ROZMOWA / z o. Mariuszem Wójtowiczem OCD, koordynatorem w Polsce peregrynacji relikwii św. Teresy od Dzieciątka Jezus oraz jej świętych rodziców
Małgorzata Bochenek
Wczoraj, w Narodowe Święto Niepodległości, zainaugurowana została w Częstochowie peregrynacja po Polsce relikwii św. Teresy od Dzieciątka Jezus oraz jej rodziców, Świętych Zelii i Ludwika Martin. Czy dzień rozpoczęcia „czasu nawiedzenia” to przypadek?
– Planując peregrynację, otrzymaliśmy propozycję odebrania relikwiarzy z francuskich sanktuariów – 10 listopada, co odczytałem jako opatrznościowy termin. Relikwie – zgodnie z planem – dotarły do Polski wczoraj, 11 listopada. Zatem w tak ważny dzień dla naszej Ojczyzny rozpoczęła się w niej pierwsza wspólna podróż świętej córki i jej świętych rodziców.
Celem tego nawiedzenia jest zaproszenie do: modlitwy o odnowę wiary w polskich rodzinach; odkrywania przez młodych piękna powołania małżeńskiego; pogłębienia zaufania Bogu w codzienności. Na takich postawach budowana jest prawdziwa wolność duchowa, która ma też wpływ na narodową niepodległość.
Pomysł inicjatywy zrodził się na okoliczność przeżywanej w tym roku setnej rocznicy kanonizacji św. Teresy od Dzieciątka Jezus oraz dziesiątej rocznicy kanonizacji państwa Martin, pierwszych małżonków wspólnie ogłoszonych przez Kościół świętymi.
Relikwiarz św. Teresy przywieziony został do Polski z bazyliki w Lisieux, a relikwiarz Świętych Ludwika i Zelii – z sanktuarium w Alençon, z miasta, gdzie się poznali i razem wzrastali do świętości.
Podczas peregrynacji po naszej Ojczyźnie, która trwać będzie do 2 grudnia, relikwiarze odwiedzą osiemnaście miejscowości, będą gościć we wszystkich klasztorach karmelitów bosych i karmelitanek bosych prowincji krakowskiej. Następnie zostaną przewiezione do karmelitańskich wspólnot na Słowację. 5 grudnia powrócą do Francji.
Wiele pięknych duchowych wydarzeń przed nami. W każdym z miejsc, gdzie dotrą relikwie, przygotowano uroczyste celebracje, nabożeństwa.
Cała peregrynacja odbywa się pod hasłem „Rodzina Sercem Kościoła”.
– Powszechnie znane są słowa św. Teresy od Dzieciątka Jezus „w sercu Kościoła, mojej matki, będę miłością”. Sercem życia Kościoła są rodziny budowane na sakramentalnym małżeństwie mężczyzny i kobiety, które pragną uczestniczyć w stwórczym dziele Boga poprzez otwarcie na dar potomstwa.
To w rodzinach silnych Bogiem rodzi się i wzrasta wiara w sercach dzieci. Państwo Martin są przykładem takiej katolickiej rodziny. Mieli dziewięcioro dzieci, czworo zmarło, a pięć córek odpowiedziało na głos powołania i wstąpiło do zakonów.
Czego możemy uczyć się od rodziny Martin?
– Ich życie jest bardzo konkretnym wzorem do naśladowania w codzienności każdej rodziny. Swoim przykładem wskazują na prymat Boga w życiu osobistym, małżeńskim i rodzinnym. Podejmowali decyzje przede wszystkim w perspektywie rzeczywistości duchowej, mocno stąpając po ziemi.
Zarówno Ludwik, jak i Zelia w młodości myśleli o wstąpieniu do zakonów. Pan Bóg miał jednak inny pomysł na ich życie, a oni poddali się Jego woli, odczytując ją poprzez konkretne wydarzenia. Poznali się w Alençon, 13 lipca 1858 r. przystąpili do sakramentu małżeństwa. Ludwik miał warsztat zegarmistrzowski, był też jubilerem. Zelia prowadziła zakład koronkarski. Wykonywali zawody charakteryzujące się ogromną precyzją i cierpliwością. Mieli konkretne plany, pragnienia, jednak realizowali je zawsze z wielką otwartością, także na modyfikacje, zgodnie z Bożą wolą.
Doświadczyli ogromnego krzyża cierpienia – śmierci czwórki swoich dzieci. Ofiarowali to Bogu, otwarci na pełnienie Jego woli. Sami też mierzyli się ze śmiertelnymi chorobami. Zelia po urodzeniu czwartego dziecka wyczuła guz na piersi. Mimo tej niepokojącej zmiany małżonkowie pozostali otwarci na życie. Zelia urodziła jeszcze pięcioro dzieci. Zmarła, gdy najmłodsza córka, Teresa, późniejsza wielka święta, ogłoszona doktorem Kościoła, która dziś razem z rodzicami peregrynuje po Polsce w znaku relikwii – miała zaledwie cztery latka.
