Panie, moje serce się nie pyszni i oczy moje nie są wyniosłe. Nie gonię za tym, co wielkie albo co przerasta moje siły. Przeciwnie: wprowadziłem ład i spokój do mojej duszy. Jak niemowlę u swej matki, jak niemowlę – tak we mnie jest moja dusza. Izraelu, złóż w Panu nadzieję odtąd i aż na wieki!
(Ps 131,1-3)
Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych.
(Mt 11,28-30)
Dwóch ludzi przyszło do świątyni, żeby się modlić, jeden faryzeusz, a drugi celnik. Faryzeusz stanął i tak w duszy się modlił: „Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie, zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik. Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam”. Natomiast celnik stał z daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi i mówił: „Boże, miej litość dla mnie, grzesznika!” Powiadam wam: Ten odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony.
(Łk 18,10-14)
Jeśli więc jest jakieś napomnienie w Chrystusie, jeśli – jakaś moc przekonująca Miłości, jeśli jakiś udział w Duchu, jeśli jakieś serdeczne współczucie – dopełnijcie mojej radości przez to, że będziecie mieli te same dążenia: tę samą miłość i wspólnego ducha, pragnąc tylko jednego, a niczego nie pragnąc dla niewłaściwego współzawodnictwa ani dla próżnej chwały, lecz w pokorze oceniając jedni drugich za wyżej stojących od siebie. Niech każdy ma na oku nie tylko swoje własne sprawy, ale też i drugich! To dążenie niech was ożywia; ono też było w Chrystusie Jezusie. On, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. A w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej. Dlatego też Bóg Go nad wszystko wywyższył i darował Mu imię ponad wszelkie imię, aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich i ziemskich i podziemnych. I aby wszelki język wyznał, że Jezus Chrystus jest Panem – ku chwale Boga Ojca. A przeto, umiłowani moi, skoro zawsze byliście posłuszni, zabiegajcie o własne zbawienie z bojaźnią i drżeniem nie tylko w mojej obecności, lecz jeszcze bardziej teraz, gdy mnie nie ma.
(Flp 2,1-12)
Trzy rzeczy tylko w tejże Regule zalecone szerzej tu objaśnię, bo niezmiernie wiele na tym zależy, byśmy dobrze zrozumiały, jak bardzo nam potrzebne jest ich przestrzeganie; byśmy w ten sposób mogły cieszyć się tym pokojem wewnętrznym i zewnętrznym, który nam Pan nasz tak usilnie zaleca. Pierwszą z tych trzech rzeczy jest: miłość wzajemna między nami; drugą: zupełne oderwanie się od wszystkich rzeczy stworzonych; trzecią: prawdziwa pokora, która, choć ją wymieniam na końcu, jest przecie główną i inne w sobie zamyka.
(DD 4,4)
Trzecia przestroga zmierza wprost przeciw szatanowi. Polega ona na tym, byś się starał z całego serca upokarzać w słowach i czynach, ciesząc się z dobra innych, jakby ze swego własnego, pragnąc serdecznie, aby we wszystkim innych nad ciebie przenoszono; tym bowiem sposobem zwyciężysz zło dobrem, odrzucisz daleko szatana i posiądziesz wesele ducha.
