— Czy pozwolisz, że najuprzejmiej zapytam – rzekł sędziwy mnich – o czym mówisz?
— O tym oczywiście – wykrzyknął Lucyfer, ponownie plasnąwszy dłonią o kulę. – To najdoskonalszy symbol, mój drogi! Jakaż ona tłusta! Jaka zadowolona! Jakże inna niż ten twój chudzielec rozpościerający ramiona zesztywniałe ze zmęczenia! – I profesor, z twarzą sposępniałą od złośliwego grymasu, wskazał w górę na krzyż. – Mówiłem ci przed chwilą, Michale, że mogę dowieść słuszności racjonalizmu i fałszu chrystianizmu analizując pierwszy z brzegu symbol, jakikolwiek przykład. Oto przykład nieodparty. Cóż mogłoby lepiej wyrazić moją i twoją filozofię niż kształt kuli i krzyża? Kula ma kształt rozumny, krzyż – nierozumny. To czworonóg z jedną nogą dłuższą od trzech pozostałych. Kula to forma nieunikniona. Krzyż to forma dowolna. Przede wszystkim zaś kula jest sama z sobą w zgodzie. Krzyż to konflikt dwóch wrogich linii, dwóch nie dających się pogodzić kierunków. Ten milczący w górze przedmiot jest w istocie swojej kolizją, zderzeniem, walką wyrażoną w kamieniu. Ba! Ten twój święty symbol dał przecież miano pojęciu rozpaczy i zamętu. Kiedy wynika nieporozumienie, kiedy doznajemy zawodu, mówimy o pokrzyżowaniu naszych planów. Precz z tym symbolem! Sam jego kształt to sprzeczność wewnętrzna.
— Wszystko to prawda – odparł z niezmąconą pogodą Michał. – Ale my lubimy sprzeczności wewnętrzne. Człowiek jest taką sprzecznością: zwierzę, którego wyższość nad innymi wywodzi się z jego upadku. Krzyż, jak mówisz, jest wiekuistym konfliktem. Ja też jestem wiekuistym konfliktem. Krzyż to walka zamknięta w kamieniu. Każda forma życia jest walką w ciele. Kształt krzyża jest irracjonalny, podobnie jak kształt ludzkiego zwierzęcia. Powiadasz, że krzyż to czworonóg z jedną nogą dłuższą od innych. Człowiek zaś to czworonóg, który używa do chodzenia tylko dwóch nóg.
Profesor na chwilę ściągnął w zamyśleniu brwi, po czym rzekł:
— Oczywiście, wszystko jest względne. Nie przeczę, że element walki i konfliktu, reprezentowany przez krzyż, mógł być potrzebny na pewnym etapie rozwoju. Z pewnością jednak krzyż uosabia niższy etap ewolucji niż kula. Bądź co bądź łatwo spostrzec, na czym polega zasadniczy błąd w pomyśle architektonicznym Wrena.
— Na czym mianowicie? – spytał grzecznie Michał.
— Umieścił krzyż na kuli – zwięźle odparł profesor Lucyfer. – To niewątpliwie błąd. Kula powinna znajdować się na szczycie krzyża. Krzyż to jedynie barbarzyńska podpora, kula to doskonałość. Krzyż w najlepszym razie jest tylko gorzkim drzewem w dziejach ludzkości, kula – krągłym, dojrzałym, pełnym owocem. Miejsce owocu jest na szczycie, nie u stóp drzewa.
— Och! – westchnął mnich marszcząc czoło. – Sądzisz zatem, że w zracjonalizowanej symbolice kula powinna znaleźć się na szczycie krzyża?
— W tym streszcza się sens mojej alegorii – rzekł profesor.
— Ano, to rzeczywiście bardzo interesujące – podjął Michał bez pośpiechu – bo w takim razie zobaczyłbyś osobliwy wynik, do jakiego zazwyczaj doprowadzają sprawne i potężne systemy stworzone przez racjonalizm lub religię kuli, gdy te usiłują pokierować ludzkością i pouczyć ją. Ujrzałbyś coś, co zawsze bywa ostatecznym skutkiem i logicznym zakończeniem waszych logicznych przedsięwzięć.