Po śmierci żony Ludwik wraz z pięcioma córkami przeniósł się z Alençon do Lisieux. Po wstąpieniu swojej najmłodszej córki do karmelu zachorował na miażdżycę mózgu. Choroba wiązała się m.in. z zaburzeniami pamięci, paraliżem nóg.
Ich życie nie było łatwe, mierzyli się z wieloma trudnościami i problemami, podobnie jak współczesne rodziny. Od małżeństwa Martin możemy uczyć się wielkiej otwartości na głos Pana Boga, z pełną dyspozycyjnością. Robili, co w ich mocy w całkowitym zaufaniu, że Bóg z wszystkiego wyprowadzi dobro. Dziś oni przez Kościół stawiani są za wzór małżonkom i rodzinom całego świata.
Co ich charakteryzowało?
– Ogromnie czułe relacje. Tereska napisała o swojej rodzinie, że było to miejsce „pełne uśmiechów i najczulszych pieszczot”. Określała ją „ziemią świętą”. Miała pewność, że jej rodzice są święci, „bardziej godni nieba niż ziemi”.
Po Mszy św. niedzielnej ojciec brał swoje córki na kolana, tłumaczył im kazanie, grał z dziećmi w szachy. Wspólnie czytali książki, chodzili na spacery. Poprzez wspólnie spędzany czas umacniał więzy rodzinne. Klękali też razem całą rodziną do wieczornej modlitwy. Zelia i Ludwik praktycznie codziennie uczestniczyli w Eucharystii o godz. 5.30, byli bardzo zaangażowani w życie parafii.
Zelia o Ludwiku zapisała m.in. takie zdanie: „Mój mąż to święty człowiek. Życzyłabym wszystkim kobietom takich mężów”. Żyli w niezwykłej zażyłości, tęsknili za sobą, nie wstydzili się mówić o uczuciach.
Małżonkowie Martin, odznaczali się pobożnością maryjną, ale także józefową. O tym świadczy choćby fakt, że każdy z ich synów miał na pierwsze imię Józef, a pierwsze imię każdej z córek to Maria.
Jakie przesłanie niesie rodzina Martin?
– Przesłanie nadziei, że poprzez zwyczajne, proste życie, codzienność zawierzoną Panu Bogu, każdy może osiągnąć świętość.
Bardzo dużo pracowali, Zelia zapisała, że „kończy pracę o 23.00 , a zaczyna o 5.00 rano”. Wiedziała, co to przepracowanie, zmęczenie. Podobnie jej mąż, który zrezygnował nawet dla rodziny z prowadzania swojego zakładu zegarmistrzowskiego i jubilerskiego, by pomagać w codziennych obowiązkach żonie.
Ich córka Leonia sprawiała wiele trudności wychowawczych, była – jak byśmy to dziś określili – trudnym dzieckiem. Jednak pobożne wychowanie owocowało. Podejmowała aż cztery próby wstąpienia do zakonu. Ostatnia próba pójścia do klasztoru sióstr wizytek, już po śmierci jej najmłodszej siostry Teresy, okazała się skuteczna. Leonia jest też kandydatką do chwały ołtarzy. Jej proces beatyfikacyjny trwa od 2015 r.
Rodziny współczesnych czasów mogą się bardzo wiele uczyć od rodziny Martin, czerpać z ich przykładu. Mimo że żyli pod koniec XIX w., stawiali czoła podobnym problemom jak rodziny XXI w. Oni zaświadczyli swoim życiem, że małżeństwo jest drogą do Boga, współmałżonek jest drogą do szczęśliwej wieczności, a poświęcenie dzieciom – budowaniem nieba na ziemi.
Dlaczego warto skorzystać ze spotkania ze świętym małżeństwem i ich świętą córką?
– Bycie w ich obecności dodaje sił do zmagań z codziennymi troskami. Uczą cnoty cierpliwości, życzliwości, prostoty wobec Pana Boga. Tę drogę dziecięctwa duchowego ukazała całemu Kościołowi ich święta córka Teresa. Jestem przekonany, że spotkanie z nimi owocować będzie dobrem w naszym życiu, większym spokojem, wrażliwością, docenieniem codzienności, wdzięcznością za współmałżonka i dzieci, wdzięcznością za różne drogi powołania realnie prowadzące do świętości.
Dziękuję za rozmowę.






