Potem przywołał do siebie tłum razem ze swoimi uczniami i rzekł im: Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje! Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, zachowa je. (Mk 8,34-35)
Gdy wybierał się w drogę, przybiegł pewien człowiek i upadłszy przed Nim na kolana, pytał Go: Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne? Jezus mu rzekł: Czemu nazywasz Mnie dobrym? Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg. Znasz przykazania: Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, nie oszukuj, czcij swego ojca i matkę. On Mu rzekł: Nauczycielu, wszystkiego tego przestrzegałem od mojej młodości. Wtedy Jezus spojrzał z miłością na niego i rzekł mu: Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną. Lecz on spochmurniał na te słowa i odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości. (Mk 10,17-22)
Gdy [Jezus] przechodził obok Jeziora Galilejskiego, ujrzał dwóch braci: Szymona, zwanego Piotrem, i brata jego, Andrzeja, jak zarzucali sieć w jezioro; byli bowiem rybakami. I rzekł do nich: Pójdźcie za Mną, a uczynię was rybakami ludzi. Oni natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim. (Mt 4,18-20)
A szły z Nim wielkie tłumy. On zwrócił się i rzekł do nich: Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto siebie samego, nie może być moim uczniem. Kto nie nosi swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem. Bo któż z was, chcąc zbudować wieżę, nie usiądzie wpierw i nie oblicza wydatków, czy ma na wykończenie? Inaczej, gdyby założył fundament, a nie zdołałby wykończyć, wszyscy, patrząc na to, zaczęliby drwić z niego: Ten człowiek zaczął budować, a nie zdołał wykończyć. Albo który król, mając wyruszyć, aby stoczyć bitwę z drugim królem, nie usiądzie wpierw i nie rozważy, czy w dziesięć tysięcy ludzi może stawić czoło temu, który z dwudziestoma tysiącami nadciąga przeciw niemu? Jeśli nie, wyprawia poselstwo, gdy tamten jest jeszcze daleko, i prosi o warunki pokoju. Tak więc nikt z was, kto nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem. (Łk 14,25-33)
Mówmy teraz o wyrzeczeniu się, które w nas być powinno, bo na nim, jeśli jest doskonałe, polega i w nim zawiera się wszystko. Wszystko, mówię, na tym polega, bo kto złączy się całą duszą z samym tylko Stworzycielem, za nic sobie mając wszystkie rzeczy stworzone, temu Pan takie cnoty wlewa do duszy, że prócz zwykłej pracy nad sobą i nad stopniowym postępem w dobrym, żadnych już nie będzie miał do znoszenia walk i trudności, bo Pan sam rozciągnie nad nim rękę swoją i będzie go bronił od wszelkich napaści czarta i od całego świata. (św. Teresa od Jezusa, Droga doskonałości 8, 1)
Wyrzekłszy się już świata, przywiązań rodzinnych i schroniwszy się do tego domu, gdzie żyjemy w samotności, mogłoby się zdawać, że doszłyśmy już do kresu, że skończyła się walka. O, córki moje! nie ubezpieczajmy się, nie zasypiajmy, aby nas nie spotkała podobna zła przygoda, jak onego gospodarza, który starannie zamknąwszy drzwi domu swego, by się do niego nie zakradli złodzieje, spokojnie położył się spać, a tymczasem złodziejów miał w domu ukrytych. Któż tego nie wie, że najgorszym rodzajem złodzieja jest złodziej domowy? A każda z nas nosi w samej sobie takiego domowego złodzieja i jeślibyśmy nie miały ciągłej baczności i ustawicznie nie czuwały nad sobą, mnóstwo w nas jest rzeczy, które mogą nam uniemożliwić tę wolność ducha, do której dążymy, aby dusza wyzwolona od cięższego niż ołów brzemienia ziemskich pożądliwości mogła się wzbić w górę do Stwórcy swego. (św. Teresa od Jezusa, Droga doskonałości 10, 1)
