Mówi o wielkich łaskach, jakich Bóg użycza duszy, która dostąpi szczęścia wejścia do tego mieszkania siódmego. – Jak między duszą a duchem, choć to jedna istność, zachodzi pewna różnica. – Są to rzeczy ważne.
1. Po tylu wielkich rzeczach, które wam dotąd o tej drodze duchowej powiedziałam, może wam się zdaje, siostry, że nic już nie pozostaje do powiedzenia. Wielki byłby to błąd tak sądzić. Wielmożność Boga nie ma granic, nie mają granic i dzieła Jego. Kto obliczy wszystkie zmiłowania Jego i wszystkie cuda łaski Jego? Takiemu rachunkowi żaden umysł nie sprosta, więc nie dziwujcie się temu wszystkiemu, choć to rzeczy niesłychane, co się dotąd tu powiedziało, ani tym rzeczom jeszcze większym, które jeszcze powiem. Wszystko to jedna maleńka cyfra w olbrzymiej sumie nieskończonych spraw Bożych.
Wielkie w tym uznawajmy nad nami miłosierdzie Jego, iż raczył jednej udzielić tych boskich darów swoich, abyśmy przez nią wszystkie mogły o nich się dowiedzieć. Im lepiej bowiem poznamy tę łaskawość, z jaką nieskończony Majestat Pana udziela siebie stworzeniom, tym większe będziemy Jemu oddawały dziękczynienia i chwałę, tym usilniej będziemy się starały nie ważyć sobie lekko tej duszy, w której On takie ma upodobanie. Prawda, że każdy ma duszę, ale nie wszyscy tak wysoko ją cenimy, jak tego jest godne stworzenie, na wyobrażenie i podobieństwo Boga uczynione, i dlatego mało kto wie o tych przedziwnych tajemnicach, jakie się w niej zawierają. Niechaj Pan, jeśli taka będzie boska wola Jego, raczy sam ręką moją kierować, dać mi zrozumienie i natchnąć mi słowa odpowiednie, abym umiała choć w cząstce jakiej opisać wam te wielkie rzeczy, które mam do powiedzenia, a które On objawia duszy, wprowadzonej do tego mieszkania. Długo i gorąco o to Go prosiłam; boć wiadomo Jemu, przed którym nic nie ma ukrytego, że nic innego nie mam tu na celu, jeno to, by zmiłowania Jego nie zostały w ukryciu, by głośniej było chwalone i sławione święte Imię Jego.
2. Ufam, siostry, że nie dla mnie, ale dla was, nie odmówi mi tej łaski, byście dobrze zrozumiały, czego wam potrzeba, aby nie było z waszej strony przeszkody do tych błogosławionych między Oblubieńcem a duszą waszą zaślubin, które takie niewypowiedziane, jak zobaczycie, skarby bogactw niebieskich na duszę sprowadzają. O Boże wielki! Jakże może nie drżeć takie nędzne jak ja stworzenie, gdy ma mówić o takiej rzeczy, tak nieskończenie wyższej nad wszelką jego zasługę i nad samoż jego pojęcie! Wielki mię, przyznaję, na samo to wspomnienie wstyd ogarnia, i już myślałam sobie, czy nie byłoby lepiej w kilku krótkich słowach to ostatnie mieszkanie zakończyć, zwłaszcza że mógłby kto sądzić, że mówię o tych rzeczach z własnego doświadczenia, co byłoby nieopisanym dla mnie zawstydzeniem, bo znając siebie taką, jaką jestem, nie zniosłabym takiego o mnie mniemania ludzkiego; byłaby to rzecz straszna. Po głębszym jednak zastanowieniu się przyszłam do uznania, że wszystkie te strachy o to, co kto o mnie pomyśli, są tylko pokusą i małodusznością. Byleby Pan Bóg choć nieco więcej miał chwały, byleby ludzie choć nieco lepiej Go znali, co mi to szkodzi, choćby wszystek świat na mnie powstawał? Tym bardziej, że gdy to pisanie się ukaże, ja może już żyć nie będę. Niech będzie błogosławiony On, który żyje i żyć będzie na wieki, amen.
