Z pism błogosławionej Marii Kandydy - Dumanie.pl - blog osobisty | o. Mariusz Wójtowicz OCD

Z pism błogosławionej Marii Kandydy

Odkrycie Eucharystii

Jezusa Eucharystycznego poznałam późno. Gdy byłam mała, odwiedzałam Go w kościele, a w domu odmawiałam modlitwę z książeczki do nabożeństwa, ale nie rozumiałam Jego obecności w Najświętszym Sakramencie. Później, gdy w kościele widziałam na ołtarzu konsekrowaną Hostię, wiedziałam, że to Pan, ale cały ten klimat szacunku i ciszy, jaki wokół Hostii roztaczano, był dla mnie czymś tajemniczym i niezrozumiałym. Wiedziałam, że w Hostii był Jezus, ale nie wiedziałam, że trwa także zamknięty w tabernakulum. Nie pojmuję, jak mogła mieć miejsce taka ignorancja: czyż nie widziałam otwieranego, a potem znów zamykanego tabernakulum, gdy przychodził do mnie w Komunii świętej? Czyż nie czytałam z radością i wzruszeniem o Nim jako o więźniu miłości? Myślę, że prawdziwą przyczyną mojej niewiedzy był fakt, że tylko ludzie o czystym sercu oglądają Boga, więc wówczas nie dawał mi się jeszcze poznać ani zobaczyć. Teraz więc, o mój Jezu, spraw, bym zatapiała się w Tobie coraz więcej, bym coraz głębiej poznawała Ciebie oraz Twoją miłość w tajemnicy eucharystycznej. Czego mi wtedy poskąpiłeś, oddaj teraz w dwójnasób; pozwól mi Ciebie coraz bardziej poznawać i kochać w tym Sakramencie Twej nieskończonej Miłości.

Miałam około osiemnastu lat, gdy pojęłam coś z tej tajemnicy. Spóźniłam się raz na Mszę świętą i nie mogłam przyjąć Komunii świętej. Ponieważ kościół był już zamknięty, chciałam zawrócić, ale jakaś uboga kobieta powiedziała mi: “Dlaczego Pani nie wejdzie do zakrystii, aby choć na krótko nawiedzić Pana?”. Te słowa, a także przykład mojej starszej siostry, naprowadziły mnie na obecność Jezusa w tabernakulum i tajemnica ta przeniknęła do głębi mój umysł i serce: O Miłości, Miłości! Przebywasz tam jako Więzień, bo kochasz do szaleństwa i chcesz zawsze być z nami, Twymi dziećmi; pragniesz pozostawać w naszych kościołach, choć jesteś często samotny i opuszczony!

Myślą i sercem rozpoczęłam nawiedzać Jezusa w tabernakulum w ciągu dnia, a także nocą. Adorowałam Go we wszystkich świątyniach świata, w tych zwłaszcza, w których pozostawał najbardziej zapomniany. Nocą przerywałam sen, aby Go na klęczkach uwielbiać. Widziałam w duchu te ciemne kościółki i zamknięte drzwiczki tabernakulum. Mówiłam Jezusowi, że u stóp każdego ołtarza stawiam moje serce jak wieczną lampkę, aby nieustannie Go adorowało, dziękowało Mu, kochało Go i wynagradzało. Zawarłam przymierze z Jezusem, na mocy którego w każdym kościele świata katolickiego, gdziekolwiek znajdowałoby się tabernakulum, gdziekolwiek przebywałby On w Sakramencie Ołtarza, moje serce będzie z Nim; by Go kochać, wielbić i wynagradzać w imieniu własnym i całego stworzenia, które Go opuszcza i nie chce Go poznać. To przymierze miało mnie obowiązywać nie tylko przez czas mojego życia ziemskiego, ale tak długo, dopóki On pozostanie w Najświętszym Sakramencie, czyli aż do skończenia wieków.

Komunia Eucharystyczna

Świętą Komunię przyjmowałam zawsze w skupieniu. Bardzo szybko podczas dziękczynienia zaprzestałam posługiwać się książeczką do nabożeństwa. Od czasu do czasu spędzałam z Jezusem intymne chwile, w których obdarzał mnie głębszym poznaniem Siebie i poruszał serce tajemnicą dnia, jaką celebrowała liturgia. Zdarzało się to zarówno podczas dnia, jak i nocą, gdy mój duch wznosił się do Niego.

