Bardzo wcześnie, bo o piątej rano, w hiszpańskim mieście Awili przyszła na świat Teresa. Jej rodzice bardzo ją kochali, szczególnie ojciec Alonso Sanchez de Cepeda, ale nigdy mu na myśl nie przyszło, ani jego żonie Betrycze, że ich córka będzie najbardziej znaną na świecie z wszystkich ich dzieci. A mieli ich sporo, bo wraz z dwójką najstarszych, Marią i Janem z poprzedniej żony Alonsa, gromadka rodzeństwa liczyła dwanaścioro.
Córka i siostra
Rodzina, jak wiele innych w tamtych czasach, pobożna i dbająca, aby praktyki religijne wszczepić wszystkim swoim dzieciom. Mimo tego, duża różnica wieku, bo ponad 20 lat między najstarszym i najmłodszym rodzeństwem, przedwczesna śmierć Beatrycze de Ahumada, bo tuż po urodzeniu najmłodszej Janiny, oraz emigracja do Ameryki za lepszym życiem szybko dorastających synów, sprawiły, że najprawdopodobniej nigdy ta liczna rodzina nie usiadła w komplecie razem przy jednym stole.
Alonso był troskliwym ojcem i starannie notował w swoim skromnym pamiętniku co ważniejsze rodzinne wydarzenia. Dlatego też znamy po dziś dzień jego notatkę o przyjściu na świat Teresy: „Dziś, we środę, dwudziestego ósmego dnia miesiąca marca tysiąc pięćset piętnastego roku, przyszła na świat Teresa, moja córka. Była godzina piąta i prawie wschodziło słońce”.
Życie Beatrycze, naznaczone nieustannym rodzeniem dzieci i jednocześnie karmione rycerskimi ideałami z popularnych powieści tamtej epoki, które czytała w ukryciu przed własnym mężem, trwało krótko i prawdopodobnie nie należało do radosnych. Teresa, wspominając swe dzieciństwo z perspektywy wieku dojrzałego, tak o niej napisała: „Miała zaledwie trzydzieści trzy lata, gdy umarła, a tak się ubierała, jak gdyby była osobą w podeszłym wieku. Bystry miała rozum i miła była dla wszystkich. Wiele cierpień zniosła w swym życiu, umarła śmiercią święcie chrześcijańską” (Ż 1, 2).
Niestety nic nie odnotowała o swoich dziadkach, co może nieco dziwić. Powód jest jednak prosty: fakt, że Jan, jej dziadek ze strony ojca był Żydem nawróconym na chrześcijaństwo, automatycznie zamykało jego rodzinie drogę awansów i wszelkich przywilejów stanowych, aż do trzeciego pokolenia. Z tego samego powodu, jego synowie nie kontynuowali interesów handlowych Jana. A żeniąc się ze szlachciankami i bogatymi kobietami z Awili mogli dalej cieszyć się przywilejami społecznymi prowadząc życie dostatnie. Niestety z czasem, wymogi tej klasy społecznej stają się przyczyną do powolnej ruiny majątku, który posiadali. Tak właśnie było w przypadku Alonsa, ojca Teresy. Umierając pozostawił w spadku długi do spłacenia. Ale o tym później.
Mimo iż z lat dziecięcych ojca zapamiętała jako bardzo troskliwego, śmierć matki była dla niej mocnym doświadczeniem utraty. Beatrycze zmarła, gdy Teresa miała 13 lat: „Gdy matka moja umarła…, rozumiejąc wielkość straty, poszłam w utrapieniu swoim przed obraz Matki Boskiej i rzewnie płacząc błagałam Ją, aby mi była matką” (Ż 1, 7).
