Mówi o skutku opisanej w poprzednim rozdziale modlitwy, po którym poznaje się, czy ona jest prawdziwa, czy też zmamieniem tylko. – O innej jeszcze łasce, jaką Pan czyni tu duszy, aby Go tym więcej wysławiała.
1. Łaski te, tak wzniosłe, wzbudzają w duszy takie pragnienie posiadania już zupełnie Tego, który ją nimi obdarza, że życie zamienia jej się w mękę, choć męka to słodka. Z tęsknotą nieutuloną pragnie śmierci i ustawicznie błaga Boga ze łzami, aby ją zabrał z tego wygnania. Wszystko, co widzi i słyszy wokoło siebie, jest dla niej umęczeniem, jedna tylko samotność znaczną jej ulgę przynosi. Ale i tu niebawem ból ten wewnętrzny się wznawia i wszędzie jej towarzyszy. I tak nigdzie nasz biedny motyl nie może znaleźć sobie trwałego odpocznienia. Owszem, ten wciąż tlejący w niej ogień tęsknej miłości za lada powiewem, zdolnym go podniecić, na nowo płomieniem wybucha i duszę znowu unosi. Stąd też zachwycenia w tym mieszkaniu bywają bardzo częste i nie ma sposobu zapobieżenia im, chociażby przyszły przy świadkach. Za czym niebawem wszczynają się prześladowania i szemrania, które nie dają jej pokoju i wzniecają w niej strachy, którym ona, jakkolwiek by chciała, obronić się nie zdoła, bo wielu jest tych, którzy tak ją straszą, a między nimi szczególnie spowiednicy.
2. I choć z jednej strony, w najgłębszym wnętrzu swoim, czuje wielką pewność i otuchę, zwłaszcza gdy sama jest z Bogiem, z drugiej strony jednak wielki ma smutek, lękając się, czy istotnie diabeł jej nie zwodzi i czy zmamiona przez niego nie obraża tego Pana, którego nad wszystko miłuje. O szemrania i sądy ludzkie mało dba, ale bardzo ją boli, gdy spowiednik ją nęka wyrzutami, jak gdyby tu była w czym winna. W tym udręczeniu nieustannie prosi wszystkich, aby się za nią modlili i Pana blaga, aby ją prowadził inną drogą, jeśli ta, jak wciąż jej mówią, jest tak niebezpieczna. Z tym wszystkim jednak, widząc, że tą drogą wielkie uczyniła w dobrym postępy i z tego, co czyta, słyszy i co jej oznajmują przykazania Boże mając pewność, że jest to droga, wiodąca do nieba, nie może, choćby chciała, wymóc tego na sobie, by nie pragnęła na niej pozostać i na tyle tylko zdobyć się zdoła, że zdaje się na wolę i zrządzenie Boga. Lecz i to, że nie potrafi pragnąć tego, co jej każą, dręczy ją, bo zdaje się jej, że przez to popełnia nieposłuszeństwo względem spowiednika, a ma to przekonanie, że właśnie tylko posłuszeństwo i chronienie się obrazy Bożej może ją obronić od niebezpieczeństwa zdrady i omamień złego ducha. I im mocniejsze widzi w sobie postanowienie raczej dać się porąbać na sztuki, niż świadomie popełnić jeden grzech powszedni, tym srożej to ją smuci, że snadź popełnia ich tyle mimo woli swojej.
3. Bóg daje tej duszy tak gorące pragnienie podobania Mu się we wszystkim, tak żywą bojaźń obrażania Go w czymkolwiek, choćby najmniejszą niedoskonałością, gdyby jej uniknąć zdołała, że dla tego już samego rada by uciekła od ludzi i szczerze zazdrości tym, którym kiedyś dane było, albo dziś jeszcze dane jest żyć na pustyni. A przy tym jednak chciałaby rzucić się w sam wir świata, czyby tam nie znalazła choć jednej duszy, którą by zdołała skłonić do wierniej szego służenia i gorliwszego oddawania chwały Bogu. I jeśli jest niewiastą, smuci się, że jako taka, będąc skrępowana, tej chęci swojej zadośćuczynić nie może i z zazdrością spogląda na mężów, którym wolno jest publicznie podnosić głos swój i swobodnie opowiadać wszystkim wielmożności tego wielkiego Boga i Pana Zastępów.
