Twierdza wewnętrzna - Strona 23 z 30 - Dumanie.pl - blog osobisty | o. Mariusz Wójtowicz OCD

Twierdza wewnętrzna

parallax background

 

Rozdział IX



Objaśnia, w jaki sposób Bóg udziela się duszy w widzeniu przez wyobraźnię i jak nic należy nigdy pragnąć tej drogi. – Przyczyny tej bardzo ważnej przestrogi. – Korzyści z niej wypływające.

1. Przystępuję teraz do widzeń przez wyobraźnię, do których, jak mówią, łatwiej niż do poprzednich może zakraść się diabeł; i sądzę, że tak jest. Wszakże, gdy pochodzą od Pana, widzenia te, zdaniem moim, większy z pewnego względu pożytek przynoszą, ponieważ lepiej odpowiadają naszej naturze. Nie przewyższają jednak tych, których Pan użycza w mieszkaniu ostatnim, a które są tak wysokie, że żadne inne im nie dorównają. W rozdziale poprzedzającym mówiłam wam, jako w widzeniu umysłowym Pan daje poznać duszy swoją obecność przy niej, toż samo dzieje się i tu, tylko w inny sposób, który postaram się wam objaśnić za pomocą następującego porównania.

2. Przedstawmy sobie, że mamy w posiadaniu naszym skrzynkę złotą, a w niej zamknięty kamień drogi, niezmiernie wielkiej ceny i cudownej skuteczności. Kamienia tego nigdy na oczy nie widzieliśmy, ale wiemy z zupełną pewnością, że mamy go ukrytego w tej skrzynce i, nosząc ją przy sobie, czujemy po skutkach, jakie sprawuje, dzielność zamkniętego w niej klejnotu. Choć go więc nie widzimy, cenimy go sobie wysoko, bo wiemy z własnego doświadczenia, że ma on moc uzdrawiania pewnych ran, z jakich i nas uzdrowił. Patrzeć nań ani skrzynki otwierać nie śmiemy i, choćbyśmy chcieli, nie moglibyśmy, bo sekret otworzenia jej zna tylko właściciel klejnotu, i choć go nam dla pożytku naszego użyczył, klucz przecież, jako do własności swojej, zatrzymał przy sobie i nie otworzy, aż gdy mu się spodoba pokazać nam on skarb ukryty. I gdy zechce, znowu zamknie i skarb ukryje; jakoż w rzeczy samej tak czyni.

3. Przypuśćmy teraz, że w danej chwili, dla pociechy tego, komu tę skrzynkę powierzył, nagle ją przed nim otworzy. Rzecz jasna, że cudowny blask kamienia, tego, kto go tak ujrzy, nieopisaną napełni radością i głęboko się w pamięci jego wyryje. Otóż podobnie się dzieje w widzeniu przez wyobraźnię, gdy spodoba się Panu duszę nim uszczęśliwić. Jasno jej wtedy ukazuje swoje najświętsze Człowieczeństwo, w tej czy w innej postaci, jak zechce; czy takim, jak się przedstawiało oczom ludzkim, gdy jeszcze mieszkał śmiertelny na tej ziemi, czy też jakim jaśnieje w nieśmiertelnej chwale zmartwychwstania. I choć to widzenie tak szybko przemija, że można by je porównać z szybkością błyskawicy, wszakże wspaniały ten obraz tak pozostaje w wyobraźni wyryty, że niepodobna, jak sądzę, by kiedy mógł się w niej zatrzeć, dopóki dusza nie ujrzy go tam, kędy jej dano będzie cieszyć się nim bez końca.

4. Obraz, mówię, ale nie znaczy to, by dusza widziała Człowieczeństwo Pana, jakby malowane. Widzi je, owszem, prawdziwe i żywe; nieraz nawet do niej przemówi, nieraz i głębokie tajemnice jej objawia. Dodać tu jednak należy, że chociażby to widzenie nie tak szybko przemijało, jak mówiłam, chociażby dłuższy czas trwało, tak samo zawsze niepodobna byłoby utkwić w nim oczy, jak niepodobna utkwić je w słońcu. Przyczyna jednak tu jest inna; na słońce patrzeć nie możemy, bo blask jego razi cielesne oczy nasze; blask zaś tego nadziemskiego widoku nie razi wewnętrznego oka duszy, w której się całe to widzenie odbywa. (Czy może ono kiedy być widome i dla oka zewnętrznego? O tym nic powiedzieć nie mogę, bo ta dusza, z którą jestem tak blisko i której sprawy wewnętrzne tak dokładnie znam, jak swoje własne, nigdy nic podobnego nie doznała, a czego się nie zna z własnego doświadczenia, o tym trudno powiedzieć coś pewnego). Blask i jasność najświętszego Człowieczeństwa jest to jakby światłość wlana do duszy, jakby blask słońca przykryty dziwnie subtelną i przeźroczystą zasłoną z diamentu utkaną; szata jego biała i powiewna, jakby z najcieńszej tkaniny holenderskie. Dusza, której Pan użyczy łaski tego widzenia, zawsze wpada w zachwycenie, bo niskość jej nie jest zdolna znieść tak przerażającego widoku.

5. Przerażającego, mówię, bo chociaż to widzenie tak wdzięczne i tak rozkoszne, jakiego nikt, choćby i tysiąc lat na to się myślą wysilał, nie zdołałby sobie wyobrazić (tak dalece ta piękność przewyższa wszelką objętość wyobraźni i pojęcia ludzkiego), sama przecież obecność Pana ogromnym majestatem swoim mimo woli duszę strachem i przerażeniem przenika. Nie ma tu dusza potrzeby pytać, kogo ma przed sobą, wie ona dobrze i czuje, kto On, i On sam jasno jej siebie oznajmia, Pan wszechmogący nieba i ziemi. Nie jak królowie tego świata, których nikt by nie poznał, gdyby nie blask zewnętrznej okazałości i orszaku królewskiego, którym się otaczają.

6. O Panie, jakże mało Ciebie znamy, choć imię chrześcijańskie nosimy! Cóż będzie w on dzień, gdy przyjdziesz nas sądzić, jeśli tu, gdy z taką łaskawością przychodzisz do duszy, którą sobie za oblubienicę obrałeś, widok Twój takie w niej sprawia przerażenie? Cóż będzie, o córki, gdy strasznym głosem rzeknie: “Idźcie precz, przeklęci”, od Ojca mojego?

