Mówi dalej o tym samym. – Objaśnia, czym się różni duchowe zjednoczenie z Bogiem od rzeczywistych duchowych zaślubin. – Objaśnienie tej różnicy za pomoc; odpowiednich porównań.
1. Mówmy teraz o owych duchowych boskich zaślubinach, chociaż wielka ta łaska nie może się dokonać w tym życiu w sposób zupełnie doskonały. Póki bowiem żyjemy w ciele, zawsze jeszcze możemy oddalić się od Boga i tym samym wysokie to szczęście postradać.
Pan, gdy pierwszy raz użycza duszy tej łaski, ukazuje się jej przez widzenie wyobraźni w swoim najświętszym Człowieczeństwie, aby dobrze wiedziała i wątpić o tym nie mogła, że dostępuje tak niesłychanego daru. Innym może objawia się w innym kształcie; lecz ta, o której tu mówię, w takiej Go postaci widziała. Było to w chwilę po przyjęciu Komunii świętej. Pan stanął przed nią z wielką jasnością, wdziękiem i majestatem, takim, z jakim zmartwychwstał i rzekł do niej, że czas już, aby Jego sprawy wzięła za swoje własne, a On będzie miał pieczę o jej. Inne jeszcze potem dodał słowa, które łatwiej sercem odczuć, niż usty wyrazić.
2. Mogłoby się zdawać, że widzenie to nie było rzeczą nową, bo już przedtem nieraz Pan ukazał się jej w takiej samej postaci. Ale taka tu była ogromna różnica, że po tym widzeniu pozostała całkiem nieprzytomna i przerażona; raz, dla samej, nierównie potężniejszej jego siły; po wtóre, dla głębokiego znaczenia słów, które Pan do niej mówił; po trzecie wreszcie dlatego, że Pan jej się ukazał w najgłębszym wnętrzu duszy, a podobnego widzenia, całkiem wewnętrznego, z wyjątkiem jedynie tego, o którym była mowa w poprzedzającym rozdziale, nigdy jeszcze nie miała. Trzeba wam wiedzieć, że między wszystkimi widzeniami poprzednich mieszkań, a widzeniami tego siódmego, różnica jest ogromna, a zrękowiny duchowe, które się zawierają w tamtych, tak się mają do duchowych zaślubin, spełniających się w tym ostatnim, jak się ma zobopólny do siebie stosunek dwojga narzeczonych do stosunku dwojga małżonków, którzy związani węzłem dozgonnym, już się, póki żyją, rozłączyć nie mogą.
3. Używam, jak już mówiłam, tych porównań, w braku innego, odpowiedniejszego sposobu objaśnienia rzeczy. Lecz ma się rozumieć, że nie ma tu myśli o ciele, jak gdyby dusza już w nim nie mieszkała i była czystym duchem. Tym bardziej jeszcze nie ma tego w tym małżeństwie duchowym, bo tajemnicze to zjednoczenie spełnia się w najgłębszym wnętrzu duszy, które snadź jest miejscem, kędy mieszka sam Bóg, i nie potrzeba Mu drzwi, aby wszedł do niego. O drzwiach tu mówię, bo wszelkie łaski, o jakich dotąd mówiłam, przez zmysły i władze, jakby drzwiami wnikały do duszy, a i samo ono ukazanie się boskiego Człowieczeństwa nie inaczej, jak mniemam, się stało. Ale przy zawarciu tego duchowego małżeństwa rzecz się ma zupełnie inaczej. Tutaj Pan zjawia się w onym wnętrzu duszy nie w widzeniu przez wyobraźnię, jeno w widzeniu umysłowym i to jeszcze subtelniejszym od poprzednich; wchodzi drzwiami zamkniętymi, jak wszedł do Apostołów i pozdrowił ich, mówiąc: “Pokój wam”. Tak głęboka to tajemnica, tak wysoka łaska, której Bóg tu w jednej chwili duszy udziela, tak niewypowiedziana rozkosz, która tu duszę przenika, że nie wiem, z czym to wszystko porównać. Bo snadź chce Pan w tej chwili, sposobem wyższym nad wszelkie widzenia albo smaki duchowe, objawić duszy chwałę, która ją czeka w niebie. Inaczej tego objaśnić nie zdołam i to jedno tylko wiem i rozumiem, że dusza, to jest sam duch tej duszy, staje się jedno z Bogiem, który, będąc najczystszym i najwyższym duchem, ducha tego z sobą jednoczy, chcąc tym sposobem okazać miłość, jaką nas Boski Majestat Jego miłuje, i dać poznać niektórym duszom, do jakiego niepojętego stopnia ta miłość Jego dochodzi, abyśmy wszyscy znali i wysławiali boską nad nami łaskawość Jego. Taki ogromny, nieogarniony Majestat tak się raczy łączyć ze stworzeniem swoim, że na podobieństwo małżonka, nierozerwalnym węzłem związanego, nigdy nie opuści tej duszy, którą sobie poślubił.