4. O biedny motylu, iż tylu więzami skrępowany, nie możesz ulecieć, kędy byś chciał! Zlituj się nad nim, Boże mój; daj folgę tej biednej duszy, aby już mogła choć w części jakiej spełnić na cześć i chwałę Twoją swe pragnienia. Nie zważaj na niegodność jej ani na jej niskość! Wszechmogący jesteś, Panie, i na rozkaz Twój rozstępują się głębiny morskie i Jordan zatrzymuje się w biegu swoim, swobodne otwierając przejście synom izraelskim. Nie żałuj jej! Twoją mocą wsparta, zdoła ona wielkie wytrzymać utrapienia. Gotowa jest na nie, pragnie je wycierpieć, więc wyciągnij, Panie, możne ramię Twoje, nie dopuszczaj tego, by całe życie jej zejść miało na poziomych drobiazgach. Objaw w tym biednym niewieścim stworzeniu wielmożność Twoją, aby świat, widząc, że nie ma w tym żadnej własnej jej siły, Tobie samemu wszystką chwałę oddawał. A ją niech to kosztuje, ile chce, choćby to był koszt największy, bo tego tylko pragnie, gotowa tysiąc razy oddać życie swoje, aby choć jedna dusza za jej sprawą większą Tobie cześć i chwałę oddała. Za taką cenę wszelką ofiarę poczytywałaby sobie za zysk niezrównany, dobrze to rozumiejąc, że nie jest godna i najmniejszej rzeczy dla Ciebie ucierpieć, a cóż dopiero umrzeć dla chwały Twojej!
5. Po co i na jaki pożytek napisałam powyższe słowa? – Snadź sama nie wiedziałam, co piszę. Ale to wiedzmy, siostry, że takie są, bez żadnego wątpienia, skutki, jakie te zawieszenia czy zachwycenia po sobie zostawiają. Nie są to pragnienia przelotne; trwają one ustawicznie i przy każdej sposobności wypełnienia ich czynem okazuje się, że nie ma tu żadnego złudzenia. Dlaczego mówię, że pragnienia te trwają ustawicznie? – Bo bywają tu wprawdzie chwile małoduszności, kiedy dusza słania się po niższym poziomie i takie czuje w sobie wylęknienie, że nie miałaby, jak sądzi, odwagi do podjęcia najmniejszego trudu. W takich chwilach, jak sądzę, Pan pozostawia duszę samej sobie i własnemu jej przyrodzeniu, dla większego jej dobra. Wówczas bowiem widzi ona, że jeśli kiedy miała do czego odwagę, miała ją nie z samej siebie, ale jedynie z daru łaskawości Bożej. I w przenikającej poznania tego jasności sama w sobie się unicestwia i jaśniej jeszcze poznaje moc i dobroć Boga, który w takim nędznym stworzeniu raczył je okazać. Ale najczęściej zwykły stan tej duszy taki jest, jak go wyżej opisałam.
6. Jedno tu, siostry, zważcie, że wielkie te żądze oglądania Pana taki nieraz ból gwałtowny sprawują, że nie należy zwiększać ich, ale raczej, o ile to rzecz możebna, myśl od nich odrywać. O ile to rzecz możebna, mówię, bo jest pewien rodzaj tych pragnień, o którym później mówić będę, którym oprzeć się nie można, jak o tym same się przekonacie. Ale pragnienia tego pierwszego rodzaju, o którym mówię obecnie, nieraz dadzą się stłumić. Rozum tu bowiem zupełnie jest swobodny, może więc uzgodnić się z wolą Bożą, i mówić, co mówił św. Marcin. Może także tę żądzę i tęsknotę swoją, zwłaszcza gdy ból z niej powstający bardzo się wzmaga, powściągnąć tą uwagą, że chociaż takie pragnienia bywają znakiem wysokiego już postępu w cnocie, kto wie, czy nie zły duch je wznieca, aby miała siebie za doskonałą i świętą. Uwaga to w każdym czasie bardzo pożyteczna, bo zawsze nam dobrze chodzić w bojaźni. Mam wprawdzie to przekonanie, że takiego pokoju i takiej swobody ducha, jakich dusza przy tym bólu doznaje, diabeł nie jest mocen sprawić. Pragnieniom przez niego wzbudzonym zawsze towarzyszyć będzie większe lub mniejsze wzburzenie namiętności, jakie zwykło powstawać w duszy w razie jakiego zmartwienia o rzeczy świeckie. Ale kto sam nie doświadczył jednego i drugiego, nie potrafi rozpoznać tej różnicy i poczytując sobie za rzecz wielką, będzie je, ile zdoła, podniecał, ciężką przez to wyrządzając sobie szkodę na zdrowiu. Bo ból, z tej tęsknoty powstający, jest nieustanny, albo przynajmniej bardzo często się wznawia.
7. I na to również zwróćcie uwagę, że cierpienia te nieraz bywają skutkiem słabej kompleksji, szczególnie u osób łatwo roztkliwiających się i za lada małym powodem gotowych do płaczu. Takim diabeł sto razy wmówi, że płaczą z wielkiej miłości Boga, choć łzy ich zupełnie z tego źródła nie płyną. Owszem, jeśli to powtarza się przez czas dłuższy (że dusza taka za każdym najmniejszym słowem, jakie usłyszy, albo wspomnieniem o Bogu zaraz się rzewnymi łzami zalewa i powstrzymać ich nie umie), i płacze bez końca, bardzo być może, że raczej humory jakieś, nagromadzone około serca, tę obfitość łez wywołują, niżby je miała wyciskać siła miłości Bożej. Ale one, ponieważ słyszały, że dar łez jest łaską, nie tylko nie usiłują powstrzymać się od płaczu, ale raczej pobudzają się do łez ile zdołają. A diabeł zawsze tu wygrywa, bo płaczka taka tym ciągłym płakaniem swoim rychło, jak on tego pragnie, przywodzi siebie do takiego stanu zniemożenia, że już ani modlić się nie zdoła, ani Reguły zachować.
