jej ciemność duchowa, którą jest niewiedza duszy. Dusza, o której mówimy, dopóki jej Bóg nie oświecił przez to przeobrażenie, była ślepa i nie znała tych skarbów Bożych, podobnie jak Mędrzec, dopóki go nie oświeciło światło mądrości. Mówił bowiem: “Nieświadomości moje oświecił” (Syr 51, 27).

71. W znaczeniu duchowym inną rzeczą jest być w ciemnościach, a inną w mrokach; bo być w mrokach, to być ślepym przez grzech, jak powiedzieliśmy, lecz w mrokach można przebywać i bez grzechu, a to w podwójny sposób: odnośnie do natury, nie mając oświecenia w pewnych rzeczach naturalnych, i odnośnie do nadnatury nie mając oświecenia w pewnych rzeczach nadnaturalnych. I mówi tu dusza, że przed tym nieocenionym zjednoczeniem jej zmysł duchowy był ślepy odnośnie do tych dwóch rzeczy.

Bo dopóki Pan nie powiedział: Fiat lux, “Niech się stanie światłość” (Rdz 1,3), ciemności panowały nad głębokością otchłani zmysłu duchowego. Zmysł ten im bardziej jest przepastny i im głębsze jego otchłanie, tym głębsze i bardziej niezgłębione są jego ciemności odnośnie do rzeczy nadprzyrodzonych, gdy go Bóg będący jego światłem nie oświeci. Jest więc dla niego niemożliwe podnieść oczy na światło Boże lub pomyśleć o nim, gdyż nie widziawszy go nigdy, nie ma pojęcia o nim. I dlatego nie może go nawet pragnąć; raczej będzie pragnął mroków, gdyż te poznaje i pójdzie z jednego mroku w drugi, prowadzony przez ten mrok, który tylko może zawieść do dalszych mroków.

Mówi bowiem Dawid: “Dzień dniowi opowiada słowo, a noc nocy podaje wiadomość” (Ps 18, 3). Tak więc “przepaść przepaści przyzywa” (Ps 41, 8), mianowicie: jedna przepaść światła przyzywa drugą przepaść światła, a jedna przepaść mroków przyzywa drugą przepaść mroków, gdyż tylko rzeczy podobne przyzywają się i udzielają się sobie wzajemnie. Zatem światło łaski, które Bóg uprzednio (s.790) dał duszy i którym wzrok jej przepaści duchowych otworzył na światło Boże, a przez to uczynił ją sobie przyjemną, przyzwało drugą przepaść łaski, którą jest boskie przeobrażenie duszy w Boga. Przez nią wzrok jej zmysłu jest tak miły Bogu i tak promieniejący, iż możemy powiedzieć, że światło Boga i światło duszy jest jednym wspólnym światłem. Światło naturalne duszy jest tu bowiem zjednoczone ze światłem nadprzyrodzonym Boga i świeci już tylko światło nadprzyrodzone; podobnie jak światło, które Bóg stworzył, złączyło się ze światłem słońca i teraz świeci tylko słońce, chociaż pozostaje tamto światło (Rdz 1,14-18).

72. Był również ślepy zmysł duszy przez to, że szukał upodobania w innych rzeczach. Ślepotą bowiem rozumnego i wyższego zmysłu jest pożądanie, które jak katarakta i bielmo przysłania wzrok rozumu, by nie widział rzeczy, które są przed nim. Tak więc, gdy upodobanie przedstawiło jakiś smak zmysłowi, oślepiło go tak, iż nie mógł widzieć wielkości i piękności bogactw Bożych będących poza kataraktą. Bo jak rzecz, chociażby mała, gdy się ją przyłoży do oka, wystarczy, by zakryła wzrok, tak iż nie widzi on innych rzeczy, choćby były nie wiem jak wielkie, tak również jedno małe pożądanie, jeden niedbały akt duszy wystarczy, by przeszkodzić jej w osiągnięciu tych wszystkich wielkości Bożych, znajdujących się poza tymi pożądaniami i upodobaniami, którym się dusza oddaje.