4. Zrękowiny duchowe nie mają tej trwałości; zaręczeni mogą sią rozejść i nieraz się rozchodzą. Tak jest i z duchowym duszy złączeniem z Bogiem. Każde złączenie, choć z natury swojej jest skojarzeniem dwu rzeczy czy istot w jedno, może przecież się rozłączyć i każde pójdzie znowu w swoją stronę. Jakoż i w życiu duchowym tak bywa, że łaska zjednoczenia, której Bóg użyczy duszy na modlitwie, prędko przemija i dusza pozostaje znowu bez tej błogiej z Bogiem swoim społeczności, to jest, już jej nie czuje. Nie tak w tych zaślubinach duchowych, tu dusza ciągle zostaje z Bogiem swoim w owym wnętrzu najgłębszym i nigdy się z Nim nie rozłącza. Chcąc to o ile możności objaśnić, powiedziałabym, że zjednoczenie w zrękowinach jest to jakoby tak ścisłe spojenie dwu świec, iżby obie jedno światło dawały, albo jak samaż świeca, w której wosk, knot i płomień w jedną całość się schodzą. Można jednak rozdzielić te świece i będą znowu dwie, albo i samą świecę można tak rozłożyć, iż będzie osobno knot a osobno wosk. Po drugie zaś, w zaślubinach duchowych, zjednoczenie jest to jakby woda z nieba, deszczem czy rosą padająca do rzeki albo do zdroju i z wodą tychże się zlewająca. I tu już nikt tych dwóch wód nie rozdzieli ani nie rozróżni, która jest z nieba, a która ze zdroju czy z rzeki. Można je porównać jeszcze do strumienia wpadającego do morza i nierozdzielnie w nim wody swoje zanurzającego, albo jeszcze do światłości dziennej, dwoma oddzielnie oknami do pokoju wpadającej, a przecież jedną światłość stanowiącej.
5. Może to miał na myśli święty Paweł, gdy mówił, że “kto się łączy z Panem, jest z Nim jednym duchem, wskazując na owo wzniosłe małżeństwo, w którym Majestat Boski sprawuje takie między sobą a duszą zjednoczenie. I te drugie słowa Apostoła: “Dla mnie bowiem żyć – to Chrystus, a umrzeć – to zysk”, dusza tu może, jak sądzę, zastosować do siebie. Tu bowiem już duchowy on motyl, o którym mówiliśmy, umiera z rozkoszą, bo już życiem jego jest Chrystus.
