Ziemia Jezusa - Dumanie.pl - blog osobisty | o. Mariusz Wójtowicz OCD
parallax background

Ziemia Jezusa

5 Ewangelia

"Z głębokim wzruszeniem stawiam stopy na ziemi, którą Bóg wybrał, aby rozbić swój namiot". - św. Jan Paweł II

Pieszo w Ojczyźnie Jezusa - 2018 r.

Karmelitańska Ekipa Przyjaciół Codzienności Jezusa – to nasza pięcioosobowa grupa, która w dniach od 27 lutego do 13 marca 2018 r. przebywała w Ziemi Jezusa, aby tam podążać śladami Mistrza. Wspólne pragnienie przeżycia czegoś wyjątkowego zebrało nas z pięciu różnych części Polski.

Pośród różnorodności oczekiwań, charakterów i absorbujących nas na co dzień spraw, wytyczyliśmy sobie jeden cel pielgrzymiego trudu: umocnić wiarę, by nawrócić serce tzn. nauczyć się bardziej kochać i wdzięcznie żyć.

25 maja 2021

Szlakiem Jezusa przez Izrael

27 maja 2021

W Ziemi Świętej “Szlakiem Jezusa”

Karmelitańska Ekipa Przyjaciół Codzienności Jezusa – to nasza pięcioosobowa grupa, która w dniach od 27 lutego do 13 marca 2018 r. przebywała w Ziemi Jezusa, aby […]
5 czerwca 2021

Szlakiem Monasterów Pustyni Judzkiej

12 czerwca 2021

Judea i Morze Martwe

19 czerwca 2021

Pustynia Negeb

26 czerwca 2021

Jerozolima i okolice

29 czerwca 2021

Bazylika Grobu Pańskiego

3 lipca 2021

Góra Karmel

19 lipca 2021

Klasztor proroka Eliasza w Muhraqa na Górze Karmel

Klasztor karmelitów bosych w Muhraqa – o. Eliasz Friedman OCD Szczyt góry, na której znajduje się klasztor (482 m npm), po arabsku nazywa się el-Muhraqa. Wygląda […]
20 lipca 2021

Ruiny pierwszego klasztoru karmelitańskiego z XIII wieku

Hajfa: Wadi es-Siah – o. Silvano Giordano OCD Eremici łacińscy na Karmelu Sławny tekst Jacques de Vitry’ego, który w latach 1216 do 1228 był biskupem Akko, […]
28 sierpnia 2021

Betlejem i Mała Arabka

30 sierpnia 2021

Ziemia Jezusa z “ukrycia”

Karmelitańska Ekipa Przyjaciół Codzienności Jezusa – to nasza pięcioosobowa grupa, która w dniach od 27 lutego do 13 marca 2018 r. przebywała w Ziemi Jezusa, aby […]
15 lipca 2023

Bazylika Matki Bożej na Górze Karmel

Klasztor karmelitów bosych “Stella Maris” – o. Silvano Giordano OCD W połowie XVIII wieku na politycznej scenie Palestyny pojawiła się nowa osobistość. Był nią Zahir el-Umars. […]

Ziemia Święta - 2023 - Pielgrzymka Przyjaciół Karmelu

Zamiast Wielkiego Milczenia…

…Betlejem, może przede wszystkim Betlejem, ale i Nazaret, Kafarnaum i Jerycho, Betania… Judea i Samaria… no i przecież – Jerozolima! Jezioro Genezaret… Galilea… Wszystkie te nazwy jak i wiele innych są osłuchane od dzieciństwa – i wiążą się trwale z Historią Zbawienia, z ziemskim etapem biografii Boga-Człowieka. Te niby obce nazwy miejsc odległych są przecież tak bliskie i domowe niemal jak Warszawa, Kielce czy Zawoja. Do tych nazw i epizodów fantazja dodaje obrazy i rekwizyty wedle własnego rozeznania. Powstaje subiektywna scenografia – zgodnie z koniecznym odczuciem pewnej egzotyki, są palmy, drzewo figowe i sykomora; jeździ się na osiołku (oślicy) lub wielbłądzie.

