Twierdza wewnętrzna - Strona 21 z 30 - Dumanie.pl - blog osobisty | o. Mariusz Wójtowicz OCD

Twierdza wewnętrzna

parallax background

 

Rozdział VII



Opowiada, w jaki sposób dusze, łaskami wyżej opisanymi od Boga obdarzone, boleją i żalem się kruszą na wspomnienie swoich grzechów. – Jak wielki to błąd, nie ćwiczyć się, choćby kto był już wysoko, w pamięci na człowieczeństwo Pana i Zbawiciela naszego Jezusa Chrystusa, na Jego Mękę i życie, i na Jego chwalebną Matkę i świętych. – Jakie nieocenione z tej pamięci płyną dla duszy korzyści.

1. Może wam się będzie zdawało, siostry (tym mianowicie, które nigdy jeszcze tych łask nie dostąpiły, tak się zdawać może, bo które już cieszyły się tymi darami prawdziwymi, te rozumieją, o czym tu chcę mówić), że te dusze, którym Pan w tak niewypowiedzianie bliski sposób udziela siebie, bezpieczne są i pewne, iż Go już posiadają na zawsze, za czym już i nie mają czego się lękać, ani grzechów swoich opłakiwać. W wielkim byłybyście błędzie tak sądząc, gdyż żal za grzechy tym wyżej rośnie, im większe łaski dusza od Boga otrzymuje. Jest to ból, który, sądzę, że nigdy nas nie opuści, póki nie znajdziemy się tam, gdzie nic już boleć nie może.

2. Prawda, że ból ten w różnych czasach żywiej lub mniej żywo dojmuje, a także tutaj w inny niż zwykle sposób się objawia. Dusza tu nie myśli o karach, na które za grzechy swoje zasłużyła; to tylko ją boli, że tak była niewdzięczna Temu, któremu tyle zawdzięcza i który tak jest godzien tego, by Mu wszystko stworzenie Jego służyło. Tym głębiej boleje nad tą niewdzięcznością swoją, im jaśniej w świetle tych wielkich rzeczy, których Pan jej użycza, staje jej na oczy boska wielmożność Jego. Zdumiewa się, przerażona, nad niepojętą zuchwałością swoją; płacze nad zaślepieniem swoim, że Boga, nieskończonej czci godnego, tak sobie lekceważyła; tak wielce nierozumną przedstawia jej się głupota jej, że utulić się z żalu nie może, zwłaszcza gdy wspomni, dla jakich to nędznych i niskich rzeczy ważyła się wzgardzić takim wysokim Majestatem. Żywiej stoją jej przed oczyma te grzechy jej, niż wszystkie łaski, które otrzymuje. Łaski te i następne, które w dalszym ciągu opiszę, niewypowiedzianie są wielkie, ale spływają na nią na kształt bystrej rzeki, w pewnych czasach tylko. Grzechy zaś są jakby kałuża błota, którą wciąż ma przed oczyma i ustawicznie w pamięci jej się odnawiają. Jest to doprawdy krzyż nielekki.

3. Znam jedną osobę, która tęsknie pragnęła śmierci, nie dla samego tylko widzenia Boga, ale i dla uwolnienia się od tego nieustannego, jaki w sobie nosiła bólu, iż tak była niewdzięczna Temu, któremu tyle była i będzie winna. Miała to o sobie przekonanie, że na całym świecie nie znajdzie się taki grzesznik, który by jej w niegodziwości dorównał, bo nie ma na całym świecie takiego, nad którym by Bóg tak wielką, jak nad nią, cierpliwość i hojność okazał. Co do bojaźni piekła, tej tu nie znają. Czasem tylko, ale rzadko, bardzo je dręczy obawa postradania Boga. Wszystka ich bojaźń do tego jedynie się ściąga, by Bóg nie wypuścił ich kiedy z rąk swoich i by Go już nigdy nie obraziły i nie wróciły do tego stanu nędzy duchowej, w jakim przedtem żyły. O własną w przyszłym życiu mękę czy chwalę się nie troszczą. A jeśli pragną dla siebie niedługiego zatrzymania w czyśćcu, nie tyle im chodzi o skrócenie kar, które tam cierpieć będą, ile raczej o to, by nie były długo oddalone od Boga.

4. Jakkolwiek by zresztą dusza opływała we wszelkie najwyższe łaski od Boga, nie sądzę, by kiedy mogło być dobrze ‘ dla niej puścić w niepamięć nędzny stan, w jakim dawniej zostawała. Przykre to wspomnienie, ale z wielu względów bardzo pożyteczne. Chociaż może to mnie tylko tak się zdaje i dlatego, że taka byłam grzeszna, ciągle mam w pamięci grzechy moje. Inne, cnotliwsze ode mnie, nie mają może za co żałować, choć dopóki żyjemy w tym śmiertelnym ciele, nikt chyba nie zdoła uchronić się całkiem od zmazy. Ufność i pamięć na to, że Pan nasz już odpuścił i w niepamięć podał grzechy nasze, żadnej temu bólowi nie przynosi ulgi, raczej mu nowej jeszcze dodaje siły na wspomnienie takiej niewyczerpanej dobroci, łaskami obsypującej niegodne stworzenie, któremu się tylko piekło należy. Świadomość ta, tak sobie wyobrażam, dla takiego świętego Piotra, dla takiej świętej Magdaleny, prawdziwym musiała być męczeństwem. Przy takiej bowiem żarliwej miłości, jaką oboje ci Święci pałali, przy tylu łaskach najwyższych, przy takim jasnym poznaniu, jakie mieli o wielkości i wielmożności Boga, pamięć na dawne grzechy srogim snadź żalem krajała im serce i najtkliwszą je skruchą przenikała.

