Tytuł ten przydaje utworowi życia, a równocześnie wiernie odpowiada jego treści. Są to bowiem rady czy wskazówki podyktowane przez roztropność, które powinna zachowywać osoba zakonna, aby bez szwanku, owszem, z korzyścią wyjść z najczęściej spotykanych w życiu klasztornym trudności.
Niektóre krańcowe wskazania, zdecydowanie podkreślające potrzebę skupienia i karności, tłumaczą się przeznaczeniem pisma. Zostały bowiem pomyślane i napisane dla osób zakonnych żyjących we wspólnocie. Jakkolwiek nie posiadają one żadnej wyraźnej dedykacji, to jednak od razu rzuca się w oczy ich charakter klasztorny. Zostały napisane pomiędzy rokiem 1579 a 1581 dla karmelitanek bosych w Beas. Mimo to nie dostrzegamy w nich żadnych cech szczególnych, które by je akurat wiązały z tą konkretną wspólnotą zakonną. Sam św. Jan z pewnością wpajał je także swoim współbraciom w klasztorach męskich.
Dowodem na to jest fakt, że główne przestrogi powtarza w Czterech radach danych pewnemu zakonnikowi, aby mógł osiągnąć doskonałość. Te ostatnie są czymś w rodzaju listu czy porad dotyczących życia duchowego, przeznaczone dla bliżej nieokreślonego karmelity. Nie znamy jednak ani daty ich powstania, ani adresata, dla którego były przeznaczone. Pierwsza rada odpowiada trzeciej przestrodze przeciwko światu; druga – pierwszej przestrodze przeciwko ciału; trzecia – drugiej i trzeciej przestrodze przeciwko ciału; czwarta zaś odpowiada pierwszej przestrodze przeciwko szatanowi (częściowo). A więc cztery rady, wzięte jako całość, są podobne do odpowiadających im przestróg, z tą tylko różnicą, że nie są skierowane przeciwko trzem wrogom doskonałości.
Święty, opierając się na tradycyjnej ascetyce, sprowadza do trzech kategorii najważniejsze niebezpieczeństwa, występujące we współżyciu klasztornym, powszechnie uosabiane przez trzech znanych wrogów, działających w trzech formach podobnych i zarazem różnych. Dlatego św. Jan podaje środki zaradcze, które można stosować na wszystkich tych trzech frontach, zasłaniając się nimi niczym tarczami.
Wszystkie te przestrogi posiadają zabarwienie wyraźnie negatywne. Mowa jest w nich tylko o wrogach i szkodach przez nich wyrządzanych. Wypływa to jednak z samej natury przestrogi, której zadaniem jest ostrzec człowieka przed grożącym mu niebezpieczeństwem. Według św. Jana od Krzyża przestrogi te stawiają przed osobą zakonną straszliwy dylemat: z jednej strony, jeśli się będzie je stosować, obiecują świętość i pokój Ducha Świętego, z drugiej zaś zapowiadają upadek i rozgoryczenie, jeśli się ich nie będzie zachowywać. A więc: życie albo śmierć.
Pomimo całej negatywności widok, jaki ukazują przestrogi, jest niezwykłej wagi. Nie wymagają one dzisiaj specjalnych uzasadnień, lecz raczej uważnego przemyślenia. Św. Jan od Krzyża, który mimo iż wydaje się wyobcowany z pospolitych warunków codziennego życia, uprawia mistykę doskonale przystającą do rzeczywistości, w jakiej żyje. Jest doskonałym obserwatorem ludzi i ich sytuacji życiowych. Mówi z doświadczenia, i to z podwójnego doświadczenia: widzi zagrożenia i równocześnie dostrzega smutną rzeczywistość wielu tych, którzy w nie wpadli. Szczególnie niepokoją go dwie sprawy.