8. Widzę stąd, jak stajecie zdziwione z takim zapytaniem na ustach: cóż więc mamy począć, kiedy takie we wszystkim jest niebezpieczeństwo? I kiedy nawet taką rzecz dobrą, jaką jest dar łez, uważam za mogącą podlegać zmamieniu, czy nie jestem sama zmamiona? Być może, iż jestem w błędzie, ale wierzajcie, że mówię tu z własnego doświadczenia, bo niejedną widziałam taką. Nie powiadam, bym doświadczała tego na samej sobie, bo nie jestem bynajmniej tkliwa z natury; przeciwnie, serce tak mam twarde, że mi nieraz aż przykro. Niekiedy jednak, gdy wewnątrz ogień wielki zapłonie, z serca tego, choć tak nieużytego, sączą się łzy jak z alembiku. Takie łzy łatwo można poznać po skutkach; nie sprawują one żadnego wzburzenia w duszy, ale raczej przynoszą jej uspokojenie i pokrzepienie, a zdrowiu rzadko się zdarza, by zaszkodziły. Co do tamtych łez, tyle przynajmniej jest w nich dobrego, że ciału tylko szkodzą, a nie duszy (jeśli ta jest prawdziwie pokorna). Ale bez pokory nie będzie rzeczą nieużyteczną mieć je w podejrzeniu.
9. Nie sądźmy, by w sprawie naszego uświęcenia głównie chodziło o łzy, chodzi o to, byśmy rękę przykładały do dzieła i pracowały usilnie nad postępem w cnotach. O to jedno starać się powinniśmy; na ściąganie łez nie wysilajmy się. Przyjdą same, gdy spodoba się Bogu je zesłać; wtedy też zroszą one suchą rolę dusz naszych i wielki sprawią urodzaj, tym większy, im mniej będzie naszego o nie starania. Ta jest woda z nieba na nas płynąca. Ta druga zaś, którą sami z utrudzeniem, jakby kopiąc w ziemi, wydobyć usiłujemy, nic z tamtą nie ma wspólnego, i nieraz, nakopawszy się aż do umęczenia, miasto spodziewanego zdroju, ani strumyczka nawet wody nie znajdziemy. Lepiej nam więc, siostry, zdaniem moim, trzymać się w obecności Pana i stawiać sobie przed oczy miłosierdzie i wielmożność Jego, a naszą niskość. On zaś niech daje nam, co Jemu się spodoba, wodę czy posuchę, jak zechce. Wie On lepiej niż my, czego nam potrzeba. Zdając się tak na wolę Jego, będziemy miały spokój i diabeł już nie tak łatwo znajdzie sposobność do zastawiania na nas swych sideł.
10. Niekiedy wśród owych wrażeń bolesnych zarazem i słodkich. Pan użycza duszy nadzwyczajnej modlitwy i pewnego, niepojętego dla niej rozradowania. Opiszę je tu dokładniej, abyście, gdyby Pan raczył wam udzielić tej łaski, czyniły Mu za nią dzięki należne i wiedziały zawczasu, co w tym stanie dzieje się w duszy. Rozradowanie to, o ile rzecz rozumiem, zasadza się na dziwnie bliskim zjednoczeniu władz duszy z Bogiem, tylko że tu pozostawia im, jak również i zmysłom, swobodę, aby mogły się cieszyć szczęściem swoim, choć same nie pojmują, co to jest, czym się cieszą i w jaki sposób tym szczęściem się cieszą. Może to się wydawać jakąś baśnią arabską, a przecież tak jest prawdziwie. Tak wielką tu i nieobjętą dusza się cieszy rozkoszą, że chciałaby cieszyć się nią nie tylko sama, ale opowiadać ją wszystkim, aby wszyscy pomagali jej chwalić Pana, jak do tego jedynie dąży wszystko pragnienie. O, jakie by gody wyprawiała, gdyby to było w jej możności, jakie by na wszystek świat zawodziła okrzyki radości, aby wszystkim była wiadoma ta rozkosz, w którą opływa! Jak on syn marnotrawny, gdy wreszcie do domu ojca powrócił, i ona ma to uczucie, jakby została odszukana, jakby sama siebie znalazła. I jak on ojciec odzyskanego marnotrawcy, rada by zwołała wszystkich i wielką ucztę im zastawiła, aby się z nią cieszyli, iż w takim bezpiecznym znalazła się schronieniu Bo pewna tego jest i najmniejszej o tym nie może mieć wątpliwości, że zupełnie jest w tej chwili przynajmniej zabezpieczona od złego. I, zdaniem moim, ma słuszność, taka bowiem wielka radość i rozkosz, jaką czuje w najgłębszym wnętrzu jestestwa swego, taki przy tym pokój i takie pragnienie wysławiania Boga, niepodobna, by mogło pochodzić od ducha złego.