3. Gdy Pan ulituje się już nad tą duszą, która z tęsknoty do Niego taką mękę cierpiała i cierpi, a którą już sobie wybrał za oblubienicę, wtedy, nim dopełni duchowych z nią zaślubin, wprowadza ją do tego siódmego mieszkania, które jest Jego własnym mieszkaniem. Podobnie bowiem jak mieszka w niebie, tak snadź ma w duszy drugie mieszkanie, w którym Jego boska wielmożność przebywa, które zatem możemy nazwać jakby drugim niebem. Łatwo stąd zrozumiecie, siostry, jak wiele na tym zależy, byśmy, dlatego że nie widzimy duszy, nie wyobrażały jej sobie jakby jakąś masę ciemną. Pospolicie ludzie widzą tylko tę światłość dzienną, która ich zewnątrz oświeca, a nie wiedząc o tym, że jest inna światłość wewnętrzna, która oświeca duszę, wnoszą, że w duszy muszą panować pewne ciemności. Że ciemno jest w duszy, nie żyjącej w stanie łaski, tego nie przeczę. Nie dla braku światła, gdyż Słońce Sprawiedliwości jest w niej, ale ona uczyniła siebie niezdolną, by mogła ogarnąć światłość, jak o tym, jeśli dobrze pamiętam, mówiłam w mieszkaniu pierwszym. Znam osobę, której było dano oglądać w widzeniu duszę w stanie grzechu śmiertelnego. Widziała tę nieszczęsne duszę, pogrążoną jakby w ciemnym lochu, związaną za ręce i nogi, niezdolną uczynić nic dobrego, co by miało zasługę przed Bogiem, i ślepą i niemą. Słusznie więc powinnyśmy się litować nad taką niedolą grzeszników, nie zapominając przy tym, że był czas, kiedy i my w podobnym stanie żyłyśmy i że nad nimi także może Pan jeszcze okazać miłosierdzie swoje, jak je okazał nad nami.
4. O to Go, siostry, ustawicznie błagajmy i niech ten będzie główny cel i przedmiot modlitw naszych. Modlić się za dusze w grzechu śmiertelnym leżące, prawdziwie to wielka jałmużna i uczynek w najwyższym stopniu miłosierny. Przedstawmy sobie człowieka, okutego w ciężkie kajdany, przywiązanego za ręce do słupa, umierającego z głodu, nie iżby mu brakło pożywienia, owszem, ma je tuż pod bokiem i wyborne, ale mając ręce związane, sięgnąć po nie i do ust go podnieść nie może. I tak mdlejąc od nieznośnej czczości we wnętrznościach, już kona, już prawie umiera. Czy nie byłoby to okrucieństwem patrzeć na niego z założonymi rękami, a nie podać mu strawy, którą by się posilił? Ale co znaczy wszystka niedola tego człowieka w porównaniu z tysiąckroć gorszym, okropnym stanem duszy grzesznej, która skuta kajdanami, spętana więzami grzechu, pozbawiona łaski, która jest pokarmem i życiem jej, umiera śmiercią nie jak tamten doczesną, ale śmiercią wieczną! Czy nie widzicie, jakie by to było szczęście i dla niej, i dla was, gdybyście modlitwą waszą skruszyły jej kajdany? A więc na miłość Boga was proszę, nigdy w modlitwach waszych nie zapominajcie o tych nieszczęsnych duszach.
5. Ale tutaj nie o nich chcę mówić, lecz o duszach, które przez miłosierdzie Boże już uczyniły pokutę za grzechy swoje i żyją w stanie łaski. Dusza nie jest to, jak może która gotowa ją sobie przedstawić, jakaś drobina, gdzieś schowana w kącie i w ciasnych granicach zamknięta. Jest to prawdziwy świat wewnętrzny, w którym dosyć jest miejsca na tyle wielkich i pięknych mieszkań, o których wam mówiłam; i tak słusznie być powinno, skoro we wnętrzu tej duszy jest mieszkanie Boga samego.