Dom rodzinny powolnie, ale systematyczne się wyludniał. Fakt ten powikłał nieco młodzieńcze życie Teresy, gdyż przez kilka lat dorastała głównie w otoczeniu jej młodych kuzynów oraz bez bliskiej opieki matki. Alonso nie radząc sobie najwyraźniej z dorastającą córka, posłał Teresę do pobliskiego internatu dla dziewcząt, prowadzonego przez siostry augustianki. Modlitwa nie była tam dla Teresy największym problemem, gdyż sama doświadczyła już jej potrzebę i siłę w momencie, kiedy zmarła jej mama, bardziej obawiała się, iż otoczenie dowie się co było rzeczywistym powodem jej pobytu w tym miejscu. Dlatego początkowe dni pobytu w klasztornych murach augustiańskiego internatu, były dla niej bardzo ciężkie: „Nie dlatego, – pisze Teresa – że był to klasztor, ile raczej dręczyła mnie obawa, że wiedzą o moim lekkomyślnym zachowaniu. […] Byłam, więc na początku niespokojna, ale po ośmiu dniach, a nawet zdaje mi się, po krótszym czasie, czułam się szczęśliwszą w klasztorze, nie mniej niż przedtem w domu ojca. Wszyscy też byli ze mnie zadowoleni, bo miałam tę łaskę od Boga, że gdziekolwiek byłam, umiałam podobać się wszystkim i wszędzie byłam bardzo lubiana. […] Zrozumiałam wówczas, jak wielką łaskę Bóg czyni człowiekowi, gdy go otacza towarzystwem dobrych ludzi” (KŻ 2, 8).
Wewnątrz klasztornych murów augustianek, gdzie przebywa ponad rok i poprzez przyjaźń z siostrą Marią de Briceno, „która tak pięknie mówiła o Bogu”, Teresa powoli zaczyna „umniejszać swą odrazę do życia zakonnego”, którą wówczas miała bardzo silną i kierować ponownie swe myśli ku rzeczom nadprzyrodzonym (Por. KŻ 3, 1). To właśnie tutaj budzi się w Teresie powołanie do życia zakonnego. Kończąc pobyt w internacie z powodu choroby i wracając do domu, nosi w swym sercu mocne postanowienie wstąpienia do klasztoru.
Teresa powraca do domu rodzinnego i gdy tylko udaje się podleczyć jej chorobę, rodzina proponuje jej rekonwalescencję u siostry Marii w miejscowości Castellanos de la Cañada. W drodze do niej zatrzymuje się u stryja Piotra Sáncheza de Cepeda w Hortigosa, którego „ulubionym zajęciem było czytanie dobrych książek w języku kastylijskim […] – zapamiętała – kazał mi czytać w jego obecności te książki. Nie bardzo mnie bawiło to czytanie, okazywałam jednak wielkie z niego zadowolenie, bo w chęci zadowolenia innych, choćby z przykrością dla siebie, nie znałam miary” (KŻ 3, 4).
Pod wpływem tych lektur, zrodziło się w niej pytanie, co robić w życiu i rozpoczęły się jej zmagania: „W tej walce wewnętrznej trwałam trzy miesiące, pokonując opór swojej woli tą zwłaszcza uwagą, że utrapienia i cierpienia życia zakonnego nie mogą być większe od mąk czyśćcowych, a ja z pewnością zasłużyłam na piekło. Zatem niewielka to z mojej strony ofiara żyć tu jakby w czyśćcu, a dopiero potem pójść prosto do nieba, jak tego nade wszystko pragnęłam. […] Przeszłam w tym czasie chwile ciężkich pokus” (KŻ 3, 6). Aż w pewnym momencie, szczególnie zainspirowana ,,Listami” św. Hieronima postanawia zwierzyć się ojcu o swoim zamiarze wstąpienia do klasztoru. Powie sama: „Dla mnie równało się to niejako z ubraniem habitu, bo tak byłam niezłomna w dotrzymaniu słowa, że raz wymówionego za nic bym, zdaje mi się, nie cofnęła. Lecz ojciec tak mocno mnie kochał, że w żaden sposób nie mogłam go skłonić by zgodził się na moje postanowienie. Również bezskuteczne pozostały prośby tych, których prosiłam, by się za mną wstawili. Tyle tylko zdołaliśmy na nim wymóc, że po śmierci jego wolno mi będzie uczynić, co zechcę” (KŻ 3, 7).
