Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Albowiem każdy, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą. (Mt 7,7-8)
Gdy zaś wrócił i został sam jeden, ktoś zmagał się z nim aż do wschodu jutrzenki, a widząc, że nie może go pokonać, dotknął jego stawu biodrowego i wywichnął Jakubowi ten staw podczas zmagania się z nim. A wreszcie rzekł: Puść mnie, bo już wschodzi zorza! Jakub odpowiedział: Nie puszczę cię, dopóki mi nie pobłogosławisz! Wtedy [tamten] go zapytał: Jakie masz imię? On zaś rzekł: Jakub. Powiedział: Odtąd nie będziesz się zwał Jakub, lecz Izrael, bo walczyłeś z Bogiem i z ludźmi, i zwyciężyłeś. Potem Jakub rzekł: Powiedz mi, proszę, jakie jest Twe imię? Ale on odpowiedział: Czemu pytasz mnie o imię? – i pobłogosławił go na owym miejscu. (Rdz 32,25-30)
Wracając rano do miasta, uczuł głód. A widząc drzewo figowe przy drodze, podszedł ku niemu, lecz nic na nim nie znalazł oprócz liści. I rzekł do niego: Niechże już nigdy nie rodzi się z ciebie owoc! I drzewo figowe natychmiast uschło. A uczniowie, widząc to, pytali ze zdumieniem: Jak mogło drzewo figowe tak od razu uschnąć? Jezus im odpowiedział: Zaprawdę, powiadam wam: jeśli będziecie mieć wiarę, a nie zwątpicie, to nie tylko z figowym drzewem to uczynicie, ale nawet jeśli powiecie tej górze: Podnieś się i rzuć się w morze!, stanie się. I otrzymacie wszystko, o co na modlitwie z wiarą prosić będziecie. (Mt 21,18-22)
Dalej mówił do nich: Ktoś z was, mając przyjaciela, pójdzie do niego o północy i powie mu: Przyjacielu, użycz mi trzy chleby, bo mój przyjaciel przyszedł do mnie z drogi, a nie mam, co mu podać. Lecz tamten odpowie z wewnątrz: Nie naprzykrzaj mi się! Drzwi są już zamknięte i moje dzieci leżą ze mną w łóżku. Nie mogę wstać i dać tobie. Mówię wam: Chociażby nie wstał i nie dał z tego powodu, że jest jego przyjacielem, to z powodu natręctwa wstanie i da mu, ile potrzebuje. Ja wam powiadam: Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą. Jeżeli którego z was, ojców, syn poprosi o chleb, czy poda mu kamień? Albo o rybę, czy zamiast ryby poda mu węża? Lub też gdy prosi o jajko, czy poda mu skorpiona? Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec z nieba da Ducha Świętego tym, którzy Go proszą. (Łk 11,5-13)
Niech będą przepasane biodra wasze i zapalone pochodnie! A wy [bądźcie] podobni do ludzi, oczekujących swego pana, kiedy z uczty weselnej powróci, aby mu zaraz otworzyć, gdy nadejdzie i zakołacze. Szczęśliwi owi słudzy, których pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie. Zaprawdę, powiadam wam: Przepasze się i każe im zasiąść do stołu, a obchodząc będzie im usługiwał. Czy o drugiej, czy o trzeciej straży przyjdzie, szczęśliwi oni, gdy ich tak zastanie. A to rozumiejcie, że gdyby gospodarz wiedział, o której godzinie złodziej ma przyjść, nie pozwoliłby włamać się do swego domu. Wy też bądźcie gotowi, gdyż o godzinie, której się domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie. (Łk 12,35-40)
