Opowiada, jak bardzo potrzebna jest wytrwałość chcącemu dojść do mieszkań dalszych, i jak uporczywą wojnę zły duch wydaje duszy na tej drodze oraz jak wiele na tym zależy, byśmy na samym wstępie obrali drogę właściwą, prosto, bez błąkania się wiodącą do celu. – Pewny i doświadczony sposób postępowania.
1. Zobaczmy teraz, jakie to są dusze, które wchodzą do mieszkania drugiego, i co w nim robią. Chciałabym tu poprzestać na jak najkrótszym objaśnieniu rzeczy, bo już w innych księgach obszernie o tym przedmiocie mówiłam, ale niepodobna mi będzie i tu nie powtarzać się, bo nic zgoła nie pamiętam, co tam powiedziałam. Gdybym jeszcze umiała rzeczy już powiedziane powtarzać w odmienny nowy sposób, mniej by was znudziło to powtarzanie, tak jak nigdy wam się nie przykrzy czytać inne księgi traktujące o tej materii, choć ich jest tyle.
2. Mam tu na myśli dusze, które już zaczęły się oddawać modlitwie wewnętrznej i rozumieją już, jak wiele na tym zależy, by nie pozostawały ciągle tylko w mieszkaniu pierwszym, ale jeszcze nie mają odwagi i dość mocnego postanowienia, aby je zdołały porzucić bezpowrotnie i jeszcze raz w raz do niego wracają, bo nie opuszczają okazji, przez co na wielkie narażają się niebezpieczeństwo. Wszakże wielkie już to nad nimi miłosierdzie Boże, że przynajmniej od czasu do czasu usiłują odpędzić od siebie one jaszczurki i gady jadowite, i rozumieją, że trzeba je porzucić. Dusze te z pewnego względu więcej mają trudu, niż tamte pierwsze, choć o tyle mniejsze grozi im niebezpieczeństwo, że już je rozumieją, za czym i można ufać, że postąpią dalej do wnętrza. Więcej, mówię, mają trudu, bo pierwsi podobni są do głuchoniemych, którzy tym samym, że nie słyszą, łatwiej znoszą i to drugie kalectwo swoje, że mają odjętą mowę; ci zaś są jako niemi tylko, którzy słuchają, a stąd wiele ciężej im dolega, że mówić nie mogą. Z tego jednak nie wynika, by stan głuchoniemych pożądańszy był od stanu niemych tylko, bo jakkolwiek pozbawienie mowy bardzo przykrym jest kalectwem, zawsze to przecież wielkie dla człowieka dobrodziejstwo, gdy przynajmniej słyszy, co do niego mówią. Tak więc i dusze, o których mówię obecnie, słyszą już głos wezwań Pańskich, bo postąpiwszy już dalej ku wnętrzu, w bliższym już zostają sąsiedztwie z miejscem, kędy Pan przebywa. A dobry to sąsiad i tak wielkie miłosierdzie Jego. Choć więc te dusze jeszcze zostają pod wpływem rozrywek, interesów, przyjemności i marności światowych, i często jeszcze to podnoszą się z grzechu, to znowu upadają (bo tak są jadowite i natrętne te gady, wśród których jeszcze przebywają, że cudu prawie potrzeba, by w tak niebezpiecznym zostając towarzystwie, nie potknęły się kiedy i nie upadły). Pan przecież w nieskończonej dobroci swojej tak mocno pragnie, by Go miłowały i z Nim przestawały, że nie ustaje raz po raz wzywać je, aby się do Niego zbliżyły. Głos Jego zaś jest tak słodki, że biedna dusza słysząc go trapi się niepocieszona, iż nie zdoła spełnić natychmiast tego, do czego ją wzywa. Tak więc cierpi więcej – jak mówiłam – niż gdyby wcale nie słyszała tego głosu Pańskiego.
3. Nie mówię, by te głosy i wezwania były z rodzaju tych, o których będzie niżej. Tutaj wezwania Boże dochodzą do duszy za pośrednictwem rzeczy zewnętrznych: słowo jakie z ust człowieka cnotliwego, kazanie słyszane, czytanie pobożne, te i wiele innych rzeczy, o których nieraz słyszałyście, są środkami, przez które Bóg zwykł wzywać dusze do siebie; mogą być jeszcze choroby i utrapienia, albo zwłaszcza prawda jaka jaśniej poznana i głębiej odczuta w chwili rozmyślania. Bo jakkolwiek by słabym jeszcze i nieudolnym był sposób odbywania modlitwy wewnętrznej, rzecz sama zawsze ma wielką wagę u Boga. Przeto i wy, siostry, nie ważcie sobie lekko tej pierwszej łaski ani się zbytnio nie smućcie, jeślibyście nie mogły zaraz odpowiedzieć wezwaniu Pańskiemu. Bóg jest cierpliwy, umie czekać długie dni, owszem i lata cale, zwłaszcza gdy widzi wytrwałość i dobre pragnienia. Wytrwałości tu przede wszystkim potrzeba, z nią niezawodnie odniesiemy korzyść. Ale straszliwa jest wojna, jaką tu na różne sposoby przeprowadza diabeł, z większym, niż w mieszkaniu pierwszym, udręczeniem duszy. Tam ona była jakby głuchoniema albo przynajmniej mało co słyszała, a jeszcze mniej się opierała, jak kiedy to prawie całkiem już straci nadzieję w możność zwycięstwa. Ale tu zrozumienie jest żywsze i władze swobodniejsze, a pociski i strzały są takie, że dusza nie może ich nie słyszeć. Tutaj to czart owe gady jadowite, jakimi są rzeczy tego świata i uciechy jego, tak powabnie jej przedstawia, jakby wiecznie trwać miały: i szacunek, i wziętość, jakich tam używała, i wspomnienia krewnych i przyjaciół, zgubne dla zdrowia skutki pokuty i umartwień (do których dusza, skoro wstąpi w to drugie mieszkanie, zawsze pewien pociąg uczuwa), i mnóstwo innych tego rodzaju przeszkód.