Dzisiaj bardzo łatwo w czasie rzeczywistym podejrzeć odległe strony, pejzaże i klimaty. Ale jeszcze bardzo niedawno, w czasach mojego dzieciństwa (o rety! to ponad pół wieku temu!) wyobrażenia te kształtowane były w zupełnie inny sposób. Na przykład przez kolorowanki zadawane na lekcjach religii. Były to konturowe rysunki, wklejane później do zeszytu od religii. Najbardziej zapadł mi w pamięć, nie wiem czemu, rysunek przedstawiający chrzest Jezusa w Jordanie. Niemal pamiętam moment, jak siedzę z kredkami przy stole i odrabiam lekcję: Jezus stoi w rzece, którą oczywiście koloruję na niebiesko, święty Jan Chrzciciel w miniówie z wielbłądziej sierści (na brązowo) z muszlą, z której na głowę Jezusa leje wodę. Na górze obrazka Duch Święty – czyli gołębica z rozłożonymi skrzydłami; gołębicy nie koloruję, zostawiam ją białą… Kilkadziesiąt lat później: wraz z całą grupą pielgrzymów dochodzimy nad brzeg Jordanu drogą wiodąca od parkingu. Byliśmy ostrzeżeni, że okoliczne pola mogą jeszcze być zaminowane; woda jest nie niebieska a zielona i mętna, Janowi Chrzcicielowi ucięto głowę, a zamiast niego w rzece stoi Ojciec Mariusz i czyni jego powinność…

Tak, w ciągu siedmiu dni pielgrzymki dokonywała się stopniowo konfrontacja, moich – i cudzych wyobrażeń powziętych z relacji, oglądanych filmów i fotografii z rzeczywistością. Naturalnie, gdy uświadamiasz sobie, że jesteś w TYCH miejscach, których nazwy brzęczą ci w uszach od dzieciństwa, przechodzą cię ciarki. Zrytualizowane w liturgii czyny sprzed dwóch tysięcy lat tu miały swoją premierę. Tutaj padały słowa, spośród nich niektóre nawet przekazane w oryginalnych językach… rabbuni… abba, talita kum, Kefas! i te najstraszniejsze, z Golgoty eli eli lema sabachtani… Ale i te, które ustanowiły Eucharystię – ten niesamowity wehikuł czasu, pozwalający nam uczestniczyć wciąż od nowa w tych wydarzeniach… „To czyńcie… na moją pamiątkę…”

Świadomość, że się przebywa w miejscach, czy w pobliżu miejsc, które były sceną wydarzeń, dla chrześcijanina przełomowych w historii ludzkości, jest kluczowa. Mi nie przeszkadzał zbytnio bałagan wokół kaplicy Grobu, chociaż czemu, skoro te składki z całego świata, na utrzymanie Grobu w Jerozolimie, a tutaj takie rumowisko; no ale przecież sacrum i profanum w jednym stoją domu, a „księża prawosławni” tacy są dumni i ważni dyrygując dostępem do wnętrza kaplicy Grobu. Jak pisał Ferdynand Ossendowski: „Odwiedzałem bazylikę kilkakrotnie i z biegiem czasu nauczyłem się już przechodzić Drogę Krzyżową, nie widząc ohydy i brudów, nie słysząc zgiełku, i krzyków panujących na niej.  Przyszedłem do przekonania, że Jerozolimę należy zwiedzać w licznym gronie ludzi, najlepiej razem z uczestnikami masowej pielgrzymki. Idąc w tłumie, łatwiej jest nie zauważyć wszystkiego tego, co obniża wrażenie i budzi zgrozę.”

Akurat Grób to na pewno ten Grób, ale na przykład kto narysował krzyżyk na skale, że w tym miejscu narodził się Jezus? a nawet jak narysował, to czas zatarł kredę i ten kawałek który możemy dotknąć, to może nie ten, gdzie Jezus malusieńki leżał nagusieńki, bo ten prawdziwy jest 50 metrów albo pół kilometra dalej albo dwa metry bliżej, no ale też co z tego, przecież i tak dużo dużo bliżej niż symboliczny żłobek w bocznej kaplicy mojej warszawskiej parafii. Trudno się uwolnić od ciągłego pytania i zastanawiania się: jak to wyglądało naprawdę, bez tych zabudowań, kopuł, kolumienek i fresków, a już najbardziej bez tych rządków plastikowych brudnych kwiatków na ołtarzu… Chociaż bez tej, momentami bardzo irytującej oprawy, tej szczelnej murowanej zasłony z małą dziurką, w którą można włożyć niemal jak niewierny Tomasz palce, dotknąć i poczuć dłonią, albo ludzie rozdeptaliby to miejsce, albo zaraz wkradłaby się proza życia, jakieś domki, stragany, lepianki. Więc trzeba już ścierpieć pomniki kultu nadbudowane nad wszystkimi świętymi miejscami, mimo wszystko one być muszą… Dlatego może takie wrażenie robi droga przez pustynię. Góry stoją na swoim miejscu, jak wtedy, roślinności na nich żadnej, niebo to samo, światło takie samo i tam wreszcie można odetchnąć i nasycić się przestrzenią, tymi samymi krajobrazami, na które patrzył On i Jego uczniowie, które przemierzali po wielekroć najczęściej pewnie na piechotę, kto wie też czy nie boso.