5. Może też która z was pomyśli sobie, że dusza, ciesząca się posiadaniem łask tak wysokich, nie będzie już się zajmowała rozmyślaniem o tajemnicach najświętszego Człowieczeństwa Pana naszego, ale cała będzie oddana ćwiczeniu się w miłości.- Jest to przedmiot, o którym szeroko pisałam na innym miejscu. Niektórzy wprawdzie mocno mię za to zganili dowodząc, że nie rozumiem tych rzeczy, że różne są drogi, którymi Pan dusze prowadzi, a zatem dusza, która przebywszy już pierwsze początki i postąpiła wyżej, powinna zajmować się wyłącznie tajemnicami Bóstwa samego, a wystrzegać się myśli o rzeczach cielesnych. Mnie jednak wszystkie te ich dowodzenia nie zdołały przekonać, by droga przez nich zalecana była dobra. Może być, że się mylę, może też w słowach tylko się różnimy, a w gruncie rzeczy i oni i ja mówimy toż samo. Ale doświadczyłam na sobie, że czart próbował tą drogą wyprowadzić mię w pole. Własnym więc kosztem nauczona, choć o tym już niejednokrotnie mówiłam, chcę tu raz jeszcze to powtórzyć, abyście miały ostrzeżenie, jak pilnie powinnyście w tym punkcie mieć się na baczności, owszem, nie wierzcie temu, kto by was chciał uczyć inaczej. Postaram się tu dokładniej, niż to tam uczyniłam, wyrazić myśl moją. Kto zaś utrzymuje przeciwnie, (s.376) jeśli w piśmie zechce szerzej i jaśniej rozwinąć zdanie swoje, może się okaże, że ma słuszność, ale tak pobieżnie i w krótkich słowach tylko zbywając rzecz tak wzniosłą i ważną, łatwo może takim, jak my, mało oświeconym niemałą wyrządzić szkodę.

6. Będzie się więc zdawało niejednej duszy, że nie powinna rozmyślać o Męce Pańskiej; tym bardziej zatem nie powinna rozmyślać o życiu Najświętszej Panny i Świętych, choć pamięć o nich tak wielką nam przynosi pociechę i zachętę do dobrego. Przyznaję, że nie mogę pojąć, jak oni uzasadniają swoje pojęcia. Nic wspólnego nie mieć z ciałem i z żadną rzeczą cielesną, wiecznie płonąć jednym nieprzerwanym nigdy zapałem miłości, to rzecz duchów niebieskich. Ale nam, żyjącym w ciele śmiertelnym, potrzeba obcować ze Świętymi i żyć duchem w ich społeczności, i rozważać te wielkie bohaterskie czyny, które oni dla miłości Boga spełnili. Jakże więc daleko bardziej jeszcze nie godzi się nam odwracać rozmyślnie od tego najświętszego Człowieczeństwa Pana naszego Jezusa Chrystusa, które jest wszystkim dobrem naszym i niezawodnym na wszelkie nędze nasze lekarstwem. Doprawdy, niepodobna mi przypuścić, by która dusza pobożna zdolna była tak się świadomie i rozmyślnie oddalić od wcielonego Boga swego, a którzy tak radzą, ci chyba sami nie wiedzą, co mówią i szkodę wielką i samym sobie, i drugim wyrządzają. Za to przynajmniej ręczę, że tacy nie wejdą do tych ostatnich dwu mieszkań, bo opuściwszy przewodnika, którym jest Jezus najsłodszy, jakże mogą iść naprzód? Wielkie to już szczęście, jeśli choć w dalszych mieszkaniach zdołają bezpiecznie się utrzymać. Sam Pan nam mówi, że On jest drogą, i również mówi, że On jest światłością, i że nikt nie przychodzi do Ojca, jeno przez Niego, i że “kto ujrzał Jego, ujrzał i Ojca”. Może mi kto zarzuci, że słowa te mają się rozumieć w innym znaczeniu. O innych znaczeniach nic nie wiem; znam tylko to, które zawsze czułam w głębi duszy, że jest prawdziwe i zawsze mi bardzo z nim było dobrze.

7. Są dusze – i niejedna z nich z tym mi się zwierzała – że gdy je Pan podniesie do tego stanu doskonałej kontemplacji, chciałyby już na zawsze w nim pozostać. To być nie może. Ale to prawda, że po otrzymaniu tej łaski pewna w nich następuje zmiana, że mianowicie nie potrafią już, jak przedtem, rozumem rozmyślać o tajemnicach życia i Męki Chrystusowej. Skąd to pochodzi, tego dobrze nie wiem, ale najczęściej tak bywa, że po takich łaskach i widzeniach nadprzyrodzonych rozum staje się mniej sposobny do rozmyślania. A ponieważ rozmyślanie całe zasadza się na szukaniu Boga, więc gdy dusza Go znajdzie i nawyknie do szukania Go wciąż na nowo samą tylko wolą, już nie chce i nie potrzebuje zadawać sobie trudu szukania Go jeszcze rozumem. Może też, jak mnie się zdaje, skutkiem rozpłomienienia woli, szlachetna ta władza chce już działać sama i obchodzić się, jeśli może, bez pomocy tamtej. Nic by w tym nie było złego, ale będzie to rzecz niemożliwa, zwłaszcza dla duszy, która jeszcze nie doszła do tych dwu mieszkań ostatnich; najczęściej skończy się na daremnym traceniu czasu, bo bardzo często, chcąc zagrzać wolę, dusza potrzebuje wezwać na pomoc rozum.