— Cóż takiego? – spytał profesor Lucyfer. – Cóżby się stało?
— Kula spadłaby oczywiście – odrzekł mnich wpatrując się tęsknie w przestrzeń.
Lucyfer drgnął niespokojnie i otworzył usta, chcąc coś odpowiedzieć, lecz zanim zdążył wymówić słowo, Michał podjął znów w zamyśleniu swoje wywody.
— Znałem kiedyś podobnego do ciebie człowieka – powiedział rozwlekle, irytująco monotonnie. – Człowiek ów…
— Nie ma na świecie podobnego do mnie człowieka! – krzyknął Lucyfer tak gwałtownie, że statek zadrżał cały.
— Otóż – ciągnął Michał – człowiek ten również twierdził, że godło chrześcijaństwa to symbol ciemnoty i braku rozsądku. Historyjka dość zabawna… Ona też jest doskonałą alegorią losu racjonalistów twojego pokroju. Człowiek ów zaczął od tego, że nie chciał widzieć krucyfiksu w swoim domu ani krzyżyka na szyi swojej żony, ani nawet na obrazku. Mówił – jak ty – że krzyż ma kształt dowolny i fantastyczny, że to dziwoląg, kochany za swoje paradoksalne cechy. Potem człowiek ten roznamiętniał się i dziwaczał coraz bardziej; burzył krzyże przydrożne, mieszkał bowiem w kraju katolickim. Wreszcie w straszliwym rozjątrzeniu wdrapał się na wieżę kościoła parafialnego i zerwał z niej krzyż, wymachując przy tym rękami i monologując namiętnie, wywyższony pod gwiazdami. W końcu, gdy pewnego letniego pogodnego wieczora wracał polną drogą ku domowi, szatański obłęd ogarnął go gwałtownie i omamił zmieniając w jego oczach świat. Człowiek ów przystanął na chwilę, żeby zapalić papierosa, i popatrzył na ciągnący się przed nim długi drewniany płot. Nagle doznał olśnienia. Nie błysnęło co prawda żadne światło, nie poruszył się żaden liść, lecz on, jak gdyby ktoś zaczarował mu wzrok, zobaczył w tym momencie, że płot to zastęp niezliczonych krzyży splecionych z sobą i biegnących przez wzgórza i doliny. Zakręcił więc młynka ciężką laską i ruszył jak na wroga. Na przestrzeni kilku mil wzdłuż całej drogi wiodącej go do domu połamał i powyrywał wszystkie kołki z płotów. Nienawidził bowiem krzyża, a płot jest ścianą z krzyży. Gdy dotarł do domu, był już całkowicie obłąkany. Usiadł na krześle, zerwał się jednak natychmiast, bo w stolarskich poprzeczkach dojrzał znów znienawidzone godło. Rzucił się na łóżko, ale zaraz uprzytomnił sobie, że ten mebel, podobnie jak wszystkie zmyślone ludzkie sprzęty, zbudowany jest na tej samej potępionej zasadzie. Porąbał własne meble, ponieważ składały się z krzyży. Spalił dom, bo i on zbudowany był z krzyży. W końcu wyłowiono nieszczęśnika z rzeki.
Lucyfer patrzył na mnicha przygryzając wargi.
— Czy to historia prawdziwa? – spytał.
— Ach, nie! – lekko odparł Michał. – To parabola. Parabola mówiąca o tobie i o wszystkich twoich racjonalistach. Zaczynacie od obalania krzyża, a kończycie na burzeniu wszystkiego, co umożliwia ludziom życie na ziemi. Gdy się rozstajemy, twierdzicie, że nikt nie powinien należeć do Kościoła wbrew swojej woli. Gdy się spotykamy następnym razem, powiadacie, że nikt nie chce z własnej woli należeć do Kościoła. Gdy się rozstajemy, mówicie, że nie istnieje raj. A przy następnym spotkaniu utrzymujecie, że nie ma Irlandii. Zaczynacie od nienawiści do tego, co irracjonalne, a w końcu nienawidzicie wszystkiego, bo wszystko jest irracjonalne.