Teraz liczę godziny dzielące mnie od Komunii i myślę, że Jego nieskończona miłość czeka także niecierpliwie chwili zjednoczenia się z nami, biegnę więc do Niego zupełnie jak zakochana. Wydaje mi się, że On cierpi w tym swoim zamknięciu, bo pożera Go miłość i pragnienie posiadania mojego nędznego serca. Mówię Mu więc, prawie bez zastanowienia, czułe słowa pociechy, aby Mu wynagrodzić ból zadawany naszym lenistwem i ociężałością: “Biedny Jezu, cierpliwości! Jeszcze trochę, a się zjednoczymy; czas biegnie szybko, odwagi!”.

Kiedyś zajęłam na Mszy świętej dalsze miejsce, więc gdy kapłan podniósł Hostię, odmawiając modlitwę “Baranku Boży”, spoglądałam z żalem na Jezusa, myśląc, że ta Hostia nie będzie jeszcze dla mnie. Z wielkim zdziwieniem zobaczyłam, że kapłan kieruje się ku mnie, zamiast ku pierwszemu rzędowi komunikujących. Oczywiście, z jego strony było to zapewne tylko roztargnienie, lecz dla mnie był to znak Jezusowej czułości i miłości. Mało mi było przyjmować Komunię codzienne, bo przecież: musiałam czekać aż 24 godziny, by zjednoczyć się znowu z Jezusem! Podporządkowałam się zaleceniu Kościoła, ale cóż by to było za szczęście móc Go przyjmować więcej niż jeden raz, a także w godzinach popołudniowych!

“Od Eucharystii”

Jezus obdarzył mnie wielką łaską, rozpalając ogromnym, miłosnym pragnieniem Eucharystii. Spalana miłością wyobrażałam sobie, że w niebie będę “od Eucharystii”. Nie rozumiałam w pełni, co to oznacza, lecz po wielekroć, gdy pożerała mnie tęsknota, powtarzałam Mu spontanicznie: “Ten Sakrament uczyniłeś dla mnie”.

Gdy na ołtarzu spoczywa święta Hostia, klęczę w milczeniu z utkwionym w Nią wzrokiem. W ten sposób mówimy sobie wszystko “mową serca”. Nawet gdy jestem rozproszona, pośród nawału próżnych myśli, czuję słodycz Jezusa, siłę Jego przyciągania: przygarnia mnie wtedy mocniej do swego Serca, napełnia sobą i upaja słodyczą.

Jakże ta Hostia jest mi droga! Porusza wszystkie włókna mojego biednego serca. Moje oczy Ją kontemplują, oślepione Jej widokiem i nigdy się nie męczą. Adoruję Ją w duchu albo trwam nieruchomo ze wzrokiem utkwionym w Jezusa. Podczas Najświętszej Ofiary, szczególnie przy rozdawaniu Komunii świętej, szukam Go oczyma, chciałabym do siebie przyciągnąć, chciałabym, aby wszystkie Hostie były dla mnie. Piję oczyma jak z wezbranej rzeki niewinności.

Oby Hostia święta trwała w moim sercu jak w monstrancji! Moja dusza drży, aby Ją posiąść na zawsze, na zawsze. Czasem czuję się pełna Jezusa, zatapiam się w Nim i pragnę nieba, gdzie będziemy już na wieki przechadzać się razem po wieczystych łąkach. Przyzywam Go do serca i szepczę: “Boże mój, błagam, pociągnij mnie do siebie”.

Moje ogromne pragnienie łączę z Jego pragnieniem, z pragnieniem Jego miłości. Wszak raczył zniżyć się w swoim Bóstwie do człowieka, szuka go, chce go poślubić, zjednoczył się z nim w ludzkiej naturze. Dla niego został w Eucharystii. Jezus przecież chętnie przebywałby w moim sercu jak w Hostii, żywy i prawdziwy, nigdy nie spożyty. Uczyniłam “układ” z Dzieciątkiem Jezus i wydawało mi się, że Ono go podjęło. Odczułam na sposób zmysłowy, że Je w duszy posiadałam. To doświadczenie trwało jakiś czas, później się więcej nie powtórzyło. Był rok 1916.

