Panie, przenikasz i znasz mnie,
Ty wiesz, kiedy siadam i wstaję.
Z daleka przenikasz moje zamysły,
widzisz moje działanie i mój spoczynek
i wszystkie moje drogi są Ci znane.
Choć jeszcze nie ma słowa na języku:
Ty, Panie, już znasz je w całości.
Ty ogarniasz mnie zewsząd
i kładziesz na mnie swą rękę.
Zbyt dziwna jest dla mnie Twa wiedza,
zbyt wzniosła: nie mogę jej pojąć.
Gdzież się oddalę przed Twoim duchem?
Gdzie ucieknę od Twego oblicza?
Gdy wstąpię do nieba, tam jesteś;
jesteś przy mnie, gdy się w Szeolu położę.
Gdybym przybrał skrzydła jutrzenki,
zamieszkał na krańcu morza:
tam również Twa ręka będzie mnie wiodła
i podtrzyma mię Twoja prawica.
Jeśli powiem: “Niech mię przynajmniej ciemności okryją
i noc mnie otoczy jak światło”:
sama ciemność nie będzie ciemna dla Ciebie,
a noc jak dzień zajaśnieje:
mrok jest dla Ciebie jak światło
Ty bowiem utworzyłeś moje nerki,
Ty utkałeś mnie w łonie mej matki.
Dziękuję Ci, że mnie stworzyłeś tak cudownie,
godne podziwu są Twoje dzieła.
I dobrze znasz moją duszę,
nie tajna Ci moja istota
kiedy w ukryciu powstawałem,
utkany w głębi ziemi.
Oczy Twoje widziały me czyny
i wszystkie są spisane w Twej księdze;
dni określone zostały,
chociaż żaden z nich [jeszcze] nie nastał.
Jak nieocenione są dla mnie myśli Twe, Boże,
jak jest ogromna ich ilość!
Gdybym je przeliczył, więcej ich niż piasku;
gdybym doszedł do końca, jeszcze jestem z Tobą.
Zbadaj mnie, Boże, i poznaj me serce;
doświadcz i poznaj moje troski
i zobacz, czy jestem na drodze nieprawej,
a skieruj mnie na drogę odwieczną!
Dzieci, jeszcze krótko jestem z wami. Będziecie Mnie szukać, ale – jako to Żydom powiedziałem, tak i teraz wam mówię – dokąd Ja idę, wy pójść nie możecie. (J 13,33; 7,34; 8,21)
Oto Ja jestem z wami po wszystkie dni, aż do skończenia świata. (Mt 28,20)
Oto nadchodzi godzina, a nawet już jest, że się rozproszycie każdy w swoją stronę, a Mnie zostawicie samego. (J 16,32) Wówczas wszyscy uczniowie opuściwszy Go, uciekli. (Mt 26,56)
[Jezus powiedział:] “Kto ma przykazania moje i zachowuje je, ten Mnie miłuje. Kto zaś Mnie miłuje, ten będzie umiłowany przez Ojca mego, a również Ja będę go miłował i objawię mu siebie”. Rzekł do Niego Juda, ale nie Iskariota: “Panie, cóż się stało, że nam się masz objawić, a nie światu?” W odpowiedzi rzekł do niego Jezus: “Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go, i przyjdziemy do niego, i będziemy u niego przebywać. Kto Mnie nie miłuje, ten nie zachowuje słów moich. A nauka, którą słyszycie, nie jest moja, ale Tego, który Mnie posłał, Ojca”. (J 14,21-24)
Bóg, który stworzył świat i wszystko na nim, On, który jest Panem nieba i ziemi, nie mieszka w świątyniach zbudowanych ręką ludzką i nie odbiera posługi z rąk ludzkich, jak gdyby czegoś potrzebował, bo sam daje wszystkim życie i oddech, i wszystko. On z jednego [człowieka] wyprowadził cały rodzaj ludzki, aby zamieszkiwał całą powierzchnię ziemi. Określił właściwie czasy i granice ich zamieszkania, aby szukali Boga, czy nie znajdą Go niejako po omacku. Bo w rzeczywistości jest On niedaleko od każdego z nas. Bo w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy, jak też powiedzieli niektórzy z waszych poetów: “Jesteśmy bowiem z Jego rodu”. Będąc więc z rodu Bożego, nie powinniśmy sądzić, że bóstwo jest podobne do złota albo do srebra, albo do kamienia, wytworu rąk i myśli człowieka. Nie zważając na czasy nieświadomości, wzywa Bóg teraz wszędzie i wszystkich ludzi do nawrócenia, dlatego że wyznaczył dzień, w którym sprawiedliwie będzie sądzić świat przez Człowieka, którego na to przeznaczył, po uwierzytelnieniu Go wobec wszystkich przez wskrzeszenie Go z martwych. (Dz 17,24-31)