Do tego swego mieszkania Pan nasamprzód wprowadza duszę, gdy chce ją uszczęśliwić łaską tych boskich zaślubin. Spełniają się one w inny sposób, niż kiedy przedtem dawał jej zachwycenia albo ów rodzaj duchowego złączenia, które się zowie modlitwą odpocznienia. I tam, jestem o tym przekonana, jednoczył ją z sobą, ale dusza wtedy miała to uczucie, jakoby cząstką pewną tylko dano jej było wejść do tego wnętrza, do którego tu ją w tym mieszkaniu siła niepowstrzymana całą pociąga. Lecz to w gruncie nie stanowi różnicy, czy w ten sposób, czy w inny, zawsze ją Pan z sobą jednoczy; tylko że zarazem czyni ją ślepą i niemą, jak Pawła świętego w chwili jego nawrócenia, odbierając jej wszelką władzę, że nie może poznać, jaka to łaska, którą się cieszy, i jakim sposobem nią się cieszy. Wielka rozkosz, w jaką wtedy opływa, polega na tym, że czuje siebie tak bliską Boga i złączoną z Bogiem; ale samaż ta rozkosz i to złączenie zawiesza wszystkie jej władze, tak iż nic nie jest zdolna poznać i zrozumieć.
6. Tu dzieje się inaczej. Tu już Bóg w swojej dobroci zdejmuje duszy łuski z oczu, aby sposobem nadzwyczajnym ujrzała choć w części i poznała łaskę, jaką Pan ją zaszczyca. Wprowadzona do tego mieszkania siódmego, dostępuje wysokiego widzenia umysłowego. Cudownym, Bogu samemu wiadomym, sposobem ukazuje jej się Trójca Przenajświętsza, w płomiennej jasności, na podobieństwo olśniewającego obłoku, która naprzód ogarnia duchowy szczyt duszy i w tej jasności, niewypowiedzianym sposobem poznania, widzi dusza wszystkie razem trzy Osoby i każdą oddzielnie, i z przewyższającą pewnością prawdy poznaje, jako wszystkie te trzy Osoby są jedną istnością, jedno wszechmocnością i mądrością, jednymże Bogiem. I to, co tu poznajemy przez wiarę, to tam, rzec można, poznaje dusza przez widzenie, choć oczy ciała zarówno jak i duszy nic nie widzą, bo nie jest to widzenie przez wyobraźnię. W takim widzeniu trzy Osoby Boskie siebie duszy udzielają i mówią do niej, i dają jej zrozumienie tego, co Pan mówi w Ewangelii, że jeżeli Go kto miłuje, będzie zachowywał Jego naukę, a Ojciec Jego umiłuje go i przyjdą do niego, i będą u niego przebywać.
7. O Boże wielki! Jakaż to różnica słyszeć te słowa i z wiarą je przyjmować, a czuć i rozumieć w taki sposób całą ich prawdę! Dusza, o której mówię, w ciągłym żyje zdumieniu, rosnącym z dniem każdym. Ma to uczucie, że te Boskie trzy Osoby nigdy nie odeszły od niej; jasno widzi, w sposób wyżej opisany, że mieszkają we wnętrzu, w najgłębszym wnętrzu jej, jakby w głębi jakiejś bezdennej. Nie mając nauki, nie potrafi wytłumaczyć, jaka to głębia, ale czuje to, że tam mieszka z nią to boskie towarzystwo.
8. Myślicie może, że takiej dostąpiwszy łączności z Bogiem, dusza powinna w ciągłym być zachwyceniu, a cała pochłonięta tym wewnętrznym widzeniem, niczym się już zająć nie potrafi. – Mylicie się; z większą owszem niż przedtem swobodą i zapałem oddaje się ona wszystkiemu, co się odnosi do służby Bożej, i tylko w chwilach wolnych od zajęć rada przestaje sam na sam z słodkim towarzystwem swoim. I nigdy, chybaby pierwsza sprzeniewierzyła się Bogu, nie odbierze jej Bóg tego jasnego, oczywistego poznania swojej w niej obecności. Ona też wielką ma ufność, że Bóg, skoro jej użyczył tej łaski, nie dopuści tego, by ją miała postradać. Ale choć wie i czuje, że słusznie to sobie obiecywać może, nie zaniecha jednak z większą jeszcze niż dotąd pilnością czuwać nad sobą, by snadź nie obraziła czym Pana i Oblubieńca swego.