7. Pamiętajmy na to, póki tu żyjemy i to niech będzie dla nas owocem tych łask, tych cudownych widzeń. Najlepszy to będzie owoc. Święty Hieronim, choć taki święty, nigdy, póki żył, z pamięci swej nie wypuszczał onego dnia sądu strasznego. Czyńmy podobnież, a niczym nam się wydadzą wszelkie cierpienia i surowości zakonne, w których żyjemy;’ choćby one najdłużej trwać miały, zawsze to będzie chwila tylko w porównaniu z tą wiecznością, która trwa bez końca. Co do mnie, szczerze wam wyznam, że choć taka grzeszna jestem, nigdy wspomnienie na męki piekielne takiego we mnie strachu nie wzbudzało, jakiego doznawałam na samą myśl o tym straszliwym wejrzeniu gniewu i zapalczywości, jakim w on dzień sądu oczy Pana naszego, te oczy tak piękne, tak słodkie, tak łaskawe, spoglądać będą na potępionych. Serce mi się kraje na to wspomnienie i tak było zawsze przez całe życie moje. Zważcie teraz, jak daleko bardziej tego lękać się musi owa dusza, której Pan sam w taki sposób się objawiał! Widok ten tak głębokim przenika ją uczuciem, że ją aż czucia pozbawia. I ta jest przyczyna, dla której Pan w tych widzeniach sprawia w niej zawieszenie władz i zmysłów, przychodząc tym sposobem w pomoc jej słabości, aby wyszedłszy z siebie mogła się w tym tak wysokim obcowaniu złączyć z boską wielmożnością Jego.

8. Widzenie, w którym by dusza zdolna była przez dłuższy czas wpatrywać się w Pana, nie byłoby, jak sądzę, widzeniem, jeno gwałtownym jakimś natężeniem myśli, sztucznym w wyobraźni utworzeniem postaci, ale martwej w porównaniu z tym, co dusza w prawdziwym widzeniu ogląda.

9. Zdarzają się także dusze (wiem o tym, bo sama miałam do czynienia z takimi, a było ich nie trzy albo cztery, ale wiele), które mają tak chorobliwą wyobraźnię czy też umysł tak niespokojny, że przejmują się tworami swej imaginacji, że cokolwiek im stanie na myśli, to zdaje im się, że na oczy widzą. Gdyby takie dusze ujrzały widzenie prawdziwe, przekonałyby się bez najmniejszej wątpliwości, że rzekome ich widzenia są tylko zmamieniem. Same sobie tworzą w wyobraźni to, co widzą, za czym i z tej pracy swojej nie tylko żadnego nie odnoszą pożytku, ale jeszcze tak po niej zostaną chłodne i obojętne, że prędzej jeszcze i łatwiej zagrzałby je widok jakiegokolwiek obrazka pobożnego. Przy tym, widziadła te od razu zacierają się w pamięci, prędzej jeszcze niż sen, co samo już dowodzi, że żadnej do nich wagi przywiązywać nie warto.

10. Zupełnie inaczej się dzieje w prawdziwych widzeniach, o których tu mówimy. W chwili, gdy dusza ani się spodziewa, ani jej przez myśl nie przejdzie, by miało się z nią stać coś nadzwyczajnego, znienacka zjawia się przed nią Pan i, wznieciwszy zrazu we wszystkich zmysłach i władzach wielkie poruszenie przestrachu i trwogi, natychmiast potem ucisza je w błogim onym pokoju. Podobnie, jak gdy św. Paweł, nagle zatrzymany w swym zapędzie, legł obalony na drodze do Damaszku, wielka nad nim zawrzała z nieba nawałnica, tak i tu, w tym świecie wewnętrznym, w głębi duszy, wielkie nagle staje się wzburzenie, aż w chwilę potem – jak mówiłam – nastaje głębokie uciszenie. Dusza wtedy tak jasnego dostępuje poznania prawd najwyższych, że nie potrzeba jej już innego nauczyciela; Ten, który sam jest Mądrością prawdziwą, oświeca przyrodzoną jej nieudolność i czyni ją zdolną do poznania tych rzeczy. Przez pewien czas niezachwiana trwa w niej pewność, że łaska ta pochodzi od Boga i żadne, jakie by jej czyniono zarzuty, nie zdołają zakłócić tej pewności obawą, że może zły duch ją oszukuje. Później dopiero, zwłaszcza gdy spowiednik ją nastraszy, że może Bóg jako karę za grzechy jej dopuścił na nią takie oszukanie, zachwieje się nieco w tej pewności, ale nie tak, by ją zupełnie straciła. Tak samo zupełnie, jak w pokusach przeciwko wierze, którymi może diabeł dręczyć i niepokoić duszę, ale nie dokaże tego, by wbrew pokusom jego nie stała mocno w wierze. Owszem, im natarczywiej wmawiają w nią te wątpliwości, tym mocniej ona utwierdza się w przekonaniu, że łaska, której dostąpiła, nie może być zmamieniem diabelskim, bo zły duch z pewnością nie sprawiłby w niej tych szczęśliwych skutków, jakie ona z widzeń swoich odnosi. Nie jest on też w mocy tak głęboko wniknąć do samego wnętrza duszy ani, wreszcie, choć może wywołać w wyobraźni pewne widziadła, nigdy jednak nie zdoła nadać im takiej prawdy, takiego majestatu i takiej dzielności, jak je mają widzenia od Boga.

11. Co do spowiednika, może on tu się lękać, i bardzo słusznie; tajników duszy on nie widzi, może też ta, która podobnych łask dostąpiła od Pana, nie potrafi mu jasno wytłumaczyć tego, co w niej się dzieje. Potrzeba tu więc wszelkiej oględności i powściągliwości, pozostawiając rzecz czasowi, aż się okaże, jakie z tych widzeń będą owoce. Trzeba spokojnie, nie spiesząc się, śledzić za tą duszą, jakie postępy robi w pokorze, jak utwierdza się w cnotach, diabeł, jeśli to jego sprawa, rychło się zdradzi i łatwo go zdybać na tysiącznych kłamstwach. Jeśli spowiednik ma doświadczenie i sam tych rzeczy na sobie doznał, prędko tu dojdzie prawdy i z samego przedstawienia rzeczy od razu pozna, czy to, o czym mu mówią, pochodzi od Boga czy też od złego ducha, czy wprost tylko z imaginacji. Jeśli nadto Pan mu użyczył daru rozpoznawania duchów i jeśli ma gruntowną naukę, choćby nie miał własnego w tych rzeczach doświadczenia, zrozumie dobrze, o co chodzi.

