Poeta czyta Biblię - Dumanie.pl - blog osobisty | o. Mariusz Wójtowicz OCD

Poeta czyta Biblię

W krakowskim Muzeum Narodowym w Galerii Rzemiosła Artystycznego wśród pamiątek związanych z wielkimi postaciami historii Polski w jednej z gablot można obejrzeć egzemplarz Nowego Testamentu. Czarna oprawa, tzw. półskórek, nosi wyraźne ślady zużycia, mały format jest wygodny i poręczny. Księga ta należała do Juliusza Słowackiego. Stanowi świadectwo jego religijnego doświadczenia, intymnego dialogu z Pismem Świętym, tym bardziej interesujące, że poeta tekst podkreślał, zaznaczał na marginesie, a czasem dopisywał lakoniczne uwagi.

Jak każda książka, ta również ma własną prehistorię – wydrukowana została w lipskim wydawnictwie Karla Tauchnitza, słynnego na całą Europę dzięki edycjom klasyki, bezbłędnym i w niewielkim, praktycznym rozmiarze. Po klęsce powstania listopadowego, kiedy jesienią 1831 r. polscy wychodźcy przemieszczali się przez niemieckie terytorium, to datowane na ten sam rok wydanie Nowego Testamentu (niewykluczone, że przygotowane specjalnie dla tej grupy czytelników) trafiło do rąk zmierzającego do Francji podporucznika Emeryka Staniewicza. Ongiś student wileńskiego uniwersytetu, Staniewicz należał do kręgu Mickiewicza i był więziony w śledztwie filaretów i filomatów, ale zesłania uniknął. Słowacki znał go z Wilna, nie tylko z powodu jego filareckiej przeszłości, także dlatego, że w gimnazjum uczył się z jednym z jego młodszych braci. Emigracyjne ścieżki dawnych znajomych skrzyżowały się w Szwajcarii, co upamiętnia dedykacja wpisana do książki: „Juliuszowi Słowackiemu Emeryk Staniewicz na pamiątkę spotkania się w Genewie w lutym 1834 r. po rozstaniu się w Wilnie” – które nastąpiło najpewniej wtedy, kiedy Słowacki kończył studia uniwersyteckie, czyli prawie przed sześcioma laty. Możliwe, że był to jedyny przedmiot, który Staniewicz miał do ofiarowania ze swych skromnych emigranckich ruchomości: właśnie został zwolniony ze szwajcarskiego więzienia, gdzie przetrzymywano go jako podejrzany element rewolucyjny, a kilka tygodni później deportowano; osiadł w Londynie i w życiorysie wieszcza zaistniał wyłącznie z powodu tego prezentu.

Zbieg okoliczności sprawił, że była to już druga Biblia podarowana poecie w Szwajcarii. Kilka miesięcy wcześniej, jesienią, w tym samym genewskim pensjonacie, gdzie mieszkał Słowacki, zatrzymał się angielski duchowny, metodysta podróżujący do Italii w celach misyjnych – i takie mu zapewne przyświecały, kiedy zostawił spotkanemu Polakowi na pamiątkę Stary i Nowy Testament: „za co jemu bardzo wdzięczny jestem, bo ta księga każdemu człowiekowi w życiu towarzyszyć powinna”, jak relacjonował matce poeta. Wtedy otrzymał zapewne angielskie wydanie protestanckie i chociaż potrafił rozkoszować się Szekspirem w oryginale, dar wileńskiego ziomka sprawił mu nieporównanie większą przyjemność. Zachwycał się przede wszystkim jędrną staropolszczyzną przekładu Jakuba Wujka, do tego stopnia, że nabrał zwyczaju odczytywania sobie przed snem jednego rozdziału na głos, pewnie zaspokajając w ten sposób tęsknotę za brzmieniem ojczystej mowy. Po pół roku takiego obcowania z Pismem Świętym doradzał matce, by jego trzyletniego kuzyna, Stasia Januszewskiego. uczono czytać właśnie na tej Biblii, która może służyć za lepszy elementarz niż bajki Krasickiego. Poeta wówczas traktował więc tekst ewangeliczny jako doskonały wzór posługiwania się językiem, swoisty pomost łączący go z ojczyzną i z polszczyzną, właściwie jak literaturę. Nasuwały mu się analogie z Boską komedią, jak świadczyć może uwaga „Dant.” na marginesie dwóch fragmentów z Ewangelii św. Łukasza: o krukach, które „nie sieją, ani żną” (Łk 12:24) oraz przy apostrofie Jezusa do Jeruzalem, zabijającej proroków: „ilekrociem chciał zebrać dziatki twe jak kokosz gniazdo swe pod skrzydła, a nie chciałoś!”(Łk 13:34). Pamiętał dobrze, że u Dantego analogicznie ptaki ilustrują ludzkie doświadczenia.

Widział więc w Biblii raczej zasadniczy tekst europejskiej kultury, niż źródło religijnej refleksji, wskazujące stały grunt w egzystencjalnym kryzysie, „odrętwieniu religijnym”, jak sam nazwie ten stan po latach. W tym okresie nawet w modlitwie szukał inspiracji estetycznych: „czasem się modliłem, kiedy w bliskim kościółku grający organ dochodził do mojej celi” – opisywał matce swój samotny pobyt w Sorrento.