9. Rozumie się, że ustawiczne to widzenie Bożej obecności nie jest w dalszym ciągu tak zupełne, czyli raczej tak jasne, jak gdy pierwszy raz się objawi, albo gdy spodoba się Bogu w danej chwili wznowić duszy tę łaskę w pierwszej jasności jej i sile. Gdyby bowiem ta jasność trwała ciągle, niepodobna byłoby duszy widzieć nic innego, ani nawet obcować z ludźmi. Ale choć jasność się zmniejsza, zawsze jednak dusza, ile razy wejdzie w siebie, znajdzie tam to najświętsze swoje towarzystwo. Gdyby w chwili, gdy znajdujesz się, dajmy na to, w jasnym i widnym pokoju w towarzystwie z drugimi, nagle zamknięto okiennice, już byś nie widziała obecnych, bo zrobiło się ciemno. Ale choć ich w tej ciemności nie widzisz i, póki nie będzie światła, widzieć nie możesz, wiesz przecież i masz pewność, że zawsze są w pokoju. Tak jest poniekąd i z tym widzeniem wewnętrznym; z tą tylko różnicą, że gdy okiennice otworzysz, towarzystwo twoje znowu zobaczyć możesz, a tutaj dusza nie może tego. Nie jest w jej mocy, gdy zechce wznowić w sobie owo widzenie; na to potrzeba, by na rozkaz Pański otworzyły się okiennice umysłu i to zrządza Pan, gdy zechce, nie wedle upodobania duszy, jeno wedle upodobania swego; dość tej łaski i tego miłosierdzia Jego, że nigdy jej nie opuszcza i taką jej daje niewątpliwą pewność obecności swojej.
10. Boska wielmożność Jego chce snadź duszę przygotować tu do większych rzeczy, bo jasna rzecz, że taka łaska skuteczną musi jej nieść pomoc do wszelkiego postępu w (s.419) doskonałości, jak i do pozbycia się strachów, jakimi inne łaski nieraz ją przejmowały, o których w swoim miejscu mówiłam. Tak i było z tą duszą. Widziała w sobie postęp pod każdym względem i, w najcięższych nawet utrapieniach i w sprawach najtrudniejszych, rdzeniem duszy nigdy, tak jej się zdawało, nie wyszła z onego wewnętrznego swego z Bogiem mieszkania. Stało się w niej, rzekłbyś, jakby rozdwojenie między wyższą a niższą częścią duszy. W ciężkich, jakie niebawem po użyczeniu jej tej łaski. Bóg na nią dopuścił krzyżach, ta druga narzekała na pierwszą, jak Marta na Marię, i nieraz wymawiała jej, że ciągle tylko siedzi sobie, używając do woli błogiego odpocznienia, a ją pozostawia samą wśród tylu utrapień i posług i do uczestnictwa w rozkoszach swoich jej nie dopuszcza.
11. Wyda się wam to dziwne, córki, ale tak jest prawdziwie. Chociaż dusza, jak wiemy, jest jedną niepodzielną istnością, to, co mówię o onym w niej rozdwojeniu, nie jest tylko przywidzeniem, jest to, owszem, stan zwykły duszy do tej wysokiej łaski podniesionej. Rzeczy wewnętrzne w taki sposób, powtarzam, jej się przedstawiają, że jakkolwiek dusza i duch są jedno, bardzo wyraźnie jednak czuje w sobie pewną między tym dwojgiem różnicę. Rozdzielenie to w wysokim stopniu subtelne, ale daje się sprawdzić w sposób niewątpliwy, i zdarza się nieraz, że jedna strona duszy działa tak, a druga inaczej, wedle smaku, jakiego spodoba się Panu im udzielić. Między duszą również a władzami jest, zdaniem moim, różnica, i te dwie rzeczy nie są zupełnie jedno. Ale tyle jest we wnętrzu naszym subtelnych różności, że zuchwałością byłoby z mojej strony, gdybym się ważyła je objaśniać. Przyjdzie dzień, że to wszystko jasno ujrzymy i zrozumiemy, jeśli Pan w miłosierdziu swoim raczy nas dopuścić tam, kędy wszelkie tajemnice będą wybranym Jego objawione.
