Pewnego dnia przyszedł do Jezusa trędowaty i upadając na kolana, prosił Go: „Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić”. Zdjęty litością, wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł do niego: „Chcę, bądź oczyszczony”. Natychmiast trąd go opuścił i został oczyszczony. Jezus surowo mu przykazał i zaraz go odprawił ze słowami: „Uważaj, nikomu nic nie mów, ale idź, pokaż się kapłanowi i złóż za swe oczyszczenie ofiarę, którą przepisał Mojżesz, na świadectwo dla nich”. Lecz on po wyjściu zaczął wiele opowiadać i rozgłaszać to, co zaszło, tak że Jezus nie mógł już jawnie wejść do miasta, lecz przebywał w miejscach pustynnych. A ludzie zewsząd schodzili się do Niego. (Mk 1,40-45)
5 chlebów wskazówek:
2 ryby cytatów:
św. Teresa od Jezusa, Twierdza wewnętrzna 1M1,6
Są w rzeczy samej dusze tak zniedołężniałe i tak nawykłe do obracania się wyłącznie w rzeczach zewnętrznych, iż straciły niejako wszelką możność oderwania się od nich choćby na chwilę i wejście w siebie stało się dla nich prawie niepodobieństwem. Ciągłe przestawanie z gadzinami i bydlętami krążącymi wokoło twierdzy przeszło u nich w nałóg i same stały się niemal nimi. A choć z przyrodzenia swego tak są bogato uposażone, iż z takim wysokim Panem, jakim jest Bóg sam, mogłyby przestawać, to przecież od tego niesławnego towarzystwa oderwać się nie mogą.
św. Matka Teresa z Kalkuty
Bezgraniczna miłość ubogich uczą czynnego przekraczania samotności, przekraczania jej w miłosiernej praktyce: Im bardziej odrażająca praca, tym głębsza jest nasza wiara, tym większa radość poświęcenia. To, że czujemy odrazę, jest naturalne, kiedy jednak potrafimy ją przezwyciężyć z miłości do Jezusa, możemy stać się świętymi. Zdarzało się często w życiu świętych, że heroiczne przezwyciężenie czegoś, co budziło odrazę, stawało się kluczem do wielkiej świętości. Miało to miejsce w przypadku świętego Franciszka z Asyżu, który, napotkawszy trędowatego – a był strasznie oszpecony – cofnął się, ale natychmiast przezwyciężył się i ucałował oszpeconą twarz. I wtedy ogarnęła Franciszka niewypowiedziana radość. Stał się panem samego siebie, a trędowaty odszedł, wielbiąc Boga za uzdrowienie.
Nie dotknęłabym trędowatego nawet za tysiąc funtów, ale chętnie się nim zaopiekuję z miłości do Boga.
Trąd nie jest karą. Jeśli spożytkujemy go we właściwy sposób, może się stać cudownym darem Boga. Dzięki trądowi możemy nauczyć się kochać niekochanych, niechcianych; możemy nie tylko dawać im rzeczy materialne, ale sprawić, by poczuli się użyteczni by poczuli, że i oni mogą coś zrobić, ponieważ czują się kochani i chciani. Możemy sprawić, że chorzy będą uczestniczyć w radości kochania.
Trąd jest bez wątpienia okrutną chorobą, trudną do zniesienia, lecz jest mniejszym nieszczęściem niż poczucie, że jest się pozbawionym miłości, niechcianym, porzuconym.