6. Że tak jest, to w dalszym następstwie dusza coraz lepiej poznaje po skutkach. Czuje bowiem coraz wyraźniej, że Bóg sam jest sprawcą i dawcą jej życia; świadczą jej o tym tajemne natchnienia i porywy, częstokroć tak żywe i głębokie, że żadną miarą nie może wątpić o boskim ich źródle, a które, choć ich wyrazić i opisać nie zdoła, nieraz jednak do takiej dochodzą potęgi, że mimo woli jej wybuchają w słowach gorącej miłości i tęsknoty. O życie życia mego! O podporo, która mię wspierasz! – takie i tym podobne słowa, w niepowstrzymanym uczuć tych wezbraniu, dusza jakby poniewolnie z siebie wydaje. Wtedy z piersi Miłości wiekuistej, którymi Bóg bezprzestannie karmi tę duszę, falami spływa mleko pociech niebieskich na pokrzepienie wszystkiej czeladzi twierdzy. Chce Pan, by i im dostała się jaka cząstka tej nieogarnionej rozkoszy, w jaką opływa dusza, i dlatego, z tej głębokiej rzeki, w której się pogrążyła maluczka ona kryniczka, chwilami wypuszcza strumyki wody żywej, aby i ci, którzy w potrzebach domowych służą tym dwojgu oblubieńcom, mieli z niej ochłodę i pokrzepienie. Podobnie jak ten, kto by został nagle polany wodą, uczułby to bez wątpienia i nie mógłby nie uczuć, choć się tego nie spodziewał, tak, i z większą jeszcze pewnością, dusza tu czuje te ukryte w niej działania i boskie ich źródło. Jak bowiem woda spływająca jawnie świadczy o tym, że jest źródło, z którego ona wypływa, tak również jasno dusza czuje i widzi, że jest we wnętrzu jej Wyższy nad nią, który ją wodą żywą, z Niego płynącą, ochładza i wypuszcza te strzały, które ją ranią, i życie daje duchowemu jej życiu. Że jest w niej Słońce, wielką światłością jaśniejące, które z wnętrza jej promienie tej światłości swojej na wszystkie jej władze rozsyła. Sama zaś – jak mówiłam – nigdy nie wychodzi z tego ogniska swego wnętrza i nic tam nie zdoła pokoju jej zakłócić, bo ma w pośrodku siebie Tego, który jak apostołom zgromadzonym przyniósł i oznajmił swój pokój, tak mocen jest i jej go dać i zachować.
7. Przychodzi mi na myśl, że to pozdrowienie Pana, równie jak te słowa, które rzekł do świętej Magdaleny, by szła w pokoju, musiały w swoich skutkach dużo więcej zdziałać niż to, co oznajmiało samo ich brzmienie. Słowo Boga do nas jest w nas czynem; zatem i owe słowa w tych duszach, już należycie przysposobionych, musiały zdziałać ten skutek, że usunęły z nich wszystko, cokolwiek w duszy ludzkiej jest cielesnego i uczyniły je czysto duchowymi, aby duchem mogły zawrzeć te niebieskie zaślubiny z Duchem nie stworzonym. Bo rzecz pewna, że gdy dusza wypróżni siebie z wszelkiego przywiązania do rzeczy stworzonych, i oderwie się od nich dla miłości Boga, Bóg niechybnie napełni ją samym sobą. W tej myśli Pan Jezus – nie pamiętam, w którym miejscu to napisano – modląc się za apostołami swymi, prosił Ojca, aby byli jedno z Ojcem i z Nim, jak Pan nasz Jezus Chrystus jest w Ojcu a Ojciec w Nim. Powiedzcie, jaka może być większa miłość nad tę, która się w tych słowach objawia? A do tej miłości przystęp nikomu z nas nie jest wzbroniony, bo tak jeszcze mówi Pan: “Nie tylko za nimi proszę, ale i za tymi, którzy dzięki ich słowu będą wierzyć we Mnie”. I dodaje: “Ja w nich”.
8. Wielki Boże, jakże te słowa prawdziwe! Jak je rozumie dusza, gdy w tych zaślubinach duchowych widzi je sprawdzone na sobie! I jakże moglibyśmy wszyscy je zrozumieć, gdybyśmy z własnej winy naszej nie pozbawiali siebie tego szczęścia! Słowo Jezusa Chrystusa, Króla i Pana naszego, nie może zawodzić; ale my Jemu i sobie czynimy zawód, nie starając się o należne przysposobienie siebie, nie uchylając się od tego wszystkiego, co może nam tę światłość przysłonić i dlatego, nie mając światła, nie widzimy siebie w tym zwierciadle, na które patrzymy, a którym jest wyobrażenie nasze.
9. Gdy więc, jak mówiłam, Pan wprowadzi duszę do tego swego mieszkania, którym jest jej własne wnętrze, dusza ta staje się podobna do nieba empirejskiego, w którym mieszka Bóg. Bo jak ta najwyższa sfera nieba nie obraca się, zdaniem uczonych, jak inne, tak i w duszy, gdy wejdzie do tego siódmego mieszkania, ustają wszelkie poruszenia, jakim przedtem podlegała w swoich władzach i w wyobraźni, które tu już szkodzić jej ani pokoju jej zakłócić nie mogą.