8. Zważcie to dobrze, siostry, że jest to punkt bardzo ważny, dlatego też bliżej jeszcze chcę go wam objaśnić. Choćby dusza pragnęła całkiem i wyłącznie oddać się miłości, o niczym więcej myśleć nie chcąc, nie potrafi przecież tego okazać. Dlaczego? Bo choć wola nie zamarła, ale przymiera w niej ogień, który zwykł ją zapalać, potrzeba więc, by go kto rozdmuchał, aby znowu buchnął płomieniem. Czy byłoby to dobrze, gdyby dusza w tej posusze wewnętrznej czekała z założonymi rękoma, ażeby ogień zstąpił z nieba i pochłonął tę ofiarę, którą z siebie chce uczynić Bogu, jak to niegdyś uczynił święty nasz Ojciec Eliasz? Niekoniecznie, bo niedobrze jest czekać cudów od Boga. Pan sam, jak mówiłam i bliżej jeszcze objaśnię, czyni, gdy zechce, cuda dla tej duszy. Chce jednak także, byśmy pamiętali na nędzę naszą i że nie jesteśmy godni takiej cudownej od Niego pomocy, byśmy zatem sami sobie pomagali, jak możemy. I mam to przekonanie, że jakkolwiek byśmy wysoki już stopień modlitwy osiągnęli, zawsze to nam będzie potrzebne.

9. Prawda, że kogo Pan już dopuści do mieszkania siódmego, ten, z powodów, które, jeśli mię pamięć nie zawiedzie, w swoim miejscu objaśnię, rzadko kiedy jeszcze, albo może i nigdy, nie będzie potrzebował uciekać się do tej pracy rozumu. Ale tam dusza, niewypowiedzianym sposobem z Chrystusem Panem złączona, nigdy nie odchodzi od boku Jego i Pan, wedle Bóstwa zarazem i Człowieczeństwa swego, do nieustającej ją dopuszcza z sobą społeczności.

Gdy więc ogień on, o którym mówiłam, w woli nie płonie, gdy dusza nie czuje w sobie obecności Boga, wtedy potrzeba i Pan sam tego żąda, by za przykładem oblubienicy w Pieśni nad pieśniami szukała Go dusza i pytała stworzeń o Tego, który je stworzył – jak tego nas uczy i święty Augustyn w Rozmyślaniach czyli w Wyznaniach swoich. – Nie możemy zaś siedzieć z rękoma założonymi, niemądrze czas tracąc na oczekiwaniu, aż znowu przyjdzie ta łaska doskonałej kontemplacji, którą raz otrzymaliśmy. Powtórzenia tej łaski, zwłaszcza w początkach, może Pan przez cały rok, a nawet przez kilka lat odmówić. On w boskiej mądrości swojej wie dlaczego, nam pytać o przyczynę ani potrzeba, ani pożyteczne. Wiemy, jaką drogą nam iść trzeba, aby spodobać się Bogu; jest to droga przykazań i rad Jego. Tą drogą idźmy z wszelką, na jaką nas stać pilnością, rozpamiętywając przy tym życie i śmierć Zbawiciela i jako wiele jesteśmy Mu dłużni, reszta zaś sama przyjdzie, gdy Pan zechce.

10. Tu będzie w swoim miejscu odpowiedź na zarzut niektórych, utrzymujących, że nie potrafią zatrzymać umysłu na takich rozmyślaniach; i po tym, co mówiłam wyżej, być może, że z pewnego względu mają słuszność. Wiecie, że co innego jest rozmyślać rozumem, a co innego przedstawiać rozumowi dane prawdy, obecne w pamięci. Ale może mi tu powie która, że nie rozumie tego, co mówię. Moja to wina, snadź sama dość jasno rzeczy nie rozumiem, skoro nie umiem jej zrozumiale wyrazić; wszakże postaram się objaśnić ją jak potrafię. Rozmyślaniem nazywam dłuższe nad daną prawdą zastanawianie się rozumem, co odbywa się w sposób następujący. Zaczynamy rozmyślać nad nieogarnioną wielkością łaski, jaką Bóg nam uczynił dając nam jednorodzonego Syna swego; po czym, postępując dalej, przechodzimy w myśli wszystkie tajemnice boskiego życia Jego. Albo też zaczynamy od modlitwy w Ogrójcu, i rozum, z tego punktu wychodząc, idzie za Panem bolesną drogą, aż do zawieszenia Jego na krzyżu. Albo jeszcze bierzemy jaki fragment Męki Pańskiej, na przykład pojmanie Pana Jezusa, i przedstawiając sobie wszystkie szczegóły tej tajemnicy, zdradę Judasza, ucieczkę Apostołów i tak dalej, zastanawiamy się nad uwagami, które one nam nastręczają, nad uczuciami, które w nas wzbudzają. Jest to doskonały sposób modlitwy i wielka z niego dla duszy zasługa.