Bo choć wszyscy i w każdej chwili jesteśmy przed obliczem Bożym, sądzę jednak, że na rozmyślaniu dusza w szczególny sposób jest przy Nim obecna, gdyż widzi wówczas i czuje, że Bóg patrzy na nią, gdy przeciwnie innym całe dnie mogą upływać bez wspomnienia na to, że oko Boże nieustannie na nich spoczywa. (św. Teresa od Jezusa, Księga życia 8, 2)
Wiecie, że Bóg jest wszędzie; jasną zaś i niewątpliwą jest prawdą, że gdzie jest król, tam jest i dwór jego, więc gdzie jest Bóg, tam jest i niebo. Możecie zatem bez żadnej wątpliwości wierzyć, że gdziekolwiek jest Boski Majestat Jego, tam jest i wszystka chwała Jego. Święty Augustyn powiada, że szukał Boga wszędy wkoło siebie, aż wreszcie znalazł Go w samym sobie. Czy mały to będzie, sądzicie, dla duszy roztargnionej pożytek, gdy zrozumie tę prawdę i przekona się, że na to, aby mogła rozmawiać z Boskim Ojcem swoim i cieszyć się obecnością Jego, nie ma potrzeby wzlatywać aż do nieba ani modlić się głośno? On bowiem tak blisko jest, że i bez głosu ją usłyszy; nie potrzeba jej skrzydeł, aby latała szukając Go, ale dość jej udać się na samotność i patrzeć, i oglądać Go obecnego we własnym jej wnętrzu. I nie oddalając się od tego Gościa tak drogiego, z pokorą najgłębszą mówić do Niego jak do Ojca, prosić Go jak Ojca i cieszyć się Nim jak Ojcem, czując i uznając siebie niegodną zwać się córką Jego. (św. Teresa od Jezusa, Droga doskonałości 28,2)
W pierwszych początkach taka była moja niewiedza, że nie wiedziałam o tym, iż Bóg jest obecny we wszystkich stworzeniach. Gdy więc na tej modlitwie czułam Go tak obecnym w swojej duszy, zdawało mi się to rzeczą niemożliwą. A jednak nie sposób mi było nie wierzyć, że jest we mnie, tak żywo czułam i tak jasno zdawało mi się, widziałam Jego obecność. Ludzie nieoświeceni mówili mi, że jest obecny tylko przez łaskę, ale ja temu nie mogłam dać wiary, bo jak mówię, zdawało mi się, że Go widzę rzeczywiście obecnego. Wielkie, więc z tego powodu miałam utrapienie. Później dopiero uczony i wielki teolog z Zakonu chwalebnego patriarchy świętego Dominika wyzwolił mnie od tej wątpliwości i nauczył, że Bóg rzeczywiście jest w nas obecny i udziela nam siebie w pewien sposób, co bardzo mnie pocieszyło. Zauważmy teraz i dobrze to zrozumiejmy, że ta woda niebieska, ta najwyższa łaska Pańska, zawsze pozostawia w duszy niezmierzone korzyści duchowe, jak to zaraz objaśnię. (św. Teresa od Jezusa, Księga życia 18, 15)
W dzień chwalebnego św. Piotra, będąc na modlitwie, ujrzałam tuż przy sobie, czyli raczej poczułam, – bo oczyma ciała ani oczyma duszy nic nie widziałam, – poczułam, więc, tak mi się zdawało, tuż przy mnie obecnego Chrystusa Pana, i wyraźną, jakby naoczną miałam pewność, że to On do mnie mówi. Nie mając jeszcze najmniejszego pojęcia, by taki rodzaj widzenia był rzeczą możliwą, początkowo bardzo się przelękłam i płakać tylko mogłam. Gdy jednak Pan powiedział do mnie jedno tylko słowo uspokojenia, zaraz mi, jak zawsze spokój wrócił i czułam w sercu pociechę bez najmniejszej trwogi. Zdawało mi się, że ciągle mam przy boku Pana Jezusa, choć nie widziałam Jego postaci, bo widzenie to nie było w wyobraźni. Czułam jednak bardzo wyraźnie, że On wciąż stoi przy mnie z prawej strony i że widzi wszystko, co robię. Za najmniejszym w sobie skupieniu – chyba że jakie zupełne roztargnienie odwróciło na chwilę moją uwagę – czułam zupełną jasność świadomości, że On jest przy mnie.