12. Ale jednej tu rzeczy, siostry, z waszej strony potrzeba, mianowicie wielkiej szczerości i rzetelności w waszych przed spowiednikiem wyznaniach; nie co do grzechów tylko, bo to się rozumie samo przez się, ale i co do wewnętrznych przejść waszych na modlitwie. W braku tego warunku nie ręczyłabym za to, czy jesteście na dobrej drodze i czy Bóg sam was prowadzi. Albowiem Bóg chce tego i bardzo w tym sobie podoba, byście z tym, który wam miejsce Jego zastępuje, z taką samą, jak z Nim samym, postępowały szczerością i prostotą i szczerze pragnęły tego, by spowiednik znał wszystkie myśli, a tym bardziej jeszcze wszystkie postępki wasze, choćby w rzeczach najmniejszych. Tak postępując na spowiedzi, bądźcie spokojne i o nic się już nie trwóżcie. Choćby to diabeł mamidła swoje wam nasuwał, jeśli jeno macie pokorę i dobre sumienie, nic one wam nie zaszkodzą. Pan wszechmogący umie ze złego wyprowadzić dobre i sprawi to, że tą właśnie drogą, którą diabeł chciał was pociągnąć na zgubę, większą jeszcze korzyść odniesiecie. Mając to, choć mylne, przekonanie, że widzenie, które wam się przedstawia, pochodzi od Boga i uznając w nim dowód szczególnej dla was łaskawości Jego, będziecie tym usilniej się starały czynić wolę Jego we wszystkim i postać Jego, jak wam się ukazała, zawsze chować w pamięci. W tej myśli pewien bardzo uczony teolog mówił , że nie gniewałby się, gdyby diabeł, będąc znakomitym artystą, odmalował mu jakby żyjące wyobrażenie Zbawiciela. Patrząc na nie, pobudzałby siebie widokiem Jego do większej pobożności i tak zwojowałby diabła własnymi piekielnymi sztukami jego; bo, dodawał, chociażby malarz był najgorszym człowiekiem, obraz przecież, ręką jego malowany, gdy przedstawia wyobrażenie Tego, który jest wszystkim dobrem naszym, zawsze będzie godzien czci i poszanowania.

13. Stąd też mocno ganił pewnych spowiedników, którzy penitentkom swoim zalecali oznakami lekceważenia i pogardy znieważać takie wyobrażenie, gdyby im się w widzeniu ukazało. Gdziekolwiek bowiem, mówił, i w jakimkolwiek kształcie ujrzymy obraz Króla naszego, zawsze Mu cześć oddawać powinnyśmy. I wielką, zdaniem moim, miał słuszność. Jeśli bowiem już tu, w ziemskich i ludzkich naszych z ludźmi stosunkach, nikt by tego spokojnie nie zniósł, gdyby widział w podobny sposób poniewierany portret przyjaciela swego, jakże daleko bardziej boleć nas to powinno, gdyby kto w oczach naszych krucyfiksowi czy jakiemu bądź wyobrażeniu Boskiego Pana i Wodza naszego, miast należnego Mu poszanowania, takie zniewagi wyrządzał. Choć na innym miejscu już obszernie o tym mówiłam, chętnie przecież i tu powtórnie o tym wspominam. Wiem, jakie było strapienie jednej duszy, dobrze mi znajomej, gdy spowiednik, jako skuteczny sposób na widzenia jej, zdaniem jego pochodzące od złego ducha, kazał jej Panu Jezusowi, gdy jej się ukaże, figę pokazywać. Dziwny to sposób i nie wiem, kto go mógł wymyślić. Dobry chyba tylko na udręczenie duszy, która, przekonana, że powinna słuchać spowiednika we wszystkim, miałaby siebie za zgubioną, gdyby takiego nawet polecenia jego nie spełniła. Ja, przeciwnie, zaleciłabym wam w podobnym zdarzeniu, z pokorą przedstawiając racje wasze, wymówić się, a gdyby spowiednik mimo to przy rozkazie swoim obstawał, nie słuchać go. Tak przynajmniej radził mi ten, którego zdania w tym wypadku zasięgałam i przyznaję, że racje, jakie mi dawał, w najwyższym stopniu wydały mi się dobre i trafiły mu do przekonania.

14. Jedną między innymi wielką korzyść odnosi dusza z tej łaski od Pana jej dane), tę mianowicie, że gdy rozmyśla o Nim, o życiu lub o męce Jego, widok najsłodszego, zachwycająco pięknego oblicza Jego, jak na nie patrzała w widzeniu, żywo jej się przedstawia w pamięci i wielką, niewypowiedzianą napełnia ją pociechą; podobnie jak łatwiej i milej nam myśleć o kimś, co nam wiele uczynił dobrego, gdy go znamy z twarzy, niż gdybyśmy go nigdy nie byli widzieli. Wielką, upewniam was, pociechę i wielką korzyść przynosi duszy to słodkie wspomnienie.

Wiele innych, jeszcze szczęśliwszych skutków sprawiają te błogie widzenia, ale po tym wszystkim, co tu już powiedziałam i co później jeszcze mam powiedzieć w tym przedmiocie, dłuższym ich wyliczaniem teraz was i siebie trudzić nie będę. Jedną tylko dodam tu ważną przestrogę. Jakkolwiek wiecie albo słyszycie o duszach, którym Bóg takich łask użycza, same dla siebie nigdy nie pragnijcie ani Pana nie proście, by was tą drogą prowadził. Słusznie ta droga wydaje nam się bardzo dobrą, słusznie ją bardzo wysoko cenić i poważać macie, ale, byście się same na nią wpraszały, to wam nie przystoi z wielu różnych powodów, z których tu wymienię główniejsze.