73. O, któż może wyrazić, jak niemożliwą jest rzeczą, by dusza pełna pożądań mogła oceniać rzeczy Boże tak, jak należy, jakimi one są w rzeczywistości! Przecież dla oceny i rozeznania rzeczy Bożych należy całkowicie wyzbyć się pożądań i upodobań, a nie oceniać poprzez nie owych rzeczy. W przeciwnym bowiem razie będzie się uważało rzeczy od Boga za nie Boże, a rzeczy nie pochodzące od Boga za Boże. Ta katarakta bowiem tak zasłania wzrok rozeznania, że nie widzi nic więcej, tylko tę kataraktę raz w tym, drugi raz w innym świetle, zależnie od tego, jak mu się przedstawi. I sądzi, że ta katarakta to Bóg; bo, jak powtarzam, nie widzi nic więcej, tylko tę kataraktę zmysłu, a Bóg nie podpada pod zmysł. W taki to sposób pożądanie i upodobanie zmysłowe przeszkadzają poznaniu rzeczy wyższych. Daje to wyraźnie do zrozumienia Mędrzec w tych słowach: “Urok bowiem marności zaciemnia dobro, a niedostateczna pożądliwość wywraca umysł niezepsuty” (Mdr 4, 12), czyli należyte osądzenie rzeczy.

74. Dlatego też ci, co nie są jeszcze tak uduchowieni, by byli wolni od pożądań i upodobań, tkwi bowiem w nich jeszcze coś zmysłowego, uważają za coś wielkiego rzeczy podpadające pod zmysły, według których sami żyją, a które to rzeczy w istocie same są bardzo niskie i bezwartościowe dla ducha. Natomiast rzeczy najcenniejsze dla ducha i bardzo wzniosłe, tj. te najbardziej oddalone od zmysłów, będą uważali za coś bardzo błahego, niewiele będą je cenili, czasem nawet osądzą je jako niedorzeczności, jak to wyraźnie daje do zrozumienia św. Paweł: “Człowiek zmysłowy nie pojmuje tego, co jest z Ducha Bożego i jest dla niego głupstwem, gdyż zrozumieć tego nie może” (1 Kor 2, 14). Przez człowieka zmysłowego rozumie się tu człowieka, który jeszcze żyje wśród pożądań i upodobań naturalnych; bo chociaż niektóre upodobania rodzą się z ducha, to jednak, gdy człowiek łączy się z nimi przez swe naturalne pożądanie, stają się one już tylko pożądaniami naturalnymi. I niewielkie w tym wypadku ma znaczenie, że przedmiot lub motyw jest nadprzyrodzony, skoro pożądanie pochodzi z natury, mając w niej swój korzeń i siły żywotne; w gruncie rzeczy pozostaje ono pożądaniem naturalnym, odpowiednie bowiem do substancji i natury rzeczy są jej pobudki i materia naturalna.

75. Lecz może zarzucisz: Z tego wynika, że jeżeli dusza pożąda Boga, a nie pożąda Go w sposób nadprzyrodzony, zatem pożądanie to nie będzie zasługujące przed Bogiem. Odpowiadam na to, że rzeczywiście, gdy dusza pożąda Boga, nie zawsze to pożądanie jest nadprzyrodzone; jest nim wówczas, gdy Bóg je wlewa i daje mu siłę i dopiero wtedy różni się ono całkowicie od naturalnego. Lecz zanim Bóg wleje weń swą moc, mało albo wcale nie jest zasługujące. Tak więc gdy ty sam ze siebie chcesz odczuwać pożądanie Boga, jest to tylko pożądanie naturalne i nie będzie inne, aż je Bóg zechce przekształcić w sposób nadprzyrodzony. Również gdy sam ze siebie przywiązujesz się do pragnienia rzeczy duchowych i chcesz kosztować ich smaku, działasz tylko z pożądania naturalnego, zasłaniasz kataraktami swe oko, nie przestajesz być człowiekiem zmysłowym i nie możesz zrozumieć ani ocenić rzeczy duchowych, które przewyższają wszelki zmysł i pożądanie naturalne.