Powiedział im też przypowieść o tym, że zawsze powinni modlić się i nie ustawać: W pewnym mieście żył sędzia, który Boga się nie bał i nie liczył się z ludźmi. W tym samym mieście żyła wdowa, która przychodziła do niego z prośbą: Obroń mnie przed moim przeciwnikiem. Przez pewien czas nie chciał; lecz potem rzekł do siebie: Chociaż Boga się nie boję ani z ludźmi się nie liczę, to jednak, ponieważ naprzykrza mi się ta wdowa, wezmę ją w obronę, żeby nie przychodziła bez końca i nie zadręczała mnie. I Pan dodał: Słuchajcie, co ten niesprawiedliwy sędzia mówi. A Bóg, czyż nie weźmie w obronę swoich wybranych, którzy dniem i nocą wołają do Niego, i czy będzie zwlekał w ich sprawie? (Łk 18,1-7)
Ja jestem prawdziwym krzewem winnym, a Ojciec mój jest tym, który uprawia. Każdą latorośl, która we Mnie nie przynosi owocu, odcina, a każdą, która przynosi owoc, oczyszcza, aby przynosiła owoc obfitszy. Wy już jesteście czyści dzięki słowu, które wypowiedziałem do was. Wytrwajcie we Mnie, a Ja /będę trwał/ w was. Podobnie jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie – o ile nie trwa w winnym krzewie – tak samo i wy, jeżeli we Mnie trwać nie będziecie. Ja jestem krzewem winnym, wy – latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić. Ten, kto we Mnie nie trwa, zostanie wyrzucony jak winna latorośl i uschnie. I zbiera się ją, i wrzuca do ognia, i płonie. Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, poproście, o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni. Ojciec mój przez to dozna chwały, że owoc obfity przyniesiecie i staniecie się moimi uczniami. Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Wytrwajcie w miłości mojej! (J 15,1-9)
Aniołowi Kościoła w Sardes napisz: To mówi Ten, co ma Siedem Duchów Boga i siedem gwiazd: Znam twoje czyny: masz imię, [które mówi], że żyjesz, a jesteś umarły. Stań się czujnym i umocnij resztę, która miała umrzeć, bo nie znalazłem twych czynów doskonałymi wobec mego Boga. Pamiętaj więc, jak wziąłeś i usłyszałeś, strzeż tego i nawróć się! Jeśli więc czuwać nie będziesz, przyjdę jak złodziej, i nie poznasz, o której godzinie przyjdę do ciebie. Lecz w Sardes masz kilka osób, co swoich szat nie splamiły; będą chodzić ze Mną w bieli, bo są godni. Tak szaty białe przywdzieje zwycięzca, i z księgi życia imienia jego nie wymażę. I wyznam imię jego przed moim Ojcem i Jego aniołami. Kto ma uszy, niechaj posłyszy, co mówi Duch do Kościołów. (Ap 3,1-6)
Albowiem tak mówi Pan Bóg, Święty Izraela: W nawróceniu i spokoju jest wasze ocalenie, w ciszy i ufności leży wasza siła. Ale wyście tego nie chcieli! Owszem, powiedzieliście: Nie, bo na koniach uciekniemy! – Dobrze, uciekniecie! – I na szybkich wozach pomkniemy! – Dobrze, szybcy będą ci, którzy pogonią za wami! Tysiąc ucieknie przed groźbą jednego, przed groźbą pięciu uciekniecie, aż zostanie z was tak mało, jak żerdź na szczycie góry i jak znak na pagórku. Lecz Pan czeka, by wam okazać łaskę, i dlatego stoi, by się zlitować nad wami, bo Pan jest sprawiedliwym Bogiem. Szczęśliwi wszyscy, którzy w Nim ufają! (Iz 30,15-18)