Mówi o wielkich łaskach, jakich Bóg użycza duszy, która dostąpi szczęścia wejścia do tego mieszkania siódmego. – Jak między duszą a duchem, choć to jedna istność, zachodzi pewna różnica. – Są to rzeczy ważne.
1. Po tylu wielkich rzeczach, które wam dotąd o tej drodze duchowej powiedziałam, może wam się zdaje, siostry, że nic już nie pozostaje do powiedzenia. Wielki byłby to błąd tak sądzić. Wielmożność Boga nie ma granic, nie mają granic i dzieła Jego. Kto obliczy wszystkie zmiłowania Jego i wszystkie cuda łaski Jego? Takiemu rachunkowi żaden umysł nie sprosta, więc nie dziwujcie się temu wszystkiemu, choć to rzeczy niesłychane, co się dotąd tu powiedziało, ani tym rzeczom jeszcze większym, które jeszcze powiem. Wszystko to jedna maleńka cyfra w olbrzymiej sumie nieskończonych spraw Bożych.
Wielkie w tym uznawajmy nad nami miłosierdzie Jego, iż raczył jednej udzielić tych boskich darów swoich, abyśmy przez nią wszystkie mogły o nich się dowiedzieć. Im lepiej bowiem poznamy tę łaskawość, z jaką nieskończony Majestat Pana udziela siebie stworzeniom, tym większe będziemy Jemu oddawały dziękczynienia i chwałę, tym usilniej będziemy się starały nie ważyć sobie lekko tej duszy, w której On takie ma upodobanie. Prawda, że każdy ma duszę, ale nie wszyscy tak wysoko ją cenimy, jak tego jest godne stworzenie, na wyobrażenie i podobieństwo Boga uczynione, i dlatego mało kto wie o tych przedziwnych tajemnicach, jakie się w niej zawierają. Niechaj Pan, jeśli taka będzie boska wola Jego, raczy sam ręką moją kierować, dać mi zrozumienie i natchnąć mi słowa odpowiednie, abym umiała choć w cząstce jakiej opisać wam te wielkie rzeczy, które mam do powiedzenia, a które On objawia duszy, wprowadzonej do tego mieszkania. Długo i gorąco o to Go prosiłam; boć wiadomo Jemu, przed którym nic nie ma ukrytego, że nic innego nie mam tu na celu, jeno to, by zmiłowania Jego nie zostały w ukryciu, by głośniej było chwalone i sławione święte Imię Jego.
2. Ufam, siostry, że nie dla mnie, ale dla was, nie odmówi mi tej łaski, byście dobrze zrozumiały, czego wam potrzeba, aby nie było z waszej strony przeszkody do tych błogosławionych między Oblubieńcem a duszą waszą zaślubin, które takie niewypowiedziane, jak zobaczycie, skarby bogactw niebieskich na duszę sprowadzają. O Boże wielki! Jakże może nie drżeć takie nędzne jak ja stworzenie, gdy ma mówić o takiej rzeczy, tak nieskończenie wyższej nad wszelką jego zasługę i nad samoż jego pojęcie! Wielki mię, przyznaję, na samo to wspomnienie wstyd ogarnia, i już myślałam sobie, czy nie byłoby lepiej w kilku krótkich słowach to ostatnie mieszkanie zakończyć, zwłaszcza że mógłby kto sądzić, że mówię o tych rzeczach z własnego doświadczenia, co byłoby nieopisanym dla mnie zawstydzeniem, bo znając siebie taką, jaką jestem, nie zniosłabym takiego o mnie mniemania ludzkiego; byłaby to rzecz straszna. Po głębszym jednak zastanowieniu się przyszłam do uznania, że wszystkie te strachy o to, co kto o mnie pomyśli, są tylko pokusą i małodusznością. Byleby Pan Bóg choć nieco więcej miał chwały, byleby ludzie choć nieco lepiej Go znali, co mi to szkodzi, choćby wszystek świat na mnie powstawał? Tym bardziej, że gdy to pisanie się ukaże, ja może już żyć nie będę. Niech będzie błogosławiony On, który żyje i żyć będzie na wieki, amen.