Czy to ma znaczyć, że dusza, gdy dojdzie do tego stanu i tę łaskę otrzyma od Boga, już jest pewna zbawienia swego i zabezpieczenia od upadku? Bynajmniej; oświadczam, owszem, i ostrzegam, że gdziekolwiek, pisząc o tych rzeczach, mówię o bezpieczeństwie duszy, zawsze to ma się rozumieć z tym warunkiem, że jeśli boska łaskawość Pana nie przestanie trzymać jej w swym ręku i jeśli ona Jego w niczym nie obrazi. To przynajmniej wiem z pewnością, że dusza ta, na którą wciąż tu się powołuję, choć podniesiona do tego stanu i już lata całe w nim zostaje, nie ma siebie za bezpieczną, ale raczej z większą niż przedtem bojaźnią Bożą postępuje, strzeże się wszelkiej najmniejszej obrazy Bożej i najgorętszą, jak się w dalszym ciągu powie, pała żądzą służenia Bogu. Ciągły przy tym czuje żal i wstyd, że tak mało dla Niego uczynić jest zdolna, kiedy tak wiele Mu jest winna. Jest to dla niej niemały krzyż i prawdziwa, bardzo ciężka pokuta. Co do umartwień bowiem i surowości, im ostrzejszą czyni pokutę, tym większej doznaje z niej rozkoszy. Prawdziwa dla niej pokuta jest wtedy, gdy Bóg jej odbiera zdrowie i siły do czynienia pokuty. Choć w poprzednich już mieszkaniach mówiłam, jak wielkie to dla duszy utrapienie, to przecież jest ono bez porównania większe. Wszystko to pochodzi z gruntu, z którego teraz życie jej wyrasta, bo wszak drzewo zasadzone nad ściekaniem wód i większą ma świeżość, i obfitszy owoc wydaje. Cóż zatem dziwnego, że takie w tej duszy pragnienia mnożą się i rosną, kiedy istotny duch jej jedno się stal z ową wodą z nieba, o której mówiliśmy.
10. Wracając wszakże do tego, co mówiłam wyżej o pokoju, jakiego dusza w tym mieszkaniu używa, nie sądźmy, by i władze, i zmysły, i namiętności zostawały zawsze w takimże pokoju; dusza sama tylko nigdy go nie traci. I w tym mieszkaniu nie brak takich chwil, kiedy srożą się walki, dolegają utrapienia i trudy; bywa to nawet stan zwyczajny. Ale utrapienia te dusza tutaj nie tak odczuwa, by mogły zamącić jej pokój.
Co się zaś tyczy tego wnętrza duszy, tego ducha, o którym tu mówię, jest to rzecz tak trudna do wytłumaczenia, a także i do uwierzenia, że obawiam się, siostry, byście wobec mojej nieudolności nie miały pokusy odmówienia wiary moim słowom. Może to w rzeczy samej wydawać się niepodobną do pogodzenia sprzecznością, że dusza, jak mówię, cierpi utrapienia i smutki, a przy tym jednak w doskonałym zostaje pokoju. Spróbuję wam to wytłumaczyć za pomocą jednego lub drugiego porównania; daj Boże, by one miały jaki sens; ale choćby go nie miały, tego zawsze pewna jestem, że tak jest, jak wam mówię.
11. Król, na przykład, choć może w rządach swoich ciężkie ma zawikłania i kłopoty, choć może wojny srożą się w jego królestwie, sam przecież spokojnie mieszka w swoim pałacu. Tak i tu, choć w innych mieszkaniach zdarzają się różne rozruchy, pełzają gady jadowite, słychać krzyki i zgiełk, wszystko to nie dosięga duszy w tym siódmym mieszkaniu będącej, ani jej nie zdoła stamtąd wyprowadzić. Wrzawa i zgiełk, dochodzące do jej uszu, sprawują jej niejaką przykrość, ale zmieszać jej i pokoju jej odebrać nie zdołają, bo tu namiętności już są pokonane i boją się bliżej przystąpić, wiedząc, że będą tylko z tym większym wstydem odparte.
Albo drugie porównanie. Boli kogo ciało, ale głowa zdrowa, więc choć cierpią wszystkie członki, głowa nie cierpi.
Sama się śmieję z tych moich porównań i widzę ich niedoskonałość, ale nie mam lepszych. Wszakże, jakkolwiek one wam się wydadzą, to, co powiedziałam, jest prawdą.
