Droga człowieka do źródła swojego życia, czyli Boga, z racji tego, że jesteśmy osadzeni w konkretnym czasie i miejscu, posiada swój zewnętrzny, materialny charakter. Jesteśmy ludźmi i nasz Stwórca pragnie, abyśmy szli do Niego poprzez wszystkie pokłady naszego człowieczeństwa. Wcielenie Jezusa jest namacalnym potwierdzeniem wielkiej wartości naszego ziemskiego życia, które chociaż cały czas „uduchawiane” i nakierowywane na wieczność, to jednak aby wyrazić i rozwinąć się potrzebuje całej fizyczności, czyli mówiąc najprostszym językiem – ciała.
Oczywiście ta wędrówka nie jest tylko ludzkim zmaganiem się z rzeczywistością przerastającej nas wielokrotnie codzienności (nie wspominając już nawet pragnień zmierzających w kierunku sfery nadprzyrodzonej). Ta wędrówka bowiem to zwyczajne odkrywanie obecnego w nas Stwórcy, który sprawia, że jesteśmy ludźmi wiary, nadziei i miłości. Mało tego, przeżywana codziennie obecność Trójjedynego Boga w nas, przybiera bardzo konkretne postawy wynikające ze świadomego korzystania ze złożonych w nas darów. A mianowicie otrzymane na Chrzcie i ugruntowane poprzez Bierzmowanie dary Ducha Świętego sprawiają, że szara obojętność otoczenia staje się przemieniona obecnością chrześcijanina, otwartego na działanie Bożego Ducha.
Pośród tych darów jeden zasługuje na szczególną uwagę. Dlaczego? Przede wszystkim ze względu na jego szczególną wyjątkowość, jak również z racji na jego wielokrotnie błędne rozumienie. A chodzi nam o dar pobożności.
Idąc tym tokiem rozumowania, aby nie pozostać gołosłownym, odwołajmy się od razu do konkretnego świadectwa życia i doświadczenia mało jeszcze znanej, nawet w samym Kościele, św. Elżbiety od Trójcy Przenajświętszej.
Ta wyjątkowa karmelitanka żyjąca na przełomie XIX i XX wieku dokonuje gigantycznego aczkolwiek mało jeszcze zauważalnego kroku polegającego na „ucodzennieniu” obecności i działania Trójcy Świętej albo mówiąc inaczej pokazuje nam jak przeżywać odległego i tajemniczego Boga w codzienności każdego dnia. No właśnie, czy Bóg musi pozostawać odległy skoro poprzez Wcielenie zbliża się tak bardzo? Czy my poprzez pewne wyobrażenie o Nim nie oddalamy Go sami od siebie? Otóż wcale nie musi tak być, gdyż na ratunek przychodzi właśnie złożony w nas dar pobożności – jeden z tych środków, które sprowadzają codziennie Boga w sfery naszego życia, a nas wynoszą w sfery Boże.
To proste. Spójrzmy do czego dochodzi Święta z Dijon. Sumą jej życia staje się intensywne doświadczenie zamieszkania Trójcy Świętej w człowieku. Oczywiście wielka a zarazem podstawowa tajemnica naszej wiary dotycząca obecności Boga w człowieku, nie od razu staje się czymś oczywistym, konkretnym i uchwytnym w życiu Elżbiety. Jej dogłębne doświadczanie poprzedzone jest długoletnim etapem, podczas którego ta prawda „spływa” z jej umysłu (intelektualnego poznania – Błogosławiona wie, że tak jest) do serca (jej konkretne doświadczenie i osobiste, życiowe przekonanie).
I tutaj praktyki religijne odgrywają niewątpliwie wielką rolę w odkrywaniu, przeżywaniu i byciu apostołem tajemnicy zamieszkania Trójcy. Jednakże należy od razu dodać, że wychowanie religijne i wiążące się z nim praktyki pobożnościowe nie wyróżniają się stopniem oryginalności i intensywności w rodzinie Elżbiety – Błogosławiona otrzymuje to wszystko czym żyje przeciętna katolicka rodzina francuska końca XIX wieku. A zatem życie sakramentalne, codzienna modlitwa, postępowanie zgodnie z dekalogiem, pielgrzymki do sanktuariów, rekolekcje i misje parafialne, pobożna lektura (u Elżbiety są to pisma św. Teresy od Jezusa).