Z przykrością stwierdza powstawanie w klasztorze małego światka zamkniętego, który w pewnych wypadkach posiada te same niewłaściwości, co i świat zewnętrzny. Tutaj, zamiast dążyć do zdobycia korzystnej pozycji społecznej, będzie się szukać jakiegoś stanowiska czy nawet lepszej celi. Zmartwienie związane z wielkimi wydarzeniami politycznymi zastąpi (a raczej się do nich dołączy) troska i niepokój z powodu drobnych wydarzeń domowych. Wprawdzie wydarzenia te są mniejszych rozmiarów, ale gdy uczuciowo ktoś do nich się przywiąże, mogą spowodować takie same szkody, a nawet jeszcze większe, jako że duch dziecinnieje z powodu zbyt wielkiej wagi przywiązywanej do drobnostek. «Jeśli chcesz znaleźć pokój i wesele ducha oraz naprawdę służyć Bogu, nie zadowalaj się tym, co już opuściłeś, gdyż może się zdarzyć, że będzie cię powstrzymywać to, co znowu będziesz czynić, i to może jeszcze mocniej niż było dawniej» (S 78).
Jednakże bardziej od światka klasztornego martwią go tarcia wynikające z codziennego współżycia. Prawdą jest, że w klasztorze istnieje duża współpraca, ale również istnieje i to, co teraz martwi Świętego. Przełożeni oraz pozostali zakonnicy – przypomina św. Jan od Krzyża – zostali tam postawieni przez Boga po to, aby cię kształtować. Wykonują tę opatrznościową pracę, nawet o niej nie myśląc ani nie zdając sobie z niej sprawy. Drażnią cię swoim brakiem delikatności lub zwykłą różnicą poglądów, gustów czy temperamentów. Gorszy cię przeciętność, w jaką popadają nawet najbardziej dobrane wspólnoty, zamieniając się w jakiś bezlitosny walec, który tłumi i zgniata każdy zryw osobistej wielkoduszności. W takich okolicznościach okazywać heroizm kosztuje podwójnie: chodzi bowiem o podtrzymanie własnego wysiłku, większego ze względu na opór ze strony otoczenia, a ponadto chodzi o znoszenie tego, że inni, sądząc po ludzku, będą nadużywać tego wysiłku. Na pewno św. Jan od Krzyża zdaje sobie sprawę z tej olbrzymiej trudności, a mimo to bardzo mocno akcentuje tę przestrogę, jak żadną inną: Bóg powołuje osoby zakonne do klasztoru po to, aby je doświadczać. Dlatego nie chce, aby im brakowało wszelkiego rodzaju prób, pochodzących ze strony pokus, szatana, osób czy też różnego rodzaju rzeczy.
Pewien zakonnik, gorszący się i narzekający na to, co widział w klasztorze, otrzymał od Świętego dobrą nauczkę:
«Gdy pewnego dnia, pobudzony gorliwością, poszedł porozmawiać ze Świętym o pewnej sprawie, dotyczącej innego zakonnika, która wydawała mu się rozluźnieniem, ten mu odpowiedział: Czy myślisz, ojcze, że wszyscy przychodzą do zakonu, aby się zbawić? Tą odpowiedzią tak go przeraził, iż przez wiele lat nie opuszczała go myśl dotycząca jego końca życia, czym równocześnie zamknął bramę jego nierozważnej gorliwości».
Przestrogi mówią tylko to, co chcą powiedzieć, i nic więcej. Kiedy jedna z nich stwierdza, że współbracia spełniają rolę pomocników szatana, postawionych przez Boga, aby nas doświadczali, chce nas nauczyć właściwej postawy wobec samego Boga, albowiem to On właśnie ich przy nas postawił, a w konsekwencji On jest odpowiedzialny za to, co oni z nami czynią. Skoro więc jest to zrządzenie Boże, zatem wymaga od nas podporządkowania się. Nie jest więc ono uzależnione od osądu, jaki wydajemy o postępowaniu współbraci jako ludzi skazanych na potępienie, czy też oprawców doświadczających naszej cierpliwości. Nasze relacje ze współbraćmi mają być regulowane innymi zasadami: pokorą i miłością. Powinniśmy się cieszyć «z dobra innych tak jak ze swojego własnego i pragnąć, aby ich stawiano przed tobą, i to we wszystkim; to zaś wszystko ma wypływać ze szczerego serca… Staraj się to okazywać zwłaszcza wobec tych, którzy ci są mniej sympatyczni. Pamiętaj o tym, że jeśli nie będziesz w tym się ćwiczył, nie dojdziesz do prawdziwej miłości ani nie będziesz w niej czynił postępów» (3. przeciw szatanowi).