11. Niemałej i niełatwego przezwyciężenia siebie wymagającej rzeczy dusza dokaże, jeśli pod takim niepowstrzymanym nawałem wewnętrznego rozradowania zdoła milczeć i ukryć w sobie to, co w niej się dzieje. Takie snadź rozradowanie czuł w sobie św. Franciszek, gdy chodził po błoniach i polach wielkim głosem wołając, a napadnięty przez zbójców oznajmił im, iż jest heroldem wielkiego Króla. Czuło je tylu innych świętych, którzy chronili się na puszczę, aby życiem swoim umartwionym takimiż być, jak św. Franciszek, heroldami Pańskimi i głośno oznajmiać, już nie ludziom, ale skałom, zwierzętom i niemym stworzeniom chwałę Boga swego. Tak czynił i on święty – świętym go zowie, bo znając życie jego, przekonana jestem, że nim był – Piotr z Alkantary. A ludzie, słysząc go tak w miejscach bezludnych wołającego, naśmiewali się z niego i brali go za szalonego. O, jakież to, siostry, szczęśliwe i pożądane szaleństwo! Oby Bóg wszystkim nam użyczyć go raczył! A dla was ileż to łask zawiera się w tej jednej łasce, jaką Pan wam uczynił, że ukrył was w tym świętym schronieniu! Tu, jeśliby się spodobało Panu uszczęśliwić was darem tego rozradowania, bezpiecznie możecie je objawiać. Tu w takich chwilach czeka was życzliwe uznanie i poparcie, nie pośmiewiska i obmowy, jakie by was spotkały na świecie, tak mało przywykłym do podobnego sposobu ogłaszania chwały Bożej, iż nie dziw, że na nim ostrzy złośliwy swój język.
12. O, nędzne to życie, o, nieszczęsne to czasy, w których nam żyć przypadło! Szczęśliwa zaiste ta dusza, której się dostała w udziale ta cząstka najlepsza, że mogła uchylić się od tego świata i żyć daleko od niego! Nieraz, gdy jesteśmy razem zebrane, niewypowiedzianą mam pociechę patrząc na was, siostry, i widząc tę wielką waszą radość wewnętrzną, z jaką każda wedle możności dzięki czyni Panu, iż ją przywiódł do tego klasztoru. Widzę tę radość waszą, bo rzecz widoczna, że wszystkie te dziękczynienia wynikają z wnętrza, z głębi dusz waszych. Rada bym jak najczęściej widziała w was te oznaki radości, dość, by jedna zaczęła, a tym samym pobudzi i drugie. Jakiż może być lepszy z języka waszego użytek, jaki odpowiedniejszy przedmiot rozmów waszych, gdy jesteście razem, nad ten, byście wspólnie chwaliły Pana, kiedy tyle mamy do chwalenia Go powodów?
13. Niechaj On w boskiej łaskawości swojej często nas darzy tym rodzajem modlitwy tak bezpiecznym, a tak dla duszy korzystnym. Niech nas nim darzy, bo to jest łaska w wysokim stopniu nadprzyrodzona, o własnych siłach nabyć jej nie zdołamy. Stan taki trwa nieraz dzień cały. Dusza wówczas chodzi jakby na wpół pijana, na podobieństwo człowieka, który obficie trunków zażył, ale nie do tego stopnia, by przytomność i zmysły utracił; albo jak melancholik, który nie całkiem odszedł od zmysłów, ale zostaje pod wrażeniem jednej myśli, która mu utkwiła w wyobraźni i nikt mu jej z głowy wybić nie może.
Niezręczne to porównanie na objaśnienie łaski tak wzniosłej, ale i umysł mój tępy i nic lepszego wynaleźć nie umie. Ale tak jest, jak mówię, że pod wpływem tego rozradowania dusza tak zapomina o wszystkim i o samej sobie, że nic innego nie widzi i nic innego mówić nie potrafi, jeno to, co samo z tego jej rozradowania wytryska, to jest uwielbienie Boga.
Łączmy się, córki moje, łączmy się wszystkie z tą duszą i wspólnie pomagajmy jej chwalić Pana. Na co nam chcieć być od niej mędrszymi? Jaka może być dla nas większa pociecha? Owszem, i wszystkie stworzenia wzywajmy do wspólnego z nami dziękczynienia, niech wszystkie z nami i przez nas wielbią i sławią Stworzyciela swego na wieki wieczne, amen, amen, amen.
