Spotkanie z przyjaciółmi Boga - Dumanie.pl - blog osobisty | o. Mariusz Wójtowicz OCD

Spotkanie z przyjaciółmi Boga

ROZMOWA / z o. Mariuszem Wójtowiczem OCD, koordynatorem w Polsce peregrynacji relikwii św. Teresy od Dzieciątka Jezus oraz jej świętych rodziców.

Ojcze, zakończyła się „podróż” po południowej Polsce relikwii św. Teresy i św. Ludwika i Zelii Martinów. To było ważne wydarzenie?

– Nie tylko ważne, ale naprawdę historyczne, bo po raz pierwszy relikwiarz św. Teresy i relikwiarz jej rodziców peregrynowały razem w naszej Ojczyźnie. Był to czas odkryć przez wiele osób, na czym polegała świętość Ludwika i Zelii. Święta Teresa pokazała Polakom wzór swoich świętych rodziców. Małżeństwo to postawiło wszystko
na Pana Boga, ufali Bożej Opatrzności, nawet w tak dramatycznych sytuacjach jak śmierć dzieci czy terminalna
choroba.

Czym tłumaczyć lgnięcie do św. Ludwika i Zelii?

– Małżonkowie Ludwik i Zelia byli bardzo nowoczesną rodziną jak na ówczesne czasy, ona prowadziła swój zakład koronczarski, on był zegarmistrzem. Finansowo dobrze im się powodziło. Jednak najważniejsze miejsce w ich życiu stanowił Bóg i rodzina. Wiarę przekazywali swoim dzieciom. W codziennym zabieganiu znajdowali czas na wspólną modlitwę, codzienną Mszę św., czytanie Pisma Świętego. Myślę, że wiele współczesnych małżonków w ich obecności odkrywa to, co powinno być w życiu priorytetem, uświadamiają sobie, że rodzina budowana na fundamencie Ewangelii jest namiastką nieba na ziemi.

Czy w czasie peregrynacji były momenty szczególnie poruszające?

– Zapewne były to te chwile, gdy małżonkowie kładli na relikwiarzu św. Ludwika i Zelii swoje obrączki i zatrzymywali
się na wspólną modlitwę. Najbardziej jednak wzruszające wydają się grupowe odnowienia przyrzeczeń małżeńskich. W większości miejsc, do których dotarliśmy, miał miejsce taki obrzęd. To były momenty niezwykle przemawiające, poruszające serca nie tylko samych małżonków, ale również wszystkich innych uczestników tych szczególnych spotkań. Widać było też osoby odnawiające śluby samotnie, po policzkach płynęły łzy ze względu na wdowieństwo, czy też inne bardzo trudne sytuacje spowodowane cierpieniem porzucenia przez współmałżonka. To były wzruszające, a zarazem trudne momenty, bo stawiały każdego w prawdzie przed samym sobą.

Peregrynacja w Polsce odbyła się w dniach od 11 listopada do 2 grudnia, relikwie odwiedziły wszystkie klasztory karmelitów bosych i karmelitanek bosych prowincji krakowskiej. Następnie na trzy dni udaliśmy się na Słowację. I tu ogromnym osobiście dla mnie poruszeniem był fakt bardzo dużej frekwencji osób, które skorzystały z zaproszenia na spotkanie ze świętą rodziną. Nasi współbracia karmelici bosi posługujący w sanktuarium maryjnym w Starych Horach na Słowacji zamówili trzy tysiące róż, przyleciały z Kolumbii, bo lokalnie nie było możliwości zorganizować ich w takiej ilości. Każdy z uczestników otrzymał jeden z kwiatów. Róża to symbol deszczu łask, którego zesłanie po swojej śmierci zapowiedziała św. Teresa.

Czy wydarzyło się coś nieoczekiwanego?

– Nie było żadnych trudnych zdarzeń. Widać było, że przyjazd świętych małżonków i ich córki był wyczekiwanym momentem. Wszystkie miejsca pięknie przygotowały się na przyjęcie tych szczególnych gości.

Powstał hymn na peregrynację, który po raz pierwszy wybrzmiał w świątyni u ojców karmelitów w Krakowie przy
ul. Rakowickiej. Skąd pomysł, aby w ten sposób uczcić czas nawiedzenia?

– Zazwyczaj duże i znaczące wydarzenia mają przewodni utwór muzyczny, który odzwierciedla to, co się dzieje. W tym przypadku również tak się stało. Pieśń napisała s. Miriam, karmelitanka bosa ze Spręcowa, a muzykę skomponował Karol Kusz. W kilku miejscach wybrzmiał ten utwór, nawiązuje on też bezpośrednio do trwającego jeszcze Roku Świętego w Kościele, na co wskazuje już sam tytuł hymnu „Siostra nadziei”.