Tych wszystkich obrazów, wrażeń, miejsc od-pomieć się nie da. Dla tego, kto był tam pierwszy raz, wszystko nabiera nowych barw i kształtów. Gesty Mszy świętej, tajemnice różańcowe, droga krzyżowa – wszystko staje się bardziej realne, dosłowne. Dosadne i bolesne, bo do bólu prawdziwe. Tak, jak prawdziwe – jak może najbardziej do dziś  prawdziwe jest miejsce, gdzie wtrącono Mesjasza na jego ostatnią przed ukrzyżowaniem ziemską noc. Cysterna, czyli wykuta w skale klaustrofobiczna nora, do której my schodzimy schodkami, ale do której skazańca spuszczano na linach, a podłoga była pokryta grubą warstwą ustoin…

Dla mnie specjalne znaczenie miał też fakt, że odwiedzam miejsca, do których w podobnym czasie, pod koniec pierwszej połowy stycznia 186 lat temu dotarł Juliusz Słowacki, mój Wielki podopieczny – i Przewodnik. Spędził noc w kaplicy Grobu, po tych terenach wędrował niespiesznie kilka miesięcy. I właśnie tutaj, tuż przed Nazaretem, gdy szedłem z parkingu na Wzgórze Stracenia niespodziewanie pokazał mi gwiazdozbiór, który prowadził go przez cała podróż bliskowschodnią, od Grecji. Nazwał go, po swojemu „lutnią niebieską” i zawsze, gdziekolwiek był, szukał na niebie; dwa razy go rysował i właśnie w takim położeniu, w jakim mi go na dojeździe w Nazaret pokazał. Pisał do wuja: „Gwiazda, co mi świeci, piękniejsza jest od wielu innych. Ty rano wstajesz, Filu – szukaj […] wschodzącej konstelacji Oriona na wschodzie, a obaczysz moją gwiazdę kochaną, która mię przez cały rok prowadziła.” Łatwo się pogubić w pogoni za cudami, znakami – ale też z drugiej strony chyba nie godzi się lekceważyć przesłania tak oczywistego i tak mocnego jak niespodziewany grom z nieba – gwiazda przewodnia…

W palestyńskich wspomnieniach Słowackiego nie ma utyskiwania na przykry realizm codzienności miasta żyjącego swoim rytmem i swoimi sprawami. To mało stosowne: jest ono i żyje w tym samym miejscu już kilka tysięcy lat i wszelkie pretensje wydają się śmieszne i nie na miejscu… Normalne, że przeżycia takiego kalibru trudno jest ująć w słowa, trudno jest o nich mówić i pisać. Najbardziej wymowne by było Wielkie Milczenie.

Można też – jak zdarzyło się to Słowackiemu – ponad ziemskim miastem żyjącym swoimi sprawami zobaczyć Jeruzalem słoneczną, niebieską, z widzeń świętojańskich. Miasto – cel ziemskiej pielgrzymki – symbol społeczności zbawionych…. I swoją podróż zobaczyć jak mały fragment tej całożyciowej pielgrzymki do bram Jeruzalem niebieskiej.

Marek

Rekolekcje karmelitańskie w Ziemi Świętej - A.D. 2019

List z Ziemi Jezusa

Drogi Przyjacielu!

Tak jak obiecałam, piszę do Ciebie. Minęło trochę czasu kiedy powróciłam z Ziemi Świętej (marzec 2019 r.).  Wiesz, nie wiem od czego zacząć, co opisać najpierw. Tak wiele się wydarzyło i tak wiele było przeżyć i emocji. Do tej pory nie mogę uwierzyć, że spędziłam osiem dni w Ojczyźnie Jezusa.