Karmelitanka
W roku 1535, kiedy jej dwaj bracia Ferdynand i Rodrigo opuszczają dom rodzinny i ruszają za poszukiwaniem lepszego życia za oceanem, ona nakłania o pięć lat młodszego od siebie Antoniego, aby jej towarzyszył w ucieczce z domu i pomógł we wstąpieniu do pobliskiego klasztoru pod wezwaniem Wcielenia NMP, sióstr żyjących według reguły karmelitańskiej. Teresa ma wtedy dwadzieścia lat. „W tym ostatecznym swoim postanowieniu, tak już byłam niezachwianie utwierdzona, że równie chętnie byłabym poszła do każdego innego klasztoru, jeślibym uznała, że lepiej w nim będę mogła służyć Bogu, albo jeśliby ojciec tego chciał” (KŻ 4, 1). Rozstanie z domem rodzinnym, dodatkowo w tak tragiczny sposób, sprawiło w niej wiele bólu. Ból jednak ustał, a rana dość szybko została zaleczona, gdyż po roku, w chwili przyjęcia stroju zakonnego, Bóg dał jej odczuć radość ze służenia Jemu (Por. KŻ 4, 2). Dwa lata później, w 1537 r. składa śluby zakonne.
Zaledwie w kilka miesięcy później zapada ponownie na ciężką chorobę, do tego stopnie, iż zmuszona jest szukać pomocy poza klasztorem i ponownie podjąć podróż do znanej znachorki w Becedas.
W czasie problemów ze zdrowiem, opatrznościowo trafia w jej ręce dzieło franciszkańskiego autora Franciszka de Osuny pt. „Trzecie Abecadło”, z którym Teresa rozpoczyna codzienną praktykę modlitwy skupienia. „Postanowiłam trzymać się ze wszystkich sił swoich drogi w niej wskazanej… biorąc sobie ową książkę za przewodnika i nauczyciela” (Ż 4 7).
Latem 1539 r. jej stan zdrowia pogarsza się do tego stopnia, iż zostaje przewieziona do rodzinnego domu w Awili, gdzie przeżywa trzydniową zapaść. Sama wspomina: „chwilami mieli mnie już za umarłą” (KŻ 5, 9). Swe cudowne uzdrowienie przypisuje modlitwom własnego ojca i wstawiennictwu św. Józefa. Nie miało jednak ono charakteru natychmiastowego. Po wybudzeniu się ze śpiączki, ale praktycznie całkowicie sparaliżowana, została przewieziona do klasztoru Wcielenia. W infirmerii zakonnej rozpoczyna trzyletnią rekonwalescencję.
Po powrocie do zdrowia rozpoczyna się w niej prawdziwa i definitywna walka duchowa: zewnętrzne, można powiedzieć poprawne moralnie i przykładne życie we wspólnocie zakonnej, nie odpowiada na łaskawość i dobroć Boga, której doświadcza z coraz większą intensywnością. Z jednej strony klasztorna praktyka podejmowania dobroczyńców i zabawiania ich długimi godzinami na rozmowach i trwonieniu z nimi czasu, a z drugiej strony jej pewność i doświadczenie bliskości Boga, rodzą w niej skrupuły i wstyd, które sprawiają, że na półtora roku porzuca praktykę modlitwy wewnętrznej. Pewnym impulsem do jej powrotu będzie przykład życia jej ojca i jego śmierć (23 grudnia 1543 r.). Mniej więcej od tego okresu dla Teresy rozpoczyna się długi proces oczyszczenia poprzez poznawanie i interioryzację tajemnic Bożych, który doprowadzi ją do głębokiej zażyłości z Nim.