11. Wszakże od tego sposobu rozmyślania, słusznie poniekąd – jak mówiłam – mogą się wymawiać niemożnością dusze, które doszły już do wyższego stopnia modlitwy, które Bóg podniósł do stanu widzeń nadprzyrodzonych i kontemplacji doskonałej. Jaka tego przyczyna, tego, powtarzam, nie wiem; ale rzeczywiście tak jest, że tego rodzaju dusze rozumem rozmyślać najczęściej nie są zdolne. Lecz żadną miarą taka dusza nie miałaby słuszności, gdyby utrzymywała, że nie zdoła zupełnie zatrzymywać się przy tych tajemnicach, ani mieć je czasem w pamięci, a przynajmniej w czasach, kiedy Kościół pamiątkę ich obchodzi. Nie może być, by dusza, tak hojnie od Boga obdarzona, zdołała w takie szczególne dni wypuścić z pamięci te najdroższe dowody miłości, jakie Pan jej daje w tych tajemnicach. Są to przecież jakby żywe iskry, coraz mocniej podniecające w niej ogień miłości. Tylko że dusza nie poznaje już tych tajemnic rozumowaniem; poznaje je w sposób doskonalszy. Tak ma nimi umysł przeniknięty, tak je nosi głęboko wyryte w pamięci, że jedno wejrzenie sercem na przykład na Pana, leżącego twarzą na ziemi w Ogrójcu, i na ów straszliwy Jego pot dość jej daje zajęcia i pożywienia nie na jedną godzinę, ale na cale dni. Jednym prostym wejrzeniem widzi nieskończoną wielkość i świętość Pana w tym dobrowolnym dla nas Jego poniżeniu i całą brzydkość naszej niewdzięczności, jaką Mu za taką miłość Jego i takie dla nas Jego cierpienie odpłaciliśmy. Za czym zaraz i wola, choć bez tkliwych uczuć, zapala się pragnieniem wywdzięczenia się w czymkolwiek za taką wielką łaskę i żądzą ucierpienia coś niecoś dla Tego, który dla niej tak srodze cierpiał; takimi i tym podobnymi rzeczami umysł swój i pamięć zajmuje. Dlatego więc dusza taka nie potrafi już rozumem rozmyślać o Męce Pańskiej, i wobec tej niemożności zdaje jej się, że i myśleć o niej nie może.

12. Jeśli zaś istotnie na nią nie pamięta, dobrze jej będzie postarać się, aby pamiętała. Żaden najwyższy sposób modlitwy, pewna tego jestem, nie stanie jej w tym na przeszkodzie, a niemałą, zdaniem moim, miałaby szkodę, gdyby zaniechała jak najczęstszego ćwiczenia się w tym. Co innego, jeśli spodoba się Panu zesłać na nią zachwycenie; wtedy już rozmyślać nie zdoła, choćby chciała. Ale w takim razie, poddanie się bez oporu porywającej ją sile, żadną nie będzie dla niej przeszkodą, będzie jej, owszem, pomocą do wszystkiego dobrego. Przeszkodę raczej sama kładłaby sobie, gdyby w takim stanie siliła się jeszcze na takie, jak mówiłam wyżej, rozmyślanie rozumem, do którego, zdaniem moim, dusza na ten stopień wyniesiona nie jest zdolna. Może zresztą być, że która potrafi, bo różne i niezliczone drogi, którymi Bóg dusze prowadzi. Ale nie potępiajmy przynajmniej tych, które tą drogą iść nie mogą i nie odsądzajmy ich za to od możności korzystania z tych niewypowiedzianych skarbów, jakie się zamykają w tajemnicach życia i śmierci najwyższego dobra naszego. Pana naszego Jezusa Chrystusa. Nikt we mnie nie wmówi, choćby najbardziej uduchowiony, by zaniechanie tych skarbów mogło wyjść na dobre.

13. Są dusze, które w początkach albo w dalszych już postępach duchowego życia, gdy dojdą albo dochodzić zaczną do modlitwy odpocznienia i zakosztują rozkoszy i smaków, jakich Pan im w tym stanie użycza, wyobrażają sobie, że byłoby to najwyższym dla nich szczęściem, gdyby mogły w tym stanie pozostać na zawsze i bez przerwy używać tych rozkoszy. Takim radzę – jak o tym już mówiłam – niech się tak bardzo nie oddają temu upojeniu. Życie jest długie i sporo w nim różnych utrapień. I abyśmy je umieli znosić jak należy, potrzeba nam zapatrywać się na wzór nasz, Chrystusa, jak On je znosił, jak je za przykładem Jego znosili apostołowie i święci. Dobrze jest być z najsłodszym Jezusem i z Najświętszą Matką Jego; nie odłączajmyż się od tego towarzystwa tak dobrego, że nie masz nad nie lepszego. Bardzo nam rad jest Boski nasz Zbawiciel, gdy przychodzimy do Niego rozważać i sercem podzielać bóle i cierpienia Jego, chociażby z wyrzeczeniem się własnych pociech i smaków naszych. Tym bardziej, że wszak wiemy o tym, córki, iż pociechy nie tak często przychodzą na modlitwie i nie trwają ustawicznie, więc zawsze będzie czas i na jedno, i na drugie. Która by zaś dowodziła, że pociechy u niej są ciągłe, że zatem nigdy nie ma możności zastanowienia się nad tajemnicami Męki Chrystusowej, takiej stan uważałabym za podejrzany i radziłabym jej, aby go sama miała w podejrzeniu i ze wszystkich sił starała się z niego wytrzeźwieć. Jeśli zaś własne siły jej nie starczą, niech się uda do przeoryszy i prosi o naznaczenie jej takiego obowiązku, który by ją zmuszał do ciągłej pilności i uwagi i tym sposobem grożące jej niebezpieczeństwo zażegnał. Bo rzeczywiście niebezpieczeństwo, gdyby stan taki się przedłużał, grozi tu wielkie, szczególnie pod względem czystości serca i porządku w głowie.