Nie jest to takie poczucie obecności Bożej, jakiego często doświadczają szczególnie ci, którzy dostąpili daru modlitwy zjednoczenia i odpocznienia. Zaledwie przystąpią do modlitwy, od razu znajdują Tego, z kim chcą rozmawiać i mają świadomość tego, że On ich słyszy, czują w sobie wewnętrzne skutki Jego łask i uczucia duchowe wielkiej miłości, żywej wiary, mężnych postanowień i słodkiego rozrzewnienia. Jest to wielka łaska od Boga i kto jej dostąpił, niech ją sobie bardzo ceni. Jakkolwiek jednak bardzo wysoki jest ten rodzaj modlitwy, nie jest to widzenie. Czujesz w niej obecność Bożą po skutkach, jakie w duszy sprawiają i za pomocą tych skutków Jego Boski Majestat daje nam świadomość, iż jest przy nas. Tu przeciwnie, dusza jasno widzi, że stoi przy jej boku Jezus Chrystus, Syn Dziewicy. W tamtym rodzaju modlitwy świadoma staje się duszy, pewna w niej skuteczność i działanie Bóstwa. Tutaj oprócz tego działania widzi nadto, że i najświętsze Człowieczeństwo towarzyszy jej i swymi łaskami ją obdarza.
Choć nie ukazuje się w sposób widoczny, Pan wyraża obecność swoją tak jasnym poznaniem, iż nie ma sposobu o niej wątpić. Wrażenie to z Jego woli pozostaje tak głęboko wyryte w umyśle, iż wobec niego nie sposób mieć większą wątpliwość, niż wobec naocznego świadectwa zmysłów. Owszem i więcej, bo w tym, co oczyma widzimy, może nam niekiedy pozostawać wątpliwość, czy nam się nie przewidziało. Tu przeciwnie, choć może na chwilę powstać wątpliwość, z drugiej strony przecież tkwi w duszy niezachwiana pewność, że to powątpiewanie nie ma żadnej podstawy. (św. Teresa od Jezusa, Księga życia 27, 2 i 4-5)
Gdzie się ukryłeś? Czyli innymi słowy: O Słowo, mój Oblubieńcze, ukaż mi miejsce, gdzie jesteś ukryty. Prosi więc dusza, by jej ukazał swą boską istotę, gdyż miejscem, gdzie jest ukryty Syn Boży, jak mówi św. Jan, jest “łono Ojca” (J 1,18), czyli sama istota Boga, niedostępna dla żadnego śmiertelnego oka i ukryta przed wszelkim poznaniem człowieczym. Dlatego też Izajasz, rozmawiając z Bogiem, mówi: “Zaprawdę, Ty jesteś Bóg ukryty” (Iz 45,15).
Należy tu zaznaczyć, że nawet najściślejsza łączność z Bogiem, najżywsze odczucie Jego obecności, wysokie i wzniosłe Jego poznanie, jakiego może dostąpić dusza w tym życiu, nie jest jeszcze samą istotą Boga i nie może się z nią równać. W tym życiu bowiem Bóg jest rzeczywiście ukryty przed duszą i mimo te wszystkie nieocenione dary winna Go dusza uważać za ukrytego i jako ukrytego szukać, wołając: Gdzie się ukryłeś?
