Kiedy coś mnie zawodzi, ktoś nie spełnia moich oczekiwań a kolejna próba kończy się klęską uciekam w „bezpieczne” miejsce przeciętności mówiąc: „wystarczy”. W ten sposób tracę szansę, by w życiu coś się w końcu zmieniło.
Spodziewam się, ale najchętniej wolałbym do tego nie przykładać ręki. Przyjmuję postawę: „najpierw poobserwuję a potem podejmę decyzję, czy warto”. Ile pięknych chwil życia tracę przez takie postawy ucieczki, połowiczności i wyrachowania. Chcę, ale chyba tak naprawdę nie chcę. Jestem podobny do uczniów „zwiewających” do Emaus? Ci dwaj są wielce zniechęceni, bo zawiodły ich wszystkie nadzieje, które przed laty pokładali w świetlanej przyszłości. A przyszłość, gdy nadeszła, okazała się zupełnie inna, niż się spodziewali.
Więc co? Czują się teraz oszukani i wystawieni do wiatru. Miał przecież zmienić świat: usunąć ból i cierpienie, skutecznie uzdrowić chorych, nasycić głodnych, raz na zawsze położyć kres wojnom, wyrzucić rzymskiego okupanta, dołożyć faryzeuszom i najlepiej dać swoim uczniom na wieczność miejsce najbliżej siebie. A tu wszystko poszło zupełnie inaczej. Jezus dał się pojmać, ukrzyżować i umarł… Nic się nie zmieniło. Tylko czas straciliśmy. A zatem dajmy sobie spokój.
Ile takich smutnych ucieczek w bezpieczną sferę rozważania własnego dramatu jest w moim życiu. I zabijam siebie narzekaniem, użalaniem, szukaniem winnych i bezsensowną próbą zmiany biegu przeszłość.
Co na to mój Mistrz, Jezus?
A to wszystko znajduję na Eucharystii – przy łamaniu Słowa i Chleba. Tam Go poznali Jego uczniowie. Tam i ja mogę Go spotkać.
„Gdy zajął z nimi miejsce u stołu, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dawał im. Wtedy oczy im się otworzyły i poznali Go, lecz On zniknął im z oczu. I mówili nawzajem do siebie: Czy serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam wyjaśniał?”
o. Mariusz Wójtowicz OCD