Wylot odbywał się z Krakowa, więc naszą pielgrzymkę zaczęliśmy dzień wcześniej by dotrzeć na czas do podwawelskiego grodu. W prawdzie Przemyśl nie jest, aż tak daleko od Krakowa, ale wolałyśmy się (ja i Ania) nie spóźnić na samolot i przyjechać dzień wcześniej. Zaplanowałyśmy podroż co do minuty. Pierwszym naszym bezpośrednim punktem "rekolekcji Karmelitańskich w Holi Land" była Eucharystia. Pewnie się dziwisz, że taką formę rekolekcyjną wybrałam. Jednak pomyśl, jak wędrować śladami Jezusa nie uczestnicząc w czymś więcej, niż tylko wycieczka lub urlop? Także więc nie wyobrażam sobie by nie zacząć od Eucharystii, której przewodniczył o. Mariusz Wójtowicz, karmelita bosy. On to też był naszym przewodnikiem duchowym po Ziemi Świętej. Towarzyszyła nam też pilotka pielgrzymki pani Bożenka Maderak, kobieta o wielkim sercu, wiedzy dotyczącej Jeruzalem i okolic oraz oczywiście wielkim doświadczeniu. Razem z ojcem Mariuszem tworzyli niezawodny teem.

Pierwsza moja podróż samolotem była całkiem fajna, zadziwiająca i nawet przyjemna. Wylądowaliśmy bezpiecznie w Tel Awiwie, który przywitał nas strugami deszczu. Przejechaliśmy do naszego hotelu, który znajdował się w Betlejem. Czekaliśmy z utęsknieniem na kolejny dzień. O świcie obudziły mnie dziwne odgłosy. Usłyszałem coś jakby modulowane jęki co jakiś czas zamierające na kilka sekund, po czym wybuchające ponownie, z tą samą siłą. Gdy wstałam myślałam, że to mi się śniło. Podzieliłam się jak myślałam dziwnym snem z koleżanką, która stwierdziła, że miała ten sam sen. Okazało się później, że to nie był sen tylko to Muezzin z minaretu wzywający na modlitwę. Te odgłosy towarzyszyły nam już codziennie...pięć razy dziennie. Ranek powitał nas znów opadami. Nie zraziło nas to jednak, by kroczyć śladami Jezusa.

Zaczęliśmy od Pola Pasterzy w Betlejem, gdzie uczestniczyliśmy w Mszy św. w przepięknej kaplicy, którą była grota. Mogliśmy ucałować tam małą Dziecię Jezus, a nawet niektórzy mogli potrzymać Je w ramionach. Wychodząc na niebie ukazała się tęcza. Następnie pojechaliśmy Ain Karim. Było to szczególne dla mnie, być tam. Dlaczego? Pamiętasz Światowe Dni Młodzieży w Polsce w 2016 roku? Na czas ŚDM każda diecezja w Polsce, była przyporządkowana innej krainie geograficznej lub miastu z Ziemi Świętej. Nasza Archidiecezja Przemyska dostała nazwę Ain Karim właśnie. Dużo w tym czasie rozważaliśmy ten fragment, gdy Maryja odwiedziła Elżbietę. Wtedy sobie myślałam, że chce tam kiedyś pojechać i to wszystko zobaczyć. Zaraz po odwiedzeniu Sanktuarium Nawiedzenia św. Elżbiety i narodzenia Jana Chrzciciela, zwiedzaliśmy Instytut Yad Vashem. Była to wspaniała lekcja historii Narodu Żydowskiego i też Polskiego. Przechodziliśmy po Ogrodzie Sprawiedliwych wśród Narodów Świata, gdzie największa liczbę stanowili Polacy. Cały obiekt zwiedziliśmy z zapartym tchem. Uświadamiając sobie ogrom tragedii, która wydarzyła się w czasie II Wojny Światowej i w Obozach Koncentracyjnych. Kontynuowaliśmy nasze karmelitańskie rekolekcje śladami Jezusa, które przywiodły nas ponownie do Betlejem. Tym razem nawiedziliśmy Bazylikę Narodzenia Pana Jezusa, Grotę św. Hieronima i Grotę Mleczną. Mieliśmy tę łaskę, że mogliśmy dłużej zatrzymać się w Grocie Narodzenia.