14. Sądzę, że dostatecznie wykazałam, jak wielka i rażąca byłaby to niewłaściwość, gdyby dusza, choćby najwyżej uduchowiona, tak chciała stronić od wszelkiej myśli o rzeczach (s.382) cielesnych, by nawet pamięć o najświętszym Człowieczeństwie wydawała się jej szkodliwa. Powołują się tu na słowa, które Pan mówił do uczniów, że lepiej, aby odszedł. Przyznam się, że takiego argumentu znieść nie mogę. Z pewnością nie powiedział Pan tych słów do swojej Najświętszej Matki. Wiedział bowiem, że mocna jest w wierze, że w Jego osobie czci Boga i człowieka, i że choć więcej Go miłuje niż oni, przecież tak doskonała jest Jej miłość, iż Jego obecność wedle ciała nie tylko jej nie osłabia, ale owszem, coraz mocniej podnieca. Mówił zaś te słowa do apostołów dlatego, że oni wówczas nie mieli jeszcze tak mocnej wiary, jaką mieli później, a jaką i nam dziś mieć przystoi. Raz jeszcze upewniam was, córki, takie stronienie od świętego Człowieczeństwa, jakby od jakiej do nabożeństwa przeszkody, jest drogą bardzo niebezpieczną. Łatwo nią diabeł może doprowadzić aż do utraty czci i miłości najświętszego Sakramentu.

15. Zostawałam i ja w tym błędzie. Nie dochodził on wprawdzie, zdaje mi się, do tej ostatniej skrajności, zawsze jednak nie tyle, ile należało, podobałam sobie w pamięci na Pana naszego Jezusa Chrystusa, a usiłowałam utrzymywać się w onym upojeniu, czekając ponowienia się tych rozkoszy, z których ono powstało. Jasno potem poznałam, że byłam na złej drodze. W niemożności posiadania i używania zawsze tych rozkoszy, myśl moja rozpraszała się i błąkała się na wszystkie strony. Dusza moja, na podobieństwo trzepoczącej się ptaszyny, nie mającej kędy by spoczęła, traciła dużo czasu na próżno, ani w cnotach nie postępując, ani z modlitwy nie odnosząc pożytku. Nie mogłam jednak dojść, jaka by tego była przyczyna, i podobno nigdy bym nie doszła, bo zdawało mi się, że dobrze robię. Dopiero pewna osoba świątobliwa, gdym się przed nią zwierzyła i opisała jej mój sposób modlitwy, oświeciła mię. Wtedy dopiero jasno zrozumiałam, na czym mój błąd polegał. I nigdy nie przestanę żałować tego, że był w życiu moim czas, w którym nie wiedziałam tego, że trudno spodziewać się zysku, gdy się go z taką stratą szuka. Ale choćby i był jaki zysk na tej drodze, nie chcę żadnego zysku ani żadnego dobra, które by inną drogą mi przyszło, jeno przez Tego, od którego wszystko dobro pochodzi. Jemu chwała na wieki, amen.

 

Rozdział VII



Opowiada, w jaki sposób dusze, łaskami wyżej opisanymi od Boga obdarzone, boleją i żalem się kruszą na wspomnienie swoich grzechów. – Jak wielki to błąd, nie ćwiczyć się, choćby kto był już wysoko, w pamięci na człowieczeństwo Pana i Zbawiciela naszego Jezusa Chrystusa, na Jego Mękę i życie, i na Jego chwalebną Matkę i świętych. – Jakie nieocenione z tej pamięci płyną dla duszy korzyści.

1. Może wam się będzie zdawało, siostry (tym mianowicie, które nigdy jeszcze tych łask nie dostąpiły, tak się zdawać może, bo które już cieszyły się tymi darami prawdziwymi, te rozumieją, o czym tu chcę mówić), że te dusze, którym Pan w tak niewypowiedzianie bliski sposób udziela siebie, bezpieczne są i pewne, iż Go już posiadają na zawsze, za czym już i nie mają czego się lękać, ani grzechów swoich opłakiwać. W wielkim byłybyście błędzie tak sądząc, gdyż żal za grzechy tym wyżej rośnie, im większe łaski dusza od Boga otrzymuje. Jest to ból, który, sądzę, że nigdy nas nie opuści, póki nie znajdziemy się tam, gdzie nic już boleć nie może.