Staraj się ćwiczyć w tym, zwłaszcza względem osób mniej sobie miłych. Jeśli tego nie zachowasz – bądź pewny, że nie osiągniesz prawdziwej miłości ani też w niej nie postąpisz. Pragnij też raczej być pouczany przez wszystkich, niż – choćby najmniejszego ze wszystkich – nauczać. (św. Jan od Krzyża, Słowa światła i miłości. Przestrogi)
Ogołocenie, wyniszczenie, kenoza Chrystusa – stan największej pokory, a zarazem źródło zjednoczenia z Bogiem i tym samym źródło największych dzieł
Po drugie, pewne jest, że w chwili śmierci [Chrystus] został wyniszczony w swej duszy przez pozbawienie wszelkiej pociechy i podpory. Ojciec pozostawił Go w tak całkowitym opuszczeniu w niższej części duszy, że Chrystus zmuszony był wołać: “Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?” (Mt 27,46). To było największe odczuwalne opuszczenie w Jego życiu. Ale też wtedy dokonał dzieła większego niż wszystkie cuda, które zdziałał, dzieła największego na niebie i ziemi, jakim jest pojednanie i połączenie przez łaskę rodzaju ludzkiego z Bogiem. A stało się to w czasie i chwili, gdy nasz Pan wyniszczony był we wszystkim. Opuścili Go ludzie, bo w chwili śmierci zamiast uszanowania naigrawali się z Niego. Opuszczały Go siły przyrodzone, dla których śmierć była ostatecznym wyniszczeniem. Opuścił Go i Ojciec, bo nie miał wtedy żadnej opieki i pociechy od Niego. I w tym opuszczeniu, jakby unicestwiony i starty na proch, spłacał doskonale dług i łączył ludzi z Bogiem. Dlatego słusznie mówił w Jego imieniu Dawid: Ad nihilum redactus sum, et nescivi – “A ja wniwecz obrócony byłem i nie wiedziałem”. (Ps 72,22)
Z tego przykładu człowiek duchowy zrozumie tajemnicę bramy i drogi Chrystusowej do zjednoczenia z Bogiem oraz pojmuje, że im więcej się ktoś wyniszczy dla Boga w swej części zmysłowej i duchowej, tym więcej się z Nim zjednoczy i tym większego dzieła dokona. A jeśli ktoś dojdzie mężnie do tego całkowitego nic, które jest najgłębszą pokorą, dokona się wtedy zjednoczenie duchowe pomiędzy duszą a Bogiem. I to jest najwznioślejszy i najwyższy stan, jaki można osiągnąć w tym życiu.
Polega on nie na przyjemnościach, upodobaniach, smakach i uczuciach duchowych, lecz na prawdziwej śmierci krzyżowej w zmysłach i duchu, czyli w zewnętrznej i duchowej części człowieka. (św. Jan od Krzyża, Droga na Górę Karmel II, 7, 11)
Zastanawiałam się któregoś dnia nad pytaniem, dlaczego Pan tak bardzo kocha cnotę pokory, i nagle – bez własnego, jak mnie się zdaje, namysłu mego – stanęła mi przed oczyma ta racja, że Bóg jest Prawdą najwyższą, a pokora niczym innym nie jest jeno chodzeniem w prawdzie. Nie ma zaś prawdy większej nad tę, że sami z siebie nic nie mamy dobrego, że nasza jest tylko nędza i nicość. Kto tego nie rozumie, ten chodzi w kłamstwie. Im zaś kto szczerzej uznaje tę prawdę, tym przyjemniejszy staje się Prawdzie najwyższej, bo sam chodzi w prawdzie. Daj nam Boże, siostry, byśmy z łaski Jego nigdy nie traciły z oczu tego prawdziwego poznania samych siebie, amen. (św. Teresa od Jezusa, Twierdza wewnętrzna VI, 10, 7)
Niechaj się nie oszuka pewną fałszywą pokorą, o której tu mówić zamierzam, a która na tym polega, że ktoś przez rzekomą pokorę nie uznaje w sobie darów, jakich Pan mu użycza. Zrozumiejmy to dobrze i nigdy o tym nie zapominajmy, że Bóg nam daje łaski swoje bez żadnej naszej zasługi, że zatem naszą powinnością jest dziękować za nie Jego Boskiemu Majestatowi. Bo jeśli nie znamy i nie rozumiemy tego, co od Niego otrzymujemy, nie zdołamy też pobudzić siebie do Jego miłości. Jest rzeczą pewną, że im jaśniej dusza uznaje, jak bogata jest przez łaskę Bożą, pamiętając o tym, jak sama z siebie jest uboga, tym wyżej postąpi w cnocie, tym głębiej się utwierdzi w prawdziwej pokorze. W przeciwnym razie, gdy przez tę fałszywą pokorę wyobraża sobie, że nie jest godna do posiadania wielkich łask, gdy Pan zacznie jej ich udzielać, lęka się tylko i drży, aby nie zgrzeszyła próżnym upodobaniem. Dusza taka pozbawia siebie wszelkiej otuchy i odwagi do dobrego. Wierzmy mocno, że Ten, który nam daje swoje dary, da także łaskę, abyśmy umieli poznać podstępy czarta, jeśliby z powodu tych darów zaczął nas kusić próżną chwałą, że da i moc, abyśmy mogli się sprzeciwić pokusie, jeśli tylko w szczerości serca chodzimy przed Bogiem i Jemu pragniemy się podobać, a nie ludziom.