Kolejny dzień przyniósł równie wiele emocji, wspomnień i wrażeń. Już na początku wędrowania ukazał nam się wspaniały widok na Święte Miasto. Zaczęliśmy od Betfage. Już teraz każda niedziela Palmowa, będzie okraszona wspomnieniem tego miejsca. Później zatrzymaliśmy się w Bazylice Wniebowstąpienia, kryjącą w sobie fragment naturalnej skały, na której według tradycji można zobaczyć odcisk stóp Chrystusa. Ucałowaliśmy ją ze czcią i powędrowaliśmy dalej, do Kościoła „Ojcze Nasz”. Obiekt znajdują się na terenie klasztoru karmelitanek. Oczywiście przeczytaliśmy w tym miejscu fragment Ewangelii, opisujące to wydarzenie oraz odmówiliśmy wspólnie modlitwę „Ojcze nasz”. Na koniec znaleźliśmy tablice z modlitwą w języku polski.

Następnie udaliśmy się do kaplicy Dominus Flevit (łac. Pan zapłakał). Świątynia ta znajdujący się na zboczu Góry Oliwnej i zbudowana jest w miejscu, gdzie według Ewangelii św. Łukasza, Jezus Chrystus zapłakał i przepowiedział upadek Jerozolimy. Mogliśmy podziwiać tam też piękną panoramę Wiecznego Miasta. W czasie przerwy obiadowej postanowiliśmy w mniejszej grupce pospacerować Doliną Cedronu. Tam zobaczyliśmy groby królów i proroków. Sam żydowski cmentarz rozciąga się dzisiaj na niemal całej powierzchni zachodniego zbocza Góry Oliwnej - są to bodaj najdroższe miejsca pochówku - Żydzi wierzą bowiem, że w dolinie Cedronu będzie miał miejsce Sąd Ostateczny, a pochowani najbliżej doliny zostaną zbawieni jako pierwsi. Tak dotarliśmy do do sadzawki Siloe. Niestety nie udało nam się przejść kanałem, ale może będzie mi jeszcze dane tam powrócić.

Tak spędziliśmy przerwę obiadową i wróciliśmy by udać się do Ogrodów Getsemani i Bazyliki Agonii - Wszystkich Narodów. I tu przeżyłam szok. W moich wyobrażeniach Ogród Oliwny to potężne hektary ogrodu. Tymczasem jest on bardzo mały. Jednocześnie wchodząc do Bazyliki Agonii poczułam wzruszenie i serce jakby zamarło, gdy przed główną apsydą, zobaczyłam wcześniej opisane nam przez panią przewodnik, wyeksponowane miejsce z ocalałym fragmentem Skały Agonii. Było to miejsce, gdzie według tradycji Jezus modląc się w noc poprzedzającą mękę, doświadczył trwogi przed śmiercią. Dodatkowym wzruszeniem i niespodzianką, była Eucharystia w tym właśnie miejscu i odmówiona koronka do Bożego Miłosierdzia. To nie był koniec naszej dzisiejszej pielgrzymki, gdyż następnie przejechaliśmy na Górę Syjon. Tam mieliśmy okazje zobaczyć kościół In Gallicantu. Nazwa świątyni pochodzi od epizodu ewangelicznego, według którego św. Piotr trzykrotnie zaparł się pojmanego Jezusa, „zanim kur zapiał”, spełniając w ten sposób wcześniejsze proroctwo Mistrza. Zwiedziliśmy też grotę, w której, zgodnie z tradycją, Jezus spędził noc w oczekiwaniu na doprowadzenie przed sąd Piłata. Na koniec dnia z tarasu widokowego podziwialiśmy panoramę Góry Oliwnej, Doliny Cedronu oraz Ofel – najstarszą część miasta.