Mówi o skutku opisanej w poprzednim rozdziale modlitwy, po którym poznaje się, czy ona jest prawdziwa, czy też zmamieniem tylko. – O innej jeszcze łasce, jaką Pan czyni tu duszy, aby Go tym więcej wysławiała.
1. Łaski te, tak wzniosłe, wzbudzają w duszy takie pragnienie posiadania już zupełnie Tego, który ją nimi obdarza, że życie zamienia jej się w mękę, choć męka to słodka. Z tęsknotą nieutuloną pragnie śmierci i ustawicznie błaga Boga ze łzami, aby ją zabrał z tego wygnania. Wszystko, co widzi i słyszy wokoło siebie, jest dla niej umęczeniem, jedna tylko samotność znaczną jej ulgę przynosi. Ale i tu niebawem ból ten wewnętrzny się wznawia i wszędzie jej towarzyszy. I tak nigdzie nasz biedny motyl nie może znaleźć sobie trwałego odpocznienia. Owszem, ten wciąż tlejący w niej ogień tęsknej miłości za lada powiewem, zdolnym go podniecić, na nowo płomieniem wybucha i duszę znowu unosi. Stąd też zachwycenia w tym mieszkaniu bywają bardzo częste i nie ma sposobu zapobieżenia im, chociażby przyszły przy świadkach. Za czym niebawem wszczynają się prześladowania i szemrania, które nie dają jej pokoju i wzniecają w niej strachy, którym ona, jakkolwiek by chciała, obronić się nie zdoła, bo wielu jest tych, którzy tak ją straszą, a między nimi szczególnie spowiednicy.
2. I choć z jednej strony, w najgłębszym wnętrzu swoim, czuje wielką pewność i otuchę, zwłaszcza gdy sama jest z Bogiem, z drugiej strony jednak wielki ma smutek, lękając się, czy istotnie diabeł jej nie zwodzi i czy zmamiona przez niego nie obraża tego Pana, którego nad wszystko miłuje. O szemrania i sądy ludzkie mało dba, ale bardzo ją boli, gdy spowiednik ją nęka wyrzutami, jak gdyby tu była w czym winna. W tym udręczeniu nieustannie prosi wszystkich, aby się za nią modlili i Pana blaga, aby ją prowadził inną drogą, jeśli ta, jak wciąż jej mówią, jest tak niebezpieczna. Z tym wszystkim jednak, widząc, że tą drogą wielkie uczyniła w dobrym postępy i z tego, co czyta, słyszy i co jej oznajmują przykazania Boże mając pewność, że jest to droga, wiodąca do nieba, nie może, choćby chciała, wymóc tego na sobie, by nie pragnęła na niej pozostać i na tyle tylko zdobyć się zdoła, że zdaje się na wolę i zrządzenie Boga. Lecz i to, że nie potrafi pragnąć tego, co jej każą, dręczy ją, bo zdaje się jej, że przez to popełnia nieposłuszeństwo względem spowiednika, a ma to przekonanie, że właśnie tylko posłuszeństwo i chronienie się obrazy Bożej może ją obronić od niebezpieczeństwa zdrady i omamień złego ducha. I im mocniejsze widzi w sobie postanowienie raczej dać się porąbać na sztuki, niż świadomie popełnić jeden grzech powszedni, tym srożej to ją smuci, że snadź popełnia ich tyle mimo woli swojej.
3. Bóg daje tej duszy tak gorące pragnienie podobania Mu się we wszystkim, tak żywą bojaźń obrażania Go w czymkolwiek, choćby najmniejszą niedoskonałością, gdyby jej uniknąć zdołała, że dla tego już samego rada by uciekła od ludzi i szczerze zazdrości tym, którym kiedyś dane było, albo dziś jeszcze dane jest żyć na pustyni. A przy tym jednak chciałaby rzucić się w sam wir świata, czyby tam nie znalazła choć jednej duszy, którą by zdołała skłonić do wierniej szego służenia i gorliwszego oddawania chwały Bogu. I jeśli jest niewiastą, smuci się, że jako taka, będąc skrępowana, tej chęci swojej zadośćuczynić nie może i z zazdrością spogląda na mężów, którym wolno jest publicznie podnosić głos swój i swobodnie opowiadać wszystkim wielmożności tego wielkiego Boga i Pana Zastępów.