Mówi dalej o tym samym. – Objaśnia, czym się różni duchowe zjednoczenie z Bogiem od rzeczywistych duchowych zaślubin. – Objaśnienie tej różnicy za pomoc; odpowiednich porównań.
1. Mówmy teraz o owych duchowych boskich zaślubinach, chociaż wielka ta łaska nie może się dokonać w tym życiu w sposób zupełnie doskonały. Póki bowiem żyjemy w ciele, zawsze jeszcze możemy oddalić się od Boga i tym samym wysokie to szczęście postradać.
Pan, gdy pierwszy raz użycza duszy tej łaski, ukazuje się jej przez widzenie wyobraźni w swoim najświętszym Człowieczeństwie, aby dobrze wiedziała i wątpić o tym nie mogła, że dostępuje tak niesłychanego daru. Innym może objawia się w innym kształcie; lecz ta, o której tu mówię, w takiej Go postaci widziała. Było to w chwilę po przyjęciu Komunii świętej. Pan stanął przed nią z wielką jasnością, wdziękiem i majestatem, takim, z jakim zmartwychwstał i rzekł do niej, że czas już, aby Jego sprawy wzięła za swoje własne, a On będzie miał pieczę o jej. Inne jeszcze potem dodał słowa, które łatwiej sercem odczuć, niż usty wyrazić.
2. Mogłoby się zdawać, że widzenie to nie było rzeczą nową, bo już przedtem nieraz Pan ukazał się jej w takiej samej postaci. Ale taka tu była ogromna różnica, że po tym widzeniu pozostała całkiem nieprzytomna i przerażona; raz, dla samej, nierównie potężniejszej jego siły; po wtóre, dla głębokiego znaczenia słów, które Pan do niej mówił; po trzecie wreszcie dlatego, że Pan jej się ukazał w najgłębszym wnętrzu duszy, a podobnego widzenia, całkiem wewnętrznego, z wyjątkiem jedynie tego, o którym była mowa w poprzedzającym rozdziale, nigdy jeszcze nie miała. Trzeba wam wiedzieć, że między wszystkimi widzeniami poprzednich mieszkań, a widzeniami tego siódmego, różnica jest ogromna, a zrękowiny duchowe, które się zawierają w tamtych, tak się mają do duchowych zaślubin, spełniających się w tym ostatnim, jak się ma zobopólny do siebie stosunek dwojga narzeczonych do stosunku dwojga małżonków, którzy związani węzłem dozgonnym, już się, póki żyją, rozłączyć nie mogą.
3. Używam, jak już mówiłam, tych porównań, w braku innego, odpowiedniejszego sposobu objaśnienia rzeczy. Lecz ma się rozumieć, że nie ma tu myśli o ciele, jak gdyby dusza już w nim nie mieszkała i była czystym duchem. Tym bardziej jeszcze nie ma tego w tym małżeństwie duchowym, bo tajemnicze to zjednoczenie spełnia się w najgłębszym wnętrzu duszy, które snadź jest miejscem, kędy mieszka sam Bóg, i nie potrzeba Mu drzwi, aby wszedł do niego. O drzwiach tu mówię, bo wszelkie łaski, o jakich dotąd mówiłam, przez zmysły i władze, jakby drzwiami wnikały do duszy, a i samo ono ukazanie się boskiego Człowieczeństwa nie inaczej, jak mniemam, się stało. Ale przy zawarciu tego duchowego małżeństwa rzecz się ma zupełnie inaczej. Tutaj Pan zjawia się w onym wnętrzu duszy nie w widzeniu przez wyobraźnię, jeno w widzeniu umysłowym i to jeszcze subtelniejszym od poprzednich; wchodzi drzwiami zamkniętymi, jak wszedł do Apostołów i pozdrowił ich, mówiąc: “Pokój wam”. Tak głęboka to tajemnica, tak wysoka łaska, której Bóg tu w jednej chwili duszy udziela, tak niewypowiedziana rozkosz, która tu duszę przenika, że nie wiem, z czym to wszystko porównać. Bo snadź chce Pan w tej chwili, sposobem wyższym nad wszelkie widzenia albo smaki duchowe, objawić duszy chwałę, która ją czeka w niebie. Inaczej tego objaśnić nie zdołam i to jedno tylko wiem i rozumiem, że dusza, to jest sam duch tej duszy, staje się jedno z Bogiem, który, będąc najczystszym i najwyższym duchem, ducha tego z sobą jednoczy, chcąc tym sposobem okazać miłość, jaką nas Boski Majestat Jego miłuje, i dać poznać niektórym duszom, do jakiego niepojętego stopnia ta miłość Jego dochodzi, abyśmy wszyscy znali i wysławiali boską nad nami łaskawość Jego. Taki ogromny, nieogarniony Majestat tak się raczy łączyć ze stworzeniem swoim, że na podobieństwo małżonka, nierozerwalnym węzłem związanego, nigdy nie opuści tej duszy, którą sobie poślubił.