Cóż wtedy uczyni taki, który przez długie dnie widzi w sobie samą tylko oschłość, niesmak, znękanie i taką bezskuteczność swojej pracy w chodzeniu do studni i szukaniu wody? Gdyby nie pomniał o tym, iż tak pracując, przyjemność czyni i posługę oddaje Panu ogrodu, gdyby go nie powstrzymywała obawa utraty tego wszystkiego, co już wysłużył i nadzieja, że przecież nie pozostanie bez pożytku ten nużący trud, jaki ponosi tyle razy spuszczając wiadro do studni i zawsze je wyciągając bez wody – gotów jest porzucić wszystko. Nieraz mu się zdarzy, że od zmęczenia ani rąk nie zdoła podnieść ani się zdobyć na żadną pobożną myśl. Bo przez to ciągnięcie wody ze studni ma się tu rozumieć działanie i pracę rozumu. Cóż, więc, pytam, uczyni ogrodnik w takiej swojej niedoli? – Niech się pociesza, niech się weseli, niech sobie uważa to za największą łaskę, że dano mu pracować w ogrodzie tak wielkiego Monarchy, że tak pracując, podoba się Jemu i że w tym ma na celu nie własne zadowolenie, ale zadowolenie Jego. Niech Go wysławia ustawicznie, iż takie mu zaufanie okazuje, widząc jak on z taką pilnością wykonuje pracę przez Niego mu zleconą, choć Pan mu żadnej nie daje zapłaty. Niech Mu dopomaga w noszeniu krzyża, pamiętając o tym, że On całe swoje życie dźwigał brzemię krzyża. Niech tu na ziemi nie szuka chwały królowania z Nim. Niech modlitwy nigdy za nic nie opuszcza, ale raczej wciąż się utwierdza w mocnym postanowieniu, że chociażby ta oschłość miała trwać całe życie, on nie dopuści by Chrystus upadł pod krzyżem. Przyjdzie czas, że za wszystko otrzyma zapłatę. Niech się nie lęka, by miała być stracona jego praca. Dobremu Panu służy i oczy Jego na nim spoczywają. Jakiekolwiek by go napastowały złe myśli, niech się nimi nie trwoży, ponieważ i świętemu Hieronimowi diabeł także na puszczy podsuwał pokusy.
Mają swoją cenę te udręczenia. Przechodziłam przez nie długie lata. I jeśli kiedy udało mi się jedną kropelkę zaczerpnąć z tej błogosławionej studni, wydawało mi się to szczególną łaską od Boga. Są to, wiem dobrze, cierpienia bardzo przenikliwe i większej, zdaniem moim, potrzeba odwagi do zniesienia ich niż do innych wielu utrapień, jakie są na świecie. Jasno o tym się przekonałam, że Bóg nie zostawia ich bez nagrody, nawet jeszcze i w tym życiu. Bo rzecz pewna, że jedna z tych godzin rozkosznego uczucia boskiej słodyczy Jego, których mi potem Pan użyczał, wydała mi się przeobfitym wynagrodzeniem za wszystkie udręczenia, jakie przez długi czas wycierpiałam, chcąc wytrwać na modlitwie. Zapewne, dlatego Pan często na początku, a nieraz i przy końcu tej modlitwy wewnętrznej dopuszcza na swoich miłośników te męki duchowe i inne pokusy, jakie się nasunąć mogą, aby ich doświadczył, i aby się okazało, czy będą mogli pić Jego kielich i pomagać Mu nosić krzyż, najpierw nim złoży w nich wielkie swoje skarby. (św. Teresa od Jezusa, Księga życia 11, 10-11)
Wracając tedy do tych, którzy pragną pić z tej wody żywej i iść drogą do niej wiodącą, aż dojdą do samego źródła, nasuwa się pytanie: od czego oni mają zacząć? Sądzę, że wszystko na tym polega, by przystąpili do rzeczy z niezachwianym postanowieniem, iż nie spoczną, póki nie staną u celu. Niech przyjdzie co chce, niech boli jak chce, niech szemrze kto chce, niech własna nieudolność stęka i mówi: nie dojdziesz, umrzesz w drodze, nie wytrzymasz tego wszystkiego, niech i cały świat się zwali z