Życie pojedynczego człowieka jest historią Boga wpisaną w dzieje ludzkości. Historia życia każdego ze świętych ma coś wyjątkowego do powiedzenia o Bogu.
Wielokrotnie spotykam się z opinią, iż wiele spraw w życiu jest nie do pogodzenia: wiara i codzienne życie, modlitwa i rodzina, religia i współczesna moralność, Kościół i polityka, praca i odpoczynek.
Właśnie z takim spojrzeniem „ale tego nie da się pogodzić” przeanalizuję życie św. Jana od Krzyża.
Święty jako dziecko szybko traci ojca. Rodzina żyje bardzo ubogo. Jan jest wychowywany wraz z bratem tylko przez matkę. W latach młodzieńczych jest jednocześnie studentem, pielęgniarzem, kwestarzem; młodym chłopcem, który pracuje pośród chorych i pochyla się nad cuchnącymi ranami, ale nigdy przy tym nie traci entuzjazmu.
Jak jest postrzegany w zakonie karmelitów przed powstaniem pierwszej wspólnoty bosych w Duruelo (1568)? Zewnętrznie bardzo niski, niespełna metr pięćdziesiąt pięć centymetrów, o bladej cerze, której zawdzięcza przezwisko niedojrzała dynia. Jako zakonnik nie jest powiązany układami, lecz charakteryzuje go niezwykła przejrzystość serca. Jest spowiednikiem, który wzbudza zaufanie tak u osób świeckich jak i duchownych.
Jak go widzą w zakonie karmelitów bosy? Jan jest zawsze gotów przyjąć, wysłuchać i pocieszyć braci, nigdy nie sprawia wrażenia, że się mu przeszkadza. Troszczy się szczególnie o właściwe pożywienie dla chorych, dobrą opiekę lekarską, najdroższe leki niezbędne w leczeniu, a nawet o szczyptę humoru. Bardzo krytykuje i wręcz nie toleruje przeniesienia chorych braci do szpitala, pod pretekstem otrzymania tam lepszej opieki.
Mówi się o Janie, że jest człowiekiem kontemplacji, rozmodlenia, ciszy, ascezy i regularnego życia. Niewątpliwie jego dzieła potwierdzają taki styl, który może się zdawać formą ucieczki od problemów dnia codziennego. Rzeczywistość jednak jest inna. Ten człowiek o niezbyt dobrym zdrowiu staje na czele nowego zakonu, zamieniając się w robotnika uczestniczy bezpośrednio przy budowie poszczególnych klasztorów, przy tym dużo podróżuje. Podobno w swoim życiu przemierza około 25 tys. km i to w większości pieszo lub na mule.
Święty Jan to człowiek czynu, który nieustannie troszczy się o fromację zakonników, a przede wszystkim nowicjuszy – fundamentu rodzącego się zakonu. Spowiada i spełnia rolę kierownika duchowego wielu osób. A zatem: modlitwa i czyn, działanie i kontemplacja, Bóg i człowiek – żadnych przeciwnieństw, wręcz naturalna beznapięciowa spójność.
Tę niezwykłą umiejętność łączenia przeciwieństw, a przy tym mimo trudności niezwykły pokój serca Świętego, można zobaczyć podczas dziewięciomiesięcznego pobytu w karcerze klasztornym (więzieniu). Jan pragnie dobra, reformuje zakon, chce odnowy. I co się dzieje w zamian? Jest ukarany i prześladowany przez własnych współbraci. Zamknięty na dziewięć miesięcy spędza ten czas w małym pomieszczeniu bez światła, świeżego powietrza, zimą w chłodzie a latem w upale, pośród postów i psychicznej presji ze strony wspólnoty. Święty mógł się załamać, mieć pretensje do Boga, do ludzi, do wspólnoty. Wszyscy o nim zapomnieli… Co się jednak dzieje w tym czasie? Otóż Jan odkrywa umiejętności poetyckie i swoje jakże trudne doświadczenie działania Boga, spisuje w postaci najpiękniejszych wierszy, okrzykniętych później perłami poezji hiszpańskiej. To między innymi Pieśń duchowa, Noc ciemne i Źródło.
W noc jedną pełną ciemności,
Udręczeniem miłości rozpalona,
O wzniosła szczęśliwości!
Wyszłam nie spostrzeżona.
Gdy chata moja była uciszona.O nocy, coś wiodła,
Nocy ty milsza nad jutrznię różaną!
Nocy, coś zjednoczyła Miłego z ukochaną,
Ukochaną w Miłego przemienioną!
Poprzez poezję Jan próbuje zrozumieć tak dziwne działanie Boga i tak niesłuszne traktowanie przez ludzi. Te dziewięć miesięcy to tyle czasu, ile potrzebuje nowe życie, aby przyjść na świat. I rzeczywiście po tym wydarzeniu rodzi się nowy Jan… Jego kolejne przeciwieństwa: świata Boga i świata człowieka, gorycz odrzucenia i piękno wewnętrznych przeżyć zostają połączone.
Największe jednak niesprzeczne przeciwieństwa widać kiedy Święty sam kreśli Twoją duchową drogę życia człowieka – drogę przyjaźni z Bogiem. Hiszpański mistyk najpierw pokazuje piękny, fascynujący i będący w zasięgu ręki cel – podstawę Twojego życia duchowego, a potem prezentuj wymagający trud codziennego wybierania tegoż Celu.