Dlatego, siostry, starajcie się we wszystkim sprzeciwiać woli własnej; nie dokażecie tego od razu, ale przy szczerej usilności i modlitwie stopniowo postąpicie coraz wyżej, aż w niezbyt długim czasie dojdziecie do szczytu. Ale czyż nie jest to srogość nad miarę wymagać takiego wyrzeczenia się własnych chęci we wszystkim? Tak, ale temu tylko, kto nie wie, jakie pociechy prowadzi za sobą to sprzeciwianie się własnej woli, jakie z niego, już w tym życiu, płyną nieocenione korzyści, jaki spokój, jakie bezpieczeństwo! Tutaj z łaski Boga wszystkie się ćwiczycie w tym umartwieniu wewnętrznym; co było najtrudniejszego, już dokonałyście i wzajemnie się teraz wspieracie i pobudzacie. Niechże więc jedna drugą wyprzedza w coraz dalszym na tej drodze postępie. Nad wszelkimi poruszeniami wewnętrznymi bacznie czuwajmy, szczególnie jeśli one się obracają około jakiegoś wywyższenia siebie. (św. Teresa od Jezusa, Droga doskonałości 12, 3-4)
Dużo też, jak sądzę, dopomogły mi te widzenia do jaśniejszego poznania, gdzie jest prawdziwa nasza ojczyzna i jak tu na ziemi jesteśmy tylko pielgrzymami i przechodniami. Wielkie to szczęście, komu dano oglądać rzeczy tamtego świata i miejsce, gdzie ma żyć wiecznie. Jak wędrowiec, z daleka dążący do krainy, w której ma zamieszkać, gdy wie i naocznie o tym się przekonał, że tam dokąd zmierza, czeka go słodki, niczym nie zmącony odpoczynek. Tak i ten, kto raz ujrzał rzeczy niebieskie, z łatwością potem wznosi się do ich rozważania i nimi osładza sobie przykrości ziemskiej pielgrzymki. I już prawdziwie, powiedzieć można, ma swoje obcowanie w niebiosach. Jedno spojrzenie w niebo pogrąża jego duszę w głębokim skupieniu, cała jego myśl rozkosznie się zatapia w tej rajskiej krainie, której chwałę Pan z daleka raczył mu ukazać. Wielki to zysk! Nieraz tego doznaję, że moim towarzystwem i moją pociechą są ci, którzy tam żyją, i którzy, zdaniem moim, prawdziwie żyją. Ci zaś, którzy tu żyją, tak mi się wydają umarłymi, że choćby cały świat dotrzymywał mi towarzystwa, jeszcze czułabym się wśród niego samotna. Doświadczam tego szczególnie w chwilach, kiedy przychodzą na mnie te wielkie zapały miłości. (św. Teresa od Jezusa, Droga doskonałości 38, 6)
Przejście przez ciemną noc umartwienia pożądań i wyzbycia się upodobań we wszystkich rzeczach jest niezbędne dla duszy, by mogła dojść do zjednoczenia z Bogiem. Przywiązania bowiem, jakie dusza żywi do stworzeń, są wobec Boga jak gęste mgły, które duszę tak spowijają, że dopóki się z nich nie uwolni, nie będzie zdolną, by ją mogło oświecić i ogarnąć rzeczywiste światło Boże. Nie ma bowiem łączności światła z ciemnością, gdyż, jak mówi św. Jan: Tenebrae eam non comprehenderunt – “A ciemności nie ogarnęły światłości” (J l,5). Dwie sprzeczności (jak uczy filozofia) nie mogą się zejść w jednym przedmiocie. A ponieważ ciemności, czyli przywiązanie duszy do stworzeń, i światłość, czyli Bóg, stanowią sprzeczność i żadnego podobieństwa ani zbliżenia się nie ma pomiędzy nimi – bo “cóż za łączność światła z ciemnością?” – pyta św. Paweł (2 Kor 6,14); Quae conyentio lucis ad tenebras? Więc dusza nie może przyjąć światła boskiego zjednoczenia, dopóki się nie uwolni od przywiązań do stworzeń. (św. Jan od Krzyża, Droga na Górę Karmel I, 4, 1-2)
Możemy również naśladować świętych, zachowując za ich przykładem samotność, milczenie i wiele innych cnót. Nie umorzą nam one tego zdrajcy domowego, tego ciała, które z taką natarczywością domaga się folgi i wczasów dla siebie, aby bezsilną uczynić duszę. Szatan także w znacznej mierze przyczynia się do zwiększenia naturalnej jego wygody. Skoro tylko ujrzy w nas jakiś ślad obawy o zdrowie, wystarczy mu, aby wmówić w nas, że cała ta praca duchowa w końcu nas zabije, albo, co najmniej zdrowie nasze osłabi. Z samych nawet łez, gdy plączemy na modlitwie, sprawia nam niepokój i obawę, że możemy od nich oślepnąć. Przechodziłam przez to, więc wiem. Ale pytam, jaki może być szczęśliwszy i najbardziej odpowiedni pożytek z najlepszego nawet wzroku czy zdrowia nad ten, gdy Bóg dozwoli stracić i jedno, i drugie dla takiej świętej