Ten etap walki i intensywnego poznawania siebie samej i Boga, wieńczy się doświadczeniem przed obrazem Chrystusa ubiczowanego w 1554 r. Teresa miała wtedy 39 lat, a spotkanie to, tak opisuje: „Pewnego dnia zdarzyło mi się, że wszedłszy do kaplicy domowej, ujrzałam obraz… przedstawiał Chrystusa, całego okrytego ranami, tak wiernie oddanego, że na widok jego moja dusza wstrząsnęła się do głębi, oglądając Pana w takim stanie, bo obraz ten żywo przedstawiał, co Chrystus Pan dla nas wycierpiał. Tak wielki ogarnął mnie żal na myśl, jak źle odwdzięczyłam się za te rany, że zdawało mi się, iż serce we mnie pęka. Rzucając się przed Nim na kolana, z wielkim płaczem błagałam Pana, by mnie tak umocnił, abym już Go nie obrażała” (KŻ 9, 1).
Mniej więcej od tego czasu, Teresa wsparta łaską, rozpoczyna „inną, nową księgę, to jest inne, nowe życie” (Ż 23, 1). Zaangażowana w codzienne funkcjonowanie klasztoru, doświadcza wielu nadzwyczajnych łask mistycznych, m.in. „przebicia serca” (KŻ 29, 8-14) oraz „wizji piekła”(KŻ 32). W ten sposób Duch Święty umacnia i pogłębia jej miłość do Chrystusa i Kościoła.
Owocem tak intensywnego życia duchowego jest pragnienie odpowiedzenia swoim życiem w zakonie karmelitańskim w sposób bardziej intensywny, bardziej odpowiadający jej osobistemu doświadczeniu duchowemu. Gdy przekonuje się, że pragnienie to pochodzi od samego Boga wraz z przyjaciółkami
z najbliższego otoczenia zaczyna rozważać stworzenie nowego środowiska, w którym będzie mogła zrealizować swe pragnienia.
Matka odnowy Karmelu
Ostatni okres przygotowań Teresa musi spędzić w Toledo, wysłana tam przez przełożonych, gdzie zakończy redakcję swej autobiografii „Księga życia”. I zaraz po powrocie do Awili, 24 sierpnia 1562 r., głosem małego dzwonka i Mszą świętą odprawioną w gronie przyjaciół, rozpoczyna życie pierwsza wspólnota
i klasztor pod wezwaniem świętego Józefa w Awili. Życie wspólnoty zasadza się na powrocie do przeżywania Ewangelii w miłości, wolności, prawdzie, na trosce o rozwój osobistego życia duchowego, na intensywnej modlitwie za sprawy całego Kościoła i ludzkości.
W pierwszych latach u św. Józefa, Teresa redaguje duchowy kodeks nowego stylu życia. Pisze „Drogę doskonałości” – podręcznik ze wskazówkami na temat modlitwy dla sióstr swojej wspólnoty.
Po kilku latach uzyskuje pozwolenie od przełożonego generalnego zakonu karmelitów na zakładanie nowych klasztorów. I tak w 1567 r. jedzie do Mediny del Campo, gdzie zakłada drugi klasztor karmelitanek bosych. Kandydatek do wstąpienia nie brakuje. W ciągu następnych piętnastu lat Teresa wielokrotnie wyruszy na drogi Hiszpanii, aby ufundować – w większości osobiście – nowe wspólnoty.
Opis perypetii oraz tej specyficznej Bożej przygody można znaleźć w „Księdze fundacji” oraz w licznych listach. Opisuje tam początki, jakie dała braciom karmelitom bosym i ich pierwszemu klasztorowi w Duruelo, w 1568 r.: „Zdumiałam się, widząc wszędzie oznaki gorącości ducha, jaką Pan był ten nowy dom napełnił”. (F 14, 6). Przy okazji założenia tej męskiej wspólnoty Opatrzność postawiła na jej drodze młodego karmelitę, który przyjął imię Jan od Krzyża.