4. O Jezu! W jakiż to odmęt, w jakie udręczenie wtrąca tu zły duch biedną duszę, tak iż sama nie wie, co począć, czy iść naprzód, czy też do pierwszego mieszkania zawrócić. Ale z drugiej strony, rozum odkrywa przed nią te zdrady diabelskie, ukazując jej, jako wszystkie te powaby świata niczym są w porównaniu z tą szczęśliwością, do której ona dąży. Wiara objawia jej, kto jest Ten, który jej tę szczęśliwość gotuje. Pamięć jej stawia przed oczy, jaki jest koniec wszystkich tych rzeczy ziemskich, przypominając jej tylu pozornie szczęśliwych według świata, którzy jakiś czas cieszyli się obfitością dóbr jego, a potem umarli; jak niejednego z nich śmierć nagła znienacka zaskoczyła; jak prędko przebrzmiała u ludzi pamięć ich; jak niejeden z tych, których znała opływających we wszelkie pomyślności doczesne, dziś leży pochowany w ziemi, deptany nogami przechodniów, bo i sama może nieraz po ich grobach stąpała, a ciała ich tam złożone stały się pastwą robactwa; takie i wiele innych podobnych wspomnień nasuwa jej pamięć. A wola jej skłania się do umiłowania Tego, od którego otrzymała tyle niezliczonych darów i dowodów miłości, i rada by Mu choć czymkolwiek za nie się odpłacić. Szczególnie wzrusza ją to, że ten prawdziwy miłośnik nigdy jej nie opuszcza, wszędzie jej towarzyszy, byt i życie jej dając. Wreszcie i rozum znowu przychodzi do wniosku i przekonywa ją, że chociażby żyła najdłuższe lata, nigdy i nigdzie nie znajdzie lepszego przyjaciela wskazuje jej, że wszystek świat pełen jest fałszu i kłamstwa, a uciechy, którymi nęci ją diabeł, są jednym nieustającym źródłem trosk, utrapień i przeciwności; że również poza tą twierdzą nigdzie, z wszelką pewnością, nie znajdzie dla siebie bezpieczeństwa ani pokoju. Powinna więc już nie błąkać się i nie szukać po domach cudzych, kiedy własny dom jej jest pełny bogactw, których, byleby chciała, używać może do woli; winna korzystać z takiego szczęścia swego, bo wszak nie każdemu to dano, by miał w domu swoim wszystko, czego mu potrzeba, a szczególnie, by posiadał u siebie takiego gościa, który ją chce mieć panią wszystkich dóbr Jego, byleby nie chciała sama zgubić siebie i jak on syn marnotrawny, żywić się karmą wieprzów.
5. Są to dostateczne przyczyny do odrzucania pokus złego ducha. Ale niestety. Panie i Boże mój, panujący na świecie obyczaj próżności i widok tłumów za nim idących wszystko niweczy! Taka bowiem w nas martwa wiara, że raczej wierzymy w to, czego dotykamy zmysłami, niż w to, czego ona naucza. A przecież mogliśmy się przekonać naocznie, ile rozmaitej nędzy cierpią ci, którzy żyją oddani wyłącznie tym rzeczom widomym. Ale to wszystko, wpośród czego żyjemy, tak nas zaślepia w tych rzeczach. I jak od ukąszenia żmii wszystko ciało jadem jej się zaraża i puchnie, tak tu jest z duszą każdego, kto się od tych gadów nie broni. Rzecz jasna, że duszy tak zarażonej silnych potrzeba lekarstw, aby jeszcze wyzdrowiała i miłosierdzie to Boże, jeżeli od tego ukąszenia nie umrze. Rzeczywiście więc dusza ciężkie tu przechodzi utrapienia, zwłaszcza gdy diabeł widzi, że z charakteru i woli należy do tych, którzy chcą iść naprzód, wtedy już wytęża wszystkie piekielne siły swoje, aby się cofnęła lub całkiem twierdzę opuściła.