4. Zrękowiny duchowe nie mają tej trwałości; zaręczeni mogą sią rozejść i nieraz się rozchodzą. Tak jest i z duchowym duszy złączeniem z Bogiem. Każde złączenie, choć z natury swojej jest skojarzeniem dwu rzeczy czy istot w jedno, może przecież się rozłączyć i każde pójdzie znowu w swoją stronę. Jakoż i w życiu duchowym tak bywa, że łaska zjednoczenia, której Bóg użyczy duszy na modlitwie, prędko przemija i dusza pozostaje znowu bez tej błogiej z Bogiem swoim społeczności, to jest, już jej nie czuje. Nie tak w tych zaślubinach duchowych, tu dusza ciągle zostaje z Bogiem swoim w owym wnętrzu najgłębszym i nigdy się z Nim nie rozłącza. Chcąc to o ile możności objaśnić, powiedziałabym, że zjednoczenie w zrękowinach jest to jakoby tak ścisłe spojenie dwu świec, iżby obie jedno światło dawały, albo jak samaż świeca, w której wosk, knot i płomień w jedną całość się schodzą. Można jednak rozdzielić te świece i będą znowu dwie, albo i samą świecę można tak rozłożyć, iż będzie osobno knot a osobno wosk. Po drugie zaś, w zaślubinach duchowych, zjednoczenie jest to jakby woda z nieba, deszczem czy rosą padająca do rzeki albo do zdroju i z wodą tychże się zlewająca. I tu już nikt tych dwóch wód nie rozdzieli ani nie rozróżni, która jest z nieba, a która ze zdroju czy z rzeki. Można je porównać jeszcze do strumienia wpadającego do morza i nierozdzielnie w nim wody swoje zanurzającego, albo jeszcze do światłości dziennej, dwoma oddzielnie oknami do pokoju wpadającej, a przecież jedną światłość stanowiącej.
5. Może to miał na myśli święty Paweł, gdy mówił, że “kto się łączy z Panem, jest z Nim jednym duchem, wskazując na owo wzniosłe małżeństwo, w którym Majestat Boski sprawuje takie między sobą a duszą zjednoczenie. I te drugie słowa Apostoła: “Dla mnie bowiem żyć – to Chrystus, a umrzeć – to zysk”, dusza tu może, jak sądzę, zastosować do siebie. Tu bowiem już duchowy on motyl, o którym mówiliśmy, umiera z rozkoszą, bo już życiem jego jest Chrystus.