Jaki jest cel, co jest podstawą Twojego życia w duchu? Pisze w Pieśni duchowej:
O duszo, najpiękniejsza pomiędzy wszystkimi stworzeniami, która tak pragniesz poznać miejsce, gdzie przebywa twój Umiłowany, abyś Go mogła znaleźć i złączyć się z Nim, wiedz o tym, że ty sama jesteś schronieniem, gdzie On przebywa, ty sama jesteś Jego ustroniem i miejscem tajemnym, gdzie On się ukrywa! Jakież to zadowolenie i wesele dla ciebie wiedzieć, że wszystko twe dobro i cała twa nadzieja jest tak blisko ciebie, że jest w tobie, a raczej, by się lepiej wyrazić, ty nie możesz istnieć bez Niego. Wiedzcie, mówi Oblubieniec, że “królestwo Boże w was jest” (Łk 17, 21), a Jego sługa św. Paweł apostoł mówi: “Wy jesteście świątynią Boga” (2 Kor 6, 16). Jest to wielka pociecha duszy wiedzieć, że ona nigdy nie Jest bez Boga, choćby była w grzechu śmiertelnym, a tym bardziej, kiedy jest w łasce. I czegóż więcej chcesz jeszcze, o duszo? i czemu szukasz Go poza sobą, gdy w samej sobie masz wszystkie swe skarby, swe rozkosze, swoje zadowolenie, swoje nasycenie i swe królestwo, czyli twego Umiłowanego, którego pragniesz i szukasz? Wesel się i raduj w wewnętrznym skupieniu z Nim razem, gdy posiadasz Go tak blisko. Tu Go więc pragnij, tu Go uwielbiaj, (…)
A jak powienien wyglądać Twój codzienny wybór tegoż celu? Stwierdza w Drodze na Górę Karmel:
Usiłuj zawsze skłaniać się:
nie ku temu co łatwiejsze, lecz ku temu co trudniejsze;
nie do tego co przyjemniejsze, lecz do tego co nieprzyjemne;
nie do tego co smakowitsze, lecz do tego co niesmaczne;
nie do tego co daje spoczynek, lecz do tego co wymaga trudu;
nie do tego co daje pociechę, lecz do tego co nie jest pociechą;
nie do tego co większe, lecz do tego co mniejsze;
nie do tego co wzniosłe i cenne, lecz do tego co niskie i wzgardzone;
nie do tego aby pragnąć czegoś, lecz do tego by nie pragnąć niczego, nie szukając tego co lepsze wśród rzeczy stworzonych, ale tego co gorsze.
W takim ogołoceniu duch znajdzie swój pokój i odpocznienie. Ponieważ nie ubiega się za niczym, nic go nie będzie męczyło w drodze wzwyż i nic nie będzie go pociągało
w dół, będzie bowiem w samym środku swej pokory.
By współcześnie lepiej zrozumieć te wymagania, zobacz modlitwę matki Teresy z Kalkuty:
Panie, gdy jestem głodna, przyślij mi kogoś, kto potrzebuje pożywienia;
gdy chce mi się pić, przyślij mi kogoś spragnionego;
gdy jest mi zimno, przyślij mi kogoś do ogrzania;
gdy odczuwam przykrości, ofiaruj mi kogoś do pocieszania;
gdy mój krzyż staje się ciężki, pozwól mi dzielić krzyż innej osoby;
gdy jestem biedna, skieruj mnie do kogoś, kto jest w potrzebie;
gdy nie mam czasu, daj mi kogoś, kogo mogłabym wesprzeć przez chwilę;
gdy jestem upokorzona, spraw, bym miała kogoś, kogo mogłabym pochwalić;
gdy jestem zniechęcona, przyślij mi kogoś, komu mogłabym dodać otuchy;
gdy potrzebuję zrozumienia u innych, daj mi kogoś, kto czeka na moją wyrozumiałość;
gdy potrzebuję, by ktoś zajął się mną, przyślij mi kogoś, kim ja mogłabym się zająć;
gdy myślę tylko o sobie samej, zwróć moją uwagę na kogoś innego.
Uczyń nas, Panie, godnymi służenia naszym braciom, którzy na całym świecie żyją i umierają biedni i wygłodniali.
Daj im dzisiaj, posługując się naszymi rękoma, ich chleb powszedni.
Daj im za pośrednictwem naszej wyrozumiałej miłości pokój i radość.
Święty Jan odważnie idzie drogą swoich wyborów ponieważ widzi cel, pragnie Boga, który stoi u końca drogi. A skoro cel jest cenny, to nawet ludzka logika podpowie Ci, że środki muszą być proporcjonalnie cenne tzn. wymagające. Twoim celem jest Bóg, a środkami przyjęcie sposobu myślenia i postępowania Boga ukazane w Jezusie. I znowu w tym spojrzeniu Jana nie ma żadnych przeciwieństw – jedność celu i drogi do niego prowadzącej: kontemplacja i działanie, opuszczenie i bliskość, piękny cel i trudne środki.
Powodzenia!
o. Mariusz Wójtowicz OCD
Fot. TVE