Bo, jak z jednej strony, ani ciągle obcowanie z Bogiem, ani odczuwalna Jego obecność nie może upewnić o tej Jego łaskawej obecności, tak z drugiej strony ani oschłość, ani brak tych wszystkich łask nie świadczy o Jego nieobecności w duszy. Stąd prorok Hiob mówi: “Jeśli przyjdzie do mnie, nie ujrzę Go; jeśli odejdzie, nie zrozumiem” [Hi 9,11]. (św. Jan od Krzyża, Pieśń duchowa 1, 3)
O duszo, najpiękniejsza pomiędzy wszystkimi stworzeniami, która tak pragniesz poznać miejsce, gdzie przebywa twój Umiłowany, abyś Go mogła znaleźć i złączyć się z Nim, wiedz o tym, że ty sama jesteś schronieniem, gdzie On przebywa, ty sama jesteś Jego ustroniem i miejscem tajemnym, gdzie On się ukrywa! Jakież to zadowolenie i wesele dla ciebie wiedzieć, że wszystko twe dobro i cała twa nadzieja jest tak blisko ciebie, że jest w tobie, a raczej, by się lepiej wyrazić, ty nie możesz istnieć bez Niego. Wiedzcie, mówi Oblubieniec, że “królestwo Boże w was jest” (Łk 17,21), a Jego sługa św. Paweł apostoł mówi: “Wy jesteście świątynią Boga” (2 Kor 6,16).
Jest to wielka pociecha duszy wiedzieć, że ona nigdy nie Jest bez Boga, choćby była w grzechu śmiertelnym, a tym bardziej, kiedy jest w łasce. I czegóż więcej chcesz jeszcze, o duszo? I czemu szukasz Go poza sobą, gdy w samej sobie masz wszystkie swe skarby, swe rozkosze, swoje zadowolenie, swoje nasycenie i swe królestwo, czyli twego Umiłowanego, którego pragniesz i szukasz? (św. Jan od Krzyża, Pieśń duchowa 1,7-8)
Bóg w potrójny sposób może przebywać w duszach.
Pierwsza obecność jest przez Jego istotę, przez którą przebywa On we wszystkich duszach nie tylko dobrych i świętych, lecz również w złych i grzesznych, podobnie jak jest we wszystkich stworzeniach. Przez tę obecność daje im życie i byt, gdyby zaś ją usunął, wszystkie stworzenia obróciłyby się w nicość i przestałyby istnieć. Tej obecności nie brak nigdy w duszy.
Drugim rodzajem obecności jest obecność przez łaskę, przez którą Bóg mieszka w duszy, podobając sobie w niej i będąc z niej zadowolony. Przez tę obecność nie wszyscy posiadają Boga, gdyż ci, co popadli w grzech śmiertelny, utracili Go i dusza nie może wiedzieć w sposób naturalny, czy go posiada.
Trzecia obecność, to obecność przez odczucie duchowe. Wiele bowiem dusz pobożnych nawiedza On swą szczególną obecnością, w różnych przeżyciach duchowych, przez które je orzeźwia, napełnia rozkoszą i uwesela.
Lecz te duchowe obecności, podobnie jak i tamte, są przysłonięte, gdyż z powodu trwania życia doczesnego Bóg nie ukazuje się takim, jakim jest w swej istocie. (św. Jan od Krzyża, Pieśń duchowa 11, 3-4)
Kiedy ją pytałam, czy zapomina czasem o obecności Bożej, odpowiedziała mi z wielką prostą: “O! nie, wiem dobrze, że nigdy nawet trzech minut nie pozostaję bez pamięci o Bogu”. Okazałam moje zdumienie, że taka pilność może być możliwa. “Jest rzeczą naturalną – odpowiedziała, że myśli się o Tym, kogo się kocha!”. (św. Teresy od Dzieciątka Jezus, Rady i wspomnienia)
Cieszyłam się wówczas wiarą tak żywą, tak jasną, że myśl o Niebie napełniała mnie szczęściem; w głowie mi się nie mieściło, by mogli istnieć bezbożnicy nie mający wiary. Sądziłam, że jeśli zaprzeczają oni istnieniu Nieba, tego pięknego Nieba, gdzie Sam Bóg chciałby się stać ich wieczną nagrodą, czynią to wbrew swemu wewnętrznemu przekonaniu. W radosnych dniach okresu paschalnego Jezus dał mi odczuć, że istotnie są dusze pozbawione wiary, które przez nadużywanie łask utraciły ten cenny skarb, źródło jedynej radości czystej i prawdziwej. Pozwolił On, aby duszę moją spowiły najgęstsze ciemności, że myśl o Niebie, tak dla mnie słodka, stała się przedmiotem walki i udręki… Doświadczenie to nie trwało kilku dni czy kilku tygodni, wygląda na to, że będzie ono trwać aż do godziny wyznaczonej przez Boga… godzina ta jeszcze nie nadeszła… Chciałabym móc wyrazić to, co czuję, ale cóż! wiem, że jest to niemożliwe. Trzeba samemu przebyć ten mroczny tunel, aby być w stanie zrozumieć, czym są jego ciemności. Spróbuję to wyjaśnić przez porównanie.