Po kilku latach wędrówek i działalności fundacyjnej, w 1571 r. Teresa zostaje mianowana przeoryszą klasztoru pod wezwaniem Wcielenia w Awili. Do tej pory fundowała nowe klasztory. Tym razem zadanie jest nieco trudniejsze – musi odnowić życie wspólnoty, którą nie tak dawno opuściła w poszukiwaniu lepszego środowiska dla modlitwy. W trudnym zadaniu będzie jej pomagał Jan od Krzyża, którego sprowadza do Awili jako spowiednika. Odnotowała to w liście do Kaspra de Salazar, do którego pisze z Awili 13 lutego 1573 r.: „a tutaj od wielu dni spowiada jeden z nich, bardzo świątobliwy. Jest bardzo pożyteczny”.
Mniej więcej w tym samym czasie, będąc przeoryszą w klasztorze Wcielenia w Awili, jej modlitwa sięga najgłębszych wymiarów jej istnienia; to czas, kiedy otrzymała łaskę zaślubin duchowych: „Ukazał mi się w najgłębszym wnętrzu mojej duszy Pan, i podając mi prawą rękę, powiedział: Zobacz ten gwóźdź,: jest to znak, że od dnia dzisiejszego będziesz moją oblubienicą” (Sprawozdania duchowe 35).
W czasie jej przełożeństwa we Wcieleniu nie ustają jej podróże: w połowie 1573 r. jedzie do Salamanki, następnie początkiem 1574 r. z Salamanki podjeżdża do Alby de Tormes. Po kilku tygodniach wraca przez Salamankę do Awili. W Awili długo nie zabawi, gdyż już najprawdopodobniej końcem marca pisze i wysyła
z Segowii list do dwóch aspirantek do Karmelu św. Józefa w Awili. Dopiero pod koniec roku, początkiem października powraca do swego rodzinnego miasta, gdyż musi zakończyć swoją posługę przeoryszy we Wcieleniu, po czym wraca do swojej wspólnoty u św. Józefa.
Z powodu problemów rodzinnych Kasyldy de Padilla, młodziutkiej kandydatki do Karmelu w Valladolid, już pod koniec 1574 r. Święta udaje się do tamtejszego klasztoru, gdzie nota bene, przeoryszą jest świeżo wybrana Maria Baptysta. Tam już zaplanowała dalszą długą podróż przez Medynę do Awili i niemalże natychmiast dalej, przez Toledo aż do Beas de Segura, już w Andaluzji. To ponad 550 kilometrów, które dzisiaj mogłaby przebyć szybkim pociągiem w niecałe 3 godz., w jej czasach natomiast to podróż wymagająca niemałego przygotowania i długich tygodni podróżowania.
Wyjazd do Andaluzji i niemalże roczny tam pobyt (1575 – 1576 r.) to czas trudnej pracy przy zakładaniu klasztorów w Beas de Segura, Sewilli czy Caravaca de la Cruz. To bardzo trudny i wręcz niebezpieczny okres dla jej dzieła fundacyjnego. To wtedy, dokładnie w Sewilli, Teresa musi tłumaczyć się wezwana przed trybunałem inkwizycji. Będąc też jeszcze w Andaluzji dociera do niej z włoskiej Piacenzy postanowienie kapituły generalnej zakonu karmelitów, zgodnie z którym, jak sama stwierdza: „Nie tylko nie pozwala ono mnie wychodzić [z klasztoru], ale także wszystkim mniszkom, tak że nie można ich posyłać, by były przeoryszami, ani żeby wychodziły w jakimkolwiek celu” (L 180, 8; Do Marii od św. Józefa, 26 styczeń 1577 r.).