sprawy? Będąc tak schorowana, zawsze byłam jakby związana i do niczego niezdatna, dopóki nie zdobyłam się na postanowienie nie troszczenia się o ciało ani o zdrowie, chociaż i teraz mało, co robię dobrego. Ale odkąd z łaski Boga zrozumiałam ten podstęp szatana, odtąd ile razy straszył mnie utratą zdrowia, odpowiadałam mu: “nie dbam o to, że umrę”, albo, gdy radził odpocząć, mówiłam: “nie potrzeba mi odpoczynku, tylko krzyża”. Jasno poznawałam, że w bardzo wielu zdarzeniach, choć w rzeczy samej mocno jestem schorowana, była to tylko pokusa czartowska albo własna moja wygoda, bo od czasu jak przestałam dbać o siebie, o wiele jestem zdrowsza. Jest to, więc bardzo ważna przestroga dla początkujących, aby przystępując do modlitwy mieli myśl podniesioną wysoko i nie dali panować nad sobą trwogom wyobraźni. Niech mi w tym wierzą, bo wiem o tym z własnego doświadczenia. Niech sobie ze mnie wezmą przestrogę, aby z tego wyznania moich win był dla nich pożytek. (św. Teresa od Jezusa, Księga życia 13, 7)
Przestrogi niżej podane dla zwyciężenia pożądań, chociaż krótkie i nieliczne, uważam jednak za pomocne i skuteczne w tej mierze, w jakiej są zwięzłe. Kto więc szczerze zechce z nich skorzystać, nie będzie potrzebował żadnych innych, bo w nich znajdzie wszystko.
Po pierwsze: trzeba mieć ciągłe pragnienie naśladowania we wszystkim Chrystusa, starając się upodobnić życie swoje do Jego życia, nad którym często trzeba rozmyślać, by je umieć naśladować i zachowywać się we wszystkich okolicznościach tak, jak On by się zachowywał.
Po drugie: by tym lepiej osiągnąć zamierzenie pierwsze, należy odrzucić wszelkie upodobania, które nasuwają się zmysłom, o ile nie zmierzają wprost do czci i chwały Bożej; wyzbyć się i opróżnić z nich trzeba dla miłości Jezusa Chrystusa, który w tym życiu nie chciał ani nie miał innego upodobania oprócz pełnienia woli swego Ojca i to nazywał swoim pokarmem (J 4,34).
I tak na przykład gdy nadarza się sposobność słyszenia czegoś przyjemnego, co nie ma na celu służby i chwały Bożej, trzeba wyrzec się upodobania w tym i nie słuchać; gdy można oglądać coś miłego, co nie podnosi do Boga, nie trzeba tego pragnąć ani patrzeć na to; tak samo trzeba postępować co do mowy i innych rzeczy. I wszystkie zmysły tak trzeba umartwiać, oczywiście w miarę możności. Jeśli bowiem nie można czegoś uniknąć, wystarczy, że się nie ma w tym upodobania, chociażby się odczuwało te wrażenia.
Niech dusza stara się tym sposobem mieć zmysły umartwione, wyzbyte z wszelkiego upodobania, pogrążone jakby w ciemnościach. Przy takiej pilności w krótkim czasie wiele postąpi.
Dla umartwienia i uspokojenia czterech namiętności naturalnych, którymi są: radość, nadzieja, lęk i ból, a z których uzgodnienia i uspokojenia wypływają wyżej wspomniane i wszystkie inne korzyści, należy zastosować całkowicie wystarczający środek, który podam. Będzie to źródłem wielu cnót i zasług.
Usiłuj zawsze skłaniać się:
nie ku temu, co łatwiejsze, lecz ku temu, co trudniejsze;
nie do tego, co przyjemniejsze, lecz do tego, co nieprzyjemne;
nie do tego, co smakowitsze, lecz do tego, co niesmaczne;
nie do tego, co daje spoczynek, lecz do tego, co wymaga trudu;
nie do tego, co daje pociechę, lecz do tego, co nie jest pociechą;
nie do tego, co większe, lecz do tego, co mniejsze;
nie do tego, co wzniosłe i cenne, lecz do tego, co niskie i wzgardzone;
nie do tego, aby pragnąć czegoś, lecz do tego, by nie pragnąć niczego, nie szukając tego, co lepsze wśród rzeczy stworzonych, ale tego, co gorsze.
Pragnij z miłości dla Chrystusa dojść do zupełnego ogołocenia, ubóstwa i oderwania się od wszystkiego, co jest na świecie.
Wysiłki te trzeba podejmować całym sercem i z uległością woli. Bo jeśli szczerze przystąpi się do nich, spełniając je starannie i roztropnie, wkrótce znajdzie się w nich wielką rozkosz i pociechę.