Tradycyjnie dopatrywano się problemów w pierwszej przestrodze, która mówi o jednakowej miłości do wszystkich, bez wyróżniania kogokolwiek, a tym bardziej krewnych. A więc, jak się wydaje, żąda od nas czegoś bardzo trudnego, a nawet czegoś przeciwnego naturze. Zresztą – czyniono zarzut – sam św. Jan jej nie praktykował, albowiem do końca życia okazywał wprost tkliwą i niezmierną miłość do swego rodzonego brata Franciszka. Odnoszę wrażenie, że tak stawiane zarzuty, jak i obrona przestrogi nieco wychodzą poza temat. W tym wypadku Święty bynajmniej nie mówi o czułej miłości czy delikatnym uczuciu do członków rodziny, lecz mówi jedynie o tych «dobrach doczesnych*, które tak twardo i zdecydowanie osądza w Drodze na Córę Karmel (III, 18-20): «Przez dobra doczesne rozumiemy tu: bogactwa, pochodzenie klasowe, stanowiska i inne zaszczyty, dzieci, krewnych, małżeństwo itp.» (DGK III, 18, 1). Pomimo wszystko kategoryczny ton tej przestrogi zostawia miejsce na słuszne i należne uczucia. Pod koniec bowiem czwartej rady, zalecającej jak najzupełniejszą samotność i obojętność wobec wszystkiego, Święty dodaje wyjaśnienie, którego byśmy się po nim nigdy nie spodziewali: «Bynajmniej nie chcę przez to powiedzieć, żebyś zaprzestał spełniać urzędu, który piastujesz, oraz tego wszystkiego, co posłuszeństwo ci nakaże, z wszelką możliwą troskliwością, jaka będzie potrzebna…» (Cztery rady dla pewnego zakonnika, 9).
My dzisiaj napotykamy większe trudności w innych dziedzinach, a zwłaszcza w biernej postawie wobec różnego rodzaju trudności, jak np. znoszenie braków przełożonego, natręctwa czy dokuczania ze strony współbrata itp. Świętojanowe posłuszeństwo bynajmniej nie tłumi troski o dobro wspólne. Wymaga tylko, aby przedtem, a przynajmniej równocześnie, wiara zastąpiła osobisty egoizm, «tak, abyś doszedł do takiego stanu, iżbyś się nie przejmował tym, że przełożonym będzie ten czy tamten, o ile to dotyczy twego szczególnego uczucia» (2. przeciw szatanowi). Znoszenie zaś dokuczliwości płynącej ze współżycia braterskiego wymaga tak dużej i heroicznej miłości chrześcijańskiej, iż nie może być niebezpieczeństwa, które by prowadziło nas do jakiejkolwiek bierności.
Mimo pozornie skromnych rozmiarów, przestrogi stanowią ważną część wielkiego systemu świętojanowego, którego są wykładnią na małą skalę. Wytknięty cel jest bowiem ten sam: dojść do wielkich dóbr świętego skupienia, do ogołocenia i ubóstwa duchowego, gdzie człowiek zażywa spokoju i wytchnienia w Duchu Świętym oraz dochodzi do zjednoczenia z Bogiem (por. P 1). Również, środki do celu są te same: nadzieja – przeciwko światu, wiara – przeciwko szatanowi oraz miłość – przeciwko egoizmowi i zmysłowości. Przeróżne sytuacje życia klasztornego zostały przez Świętego zinterpretowane jako konkretne sposoby realizacji nocy biernej ducha, włącznie z całą jej olbrzymią skutecznością.
Zakres przestróg jest doskonale widoczny. Mimo to ich potrzeby i praktyczności nie podda w wątpliwość nikt, kto choć przez krótki czas żył we wspólnocie.