A jeśli masz jeszcze wątpliwości, nie wiem, co ci odpowiedzieć, chyba polecić, byś to przeczytał drugi raz, a może zrozumiesz, że jest tu wyłożona istotna prawda i nie ma potrzeby, bym się jeszcze nad tym rozwodził.

76. Ten zmysł duszy, który przedtem był ciemny z braku światła Bożego i ślepy wskutek swych pożądań i przywiązań, teraz jest już w takim stanie, że jego głębokie jaskinie nie tylko są oświecone przez to zjednoczenie z Bogiem, lecz stają się jednym promieniejącym światłem z jaskiniami swoich władz.

Teraz z dziwnymi doskonałościami
Niosą Miłemu żar swój wraz z blaskami.

77. Te bowiem otchłanie władz duszy, tak niepojęte i przedziwnie pogrążone w zachwycających odblaskach owych pochodni, które, jak mówiliśmy, płoną w duszy, prócz tego całkowitego oddania, jakie ze siebie samych czynią Bogu, oddają Mu nadto w Nim samym te wszystkie odblaski, które w miłosnej chwale otrzymały. Wsparte na Bogu w Bogu, stawszy się również pochodniami gorejącymi w odblaskach pochodni Bożych, niosą Umiłowanemu to samo światło i ten sam żar z blaskami miłości, które otrzymują. W ten sam bowiem sposób, w jaki je otrzymują, oddają je Temu, który je przyjmuje, a czynią to z tymi samymi doskonałościami, z jakimi im Bóg daje. Dzieje się tu bowiem podobnie jak z szybą, która gdy ją słońce oświeca, wydaje również odblaski; tamto jednak dzieje się o wiele wyższym sposobem, gdyż przyłącza się do niego działanie woli.

78. Z dziwnymi doskonałościami, tj. tajemniczymi i dalekimi od wszelkiego pospolitego pojęcia, od wszelkiej miary i sposobu.

Odpowiednia bowiem do tej doskonałości, z jaką rozum otrzymuje mądrość Bożą, stawszy się jedno z rozumem Boga, jest doskonałość, z jaką dusza oddaje tę mądrość, gdyż nie może dawać inaczej, tylko takim sposobem, jakim jej dano. I odpowiednią do doskonałości, z jaką wola jest złączona z wolą Bożą, jest doskonałość, z jaką ona składa Bogu w Bogu tę samą dobroć, bo otrzymuje ją na to, by ją oddać z powrotem. Tak samo według doskonałości, z jaką otrzymuje poznanie Boga, będąc z nią złączona, świeci i daje żar miłości. Podobnie i doskonałościom innych przymiotów Bożych: męstwu, piękności, sprawiedliwości itd., których Bóg duszy udziela, odpowiadają doskonałości, które oddaje ten zmysł duszy radośnie swemu Umiłowanemu, tj. oddaje to samo światło i żar, jakie otrzymuje od Umiłowanego. Albowiem dusza, będąc złączona w jedno z Nim, w pewnym znaczeniu jest Bogiem przez uczestnictwo. I chociaż to nie jest jeszcze tak doskonałe, jak w przyszłym życiu, jest jednak, jak powiedzieliśmy, jakby cieniem Boga.

Takim więc sposobem dusza, będąc cieniem Boga przez to substancjalne przeobrażenie, działa w Bogu przez Boga to, co On sam przez siebie działa w niej; i działa tak, jak On, gdyż wola ich dwojga jest jedna, a więc działanie Boga i jej jest również jedno. Stąd więc, jak Bóg oddaje się duszy i chętnie, i łaskawie, tak również i ona, mając wolę tym wolniejszą i szlachetniejszą, im ściślej jest złączona z Bogiem, daje Boga samemu Bogu w Bogu i jest to prawdziwy i cenny dar duszy dla Boga.