Jezus jest wszystkim. Przyjmując Boską Hostię, czuję się szczęśliwa, ponieważ zostało dane mi wszystko! Posiadam Wszystko. Pewnej nocy obudziłam się ogarnięta słodyczą, jak ktoś zbudzony pocałunkiem ukochanego. Moja dusza wyrywała się do Jezusa i rozszerzała na myśl o bliskiej Komunii świętej. W oczekiwaniu na Pana chciała się ogołocić ze wszystkiego, co Nim nie jest:

Przyjdź Jezu, oto tu miejsce tylko dla Ciebie, O, Najsłodszy Synu Maryi, przyjdź, Oto miejsce tylko dla Ciebie. Pragnie Cię moja dusza, moje ciało, zmysły i każda cząstka mojej istoty. Przeniknij mnie całą i zobacz, czy jestem dla Ciebie dość czysta.

Jeśli jest we mnie jakaś rzecz, pragnienie, które nie należałoby dla Ciebie,

Jeśli znajdziesz choćby włókno, które nie byłoby Twoim I Tobie się nie podobało, zerwij je, wyrwij jak najprędzej!

Tak rozmawiam z Jezusem głęboko poruszona, zwłaszcza po Komunii świętej, gdy we mnie przebywa i pozwala mi doświadczać swojej obecności i miłości. Kiedy oddaje mi Siebie w Eucharystii i Jego Ciało łączy się z moim, ośmielam się nazywać Go: “Moim Ciałem”:

Jezu, Ty moje Ciało, zabierz mi serce i duszę, A w ich miejsce umieść Siebie. Przenieś w Siebie moje życie i Sam bądź moim Ciałem.

Gdy przychodzi do mnie, obejmuję Go, a On mnie Sobą całkowicie wypełnia. Wówczas z Apostołem Janem z radością w sercu szepcę: “To jest Pan!”. Ze świętą dziewicą Agnieszką weselę się, że “Jego i moje ciało są zjednoczone; Jego Krew zrasza moje policzki. Jestem poślubiona Temu, którego piękno słońca i księżyca oglądam z podziwem”. Miłujemy się bezbrzeżnie, szalenie! Tak, Jezu, jesteśmy szaleni obydwoje.

Szaleństwo mojej miłości pozwala mi się z Nim utożsamiać, a szaleństwo Jego miłości chce mnie ze Sobą zjednoczyć, wypełnić całkowicie moje miejsce, posiąść mnie całą, zupełnie się ze Mną zespolić.

Rozumiem działanie Jezusa, ale czasem, ośmielona Jego dobrocią i ufna w Jego miłość, miałabym ochotę powiedzieć Mu, co ja bym zrobiła, aby kochającego zadowolić w miłości: “Jeśli ja byłabym na Twoim miejscu i miałabym kogoś, kto mnie tak kocha, wzięłabym go do mojego serca, obdarzyła szczęściem miłowania; a potem zabrała do wieczności”.

Gdy raz przygotowywałam się do Komunii świętej, zdawało mi się, że słyszę Jego głos dochodzący z tabernakulum: “Otwórz się dla mnie!”. Otwarłam książeczkę, którą trzymałam w dłoniach i znalazłam w niej – jakby na potwierdzenie – te same słowa: “Otwórz się dla mnie!”. Nie miałam wątpliwości, że to mój najukochańszy Jezus prosi, bym była gotowa na Jego przyjęcie, bym się otworzyła na Niego całą duszą, by On, jej Władca, mógł wejść.

Jezus promieniował w moim wnętrzu, więc wydawało mi się, że mam w sercu pełen blasku klejnot, rozsiewający promienie. Gdy kiedyś, skupiona po Komunii świętej, trwałam w dziękczynieniu, uczułam, jak mnie przenika delikatny promień. Najpierw nie przywiązałam do tego wagi, myśląc, że to zwykła rzecz, ale doznanie powtórzyło się i trwało długo, tak iż wydawało mi się, że zemdleję. Ponowiłam swoje oddanie się Jemu, a On odwzajemnił się, zalewając mnie czułością i słodyczą Swej szalonej miłości: “O Jezu, jestem zraniona miłością, zmiłuj się nade mną! Jestem zraniona grotem Twojej szalonej miłości”. Powtarzałam Mu te słowa z jednoczesnym poddawaniem się Jego działaniu. Niech czyni we mnie, co Mu się podoba! Z pomocą Jego łaski oddałabym całą krew, aby kochać Go goręcej.