groźbami. Niech woła i krzyczy, jak to bywa: “niebezpieczna to droga”, “tylu na niej zginęło”, “tylu się zawiodło”, “inni, choć ciągle się modlili, upadli”, “taka pobożność zniesławia tylko cnotę”, “to nie pobożność, to egzaltacja”, “niewiasta niech pilnuje kądzieli”, “wszystkie te wytworności duchowe na nic jej niepotrzebne”, “niech mówi Ojcze nasz i Zdrowaś Maryjo, tego będzie dosyć”. Tak mówią tamci, a to ostatnie i ja przyznam. Dosyć mówić: Ojcze nasz i Zdrowaś, i jak jeszcze dosyć! Jakaż może być lepsza modlitwa nad tę, która się opiera na modlitwach boskimi usty samego Chrystusa Pana nam podanych? […] Dlatego też […] postanowiłam podać wam tutaj niektóre sposoby rozpoczęcia, rozwinięcia i zakończenia medytacji, opartych właśnie na Modlitwie Pańskiej i to w formie najprostszej, nie wdając się w żadne głębokie wywody. (św. Teresa od Jezusa, Droga doskonałości 21, 2-3)
Otóż powtarzam, niezmiernie wiele na tym zależy, byśmy, oddając się modlitwie wewnętrznej, od samego początku mieli mocne i odważne postanowienie nigdy jej nie porzucić. Wiele jest powodów, które nas do tego skłaniać powinny, ale za długo byłoby wyliczać je wszystkie; wspomnę tu tylko o dwóch lub trzech. Najpierw, nieszlachetnie by to było, gdybyśmy za tyle dobrodziejstw, którymi Bóg nas obsypał i wciąż obsypuje, chcąc Mu coś ofiarować od siebie na znak wdzięczności, i to tak małą rzecz, jak odrobinę dobrej woli i tę chwilę czasu na rozmyślanie (i to jeszcze nie bez własnego interesu, boć zysk z tego mamy niemały), gdybyśmy, mówię, taką ofiarę Mu składali nie z tym mocnym postanowieniem, by należała do Niego na zawsze, jeno by ją miał od nas jako rzecz pożyczaną, do odebrania w czasie dowolnym. Cóż to za przyjaźń, gdy kto, dawszy ci jaką rzecz, potem ją odbiera? Słusznie poczytywałbyś to takiemu za znak ciasnego i nieszlachetnego serca, że nawet na to zdobyć się nie potrafi, by taką małą rzecz ci ustąpił, choćby dla okazania ci przychylności swojej. […] Drugi z powodów jest ten, że wobec takiego niezłomnego postanowienia by nigdy nie opuści modlitwy wewnętrznej, diabeł mniej ma siły do kuszenia nas. Stanowczych i mężnych dusz bardzo on się boi. Doświadczeniem nauczony wie, jak skutecznie takie dusze psują mu szyki, jak wszelkie na ich zgubę knowania jego obracają się im albo drugim na pożytek, a on odchodzi ze stratą. Ale nie trzeba się w tym zbytnio ubezpieczać, mamy bowiem do czynienia z chytrym i przebiegłym przeciwnikiem; czujnych i odważnych zaczepiać on nie śmie, bo wielki to tchórz, ale kogo zastanie opieszałego w czuwaniu, temu dużo może zaszkodzić. Gdy spostrzeże w duszy niestałość, wolę chwiejną w dobrym, brak stanowczego postanowienia wytrwania w przedsięwzięciu, we dnie i w nocy nie da jej spokoju, tysiące będzie jej nasuwał obaw i trudności. Wiem, co mówię, bo sama aż nadto doświadczyłam tego na sobie; muszę jednak dodać, że mało kto rozumie ważność tej przestrogi. Trzeci wreszcie – nie mniej ważny – powód jest ten, że kto tak jest usposobiony, temu nie zabraknie odwagi do walki. Wie, że co będzie to będzie, ale cofać mu się nie wolno. Podobny on do żołnierza w boju, który wie, że jeśli nieprzyjaciel