15. Naprzód, nie zgadza się to z pokorą żądać dla siebie tego, na co się nigdy nie zasłużyło. Kto więc takiej rzeczy śmie pragnąć, ten chyba, jak sądzę, nie daje dowodu, by wysoko w tej cnocie postąpił. Jak prostemu wieśniakowi ani na myśl nie przyjdzie, by miał zostać królem, bo między niskością stanu swego a wysokością godności królewskiej widzi przedział do przebycia niepodobny, tak i dusza prawdziwie pokorna ani zamarzy o tym, by mogła być godną łask tak wysokich. Nigdy też, mniemam, niepokorny takich łask nie otrzyma, bo komu Pan chce im użyczyć, temu naprzód daje łaskę jasnego poznania siebie samego. Dusza zaś, znająca samą siebie, nicość i niegodność swoją, jakżeby mogła tak wysoko sięgać myślą i pragnieniem, kiedy już, jak jest istotnie, za wielką łaskę sobie poczytuje, że Bóg dawno jej nie strącił do piekła? – Po wtóre, kto się waży podobne żywić pragnienie, ten już jest oszukany przez diabła, albo co najmniej bardzo bliskie mu grozi od niego niebezpieczeństwo. Diabłu bowiem dość upatrzyć jaką, choćby najciaśniejszą furtkę do duszy uchyloną, a zaraz przez nią się wciśnie i krocie sideł swoich na niebaczną zastawi. – Po trzecie, każda żądza, gdy jest silna i niepowściągnięta, roznieca i porywa za sobą wyobraźnię. Człowiek wyobraża sobie wówczas, że istotnie widzi i słyszy to, czego pożąda, tak jak kto na jawie z upodobaniem i długo o czym myśli, temu często to, o czym myślał za dnia, potem i w nocy się przyśni. – Po czwarte, wielka to śmiałość i zuchwalstwo, by kto sam sobie obierał drogę, jaka mu się podoba, nie wiedząc, czy to droga dla niego odpowiednia i bezpieczna. Każdy z nas ma obowiązek zdać się na Pana, który lepiej nas zna niż my sami siebie, aby nas prowadził, kędy wie, że najlepiej, i aby we wszystkim działa się wola Jego. – Po piąte, czy sądzicie, że małe mają cierpienia i bóle do znoszenia ci, których Pan takimi łaskami obdarza? Zaiste, cierpią oni niezmiernie i na wszelki sposób. A wy, skądże macie tę pewność, że stanie wam siły na zniesienie takich cierpień? – Po szóste, kto wie, czy w tym, w czym upatrujesz zysk i szczęście dla siebie, nie znalazłabyś właśnie pewnej zguby? Przypomnij sobie, jak Saul wyszedł na swoim wyniesieniu na królestwo.

16. Podobnych racji wiele jeszcze mogłabym wam przytoczyć. Wierzajcie, siostry, jedna jest tylko droga bezpieczna: chcieć tego, czego chce Bóg, który zna nas lepiej niż my same siebie. Oddajmy się w ręce Jego, niech czyni z nami i w nas wedle woli swojej. W takim postanowieniu trwając wolą niezachwianą, nigdy nie zbłądzimy i zbłądzić nie możemy. A zważcie jeszcze i to, że z otrzymania, choćby najobfitszego podobnych łask, żadne nie przybywa duszy pomnożenie chwały w niebie; przybywa tylko ściślejszy obowiązek służenia Panu, bo komu więcej dano, od tego i więcej żądać będą. Możności przymnożenia sobie zasług Pan nikomu nie odmawia, choć nie każdemu użycza tych łask nadzwyczajnych; zasługa nasza zawsze od nas samych zależy. Są święci, którzy nigdy widzeń nie mieli ani nie wiedzieli nawet, co to jest miewać widzenia, jak i przeciwnie, są tacy, którym była dana ta łaska, a świętymi nie są. Nie sądźcie, by te widzenia ciągle się powtarzały; na jedną taką łaskę, której Pan jej użyczy, sto i tysiąc dusza wycierpi utrapień i krzyżów; ani też o tym nie myśli, czy i kiedy znowu tę łaskę otrzyma, jeno o tym, by za otrzymaną już wywdzięczyła się Panu, jak zdoła.

17. Zapewne, że te dary niebieskie dzielną powinny być dźwignią i pomocą do cnoty i wyższej doskonałości; ale kto je osiągnie własnym kosztem i nakładem swoim, w nagrodę cierpienia i pracy, ten nierównie większą ma zasługę. Znałam jedną osobę – czyli raczej znałam ich dwie, jedną z nich był mężczyzna – którym Pan podobnych łask użyczał, a one tak gorąco pragnęły służyć Jemu na koszt własny bez tych nadprzyrodzonych rozkoszy i taką miały nieugaszoną żądzę cierpienia, że żaliły się i jakby wymawiały Panu, na co im daje te pociechy. Chętnie uchyliłyby się od tych pociech i słodkości, jakimi Pan zwykł darzyć na modlitwie dusze bogomyślne, jednak nie od widzeń samych, które same z siebie, jak każdy to widzi i jak ci także, o których tu mówię, dobrze to zrozumieli, i pożytek niezmierny w duszy sprawują i najwyższego poszanowania są godne.

18. Prawdę mówiąc, wzniosłe takie pragnienia same już są, jak sądzę, darem nadprzyrodzonym; są one udziałem dusz, czystą, wielką miłością płonących, które zatem rade by dowiodły Panu, że nie służą Jemu jak najemnice dla żołdu. Stąd też – jak mówiłam – nigdy dla pobudzenia siebie do służenia Panu nie dopuszczą do siebie myśli o chwale, jaka je za to czeka; myślą tylko o tym, aby zadośćuczyniły swej miłości. Miłość bowiem z natury swojej ma to do siebie, że bezustannie pracuje i działa jedynie dlatego, że miłuje. Rada by taka dusza, gdyby to było w jej możności, wynalazła sposób spłonięcia do szczętu w tym Bogu, który taki w niej ogień miłości swojej zapala, i gdyby tego była potrzeba, ochotnym sercem wydałaby siebie na zupełne na wieki unicestwienie dla większej chwały Jego. Chwała Jemu i dziękczynienie na wieki, amen, iż tak się raczy poniżać i tak udzielać siebie nędznym stworzeniom swoim, i tak im objawiać nieskończone bogactwa wielmożności i miłości swojej.