6. Że tak jest, to w dalszym następstwie dusza coraz lepiej poznaje po skutkach. Czuje bowiem coraz wyraźniej, że Bóg sam jest sprawcą i dawcą jej życia; świadczą jej o tym tajemne natchnienia i porywy, częstokroć tak żywe i głębokie, że żadną miarą nie może wątpić o boskim ich źródle, a które, choć ich wyrazić i opisać nie zdoła, nieraz jednak do takiej dochodzą potęgi, że mimo woli jej wybuchają w słowach gorącej miłości i tęsknoty. O życie życia mego! O podporo, która mię wspierasz! – takie i tym podobne słowa, w niepowstrzymanym uczuć tych wezbraniu, dusza jakby poniewolnie z siebie wydaje. Wtedy z piersi Miłości wiekuistej, którymi Bóg bezprzestannie karmi tę duszę, falami spływa mleko pociech niebieskich na pokrzepienie wszystkiej czeladzi twierdzy. Chce Pan, by i im dostała się jaka cząstka tej nieogarnionej rozkoszy, w jaką opływa dusza, i dlatego, z tej głębokiej rzeki, w której się pogrążyła maluczka ona kryniczka, chwilami wypuszcza strumyki wody żywej, aby i ci, którzy w potrzebach domowych służą tym dwojgu oblubieńcom, mieli z niej ochłodę i pokrzepienie. Podobnie jak ten, kto by został nagle polany wodą, uczułby to bez wątpienia i nie mógłby nie uczuć, choć się tego nie spodziewał, tak, i z większą jeszcze pewnością, dusza tu czuje te ukryte w niej działania i boskie ich źródło. Jak bowiem woda spływająca jawnie świadczy o tym, że jest źródło, z którego ona wypływa, tak również jasno dusza czuje i widzi, że jest we wnętrzu jej Wyższy nad nią, który ją wodą żywą, z Niego płynącą, ochładza i wypuszcza te strzały, które ją ranią, i życie daje duchowemu jej życiu. Że jest w niej Słońce, wielką światłością jaśniejące, które z wnętrza jej promienie tej światłości swojej na wszystkie jej władze rozsyła. Sama zaś – jak mówiłam – nigdy nie wychodzi z tego ogniska swego wnętrza i nic tam nie zdoła pokoju jej zakłócić, bo ma w pośrodku siebie Tego, który jak apostołom zgromadzonym przyniósł i oznajmił swój pokój, tak mocen jest i jej go dać i zachować.
7. Przychodzi mi na myśl, że to pozdrowienie Pana, równie jak te słowa, które rzekł do świętej Magdaleny, by szła w pokoju, musiały w swoich skutkach dużo więcej zdziałać niż to, co oznajmiało samo ich brzmienie. Słowo Boga do nas jest w nas czynem; zatem i owe słowa w tych duszach, już należycie przysposobionych, musiały zdziałać ten skutek, że usunęły z nich wszystko, cokolwiek w duszy ludzkiej jest cielesnego i uczyniły je czysto duchowymi, aby duchem mogły zawrzeć te niebieskie zaślubiny z Duchem nie stworzonym. Bo rzecz pewna, że gdy dusza wypróżni siebie z wszelkiego przywiązania do rzeczy stworzonych, i oderwie się od nich dla miłości Boga, Bóg niechybnie napełni ją samym sobą. W tej myśli Pan Jezus – nie pamiętam, w którym miejscu to napisano – modląc się za apostołami swymi, prosił Ojca, aby byli jedno z Ojcem i z Nim, jak Pan nasz Jezus Chrystus jest w Ojcu a Ojciec w Nim. Powiedzcie, jaka może być większa miłość nad tę, która się w tych słowach objawia? A do tej miłości przystęp nikomu z nas nie jest wzbroniony, bo tak jeszcze mówi Pan: “Nie tylko za nimi proszę, ale i za tymi, którzy dzięki ich słowu będą wierzyć we Mnie”. I dodaje: “Ja w nich”.
8. Wielki Boże, jakże te słowa prawdziwe! Jak je rozumie dusza, gdy w tych zaślubinach duchowych widzi je sprawdzone na sobie! I jakże moglibyśmy wszyscy je zrozumieć, gdybyśmy z własnej winy naszej nie pozbawiali siebie tego szczęścia! Słowo Jezusa Chrystusa, Króla i Pana naszego, nie może zawodzić; ale my Jemu i sobie czynimy zawód, nie starając się o należne przysposobienie siebie, nie uchylając się od tego wszystkiego, co może nam tę światłość przysłonić i dlatego, nie mając światła, nie widzimy siebie w tym zwierciadle, na które patrzymy, a którym jest wyobrażenie nasze.
9. Gdy więc, jak mówiłam, Pan wprowadzi duszę do tego swego mieszkania, którym jest jej własne wnętrze, dusza ta staje się podobna do nieba empirejskiego, w którym mieszka Bóg. Bo jak ta najwyższa sfera nieba nie obraca się, zdaniem uczonych, jak inne, tak i w duszy, gdy wejdzie do tego siódmego mieszkania, ustają wszelkie poruszenia, jakim przedtem podlegała w swoich władzach i w wyobraźni, które tu już szkodzić jej ani pokoju jej zakłócić nie mogą.