zwycięży, nie daruje mu życia, że zatem jeśli nie w bitwie, tedy po bitwie czeka go śmierć. Mając taką pewność, z tym większym będzie walczył męstwem i nie zważając na grożące mu ciosy nieprzyjaciół, bo jasno to widzi, że nie ma innego wyboru, albo musi zwyciężyć, albo zginąć. Takiego męstwa i nam koniecznie potrzeba, siostry. Doda nam go ta pewność niezawodna, że jeśli tylko będziemy potykały się walecznie, nie uciekając z placu boju, zwycięstwo niechybnie będzie nasze, a wraz ze zwycięstwem i udział w łupach, który choćby nam mały przypadł, zawsze nas hojnie wzbogaci. Nie bójcie się, siostry, by Pan wam dał umrzeć na tej drodze z pragnienia, bo owszem, wzywa was, abyście przyszły i piły z tego zdroju Jego. Mówiłam wam to już wyżej, ale chciałabym po wiele razy powtarzać to samo, bo są dusze, które przed czasem tracą odwagę i upadają na duchu nie doświadczywszy jeszcze na sobie nieskończonej dobroci Pana i znając ją tylko przez wiarę. Bez wątpienia niewypowiedziana to korzyść i pomoc do wytrwania, komu dano doznać na samym sobie, jaką miłość okazuje Pan duszom idącym tą drogą. Nie dziwię się, że które tego jeszcze nie doświadczyły, chciałyby mieć jaką rękojmię, że opłacą im się trudy i ofiary, jakie na tej drodze ponoszą. Ale tę rękojmię już nam dał Pan w Ewangelii, mówiąc nam te słowa: “Proście; a będzie wam dane”. Jeśli wam mało tego, jeśli nie wierzycie słowu boskiej prawdy Jego i obietnicom Ewangelii, próżno bym jeszcze suszyła sobie głowę, aby was do wiary skłonić. Powiem tylko, że jeśli kto ma jaką wątpliwość, niech spróbuje, nic na tym nie straci. Ta droga i tę jeszcze ma przedziwną własność, że idąc nią, dużo więcej otrzymujemy niż to, o co prosimy, owszem, otrzymujemy rzeczy takie, o które nigdy byśmy prosić nie śmiały. Jest to rzecz niezawodna, wiem o tym z pewnością, ale i wy też z własnego doświadczenia wiecie, że tak jest, i mogę was powołać na świadków. (św. Teresa od Jezusa, Droga doskonałości 23, 1-6)
“Święta obojętność” na pociechy i smutki (odwaga, męstwo) jest gwarantem postępu na drodze modlitwy. Rozważmy to dobrze – a wiem, co mówię, bo sama tego na sobie doświadczyłam – że gdy dusza wstąpi na tę drogę modlitwy wewnętrznej i odważnie nią idzie, gdy zdobędzie się na to, by już nie troszczyć się zbytnio o pociechy i uczucia pobożne – ani się zbytnio cieszyć, gdy Pan je da, ani się zbyt smucić, gdy ich zabraknie – wtedy taka dusza przeszła już większą część drogi. Choć może nieraz się potknie, niech się nie lęka, że cofała się wstecz, gdyż budowla, którą wznosi, oparta jest na mocnym fundamencie. Miłość Boża, bowiem nie polega na rozpływaniu się we łzach ani na tych pociechach i rozrzewnieniach, których pragniemy i cieszymy się, gdy je mamy, ale na tym, byśmy służyli Mu w sprawiedliwości, sercem mężnym i z pokorą. (św. Teresa od Jezusa, Księga życia 11, 13)