4. O biedny motylu, iż tylu więzami skrępowany, nie możesz ulecieć, kędy byś chciał! Zlituj się nad nim, Boże mój; daj folgę tej biednej duszy, aby już mogła choć w części jakiej spełnić na cześć i chwałę Twoją swe pragnienia. Nie zważaj na niegodność jej ani na jej niskość! Wszechmogący jesteś, Panie, i na rozkaz Twój rozstępują się głębiny morskie i Jordan zatrzymuje się w biegu swoim, swobodne otwierając przejście synom izraelskim. Nie żałuj jej! Twoją mocą wsparta, zdoła ona wielkie wytrzymać utrapienia. Gotowa jest na nie, pragnie je wycierpieć, więc wyciągnij, Panie, możne ramię Twoje, nie dopuszczaj tego, by całe życie jej zejść miało na poziomych drobiazgach. Objaw w tym biednym niewieścim stworzeniu wielmożność Twoją, aby świat, widząc, że nie ma w tym żadnej własnej jej siły, Tobie samemu wszystką chwałę oddawał. A ją niech to kosztuje, ile chce, choćby to był koszt największy, bo tego tylko pragnie, gotowa tysiąc razy oddać życie swoje, aby choć jedna dusza za jej sprawą większą Tobie cześć i chwałę oddała. Za taką cenę wszelką ofiarę poczytywałaby sobie za zysk niezrównany, dobrze to rozumiejąc, że nie jest godna i najmniejszej rzeczy dla Ciebie ucierpieć, a cóż dopiero umrzeć dla chwały Twojej!
5. Po co i na jaki pożytek napisałam powyższe słowa? – Snadź sama nie wiedziałam, co piszę. Ale to wiedzmy, siostry, że takie są, bez żadnego wątpienia, skutki, jakie te zawieszenia czy zachwycenia po sobie zostawiają. Nie są to pragnienia przelotne; trwają one ustawicznie i przy każdej sposobności wypełnienia ich czynem okazuje się, że nie ma tu żadnego złudzenia. Dlaczego mówię, że pragnienia te trwają ustawicznie? – Bo bywają tu wprawdzie chwile małoduszności, kiedy dusza słania się po niższym poziomie i takie czuje w sobie wylęknienie, że nie miałaby, jak sądzi, odwagi do podjęcia najmniejszego trudu. W takich chwilach, jak sądzę, Pan pozostawia duszę samej sobie i własnemu jej przyrodzeniu, dla większego jej dobra. Wówczas bowiem widzi ona, że jeśli kiedy miała do czego odwagę, miała ją nie z samej siebie, ale jedynie z daru łaskawości Bożej. I w przenikającej poznania tego jasności sama w sobie się unicestwia i jaśniej jeszcze poznaje moc i dobroć Boga, który w takim nędznym stworzeniu raczył je okazać. Ale najczęściej zwykły stan tej duszy taki jest, jak go wyżej opisałam.
6. Jedno tu, siostry, zważcie, że wielkie te żądze oglądania Pana taki nieraz ból gwałtowny sprawują, że nie należy zwiększać ich, ale raczej, o ile to rzecz możebna, myśl od nich odrywać. O ile to rzecz możebna, mówię, bo jest pewien rodzaj tych pragnień, o którym później mówić będę, którym oprzeć się nie można, jak o tym same się przekonacie. Ale pragnienia tego pierwszego rodzaju, o którym mówię obecnie, nieraz dadzą się stłumić. Rozum tu bowiem zupełnie jest swobodny, może więc uzgodnić się z wolą Bożą, i mówić, co mówił św. Marcin. Może także tę żądzę i tęsknotę swoją, zwłaszcza gdy ból z niej powstający bardzo się wzmaga, powściągnąć tą uwagą, że chociaż takie pragnienia bywają znakiem wysokiego już postępu w cnocie, kto wie, czy nie zły duch je wznieca, aby miała siebie za doskonałą i świętą. Uwaga to w każdym czasie bardzo pożyteczna, bo zawsze nam dobrze chodzić w bojaźni. Mam wprawdzie to przekonanie, że takiego pokoju i takiej swobody ducha, jakich dusza przy tym bólu doznaje, diabeł nie jest mocen sprawić. Pragnieniom przez niego wzbudzonym zawsze towarzyszyć będzie większe lub mniejsze wzburzenie namiętności, jakie zwykło powstawać w duszy w razie jakiego zmartwienia o rzeczy świeckie. Ale kto sam nie doświadczył jednego i drugiego, nie potrafi rozpoznać tej różnicy i poczytując sobie za rzecz wielką, będzie je, ile zdoła, podniecał, ciężką przez to wyrządzając sobie szkodę na zdrowiu. Bo ból, z tej tęsknoty powstający, jest nieustanny, albo przynajmniej bardzo często się wznawia.
7. I na to również zwróćcie uwagę, że cierpienia te nieraz bywają skutkiem słabej kompleksji, szczególnie u osób łatwo roztkliwiających się i za lada małym powodem gotowych do płaczu. Takim diabeł sto razy wmówi, że płaczą z wielkiej miłości Boga, choć łzy ich zupełnie z tego źródła nie płyną. Owszem, jeśli to powtarza się przez czas dłuższy (że dusza taka za każdym najmniejszym słowem, jakie usłyszy, albo wspomnieniem o Bogu zaraz się rzewnymi łzami zalewa i powstrzymać ich nie umie), i płacze bez końca, bardzo być może, że raczej humory jakieś, nagromadzone około serca, tę obfitość łez wywołują, niżby je miała wyciskać siła miłości Bożej. Ale one, ponieważ słyszały, że dar łez jest łaską, nie tylko nie usiłują powstrzymać się od płaczu, ale raczej pobudzają się do łez ile zdołają. A diabeł zawsze tu wygrywa, bo płaczka taka tym ciągłym płakaniem swoim rychło, jak on tego pragnie, przywodzi siebie do takiego stanu zniemożenia, że już ani modlić się nie zdoła, ani Reguły zachować.