Innym razem, w czasie nawiedzenia Jezusa w Najświętszym Sakramencie, miałam wrażenie, że On wciągnął mnie do tabernakulum, wziął na kolana i zalewał duszę słodyczą swej miłości. Te Boskie czułości wynagradzały mi wielkie cierpienie z powodu choroby i śmierci mej matki. Jakże Jezus jest dobry! Jak serdecznie pociesza i umacnia duszę pogrążoną w cierpieniu! Ogarnięta Jego czułością, czułam się szczęśliwa, zespolona z Nim na życie i na wieczność. To zespolenie wiązało mnie z Nim jakby łańcuchem o mocnych spojeniach, węzłem trwałym na wieki.

Czasami płaczę, ponieważ chciałabym trwać zawsze w tej niewypowiedzianej i słodkiej z Nim jedności w świętej Komunii i wzrastać w Jego miłości. Jest to oczywiście dziecinada. Czy mogę oczekiwać tego od Jezusa? Nie wiem, ale myślę, że On się na to uśmiecha i jest zadowolony. Jeśliby nawet żarliwe pragnienia mojego serca nie miały się wypełnić na tej ziemi, jestem pewna, że kiedyś zostaną spełnione nadobficie. Jezus jest przecież mym jedynym Oblubieńcem i ma moc w nadmiarze uczynić to w wieczności.

Piękna pięknością Jezusa

Pewnej niedzieli byłam na Mszy świętej sama. Czułam się uszczęśliwiona, bo Pan zaspokajał mój głód Jego obecności. Zdziwiłam się, że tym razem zachował się inaczej niż zwykle. Przyszedł do mnie jak szczęśliwy i kochający sternik, aby stać się przewodnikiem mojej duszy. Pomyślałam, że wreszcie skieruje barkę mego życia ku bramom nieba. Zamknąwszy oczy, pozwalałam Mu kierować sobą, jak zechce. Powierzyłam Mu siebie pewna, że nie tylko nie da mi utonąć, ale poprowadzi mnie na wzdętych wiatrem żaglach do celu: do świętości, do nieba.

Czasem, gdy sakramentalnie zstępuje do mej duszy, podoba Mu się uczynić mnie piękną, przyoblec w samego siebie. I gdy tak zanurza me serce w krystalicznym bezmiarze własnej duszy, czy mogę jeszcze pamiętać, że moja dusza była splamiona, naga i nędzna? Jezus może uczynić mnie piękną, bogatą i godną siebie w jednym momencie wylewu swego Miłosierdzia. Pojęłam Jego Boskie działanie, gdy ujrzałam siebie rzeczywiście czystą i piękną dla Niego. Zapytałam więc: “Widzisz, jak jestem piękna? Oto teraz możesz wchłonąć mą duszę w siebie. Pij, spożyj mnie i daj mi Życie”.

Jestem cała przyobleczona w Jego nieskończoną czystość. On sam mnie w nią przyodziewa. Wszystko, co należy do Jezusa, jest moje. Ojciec Niebieski nie wspomni już mej przeszłości, ale spojrzy z upodobaniem na to, co uczynił dla mnie Jezus.

Czyściec miłości

Moje cierpienia “dla Eucharystii” zaczęły się w wieku około siedemnastu lat, gdy doznałam przynaglenia, by nie opuszczać częstej Komunii. Wiele trudów i zmagań kosztowało mnie uproszenie krewnych, żeby mi towarzyszyli do kościoła. Gdy mi się to powiodło, gdy udało się wreszcie ich pozyskać, musiałam uzbroić się w cierpliwość, widząc, jak zwlekają z wyjściem, powolni, nigdy się nie spieszący, zajęci swoimi sprawami, tak że w końcu przychodziliśmy spóźnieni. Ileż z ich powodu straciłam Mszy i Komunii świętych! Ileż musiałam się natrudzić, by znaleźć kapłana, który udzieliłby mi Komunii, gdy przyszliśmy do kościoła w ostatniej chwili.