Rzecz to jasna, że im większe, kto nam wyświadczył dobrodziejstwa, tym więcej będziemy go miłować. Słuszną, więc jest rzeczą i wielką zasługą pamiętać zawsze o tym, że od Boga mamy byt i nasze istnienie, że On nas stworzył z niczego i zachowuje nas, że wszystkie dobrodziejstwa swojej męki i śmierci nam przygotował i w pogotowiu trzymał dla każdego z nas dziś żyjących, na długo przedtem nim nas stworzył. Czemuż by mnie nie miało się godzić, bym uznawała to i jasno widziała, i ustawicznie rozpamiętywała, jak niegdyś lubowałam się w próżnych rozmowach, a jak teraz Pan mi dał tę łaskę, że o niczym mówić nie lubię i nie chcę, tylko o Nim? Oto klejnot drogi, który gdy wspomnimy, że On go dał i że jest w naszym posiadaniu, pobudza i zniewala do miłości, i to jest szczęśliwy owoc modlitwy wewnętrznej, opartej na pokorze. Cóż dopiero będzie, gdy dusza ujrzy w swym władaniu inne klejnoty jeszcze droższe, takie jak je już otrzymał niejeden sługa Boży, na przykład łaskę wzgardy świata, owszem i wzgardy siebie samego? – Rzecz jasna, że tym bardziej wówczas musi uznawać, że jest dłużnikiem Pana i zobowiązaną do służenia Jemu. Musi pamiętać, że sama z siebie nic z tego wszystkiego nie miała. Powinna wielbić hojność Pana za to, że duszy tak ubogiej, grzesznej i ogołoconej z wszelkiej zasługi, jaką jest moja dusza, której wystarczyła ta pierwsza perełka, raczył użyczyć tyle innych jeszcze droższych łask i większymi obsypać mnie bogactwami, niż sama pragnąć bym mogła.
Powinniśmy zdobywać się na nowe siły do służby Bożej i nie okazywać się niewdzięcznymi, bo pod tym warunkiem Pan daje nam swoje łaski. I jeśli nie czynilibyśmy dobrego użytku z tego skarbu i z tego wysokiego stanu, do którego nas podnosi, On je nam znowu odbierze i w większym ubóstwie nas pozostawi niż byliśmy przedtem, a perły swoje da takiemu, który je wiernie uszanuje i pożytek z nich uczyni sobie i innym. Lecz jakże mógłby czynić taki pożytek i hojnie użyczać innym, ten, kto by nie wiedział o tym, że jest bogaty? Przy takiej naturze jak nasza, nie sposób, zdaje mi się, by, kto zdobył się sercem i odwagą do rzeczy wielkich, jeśli nie ma wewnętrznego przeświadczenia, że jest w łasce u Boga. Tak przecież jesteśmy nędzni i tak skłonni do rzeczy ziemskich, że trudno by zdołał obrzydzić sobie wszystkie dobra doczesne i całym sercem od nich się oderwał, kto nie jest przeświadczony, że posiada już niejaki zadatek dóbr wiecznych. Trudno tym bardziej, by szczerze pragnął być wzgardzonym przez wszystkich, kto, oprócz żywej wiary, nie czuje w sobie tej miłości, jaką Bóg go miłuje, i nabył wszystkie te wielkie cnoty, którymi jaśnieją doskonali. Bo tak jest nieczuła dla rzeczy nadziemskich nasza natura, że tylko do tego się garniemy, co widzimy na oczy. Dlatego właśnie te łaski i dary Boże, gdy je uznajemy w sobie i widzimy, budzą naszą wiarę i nowej dodają jej dzielności. Przez te swoje dary Pan przywraca nam siłę i męstwo, które my przez grzechy nasze straciliśmy. Może być, że będąc złą i grzeszną, sądzę o tych rzeczach według siebie. Mogą być inni, którym do spełnienia doskonałych uczynków niczego więcej nie potrzeba, tylko samej prawdy wiary. Ja w nędzy swojej potrzebowałam wszystkich tych pomocy. (św. Teresa od Jezusa, Księga życia 10, 4-6)
