Dziękuję Ci za życie me utkane z woli Twej. W ukryciu gdzie „wieczności kres”, od zawsze chciałeś mnie.
(Twoje Niebo – „Psalm 139”)
Żyjemy w czasach, w których, można powiedzieć, niczego nam nie brakuje; czasach szybkiego rozwoju technologii, nauki i medycyny; czasach wyrażania własnej prawdy, światopoglądu czy opinii na każdy temat. Ale czy potrafimy się z tego cieszyć, dobrze to wykorzystywać i za to dziękować?
Czekając nie tak dawno w kolejce do lekarza, nasłuchałam się wielu narzekań na te dzisiejsze ciężkie czasy. Bo życie jest teraz strasznie drogie, pogoda beznadziejna, ludzie jacyś tacy nieludzcy, czasu coraz mniej, a obowiązków więcej itd. Może warto jednak się na chwilę zatrzymać i spojrzeć, czy rzeczywiście wszystko jest złe, szare czy monotonne. Ja też mam swoje mniejsze czy większe problemy; lepsze i gorsze dni; też chciałabym zmienić to czy tamto. Ale narzekanie, ciągłe frustracje i chodzenie z kwaśną miną do niczego dobrego nie doprowadzą i zmian na lepsze też nie będzie.
Może warto przywrócić do swojej zwyczajnej codzienności słowo „dziękuję”. Jest przecież tyle powodów do dziękowania. Począwszy od życia, umiejętności chodzenia, patrzenia, słuchania, mówienia czy uśmiechania się. W każdym z nas, jak się przyjrzeć, jest iskierka piękna (nawet i w tym, który w swoim środowisku uważany jest za „bestię”). Każdy z nas został stworzony, utkany przez samego Boga, na Jego obraz i podobieństwo. Jakżeż więc może być brzydki. Trzeba tylko umieć i chcieć wydobyć z siebie to piękno, i to zewnętrzne, i to wewnętrzne; a także zauważyć choćby najmniejsze dobro w tych, z którymi żyję, pracuję czy się spotykam. Nie z każdym jest mi po drodze, a może jest też i ktoś, kto mi to życie uprzykrza, ale wtedy obieram taktykę św. Tereski od Dzieciątka Jezus, która tak oto opisuje jedno ze swoich małych zwycięstw: „Jest w zgromadzeniu siostra, która ma talent drażnienia mnie na każdym kroku; jej zachowanie, jej słowa, jej usposobienie wydają mi się bardzo nieprzyjemne. Tymczasem jest to święta zakonnica, która musi być bardzo miła dobremu Bogu. Nie chcąc ulec naturalnej antypatii, jaką odczuwałam, powiedziałam sobie, że miłość bliźniego nie powinna opierać się na uczuciach, ale wyrażać się w czynach; postanowiłam więc postępować wobec tej siostry tak, jak postępowałabym względem najdroższej mi osoby”.
Idąc dalej, nasz Stwórca w fenomenalny sposób rozrysował cały ten świat. Jak zatem nie dziękować za piękno kwiatów, drzew, gór, zwierząt czy ptaków? Jak się nie cieszyć z powiewu łagodnego wiatru, promieni słońca, tęczy po burzy, czy nieba usłanego gwiazdami? Mam też przecież dach nad głową, własne łóżko, jedzenie, no i czas, który mogę wykorzystać na różny sposób. A przede wszystkim mam w sercu Tego, który mnie tym wszystkim obdarował i nadal tak hojnie obdarowuje, czyli mojego umiłowanego Boga. Wystarczy spojrzeć w głąb siebie, by zobaczyć, że On tam mieszka. Jemu zależy tylko na tym, bym była i kierowała się Jego wolą, a z mego życia utka wtedy wyjątkową pajęczynę pełną gracji i powabu.
Nie zaczynam więc budować od góry, lecz od dołu. A to znaczy, że dziękuję za to, co już mam, gdzie i z kim jestem oraz co robię. Chcę dziękować za każdy dzień, każdą chwilę, a nie oczekiwać jakichś górnolotnych celów mojej drogi. Chcę się rozwijać, żyć pragnieniami, zmienić to, co trzeba zmienić, ale wszystko z głową i sercem, i według Bożego planu, bo On wie, co dla mnie najlepsze i najpiękniejsze.
Zatem zamiast narzekać, chcę już zawsze budzić się z uśmiechem i czy słowem, czy milczeniem dziękować Bogu i ludziom za ich obecność i wspólne kroczenie przez ten świat. A z jeszcze większym uśmiechem zasypiać i ze spokojem kończyć każdy dzień.
Kasia Waszkielewicz