6. O Panie mój! jakże bardzo tu potrzebna jest pomoc Twoja, bez której nic uczynić nie może! Nie dopuszczaj tego przez wielkie miłosierdzie Twoje, by dusza ta uległa oszukaniu diabelskiemu i rozpoczętego dzieła zaniechała. Użycz jej światła, aby widziała, że w tym postępie ku rzeczom wyższym jest wszystko dobro jej i by zerwała ze złym towarzystwem. Niezmierny będzie dla niej pożytek z przestawania z duszami idącymi drogą życia wewnętrznego, nie tylko z tymi, które przebywają jeszcze w tym samym, co i ona, mieszkaniu, ale i z takimi, które już postąpiły do wnętrza. Wielką jej te dusze będą pomocą do postępu w dobrym i taka się może między nią a nimi wywiązać bliska zażyłość, że w końcu ją za sobą do dalszych mieszkań pociągną. Zawsze przed tym przestrzegam, aby się nie dała zwyciężyć, jeśli bowiem diabeł spotka się w niej z wielkim i mocnym postanowieniem utracenia raczej życia, spokoju i wszystkiego, co jej ofiaruje, niżby miała cofnąć się na powrót do pierwszego mieszkania, daleko prędzej da jej za wygraną i dalszych napaści zaniecha. Niech się okaże jako żołnierz waleczny, a nie jako oni, którzy nie pamiętam pod czyją wodzą idąc do boju, brzuchem się kładli nad brzegiem strumienia, dla ugaszenia pragnienia swego. Niech się przygotuje na to, że idzie stawić czoło wszystkiemu wojsku diabelskiemu i że do tej walki nie ma dzielniejszego oręża nad krzyż.
7. Nieraz już o tym mówiłam, ale tak ważna to przestroga, że nie mogę nie powtórzyć jej tutaj. Chodzi mianowicie o to, aby przystępujący do tej sprawy świętej nie myśleli o pociechach; byłby to bardzo niski sposób wszczynania pracy około wznoszenia takiej wielkiej i kosztownej budowy, owszem, byłoby to budowanie na piasku i dom taki, zaczęty bez fundamentu, musiałby upaść i rozsypać się w gruzy. Trzeba więc być przygotowanym na to, że nigdy tu nie zabraknie smutków i pokus. Nie w tych bowiem pierwszych mieszkaniach jest miejsce, kędy się zbiera mannę z nieba; miejsce to leży dalej, w mieszkaniach wewnętrznych, gdzie już dusza znajduje smak i słodkość we wszystkim, czego pragnie i chce, bo niczego nie chce, tylko tego, czego Bóg sam chce. Zabawna to rzecz, że tak od razu, nosząc w sobie jeszcze niezliczone niedoskonałości i cnoty tak wątłe, że się jeszcze nie trzymają na nogach, bo ledwo poczynają wyrastać, a dałby Bóg, by już naprawdę poczynały, mamy śmiałość żądać pociech na modlitwie i żalić się na oschłości! Oby was to nigdy nie spotkało, siostry! Chwyćcie się oburącz tego krzyża, który na świętych barkach swoich nosił Oblubieniec wasz i powiedzcie sobie, że to ma być wasz sztandar. Która więc zdolna jest cierpieć, niechaj cierpi dla Niego, a tym większą otrzyma zapłatę. Wszystko inne to tylko dodatek, za który, jeśli Pan zechce wam go użyczyć, dziękujcie Mu zawsze.
8. Powiecie może, że skoro jesteście gotowe do znoszenia cierpień zewnętrznych – wolno wam spodziewać się od Boga pociech wewnętrznych.- Ale Bóg w nieskończonej mądrości swojej lepiej wie, co nam pożyteczno i nie do nas należy wskazywać Mu, co i kiedy ma nam dawać i na takie nalegania nasze słusznie nam może odpowiedzieć, że “nie wiemy, o co prosimy”. Wszystek wysiłek początkującego oddawać się modlitwie do tego zmierzać powinien (a nie zapominajcie, że jest to bardzo ważne), by z wszelką pilnością, na jaką zdoła się zdobyć, nad tym pracował i o to z całą gotowością się starał, by wola jego stała się zgodna z wolą Bożą. Upewniam was, że na tym – jak to jeszcze później objaśnię – zasadza się wszystka najwyższa doskonałość, jaką na drodze życia duchowego osiągnąć zdołamy. Im doskonalej kto tego warunku dopełni, tym większe dary otrzyma od Pana, tym dalej na tej drodze postąpi. Nie sądźcie, by do tego postępu potrzeba było jakiej nadzwyczajnej mądrości, jakich tajemnych, mało komu znanych sposobów, gdyż wszystko dobro nasze w tym właśnie się kryje. Lecz jeśli z samego początku błędny obieramy kierunek, jeśli na samym wstępie chcemy, by Pan czynił wolę naszą i prowadził nas tak jak nam się podoba, jakąż moc i trwałość może mieć budowanie nasze? Starajmy się czynić, co jest w naszej mocy i brońmy się od tych gadów zjadliwych, gdyż Pan nieraz sam tego chce i dopuszcza, by nas napastowały i trapiły złe myśli, roztargnienia i oschłości tak natarczywe, że im się opędzić trudno; nieraz nawet dopuszcza tym żmijom ukąsić nas, abyśmy tym pilniej czuwali na przyszłość i aby nas doświadczył, czy szczerze nam żal, żeśmy Go obrazili.