Kolejny dzień przyniósł równie wiele emocji jak i poprzednie. Przede wszystkim dlatego, że mogliśmy być w miejscach, które dla nas chrześcijan są najważniejsze. Pierwsze kroki skierowaliśmy do Bazyliki Grobu Bożego, w wielu językach zwaną „Kościołem Zmartwychwstania Pańskiego”. We wnętrzu bazyliki, na wprost wejścia, znajduje się Kamień Namaszczenia, mający stanowić nawiązanie do obrzędu, któremu zostało poddane ciało Jezusa przed złożeniem do grobu. Mięliśmy też okazję modlić się w kaplicy „Przybicia do krzyża” i "Ukrzyżowania”, w której pod marmurowym ołtarzem znajduje się otwór wskazujący miejsce zatknięcia krzyża. Sama skała Golgoty jest widoczna poprzez przeszklenia po obu stronach ołtarz. Było to doznanie wręcz mistyczne. Wielu ludzi płakało, ja zresztą też. Szczerze nie pamiętam co później obejrzeliśmy, ale z tego co się dopytałam to grób Jezusa, kaplicę Adama, kaplicę Koptów, ołtarz św. Marii Magdaleny, więzienie Jezusa, kaplicę św. Wardana i Ormiańskich Męczenników, kryptę św. Heleny.

Otrzeźwienie dopiero przyszło na Eucharystki, którą sprawowaliśmy w Kaplicy Krzyżowców. Dalsze wędrowanie odbywało się z wzmożoną koncentracją historyczna nad Bazyliką grobu Pańskiego i wydarzeniami z nim związanymi. Nawet nie zbytnio się nie przejęłam wizytą pod Ścianą Płaczu, czy też jakże pięknymi uliczkami Jerozolimy. Nawet ponowne odwiedziny Góry Syjon wraz z Wieczernikiem, kościołem Zaśnięcia Najświętszej Maryi Panny, czy też kościół św. Anny z sadzawką Betesda, kaplica biczowania i włożenia krzyża nie skupiło moich myśli... ciągle byłam na Golgocie. Spotęgowało to jeszcze nabożeństwo Drogi Krzyżowej. Jaka to była Droga Krzyżowa!? No może Cię zszokuje, ale nie ma ona nic wspólnego z naszą Drogą Krzyżową w naszych kościołach. Droga Krzyżowa prowadziła przez targ, gdzie każdy głośno reklamował swój towar. Ludzie wrzeszczeli, wszędzie tłok. Nikogo jakby nie interesowało, że teraz właśnie my odprawiamy nabożeństwo. W takich właśnie warunkach przeżywałam ostatnią drogę w życiu Jezus. Nie wiem co tu pisać, po prostu z pokorą przyjmuję i tę tajemnice. Tak zakończyliśmy dzień - w ciszy...

Na półmetku naszego pielgrzymowania udaliśmy się w kierunku Hajfy, po drodze zatrzymując się w Cezarei Nadmorskiej. Tam też mogliśmy podziwiać bezkres Morza Śródziemnego. Oczywiście nie zabrakło pięknych zdjęć i zbierania muszelek. Zobaczyliśmy też pozostałości ruin akweduktu. Czas gonił, więc po krótkim odpoczynku nad morzem ruszyliśmy w stronę Góry Karmel. Już od pierwszych chwil, w sanktuarium Matki Bożej na Górze Karmel, czułam się jak w domu, a to z wielu powodów. Przede wszystkim od dziecka jest mi znana ta duchowość. Po drugie, noszę Szkaplerz też od najmłodszych lat. Po trzecie sympatyzuje trochę z karmelitami u nas w Przemyślu. Śmiało mogę powiedzieć, że czułam się tam jak u siebie. Ucieszyłam się też, że tam odbędzie się również Eucharystia. Podczas Mszy Świętej kilkanaście osób przyjęło szkaplerz, a Ci którzy już go przyjęli wcześniej odnowili swoje zawierzenie. Po liturgii mieliśmy okazję pomodlić się przed figurą Matki Bożej z Góry Karmel, po czym przeszliśmy do groty Eliasza, gdzie znajduje się figura proroka upamiętniająca jego częsty pobyt w tym miejscu. Stamtąd udaliśmy się na Górę Tabor.

Na szczycie góry znajduje się bazylika Przemienienia Pańskiego oraz monaster Przemienienia Pańskiego. W tradycji chrześcijańskiej jest to miejsce Przemienienia Jezusa Chrystusa, dlatego tam też odczytaliśmy Ewangelię związaną z tym wydarzeniem. Ostatnim punktem tego dnia była Kana Galilejska, miejscowość, w której Jezus Chrystus dokonał swojego pierwszego cudu przemiany wody w wino. Tam też, małżonkowie, którzy pielgrzymowali razem z nami odnowili swoje przysięgi małżeńskie. Był to naprawdę wzruszający moment. Na nocleg udaliśmy się do Nazaretu, ale zanim to nastąpiło odwiedziliśmy Wzgórze Strącenia, a chętni powędrowali na nocną wizytę w Grocie Zwiastowania. Stąd też rozpoczęliśmy, właśnie kolejny dzień naszego wędrowania śladami Jezusa.

