SZKOŁA MODLITWY wymaga dobrego przeżywania swojej codzienności, swojego “dzisiaj”, swojego “teraz”. Dlatego, by przybliżyć Ci postawę traktowania życia jako medytacji, posłużę się fragmentami tekstów ojca Wilfrida Stinissena OCD zawartych w książce Ani Joga ani Zen.
Żyć medytacyjnie zakłada życie chwilą obecną i do niego prowadzi, – chwila obecna jest wiecznym wymiarem czasu.
Im bardziej człowiek jest zakotwiczony w Chrystusie, tym bardziej jego istota jest skoncentrowana w chwili obecnej. (…) Decydującym momentem w jego życiu nie jest śmierć fizyczna, ale ten moment, w którym zaczyna wierzyć w Jezusa: od tej chwili i wraz z nią żyje w wiecznym teraz.
Każda chwila ma swoje własne zadanie. Życie staje się o wiele prostsze, kiedy żyjemy chwilą. Natomiast, kiedy usiłujemy objąć wiele chwil na raz, doświadczamy stresu.
Trzeba się wyzwolić z jakiejkolwiek myśli o rezultacie. Przyjąć porażkę, która świadczy o próbie pragnieniu.
Chwila to ziarnko gorczycy. Życia chwilą obecną to radykalny sposób umierania dla siebie – to naturalna forma ascezy.
Zbyt często wydaje nam się, że modlić się znaczy myśleć o Bogu. W rzeczywistości owa dyspozycyjność leży na głębszym poziomie. Polega ona na pragnieniu czynienia dokładnie tego, czego chce Bóg. Być narzędziem Boga i niczym więcej.
Poznać, że ktoś postąpił w medytacji można między innymi po tym, że przestaje się uskarżać, iż brakuje mu na nią czasu. Staje się coraz bardziej elastycznym narzędziem w Bożych rękach, bo w każdej chwili mówi Bogu „tak”. Trzeźwa uwaga, podczas której przeżywamy chwile obecną sprawia, że praca szybciej postępuję, że przestajemy tracić czas, a zarówno planowanie przyszłości i przygotowania na czekające nas zadania, które również mogą być elementami chwili obecnej, znajdują swoje właściwe miejsce. W ten sposób wyzwala się mnóstwo czasu dla świadomej medytacji.
Chwila obecna jest jedynym punktem w naszym życiu, w którym możemy być jedno z Bogiem. Nie mamy władzy nad przeszłością: ona spoczywa w miłosierdziu Bożym. Nie znamy przyszłości: ona należy do opatrzności Boga. Nie pozostaje nic, oprócz chwili obecnej. Ona jest otwartym oknem ku niebu; jeżeli je zamkniemy to nie możemy spojrzeć w wieczność.
Jednym z najcięższych grzechów człowieka jest nieobecność.
Wieczność musi być wcielona, musi mieć punkt styczności z ziemią.
Stara mądrość powiada, że nie trzeba się martwić na zapas. Czyniąc tak, ryzykujemy, że doświadczymy tego dwukrotnie. Ile niepotrzebnych problemów przysparzamy sobie, chcąc ciągle pomagać Bogu w stwarzaniu.
Nie można żyć chwilą obecną, nie będąc świadomym, uważnym. Chodzi o to, by trzeźwo chodzić po ziemi. Trzeba być w pełni zaangażowanym w to, co się robi i nie przyzwalać na trwonienie swoich sił. To święta liturgia, a ty nią jesteś. Mycie się, modlitwa, jedzenie, bieganie, chodzenie, przygotowywanie posiłku.
Złość, irytacja to bezbłędne znaki, że nie jestem otwarty na orędzie chwili.
Kto żyje z otwartymi oczyma, zauważa, że rajski ogród jest tutaj tak samo obecny, jak obecny jest grzech.
Kiedy żyjesz chwilą obecną wszystko przemieniasz w teraz.
Żyć w nowości oznacza żyć w wiecznej młodości. Cechą charakterystyczną starzenia się jest rutyna, jałowe powtarzanie skostniałych przyzwyczajeń. Jeżeli żyjesz chwilą obecną to latem lubisz lato a zimę zimą.
Im bardziej żyjemy chwilą obecną, tym bardziej pracujemy na podobieństwo Boga przez to, że po prostu jesteśmy. Przy takiej pracy nie szukamy żadnej zasługi, nie chcemy napełniać swoich spichlerzy. Po prostu jesteśmy, albo mówiąc inaczej, kochamy, dajemy, służymy.
wybrał o. Mariusz Wójtowicz OCD