3. Gdy Pan ulituje się już nad tą duszą, która z tęsknoty do Niego taką mękę cierpiała i cierpi, a którą już sobie wybrał za oblubienicę, wtedy, nim dopełni duchowych z nią zaślubin, wprowadza ją do tego siódmego mieszkania, które jest Jego własnym mieszkaniem. Podobnie bowiem jak mieszka w niebie, tak snadź ma w duszy drugie mieszkanie, w którym Jego boska wielmożność przebywa, które zatem możemy nazwać jakby drugim niebem. Łatwo stąd zrozumiecie, siostry, jak wiele na tym zależy, byśmy, dlatego że nie widzimy duszy, nie wyobrażały jej sobie jakby jakąś masę ciemną. Pospolicie ludzie widzą tylko tę światłość dzienną, która ich zewnątrz oświeca, a nie wiedząc o tym, że jest inna światłość wewnętrzna, która oświeca duszę, wnoszą, że w duszy muszą panować pewne ciemności. Że ciemno jest w duszy, nie żyjącej w stanie łaski, tego nie przeczę. Nie dla braku światła, gdyż Słońce Sprawiedliwości jest w niej, ale ona uczyniła siebie niezdolną, by mogła ogarnąć światłość, jak o tym, jeśli dobrze pamiętam, mówiłam w mieszkaniu pierwszym. Znam osobę, której było dano oglądać w widzeniu duszę w stanie grzechu śmiertelnego. Widziała tę nieszczęsne duszę, pogrążoną jakby w ciemnym lochu, związaną za ręce i nogi, niezdolną uczynić nic dobrego, co by miało zasługę przed Bogiem, i ślepą i niemą. Słusznie więc powinnyśmy się litować nad taką niedolą grzeszników, nie zapominając przy tym, że był czas, kiedy i my w podobnym stanie żyłyśmy i że nad nimi także może Pan jeszcze okazać miłosierdzie swoje, jak je okazał nad nami.
4. O to Go, siostry, ustawicznie błagajmy i niech ten będzie główny cel i przedmiot modlitw naszych. Modlić się za dusze w grzechu śmiertelnym leżące, prawdziwie to wielka jałmużna i uczynek w najwyższym stopniu miłosierny. Przedstawmy sobie człowieka, okutego w ciężkie kajdany, przywiązanego za ręce do słupa, umierającego z głodu, nie iżby mu brakło pożywienia, owszem, ma je tuż pod bokiem i wyborne, ale mając ręce związane, sięgnąć po nie i do ust go podnieść nie może. I tak mdlejąc od nieznośnej czczości we wnętrznościach, już kona, już prawie umiera. Czy nie byłoby to okrucieństwem patrzeć na niego z założonymi rękami, a nie podać mu strawy, którą by się posilił? Ale co znaczy wszystka niedola tego człowieka w porównaniu z tysiąckroć gorszym, okropnym stanem duszy grzesznej, która skuta kajdanami, spętana więzami grzechu, pozbawiona łaski, która jest pokarmem i życiem jej, umiera śmiercią nie jak tamten doczesną, ale śmiercią wieczną! Czy nie widzicie, jakie by to było szczęście i dla niej, i dla was, gdybyście modlitwą waszą skruszyły jej kajdany? A więc na miłość Boga was proszę, nigdy w modlitwach waszych nie zapominajcie o tych nieszczęsnych duszach.
5. Ale tutaj nie o nich chcę mówić, lecz o duszach, które przez miłosierdzie Boże już uczyniły pokutę za grzechy swoje i żyją w stanie łaski. Dusza nie jest to, jak może która gotowa ją sobie przedstawić, jakaś drobina, gdzieś schowana w kącie i w ciasnych granicach zamknięta. Jest to prawdziwy świat wewnętrzny, w którym dosyć jest miejsca na tyle wielkich i pięknych mieszkań, o których wam mówiłam; i tak słusznie być powinno, skoro we wnętrzu tej duszy jest mieszkanie Boga samego.
