Na podstawie artykułu:
Osoba i dzieło – chronologia życia – Czesław Gil OCD
Teresa od Jezusa z Los Andes, urodziła się 1900 roku w stolicy Chile – Santiago. Była piątym dzieckiem. Rodzina należała do bardzo zamożnych. Juanita, gdyż taki było jej imię przed wstąpieniem do Karmelu, była maskotką całej rodziny i przez to bardzo rozpieszczona i kapryśna w swym postępowaniu. Od najwcześniejszych lat brała czynny udział w życiu religijnym swojej rodziny. Matka zabierała ją codziennie na Eucharystię.
W trosce o dobro dziecka, siedmioletnią Juanitę umieszczono w kolegium sióstr Terezjanek. Wytrzymała tam tylko miesiąc. W domu była oczkiem w głowie dla wszystkich, w kolegium stała się jedną z wielu. Niektóre koleżanki wykorzystywały jej skłonność do gniewu i celowo ją drażniły, a ona nie potrafiła się obronić.
W 1910 roku przystąpiła do pierwszej Komunii. Tak zrelacjonuje wydarzenie ta dziesięcioletnia dziewczynka:
Nie potrafię opisać, co czuła moja dusza po przyjęciu Jezusa. Tysiąc razy prosiłam Go, aby mnie zabrał i po raz pierwszy usłyszałam Jego kochany głos. (…) Od tego pierwszego uścisku Jezus mnie nie wypuścił i zatrzymał mnie dla siebie”.
Ona również była wierna tej przyjaźni. Codziennie długie chwile spędzała na modlitwie traktowanej jako rozmowa z Jezusem. Nadeszły jednak oschłości, modlitwa stała się dla niej trudem, zdawało się jej, że Jezus ją opuścił. Jej niebo otoczyła ciemna noc. Noc była jej potrzebna, aby oczyścić miłość z tego, co ludzkie, aby pokochać Jezusa dla Niego samego, a nie dla darów, które od Niego otrzymywała. W tym czasie Juanita szukała światła w pismach Teresy od Jezusa, Teresy od Dzieciątka Jezus i Elżbiety od Trójcy Świętej.
Sprawa kształcenia ciągle powracała w rodzinie. Matka nie zrezygnowała ze swego planu i tak siedmioletnie Juanita rozpoczęła uczęszczanie do kolegium sióstr Najśw. Serca Jezusa z możliwością codziennego powrotu do dom. Kiedy zaś skończyła 15 lat matka podjęła decyzję, aby zamieszkała na stałe w internacie. Juanita gwałtownie buntowała się przeciw nowej sytuacji. Równocześnie była na tyle dojrzała, by zdać sobie sprawę, że pobyt w internacie pomoże jej usamodzielnić się i stać się w końcu zdolną do życia poza rodziną.
Warto zajrzeć do jej listów z tego czasu. Są bardzo zabawne. Pod koniec wakacji, pisała do przyjaciółki:
Pomyśl, już tylko siedem dni i trzeba będzie wrócić do tego więzienia. Na samą myśl o tym krew mi się ścina w żyłach. W internacie jestem bardzo nieszczęśliwa… Chętnie puściłabym go z dymem.
W tym czasie jednak myślała już o życiu zakonnym, dlatego rozsądnie dodaje:
Ale Bóg żąda więcej i ja muszę iść za Jezusem aż na koniec świata, jeśli On tego będzie chciał. Tylko On bowiem wypełnia moje serce, a wszystko poza Nim jest ciemnością, udręką i próżnością.
I dalej:
Chociaż to mi się nie podoba, powinnam dziękować Bogu, że pozwala mi się przygotować do życia poza rodziną przed wstąpieniem do Karmelu.
Wbrew początkowym buntom i lękom, Juanita przywykła do życia poza rodziną i zżyła się z nowym środowiskiem. Dzięki pobytowi w kolegium zdobyła odpowiednie wykształcenie, a przede wszystkim miała możliwość systematycznej pracy w zapanowaniu nad wadami swego charakteru. Juanita często wspomina w swoim dzienniku o napadach gniewu z byle powodu, o histerycznym płaczu, którym usiłowała terroryzować otoczenie, o trudnościach z pokorą, o zagniewanym sercu, które nie potrafi zapomnieć przykrości i upomina się o swoje… Nie zrażała się jednak niepowodzeniami w pracy nad swoim charakterem. Wciąż zaczynała …
Mimo wad, Juanita miała wiele pozytywnych cech: była otwarta na przyjaźń, radość, zabawę i żart. Jako dziewiętnastolatka pisała:
Dziękuję Bogu, że wszędzie czuję się dobrze, wszędzie, gdzie się znajdę, jestem szczęśliwa. Nie rozumiem tych dziewcząt, które zawsze na wszystko narzekają.
Kochała góry i morze. Od dziecka pasjonowała się jazdą konną. Często były to brawurowe wyprawy po stromych zboczach górskich. Z pasją grała w tenisa, lubiła pływanie, szybką jazdę samochodem, dobre sztuki teatralne, śpiew i grę na pianinie, długie spacery nadmorskie…
Odkrycie i rozwój powołania zakonnego był u Juanity owocem jej życia religijnego. Po raz pierwszy myśl o powołaniu karmelitanki pojawiła się w jej dzienniku w czternastym roku życia. Pragnęła swoim życiem wynagrodzić Bogu obojętność innych ludzi. Napisze kiedy jej powołanie stawało się już bardziej konkretne:
Marzę o dniu, kiedy wstąpię do Karmelu, aby myśleć tylko o Nim, żyć tylko dla Niego. Kochać i cierpieć, by zbawiać dusze.