Wystarcza wiernie spełniać to, o czym mówiliśmy, aby wejść w noc zmysłów. Dla większego pożytku podamy jeszcze inny sposób ćwiczenia się, który nas nauczy jak umartwiać: pożądliwość ciała, pożądliwość oczu i pychę żywota; o nich to mówi św. Jan, iż panują na świecie (J 2, 16) i z nich powstają wszystkie inne pożądania.
Po pierwsze, usiłować upokarzać się w czynach i pragnąć, by inni nas upokarzali [i to jest przeciw pożądliwości ciała]. Po drugie, upokarzać się w słowach i pragnąć, by inni z nami to czynili [i to jest przeciw pożądliwości oczu]. Po trzecie,upokarzać się w myślach i pragnąć, by inni tak o nas myśleli [i to jest przeciw pysze żywota].
Na zakończenie tych przestróg i wskazań wypada przytoczyć tutaj te wiersze, które napisałem w Drodze na Górę, której obraz zamieszczony jest na początku tej książki. W wierszach tych zawarta jest nauka, jak wejść na szczyt góry, to jest do wysokiego zjednoczenia z Bogiem. (…)
Wiersze te są następujące:
By dojść do smakowania wszystkiego, nie chciej smakować czegoś w niczym.
By dojść do posiadania wszystkiego, nie chciej posiadać czegoś w niczym.
By dojść do tego, byś był wszystkim, nie chciej być czymś w niczym.
By dojść do poznania wszystkiego, nie chciej poznawać czegoś w niczym.
By dojść do tego, w czym nie masz upodobania, musisz iść przez to, w czym nie masz upodobania.
By dojść do tego, czego nie poznajesz, musisz iść przez to, czego nie poznajesz.
By dojść do tego, czego nie posiadasz, musisz iść przez to, czego nie posiadasz.
By dojść do tego, czym nie jesteś, musisz iść przez to, czym nie jesteś.
Sposób niestawiania przeszkód wszystkiemu:
Gdy zatrzymasz się nad czymś, przestajesz dążyć do wszystkiego.
Albowiem by dojść całkowicie do wszystkiego, musisz zaprzeć się siebie całkowicie we wszystkim.
A gdy dojdziesz do posiadania wszystkiego, masz to posiadać, nie pragnąc niczego.
Bo jeśli chcesz mieć coś we wszystkim, nie posiądziesz w Bogu twojego czystego skarbu.
W takim ogołoceniu duch znajdzie swój pokój i odpocznienie. Ponieważ nie ubiega się za niczym, nic go nie będzie męczyło w drodze wzwyż i nic nie będzie go pociągało w dół, będzie bowiem w samym środku swej pokory. Skoro zaś czego żąda, już tym samym się utrudzą. (św. Jan od Krzyża, Droga na Górę Karmel I, 13)
Większej wiedzy i umiejętności by trzeba niż moja, by mówić o ogołoceniu i czystości trzech władz duszy oraz wykazać należycie osobom duchowym, jak wąska jest ta droga, o której mówi Zbawiciel, że wiedzie do żywota, aby przekonani nie dziwili się, że w tej nocy władze duszy muszą być w tak wielkim ogołoceniu i opróżnieniu.
Należy więc zwrócić pilną uwagę na słowa naszego Zbawiciela o tej drodze, przytoczone u św. Mateusza w rozdziale siódmym:
Quam angusta porta, et arcta via est, quae ducit ad vitam, et pauci sunt qui inveniunt eam; “Jakże ciasna brama i wąska jest droga, która wiedzie do żywota i jak niewielu jest takich, którzy ją znajdują”. W tych słowach musimy zwrócić uwagę na podkreślenie i nacisk zawarty w wykrzykniku: jakże! – co innymi słowy znaczy: zaiste bardzo jest wąska droga, węższa, niż sądzicie (…).
