Magdalena - wyzwolona ku Miłości - Dumanie.pl - blog osobisty | o. Mariusz Wójtowicz OCD

Magdalena – wyzwolona ku Miłości

Kim była Maria z Magdali? Gdzie i w jakich okolicznościach spotkała Jezusa po raz pierwszy? Jej wcześniejsza historia pozostaje osnuta tajemnicą. Pojawia się na kartach Ewangelii dopiero jako już podążająca za Mistrzem, który przywrócił jej wolność:

„Potem wędrował przez miasta i wsie, nauczał i głosił Ewangelię o królestwie Bożym. Towarzyszyło Mu Dwunastu oraz kilka kobiet, które uwolnił od złych duchów i od chorób: Maria, zwana Magdaleną, z której wyszło siedem demonów” (Łk 8, 1-2).

W pełni zniewolona, udręczona, sponiewierana, osamotniona… Właśnie dla takich, „którzy się źle mają”, Bóg zstąpił na ziemię. Stał się człowiekiem, aby odnowić w człowieku zaprzepaszczone Boże dziecięctwo. Jezus przywraca Magdalenie godność, odkrywa jej piękno, wyzwala ku miłości i uzdalnia do czynienia dobra. Po takim spotkaniu ona już nie może rozstać się z Jezusem i pójść dalej swoją drogą, bo jej jedyną DROGĄ staje się On sam. Podąża za Nim, dokądkolwiek idzie, usługując swoim wewnętrznym bogactwem, które odzyskała.

Doświadczywszy prawdziwej miłości, sama już nigdy nie przestanie kochać. Ta miłość zaprowadzi ją aż pod krzyż i grób Umiłowanego, a nawet jeszcze dalej.

„Przy krzyżu Jezusa stała zaś Jego Matka, siostra Jego Matki, Maria, żona Kleofasa oraz Maria Magdalena” (J 19, 25).

To właśnie miłość dała jej tę odwagę i siłę, by stanąć pod krzyżem, na którym Jej Wybawiciel stał się – jak kiedyś ona – udręczony, sponiewierany i osamotniony. Tu poznała w pełni cenę swojej odzyskanej godności, a była nią Krew spływająca ze świętych ran Skazańca.  Ona nie mogła zrobić dla Niego już nic. Przez łzy patrzyła na stojącą obok Matkę Pana, z którą przedziwnie łączyła ją teraz ta okrutna boleść z miłości. Z ostatnim tchnieniem Mistrza zdawało się, że skończyło się wszystko…, ale nie miłość Magdaleny.

„A Maria Magdalena i Maria, matka Józefa, przyglądały się, gdzie Go złożono” (Mk 15, 47)

– chciała być z Nim do samego końca, może mając jednak jeszcze nadzieję, że otworzy oczy, wróci do życia… A może pogrążona w beznadziei, chciała już tylko dobrze zapamiętać miejsce pochówku, żeby po szabacie tu wrócić, sama nie wiedząc po co…

Szalona z bólu i miłości odliczała godziny, minuty…:

„W pierwszym dniu tygodnia, wczesnym rankiem, gdy jeszcze panowały ciemności, przyszła Maria Magdalena do grobu i zauważyła kamień odsunięty od grobowca” (J 20, 1).

Jej serce przeszyła jeszcze większa rozpacz. Poczucie, że pozbawiono ją największego skarbu, jakim było już tylko martwe ciało Umiłowanego, każe biec do uczniów, by pomogli jej je odnaleźć: 

„Zabrano mojego Pana i nie wiem, gdzie Go złożono” (J 20,2).

Ponownie wraca do grobu i tymi samymi słowami wylewa swój żal przed aniołami, których dostrzega w miejscu, gdzie wcześniej spoczywało ciało Jezusa. Bez Niego nie jest w stanie żyć. Za wszelką cenę chce odzyskać tę najważniejszą i jedyną już dla niej bliskość – zwłoki Umiłowanego. Wpatrzona w grób, zaślepiona łzami znowu czuje się, jak przed pierwszym spotkaniem z Jezusem – udręczona i opuszczona – do tego stopnia, że nie rozpoznaje stającego przed nią Jezusa. Dopiero Jego głos: „Mario”, tak przecież bardzo znajomy, czuły i wyzwalający, budzi ją z tego rozpaczliwego odrętwienia. To przecież On! „Rabbuni!”. On żyje! Wypełniona tak ogromną radością

„poszła więc i oświadczyła uczniom: Zobaczyłam Pana […]” (J 20, 18).

Święta Mario Magdaleno, wierna miłości wpośród największego zwątpienia, wyjednaj mi łaskę wyzwolenia z samej siebie, bym jak Ty potrafiła całym sercem miłować Boskiego Oblubieńca i świadczyć o Jego NIESKOŃCZONEJ MIŁOŚCI. Amen.

s. Magdalena, klaryska