 

Rozdział IX



Objaśnia, w jaki sposób Bóg udziela się duszy w widzeniu przez wyobraźnię i jak nic należy nigdy pragnąć tej drogi. – Przyczyny tej bardzo ważnej przestrogi. – Korzyści z niej wypływające.

1. Przystępuję teraz do widzeń przez wyobraźnię, do których, jak mówią, łatwiej niż do poprzednich może zakraść się diabeł; i sądzę, że tak jest. Wszakże, gdy pochodzą od Pana, widzenia te, zdaniem moim, większy z pewnego względu pożytek przynoszą, ponieważ lepiej odpowiadają naszej naturze. Nie przewyższają jednak tych, których Pan użycza w mieszkaniu ostatnim, a które są tak wysokie, że żadne inne im nie dorównają. W rozdziale poprzedzającym mówiłam wam, jako w widzeniu umysłowym Pan daje poznać duszy swoją obecność przy niej, toż samo dzieje się i tu, tylko w inny sposób, który postaram się wam objaśnić za pomocą następującego porównania.

2. Przedstawmy sobie, że mamy w posiadaniu naszym skrzynkę złotą, a w niej zamknięty kamień drogi, niezmiernie wielkiej ceny i cudownej skuteczności. Kamienia tego nigdy na oczy nie widzieliśmy, ale wiemy z zupełną pewnością, że mamy go ukrytego w tej skrzynce i, nosząc ją przy sobie, czujemy po skutkach, jakie sprawuje, dzielność zamkniętego w niej klejnotu. Choć go więc nie widzimy, cenimy go sobie wysoko, bo wiemy z własnego doświadczenia, że ma on moc uzdrawiania pewnych ran, z jakich i nas uzdrowił. Patrzeć nań ani skrzynki otwierać nie śmiemy i, choćbyśmy chcieli, nie moglibyśmy, bo sekret otworzenia jej zna tylko właściciel klejnotu, i choć go nam dla pożytku naszego użyczył, klucz przecież, jako do własności swojej, zatrzymał przy sobie i nie otworzy, aż gdy mu się spodoba pokazać nam on skarb ukryty. I gdy zechce, znowu zamknie i skarb ukryje; jakoż w rzeczy samej tak czyni.

3. Przypuśćmy teraz, że w danej chwili, dla pociechy tego, komu tę skrzynkę powierzył, nagle ją przed nim otworzy. Rzecz jasna, że cudowny blask kamienia, tego, kto go tak ujrzy, nieopisaną napełni radością i głęboko się w pamięci jego wyryje. Otóż podobnie się dzieje w widzeniu przez wyobraźnię, gdy spodoba się Panu duszę nim uszczęśliwić. Jasno jej wtedy ukazuje swoje najświętsze Człowieczeństwo, w tej czy w innej postaci, jak zechce; czy takim, jak się przedstawiało oczom ludzkim, gdy jeszcze mieszkał śmiertelny na tej ziemi, czy też jakim jaśnieje w nieśmiertelnej chwale zmartwychwstania. I choć to widzenie tak szybko przemija, że można by je porównać z szybkością błyskawicy, wszakże wspaniały ten obraz tak pozostaje w wyobraźni wyryty, że niepodobna, jak sądzę, by kiedy mógł się w niej zatrzeć, dopóki dusza nie ujrzy go tam, kędy jej dano będzie cieszyć się nim bez końca.

4. Obraz, mówię, ale nie znaczy to, by dusza widziała Człowieczeństwo Pana, jakby malowane. Widzi je, owszem, prawdziwe i żywe; nieraz nawet do niej przemówi, nieraz i głębokie tajemnice jej objawia. Dodać tu jednak należy, że chociażby to widzenie nie tak szybko przemijało, jak mówiłam, chociażby dłuższy czas trwało, tak samo zawsze niepodobna byłoby utkwić w nim oczy, jak niepodobna utkwić je w słońcu. Przyczyna jednak tu jest inna; na słońce patrzeć nie możemy, bo blask jego razi cielesne oczy nasze; blask zaś tego nadziemskiego widoku nie razi wewnętrznego oka duszy, w której się całe to widzenie odbywa. (Czy może ono kiedy być widome i dla oka zewnętrznego? O tym nic powiedzieć nie mogę, bo ta dusza, z którą jestem tak blisko i której sprawy wewnętrzne tak dokładnie znam, jak swoje własne, nigdy nic podobnego nie doznała, a czego się nie zna z własnego doświadczenia, o tym trudno powiedzieć coś pewnego). Blask i jasność najświętszego Człowieczeństwa jest to jakby światłość wlana do duszy, jakby blask słońca przykryty dziwnie subtelną i przeźroczystą zasłoną z diamentu utkaną; szata jego biała i powiewna, jakby z najcieńszej tkaniny holenderskie. Dusza, której Pan użyczy łaski tego widzenia, zawsze wpada w zachwycenie, bo niskość jej nie jest zdolna znieść tak przerażającego widoku.

5. Przerażającego, mówię, bo chociaż to widzenie tak wdzięczne i tak rozkoszne, jakiego nikt, choćby i tysiąc lat na to się myślą wysilał, nie zdołałby sobie wyobrazić (tak dalece ta piękność przewyższa wszelką objętość wyobraźni i pojęcia ludzkiego), sama przecież obecność Pana ogromnym majestatem swoim mimo woli duszę strachem i przerażeniem przenika. Nie ma tu dusza potrzeby pytać, kogo ma przed sobą, wie ona dobrze i czuje, kto On, i On sam jasno jej siebie oznajmia, Pan wszechmogący nieba i ziemi. Nie jak królowie tego świata, których nikt by nie poznał, gdyby nie blask zewnętrznej okazałości i orszaku królewskiego, którym się otaczają.

6. O Panie, jakże mało Ciebie znamy, choć imię chrześcijańskie nosimy! Cóż będzie w on dzień, gdy przyjdziesz nas sądzić, jeśli tu, gdy z taką łaskawością przychodzisz do duszy, którą sobie za oblubienicę obrałeś, widok Twój takie w niej sprawia przerażenie? Cóż będzie, o córki, gdy strasznym głosem rzeknie: “Idźcie precz, przeklęci”, od Ojca mojego?