O! któż by mógł skutecznie to wyłożyć, pokazać i dać zasmakować w tym, co zawiera w sobie owo wskazanie o zaparciu samego siebie, dane przez naszego Zbawiciela, aby osoby duchowe ujrzały, jak właściwy sposób dążenia po tej drodze jest inny od tego, jaki wiele z nich uważa za dobry! Jedni bowiem myślą, że wystarczy jakikolwiek rodzaj skupienia i poprawy życia. Inni znowu zadowalają się pewnym stopniem ćwiczenia się w cnotach, praktyki modlitwy, umartwienia i nie dochodzą do zalecanych przez Zbawiciela: ogołocenia, ubóstwa, oderwania się i czystości duchowej (wszystko to bowiem jedno). Dzieje się tak dlatego, ponieważ wciąż jeszcze karmią i odziewają swą naturę pociechami i uczuciami duchowymi, zamiast oderwać się i wyzbyć się tego dla Boga. Inni jeszcze sądzą, że wystarczy oderwać się od rzeczy tego świata, a nie wyniszczają się i nie oczyszczają z tego, co dotyczy ducha. Dlatego też, jeśli mają sposobność osiągnąć coś pewnego i doskonałego, a mianowicie utratę wszelkiej słodyczy w Bogu, pozostając w oschłości, niesmaku i znużeniu (a to wszystko jest prawdziwym krzyżem duchowym i ogołoceniem w duchu ubóstwa Chrystusowego) – uciekają od tego jak od śmierci, szukając w Bogu tylko słodkości i rozkosznych darów. Takie postępowanie nie jest zaparciem siebie samego, nie jest ogołoceniem duchowym, lecz raczej łakomstwem duchowym.
Ci, co tak postępują, czynią się w duchu nieprzyjaciółmi krzyża Chrystusowego, gdyż prawdziwy duch wybiera w rzeczach Bożych raczej to co przykre, niż to co miłe; raczej się skłania ku cierpieniu niż ku pociechom; raczej pragnie utracić wszystko dla Boga, niż coś posiadać; raczej idzie za oschłościami i utrapieniami niż za pociechami i słodkimi obcowaniami, wiedząc, że to właśnie jest naśladowaniem Chrystusa i zaparciem się siebie. Przeciwne zaś postępowanie jest tylko szukaniem siebie w Bogu i sprzeciwia się całkowicie prawdziwej miłości. Szukać siebie w Bogu – to szukać w Bogu przyjemności i wytchnienia. Szukać zaś Boga w sobie – to nie tylko pragnąć być pozbawionym wszystkiego dla Boga, lecz skłaniać się z miłości dla Chrystusa ku wybieraniu tego co przykre, tak w rzeczach Bożych jak i w rzeczach świata. I to jest prawdziwa miłość Boga.
Chciałbym więc przekonać osoby duchowe, że ta droga do Boga nie polega na mnogości rozważań, ani na różnych ćwiczeniach czy upodobaniach (co wprawdzie jest potrzebne, ale dla początkujących). Droga zaś zjednoczenia opiera się na jednej niezbędnej rzeczy, to jest na umiejętności prawdziwego zaparcia się siebie tak co do zmysłów, jak i co do ducha, na cierpieniu dla Chrystusa i unicestwieniu się we wszystkim. Przez tę praktykę więcej się czyni i więcej zdobywa niż przez wszystkie ćwiczenia. Gdy zaś zaniedba się to ćwiczenie, które jest fundamentem i korzeniem cnót, wszelkie inne ćwiczenia stają się bezużytecznym kołowaniem, chociażby dosięgały tak wzniosłych rozważań i obcowań jak anielskie. Postęp bowiem to nic innego jak tylko naśladowanie Chrystusa, który “jest drogą, prawdą i życiem i nikt nie przychodzi do Ojca, jeno przez Niego”, jak to sam mówi przez św. Jana (J 14,6). Na innym zaś miejscu mówi te słowa: “Jam jest bramą. Jeśli kto przeze mnie wnijdzie, będzie zbawiony” (J 10, 9). Nie jest więc oznaką dobrego ducha, jeśli kto chce iść przez słodkości i wygody, uciekając od naśladowania Chrystusa.
Nie chcę się zbyt rozwodzić, choć równocześnie nie chciałbym pominąć tego przedmiotu, wiem bowiem, że wielu z tych, którzy uważają się za przyjaciół Chrystusa, zna Go mało. Szukają bowiem u Niego pociech i upodobań dla siebie, kochając raczej siebie niż Jego gorycz i śmierć.
Mówię o tych, co się uważają za Jego przyjaciół. O innych bowiem, którzy żyją z dala od Niego – czy to będą wielcy uczeni i możni tego świata, czy którzykolwiek inni, żyjący światem, jego sprawami, zajęci sobą i swymi godnościami – można powiedzieć, że nie znają Chrystusa. Kres ich ostateczny, chociażby nie był najgorszy, będzie bardzo gorzki. I o nich tu nie mówię, powiedzą im to w dzień sądu, ponieważ oni przede wszystkim powinni głosić słowa Boże, jako że postawieni są przez Boga na świeczniku ze względu na swą naukę i wysoki stopień hierarchii społecznej. (św. Jan od Krzyża, Droga na Górę Karmel II, 7)