9. Choćby więc nieraz zdarzyło się wam upaść, nie traćcie odwagi do dążenia naprzód, bo i te upadki wasze obróci Bóg na pożytek duszy, podobnie jak aptekarz, zalecający swój antydot, sam pierwej, na dowód skuteczności jego, kosztuje trucizny. Choćbyśmy skądinąd nie znali nędzy naszej i szkód, jakie przynosi rozproszenie, to sama już walka, jaką staczać z sobą musimy dla skupienia się wewnętrznie, dostatecznym byłaby tej nędzy naszej dowodem. Cóż może być nieszczęśliwszego nad to, gdy człowiek staje się wygnańcem z własnej duszy swojej? Gdzie możemy jeszcze spodziewać się pokoju, jeśli go w domu własnym znaleźć nie możemy? Same nawet władze duszy, te najbliższe i najprawdziwsze przyjaciółki, z którymi, choćbyśmy i nie chcieli, żyć musimy, wojnę nam wydają, jakby mszcząc się za to, co od grzechów i złych nałogów naszych ucierpiały. Pokój, pokój, siostry moje! Słowo to Pana naszego, którym tyle razy pozdrawiał Apostołów swoich. Ale wierzcie mi, że jeśli pokoju tego nie mamy i nie staramy się posiąść go w domu własnym, daremnie szukalibyśmy go poza domem. O, niech już będzie koniec tej wojnie! Na tę krew, którą za nas wylał Syn Boży, proszę o to wszystkich: i tych, którzy nie pomyśleli jeszcze o wejściu w siebie i tych, którzy już tę dobrą sprawę rozpoczęli, by przez obawę trudu i walki nie cofali się wstecz. Niech pomną, że gorsza od choroby jest recydywa, bo z choroby się powstaje, recydywa najczęściej zabija. Niech nie ufają w siłę własną i wszystką ufność swoją położą w miłosierdziu Boga, a zobaczą, jak boska łaskawość Jego będzie ich przenosiła z mieszkania do mieszkania, coraz bliżej do wnętrza i wprowadzi ich do ziemi, kędy srogie owe zwierzęta nie będą mogły dosięgnąć ich i dręczyć, ale oni raczej będą je mieli pod nogami swymi i śmiać się będą z bezsilnej ich złości; szczęśliwość zaś ich już i w tym życiu będzie tak wielka, jakiej serce ludzkie nawet i zapragnąć nie zdoła.
10. Jak się macie zachowywać w tych trwogach i zamieszaniach, jakie tu diabeł wznieca, w jaki sposób macie wszczynać pracę nad zebraniem się w duchu, nie gwałtownie, ale cicho i spokojnie, aby praca ta mogła być ciągła, o tym tu mówić nie będę, bo – jak wspomniałam na początku – w innych księgach dla was pisanych obszerne w tym przedmiocie dałam wam objaśnienia. To tylko tu dodam, że wielką w tej pracy wewnętrznej pomocą może wam być – zdaniem moim – szukanie rady u osób w życiu duchowym już doświadczonych. Tak na przykład, gdy nieodzowne zajęcia zewnętrzne zmuszą was do wyjścia z waszej samotności wewnętrznej, może wam się zdawać, że wszystek owoc waszej pracy będzie stracony. Ponieważ jednak nie zaniechałyście trudu, Pan i to chwilowe roztargnienie obróci wam na pożytek, chociażbyście nie miały nikogo, kto by was uczył. Ale pracy tej, i to wytrwałej, koniecznie potrzeba, bo gdy umysł ulegnie roztargnieniu i zabłąka się wśród rzeczy zewnętrznych, nie ma na to innej rady, jeno znów zacząć od początku i znowu zebrać myśli rozproszone; inaczej rozproszenie z każdym dniem coraz bardziej będzie się wzmagało, a poziom duszy z każdym dniem (s.250) będzie się coraz głębiej obniżał. Daj Boże, by każda, o ile ta przestroga do niej się odnosi, dobrze ją zrozumiała!
11. Ale może tu która pomyśli sobie: jeśli cofanie się wstecz tak wielką jest szkodą, tedy lepiej wcale nie zaczynać i zgoła do twierdzy nie wchodzić. – Mówiłam wam na początku, i sam Pan to mówi, że “kto miłuje niebezpieczeństwo, w nim zginie”, i że bramą, którą się wchodzi do tej twierdzy, jest modlitwa. Byłoby zaś nierozumem, gdyby kto sądził, że może wnijść do nieba, nie wszedłszy naprzód w siebie, aby poznać siebie samego i zastanowić się nad nędzą własną i nad tym, co winien jest Bogu i błagać ustawicznie miłosierdzie Jego. Sam Pan bowiem mówi: “Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej, jak tylko przeze Mnie”; nie wiem, czy przytaczam dosłownie, ale zdaje mi się, że tak. I jeszcze: “Kto zobaczył Mnie, zobaczył także Ojca”. Kto by więc nigdy nań nie spojrzał i nie zastanawiał się nad tym, ile Mu zawdzięcza, i nad tą śmiercią, którą On za nas poniósł, ten nie wiem, jakim sposobem mógłby Go znać i służyć Mu pełnieniem dobrych uczynków. Bo wiara bez uczynków i uczynki, jeśli nie są złączone z zasługami Jezusa Chrystusa, najwyższego dobra naszego, jaką mogą mieć wartość? Wreszcie, jakim sposobem zdołamy pobudzić siebie do miłości tego Pana, jeślibyśmy nigdy tych rzeczy nie rozważali?
Niechaj Pan użyczy nam łaski, byśmy zrozumieli, jak drogo Go kosztujemy, i że nie jest sługa nad Pana swego, a dla osiągnięcia chwały Jego potrzeba na nią pracować, zaś chcąc pracować ze skutkiem, potrzeba się modlić ustawicznie, abyśmy nie popadli w pokuszenie.