Cierpliwość płynąca z wiary nie jest bynajmniej ślepotą. Jej tłumaczenie nie sprzyjającego oraz irytującego środowiska jako doświadczenia Bożego także ma swoje granice. Kiedy warunki przekraczają te granice, wzajemne współżycie bardziej niż próbą staje się przeszkodą, która gasi wszelki zapał. Sam bowiem św. Jan od Krzyża, będąc karmelitą i studentem w Salamance uznał, że dopuszczalna przez Opatrzność miara została przekroczona, i dlatego postanowił opuścić zakon.
W drugim rozdziale niniejszej książki widzieliśmy wrażliwość, z jaką Święty umiał przepajać zmysłem Bożym skomplikowany mechanizm życia wspólnotowego. Ta jego krystaliczność ukazuje nam go na każdym kroku i w każdym geście jako «zakonnika» w pełnym tego słowa znaczeniu.
Jakby na przekór swojemu wyczulonemu patrzeniu wiele razy w Przestrogach przyznaje się do bólu, jaki mu sprawia w najbliższym otoczeniu widok zakonników nie posiadających szerszego sposobu patrzenia. Aby życie klasztorne, złożone z drobnych gestów i wciąż powtarzających się tych samych zajęć, było życiem doskonalącym, trzeba każdy dzień rozpoczynać z nową nadzieją i z nowym zrywem heroicznej miłości, połączonej z trwałą i nieustanną wiernością. Bez nich bowiem każdy nowy świt, każdy nowy poranek rozpoczęty bez tego przekonania, że żyjemy oddani Bogu i dobru, z duszą przepełnioną wielkimi troskami o Kościół i ludzkość, klasztor stanie się ponury i nieludzki do tego stopnia, iż będzie się wydawał raczej klatką istot wzajemnie się pożerających.
Federico Ruiz Salvador OCD
Św. Jan od Krzyża, Wydawnictwo Karmelitów Bosych, Kraków 1998
Tytuł ten przydaje utworowi życia, a równocześnie wiernie odpowiada jego treści. Są to bowiem rady czy wskazówki podyktowane przez roztropność, które powinna zachowywać osoba zakonna, aby bez szwanku, owszem, z korzyścią wyjść z najczęściej spotykanych w życiu klasztornym trudności.
Niektóre krańcowe wskazania, zdecydowanie podkreślające potrzebę skupienia i karności, tłumaczą się przeznaczeniem pisma. Zostały bowiem pomyślane i napisane dla osób zakonnych żyjących we wspólnocie. Jakkolwiek nie posiadają one żadnej wyraźnej dedykacji, to jednak od razu rzuca się w oczy ich charakter klasztorny. Zostały napisane pomiędzy rokiem 1579 a 1581 dla karmelitanek bosych w Beas. Mimo to nie dostrzegamy w nich żadnych cech szczególnych, które by je akurat wiązały z tą konkretną wspólnotą zakonną. Sam św. Jan z pewnością wpajał je także swoim współbraciom w klasztorach męskich.
Dowodem na to jest fakt, że główne przestrogi powtarza w Czterech radach danych pewnemu zakonnikowi, aby mógł osiągnąć doskonałość. Te ostatnie są czymś w rodzaju listu czy porad dotyczących życia duchowego, przeznaczone dla bliżej nieokreślonego karmelity. Nie znamy jednak ani daty ich powstania, ani adresata, dla którego były przeznaczone. Pierwsza rada odpowiada trzeciej przestrodze przeciwko światu; druga – pierwszej przestrodze przeciwko ciału; trzecia – drugiej i trzeciej przestrodze przeciwko ciału; czwarta zaś odpowiada pierwszej przestrodze przeciwko szatanowi (częściowo). A więc cztery rady, wzięte jako całość, są podobne do odpowiadających im przestróg, z tą tylko różnicą, że nie są skierowane przeciwko trzem wrogom doskonałości.