Najdzielniej w tym zawojowaniu działa królowa; inne figury i pionki pomagają jej tylko. Nie masz królowej, której by tak łatwo i ochotnie się poddał nasz Król, jak pokora. Ona Go z nieba sprowadziła do łona Dziewicy; przez nią i my z łatwością sprowadzimy Go do dusz naszych. Kto więcej ma pokory, ten, wierzcie, mocniej Go trzyma, kto mniej, ten trzyma Go słabiej. Co do mnie bowiem, nie pojmuję, jak i jaka może być pokora bez miłości i miłość bez pokory; obie zaś te cnoty istnieć nie mogą bez wielkiego wyrzeczenia się wszystkich rzeczy stworzonych. (św. Teresa od Jezusa, Droga doskonałości 16, 2)
Te dwie rzeczy, zaparcie się siebie i pokora, zawsze, zdaniem moim, idą w parze. Są to dwie siostry, których nigdy nie można rozdzielać. Są to siostry, których oburącz się trzymajcie, miłujcie je i nigdy się z nimi nie rozstawajcie. O, święte królewskie cnoty, władczynie nad wszystkim stworzeniem, monarchinie świata, oswobodzicielki od wszelkich zdrad i sideł diabelskich, wybrane i umiłowane Boskiego Mistrza, który nigdy ani na chwilę z wami się nie rozłączył! Kto was posiada, ten śmiało może stawić czoło nieprzyjaciołom swoim i podjąć walkę z wszystkimi potęgami piekła i z wszystkimi mamidłami świata i nie potrzebuje się niczego lękać, bo jego jest królestwo niebieskie. Nie ma zaiste czego się lękać, skoro o żadną stratę ziemską nie dba; dba tylko o to, aby nie obraził Boga i dlatego błaga Go ustawicznie, aby go w tych cnotach utwierdzał, iżby ich nigdy z własnej winy nie postradał. Cnoty te mają tę właściwość, iż ukrywają się przed tym, kto je posiada, tak że nie uwierzy, że je ma, choćby mu to mówiono. Ceniąc je jednak nad wszystko, usilnie się stara o ich nabycie i wciąż je w sobie do coraz wyższej doskonałości podnosi. Cnoty te tak jawnie się w skutkach okazują, że choć sam o tym nie wie, od razu biją w oczy każdego, kto z nim obcuje. Lecz jakiż nierozum mój, że śmiem jeszcze wysławiać te cnoty, kiedy tak je wsławił sam Pan i tak je przykładem cierpień swoich utwierdził! Tu więc trzeba pracować, siostry moje, bo to droga do wyjścia z Egiptu i jeśli te dwie cnoty osiągniecie, znajdziecie mannę ukrytą, wszystkich smaków słodycz w sobie mającą; wszystko wam będzie słodkie i rzeczy najprzykrzejsze w oczach świata wam się w rozkosz zamienią. (św. Teresa od Jezusa, Droga doskonałości 10, 3-4)
Tak, więc, w tych chwilach odpocznienia niech dają duszy spoczywać w Bogu, a książki i naukę niech na bok odłożą. Przyjdzie czas, że będą mogli jej użyć na chwałę Pana i tak będą ją cenili, iż za wszystkie skarby tego świata nie zgodziliby się na zaniechanie tej pracy, przez którą ją nabyli i teraz mają z niej skuteczną pomoc do tego, czego jedynie pragną, do służenia swemu Boskiemu Panu. Ale w obliczu Mądrości nieskończonej więcej, niech mi wierzą, znaczy trochę ćwiczenia się w pokorze i jeden akt tej cnoty niż cała nauka tego świata. Tu nie chodzi o uczone wywody, tylko o to, byśmy w szczerości serca uznali siebie, czym jesteśmy, i z prostotą stawali przed Bogiem, który chce, aby dusza stawała się maluczką, jak w obliczu Jego prawdziwie jest, i uniżała się przed Majestatem Jego, który dla nas tak się uniża, cierpiąc nas w swojej obecności mimo całej naszej niegodności. (św. Teresa od Jezusa, Księga życia 15, 8)