Cóż powiedzieć o tych pustych niedzielach i świętach podczas choroby ojca i brata, a potem jeszcze po śmierci mojej mamy? Przez całe miesiące, a może nawet przez cały rok, nie święciłam niedzieli, nie mogłam iść do kościoła, ani uczestniczyć w Najświętszej Ofierze i przyjąć Jezusa w Eucharystii.

Tak bardzo pragnęłam, Panie, niemal żebrałam o łaskę, aby ktoś zechciał iść ze mną do Twego Domu, o mój Jezu! Zawsze na próżno. Niespełnione nadzieje, daremne oczekiwania, post od Eucharystii. Godziny upływały, Msza mnie ominęła.

Kiedy mama mi zabraniała pójścia do kościoła, w moim sercu stawało się lodowato – nie do wytrzymania. Mogłabym wszystko jeszcze rozumieć, gdyby sprawa dotyczyła tylko mnie samej i mojej ofiary, ale przecież chodziło też o Jezusa, ta walka była o Niego: On trwał w tabernakulum i nie miał możliwości zjednoczyć się ze mną – swoim stworzeniem, choć jako Jezus-Hostia po to tam pozostawał.

Głód i pragnienie świętej Komunii nieustannie we mnie wzrastało do tego stopnia, że wyczerpywało mnie fizycznie; umierałam niemal na myśl o odrzuconej prośbie, o nieudzielonym pozwoleniu… Ten silny a zarazemsłodki głód, miłosne i jednocześnie szalone pragnienia, doprowadzały mnie do łez. Święta Komunia była mi potrzebna jak oddech, jak bicie serca. Była dla mnie tęsknotą i rozkoszą; aby ją zdobyć, poszłabym kamienistą drogą, zakuta w łańcuchy. Jak wyrazić swe pragnienie?

Uwielbiam Cię, Panie, za ten nowy rodzaj cierpienia, który dla mnie przygotowałeś, za krzyżową drogę, którą mi kazałeś podążać. Adoruję i błogosławię Twoją najświętszą wolę; jednoczę się z nią jak najdoskonalej w każdej chwili, aby zadośćuczynić za brak miłości, który cierpisz w zimnych i obojętnych sercach Ty, Jezu, w swym wielkim cudzie miłości, jaką jest Eucharystia. Na pierwszym miejscu pragnę ofiarować Ją za wynagrodzenie moich grzechów, mojej niegodności.

Pewnego dnia odczułam, że moje serce jest jak naczynie całkowicie puste, zdolne pomieścić tylko Jezusa. Jak je napełnić? Jeśli daliby mi tysiąc światów, wszystko to dla mnie jest niczym, nic mi się nie podoba, nic mnie oprócz Jezusa nie zadowoli.

W dniu bez Jezusa Eucharystycznego, mówię Mu: zabrałeś mi wszystko. Gotowa jestem całą noc błąkać się po drogach, bez odpoczynku i w trudzie, aby otrzymać Ciebie rano. Wieczorem, kiedy wiem, że nie otrzymam pozwolenia pójścia do Ciebie, chętnie trwałabym pod drzwiami kościoła, by czekać, aż się otworzą i będę mogła nareszcie przyjąć Ciebie do serca.

Myślę o tysiącach dusz, które odpoczywają szczęśliwie, wiedząc, że nazajutrz połączą się z Jezusem. O Panie, chciałabym trwać całą noc pod drzwiami kościoła jak szczeniak, byleby Ciebie pożywać w Chlebie Eucharystycznym.

Ustanawiając Eucharystię, Bóg obdarzył ludzkie serce jej pragnieniem i głodem. Ogromnym cierpieniem jest nie móc przyjąć Komunii świętej. Dla mnie Jej pozbawienie oznacza więcej niż kruszenie kości. Komunia jest istotną częścią duchowego organizmu, bez niej, cóż można zrobić? […]. Tylko Jezus zna moje katusze, wewnętrzne męczeństwo, nieskończoną pustkę, której doświadczam, gdy jestem Go pozbawiona. Nic absolutnie większego nad tę odrobinę Chleba: Jezus jest Chlebem żywym, który zstąpił z nieba, jest naszym Bogiem. Właśnie dlatego, że On jest wszystkim, nic Go nie zastąpi. Przychodzimy do Niego, do Niego wracamy, bo jesteśmy częścią Boga: On jest Stworzycielem, Odkupicielem, Miłością! On Oblubieńcem szalonym z miłości, On jeden radością, szczęściem… On, Jezus!