8. Widzę stąd, jak stajecie zdziwione z takim zapytaniem na ustach: cóż więc mamy począć, kiedy takie we wszystkim jest niebezpieczeństwo? I kiedy nawet taką rzecz dobrą, jaką jest dar łez, uważam za mogącą podlegać zmamieniu, czy nie jestem sama zmamiona? Być może, iż jestem w błędzie, ale wierzajcie, że mówię tu z własnego doświadczenia, bo niejedną widziałam taką. Nie powiadam, bym doświadczała tego na samej sobie, bo nie jestem bynajmniej tkliwa z natury; przeciwnie, serce tak mam twarde, że mi nieraz aż przykro. Niekiedy jednak, gdy wewnątrz ogień wielki zapłonie, z serca tego, choć tak nieużytego, sączą się łzy jak z alembiku. Takie łzy łatwo można poznać po skutkach; nie sprawują one żadnego wzburzenia w duszy, ale raczej przynoszą jej uspokojenie i pokrzepienie, a zdrowiu rzadko się zdarza, by zaszkodziły. Co do tamtych łez, tyle przynajmniej jest w nich dobrego, że ciału tylko szkodzą, a nie duszy (jeśli ta jest prawdziwie pokorna). Ale bez pokory nie będzie rzeczą nieużyteczną mieć je w podejrzeniu.
9. Nie sądźmy, by w sprawie naszego uświęcenia głównie chodziło o łzy, chodzi o to, byśmy rękę przykładały do dzieła i pracowały usilnie nad postępem w cnotach. O to jedno starać się powinniśmy; na ściąganie łez nie wysilajmy się. Przyjdą same, gdy spodoba się Bogu je zesłać; wtedy też zroszą one suchą rolę dusz naszych i wielki sprawią urodzaj, tym większy, im mniej będzie naszego o nie starania. Ta jest woda z nieba na nas płynąca. Ta druga zaś, którą sami z utrudzeniem, jakby kopiąc w ziemi, wydobyć usiłujemy, nic z tamtą nie ma wspólnego, i nieraz, nakopawszy się aż do umęczenia, miasto spodziewanego zdroju, ani strumyczka nawet wody nie znajdziemy. Lepiej nam więc, siostry, zdaniem moim, trzymać się w obecności Pana i stawiać sobie przed oczy miłosierdzie i wielmożność Jego, a naszą niskość. On zaś niech daje nam, co Jemu się spodoba, wodę czy posuchę, jak zechce. Wie On lepiej niż my, czego nam potrzeba. Zdając się tak na wolę Jego, będziemy miały spokój i diabeł już nie tak łatwo znajdzie sposobność do zastawiania na nas swych sideł.
10. Niekiedy wśród owych wrażeń bolesnych zarazem i słodkich. Pan użycza duszy nadzwyczajnej modlitwy i pewnego, niepojętego dla niej rozradowania. Opiszę je tu dokładniej, abyście, gdyby Pan raczył wam udzielić tej łaski, czyniły Mu za nią dzięki należne i wiedziały zawczasu, co w tym stanie dzieje się w duszy. Rozradowanie to, o ile rzecz rozumiem, zasadza się na dziwnie bliskim zjednoczeniu władz duszy z Bogiem, tylko że tu pozostawia im, jak również i zmysłom, swobodę, aby mogły się cieszyć szczęściem swoim, choć same nie pojmują, co to jest, czym się cieszą i w jaki sposób tym szczęściem się cieszą. Może to się wydawać jakąś baśnią arabską, a przecież tak jest prawdziwie. Tak wielką tu i nieobjętą dusza się cieszy rozkoszą, że chciałaby cieszyć się nią nie tylko sama, ale opowiadać ją wszystkim, aby wszyscy pomagali jej chwalić Pana, jak do tego jedynie dąży wszystko pragnienie. O, jakie by gody wyprawiała, gdyby to było w jej możności, jakie by na wszystek świat zawodziła okrzyki radości, aby wszystkim była wiadoma ta rozkosz, w którą opływa! Jak on syn marnotrawny, gdy wreszcie do domu ojca powrócił, i ona ma to uczucie, jakby została odszukana, jakby sama siebie znalazła. I jak on ojciec odzyskanego marnotrawcy, rada by zwołała wszystkich i wielką ucztę im zastawiła, aby się z nią cieszyli, iż w takim bezpiecznym znalazła się schronieniu Bo pewna tego jest i najmniejszej o tym nie może mieć wątpliwości, że zupełnie jest w tej chwili przynajmniej zabezpieczona od złego. I, zdaniem moim, ma słuszność, taka bowiem wielka radość i rozkosz, jaką czuje w najgłębszym wnętrzu jestestwa swego, taki przy tym pokój i takie pragnienie wysławiania Boga, niepodobna, by mogło pochodzić od ducha złego.