Obawy te odbierały mi zupełnie swobodę ducha. Później dopiero zrozumiałam i Pan sam nauczył mnie tej prawdy, że pokora, sprawiająca w duszy taki niepokój, nie może być dobrą i rzetelną pokorą. Gdybym była prawdziwie pokorną, to jest niezachwianie przekonana, że we mnie nie ma nic dobrego, co by nie było od Boga, wówczas – jak nie było mi przykro słyszeć pochwał o innych, ale owszem cieszę się z tego, że Bóg w nich moc swojej łaski objawia – tak również nie powinno mi to robić żadnej przykrości, że we mnie objawiają się cudowne Jego sprawy. Wpadłam znowu w drugą skrajność. Zaczęłam błagać Boga – i osobne zanosiłam w tym celu modlitwy do Niego – aby każdemu, kto by widział we mnie co dobrego, raczył objawić moje grzechy i tym sposobem wyjaśnił mu jak dalece niegodna jestem tych łask, które boska Jego dobroć mi czyni. Takie objawienie mojej niegodności było zawsze najgorętszym mym pożądaniem. Spowiednik zakazał mi dalej o to się modlić. Ja jeszcze do niedawna miałam ten zwyczaj, że gdy kto okazywał, jakie korzystne i wysokie o mnie mniemanie, ubocznie albo jak się dało, mówiłam mu o swoich grzechach i to mi ulgę przynosiło. Ale i o to dużo mi strachu i skrupułów napędzono. Wszystko to, jak teraz widzę, nie było skutkiem pokory, tylko rzeczywistej pokusy. Zdawało mi się, że oszukuję wszystkich. Rzeczywiście oszukuje siebie ktokolwiek sądzi, że jest we mnie co dobrego, chociaż nigdy nie chciałam ani nie zamierzałam oszukać nikogo. Pan sam to dopuszcza z powodów Jemu tylko wiadomych. Nawet swoim spowiednikom nigdy bym nie mówiła o tych łaskach i objawieniach, gdyby mnie konieczność do tego nie zmusiła. Miałabym wielki niepokój wyjawiać takie rzeczy bez potrzeby. Wszystkie te drobne strachy i rzekome objawy pokory były, jak teraz rozumiem, tylko niedoskonałością i dowodem braku umartwienia wewnętrznego. Bo dusza, która oddała się w ręce Boga, tyle się troszczy o to, co o niej mówią dobrego, jak i złego, tak jasno i głęboko to rozumie – jak i Pan na to raczy jej dawać łaskę, aby to zrozumiała – że niczego nie ma z samej siebie. Niech więc z zupełną ufnością na Nim polega. On jej dał te łaski, On je, gdy zechce, objawi. On wie, co i dlaczego to robi: tylko w ślad za tym objawieniem niech będzie gotowa na prześladowanie, bo to rzecz pewna, że w tych naszych czasach żadnego nie minie, o kim z woli i dopuszczenia Pańskiego świat się dowie, że Bóg mu podobnych łask użycza. Na jedną taką duszę patrzy tysiąc oczu, gdy na tysiąc dusz innego pokroju ani jedno oko nie spojrzy. (św. Teresa od Jezusa, Księga życia 31, 14-16)
Wiem, że w pewnych wypadkach tłumaczenie się jest rzeczą dozwoloną, że nawet byłoby źle zaniechać go, ale przez brak rozsądku – czy raczej przez brak pokory – nigdy nie umiem poznać, czy w danym razie zachodzi taki wypadek, czy nie. Wielki to istotnie dowód pokory widzieć siebie obwinianym i potępianym bez winy, a milczeć. Piękne to naśladowanie Boskiego Baranka, który zdjął z nas wszystkie winy nasze. Bardzo pragnęłabym zachęcić was do najusilniejszego ćwiczenia się w tej cnocie; korzyści z niej wynikające są ogromne, a przeciwnie, z tłumaczenia się i zrzucania winy z siebie nie widzę żadnej a żadnej (…). Wiele, zdaniem moim, na tym zależy, byśmy się zaprawiały do tej cnoty, czyli innymi słowy, byśmy się starały otrzymać od Pana cnotę prawdziwej pokory, bo z pokory ta cnota [brania winy na siebie] wynikać powinna. Człowiek bowiem prawdziwie pokorny powinien szczerze pragnąć tego, by był za nic miany, by chociaż niewinny, był prześladowany i potępiany, choćby w rzeczach ważnych. Skoro ma wolę i postanowienie naśladować Pana, w czymże lepiej i łatwiej, niż w tym, może Go naśladować? Nie potrzeba mu do tego sił fizycznych, nie potrzeba mu pomocy od nikogo, tylko od Boga.