Do tego swego mieszkania Pan nasamprzód wprowadza duszę, gdy chce ją uszczęśliwić łaską tych boskich zaślubin. Spełniają się one w inny sposób, niż kiedy przedtem dawał jej zachwycenia albo ów rodzaj duchowego złączenia, które się zowie modlitwą odpocznienia. I tam, jestem o tym przekonana, jednoczył ją z sobą, ale dusza wtedy miała to uczucie, jakoby cząstką pewną tylko dano jej było wejść do tego wnętrza, do którego tu ją w tym mieszkaniu siła niepowstrzymana całą pociąga. Lecz to w gruncie nie stanowi różnicy, czy w ten sposób, czy w inny, zawsze ją Pan z sobą jednoczy; tylko że zarazem czyni ją ślepą i niemą, jak Pawła świętego w chwili jego nawrócenia, odbierając jej wszelką władzę, że nie może poznać, jaka to łaska, którą się cieszy, i jakim sposobem nią się cieszy. Wielka rozkosz, w jaką wtedy opływa, polega na tym, że czuje siebie tak bliską Boga i złączoną z Bogiem; ale samaż ta rozkosz i to złączenie zawiesza wszystkie jej władze, tak iż nic nie jest zdolna poznać i zrozumieć.
6. Tu dzieje się inaczej. Tu już Bóg w swojej dobroci zdejmuje duszy łuski z oczu, aby sposobem nadzwyczajnym ujrzała choć w części i poznała łaskę, jaką Pan ją zaszczyca. Wprowadzona do tego mieszkania siódmego, dostępuje wysokiego widzenia umysłowego. Cudownym, Bogu samemu wiadomym, sposobem ukazuje jej się Trójca Przenajświętsza, w płomiennej jasności, na podobieństwo olśniewającego obłoku, która naprzód ogarnia duchowy szczyt duszy i w tej jasności, niewypowiedzianym sposobem poznania, widzi dusza wszystkie razem trzy Osoby i każdą oddzielnie, i z przewyższającą pewnością prawdy poznaje, jako wszystkie te trzy Osoby są jedną istnością, jedno wszechmocnością i mądrością, jednymże Bogiem. I to, co tu poznajemy przez wiarę, to tam, rzec można, poznaje dusza przez widzenie, choć oczy ciała zarówno jak i duszy nic nie widzą, bo nie jest to widzenie przez wyobraźnię. W takim widzeniu trzy Osoby Boskie siebie duszy udzielają i mówią do niej, i dają jej zrozumienie tego, co Pan mówi w Ewangelii, że jeżeli Go kto miłuje, będzie zachowywał Jego naukę, a Ojciec Jego umiłuje go i przyjdą do niego, i będą u niego przebywać.
7. O Boże wielki! Jakaż to różnica słyszeć te słowa i z wiarą je przyjmować, a czuć i rozumieć w taki sposób całą ich prawdę! Dusza, o której mówię, w ciągłym żyje zdumieniu, rosnącym z dniem każdym. Ma to uczucie, że te Boskie trzy Osoby nigdy nie odeszły od niej; jasno widzi, w sposób wyżej opisany, że mieszkają we wnętrzu, w najgłębszym wnętrzu jej, jakby w głębi jakiejś bezdennej. Nie mając nauki, nie potrafi wytłumaczyć, jaka to głębia, ale czuje to, że tam mieszka z nią to boskie towarzystwo.
8. Myślicie może, że takiej dostąpiwszy łączności z Bogiem, dusza powinna w ciągłym być zachwyceniu, a cała pochłonięta tym wewnętrznym widzeniem, niczym się już zająć nie potrafi. – Mylicie się; z większą owszem niż przedtem swobodą i zapałem oddaje się ona wszystkiemu, co się odnosi do służby Bożej, i tylko w chwilach wolnych od zajęć rada przestaje sam na sam z słodkim towarzystwem swoim. I nigdy, chybaby pierwsza sprzeniewierzyła się Bogu, nie odbierze jej Bóg tego jasnego, oczywistego poznania swojej w niej obecności. Ona też wielką ma ufność, że Bóg, skoro jej użyczył tej łaski, nie dopuści tego, by ją miała postradać. Ale choć wie i czuje, że słusznie to sobie obiecywać może, nie zaniecha jednak z większą jeszcze niż dotąd pilnością czuwać nad sobą, by snadź nie obraziła czym Pana i Oblubieńca swego.