Przypuśćmy, że urodziłam się w krainie gęstej mgły i nigdy nie podziwiałam radosnego widoku natury zalanej i przemienionej promiennym słońcem; co prawda od dzieciństwa słuchałam opowiadań o tych wspaniałościach, wiem, że kraj, w którym przebywam, nie jest moją ojczyzną, że jest inny, do którego winnam nieustannie tęsknić. Jego istnienie nie jest bajką zmyśloną przez mieszkańca smutnego kraju, w którym się znajduję, lecz prawdą niezbitą, albowiem Król owej słonecznej ojczyzny przyszedł do krainy ciemności, by żyć w niej przez trzydzieści trzy lata. Ale cóż! ciemności nie mogły zrozumieć, że ten Boski Król był światłem świata… (por. J 1,5.9) Twoje dziecko, o Panie, zrozumiało jednak boskie światło, więc przeprasza Cię za swych braci, godzi się pożywać chleb boleści tak długo, jak Tobie się będzie podobało i wcale nie ma ochoty wstać od tego stołu zastawionego goryczą, przy którym pożywiają się biedni grzesznicy, zanim nadejdzie dzień przez Ciebie oznaczony… Ale czyż nie może wołać w imieniu swoim i swoich braci: Zmiłuj się nad nami Panie, bo jesteśmy biedni grzesznicy! (por Łk 18,13). O Panie! dozwól nam odejść usprawiedliwionymi… Niech ci wszyscy, którzy nie byli dotąd oświeceni jasnymi promieniami Wiary, zobaczą w końcu jej światło… O Jezu, jeśli trzeba, by dusza miłująca Ciebie oczyściła stół przez nich skalany, pragnę gorąco pożywać ten chleb ciężkich doświadczeń aż do chwili, w której spodoba Ci się wprowadzić mnie do Twego promiennego królestwa. O jedną tylko łaskę proszę, abym Cię nigdy nie obraziła…
Moja ukochana Matko, to, co Ci napisałam, nie jest z sobą powiązane; moja historyjka, podobna do czarodziejskiej bajki, zmieniła się nagle w modlitwę; nie wiem jaką korzyść przyniesie Ci czytanie tych myśli pogmatwanych i źle wyrażonych. Ostatecznie, moja Matko, pisząc nie mam na celu stworzenia dzieła literackiego; piszę z posłuszeństwa; jeśli Cię nudzę, to przynajmniej przekonasz się, że twoje dziecko dało dowód dobrej woli. Nie zniechęcając się, będę więc dalej snuć moje małe porównanie, podejmując je od miejsca, w którym je przerwałam. Wspomniałam już o swej trwającej od dzieciństwa pewności, że kiedyś opuszczę ten kraj smutny i ciemny; swą pewność opierałam nie tylko na tym, co słyszałam od osób mądrzejszych ode mnie, ale również na wewnętrznym dążeniu serca w sfery najpiękniejsze. Jak geniusz Krzysztofa Kolumba pozwolił mu przeczuć istnienie nowego świata, choć nikomu się o tym nawet nie śniło, podobnie i ja miałam poczucie, że kiedyś zamieszkam na stałe na innej ziemi. A oto nagle otaczające mnie mgły zgęstniały, przeniknęły aż do wnętrza mej duszy i zasnuły ją do tego stopnia, że nie jestem już w stanie odnaleźć w niej słodkiego obrazu mojej Ojczyzny – wszystko zniknęło! Jeśli biedne moje serce zmęczone otaczającymi je ciemnościami chce znaleźć wytchnienie wspominając promienny kraj, ku któremu się wyrywa, udręczenie wzmaga się jeszcze. Zdaje mi się, jakoby te ciemności szydziły ze mnie, zapożyczając głosu bezbożników: “Marzysz o światłości, o ojczyźnie napełnionej cudowną wonią, marzysz o wiecznym posiadaniu Stwórcy tych wszystkich wspaniałości, spodziewasz się, że kiedyś wyjdziesz spośród otaczającej cię mgły! Naprzód, naprzód, ciesz się na śmierć, która ci da nie to, czego oczekujesz, ale noc jeszcze głębszą, noc nicości”.
