Zelia i Ludwik Martin - Święci Rodzice małej Tereski - Dumanie.pl - blog osobisty | o. Mariusz Wójtowicz OCD

Zelia i Ludwik Martin – Święci Rodzice małej Tereski

W wieku 4 lat Teresa straciła mamę. Zachowała o niej wspomnienie niezatarte, choć tak fragmentaryczne. Natomiast żyła w bliskości swego ojca oraz w głębokiej łączności duchowej z nim, od urodzenia aż do wstąpienia do Karmelu (9 kwietnia 1888). Miała wtedy 15 lat i 3 miesiące. Nie można się więc dziwić, że w jej pismach (rękopisy, listy, wiersze…), Ludwik Martin jest o wiele bardziej obecny niż Zelia.

U kresu swego krótkiego życia napisała kilka podsumowań, mających wielkie znaczenie, na temat swoich rodziców.

W Rękopisach autobiograficznych:

“Dobry Bóg dał mi tę łaskę, że bardzo wcześnie rozwinął mój umysł i wspomnienia z dzieciństwa tak głęboko utrwalił w mej pamięci, iż odnoszę wrażenie, jakoby wczoraj miało miejsce to, o czym będę opowiadać. W swej miłości Jezus niewątpliwie chciał, abym poznała, jak niezrównaną dał mi Matkę, zanim pospieszył ukoronować ją w Niebie swą Boską ręką!… Spodobało się Dobremu Bogu otaczać mnie przez całe życie miłością; moje pierwsze wspomnienia pełne są uśmiechów i najczulszych pieszczot!… ale jeśli On otoczył mnie tak wielką miłością, napełnił nią także moje małe serce, czyniąc je miłującym i wrażliwym; ja także bardzo kochałam Tatę i Mamę, a – będąc bardzo wylewną – okazywałam im moją czułość na tysiące sposobów” (Rps A4v). “Cóż powiedzieć o zimowych wieczorach, zwłaszcza w Niedzielę?.. . Ach! jakże słodko było po grze w warcaby usiąść razem z Celiną na kolanach Taty… Śpiewał swoim pięknym głosem pieśni napełniające duszę głębokimi myślami… lub kołysząc nas delikatnie, recytował wiersze pełne prawd wiecznych… Potem podnosiliśmy się do wspólnej modlitwy, podczas której królewna była tuż przy swoim Królu, przyglądając się mu, by zobaczyć, jak modlą się Święci…”(Rps A 18 r).

W liście z 13 sierpnia 1893 do swej siostry, Leonii:

“Ale wiem, że ziemia jest miejscem naszego wygnania, jesteśmy w podróży i zmierzamy do naszej Ojczyzny; nieważne, że nie idziemy tą samą drogą, skoro jedynym jej kresem jest Niebo; to tam połączymy się, aby nie rozstać się już nigdy. Tam zaznamy wiecznych radości życia rodzinnego, odnajdziemy naszego najdroższego Tatusia, otoczonego chwałą i zaszczytami za swoją doskonałą wierność, a zwłaszcza za upokorzenia, którymi został napojony. Ujrzymy naszą dobrą Mamusię, jakże ona będzie się cieszyła doświadczeniami, które były naszym udziałem za życia na wygnaniu. My także rozradujemy się jej szczęściem, gdy będzie patrzyła na pięć córek zakonnic; wraz czworgiem małych aniołków, które czekają na nas na wysokościach, utworzymy koronę, by wieńczyła po wszystkie wieki czoła naszych ukochanych Rodziców” (TDL 148).

W liście z 26 lipca 1897 roku, w czasie, gdy leży złożona cierpieniem w infirmerii Karmelu, sporządza dla swojego brata duchowego, księdza Maurycego Belliere’a rodzaj osobistego testamentu o swojej rodzinie:

“Dobry Bóg dał mi Ojca i Matkę godniejszych Nieba niż ziemi. Prosili Pana, by dał im dużo dzieci i by je wziął dla Siebie. Pragnienie to zostało wysłuchane. Czworo małych aniołków uleciało do Nieba, a pięć pozostałych na arenie życia wybrało Jezusa za Oblubieńca. Z męstwem prawdziwie heroicznym Ojciec mój, jak nowy Abraham, wspiął się trzykrotnie na górę Karmelu, by złożyć Bogu ofiarę z tego, co miał najdroższego. Naprzód dwie najstarsze córki, później trzecia, za radą swego Kierownika, odprowadzona przez niezrównanego naszego ojca, podjęła próbę życia zakonnego w klasztorze Wizytek. (Pan Bóg zadowolił się samą zgodą na ofiarę. Po pewnym czasie powróciła do życia świeckiego, ale wiedzie życie istotnie zakonne). Wybraniec Boga miał jeszcze dwie córki, jedną osiemnastoletnią, drugą czternastoletnią. Ta ostatnia, mała Terenia zapragnęła odlecieć do Karmelu. Zezwolenie dobrego Ojca otrzymała bez trudności, a wspaniałomyślność swą posunął do tego stopnia, że zawiózł ją najpierw do Bayeux, a potem do Rzymu, by usunąć piętrzące się przeszkody, opóźniające dokonanie ostatecznej ofiary tej, którą nazywał swoją Królewnę. Gdy doprowadził ją do portu, powiedział córce jedynej, która pozostała: Jeśli chcesz pójść za przykładem swoich sióstr, zgadzam się, nie troszcz się o mnie. Anioł, który miał być podporą starości tak świętego męża, odpowiedział, że i on także odleci za klauzurę, ale dopiero po odejściu Ojca do Nieba – czym uradowało się bardzo serce tego, który żył wyłącznie tylko dla Boga. Tak piękne życie miało być uwieńczone godną próbą. Niezadługo po moim wstąpieniu do Karmelu, Ojciec, tak słusznie przez nas umiłowany, dotknięty został atakiem paraliżu nóg, który powtórzył się kilkakrotnie. Nie skończyło się jednak na tym; doświadczenie byłoby nazbyt słodkie, a przecież bohaterski Patriarcha złożył Bogu siebie jako ofiarę całopalną. Toteż paraliż zmienił swój bieg, umiejscowił się w czcigodnej głowie ofiary przyjętej przez Pana… Brak mi już miejsca, by podać wzruszające szczegóły, zaznaczę tylko, że trzeba nam było wychylić kielich aż do dna i rozłączyć się na okres trzechletni z czcigodnym naszym Ojcem, powierzyć go rękom osób wprawdzie zakonnych, ale obcych. Przyjął to doświadczenie, zdając sobie sprawę z tak wielkiego upokorzenia, a posunął swoje bohaterstwo tak daleko, że nie chciał, aby modlono się o jego zdrowie” (TDL 261).

W Buissonnets, w wieku około siedmiu lat, Teresa miała “doprawdy nadzwyczajne widzenie” (Rps A 19v) dotyczące ojca, które ją bardzo poruszyło. Czternaście lat później, w roku 1895, sens tego widzenia zostanie jej odkryty:

“Widziałam rzeczywiście Tatusia, jak szedł pochylony wiekiem… To był rzeczywiście on, niosący na swej czcigodnej twarzy, na swej siwej głowie, znak swego chwalebnego doświadczenia… Jak godne uwielbienia Oblicze Jezusa było podczas Męki zakryte, tak twarz Jego wiernego sługi została zasłonięta w dniach jego cierpienia, by w końcu rozpromienić się w Ojczyźnie Niebieskiej obok swego Pana, Słowa Przedwiecznego. Z wyżyn tej niewysłowionej chwały, kiedy już królował w niebie, wyjednał nam nasz drogi Ojciec łaskę odkrycia sensu widzenia, które jego królewna miała w wieku, kiedy jeszcze nie trzeba obawiać się złudzeń. Z wyżyn tej chwały uprosił nam słodką pociechę zrozumienia, że już dziesięć lat przed naszym wielkim doświadczeniem Dobry Bóg nam je ukazał, jak Ojciec dał przeczuć swym dzieciom ich chwalebną przyszłość, z upodobaniem rozważając mające im przypaść bogactwa…” (Rps A 20v, 21r).

Z perspektywy czasu i dogłębnego poznania tajemnicy trynitarnej Miłości miłosiernej, święta Teresa znalazła klucz do interpretacji życia swego ojca. Zauważmy, że w jej pismach wyżej cytowanych pojawia się słowo “chwała”. Jest to słowo podsumowujące tę rodzinną historię, niewątpliwie unikatową w powszechnej historii świętości chrześcijańskiej.


Guy Gaucher, wprowadzenie do: Zelia i Ludwik Martin, Korespondencja rodzinna 1863-1885, Wydawnictwo Karmelitów Bosych, Kraków 2007.