A przecież ileż ludzi Go nie poznało, ile żyje bez Niego przez całe lata! Ufam, że Jezus zechce moje cierpienie zjednoczyć ze swoimi zasługami na przebłaganie za grzechy moje i całego świata. Wiele świętych komunii duchowych wzbudziłam, budząc się nocą! Błagam Go: “O Ty, który jesteś nieskończony, przyjdź do mnie i uspokój moją duszę. Jednej nocy czułam, że przyszedł, aby dać mi przez chwilę niebiański chleb. Myślałam, że może to było preludium tego, co szybko da mi w raju, i czułam wielkie pragnienie, niemal nie do wytrzymania, przyjęcia Komunii następnego dnia. Jezus przecież mógłby wypełnić każde pragnienie! Lecz działa On z mądrością Swej wszechmocnej miłości. […].

Pewnego dnia pytałam siebie, czemu może służyć ta straszna ofiara pozbawiająca mnie Eucharystii i te wszystkie przeszkody na drodze do tak wielkiego dobra? Na to odpowiedział mi sam Jezus: “Nie pamiętasz, że chciałaś składać ofiary wynagradzające za niewdzięczność i obrazę, jaka mnie spotyka w Najświętszym Sakramencie?”. Pytałam tylko siebie i nie myślałam, że otrzymam odpowiedź, dlatego byłam zdumiona, że sam zechciał przypomnieć mi o mojej z Nim “umowie”, uczynionej wiele lat temu. Jest prawdą, że kiedy miałam osiemnaście lat i czytałam o życiu św. Małgorzaty Marii Alacoque, wzruszyłam się ubolewaniem Jezusa na niezrozumienie Jego obecności w Najświętszym Sakramencie i na niewdzięczność ludzi za Jego miłość. Wówczas rzeczywiście, kilkakrotnie ofiarowywałam Mu się na wszelkie cierpienie, aby naprawić i wynagrodzić Mu Jego ból osamotnienia. Prosiłam, abym mogła na ziemi odbyć mój czyściec. Mówiłam: “Pozbawiona Twego Ciała, niechaj bezpośrednio dojdę do Ciebie; chcę wynagradzać za moje grzechy, niech więc one nie będą już przeszkodą, i nie opóźniają mojego spotkania z Tobą. Jezus, w swoim nieskończonym Miłosierdziu, przyjął wówczas to zobowiązanie i teraz pozwala, aby się wypełniało. Zmieniło to moją postawę. Zamiast narzekać, zaczęłam Go prosić, aby przyjął moją ofiarę wynagrodzenia i czyściec, jakim jest dla mnie pozbawienie Eucharystii za te dusze święte, które znajdują się w prawdziwym czyśćcu, pragnąc posiadać Boga Żywego. Czyż bowiem jest większe cierpienie, niż być Go pozbawionym? Sprawia im ono ból najbardziej dotkliwy na czyśćcowym wygnaniu.

Zgadzam się ze św. Małgorzatą Marią, że ból spowodowany pozbawieniem Komunii przypomina cierpienie dusz czyśćcowych. Bo to prawdziwy czyściec pragnąć do bólu Jezusa i nie otrzymać Go. Ofiara ze świętej Komunii jest dla Boskiego Miłosierdzia miłą ofiarą wynagradzającą, i skuteczną pokutą za grzechy.

Myślę czasami o surowych postach i srogich umartwieniach wielkich i świętych Ojców pustyni; wydaje mi się jednak, że ich bolesny brak pokarmu nie może się równać ze strasznym postem z powodu pozbawienia Pokarmu Boskiego. Moje wielkie i ciągłe posty, mój straszny głód ofiarowuję Jezusowi. Podobno na ziemi nikt nie przeżywał większego umartwienia nad Jana Chrzciciela, który tylko krótko radował się Boskim Mistrzem, choć bardzo pragnął “przygotować Mu drogę”. Rozumiem jego ból.