2. Prawda, że ból ten w różnych czasach żywiej lub mniej żywo dojmuje, a także tutaj w inny niż zwykle sposób się objawia. Dusza tu nie myśli o karach, na które za grzechy swoje zasłużyła; to tylko ją boli, że tak była niewdzięczna Temu, któremu tyle zawdzięcza i który tak jest godzien tego, by Mu wszystko stworzenie Jego służyło. Tym głębiej boleje nad tą niewdzięcznością swoją, im jaśniej w świetle tych wielkich rzeczy, których Pan jej użycza, staje jej na oczy boska wielmożność Jego. Zdumiewa się, przerażona, nad niepojętą zuchwałością swoją; płacze nad zaślepieniem swoim, że Boga, nieskończonej czci godnego, tak sobie lekceważyła; tak wielce nierozumną przedstawia jej się głupota jej, że utulić się z żalu nie może, zwłaszcza gdy wspomni, dla jakich to nędznych i niskich rzeczy ważyła się wzgardzić takim wysokim Majestatem. Żywiej stoją jej przed oczyma te grzechy jej, niż wszystkie łaski, które otrzymuje. Łaski te i następne, które w dalszym ciągu opiszę, niewypowiedzianie są wielkie, ale spływają na nią na kształt bystrej rzeki, w pewnych czasach tylko. Grzechy zaś są jakby kałuża błota, którą wciąż ma przed oczyma i ustawicznie w pamięci jej się odnawiają. Jest to doprawdy krzyż nielekki.

3. Znam jedną osobę, która tęsknie pragnęła śmierci, nie dla samego tylko widzenia Boga, ale i dla uwolnienia się od tego nieustannego, jaki w sobie nosiła bólu, iż tak była niewdzięczna Temu, któremu tyle była i będzie winna. Miała to o sobie przekonanie, że na całym świecie nie znajdzie się taki grzesznik, który by jej w niegodziwości dorównał, bo nie ma na całym świecie takiego, nad którym by Bóg tak wielką, jak nad nią, cierpliwość i hojność okazał. Co do bojaźni piekła, tej tu nie znają. Czasem tylko, ale rzadko, bardzo je dręczy obawa postradania Boga. Wszystka ich bojaźń do tego jedynie się ściąga, by Bóg nie wypuścił ich kiedy z rąk swoich i by Go już nigdy nie obraziły i nie wróciły do tego stanu nędzy duchowej, w jakim przedtem żyły. O własną w przyszłym życiu mękę czy chwalę się nie troszczą. A jeśli pragną dla siebie niedługiego zatrzymania w czyśćcu, nie tyle im chodzi o skrócenie kar, które tam cierpieć będą, ile raczej o to, by nie były długo oddalone od Boga.

4. Jakkolwiek by zresztą dusza opływała we wszelkie najwyższe łaski od Boga, nie sądzę, by kiedy mogło być dobrze ‘ dla niej puścić w niepamięć nędzny stan, w jakim dawniej zostawała. Przykre to wspomnienie, ale z wielu względów bardzo pożyteczne. Chociaż może to mnie tylko tak się zdaje i dlatego, że taka byłam grzeszna, ciągle mam w pamięci grzechy moje. Inne, cnotliwsze ode mnie, nie mają może za co żałować, choć dopóki żyjemy w tym śmiertelnym ciele, nikt chyba nie zdoła uchronić się całkiem od zmazy. Ufność i pamięć na to, że Pan nasz już odpuścił i w niepamięć podał grzechy nasze, żadnej temu bólowi nie przynosi ulgi, raczej mu nowej jeszcze dodaje siły na wspomnienie takiej niewyczerpanej dobroci, łaskami obsypującej niegodne stworzenie, któremu się tylko piekło należy. Świadomość ta, tak sobie wyobrażam, dla takiego świętego Piotra, dla takiej świętej Magdaleny, prawdziwym musiała być męczeństwem. Przy takiej bowiem żarliwej miłości, jaką oboje ci Święci pałali, przy tylu łaskach najwyższych, przy takim jasnym poznaniu, jakie mieli o wielkości i wielmożności Boga, pamięć na dawne grzechy srogim snadź żalem krajała im serce i najtkliwszą je skruchą przenikała.

5. Może też która z was pomyśli sobie, że dusza, ciesząca się posiadaniem łask tak wysokich, nie będzie już się zajmowała rozmyślaniem o tajemnicach najświętszego Człowieczeństwa Pana naszego, ale cała będzie oddana ćwiczeniu się w miłości.- Jest to przedmiot, o którym szeroko pisałam na innym miejscu. Niektórzy wprawdzie mocno mię za to zganili dowodząc, że nie rozumiem tych rzeczy, że różne są drogi, którymi Pan dusze prowadzi, a zatem dusza, która przebywszy już pierwsze początki i postąpiła wyżej, powinna zajmować się wyłącznie tajemnicami Bóstwa samego, a wystrzegać się myśli o rzeczach cielesnych. Mnie jednak wszystkie te ich dowodzenia nie zdołały przekonać, by droga przez nich zalecana była dobra. Może być, że się mylę, może też w słowach tylko się różnimy, a w gruncie rzeczy i oni i ja mówimy toż samo. Ale doświadczyłam na sobie, że czart próbował tą drogą wyprowadzić mię w pole. Własnym więc kosztem nauczona, choć o tym już niejednokrotnie mówiłam, chcę tu raz jeszcze to powtórzyć, abyście miały ostrzeżenie, jak pilnie powinnyście w tym punkcie mieć się na baczności, owszem, nie wierzcie temu, kto by was chciał uczyć inaczej. Postaram się tu dokładniej, niż to tam uczyniłam, wyrazić myśl moją. Kto zaś utrzymuje przeciwnie, (s.376) jeśli w piśmie zechce szerzej i jaśniej rozwinąć zdanie swoje, może się okaże, że ma słuszność, ale tak pobieżnie i w krótkich słowach tylko zbywając rzecz tak wzniosłą i ważną, łatwo może takim, jak my, mało oświeconym niemałą wyrządzić szkodę.