7. Pamiętajmy na to, póki tu żyjemy i to niech będzie dla nas owocem tych łask, tych cudownych widzeń. Najlepszy to będzie owoc. Święty Hieronim, choć taki święty, nigdy, póki żył, z pamięci swej nie wypuszczał onego dnia sądu strasznego. Czyńmy podobnież, a niczym nam się wydadzą wszelkie cierpienia i surowości zakonne, w których żyjemy;’ choćby one najdłużej trwać miały, zawsze to będzie chwila tylko w porównaniu z tą wiecznością, która trwa bez końca. Co do mnie, szczerze wam wyznam, że choć taka grzeszna jestem, nigdy wspomnienie na męki piekielne takiego we mnie strachu nie wzbudzało, jakiego doznawałam na samą myśl o tym straszliwym wejrzeniu gniewu i zapalczywości, jakim w on dzień sądu oczy Pana naszego, te oczy tak piękne, tak słodkie, tak łaskawe, spoglądać będą na potępionych. Serce mi się kraje na to wspomnienie i tak było zawsze przez całe życie moje. Zważcie teraz, jak daleko bardziej tego lękać się musi owa dusza, której Pan sam w taki sposób się objawiał! Widok ten tak głębokim przenika ją uczuciem, że ją aż czucia pozbawia. I ta jest przyczyna, dla której Pan w tych widzeniach sprawia w niej zawieszenie władz i zmysłów, przychodząc tym sposobem w pomoc jej słabości, aby wyszedłszy z siebie mogła się w tym tak wysokim obcowaniu złączyć z boską wielmożnością Jego.

8. Widzenie, w którym by dusza zdolna była przez dłuższy czas wpatrywać się w Pana, nie byłoby, jak sądzę, widzeniem, jeno gwałtownym jakimś natężeniem myśli, sztucznym w wyobraźni utworzeniem postaci, ale martwej w porównaniu z tym, co dusza w prawdziwym widzeniu ogląda.

9. Zdarzają się także dusze (wiem o tym, bo sama miałam do czynienia z takimi, a było ich nie trzy albo cztery, ale wiele), które mają tak chorobliwą wyobraźnię czy też umysł tak niespokojny, że przejmują się tworami swej imaginacji, że cokolwiek im stanie na myśli, to zdaje im się, że na oczy widzą. Gdyby takie dusze ujrzały widzenie prawdziwe, przekonałyby się bez najmniejszej wątpliwości, że rzekome ich widzenia są tylko zmamieniem. Same sobie tworzą w wyobraźni to, co widzą, za czym i z tej pracy swojej nie tylko żadnego nie odnoszą pożytku, ale jeszcze tak po niej zostaną chłodne i obojętne, że prędzej jeszcze i łatwiej zagrzałby je widok jakiegokolwiek obrazka pobożnego. Przy tym, widziadła te od razu zacierają się w pamięci, prędzej jeszcze niż sen, co samo już dowodzi, że żadnej do nich wagi przywiązywać nie warto.

10. Zupełnie inaczej się dzieje w prawdziwych widzeniach, o których tu mówimy. W chwili, gdy dusza ani się spodziewa, ani jej przez myśl nie przejdzie, by miało się z nią stać coś nadzwyczajnego, znienacka zjawia się przed nią Pan i, wznieciwszy zrazu we wszystkich zmysłach i władzach wielkie poruszenie przestrachu i trwogi, natychmiast potem ucisza je w błogim onym pokoju. Podobnie, jak gdy św. Paweł, nagle zatrzymany w swym zapędzie, legł obalony na drodze do Damaszku, wielka nad nim zawrzała z nieba nawałnica, tak i tu, w tym świecie wewnętrznym, w głębi duszy, wielkie nagle staje się wzburzenie, aż w chwilę potem – jak mówiłam – nastaje głębokie uciszenie. Dusza wtedy tak jasnego dostępuje poznania prawd najwyższych, że nie potrzeba jej już innego nauczyciela; Ten, który sam jest Mądrością prawdziwą, oświeca przyrodzoną jej nieudolność i czyni ją zdolną do poznania tych rzeczy. Przez pewien czas niezachwiana trwa w niej pewność, że łaska ta pochodzi od Boga i żadne, jakie by jej czyniono zarzuty, nie zdołają zakłócić tej pewności obawą, że może zły duch ją oszukuje. Później dopiero, zwłaszcza gdy spowiednik ją nastraszy, że może Bóg jako karę za grzechy jej dopuścił na nią takie oszukanie, zachwieje się nieco w tej pewności, ale nie tak, by ją zupełnie straciła. Tak samo zupełnie, jak w pokusach przeciwko wierze, którymi może diabeł dręczyć i niepokoić duszę, ale nie dokaże tego, by wbrew pokusom jego nie stała mocno w wierze. Owszem, im natarczywiej wmawiają w nią te wątpliwości, tym mocniej ona utwierdza się w przekonaniu, że łaska, której dostąpiła, nie może być zmamieniem diabelskim, bo zły duch z pewnością nie sprawiłby w niej tych szczęśliwych skutków, jakie ona z widzeń swoich odnosi. Nie jest on też w mocy tak głęboko wniknąć do samego wnętrza duszy ani, wreszcie, choć może wywołać w wyobraźni pewne widziadła, nigdy jednak nie zdoła nadać im takiej prawdy, takiego majestatu i takiej dzielności, jak je mają widzenia od Boga.

11. Co do spowiednika, może on tu się lękać, i bardzo słusznie; tajników duszy on nie widzi, może też ta, która podobnych łask dostąpiła od Pana, nie potrafi mu jasno wytłumaczyć tego, co w niej się dzieje. Potrzeba tu więc wszelkiej oględności i powściągliwości, pozostawiając rzecz czasowi, aż się okaże, jakie z tych widzeń będą owoce. Trzeba spokojnie, nie spiesząc się, śledzić za tą duszą, jakie postępy robi w pokorze, jak utwierdza się w cnotach, diabeł, jeśli to jego sprawa, rychło się zdradzi i łatwo go zdybać na tysiącznych kłamstwach. Jeśli spowiednik ma doświadczenie i sam tych rzeczy na sobie doznał, prędko tu dojdzie prawdy i z samego przedstawienia rzeczy od razu pozna, czy to, o czym mu mówią, pochodzi od Boga czy też od złego ducha, czy wprost tylko z imaginacji. Jeśli nadto Pan mu użyczył daru rozpoznawania duchów i jeśli ma gruntowną naukę, choćby nie miał własnego w tych rzeczach doświadczenia, zrozumie dobrze, o co chodzi.