Kolejny dzień zaczęliśmy od Bazyliki Zwiastowania Pańskiego. Wedle tradycji chrześcijańskiej bazylika stoi na miejscu, w którym Archanioł Gabriel miał zwiastować Maryi, iż stanie się Matką Syna Bożego. Co mnie urzekło tam szczególnie? Wiesz, nigdy nie widziałam tylu wizerunków i rzeźb figur Matki Bożej w jednym miejscu co tam. Każdy kraj ofiarował swój wizerunek. Stamtąd w niedalekiej odległości przeszliśmy do domu św. Józefa. Według tradycji chrześcijańskiej sięgającej średniowiecza, w miejscu tym znajdował się warsztat ciesielski św. Józefa z Nazaretu, męża Marii. Prawdopodobnie do warsztatu przylegał dom, w którym wychowywał się i dojrzewał Jezus. Tak pożegnaliśmy Nazaret i ruszyliśmy nad Jezioro Galilejskie. Góra Ośmiu Błogosławieństw to był następny cel naszej pielgrzymki. Wzgórze na północnym brzegu jeziora Genezaret, w okolicach Kafarnaum, które tradycja chrześcijańska wiąże z nauczaniem Jezusa i wygłoszeniem przez Niego Kazania na górze. Tam też w w jednej z kapliczek pod gołym niebem uczestniczyliśmy w Eucharystii. Mogliśmy doświadczyć scenerii miejsca, jak ci uwcześnienie żyjący w czasach Jezusa ludzie.

Cóż mogę powiedzieć? Okolica prześliczna. Podobnie jak Tabgha. Nad brzegiem Jeziora Galilejskiego, wznoszą się dwa kościoły: pierwszy upamiętnia cud rozmnożenia chleba i ryb, drugi przywołuje cud połowu ryb, oraz prymat, jakiego Jezus udzielił św. Piotrowi. Postać Głowy Kościoła towarzyszyła nam już do końca dnia, ponieważ później powędrowaliśmy w jeszcze jedno, które związane były niejako z nim. Najpierw udaliśmy się do Kafarnaum, gdzie spacerowaliśmy po mieście Jezusa. Zastanawiałam się dlaczego to właśnie Kafarnaum, a nie Betlejem, czy Nazaret, nosi nazwę „Miasta Jezusa”? Przewodnicy szybko mi udzieliła odpowiedzi. Otóż, inspiracją jest tu Ewangelia św. Mateusza. Czytamy w niej: ”On [Jezus] wsiadł do łodzi, przeprawił się z powrotem i przyszedł do swego miasta (9, 1)”. Prawdopodobnie sam Pan Jezus tak je nazywał, bo trudno przypuszczać, żeby Ewangelista to sobie wymyślił. W Kafarnaum nawiedziliśmy oczywiście kościół pod wezwaniem św. Piotra, który położony jest na terenie stanowiska archeologicznego. Wykopaliska prowadzone w tym miejscu, odkryły kolejne warstwy struktur mieszkalnych, nad którymi w pierwszej połowie I wieku wzniesiono kościół. Jest on uznawany za „pierwszy kościół na świecie” i możliwe miejsce, w którym stał dom apostoła Piotra. Na koniec dnia czekała na nas niespodzianka - rejs statkiem po jeziorze Galilejski, a dla chętnych degustacja ryby z tego jeziora. Czuliśmy się jak prawdziwi uczniowie Chrystusa na łodzi. Powrotem z Galilei do Judei, a dokładnie do Betlejem, zakończył się szósty dzień naszych karmelitańskich rekolekcji w drodze.

Dzień siódmy rozpoczęliśmy w Betanii od nawiedzenia sanktuarium św. Łazarza, Marii i Marty. Pobyt w tym miejscu obudził we mnie wiele obrazów z Ewangelii. Karty Pisma Świętego, tak wyraźnie przecież rysują dom Łazarza i jego sióstr. To tu Jezus przebywał wielokrotnie odpoczywając pośród przyjaciół, po trudnych spotkaniach ze zwierzchnikami judaizmu w świątyni. I tu dokonał cudu, którym przypieczętował wyrok na własne życie. Mieliśmy okazję wejść do grobu Łazarza. Stamtąd udaliśmy się na pustynię Judzką.