Wtedy widzi dusza, że Bóg rzeczywiście jest jej i że posiada Go jako dziedzictwo prawnie na własność, jako przybrane dziecko Boga, przez łaskę, jaką jej Bóg wyświadczył oddając jej samego siebie. A posiadając Go jako własność, może Go dawać i udzielać komu zechce.

Daje Go więc swemu Umiłowanemu, którym jest ten sam Bóg, co się jej oddał. Przez to spłaca Mu wszystkie swe długi, gdyż dobrowolnie składa Bogu dar równy temu, jaki sama od Niego otrzymała.

79. Ponieważ przez ten dar, jaki dusza składa Bogu, daje Mu dobrowolnie Ducha Świętego jako własność swoją, by się w Nim rozmiłował, tak jak na to zasługuje, odczuwa niewymowną rozkosz i szczęście, gdy widzi, że składa Bogu, jako swą własność, dar, który w swym bycie nieskończonym jest całkowicie równy Bogu.

Bo chociaż jest prawdą, że dusza nie może dawać na nowo Bogu Jego samego, bo On zawsze jest ten sam w sobie, to jednak dusza ze swej strony czyni to całkowicie i prawdziwie, dając Bogu na spłacenie miłości wszystko to, co jej dano, czyli daje tyle, ile jej dano. Przez ten dar duszy ma Bóg pełną zapłatę, mniejsza nie mogłaby Go zaspokoić, i przyjmuje ten dar z wdzięcznością jako własność duszy, który Mu ona oddaje i przez który kocha Go jakby na nowo. A we wzajemnym oddaniu się Boga duszy kocha Go ona znowu jakby na nowo.

Tak więc pomiędzy Bogiem a duszą powstaje czynna wymiana wzajemnej miłości w zgodnym zjednoczeniu i oddaniu się zaślubin, w którym wspólne dobro obojga, jakim jest boska istota, przez dobrowolne oddanie go jeden drugiemu posiadają równocześnie razem i powtarzają sobie to, co mówił w Ewangelii św. Jana Syn Boży do swego Ojca: Omnia mea tua sunt, et tua mea sunt et ciarificatus sum in eis; “Wszystko moje Twoim jest a Twoje moim; w nich zostałem wsławiony” (17, 10). Stan ten w przyszłym życiu trwa bez przerwy w doskonałym rozkosznym zaznawaniu; natomiast w obecnym stanie zachodzi tylko wtedy, gdy Bóg wykonuje w duszy ten akt przeobrażenia i nie jest tak doskonały, jak w przyszłym życiu.

A że dusza może składać ten dar, chociaż on swą wielkością przewyższa jej pojęcie i istotę, jest jasne, choćby z tego porównania, że ten, co jest władcą wielu narodów i królestw, chociażby największych, może je oddać, komu zechce.

80. Wielkie to uspokojenie i zadowolenie dla duszy, gdy widzi, że daje Bogu – z tym samym światłem boskim i boskim żarem otrzymanym od Niego – więcej niż to, czym jest sama w sobie i więcej niż jest warta. W przyszłym życiu dokonuje się to przez światło chwaty, w tym zaś za pomocą oświecenia przez wiarę. Tak więc

Otchłanie głębin zmysłu duchowego
Z dziwnymi doskonalościami,
Niosą Miłemu żar swój wraz z blaskami.

Mówi wraz, gdyż Ojciec, Syn i Duch Święty łącznie udzielają się duszy i te Boskie Osoby są w niej blaskiem oraz ogniem miłości.

