Twoje wnętrze to TWIERDZA, w której obecny jest sam Bóg.
W pierwszych początkach taka była moja niewiedza, że nie wiedziałam o tym, iż Bóg jest obecny we wszystkich stworzeniach. Gdy więc na tej modlitwie czułam Go tak obecnym w swojej duszy, zdawało mi się to rzeczą niemożliwą. A jednak nie sposób mi było nie wierzyć, że jest we mnie, tak żywo czułam i tak jasno zdawało mi się, widziałam Jego obecność. (Ż 18,15)
Jeśli przebywasz poza TWIERDZĄ nie poznasz ani siebie ani Boga.
Są w rzeczy samej dusze tak zniedołężniałe i tak nawykłe do obracania się wyłącznie w rzeczach zewnętrznych, iż straciły niejako wszelką możność oderwania się od nich choćby na chwilę i wejście w siebie stało się dla nich prawie niepodobieństwem. Ciągłe przestawanie z gadzinami i bydlętami krążącymi wokoło twierdzy przeszło u nich w nałóg i same stały się niemal nimi. (1 M 1,6)
Życiowe wyzwanie jakie stoi przed Tobą to odważne wejście do TWIERDZY.
przypatrzmy się, jak i którędy do niej wejść możemy. (1 M 1,5)
Bramą do TWIERDZY jest modlitwa.
Bramą więc, którą się wchodzi do tej twierdzy jest, o ile ja rzecz rozumiem, modlitwa i rozważanie. Nie obstaję tu koniecznie za modlitwą myślną, może być i ustna, gdyż jednej i drugiej, jeśli ma być modlitwą, musi towarzyszyć uwaga. (1 M 1,7)
Modlitwa bowiem wewnętrzna jest to, zdaniem moim, poufne i przyjacielskie z Bogiem obcowanie i wylana, po wiele razy powtarzana rozmowa z Tym, o którym wiemy, że nas miłuje (Ż 8,5)
Rozumiana jako nieustanna przyjaźń z Bogiem.
Ostatecznie, więc skoro wiemy, że oddając się kontemplacji albo rozmyślaniu, albo modlitwie ustnej, czy tez pielęgnując chorych, chodząc około potrzeb domowych – pracując w posługach najniższych – zawsze służymy Boskiemu Gościowi, który raczy mieszkać z nami, dzielić z nami pokarm i z nami się weselić – cóż nas to ma obchodzić, czy w ten sposób, czy w inny Jemu służymy. (D 17,6)
By wytrwać w tej przyjaźni potrzebujesz konkretnych postaw takich jak:
(…) jeśli chcemy znaczny uczynić postęp na tej drodze i dojść do tych mieszkań, do których tęsknimy, nie o to nam chodzić powinno, byśmy dużo rozmyślały, jeno o to, byśmy dużo miłowały, a zatem i to głównie czynić, i do tego przykładać się powinnyśmy, co skuteczniej pobudza nas do miłości. (4 M 1,7)
(…) nie o to chodzi, by oddalić się ciałem, ale o to by dusza stanowczo i całkowicie zespoliła się z Jezusem, najsłodszym Panem naszym, w którym znalazłszy wszystko, zapomni o wszystkim. Wszystko, co nas krępuje, aby w pełni trwać z Bogiem i lepiej służyć innym. (D 8,1)
Prawdziwa pokora na tym głównie się zasadza, byśmy zawsze ochotnie gotowi byli na wszystko, cokolwiek Pan z nami zrobić zechce, i zawsze znali siebie niegodnymi zwać się sługami Jego. Świadomość służby i czynienia wszystkiego na chwałę Bożą. (D 17,6)
Do dzieła trzeba ci przystąpić z determinacją.
Sądzę, że wszystko na tym polega, by przystąpili do rzeczy z niezachwianym postanowieniem, iż nie spoczną, póki nie staną u celu. Niech przyjdzie co chce, niech boli jak chce, niech szemrze kto chce, niech własna nieudolność stęka i mówi: nie dojdziesz, umrzesz w drodze, nie wytrzymasz tego wszystkiego, niech i cały świat się zwali z groźbami. Niech woła i krzyczy, jak to bywa: “niebezpieczna to droga”, “tylu na niej zginęło”, “tylu się zawiodło”, “inni, choć ciągle się modlili, upadli” (…) (D 21,2)
Pamiętaj, że to życiowy cel – nie będzie więc łatwo.
Jest to królewska droga do nieba, wielki skarb leży na niej ukryty; nie dziw się, zatem, ze wszystko to tak dużo kosztuje. Przyjdzie czas, że się przekonamy, jak dalece wszystko, cokolwiek byśmy dla zdobycia tego skarbu uczynili, prawie jest niczym. (D 21,1)
opracował o. Mariusz Wójtowicz OCD