Opowiada, jak bardzo potrzebna jest wytrwałość chcącemu dojść do mieszkań dalszych, i jak uporczywą wojnę zły duch wydaje duszy na tej drodze oraz jak wiele na tym zależy, byśmy na samym wstępie obrali drogę właściwą, prosto, bez błąkania się wiodącą do celu. – Pewny i doświadczony sposób postępowania.
1. Zobaczmy teraz, jakie to są dusze, które wchodzą do mieszkania drugiego, i co w nim robią. Chciałabym tu poprzestać na jak najkrótszym objaśnieniu rzeczy, bo już w innych księgach obszernie o tym przedmiocie mówiłam, ale niepodobna mi będzie i tu nie powtarzać się, bo nic zgoła nie pamiętam, co tam powiedziałam. Gdybym jeszcze umiała rzeczy już powiedziane powtarzać w odmienny nowy sposób, mniej by was znudziło to powtarzanie, tak jak nigdy wam się nie przykrzy czytać inne księgi traktujące o tej materii, choć ich jest tyle.
2. Mam tu na myśli dusze, które już zaczęły się oddawać modlitwie wewnętrznej i rozumieją już, jak wiele na tym zależy, by nie pozostawały ciągle tylko w mieszkaniu pierwszym, ale jeszcze nie mają odwagi i dość mocnego postanowienia, aby je zdołały porzucić bezpowrotnie i jeszcze raz w raz do niego wracają, bo nie opuszczają okazji, przez co na wielkie narażają się niebezpieczeństwo. Wszakże wielkie już to nad nimi miłosierdzie Boże, że przynajmniej od czasu do czasu usiłują odpędzić od siebie one jaszczurki i gady jadowite, i rozumieją, że trzeba je porzucić. Dusze te z pewnego względu więcej mają trudu, niż tamte pierwsze, choć o tyle mniejsze grozi im niebezpieczeństwo, że już je rozumieją, za czym i można ufać, że postąpią dalej do wnętrza. Więcej, mówię, mają trudu, bo pierwsi podobni są do głuchoniemych, którzy tym samym, że nie słyszą, łatwiej znoszą i to drugie kalectwo swoje, że mają odjętą mowę; ci zaś są jako niemi tylko, którzy słuchają, a stąd wiele ciężej im dolega, że mówić nie mogą. Z tego jednak nie wynika, by stan głuchoniemych pożądańszy był od stanu niemych tylko, bo jakkolwiek pozbawienie mowy bardzo przykrym jest kalectwem, zawsze to przecież wielkie dla człowieka dobrodziejstwo, gdy przynajmniej słyszy, co do niego mówią. Tak więc i dusze, o których mówię obecnie, słyszą już głos wezwań Pańskich, bo postąpiwszy już dalej ku wnętrzu, w bliższym już zostają sąsiedztwie z miejscem, kędy Pan przebywa. A dobry to sąsiad i tak wielkie miłosierdzie Jego. Choć więc te dusze jeszcze zostają pod wpływem rozrywek, interesów, przyjemności i marności światowych, i często jeszcze to podnoszą się z grzechu, to znowu upadają (bo tak są jadowite i natrętne te gady, wśród których jeszcze przebywają, że cudu prawie potrzeba, by w tak niebezpiecznym zostając towarzystwie, nie potknęły się kiedy i nie upadły). Pan przecież w nieskończonej dobroci swojej tak mocno pragnie, by Go miłowały i z Nim przestawały, że nie ustaje raz po raz wzywać je, aby się do Niego zbliżyły. Głos Jego zaś jest tak słodki, że biedna dusza słysząc go trapi się niepocieszona, iż nie zdoła spełnić natychmiast tego, do czego ją wzywa. Tak więc cierpi więcej – jak mówiłam – niż gdyby wcale nie słyszała tego głosu Pańskiego.
3. Nie mówię, by te głosy i wezwania były z rodzaju tych, o których będzie niżej. Tutaj wezwania Boże dochodzą do duszy za pośrednictwem rzeczy zewnętrznych: słowo jakie z ust człowieka cnotliwego, kazanie słyszane, czytanie pobożne, te i wiele innych rzeczy, o których nieraz słyszałyście, są środkami, przez które Bóg zwykł wzywać dusze do siebie; mogą być jeszcze choroby i utrapienia, albo zwłaszcza prawda jaka jaśniej poznana i głębiej odczuta w chwili rozmyślania. Bo jakkolwiek by słabym jeszcze i nieudolnym był sposób odbywania modlitwy wewnętrznej, rzecz sama zawsze ma wielką wagę u Boga. Przeto i wy, siostry, nie ważcie sobie lekko tej pierwszej łaski ani się zbytnio nie smućcie, jeślibyście nie mogły zaraz odpowiedzieć wezwaniu Pańskiemu. Bóg jest cierpliwy, umie czekać długie dni, owszem i lata cale, zwłaszcza gdy widzi wytrwałość i dobre pragnienia. Wytrwałości tu przede wszystkim potrzeba, z nią niezawodnie odniesiemy korzyść. Ale straszliwa jest wojna, jaką tu na różne sposoby przeprowadza diabeł, z większym, niż w mieszkaniu pierwszym, udręczeniem duszy. Tam ona była jakby głuchoniema albo przynajmniej mało co słyszała, a jeszcze mniej się opierała, jak kiedy to prawie całkiem już straci nadzieję w możność zwycięstwa. Ale tu zrozumienie jest żywsze i władze swobodniejsze, a pociski i strzały są takie, że dusza nie może ich nie słyszeć. Tutaj to czart owe gady jadowite, jakimi są rzeczy tego świata i uciechy jego, tak powabnie jej przedstawia, jakby wiecznie trwać miały: i szacunek, i wziętość, jakich tam używała, i wspomnienia krewnych i przyjaciół, zgubne dla zdrowia skutki pokuty i umartwień (do których dusza, skoro wstąpi w to drugie mieszkanie, zawsze pewien pociąg uczuwa), i mnóstwo innych tego rodzaju przeszkód.