Często dawniej zastanawiałam się nad tym powiedzeniem św. Pawła, że “wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia”, bo z siebie samej, jasno to rozumiałam, nic nie mogę. Wielki z tych słów odniosłam pożytek, jak również i z tego, co mówi św. Augustyn: “Daj, Panie, co rozkazujesz, a rozkaż, co chcesz”. Często także zastanawiam się nad tym, jak święty Piotr nic na tym nie stracił, że rzucił się w morze, choć go potem strach ogarnął. Pierwsze te postanowienia niezmiernie są ważne, choć początkujący powinni starać się o powściąganie szlachetnych swych zapędów i zdawać się na roztropność i uznanie przewodnika duchownego. Tylko niech uważają, by nie wybrali sobie takiego, który by ich uczył postępować żółwim krokiem, albo poprzestawał na przyuczaniu duszy do samego tylko polowania na drobne jaszczurki. W tym wszystkim niechaj zawsze przoduje pokora, abyśmy rozumieli i pamiętali, że odwaga do mężnych przedsięwzięć nie z naszej siły się rodzi! (św. Teresa od Jezusa, Księga życia 13,3)
Z tego to powodu i z wielu innych, mówiąc o pierwszym stopniu modlitwy i pierwszym sposobie podlewania, ostrzegałam, jak bardzo wiele zależy, by dusza wstępując na drogę modlitwy wewnętrznej, od samego zaraz początku oderwała się sercem od wszelkiego rodzaju własnych przyjemności i wstąpiła w szranki z tym jedynie postanowieniem, że chce Chrystusowi Panu pomagać w noszeniu Jego krzyża jak mężny i wierny rycerz, który bez żołdu chce służyć swojemu królowi będąc pewnym, że go nagroda nie minie. Tak walczmy i pracujmy, oczy trzymając utkwione w prawdziwe i wieczne królestwo, które zdobyć postanowiliśmy. Jest to bodziec nad wyraz skuteczny, ta ciągła pamięć na przygotowane nam królestwo, zwłaszcza w początkach. Bo później jasno się widzi, jak krótko trwa wszystko na tym świecie, jak wszystkie rzeczy ziemskie są niczym, jak mało znaczą i niegodne są uwagi wszelkie pociechy na tym wygnaniu, że chcąc wytrzymać to życie, raczej potrzeba unikać pamięci o tym wszystkim, niż świadomie sobie tę powszechną znikomość przypominać. (św. Teresa od Jezusa, Księga życia 15, 11)
Wracając jeszcze do podstępów złego ducha i do słodyczy, którymi dusze oszukuje, najlepszy sposób oswobodzenia się od tych jego oszustw na tym polega, byśmy wstępując na drogę życia duchowego i modlitwy wewnętrznej, od samego początku mieli mocne postanowienie chodzenia drogą krzyża i nie pragnęli pociech. Pan sam wskazuje nam tę drogę doskonałości, gdy mówi: Weź krzyż swój i naśladuj Mnie. On jest wzorem naszym, i kto jedynie dla podobania się Jemu słucha rad Jego, ten nie ma, czego się lękać. (św. Teresa od Jezusa, Księga życia 15, 13)
Jednym mych oczu spojrzeniem zraniony. Przez oko rozumie się tu wiarę. Mówi dusza, że jednym tylko spojrzeniem Bóg został zraniony, ponieważ chce wyrazić, że jeśli wiara i wierność duszy dla Boga nie byłaby jedna, lecz z domieszką innych jakichś względów, wówczas nie dojdzie do tego skutku, by zranić Boga miłością. Jedno bowiem jest tylko oko, którym się rani, podobnie jak jeden jest włos, którym się więzi Umiłowanego. Tak ścisła jest miłość oblubienicy, którą się wiąże Oblubieniec w tej jedynej wierności, jaką w niej widzi, że jak włosem miłości jest związany, również jednym okiem jej wiary tak ciasno jest skrępowany, że te więzy ranią Go miłością. Zranienie to jest następstwem wielkiej tkliwości afektu, z jakim skłania się ku duszy, wprowadzając ją głębiej w swą miłość. (św. Jan od Krzyża, Pieśń duchowa 31,9)