Jezus pozostaje w Najświętszym Sakramencie Miłości, a ja, mając Go tak blisko, jestem Go pozbawiona. Więc kocham Go i pełnię wolę Ojca Niebieskiego, pragnąc jak największej Jego chwały. Obym mogła – jak Jan – przygotować Mu drogę w duszach! Niech moje ofiary mówią Mu o mej miłości, niech będą wyrazem czystej i czułej wiary w Eucharystię, niech mi wyproszą, bym mogła systematycznie przystępować do świętej Komunii. Oby każdy chrześcijanin stał się szalony dla Jezusa, gotowy poświęcić wszystko, aby zjednoczyć się z Nim w Sakramencie Miłości. Czyż Pan nie pozostał w nim dla wszystkich? Czyż za wszystkich nie oddał życia?

Pewnego wieczoru (miałam wówczas osiemnaście lat), gdy zamierzałam się położyć, aby odpocząć przez kilka godzin, ponieważ później musiałam czuwać przy tacie, powiedziałam Jezusowi: “Daję ci moje serce, chcę, aby było Twoje, choćby nawet Twoja Miłość chciała się nim pobawić. Możesz postawić je w kącie, byleby tylko było Twoje”. Wydaje mi się, że zostałam wysłuchana. Jezus dobrze się bawił mym sercem. Ileż razy dawał mi nadzieję na swoje odwiedziny, pozwolił mi pokonać trudy i upokorzenia, aby tylko mieć Chleb Eucharystyczny, a potem… zostawił mnie w kącie na tygodnie, które zdawały się być wiecznością. Rozkochał mnie w Sobie, rozpalił pragnieniem, a później jakby odrzucił.

Dzieci czynią podobnie ze swymi zabawkami: pobawią się nimi i rzucają do kąta. Jezus uczynił tak samo: napełnił me serce cierpieniem odrzucenia, aby silniej przyciągnąć do Siebie. Karmił moją duszę chlebem śmierci i głodu; ale to jest chleb pożywny i ma smak Jezusa.

Pewnego razu śniłam, że znajdowałam się wewnątrz prasy (maszyny drukarskiej), gdzie jednak fizycznie nie cierpiałam. Po przebudzeniu zrozumiałam, że Jezus, pozbawiając mnie Siebie, umieścił mnie w takiej prasie. Cierpiałam nieco fizycznie, lecz czymże to było w porównaniu z udręką Ciała niewinnego Jezusa! Tak! Każde małe czy też duże cierpienie fizyczne wydawało mi się niczym, gdy pomyślałam o strasznej męce Ukrzyżowanego.

Królowa męczenników

Zdziwiona, że Jezus nie daje mi cierpień cielesnych, myślałam z radością, że traktuje mnie jak Najświętszą Dziewicę. Jednoczę się więc z Nią stale i przyjmuję moje męczeństwo, które jest Jej znane z doświadczenia życia ziemskiego. Ona też wyczekiwała tęsknie Jezusa w czasie, gdy głosił Dobrą Nowinę, i później, gdy wstąpił do Ojca. Jednoczę się z męczeństwem Maryi, znoszonym w ciągu trzech lat apostolatu Syna. Z tą Matką Najdroższą chcę cierpieć, łącząc moje męczeństwo duszy z Jej męczeństwem ducha, gdy uczyła się rozpoznawać Boga w Jezusie w Nazarecie, jak i obecnego w Sakramencie. Nie mogę Go zobaczyć ani objąć, nie mogę Go gościć w domu mojego serca: Maryja, podobnie, często była pozbawiona Jego obecności. W dodatku cierpiała, wiedząc, że jest prześladowany, skazany na śmierć, znieważony.

Maryja jest Królową Męczenników, albowiem zniosła największe męczeństwo: łączyła się z męką i śmiercią Syna dla zbawienia świata. O, jakże chciałabym, aby przykładem mojego umierania z miłości była Najświętsza Dziewica.

Maryja jest prawdziwym wzorem życia Eucharystią, bo Ona nosiła w swym łonie Syna Bożego, którego ustawicznie rodzi w sercach wierzących. Chciałabym być Maryją, być Maryją dla Jezusa, zająć miejsce Jego Matki. Zawsze mam przed oczyma Maryję, gdy przyjmuję Pana. Chcę otrzymywać Jezusa z Jej rąk; Ona dopomaga mi stanowić z Nim jedno. Nie potrafię odłączać Jezusa od Maryi. Witaj, o Ciało zrodzone z Maryi. Witaj Maryjo, jutrzenko Eucharystii.