6. Będzie się więc zdawało niejednej duszy, że nie powinna rozmyślać o Męce Pańskiej; tym bardziej zatem nie powinna rozmyślać o życiu Najświętszej Panny i Świętych, choć pamięć o nich tak wielką nam przynosi pociechę i zachętę do dobrego. Przyznaję, że nie mogę pojąć, jak oni uzasadniają swoje pojęcia. Nic wspólnego nie mieć z ciałem i z żadną rzeczą cielesną, wiecznie płonąć jednym nieprzerwanym nigdy zapałem miłości, to rzecz duchów niebieskich. Ale nam, żyjącym w ciele śmiertelnym, potrzeba obcować ze Świętymi i żyć duchem w ich społeczności, i rozważać te wielkie bohaterskie czyny, które oni dla miłości Boga spełnili. Jakże więc daleko bardziej jeszcze nie godzi się nam odwracać rozmyślnie od tego najświętszego Człowieczeństwa Pana naszego Jezusa Chrystusa, które jest wszystkim dobrem naszym i niezawodnym na wszelkie nędze nasze lekarstwem. Doprawdy, niepodobna mi przypuścić, by która dusza pobożna zdolna była tak się świadomie i rozmyślnie oddalić od wcielonego Boga swego, a którzy tak radzą, ci chyba sami nie wiedzą, co mówią i szkodę wielką i samym sobie, i drugim wyrządzają. Za to przynajmniej ręczę, że tacy nie wejdą do tych ostatnich dwu mieszkań, bo opuściwszy przewodnika, którym jest Jezus najsłodszy, jakże mogą iść naprzód? Wielkie to już szczęście, jeśli choć w dalszych mieszkaniach zdołają bezpiecznie się utrzymać. Sam Pan nam mówi, że On jest drogą, i również mówi, że On jest światłością, i że nikt nie przychodzi do Ojca, jeno przez Niego, i że “kto ujrzał Jego, ujrzał i Ojca”. Może mi kto zarzuci, że słowa te mają się rozumieć w innym znaczeniu. O innych znaczeniach nic nie wiem; znam tylko to, które zawsze czułam w głębi duszy, że jest prawdziwe i zawsze mi bardzo z nim było dobrze.

7. Są dusze – i niejedna z nich z tym mi się zwierzała – że gdy je Pan podniesie do tego stanu doskonałej kontemplacji, chciałyby już na zawsze w nim pozostać. To być nie może. Ale to prawda, że po otrzymaniu tej łaski pewna w nich następuje zmiana, że mianowicie nie potrafią już, jak przedtem, rozumem rozmyślać o tajemnicach życia i Męki Chrystusowej. Skąd to pochodzi, tego dobrze nie wiem, ale najczęściej tak bywa, że po takich łaskach i widzeniach nadprzyrodzonych rozum staje się mniej sposobny do rozmyślania. A ponieważ rozmyślanie całe zasadza się na szukaniu Boga, więc gdy dusza Go znajdzie i nawyknie do szukania Go wciąż na nowo samą tylko wolą, już nie chce i nie potrzebuje zadawać sobie trudu szukania Go jeszcze rozumem. Może też, jak mnie się zdaje, skutkiem rozpłomienienia woli, szlachetna ta władza chce już działać sama i obchodzić się, jeśli może, bez pomocy tamtej. Nic by w tym nie było złego, ale będzie to rzecz niemożliwa, zwłaszcza dla duszy, która jeszcze nie doszła do tych dwu mieszkań ostatnich; najczęściej skończy się na daremnym traceniu czasu, bo bardzo często, chcąc zagrzać wolę, dusza potrzebuje wezwać na pomoc rozum.

8. Zważcie to dobrze, siostry, że jest to punkt bardzo ważny, dlatego też bliżej jeszcze chcę go wam objaśnić. Choćby dusza pragnęła całkiem i wyłącznie oddać się miłości, o niczym więcej myśleć nie chcąc, nie potrafi przecież tego okazać. Dlaczego? Bo choć wola nie zamarła, ale przymiera w niej ogień, który zwykł ją zapalać, potrzeba więc, by go kto rozdmuchał, aby znowu buchnął płomieniem. Czy byłoby to dobrze, gdyby dusza w tej posusze wewnętrznej czekała z założonymi rękoma, ażeby ogień zstąpił z nieba i pochłonął tę ofiarę, którą z siebie chce uczynić Bogu, jak to niegdyś uczynił święty nasz Ojciec Eliasz? Niekoniecznie, bo niedobrze jest czekać cudów od Boga. Pan sam, jak mówiłam i bliżej jeszcze objaśnię, czyni, gdy zechce, cuda dla tej duszy. Chce jednak także, byśmy pamiętali na nędzę naszą i że nie jesteśmy godni takiej cudownej od Niego pomocy, byśmy zatem sami sobie pomagali, jak możemy. I mam to przekonanie, że jakkolwiek byśmy wysoki już stopień modlitwy osiągnęli, zawsze to nam będzie potrzebne.