Jednak Biblia będzie mu odtąd towarzyszyła wszędzie, oczywiście również podczas wielkiej, trwającej niemal dziesięć miesięcy wyprawy na Wschód, kiedy wyruszył z Włoch przez Grecję i Egipt do Ziemi Świętej. Będzie mu coraz bliższa, o czym świadczy to, że jej autorytet miał decydujący głos w kwestii wyjazdu: otworzył ją losowo, trafiając na list św. Pawła z wersetem „Pozdrawiają was kościoły Azyjskie”(1 Kor 16:20), co rozwiało jego wahania. Mimo wspaniałych widoków i natłoku wrażeń, w tej egzotycznej podróży nie uwolnił się całkowicie od przytłaczającego brzemienia dręczącej go melancholii, stałego poczucia wykorzenienia i straty, i utwory wówczas napisane noszą nadal piętno tego niepocieszonego smutku. Nie brak jednak również śladów lektury Biblii. Egipt był dla poety nie tylko krainą faraonów, z monumentalnymi ruinami dawnej cywilizacji, ale też ziemią Mojżesza i exodusu. Zapisał także w podróżnym raptularzu tłumaczenie krótkiego fragmentu Księgi Hioba, początkowych wersetów z rozdziału siódmego „Czyż dla ziemskiego tutaj wojownika walka jest wieczną”, gdzie nacisk na heroizm czynu, ustawicznych zmagań stanowiących centrum ludzkiego żywota, tak dalece odbiega od szablonowego repertuaru kojarzonych z Hiobem motywów, że ten liryczny ułamek bywał rzadko kojarzony z Biblią. Poeta przy tym przekładzie musiał posługiwać się też jej drugim egzemplarzem, zawierającym wszystkie księgi; być może zabrał ze sobą prezent angielskiego misjonarza, pewnie też nie zabrakło Pisma Świętego w kufrach Zenona Brzozowskiego, inicjatora i współtowarzysza podróży. Oczywiście, podróż po Ziemi Świętej Słowacki odbywał już z Ewangelią, której lektura stanowi swoisty rytuał pielgrzymów. Czytał ją kilka godzin, które spędził zamknięty w Bazylice Świętego Grobu w Jerozolimie, czekając samotnie na nadranną mszę.

Z Ziemi Świętej wracał do Europy przez Syrię i Liban, i po wyczerpującej konnej podróży przez góry odpoczywał kilka tygodni w klasztorze ormiańskim pod Bejrutem, w oczekiwaniu na statek do Europy. Tam właśnie napisał Anhellego, poemat, w którym rozpoznawalny jest rytm frazy Jakuba Wujka, ale ton prorocki alegorycznej opowieści o zesłańcach na Syberii odsyła również do Starego Testamentu. Biblia pozostaje tu wciąż wzorcem przede wszystkim estetycznym, języka i poetyckich obrazów.

Jednak stała jej obecność w lekturach poety zapowiada już przemianę w jego życiu i twórczości, przełom, jaki stanowiło spotkanie w połowie 1842 r. z Andrzejem Towiańskim, którego wizja świata przeciwstawiała się materializmowi i poddawała całe stworzenie zasadom rozwoju wszechobecnego ducha, przeznaczonego do nieustannego trudu, walki, ofiarnych samoprzezwyciężeń. Zmienił się odtąd również sposób, w jaki Słowacki będzie czytał Biblię – teraz traktował jej tekst dosłownie, jako zawsze aktualną diagnozę rzeczywistości i wskazówki życiowej drogi, nie bacząc na aspekt estetyczny. W grudniu 1845 r. w swoistym listownym kazaniu do matki zwracał uwagę już wyłącznie na etyczny – i sprawczy, mający siłę działania – wymiar ewangelicznego słowa: „weź Ewangeliją Wujka, a ujrzysz w niej nowe rzeczy, te, które dotąd poganie nowi za figury brali, jak gdyby Chrystus cokolwiek niepotrzebnego mówił albo niepotrzebnymi słowami starał się prawdę ukrasić… Nigdzie w Ewangelii nie ma przenośni”. Zarazem Biblia staje się dla niego matrycą twórczości – pracował nad własnymi wariantami biblijnej historii, by wymienić tylko Genezis z ducha oraz wiersz Na drzewie zawisł wąż, nawiązujące do Księgi Rodzaju, a także kilka przypowieści wprost modelowanych na perykopach Jezusa. Dopiski na marginesach Nowego Testamentu z dużym prawdopodobieństwem pochodzą przede wszystkim z tego okresu, kiedy poeta szukał tam uprawomocnienia, potwierdzenia własnej religijnej drogi, często rozchodzącej się z oficjalnym kościołem. Wszakże sytuacja Rzymu daje podstawy nadziei: wprawdzie poeta dopisuje krytyczne „Teraz tak”(XV 501) przy wersie św. Mateusza, z cytatem z Izajasza, przekazującego słowo Pana: „Ten lud czci mnie wargami; ale serce ich daleko jest ode mnie. Lecz darmo mnie chwalą, ucząc nauk i ustaw ludzkich”(Mt 15:8-9), lecz akcent na „teraz” otwiera perspektywę przyszłości, która zmieni stan rzeczy.

Wpisy Słowackiego na marginesie Nowego Testamentu są lakoniczne, poeta czynił je pro domo sua, mają więc unikalny, osobisty charakter, bliski intymnemu wyznaniu. W Ewangelii św. Mateusza podkreślił linią poziomą – wyjątkowo, zawsze zaznaczał pionową – część wersetu będącą cytatem ze słynnego opisu „męża boleści” u Izajasza: „On niemocy nasze przyjął i choroby nasze nosił”(Mt 8:17, Iz 53,:4), który odczytywać można jak aluzję już nie do dramatu ducha, ale „duchem napełnionego ciała”, do śmiertelnej choroby, która staje się również ofiarą.

Elżbieta Kiślak