Zaleźliśmy dogodne miejsca na Eucharystię i zbudowaliśmy ołtarz z kamieni. Wzruszający widok, bo każdy przyniósł swój kamień. Piękna sceneria i ciężko było nam stamtąd odjechać, lecz po Mszy Świętej musieliśmy wyruszyć dalej nad rzekę Jordan. Miejsce, w którym Jan Chrzciciel ochrzcił Jezusa Chrystusa położone jest nad dolnym Jordanem, w pobliżu jego ujścia do Morza Martwego, na wschód od Jerycha i na granicy z Jordanią. Uznaje się, że jest to także miejsce, gdzie Izraelici pod wodzą Jozuego przekroczyli „suchą nogą” rzekę Jordan, w drodze do Ziemi Obiecanej, a prorok Eliasz wstąpił do nieba. Tam też czekało nas dużo emocji i wzruszeń, bo każdy z nas odnowił w tym miejscu przyrzeczenia Chrztu Świętego.

To nie był jeszcze koniec naszego pielgrzymowania, bo zaraz potem udaliśmy się do Jerycha. Tak by wzbudzić twoją ciekawość, to Jerycho jest jednym z najstarszych miast świata i prawdopodobnie najstarszym nieprzerwanie istniejącym siedliskiem ludzkim. No i będąc w tym miejscu nie sposób było nie udać się na Górę Kuszenia. Ewangeliści umieszczają scenę kuszenia bezpośrednio po chrzcie Jezusa w Jordanie - dosłownie chodziliśmy śladami Chrystusa. Ze szczytu tej góry roztaczał się wspaniały widok na Dolinę Jordanu i Góry Moab. Podobno z tego miejsca szatan miał ukazać Jezusowi piękno i bogactwo królestwa tej ziemi. Na wschodnim zboczu góry znajduje się grota, w której Chrystus miał przebywać w czasie 40-dniowego postu. Nie mieliśmy jednak tam dużo czasu, bo trzeba było ruszać dalej. Po drodze jeszcze zobaczyliśmy sykomorę Zacheusza, który z powodu niskiego wzrostu, gdy przez Jerycho przechodził Jezus Chrystus, wspiął się na nią, aby go zobaczyć.

Na koniec czekała nas chwila odpoczynku i relaksu nad Morzem Martwym. To był ostatni pełny dzień w Ziemi Świętej. Następny miał być pożegnaniem z Ojczyzną Jezusa. Ale zanim udaliśmy się na lotnisko jeszcze zaczerpnęliśmy duchowości karmelitańskiej w klasztorze Karmelitanek Bosych w Betlejem. Mogliśmy tam ucałować relikwie św. Miriam od Jezus Ukrzyżowanego (Małej Arabki). Ostatnim punktem wędrówki śladami Jezusa, była Eucharystia w Kaplicy zakonnej sióstr Elżbietanek w Betlejem. Piękną kartą działalności tych sióstr w Ziemi Świętej stanowi praca z dziećmi ubogimi i sierotami: ofiarami wojny, przemocy, nędzy materialnej i konfliktów rodzinnych. Z inicjatywy Elżbietanek, wrażliwych na trudny los dzieci palestyńskich, powstały dwa sierocińce: w Jerozolimie i Betlejem. Stamtąd, z małym przystankiem w Emaus, ruszyliśmy na lotnisko, by powrócić do Polski.

Jeszcze wiele rzeczy mogłabym pisać, ale nie sposób wszystkich wspomnień, wszystkich wydarzeń, wszystkich emocji, wszystkich uczuć opisać. Jedno jest pewne, będę po tych rekolekcjach inaczej patrzeć na karty Pisma Świętego. Ten czas od 30 marca do 6 kwietnia 2019 roku nie zapomnę do końca życia. A wszelkie święta będę przeżywać inaczej - pełniej. Nigdy też nie zapomnę atmosfer panującej w czasie wędrowania i wspaniałych ludzi dzielących ze mną tę wspólną podróż śladami Jezusa.

Dziękuje za modlitwę w tym czasie, wiedz, że ja również polecałam Ciebie w tych wszystkich świętych miejscach. Pozdrawiam!

Iwona

Góralska pielgrzymka do Ziemi Świętej - A.D. 2017