Dosyć mocnym pocieszeniem był dla niej fakt, że opatrznościowo, właśnie gdy ona przebywała w Sewilli, z dalekiej Ameryki powrócił jej brat Wawrzyniec z trójką dzieci. Po wielu latach spotkali się w Sewilli i razem wracali przez Almodovar del Campo i Malagon do środkowej Kastylii, z czego Teresa niezmiernie się ucieszyła. Gdy dotarła do Malagonu, pisała z zatroskaniem do sewilskiej przeoryszy wspólnoty, którą niedawno pozostawiła: „Przyjechałam zdrowa, bo okazało się, że taki sposób podróżowania jest lepszy, aniżeli jechać na wozach, ze względu na to, że mogłam jechać, kiedy chciałam i byłam otoczona wygodami ze strony mego brata”(L 108, 8. Do o. Hieronima Graciana, 15 czerwca 1576 r.).
Dociera następnie do Toledo i tam pozostaje zgodnie z postanowieniem kapitularnym i przełożonego generalnego, aż do zmiany nieprzychylnych okoliczności. Pobyt w Toledo (lipiec 1576 r. – lipiec 1577 r.) to czas pisania bardzo dużej ilości listów, przygotowania się przed powrotem do Awili, gdzie 7 października zostanie wybrana na przełożoną klasztoru Wcielenia, czego nie zaakceptuje przełożony prowincjalny, który asystuje przy wyborach w tej wspólnocie. Mniszki zmuszone do ponownego głosowania, niestety na to się nie godzą i dlatego pozostają pod karą ekskomuniki te, które wybrały na przeoryszę św. Teresę. Ona sama obserwuje to wszystko z pobliskiego klasztoru św. Józefa i bardzo boleje nad tragicznymi wydarzeniami i podziałem we wspólnocie Wcielenia. Bardziej jednak boli ją los mniszek które oddały głos na nią, gdyż z karą ekskomuniki wiązał się cały szereg kar dla „zbuntowanych” mniszek. „[Prowincjał] Zabronił, żeby ktokolwiek z nimi rozmawiał, nawet spowiednicy czy właśni rodzice. I co jest najzabawniejsze, następnego dnia po tych burzliwych wyborach, wrócił prowincjał i wezwał je dla dokonania nowego wyboru. One odpowiedziały, że nie muszą dokonywać nowego wyboru, albowiem już go dokonały. Po usłyszeniu tego, ponownie je ekskomunikował. Pozostałe, których było czterdzieści cztery, wezwał [dla dokonania nowego wyboru]. Została wybrana druga przeorysza. Poprosił ojca Tostado o zatwierdzenie jej”. (L 211, 3. Do m. Marii od św. Józefa, 22 października 1577 r.).
Ta trudna sytuacja i drastyczne wydarzenia nie przeszkodziły jej jednak, by w tym samym czasie skończyć pisanie „Twierdzy wewnętrznej”, swojego najbardziej dojrzałego teologicznie pisma na temat procesu życia duchowego. Pisze też cały czas historię powstawania każdej fundacji, która zarazem jest również historią działania Boga w jej życiu osobistym i w historii ludzkiej. Korespondencja również nie ustaje, praktycznie aż do ostatniej fundacji jaką podejmuje już ze sporym wysiłkiem i trudem, gdyż jest już bardzo schorowana.
W sierpniu 1580 r. ma kolejny powód, aby dziękować w sposób szczególny Bogu. Dochodzi do zatwierdzenia papieskim breve Pia consideratione (22 czerwca 1580 r.) oddzielnej prowincji karmelitów bosych. Radosna wiadomość zastaje ją w Medinie del Campo i stamtąd niemalże natychmiast dzieli się tą wiadomością z przeoryszą w Sewilli, Marią od św. Józefa, na temat tegoż dokumentu, który „Opisuje istotne sprawy, jakie zawiera, i jest bardzo obszerne. Niech Bóg będzie uwielbiony za to, że wyświadczył nam tak wielką łaskę. Możecie Mu już za nią gorąco dziękować” (L 350, 6. Do m. Marii od św. Józefa, 6 sierpnia 1580 r.).