81. Należy wspomnieć krótko o doskonałościach, z jakimi dopełnia dusza tego oddania. W odniesieniu do tego należy zauważyć, że dusza radując się pewnym odblaskiem widzenia uszczęśliwiającego, otrzymanym ze zjednoczenia rozumu i afektu z Bogiem, napełniona rozkoszą i zobowiązana przez tę tak wielką łaskę, spełnia to oddanie Boga i siebie samej Bogu zdumiewającymi sposobami. Bo jeśli chodzi o miłość, odnosi się dusza do Boga z niezwykłymi wspaniałościami; podobnie również jeśli chodzi o odblask widzenia uszczęśliwiającego; w ten sam sposób, jeśli chodzi o uwielbienie; wreszcie tak samo, jeśli chodzi o wdzięczność.

82. Co do pierwszego, posiada dusza trzy główne doskonałości miłowania:

Pierwsza, że kocha Boga nie przez samą siebie, lecz przez Niego. Jest to niepojęta wspaniałość, gdyż kocha przez Ducha Świętego, tak jak Ojciec i Syn się kochają, jak to sam Syn Boży mówi przez św. Jana: “Aby miłość, którą mnie umiłowałeś, w nich była, i ja w nich” (J 17, 26).

Drugą doskonałością jest to, że kocha Boga w Bogu, gdyż w tym gwałtownym zjednoczeniu zatapia się dusza w miłości Boga, a Bóg również z wielką siłą przenika duszę.

Trzecią doskonałością najwyższej miłości jest to, że kocha Boga dla tego, czym On jest sam w sobie; nie kocha Go tu bowiem dusza tylko dlatego, że jest dla niej tak dobry, szczodry, chwalebny itd., lecz o wiele więcej dlatego, że sam w sobie jest takim istotnie.

83. W odniesieniu do obrazu widzenia uszczęśliwiającego, ma duszatrzy inne, zdumiewające, cenne i podstawowe doskonałości:

Pierwszą, że raduje się tu Bogiem przez Niego samego. Mając bowiem rozum zjednoczony z Jego wszechmocą, mądrością, dobrocią itd., chociaż jeszcze nie tak jasno, jak to będzie w życiu przyszłym, doznaje jednak niewymownej rozkoszy w szczegółowym poznawaniu tych wszystkich przymiotów, jak już wyżej powiedzieliśmy.

Drugą główną doskonałością tego uradowania jest rozkoszowanie się zwyczajnie w samym tylko Bogu, bez żadnej przymieszki stworzenia.

Trzecią rozkoszą jest radość Nim tylko, z tego, czym On jest sam w sobie, bez najmniejszej odrobiny własnego upodobania.

84. W odniesieniu do uwielbienia, jakie dusza składa Bogu w tym zjednoczeniu, ma również trzy doskonałości:

Pierwsza: czyni to z powinności, bo widzi, że stworzył ją Bóg dlatego, by Go wielbiła, [jak sam mówi] przez Izajasza: “Lud ten utworzyłem sobie, chwałę moją będzie opowiadał” (43, 21).

Druga doskonałość: wielbi Boga za dobrodziejstwa, jakie otrzymuje i dla rozkoszy jaką ma w wychwalaniu Go.

Trzecia doskonałość: uwielbia Boga dla tego, czym On jest sam w sobie, bo choćby dusza żadnej rozkoszy nie doznawała, chwaliłaby Go dla tego, czym jest.

85. W odniesieniu wreszcie do wdzięczności ma dusza trzy inne doskonałości:

Pierwsza: okazuje wdzięczność za dobra naturalne i duchowe, które otrzymała i za wszystkie inne dobrodziejstwa.

Druga: czuje wielką radość składając Bogu dziękczynienie, ponieważ w tym dziękczynieniu z wielką gwałtownością cała się zanurza.

Na koniec trzecia doskonałość: chwali Boga tylko za to, czym On jest, przez co to dziękczynienie jest skuteczniejsze i bardziej rozkoszne.