11. Niemałej i niełatwego przezwyciężenia siebie wymagającej rzeczy dusza dokaże, jeśli pod takim niepowstrzymanym nawałem wewnętrznego rozradowania zdoła milczeć i ukryć w sobie to, co w niej się dzieje. Takie snadź rozradowanie czuł w sobie św. Franciszek, gdy chodził po błoniach i polach wielkim głosem wołając, a napadnięty przez zbójców oznajmił im, iż jest heroldem wielkiego Króla. Czuło je tylu innych świętych, którzy chronili się na puszczę, aby życiem swoim umartwionym takimiż być, jak św. Franciszek, heroldami Pańskimi i głośno oznajmiać, już nie ludziom, ale skałom, zwierzętom i niemym stworzeniom chwałę Boga swego. Tak czynił i on święty – świętym go zowie, bo znając życie jego, przekonana jestem, że nim był – Piotr z Alkantary. A ludzie, słysząc go tak w miejscach bezludnych wołającego, naśmiewali się z niego i brali go za szalonego. O, jakież to, siostry, szczęśliwe i pożądane szaleństwo! Oby Bóg wszystkim nam użyczyć go raczył! A dla was ileż to łask zawiera się w tej jednej łasce, jaką Pan wam uczynił, że ukrył was w tym świętym schronieniu! Tu, jeśliby się spodobało Panu uszczęśliwić was darem tego rozradowania, bezpiecznie możecie je objawiać. Tu w takich chwilach czeka was życzliwe uznanie i poparcie, nie pośmiewiska i obmowy, jakie by was spotkały na świecie, tak mało przywykłym do podobnego sposobu ogłaszania chwały Bożej, iż nie dziw, że na nim ostrzy złośliwy swój język.
12. O, nędzne to życie, o, nieszczęsne to czasy, w których nam żyć przypadło! Szczęśliwa zaiste ta dusza, której się dostała w udziale ta cząstka najlepsza, że mogła uchylić się od tego świata i żyć daleko od niego! Nieraz, gdy jesteśmy razem zebrane, niewypowiedzianą mam pociechę patrząc na was, siostry, i widząc tę wielką waszą radość wewnętrzną, z jaką każda wedle możności dzięki czyni Panu, iż ją przywiódł do tego klasztoru. Widzę tę radość waszą, bo rzecz widoczna, że wszystkie te dziękczynienia wynikają z wnętrza, z głębi dusz waszych. Rada bym jak najczęściej widziała w was te oznaki radości, dość, by jedna zaczęła, a tym samym pobudzi i drugie. Jakiż może być lepszy z języka waszego użytek, jaki odpowiedniejszy przedmiot rozmów waszych, gdy jesteście razem, nad ten, byście wspólnie chwaliły Pana, kiedy tyle mamy do chwalenia Go powodów?
13. Niechaj On w boskiej łaskawości swojej często nas darzy tym rodzajem modlitwy tak bezpiecznym, a tak dla duszy korzystnym. Niech nas nim darzy, bo to jest łaska w wysokim stopniu nadprzyrodzona, o własnych siłach nabyć jej nie zdołamy. Stan taki trwa nieraz dzień cały. Dusza wówczas chodzi jakby na wpół pijana, na podobieństwo człowieka, który obficie trunków zażył, ale nie do tego stopnia, by przytomność i zmysły utracił; albo jak melancholik, który nie całkiem odszedł od zmysłów, ale zostaje pod wrażeniem jednej myśli, która mu utkwiła w wyobraźni i nikt mu jej z głowy wybić nie może.
Niezręczne to porównanie na objaśnienie łaski tak wzniosłej, ale i umysł mój tępy i nic lepszego wynaleźć nie umie. Ale tak jest, jak mówię, że pod wpływem tego rozradowania dusza tak zapomina o wszystkim i o samej sobie, że nic innego nie widzi i nic innego mówić nie potrafi, jeno to, co samo z tego jej rozradowania wytryska, to jest uwielbienie Boga.
Łączmy się, córki moje, łączmy się wszystkie z tą duszą i wspólnie pomagajmy jej chwalić Pana. Na co nam chcieć być od niej mędrszymi? Jaka może być dla nas większa pociecha? Owszem, i wszystkie stworzenia wzywajmy do wspólnego z nami dziękczynienia, niech wszystkie z nami i przez nas wielbią i sławią Stworzyciela swego na wieki wieczne, amen, amen, amen.