W swojej rodzinie w tym samym czasie, niestety przeżywa kilka trudnych spraw. Zmarł jej brat Wawrzyniec (26 czerwca 1580 r.). Rozpoczęła się trudna sprawa związana z wykonaniem testamentu zmarłego, w związku z czym musi rozwikłać istniejących kilka komplikacji. Ona sama jest wykonawczynią testamentu. Dlatego musi zabezpieczyć prawa Terezyty (córki zmarłego, a zarazem mniszki u św. Józefa), doradzać jej bratu Franciszkowi w Valladolid, odebrać pieniądze w Toledo i w Indiach oraz czuwać nad przybyciem floty do Sewilli. Ma również do wykonania specjalne zadanie, tj. wystawienie kaplicy u św. Józefa w Awili, co w testamencie zlecił jej zmarły Wawrzyniec.
W ostatnich dwóch latach swojego życia zakłada pięć klasztorów w tak różnych i odległych od siebie miastach jak: Villanueva de la Jara, Palencia, Soria, Granada, gdzie nie musi już jechać osobiście, ale posyła swoje zaufane siostry i braci karmelitów bosych, oraz w Burgos. Ten ostatni kosztuje ją bardzo dużo. Czuje się schorowana i musi podróżować w okresie zimowym. Stamtąd, w środku lata wyrusza ponownie w drogę: przez Palencję, Valladolid, gdzie było bardzo chłodno, przyjmuje ją jej przeorysza Maria Baptysta, Medynę del Campo, skąd myśli udać się do Madrytu. W każdym z tych miast, gdzie się zatrzymuje, pisze nieustannie listy. Jest już zmęczona i czuje się schorowana, ale o śmierci najwyraźniej wcale nie myśli. W liście, który zaczęła jeszcze w Valladolid i skończyła po dwóch dniach już w Medinie, pisze do kapelana wspólnoty karmelitanek w Albie de Tormes: „Niech wasza miłość poleca mnie Bogu, bo jestem bardzo poganiana przez czas i liczne sprawy, które tutaj muszę załatwiać” (L 467, 2; Do ks. Piotra Sancheza, 5 września 1582 r.).
Z tego stwierdzenia widać doskonale, że plany Boże, w których bliski jest koniec jej ziemskiej wędrówki, najwyraźniej były inne od tych, które posiadała ona sama. Do zaplanowanego Madrytu już nie dotrze nigdy. W Medinie del Campo zmienia plan podróży i zamiast jechać prosto do Awili, jedzie do Alby de Tormes. Stan jej zdrowia nagle się pogarsza do tego stopnia, że Bóg właśnie taką, w trakcie wędrowania, w drodze, pragnie już zabrać do siebie. Do Alby dociera w drugiej połowie września, a wieczorem, 4 października 1582 r. (według kalendarza juliańskiego) umiera w celi klasztoru tamtejszych karmelitanek. Można powiedzieć, że miała zaledwie 67 lat. Patrząc jednak na dzieło i spuściznę pisarską jaką pozostawiła przeżyła wiele.
Święta i Doktor Kościoła
Jej pisma, szybko zostały wydane. Jako pierwsza „Droga doskonałości:, następnie wszystkie cztery, wydał już w 1588 r. Luis de Leon. W krótkim czasie następują kolejne wydania, jedno po drugim, dorównując ilością wydań, w tych pierwszych dwóch dekadach końca wieku XVI, Don Kichotowi Cervantesa.
Teresa została beatyfikowana 24 kwietnia 1614 r. i kanonizowana osiem lat później, 12 marca 1622 r. przez papieża Grzegorza XV. Doktorem Kościoła została ogłoszona 27 września 1970 r.
Teresa, wędrowała dużo jak na swe czasy, jednak nigdy nie opuściła granic swego kraju w poszukiwaniu fortuny, znalazła ją w swoim sercu. Teraz osoby z odległej Japonii czy z Patagonii, z Australii i z Islandii wędrują do jej rodzinnego miasta, aby poznać to, co ona tam znalazła w swoim wnętrzu.
o. Jerzy Nawojowski OCD
Awila, Uniwersytet Mistyki