Święty, opierając się na tradycyjnej ascetyce, sprowadza do trzech kategorii najważniejsze niebezpieczeństwa, występujące we współżyciu klasztornym, powszechnie uosabiane przez trzech znanych wrogów, działających w trzech formach podobnych i zarazem różnych. Dlatego św. Jan podaje środki zaradcze, które można stosować na wszystkich tych trzech frontach, zasłaniając się nimi niczym tarczami.
Wszystkie te przestrogi posiadają zabarwienie wyraźnie negatywne. Mowa jest w nich tylko o wrogach i szkodach przez nich wyrządzanych. Wypływa to jednak z samej natury przestrogi, której zadaniem jest ostrzec człowieka przed grożącym mu niebezpieczeństwem. Według św. Jana od Krzyża przestrogi te stawiają przed osobą zakonną straszliwy dylemat: z jednej strony, jeśli się będzie je stosować, obiecują świętość i pokój Ducha Świętego, z drugiej zaś zapowiadają upadek i rozgoryczenie, jeśli się ich nie będzie zachowywać. A więc: życie albo śmierć.
Pomimo całej negatywności widok, jaki ukazują przestrogi, jest niezwykłej wagi. Nie wymagają one dzisiaj specjalnych uzasadnień, lecz raczej uważnego przemyślenia. Św. Jan od Krzyża, który mimo iż wydaje się wyobcowany z pospolitych warunków codziennego życia, uprawia mistykę doskonale przystającą do rzeczywistości, w jakiej żyje. Jest doskonałym obserwatorem ludzi i ich sytuacji życiowych. Mówi z doświadczenia, i to z podwójnego doświadczenia: widzi zagrożenia i równocześnie dostrzega smutną rzeczywistość wielu tych, którzy w nie wpadli. Szczególnie niepokoją go dwie sprawy.
Z przykrością stwierdza powstawanie w klasztorze małego światka zamkniętego, który w pewnych wypadkach posiada te same niewłaściwości, co i świat zewnętrzny. Tutaj, zamiast dążyć do zdobycia korzystnej pozycji społecznej, będzie się szukać jakiegoś stanowiska czy nawet lepszej celi. Zmartwienie związane z wielkimi wydarzeniami politycznymi zastąpi (a raczej się do nich dołączy) troska i niepokój z powodu drobnych wydarzeń domowych. Wprawdzie wydarzenia te są mniejszych rozmiarów, ale gdy uczuciowo ktoś do nich się przywiąże, mogą spowodować takie same szkody, a nawet jeszcze większe, jako że duch dziecinnieje z powodu zbyt wielkiej wagi przywiązywanej do drobnostek. «Jeśli chcesz znaleźć pokój i wesele ducha oraz naprawdę służyć Bogu, nie zadowalaj się tym, co już opuściłeś, gdyż może się zdarzyć, że będzie cię powstrzymywać to, co znowu będziesz czynić, i to może jeszcze mocniej niż było dawniej» (S 78).
Jednakże bardziej od światka klasztornego martwią go tarcia wynikające z codziennego współżycia. Prawdą jest, że w klasztorze istnieje duża współpraca, ale również istnieje i to, co teraz martwi Świętego. Przełożeni oraz pozostali zakonnicy – przypomina św. Jan od Krzyża – zostali tam postawieni przez Boga po to, aby cię kształtować. Wykonują tę opatrznościową pracę, nawet o niej nie myśląc ani nie zdając sobie z niej sprawy. Drażnią cię swoim brakiem delikatności lub zwykłą różnicą poglądów, gustów czy temperamentów. Gorszy cię przeciętność, w jaką popadają nawet najbardziej dobrane wspólnoty, zamieniając się w jakiś bezlitosny walec, który tłumi i zgniata każdy zryw osobistej wielkoduszności. W takich okolicznościach okazywać heroizm kosztuje podwójnie: chodzi bowiem o podtrzymanie własnego wysiłku, większego ze względu na opór ze strony otoczenia, a ponadto chodzi o znoszenie tego, że inni, sądząc po ludzku, będą nadużywać tego wysiłku. Na pewno św. Jan od Krzyża zdaje sobie sprawę z tej olbrzymiej trudności, a mimo to bardzo mocno akcentuje tę przestrogę, jak żadną inną: Bóg powołuje osoby zakonne do klasztoru po to, aby je doświadczać. Dlatego nie chce, aby im brakowało wszelkiego rodzaju prób, pochodzących ze strony pokus, szatana, osób czy też różnego rodzaju rzeczy.