12. Ale jednej tu rzeczy, siostry, z waszej strony potrzeba, mianowicie wielkiej szczerości i rzetelności w waszych przed spowiednikiem wyznaniach; nie co do grzechów tylko, bo to się rozumie samo przez się, ale i co do wewnętrznych przejść waszych na modlitwie. W braku tego warunku nie ręczyłabym za to, czy jesteście na dobrej drodze i czy Bóg sam was prowadzi. Albowiem Bóg chce tego i bardzo w tym sobie podoba, byście z tym, który wam miejsce Jego zastępuje, z taką samą, jak z Nim samym, postępowały szczerością i prostotą i szczerze pragnęły tego, by spowiednik znał wszystkie myśli, a tym bardziej jeszcze wszystkie postępki wasze, choćby w rzeczach najmniejszych. Tak postępując na spowiedzi, bądźcie spokojne i o nic się już nie trwóżcie. Choćby to diabeł mamidła swoje wam nasuwał, jeśli jeno macie pokorę i dobre sumienie, nic one wam nie zaszkodzą. Pan wszechmogący umie ze złego wyprowadzić dobre i sprawi to, że tą właśnie drogą, którą diabeł chciał was pociągnąć na zgubę, większą jeszcze korzyść odniesiecie. Mając to, choć mylne, przekonanie, że widzenie, które wam się przedstawia, pochodzi od Boga i uznając w nim dowód szczególnej dla was łaskawości Jego, będziecie tym usilniej się starały czynić wolę Jego we wszystkim i postać Jego, jak wam się ukazała, zawsze chować w pamięci. W tej myśli pewien bardzo uczony teolog mówił , że nie gniewałby się, gdyby diabeł, będąc znakomitym artystą, odmalował mu jakby żyjące wyobrażenie Zbawiciela. Patrząc na nie, pobudzałby siebie widokiem Jego do większej pobożności i tak zwojowałby diabła własnymi piekielnymi sztukami jego; bo, dodawał, chociażby malarz był najgorszym człowiekiem, obraz przecież, ręką jego malowany, gdy przedstawia wyobrażenie Tego, który jest wszystkim dobrem naszym, zawsze będzie godzien czci i poszanowania.

13. Stąd też mocno ganił pewnych spowiedników, którzy penitentkom swoim zalecali oznakami lekceważenia i pogardy znieważać takie wyobrażenie, gdyby im się w widzeniu ukazało. Gdziekolwiek bowiem, mówił, i w jakimkolwiek kształcie ujrzymy obraz Króla naszego, zawsze Mu cześć oddawać powinnyśmy. I wielką, zdaniem moim, miał słuszność. Jeśli bowiem już tu, w ziemskich i ludzkich naszych z ludźmi stosunkach, nikt by tego spokojnie nie zniósł, gdyby widział w podobny sposób poniewierany portret przyjaciela swego, jakże daleko bardziej boleć nas to powinno, gdyby kto w oczach naszych krucyfiksowi czy jakiemu bądź wyobrażeniu Boskiego Pana i Wodza naszego, miast należnego Mu poszanowania, takie zniewagi wyrządzał. Choć na innym miejscu już obszernie o tym mówiłam, chętnie przecież i tu powtórnie o tym wspominam. Wiem, jakie było strapienie jednej duszy, dobrze mi znajomej, gdy spowiednik, jako skuteczny sposób na widzenia jej, zdaniem jego pochodzące od złego ducha, kazał jej Panu Jezusowi, gdy jej się ukaże, figę pokazywać. Dziwny to sposób i nie wiem, kto go mógł wymyślić. Dobry chyba tylko na udręczenie duszy, która, przekonana, że powinna słuchać spowiednika we wszystkim, miałaby siebie za zgubioną, gdyby takiego nawet polecenia jego nie spełniła. Ja, przeciwnie, zaleciłabym wam w podobnym zdarzeniu, z pokorą przedstawiając racje wasze, wymówić się, a gdyby spowiednik mimo to przy rozkazie swoim obstawał, nie słuchać go. Tak przynajmniej radził mi ten, którego zdania w tym wypadku zasięgałam i przyznaję, że racje, jakie mi dawał, w najwyższym stopniu wydały mi się dobre i trafiły mu do przekonania.

14. Jedną między innymi wielką korzyść odnosi dusza z tej łaski od Pana jej dane), tę mianowicie, że gdy rozmyśla o Nim, o życiu lub o męce Jego, widok najsłodszego, zachwycająco pięknego oblicza Jego, jak na nie patrzała w widzeniu, żywo jej się przedstawia w pamięci i wielką, niewypowiedzianą napełnia ją pociechą; podobnie jak łatwiej i milej nam myśleć o kimś, co nam wiele uczynił dobrego, gdy go znamy z twarzy, niż gdybyśmy go nigdy nie byli widzieli. Wielką, upewniam was, pociechę i wielką korzyść przynosi duszy to słodkie wspomnienie.

Wiele innych, jeszcze szczęśliwszych skutków sprawiają te błogie widzenia, ale po tym wszystkim, co tu już powiedziałam i co później jeszcze mam powiedzieć w tym przedmiocie, dłuższym ich wyliczaniem teraz was i siebie trudzić nie będę. Jedną tylko dodam tu ważną przestrogę. Jakkolwiek wiecie albo słyszycie o duszach, którym Bóg takich łask użycza, same dla siebie nigdy nie pragnijcie ani Pana nie proście, by was tą drogą prowadził. Słusznie ta droga wydaje nam się bardzo dobrą, słusznie ją bardzo wysoko cenić i poważać macie, ale, byście się same na nią wpraszały, to wam nie przystoi z wielu różnych powodów, z których tu wymienię główniejsze.