W 1919 roku, wybrała się z matką do Los Andes w celu porozmawiania z tamtejszą przełożoną Karmelu. Wstąpiła tego samego roku; po pięciu miesiącach postulatu, otrzymała habit zakonny. Niewiele musiała zmieniać w sposobie życia. Już wcześniej żyła jak karmelitanka: milczenie, regularna modlitwa, odpowiednia lektura, codzienna praca …
W marcu 1920 roku, na początku Wielkiego Postu, powiedziała swojemu spowiednikowi, że umrze w ciągu miesiąca. I rzeczywiście tak się stało. W Wielki Piątek dostała wysokiej gorączki. Nie pomagały żadne lekarstwa. Była chora na ostrą odmianę tyfusu. 7 kwietnia złożyła śluby zakonne na łożu śmierci. To była jej ostatnia radość na ziemi. Zmarła 12 kwietnia 1920 roku, mając 19 lat. Wyniesiona na ołtarze jako najmłodsza z karmelitanek, stała się patronką swego narodu. Co roku do jej grobu w los Andes pielgrzymuje milion osób. Jest pierwszą Świętą narodu chilijskiego.
Dziecięca miłość do Maryi i głębokie przeżywanie obecności Chrystusa w Eucharystii to dwa filary życia religijnego Teresy z los Andes. Od trzeciego roku życia Maryja była jej powierniczką małej Juanity. Zachęcona postawą dziadka od szóstego roku codziennie odmawiała różaniec. Zwłaszcza po I Komunii św., Maryja i Jezus byli po prostu obecni w jej życiu. Z Nimi rozmawiała o swoich sprawach i dziwiła się, że inni tego nie czynią. Z biegiem lat jej pobożność dojrzewał. Zdała sobie sprawę, że skoro jest córką Maryi, to powinna być podobna do swojej Matki i starała się o to podobieństwo przez naśladowanie Jej życia.
Szczególnie była bliska Teresie tajemnica Niepokalanego Poczęcia. Od 1907 roku figurka Najśw. Maryi Panny z Lourdes zawsze stała przy jej oknie. A w 1917 roku odbyła z matką nawet pielgrzymkę do Lourdes. Swoje przeżycia opisała w dzienniku:
Ty jesteś Matką, niebieską Madonną, która nas prowadzi… Nie wierzyłam, że jest możliwe szczęście na ziemi, ale wczoraj moje serce, spragnione szczęścia, znalazło je. Moja dusza, zachwycona u Twoich dziewiczych stóp, wsłuchiwała się w Twoje słowa… Moja Matko, w Lourdes znalazłam niebo.
W ten sposób drogę do Chrystusa Teresa realizowała przez Maryję. I wobec Matki Chrystusa określała się córką. Jestem córką Maryi – to motto życia naszej karmelitanki z Chile:
Jestem nie tylko oblubienicą Jezusa…: jestem Jego siostrą. Jestem córką Maryi…
I ta przyjaźń była bardzo zażyła. Pisze:
Za każdym razem, gdy pragnęłam coś wiedzieć, pytałam Ją, a Jej odpowiedź dawała mi pewność.
Teresa nazywa Ją wręcz swoim zwierciadłem:
Moim zwierciadłem ma być Maryja. Ponieważ jestem Jej córką, muszę być podobna do Niej, a w ten sposób podobna do Jezusa.
I pragnęła znaleźć się w Jej ramionach jak dziecko w ramionach matki:
Składam siebie w Twoje macierzyńskie ramiona, abyś Ty mogła złożyć mnie w ramiona Jezusa. Oddaję się Jemu.
Jej celem było żyć pod płaszczem Matki Chrystusa, który według Juanity najskuteczniej chroni przed szkodliwymi wpływami. Tam, pod macierzyńską szatą, przez którą spływa błogosławieństwo, chciała spotykać swoich przyjaciół.
W tym duchu zachęcała innych:
Kiedy czujesz się samotna, podziwiaj Ją, a zobaczysz, że uśmiechnięta powie ci, że Ona zawsze była samotna. Kiedyś smutna i opuszczona, biegnij do swojej Matki, która ci powie: «Nie ma bólu nad mój ból»; Ona cię umocni, wlewając w twoją duszę kroplę pociechy, która ukoi twoje zbolałe serce.
Sama mówiła:
Kiedy cierpię, patrzę na Matkę Bolesną z Jezusem umarłym w Jej ramionach. Porównuję swój ból z Jej i nie widzę żadnego podobieństwa. Jezus jest Jej jedynym Synem, umarłym i zabitym za grzeszników. I patrząc na spływające łzy Matki, na pokrwawione ciało Jej Boga, uczę się pocieszania Najświętszej Dziewicy, opłakując grzechy.
Łatwo zauważyć, że nabożeństwo Teresy z los Andes do Maryi było oparte na podstawowych prawdach i praktykach maryjnych. Nazywał Ją Matką Jezusa i własną Matką, czując się wobec Niej córką. Wyrazem jej zewnętrznej pobożności był codzienny różaniec i jej figura. Nic nadzwyczajnego, ale wszystko przeżyte dogłębnie, o czym świadczy jej niezwykła dojrzałość u końca życia w wieku zaledwie 19 lat. I Kościół daje nam ją za przykład codziennej prostoty wiary, która nie wymaga tego co nadzwyczajne, ale wierności w tym co najbardziej zwyczajne i wszystkim dostępne.
o. Mariusz Wójtowicz OCD