9. Rozumie się, że ustawiczne to widzenie Bożej obecności nie jest w dalszym ciągu tak zupełne, czyli raczej tak jasne, jak gdy pierwszy raz się objawi, albo gdy spodoba się Bogu w danej chwili wznowić duszy tę łaskę w pierwszej jasności jej i sile. Gdyby bowiem ta jasność trwała ciągle, niepodobna byłoby duszy widzieć nic innego, ani nawet obcować z ludźmi. Ale choć jasność się zmniejsza, zawsze jednak dusza, ile razy wejdzie w siebie, znajdzie tam to najświętsze swoje towarzystwo. Gdyby w chwili, gdy znajdujesz się, dajmy na to, w jasnym i widnym pokoju w towarzystwie z drugimi, nagle zamknięto okiennice, już byś nie widziała obecnych, bo zrobiło się ciemno. Ale choć ich w tej ciemności nie widzisz i, póki nie będzie światła, widzieć nie możesz, wiesz przecież i masz pewność, że zawsze są w pokoju. Tak jest poniekąd i z tym widzeniem wewnętrznym; z tą tylko różnicą, że gdy okiennice otworzysz, towarzystwo twoje znowu zobaczyć możesz, a tutaj dusza nie może tego. Nie jest w jej mocy, gdy zechce wznowić w sobie owo widzenie; na to potrzeba, by na rozkaz Pański otworzyły się okiennice umysłu i to zrządza Pan, gdy zechce, nie wedle upodobania duszy, jeno wedle upodobania swego; dość tej łaski i tego miłosierdzia Jego, że nigdy jej nie opuszcza i taką jej daje niewątpliwą pewność obecności swojej.
10. Boska wielmożność Jego chce snadź duszę przygotować tu do większych rzeczy, bo jasna rzecz, że taka łaska skuteczną musi jej nieść pomoc do wszelkiego postępu w (s.419) doskonałości, jak i do pozbycia się strachów, jakimi inne łaski nieraz ją przejmowały, o których w swoim miejscu mówiłam. Tak i było z tą duszą. Widziała w sobie postęp pod każdym względem i, w najcięższych nawet utrapieniach i w sprawach najtrudniejszych, rdzeniem duszy nigdy, tak jej się zdawało, nie wyszła z onego wewnętrznego swego z Bogiem mieszkania. Stało się w niej, rzekłbyś, jakby rozdwojenie między wyższą a niższą częścią duszy. W ciężkich, jakie niebawem po użyczeniu jej tej łaski. Bóg na nią dopuścił krzyżach, ta druga narzekała na pierwszą, jak Marta na Marię, i nieraz wymawiała jej, że ciągle tylko siedzi sobie, używając do woli błogiego odpocznienia, a ją pozostawia samą wśród tylu utrapień i posług i do uczestnictwa w rozkoszach swoich jej nie dopuszcza.
11. Wyda się wam to dziwne, córki, ale tak jest prawdziwie. Chociaż dusza, jak wiemy, jest jedną niepodzielną istnością, to, co mówię o onym w niej rozdwojeniu, nie jest tylko przywidzeniem, jest to, owszem, stan zwykły duszy do tej wysokiej łaski podniesionej. Rzeczy wewnętrzne w taki sposób, powtarzam, jej się przedstawiają, że jakkolwiek dusza i duch są jedno, bardzo wyraźnie jednak czuje w sobie pewną między tym dwojgiem różnicę. Rozdzielenie to w wysokim stopniu subtelne, ale daje się sprawdzić w sposób niewątpliwy, i zdarza się nieraz, że jedna strona duszy działa tak, a druga inaczej, wedle smaku, jakiego spodoba się Panu im udzielić. Między duszą również a władzami jest, zdaniem moim, różnica, i te dwie rzeczy nie są zupełnie jedno. Ale tyle jest we wnętrzu naszym subtelnych różności, że zuchwałością byłoby z mojej strony, gdybym się ważyła je objaśniać. Przyjdzie dzień, że to wszystko jasno ujrzymy i zrozumiemy, jeśli Pan w miłosierdziu swoim raczy nas dopuścić tam, kędy wszelkie tajemnice będą wybranym Jego objawione.