4. O Jezu! W jakiż to odmęt, w jakie udręczenie wtrąca tu zły duch biedną duszę, tak iż sama nie wie, co począć, czy iść naprzód, czy też do pierwszego mieszkania zawrócić. Ale z drugiej strony, rozum odkrywa przed nią te zdrady diabelskie, ukazując jej, jako wszystkie te powaby świata niczym są w porównaniu z tą szczęśliwością, do której ona dąży. Wiara objawia jej, kto jest Ten, który jej tę szczęśliwość gotuje. Pamięć jej stawia przed oczy, jaki jest koniec wszystkich tych rzeczy ziemskich, przypominając jej tylu pozornie szczęśliwych według świata, którzy jakiś czas cieszyli się obfitością dóbr jego, a potem umarli; jak niejednego z nich śmierć nagła znienacka zaskoczyła; jak prędko przebrzmiała u ludzi pamięć ich; jak niejeden z tych, których znała opływających we wszelkie pomyślności doczesne, dziś leży pochowany w ziemi, deptany nogami przechodniów, bo i sama może nieraz po ich grobach stąpała, a ciała ich tam złożone stały się pastwą robactwa; takie i wiele innych podobnych wspomnień nasuwa jej pamięć. A wola jej skłania się do umiłowania Tego, od którego otrzymała tyle niezliczonych darów i dowodów miłości, i rada by Mu choć czymkolwiek za nie się odpłacić. Szczególnie wzrusza ją to, że ten prawdziwy miłośnik nigdy jej nie opuszcza, wszędzie jej towarzyszy, byt i życie jej dając. Wreszcie i rozum znowu przychodzi do wniosku i przekonywa ją, że chociażby żyła najdłuższe lata, nigdy i nigdzie nie znajdzie lepszego przyjaciela wskazuje jej, że wszystek świat pełen jest fałszu i kłamstwa, a uciechy, którymi nęci ją diabeł, są jednym nieustającym źródłem trosk, utrapień i przeciwności; że również poza tą twierdzą nigdzie, z wszelką pewnością, nie znajdzie dla siebie bezpieczeństwa ani pokoju. Powinna więc już nie błąkać się i nie szukać po domach cudzych, kiedy własny dom jej jest pełny bogactw, których, byleby chciała, używać może do woli; winna korzystać z takiego szczęścia swego, bo wszak nie każdemu to dano, by miał w domu swoim wszystko, czego mu potrzeba, a szczególnie, by posiadał u siebie takiego gościa, który ją chce mieć panią wszystkich dóbr Jego, byleby nie chciała sama zgubić siebie i jak on syn marnotrawny, żywić się karmą wieprzów.
5. Są to dostateczne przyczyny do odrzucania pokus złego ducha. Ale niestety. Panie i Boże mój, panujący na świecie obyczaj próżności i widok tłumów za nim idących wszystko niweczy! Taka bowiem w nas martwa wiara, że raczej wierzymy w to, czego dotykamy zmysłami, niż w to, czego ona naucza. A przecież mogliśmy się przekonać naocznie, ile rozmaitej nędzy cierpią ci, którzy żyją oddani wyłącznie tym rzeczom widomym. Ale to wszystko, wpośród czego żyjemy, tak nas zaślepia w tych rzeczach. I jak od ukąszenia żmii wszystko ciało jadem jej się zaraża i puchnie, tak tu jest z duszą każdego, kto się od tych gadów nie broni. Rzecz jasna, że duszy tak zarażonej silnych potrzeba lekarstw, aby jeszcze wyzdrowiała i miłosierdzie to Boże, jeżeli od tego ukąszenia nie umrze. Rzeczywiście więc dusza ciężkie tu przechodzi utrapienia, zwłaszcza gdy diabeł widzi, że z charakteru i woli należy do tych, którzy chcą iść naprzód, wtedy już wytęża wszystkie piekielne siły swoje, aby się cofnęła lub całkiem twierdzę opuściła.