Czy to ma znaczyć, że dusza, gdy dojdzie do tego stanu i tę łaskę otrzyma od Boga, już jest pewna zbawienia swego i zabezpieczenia od upadku? Bynajmniej; oświadczam, owszem, i ostrzegam, że gdziekolwiek, pisząc o tych rzeczach, mówię o bezpieczeństwie duszy, zawsze to ma się rozumieć z tym warunkiem, że jeśli boska łaskawość Pana nie przestanie trzymać jej w swym ręku i jeśli ona Jego w niczym nie obrazi. To przynajmniej wiem z pewnością, że dusza ta, na którą wciąż tu się powołuję, choć podniesiona do tego stanu i już lata całe w nim zostaje, nie ma siebie za bezpieczną, ale raczej z większą niż przedtem bojaźnią Bożą postępuje, strzeże się wszelkiej najmniejszej obrazy Bożej i najgorętszą, jak się w dalszym ciągu powie, pała żądzą służenia Bogu. Ciągły przy tym czuje żal i wstyd, że tak mało dla Niego uczynić jest zdolna, kiedy tak wiele Mu jest winna. Jest to dla niej niemały krzyż i prawdziwa, bardzo ciężka pokuta. Co do umartwień bowiem i surowości, im ostrzejszą czyni pokutę, tym większej doznaje z niej rozkoszy. Prawdziwa dla niej pokuta jest wtedy, gdy Bóg jej odbiera zdrowie i siły do czynienia pokuty. Choć w poprzednich już mieszkaniach mówiłam, jak wielkie to dla duszy utrapienie, to przecież jest ono bez porównania większe. Wszystko to pochodzi z gruntu, z którego teraz życie jej wyrasta, bo wszak drzewo zasadzone nad ściekaniem wód i większą ma świeżość, i obfitszy owoc wydaje. Cóż zatem dziwnego, że takie w tej duszy pragnienia mnożą się i rosną, kiedy istotny duch jej jedno się stal z ową wodą z nieba, o której mówiliśmy.
10. Wracając wszakże do tego, co mówiłam wyżej o pokoju, jakiego dusza w tym mieszkaniu używa, nie sądźmy, by i władze, i zmysły, i namiętności zostawały zawsze w takimże pokoju; dusza sama tylko nigdy go nie traci. I w tym mieszkaniu nie brak takich chwil, kiedy srożą się walki, dolegają utrapienia i trudy; bywa to nawet stan zwyczajny. Ale utrapienia te dusza tutaj nie tak odczuwa, by mogły zamącić jej pokój.
Co się zaś tyczy tego wnętrza duszy, tego ducha, o którym tu mówię, jest to rzecz tak trudna do wytłumaczenia, a także i do uwierzenia, że obawiam się, siostry, byście wobec mojej nieudolności nie miały pokusy odmówienia wiary moim słowom. Może to w rzeczy samej wydawać się niepodobną do pogodzenia sprzecznością, że dusza, jak mówię, cierpi utrapienia i smutki, a przy tym jednak w doskonałym zostaje pokoju. Spróbuję wam to wytłumaczyć za pomocą jednego lub drugiego porównania; daj Boże, by one miały jaki sens; ale choćby go nie miały, tego zawsze pewna jestem, że tak jest, jak wam mówię.
11. Król, na przykład, choć może w rządach swoich ciężkie ma zawikłania i kłopoty, choć może wojny srożą się w jego królestwie, sam przecież spokojnie mieszka w swoim pałacu. Tak i tu, choć w innych mieszkaniach zdarzają się różne rozruchy, pełzają gady jadowite, słychać krzyki i zgiełk, wszystko to nie dosięga duszy w tym siódmym mieszkaniu będącej, ani jej nie zdoła stamtąd wyprowadzić. Wrzawa i zgiełk, dochodzące do jej uszu, sprawują jej niejaką przykrość, ale zmieszać jej i pokoju jej odebrać nie zdołają, bo tu namiętności już są pokonane i boją się bliżej przystąpić, wiedząc, że będą tylko z tym większym wstydem odparte.
Albo drugie porównanie. Boli kogo ciało, ale głowa zdrowa, więc choć cierpią wszystkie członki, głowa nie cierpi.
Sama się śmieję z tych moich porównań i widzę ich niedoskonałość, ale nie mam lepszych. Wszakże, jakkolwiek one wam się wydadzą, to, co powiedziałam, jest prawdą.