Matko ukochana, to wyobrażenie, które chciałam Ci dać o ciemnościach zalegających moją duszę, jest tak niepełne, jak szkic w stosunku do modelu, mimo to nie chcę dalej pisać z obawy, aby nie zbluźnić… lękam się, że i tak już za dużo powiedziałam…
O! niech mi Jezus przebaczy, jeżeli zrobiłam Mu przykrość. On dobrze wie, że choć nie czerpię pociechy z wiary, staram się jednak pełnić jej uczynki. Wiem, że w ciągu tego roku wzbudziłam w sobie więcej aktów wiary niż w ciągu całego mego życia. W każdej nadarzającej się okazji, kiedy to mój nieprzyjaciel chce mnie sprowokować do walki, dowodzę mojej dzielności, wiedząc bowiem, że tchórzostwem jest pojedynkować się, odwracam się plecami do mego przeciwnika nie patrząc mu w oczy. Biegnę wówczas do mego Jezusa i mówię Mu, że jestem gotowa wylać ostatnią kroplę krwi dla wyznania tej prawdy, że Niebo istnieje. Mówię Mu, jak jestem szczęśliwa, że nie cieszę się tym pięknym Niebem na ziemi, bo dzięki temu mogę otworzyć je na całą wieczność biednym niewierzącym. Toteż mimo tej próby, która odbiera mi wszelką radość, mogę przecież zawołać: “Panie, napełniasz mnie RADOŚCIĄ przez WSZYSTKO co uczyniłeś” (Ps 91,3). Bo czyż może być radość większa od tej, którą daje cierpienie z miłości ku Tobie?… A cierpienie im bardziej jest ukryte, im mniej jest widoczne dla oczu stworzeń, tym większą radość sprawia Tobie, mój Boże! A gdybyś nawet, co jest niemożliwe, i Ty nie miał o nim wiedzieć, jeszcze cierpiałabym z radością, w nadziei, że przez nie powstrzymani lub wynagrodzę choćby jeden grzech popełniony przeciw wierze.
Pomyślisz może, moja ukochana Matko, że zbyt czarno przedstawiam moje doświadczenie. Istotnie, sądząc po uczuciach, które wyrażałam w wierszykach w tym roku ułożonych, mogłabyś mniemać, że moja dusza opływa w pociechy, że zasłona wiary została prawie rozdarta. A tymczasem… dla mnie to już nawet nie jest zasłona, to mur, który się wznosi prawie do nieba i przysłania gwiaździsty firmament… Kiedy śpiewam o szczęściu Nieba, o wiecznym posiadaniu Boga, czynię to bez żadnej wewnętrznej radości, opiewam po prostu to, w co CHCĘ WIERZYĆ. To prawda, że czasem nikły promyk słońca rozjaśnia moje ciemności, ale doświadczenie ustaje tylko na chwilę, po czym wspomnienie tego promyka, zamiast mnie pocieszyć, sprawia, że ciemności wydają mi się jeszcze bardziej nieprzeniknione.
O moja Matko, nigdy jeszcze mocniej nie odczułam, jak słodki i miłosierny jest Pan; zesłał mi On bowiem to doświadczenie dopiero wtedy, kiedy miałam już siły je unieść; wiem dobrze, że wcześniej przywiodłoby mnie ono do zniechęcenia… Obecnie oczyszcza ono tylko moje pragnienie Nieba od wszelkiej przyrodzonej radości… Matko ukochana, zdaje mi się, że teraz nic już nie stoi na przeszkodzie, bym uleciała do Nieba, bo nie mam już większego pragnienia nad to, by kochać i umrzeć z miłości… (9 czerwca). (św. Teresa od Dzieciątka Jezus, Rkps C, 5v-7v)