6. O Panie mój! jakże bardzo tu potrzebna jest pomoc Twoja, bez której nic uczynić nie może! Nie dopuszczaj tego przez wielkie miłosierdzie Twoje, by dusza ta uległa oszukaniu diabelskiemu i rozpoczętego dzieła zaniechała. Użycz jej światła, aby widziała, że w tym postępie ku rzeczom wyższym jest wszystko dobro jej i by zerwała ze złym towarzystwem. Niezmierny będzie dla niej pożytek z przestawania z duszami idącymi drogą życia wewnętrznego, nie tylko z tymi, które przebywają jeszcze w tym samym, co i ona, mieszkaniu, ale i z takimi, które już postąpiły do wnętrza. Wielką jej te dusze będą pomocą do postępu w dobrym i taka się może między nią a nimi wywiązać bliska zażyłość, że w końcu ją za sobą do dalszych mieszkań pociągną. Zawsze przed tym przestrzegam, aby się nie dała zwyciężyć, jeśli bowiem diabeł spotka się w niej z wielkim i mocnym postanowieniem utracenia raczej życia, spokoju i wszystkiego, co jej ofiaruje, niżby miała cofnąć się na powrót do pierwszego mieszkania, daleko prędzej da jej za wygraną i dalszych napaści zaniecha. Niech się okaże jako żołnierz waleczny, a nie jako oni, którzy nie pamiętam pod czyją wodzą idąc do boju, brzuchem się kładli nad brzegiem strumienia, dla ugaszenia pragnienia swego. Niech się przygotuje na to, że idzie stawić czoło wszystkiemu wojsku diabelskiemu i że do tej walki nie ma dzielniejszego oręża nad krzyż.
7. Nieraz już o tym mówiłam, ale tak ważna to przestroga, że nie mogę nie powtórzyć jej tutaj. Chodzi mianowicie o to, aby przystępujący do tej sprawy świętej nie myśleli o pociechach; byłby to bardzo niski sposób wszczynania pracy około wznoszenia takiej wielkiej i kosztownej budowy, owszem, byłoby to budowanie na piasku i dom taki, zaczęty bez fundamentu, musiałby upaść i rozsypać się w gruzy. Trzeba więc być przygotowanym na to, że nigdy tu nie zabraknie smutków i pokus. Nie w tych bowiem pierwszych mieszkaniach jest miejsce, kędy się zbiera mannę z nieba; miejsce to leży dalej, w mieszkaniach wewnętrznych, gdzie już dusza znajduje smak i słodkość we wszystkim, czego pragnie i chce, bo niczego nie chce, tylko tego, czego Bóg sam chce. Zabawna to rzecz, że tak od razu, nosząc w sobie jeszcze niezliczone niedoskonałości i cnoty tak wątłe, że się jeszcze nie trzymają na nogach, bo ledwo poczynają wyrastać, a dałby Bóg, by już naprawdę poczynały, mamy śmiałość żądać pociech na modlitwie i żalić się na oschłości! Oby was to nigdy nie spotkało, siostry! Chwyćcie się oburącz tego krzyża, który na świętych barkach swoich nosił Oblubieniec wasz i powiedzcie sobie, że to ma być wasz sztandar. Która więc zdolna jest cierpieć, niechaj cierpi dla Niego, a tym większą otrzyma zapłatę. Wszystko inne to tylko dodatek, za który, jeśli Pan zechce wam go użyczyć, dziękujcie Mu zawsze.
8. Powiecie może, że skoro jesteście gotowe do znoszenia cierpień zewnętrznych – wolno wam spodziewać się od Boga pociech wewnętrznych.- Ale Bóg w nieskończonej mądrości swojej lepiej wie, co nam pożyteczno i nie do nas należy wskazywać Mu, co i kiedy ma nam dawać i na takie nalegania nasze słusznie nam może odpowiedzieć, że “nie wiemy, o co prosimy”. Wszystek wysiłek początkującego oddawać się modlitwie do tego zmierzać powinien (a nie zapominajcie, że jest to bardzo ważne), by z wszelką pilnością, na jaką zdoła się zdobyć, nad tym pracował i o to z całą gotowością się starał, by wola jego stała się zgodna z wolą Bożą. Upewniam was, że na tym – jak to jeszcze później objaśnię – zasadza się wszystka najwyższa doskonałość, jaką na drodze życia duchowego osiągnąć zdołamy. Im doskonalej kto tego warunku dopełni, tym większe dary otrzyma od Pana, tym dalej na tej drodze postąpi. Nie sądźcie, by do tego postępu potrzeba było jakiej nadzwyczajnej mądrości, jakich tajemnych, mało komu znanych sposobów, gdyż wszystko dobro nasze w tym właśnie się kryje. Lecz jeśli z samego początku błędny obieramy kierunek, jeśli na samym wstępie chcemy, by Pan czynił wolę naszą i prowadził nas tak jak nam się podoba, jakąż moc i trwałość może mieć budowanie nasze? Starajmy się czynić, co jest w naszej mocy i brońmy się od tych gadów zjadliwych, gdyż Pan nieraz sam tego chce i dopuszcza, by nas napastowały i trapiły złe myśli, roztargnienia i oschłości tak natarczywe, że im się opędzić trudno; nieraz nawet dopuszcza tym żmijom ukąsić nas, abyśmy tym pilniej czuwali na przyszłość i aby nas doświadczył, czy szczerze nam żal, żeśmy Go obrazili.