15. Naprzód, nie zgadza się to z pokorą żądać dla siebie tego, na co się nigdy nie zasłużyło. Kto więc takiej rzeczy śmie pragnąć, ten chyba, jak sądzę, nie daje dowodu, by wysoko w tej cnocie postąpił. Jak prostemu wieśniakowi ani na myśl nie przyjdzie, by miał zostać królem, bo między niskością stanu swego a wysokością godności królewskiej widzi przedział do przebycia niepodobny, tak i dusza prawdziwie pokorna ani zamarzy o tym, by mogła być godną łask tak wysokich. Nigdy też, mniemam, niepokorny takich łask nie otrzyma, bo komu Pan chce im użyczyć, temu naprzód daje łaskę jasnego poznania siebie samego. Dusza zaś, znająca samą siebie, nicość i niegodność swoją, jakżeby mogła tak wysoko sięgać myślą i pragnieniem, kiedy już, jak jest istotnie, za wielką łaskę sobie poczytuje, że Bóg dawno jej nie strącił do piekła? – Po wtóre, kto się waży podobne żywić pragnienie, ten już jest oszukany przez diabła, albo co najmniej bardzo bliskie mu grozi od niego niebezpieczeństwo. Diabłu bowiem dość upatrzyć jaką, choćby najciaśniejszą furtkę do duszy uchyloną, a zaraz przez nią się wciśnie i krocie sideł swoich na niebaczną zastawi. – Po trzecie, każda żądza, gdy jest silna i niepowściągnięta, roznieca i porywa za sobą wyobraźnię. Człowiek wyobraża sobie wówczas, że istotnie widzi i słyszy to, czego pożąda, tak jak kto na jawie z upodobaniem i długo o czym myśli, temu często to, o czym myślał za dnia, potem i w nocy się przyśni. – Po czwarte, wielka to śmiałość i zuchwalstwo, by kto sam sobie obierał drogę, jaka mu się podoba, nie wiedząc, czy to droga dla niego odpowiednia i bezpieczna. Każdy z nas ma obowiązek zdać się na Pana, który lepiej nas zna niż my sami siebie, aby nas prowadził, kędy wie, że najlepiej, i aby we wszystkim działa się wola Jego. – Po piąte, czy sądzicie, że małe mają cierpienia i bóle do znoszenia ci, których Pan takimi łaskami obdarza? Zaiste, cierpią oni niezmiernie i na wszelki sposób. A wy, skądże macie tę pewność, że stanie wam siły na zniesienie takich cierpień? – Po szóste, kto wie, czy w tym, w czym upatrujesz zysk i szczęście dla siebie, nie znalazłabyś właśnie pewnej zguby? Przypomnij sobie, jak Saul wyszedł na swoim wyniesieniu na królestwo.

16. Podobnych racji wiele jeszcze mogłabym wam przytoczyć. Wierzajcie, siostry, jedna jest tylko droga bezpieczna: chcieć tego, czego chce Bóg, który zna nas lepiej niż my same siebie. Oddajmy się w ręce Jego, niech czyni z nami i w nas wedle woli swojej. W takim postanowieniu trwając wolą niezachwianą, nigdy nie zbłądzimy i zbłądzić nie możemy. A zważcie jeszcze i to, że z otrzymania, choćby najobfitszego podobnych łask, żadne nie przybywa duszy pomnożenie chwały w niebie; przybywa tylko ściślejszy obowiązek służenia Panu, bo komu więcej dano, od tego i więcej żądać będą. Możności przymnożenia sobie zasług Pan nikomu nie odmawia, choć nie każdemu użycza tych łask nadzwyczajnych; zasługa nasza zawsze od nas samych zależy. Są święci, którzy nigdy widzeń nie mieli ani nie wiedzieli nawet, co to jest miewać widzenia, jak i przeciwnie, są tacy, którym była dana ta łaska, a świętymi nie są. Nie sądźcie, by te widzenia ciągle się powtarzały; na jedną taką łaskę, której Pan jej użyczy, sto i tysiąc dusza wycierpi utrapień i krzyżów; ani też o tym nie myśli, czy i kiedy znowu tę łaskę otrzyma, jeno o tym, by za otrzymaną już wywdzięczyła się Panu, jak zdoła.

17. Zapewne, że te dary niebieskie dzielną powinny być dźwignią i pomocą do cnoty i wyższej doskonałości; ale kto je osiągnie własnym kosztem i nakładem swoim, w nagrodę cierpienia i pracy, ten nierównie większą ma zasługę. Znałam jedną osobę – czyli raczej znałam ich dwie, jedną z nich był mężczyzna – którym Pan podobnych łask użyczał, a one tak gorąco pragnęły służyć Jemu na koszt własny bez tych nadprzyrodzonych rozkoszy i taką miały nieugaszoną żądzę cierpienia, że żaliły się i jakby wymawiały Panu, na co im daje te pociechy. Chętnie uchyliłyby się od tych pociech i słodkości, jakimi Pan zwykł darzyć na modlitwie dusze bogomyślne, jednak nie od widzeń samych, które same z siebie, jak każdy to widzi i jak ci także, o których tu mówię, dobrze to zrozumieli, i pożytek niezmierny w duszy sprawują i najwyższego poszanowania są godne.

18. Prawdę mówiąc, wzniosłe takie pragnienia same już są, jak sądzę, darem nadprzyrodzonym; są one udziałem dusz, czystą, wielką miłością płonących, które zatem rade by dowiodły Panu, że nie służą Jemu jak najemnice dla żołdu. Stąd też – jak mówiłam – nigdy dla pobudzenia siebie do służenia Panu nie dopuszczą do siebie myśli o chwale, jaka je za to czeka; myślą tylko o tym, aby zadośćuczyniły swej miłości. Miłość bowiem z natury swojej ma to do siebie, że bezustannie pracuje i działa jedynie dlatego, że miłuje. Rada by taka dusza, gdyby to było w jej możności, wynalazła sposób spłonięcia do szczętu w tym Bogu, który taki w niej ogień miłości swojej zapala, i gdyby tego była potrzeba, ochotnym sercem wydałaby siebie na zupełne na wieki unicestwienie dla większej chwały Jego. Chwała Jemu i dziękczynienie na wieki, amen, iż tak się raczy poniżać i tak udzielać siebie nędznym stworzeniom swoim, i tak im objawiać nieskończone bogactwa wielmożności i miłości swojej.