Pewien zakonnik, gorszący się i narzekający na to, co widział w klasztorze, otrzymał od Świętego dobrą nauczkę:
«Gdy pewnego dnia, pobudzony gorliwością, poszedł porozmawiać ze Świętym o pewnej sprawie, dotyczącej innego zakonnika, która wydawała mu się rozluźnieniem, ten mu odpowiedział: Czy myślisz, ojcze, że wszyscy przychodzą do zakonu, aby się zbawić? Tą odpowiedzią tak go przeraził, iż przez wiele lat nie opuszczała go myśl dotycząca jego końca życia, czym równocześnie zamknął bramę jego nierozważnej gorliwości».
Przestrogi mówią tylko to, co chcą powiedzieć, i nic więcej. Kiedy jedna z nich stwierdza, że współbracia spełniają rolę pomocników szatana, postawionych przez Boga, aby nas doświadczali, chce nas nauczyć właściwej postawy wobec samego Boga, albowiem to On właśnie ich przy nas postawił, a w konsekwencji On jest odpowiedzialny za to, co oni z nami czynią. Skoro więc jest to zrządzenie Boże, zatem wymaga od nas podporządkowania się. Nie jest więc ono uzależnione od osądu, jaki wydajemy o postępowaniu współbraci jako ludzi skazanych na potępienie, czy też oprawców doświadczających naszej cierpliwości. Nasze relacje ze współbraćmi mają być regulowane innymi zasadami: pokorą i miłością. Powinniśmy się cieszyć «z dobra innych tak jak ze swojego własnego i pragnąć, aby ich stawiano przed tobą, i to we wszystkim; to zaś wszystko ma wypływać ze szczerego serca… Staraj się to okazywać zwłaszcza wobec tych, którzy ci są mniej sympatyczni. Pamiętaj o tym, że jeśli nie będziesz w tym się ćwiczył, nie dojdziesz do prawdziwej miłości ani nie będziesz w niej czynił postępów» (3. przeciw szatanowi).
Tradycyjnie dopatrywano się problemów w pierwszej przestrodze, która mówi o jednakowej miłości do wszystkich, bez wyróżniania kogokolwiek, a tym bardziej krewnych. A więc, jak się wydaje, żąda od nas czegoś bardzo trudnego, a nawet czegoś przeciwnego naturze. Zresztą – czyniono zarzut – sam św. Jan jej nie praktykował, albowiem do końca życia okazywał wprost tkliwą i niezmierną miłość do swego rodzonego brata Franciszka. Odnoszę wrażenie, że tak stawiane zarzuty, jak i obrona przestrogi nieco wychodzą poza temat. W tym wypadku Święty bynajmniej nie mówi o czułej miłości czy delikatnym uczuciu do członków rodziny, lecz mówi jedynie o tych «dobrach doczesnych*, które tak twardo i zdecydowanie osądza w Drodze na Córę Karmel (III, 18-20): «Przez dobra doczesne rozumiemy tu: bogactwa, pochodzenie klasowe, stanowiska i inne zaszczyty, dzieci, krewnych, małżeństwo itp.» (DGK III, 18, 1). Pomimo wszystko kategoryczny ton tej przestrogi zostawia miejsce na słuszne i należne uczucia. Pod koniec bowiem czwartej rady, zalecającej jak najzupełniejszą samotność i obojętność wobec wszystkiego, Święty dodaje wyjaśnienie, którego byśmy się po nim nigdy nie spodziewali: «Bynajmniej nie chcę przez to powiedzieć, żebyś zaprzestał spełniać urzędu, który piastujesz, oraz tego wszystkiego, co posłuszeństwo ci nakaże, z wszelką możliwą troskliwością, jaka będzie potrzebna…» (Cztery rady dla pewnego zakonnika, 9).