Przy relikwiach ludzie zostawiali zapisane na karteczkach prośby i podziękowania. Co się z nimi stało, czy zostawały w miejscach, gdzie były składane, czy może zostały przekazane do sanktuarium we Francji?

– Chciałbym przypomnieć, że relikwiarz św. Teresy przywieźliśmy do Polski z bazyliki w Lisieux, a relikwiarz świętych
Ludwika i Zelii z sanktuarium w Alençon, z miasta, gdzie przyszli małżonkowie się poznali i wspólnie wzrastali do
świętości. Faktycznie tych karteczek z intencjami było bardzo dużo, szacuję, że około kilku tysięcy. One zostały wszystkie zawiezione do Alençon, tam będą przechowywane w pokoju św. Teresy, w którym się urodziła. Przekazaliśmy je ojcu Thierry’emu Hénaultowi-Morelowi, rektorowi sanktuarium Zelii i Ludwika Martinów w Alençon, oraz siostrze Janaine, przełożonej karmelitańskiej wspólnoty opiekującej się domem rodziny Martin.

O czym świadczy tak gorące przyjęcie przez wiele osób w Polsce tych relikwii? Ludzie są spragnieni świętości?

– Ludzie tęsknią za normalnością, za taką prostotą, jaka była obecna w rodzinie Martin wypełnionej miłością. Choć finansowo powodziło im się dobrze, to musieli stawić czoła różnym wyzwaniom, cierpieniom. Myślę, że ta ich świętość w codzienności przekonała wiele osób, aby spotkać się z nimi i przez swoje świadectwo zachęcić innych. Zapowiadając peregrynację, podkreślałem, że celem tego nawiedzenia jest zaproszenie do modlitwy o odnowę wiary
w polskich rodzinach, odkrywania przez młodych piękna powołania małżeńskiego i pogłębienia zaufania Bogu właśnie
w codzienności. To, że ludzie celowo przyjeżdżali, aby w obecności tych relikwii odnowić przyrzeczenia złożone w dniu ślubu, świadczy o tym, że mają pragnienie pogłębienia relacji małżeńskich, przypieczętowanych przecież sakramentem. Myślę, że liczna obecność małżonków, ale oczywiście nie tylko, w różnych miejscach peregrynacji to już namacalny
jej owoc. Co dzieje się w ich sercach, wie dobry Bóg. Sama obecność świadczy o gotowości otwarcia na działanie Bożej łaski.

Jak Ojciec ocenia tę peregrynację?

– Powołam się na słowa św. Teresy Wielkiej z Ávili: „Dobrym środkiem do poznania Boga jest przyjaźń z Jego przyjaciółmi”. Jestem przekonany, że rodzina Martinów to dobrzy przyjaciele na drogach świętości. Pokazują, że jest ona do osiągnięcia w bardzo prosty sposób, wystarczy zawierzyć Panu Bogu w codzienności. To, co mnie osobiście najbardziej poruszyło, to rodząca się w każdym z miejsc wyjątkowa wspólnota ludzi – dzieci, młodzieży, starszych – którzy pragną być świętymi na wzór tych trzech wspaniałych osób. Widziałem, jak bardzo mocno oddziaływała ich obecność na zgromadzonych, gdy mówiłem o tym, jak oni osiągnęli świętość.

Niezwykłe było to, że pocztą pantoflową wiadomość o peregrynacji rozchodziła się na południu Polski. Jedni mówili
drugim o tym wydarzeniu bez precedensu.

– Nigdy nie zapomnę uczucia radości, gdy wraz z towarzyszącymi współbraćmi zabieraliśmy relikwie w podróż do Polski. W pamięci zachowam momenty uroczystego ich pożegnania we Francji, ale też pięknego ich powitania po zakończonej polskiej pielgrzymce. Tego typu peregrynacje, wspólne dwóch relikwiarzy, nie odbywają się często, przede wszystkim to logistyczne wyzwanie. Istnieje też obawa, że św. Teresa od Dzieciątka Jezus, której kult jest bardzo żywy w całym Kościele, przyćmi obecność jej świętych rodziców, mniej popularnych. Jednak peregrynacja w Polsce pokazała, że stało się
wręcz przeciwnie. Święta córka, doktor Kościoła, wypromowała swoich świętych rodziców.

W tym roku minęło sto lat od kanonizacji św. Teresy i dziesiąta rocznica od kanonizacji jej rodziców, pierwszych małżonków wspólnie ogłoszonych świętymi przez Kościół. Na okoliczność właśnie tych jubileuszy odbyła się ich wspólna peregrynacja w naszej Ojczyźnie. Mam nadzieję, że stała się ona umocnieniem wiary w polskich rodzinach i przynosić będzie dobre plony.

Dziękuję za rozmowę.

Małgorzata Bochenek