W Teresie odkryłam błogosławiony „niepokój”… - Dumanie.pl - blog osobisty | o. Mariusz Wójtowicz OCD

W Teresie odkryłam błogosławiony „niepokój”…

Do Karmelu przyprowadziła mnie Święta Teresa. 

Jednak nie św. Teresa od Jezusa, lecz św. Teresa od Dzieciątka Jezus. Zaprzyjaźniłam się z Nią jeszcze w dzieciństwie i przyjęłam Ją jako patronkę z bierzmowania. Gdy potem odeszłam od Boga na wiele lat, zapomniałam też o mojej świętej Przyjaciółce. Jednak Ona nie zapomniała o mnie.

Moje nawrócenie miało miejsce w 1997 roku, w roku ogłoszenia Małej Teresy Doktorem Kościoła. Teraz, z dzisiejszej perspektywy, sądzę, że Ona maczała w tym palce. Parę lat później zobaczyłam fotografię Tereski w gablocie koło kościoła. Przyciągnęła mnie. Przeczytałam tam, że w Piotrkowicach otwarto Dom Modlitwy prowadzony przez karmelitów bosych, dokąd można pojechać na indywidualne dni skupienia.

Tak więc Tereska zaprowadziła mnie do Piotrkowic, gdzie prócz tych indywidualnych moich pobytów brałam udział przez blisko cztery lata w comiesięcznych dniach skupienia, które najpierw wprowadzały uczestników w duchowość dziecięctwa Bożego, a w kolejnych latach w duchowość Karmelu, w modlitwę wewnętrzną, w dzieła św. Teresy od Jezusa. Można powiedzieć, że Mała Tereska przyprowadziła mnie do Wielkiej Teresy, która z kolei zachwyciła mnie swoim zachwytem Bogiem. Wiedziałam już, że nie mogę z Karmelu zrezygnować, z tej duchowości, z tej drogi modlitwy, z tego zachwytu. I tak oto jestem świecką karmelitanką od 2008 roku.

Moja przyjaźń ze św. Teresą od Jezusa zaczęła się więc od owych dni skupienia. Zakupiłam wtedy wszystkie Jej dzieła i zaczęłam je pochłaniać. Nie wszystko było dla mnie jasne, lecz to, co potrafiłam dostrzec, zrozumieć i co mnie urzekło, to wielki zachwyt św. Teresy od Jezusa obecnością Boga w sercach ludzkich. To zachwyt, że tak bardzo blisko nas mamy tak potężnego, kochającego, najserdeczniejszego Przyjaciela, który pragnie z nami rozmawiać, tak zwyczajnie, bez wielkiej pompy, bez dystansu, bez układnych słów. Urzekło mnie także wielkie pragnienie Teresy, by tym zachwytem nad przyjaźnią i bliskością z Bogiem zarazić innych. 

Stanęła przede mną jako świadek, a nie tylko jako nauczyciel prawdy. Nie  przyjęłam tego, co Teresa mówi, jako suchej nauki o pewnej rzeczywistości. Uwierzyłam Jej. Sama mam tę skłonność, że jeżeli uznaję coś za piękne, wartościowe, dobre – natychmiast chcę dzielić się tym z innymi; nie mogę spocząć, aż nie przyprowadzę innych do tego czegoś. W Teresie od Jezusa wyczułam w tej kwestii bratnią duszę, odkryłam w Niej ten sam błogosławiony „niepokój”, który zmusza do dzielenia się, do doprowadzania innych do tego samego zachwytu.

Św. Teresa  jednak nie rozdrabniała się. W przeciwieństwie do mnie, której zachwyty dotyczyły różnych, w dużej mierze także ziemskich spraw, Jej zachwyt dotyczył wyłącznie sprawy nadrzędnej: Boga samego.

Teresa od Jezusa doprowadziła mnie do zrozumienia sercem, że jedynie Bóg sam jest godzien wszelkich zachwytów, że On sam wystarcza. Nauczyła mnie znajdować Go w moim sercu, nauczyła mnie przyjaźni z Nim i być z Nim w łączności w każdej chwili. 

Dziękuję, Tereso, i proszę o dalsze Twoje prowadzenie.

Barbara Klimek OCDS
żona, mama, babcia, świecka karmelitanka, muzyk