My dzisiaj napotykamy większe trudności w innych dziedzinach, a zwłaszcza w biernej postawie wobec różnego rodzaju trudności, jak np. znoszenie braków przełożonego, natręctwa czy dokuczania ze strony współbrata itp. Świętojanowe posłuszeństwo bynajmniej nie tłumi troski o dobro wspólne. Wymaga tylko, aby przedtem, a przynajmniej równocześnie, wiara zastąpiła osobisty egoizm, «tak, abyś doszedł do takiego stanu, iżbyś się nie przejmował tym, że przełożonym będzie ten czy tamten, o ile to dotyczy twego szczególnego uczucia» (2. przeciw szatanowi). Znoszenie zaś dokuczliwości płynącej ze współżycia braterskiego wymaga tak dużej i heroicznej miłości chrześcijańskiej, iż nie może być niebezpieczeństwa, które by prowadziło nas do jakiejkolwiek bierności.
Mimo pozornie skromnych rozmiarów, przestrogi stanowią ważną część wielkiego systemu świętojanowego, którego są wykładnią na małą skalę. Wytknięty cel jest bowiem ten sam: dojść do wielkich dóbr świętego skupienia, do ogołocenia i ubóstwa duchowego, gdzie człowiek zażywa spokoju i wytchnienia w Duchu Świętym oraz dochodzi do zjednoczenia z Bogiem (por. P 1). Również, środki do celu są te same: nadzieja – przeciwko światu, wiara – przeciwko szatanowi oraz miłość – przeciwko egoizmowi i zmysłowości. Przeróżne sytuacje życia klasztornego zostały przez Świętego zinterpretowane jako konkretne sposoby realizacji nocy biernej ducha, włącznie z całą jej olbrzymią skutecznością.
Zakres przestróg jest doskonale widoczny. Mimo to ich potrzeby i praktyczności nie podda w wątpliwość nikt, kto choć przez krótki czas żył we wspólnocie.
Cierpliwość płynąca z wiary nie jest bynajmniej ślepotą. Jej tłumaczenie nie sprzyjającego oraz irytującego środowiska jako doświadczenia Bożego także ma swoje granice. Kiedy warunki przekraczają te granice, wzajemne współżycie bardziej niż próbą staje się przeszkodą, która gasi wszelki zapał. Sam bowiem św. Jan od Krzyża, będąc karmelitą i studentem w Salamance uznał, że dopuszczalna przez Opatrzność miara została przekroczona, i dlatego postanowił opuścić zakon.
W drugim rozdziale niniejszej książki widzieliśmy wrażliwość, z jaką Święty umiał przepajać zmysłem Bożym skomplikowany mechanizm życia wspólnotowego. Ta jego krystaliczność ukazuje nam go na każdym kroku i w każdym geście jako «zakonnika» w pełnym tego słowa znaczeniu.
Jakby na przekór swojemu wyczulonemu patrzeniu wiele razy w Przestrogach przyznaje się do bólu, jaki mu sprawia w najbliższym otoczeniu widok zakonników nie posiadających szerszego sposobu patrzenia. Aby życie klasztorne, złożone z drobnych gestów i wciąż powtarzających się tych samych zajęć, było życiem doskonalącym, trzeba każdy dzień rozpoczynać z nową nadzieją i z nowym zrywem heroicznej miłości, połączonej z trwałą i nieustanną wiernością. Bez nich bowiem każdy nowy świt, każdy nowy poranek rozpoczęty bez tego przekonania, że żyjemy oddani Bogu i dobru, z duszą przepełnioną wielkimi troskami o Kościół i ludzkość, klasztor stanie się ponury i nieludzki do tego stopnia, iż będzie się wydawał raczej klatką istot wzajemnie się pożerających.
Federico Ruiz Salvador OCD
Św. Jan od Krzyża, Wydawnictwo Karmelitów Bosych, Kraków 1998