9. Choćby więc nieraz zdarzyło się wam upaść, nie traćcie odwagi do dążenia naprzód, bo i te upadki wasze obróci Bóg na pożytek duszy, podobnie jak aptekarz, zalecający swój antydot, sam pierwej, na dowód skuteczności jego, kosztuje trucizny. Choćbyśmy skądinąd nie znali nędzy naszej i szkód, jakie przynosi rozproszenie, to sama już walka, jaką staczać z sobą musimy dla skupienia się wewnętrznie, dostatecznym byłaby tej nędzy naszej dowodem. Cóż może być nieszczęśliwszego nad to, gdy człowiek staje się wygnańcem z własnej duszy swojej? Gdzie możemy jeszcze spodziewać się pokoju, jeśli go w domu własnym znaleźć nie możemy? Same nawet władze duszy, te najbliższe i najprawdziwsze przyjaciółki, z którymi, choćbyśmy i nie chcieli, żyć musimy, wojnę nam wydają, jakby mszcząc się za to, co od grzechów i złych nałogów naszych ucierpiały. Pokój, pokój, siostry moje! Słowo to Pana naszego, którym tyle razy pozdrawiał Apostołów swoich. Ale wierzcie mi, że jeśli pokoju tego nie mamy i nie staramy się posiąść go w domu własnym, daremnie szukalibyśmy go poza domem. O, niech już będzie koniec tej wojnie! Na tę krew, którą za nas wylał Syn Boży, proszę o to wszystkich: i tych, którzy nie pomyśleli jeszcze o wejściu w siebie i tych, którzy już tę dobrą sprawę rozpoczęli, by przez obawę trudu i walki nie cofali się wstecz. Niech pomną, że gorsza od choroby jest recydywa, bo z choroby się powstaje, recydywa najczęściej zabija. Niech nie ufają w siłę własną i wszystką ufność swoją położą w miłosierdziu Boga, a zobaczą, jak boska łaskawość Jego będzie ich przenosiła z mieszkania do mieszkania, coraz bliżej do wnętrza i wprowadzi ich do ziemi, kędy srogie owe zwierzęta nie będą mogły dosięgnąć ich i dręczyć, ale oni raczej będą je mieli pod nogami swymi i śmiać się będą z bezsilnej ich złości; szczęśliwość zaś ich już i w tym życiu będzie tak wielka, jakiej serce ludzkie nawet i zapragnąć nie zdoła.
10. Jak się macie zachowywać w tych trwogach i zamieszaniach, jakie tu diabeł wznieca, w jaki sposób macie wszczynać pracę nad zebraniem się w duchu, nie gwałtownie, ale cicho i spokojnie, aby praca ta mogła być ciągła, o tym tu mówić nie będę, bo – jak wspomniałam na początku – w innych księgach dla was pisanych obszerne w tym przedmiocie dałam wam objaśnienia. To tylko tu dodam, że wielką w tej pracy wewnętrznej pomocą może wam być – zdaniem moim – szukanie rady u osób w życiu duchowym już doświadczonych. Tak na przykład, gdy nieodzowne zajęcia zewnętrzne zmuszą was do wyjścia z waszej samotności wewnętrznej, może wam się zdawać, że wszystek owoc waszej pracy będzie stracony. Ponieważ jednak nie zaniechałyście trudu, Pan i to chwilowe roztargnienie obróci wam na pożytek, chociażbyście nie miały nikogo, kto by was uczył. Ale pracy tej, i to wytrwałej, koniecznie potrzeba, bo gdy umysł ulegnie roztargnieniu i zabłąka się wśród rzeczy zewnętrznych, nie ma na to innej rady, jeno znów zacząć od początku i znowu zebrać myśli rozproszone; inaczej rozproszenie z każdym dniem coraz bardziej będzie się wzmagało, a poziom duszy z każdym dniem (s.250) będzie się coraz głębiej obniżał. Daj Boże, by każda, o ile ta przestroga do niej się odnosi, dobrze ją zrozumiała!
11. Ale może tu która pomyśli sobie: jeśli cofanie się wstecz tak wielką jest szkodą, tedy lepiej wcale nie zaczynać i zgoła do twierdzy nie wchodzić. – Mówiłam wam na początku, i sam Pan to mówi, że “kto miłuje niebezpieczeństwo, w nim zginie”, i że bramą, którą się wchodzi do tej twierdzy, jest modlitwa. Byłoby zaś nierozumem, gdyby kto sądził, że może wnijść do nieba, nie wszedłszy naprzód w siebie, aby poznać siebie samego i zastanowić się nad nędzą własną i nad tym, co winien jest Bogu i błagać ustawicznie miłosierdzie Jego. Sam Pan bowiem mówi: “Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej, jak tylko przeze Mnie”; nie wiem, czy przytaczam dosłownie, ale zdaje mi się, że tak. I jeszcze: “Kto zobaczył Mnie, zobaczył także Ojca”. Kto by więc nigdy nań nie spojrzał i nie zastanawiał się nad tym, ile Mu zawdzięcza, i nad tą śmiercią, którą On za nas poniósł, ten nie wiem, jakim sposobem mógłby Go znać i służyć Mu pełnieniem dobrych uczynków. Bo wiara bez uczynków i uczynki, jeśli nie są złączone z zasługami Jezusa Chrystusa, najwyższego dobra naszego, jaką mogą mieć wartość? Wreszcie, jakim sposobem zdołamy pobudzić siebie do miłości tego Pana, jeślibyśmy nigdy tych rzeczy nie rozważali?
Niechaj Pan użyczy nam łaski, byśmy zrozumieli, jak drogo Go kosztujemy, i że nie jest sługa nad Pana swego, a dla osiągnięcia chwały Jego potrzeba na nią pracować, zaś chcąc pracować ze skutkiem, potrzeba się modlić ustawicznie, abyśmy nie popadli w pokuszenie.