Te to wielkie cnoty pragnęłabym, siostry moje, by były celem usiłowań naszych i treścią naszych pokut. W surowościach i umartwieniach zewnętrznych, choć dobre są i pożyteczne, wiecie, że was powściągam, gdy w nich chcecie przebrać miarę. Ale te wysokie cnoty wewnętrzne nie szkodzą zdrowiu, nie odbierają ciału siły potrzebnej do służenia Zakonowi, a dusze, przeciwnie, dziwnie krzepią i umacniają. (św. Teresa od Jezusa, Droga doskonałości 15, 1-3)
Żałuje [dusza] tego czasu, kiedy dbała o względy ludzkie, i tego błędu, jakim się uwodziła, poczytując za honor to, co świat zowie honorem; teraz widzi, że jest to wielkie kłamstwo i że wszyscy w nim się obracamy. Rozumie teraz, że prawdziwy honor nie zasadza się na kłamstwie, tylko na prawdzie, poczytując za coś to, co jest czymś, a za nic to, co jest niczym; a niczym jest, i mniej niż niczym, wszystko, cokolwiek się kończy i co się nie podoba Bogu. Śmieje się sama z siebie, że był czas, kiedy przywiązywała jakąś wagę do pieniędzy i ich pożądania. (św. Teresa od Jezusa, Księga życia 20, 26-27)
Gdy przyjdzie wam pokusa pychy wyznajcie ją przed przełożoną, proście o wyznaczenie wam niskiego zajęcia, o zadanie wam publicznej pokuty, jak to u nas jest w zwyczaju, i wszelkimi, jakimi zdołacie sposobami, których Pan wam nastręczyć nie omieszka, starajcie się w tym punkcie ugiąć i złamać skłonność przyrodzoną. Z takim spotkawszy się przyjęciem, zapewniam was, pokusa u was długo nie zabawi. (św. Teresa od Jezusa, Droga doskonałości 12, 7)
O, Jezu! Jakże Twój mały ptaszek jest szczęśliwy z tego, że jest słaby i mały, cóż by począł będąc wielkim? Nigdy nie miałby odwagi pokazać się przed Tobą, spać w Twojej obecności… Tak, to jeszcze jedna słabość małego ptaszka.
(św. Teresa od Dzieciątka Jezus, Man. B, 5r)
Obecnie pogodziłam się z myślą, że zawsze będę się widzieć niedoskonałą i w tym odnajduję radość.
(św. Teresa od Dzieciątka Jezus, Man. A, 74r)
I mnie się trafiają liczne słabości, lecz nigdy się im nie dziwię… To tak słodko czuć się słabą i małą.
(św. Teresa od Dzieciątka Jezus, Novissima verba, 5 lipca)
Wolę przyznać z prostotą, że Wszechmocny uczynił wielkie rzeczy w duszy dziecka swojej Boskiej Matki, a największą z nich jest to, że okazał mu jego maleńkość i jego niemoc.
(św. Teresa od Dzieciątka Jezus, Man. C, 4r)
Świętość nie jest w tej lub owej, polega ona na usposobieniu serca, które sprawia, że jesteśmy małymi i pokornymi w objęciach Boga, uznającymi swą słabość i ufającymi do zuchwalstwa Jego dobroci ojcowskiej.
(św. Teresa od Dzieciątka Jezus, Novissima verba,3 sierpnia)
Bez pokory jesteśmy jak ślepcy w ciemnościach; z pokorą dusza postępuje w ciemnościach, jakby to był jasny dzień. Pyszny jest jak ziarno pszenicy rzucone do wody: nadyma się i rośnie. Wystawcie jednak to ziarno do słońca, albo wrzućcie do ognia: schnie i spala się. Pokorny jest jak ziarno pszenicy rzucone w ziemię: zapada, kryje się, ginie, umiera, po to jednak, by zazielenić się ponownie w niebie. […] Naśladujcie pszczoły i zbierajcie wszędzie miód pokory. Miód jest słodki; pokora ma smak Boga; ona daje zakosztować Boga. (św. Maria od Jezusa Ukrzyżowanego)