Istniej jednak wielka różnica, która sprawia, że to, co wszystkim nam dostępne, dla Elżbiety staje się wyjątkowe. Ta młoda karmelitanka w odróżnieniu od wielu jej współczesnych w swoim postępowaniu, przeżywaniu i doświadczaniu jest maksymalistą. W praktyce polega to na pełnym zaangażowaniu się we wszystko co stanowi jej życie, czyli: praca nad sobą, budowanie klimatu rodziny i wspólnoty, tworzenie przyjaźni oraz głębokie przeżywanie wszystkich praktyk religijnych. W ten sposób nie zatrzymuje się na powierzchni relacji, gestów i nauczonych zachowań, ale dociera do ich istoty.
Takie potraktowanie wiary i związanej z nią pobożności w prosty sposób doprowadza ją do odkrycia niezmierzonych horyzontów Boga i własnego wnętrza. Co ciekawe, impulsywna a zarazem wrażliwa Elżbieta cały czas pośród tej dyskretnej ale dogłębnej pobożności pozostaje osobą naturalną dobrze czującą się w towarzystwie, kochającą bezmiar przestrzeni Pirenejów, bezustanną grę na fortepianie oraz najmodniejsze ubieranie się. A jej sukces „pobożnego życia” tkwi w systematyczności i wierności konkretnym praktykom, słodyczy w ich wykonywaniu i ufności, że wszelkie braki wynikające z bezradności codziennego życia religijnego Bóg zrozumie i wypełni Sobą.
Spójrzmy teraz od innej strony na fakt daru pobożności. Dotychczas rozważyliśmy jego działanie od strony zewnętrznych gestów, które doprowadziły do lepszego przeżywania i ukonkretnienia wiary. W życiu Elżbiety po odkryciu najgłębszych pokładów ludzkiego wnętrza zamieszkałego przez Boga, wcześniejsze praktyki pobożnościowe wcale nie zostają odrzucone. Wydawałoby się, że po dojściu do celu, odegrały już swoją zasadniczą rolę i w zasadzie już się zdezaktualizowały. Na nasze szczęcie – dla tych, którzy kochają sprawdzone metody i na nasze nieszczęście – dla tych, którzy szukają nowości, to czym się posługiwała Elżbieta w swoim życiu wiary pozostaje niezmienne. Całe życie religijne doprowadza ją do odkrycia głębi ludzkiego ducha, a teraz ta głębia, którą odkryła pozwala jej autentycznie i z niezwykłą swobodą praktykować dostępne jej środki pobożościowe, albo inaczej – odkryta głębia wnętrza sprawia, że praktyki które wcześniej doprowadziły Błogosławioną do kluczowych odkryć, stają się bardziej życiowe, a sama Elżbieta jeszcze bardziej naturalna w swej wierze, jako że poruszana w swym zewnętrznym zachowaniu od środka.
Sumując, czym jest dar pobożności i jak przejawia się na co dzień? Z pewnością jest związany z wytrwałością i wiernością konkretnym sprawdzonym metodom pobożności w Kościele, chociaż te patrząc po ludzku wydają się monotonne, staroświeckie i mało atrakcyjne. Napisze słynny teolog Garrigou-Lagrange w przedmowie do jednej z pozycji o św. Elżbiecie:
Najbardziej elementarne prawdy wiary, choćby te zawarte w Ojcze Nasz, jawią się głębokimi kiedy były długi czas medytowane, z miłością, kiedy zostały przeżyte dźwigając krzyż, przez długie lata i w ten sposób, że stały się przedmiotem ciągłej kontemplacji. Wystarczyłoby duszy żyć dogłębnie jedną z tych prawd naszej wiary, aby być prowadzoną na szczyty świętości.
Dar pobożności przy spojrzeniu od strony celu wędrówki ludzkiego życia, czyni autentycznymi wszystkie przejawy religijności wypracowane przez wieki. A zatem pobożność wyrażająca się poprzez konkretne praktyki ułatwia odkrycie ludzkiego wnętrza – formatu naszego bycia i działania, a w kolejności to wnętrze nadaje swobodę i autentyzm w zewnętrznym przeżywaniu wiary i w ten sposób cała pula pobożności nie jest już tak ciężka, a życie w swym codziennym wydaniu bardzo się uprasza.
Poza tym, po dotarciu do najgłębszych pokładów naszego wnętrza, postępujemy według kategorii tegoż wnętrza. A skoro naszym wnętrzem jest Bóg, stąd też logika każe nam podpowiedzieć, że zaczynamy postępować po Bożemu. W ten sposób dar pobożności nabiera bardzo życiowego wymiaru: postępujemy po Bożemu, tak jak Bóg chce, czyli według formatu naszego wnętrza, którym jest sam Bóg.
„… Pobożność zaś przydatna jest do wszystkiego, mając zapewnienie życia obecnego i tego, które ma nadejść” /1Tm 4, 8/
o. Mariusz Wójtowicz OCD