9. Prawda, że kogo Pan już dopuści do mieszkania siódmego, ten, z powodów, które, jeśli mię pamięć nie zawiedzie, w swoim miejscu objaśnię, rzadko kiedy jeszcze, albo może i nigdy, nie będzie potrzebował uciekać się do tej pracy rozumu. Ale tam dusza, niewypowiedzianym sposobem z Chrystusem Panem złączona, nigdy nie odchodzi od boku Jego i Pan, wedle Bóstwa zarazem i Człowieczeństwa swego, do nieustającej ją dopuszcza z sobą społeczności.

Gdy więc ogień on, o którym mówiłam, w woli nie płonie, gdy dusza nie czuje w sobie obecności Boga, wtedy potrzeba i Pan sam tego żąda, by za przykładem oblubienicy w Pieśni nad pieśniami szukała Go dusza i pytała stworzeń o Tego, który je stworzył – jak tego nas uczy i święty Augustyn w Rozmyślaniach czyli w Wyznaniach swoich. – Nie możemy zaś siedzieć z rękoma założonymi, niemądrze czas tracąc na oczekiwaniu, aż znowu przyjdzie ta łaska doskonałej kontemplacji, którą raz otrzymaliśmy. Powtórzenia tej łaski, zwłaszcza w początkach, może Pan przez cały rok, a nawet przez kilka lat odmówić. On w boskiej mądrości swojej wie dlaczego, nam pytać o przyczynę ani potrzeba, ani pożyteczne. Wiemy, jaką drogą nam iść trzeba, aby spodobać się Bogu; jest to droga przykazań i rad Jego. Tą drogą idźmy z wszelką, na jaką nas stać pilnością, rozpamiętywając przy tym życie i śmierć Zbawiciela i jako wiele jesteśmy Mu dłużni, reszta zaś sama przyjdzie, gdy Pan zechce.

10. Tu będzie w swoim miejscu odpowiedź na zarzut niektórych, utrzymujących, że nie potrafią zatrzymać umysłu na takich rozmyślaniach; i po tym, co mówiłam wyżej, być może, że z pewnego względu mają słuszność. Wiecie, że co innego jest rozmyślać rozumem, a co innego przedstawiać rozumowi dane prawdy, obecne w pamięci. Ale może mi tu powie która, że nie rozumie tego, co mówię. Moja to wina, snadź sama dość jasno rzeczy nie rozumiem, skoro nie umiem jej zrozumiale wyrazić; wszakże postaram się objaśnić ją jak potrafię. Rozmyślaniem nazywam dłuższe nad daną prawdą zastanawianie się rozumem, co odbywa się w sposób następujący. Zaczynamy rozmyślać nad nieogarnioną wielkością łaski, jaką Bóg nam uczynił dając nam jednorodzonego Syna swego; po czym, postępując dalej, przechodzimy w myśli wszystkie tajemnice boskiego życia Jego. Albo też zaczynamy od modlitwy w Ogrójcu, i rozum, z tego punktu wychodząc, idzie za Panem bolesną drogą, aż do zawieszenia Jego na krzyżu. Albo jeszcze bierzemy jaki fragment Męki Pańskiej, na przykład pojmanie Pana Jezusa, i przedstawiając sobie wszystkie szczegóły tej tajemnicy, zdradę Judasza, ucieczkę Apostołów i tak dalej, zastanawiamy się nad uwagami, które one nam nastręczają, nad uczuciami, które w nas wzbudzają. Jest to doskonały sposób modlitwy i wielka z niego dla duszy zasługa.

11. Wszakże od tego sposobu rozmyślania, słusznie poniekąd – jak mówiłam – mogą się wymawiać niemożnością dusze, które doszły już do wyższego stopnia modlitwy, które Bóg podniósł do stanu widzeń nadprzyrodzonych i kontemplacji doskonałej. Jaka tego przyczyna, tego, powtarzam, nie wiem; ale rzeczywiście tak jest, że tego rodzaju dusze rozumem rozmyślać najczęściej nie są zdolne. Lecz żadną miarą taka dusza nie miałaby słuszności, gdyby utrzymywała, że nie zdoła zupełnie zatrzymywać się przy tych tajemnicach, ani mieć je czasem w pamięci, a przynajmniej w czasach, kiedy Kościół pamiątkę ich obchodzi. Nie może być, by dusza, tak hojnie od Boga obdarzona, zdołała w takie szczególne dni wypuścić z pamięci te najdroższe dowody miłości, jakie Pan jej daje w tych tajemnicach. Są to przecież jakby żywe iskry, coraz mocniej podniecające w niej ogień miłości. Tylko że dusza nie poznaje już tych tajemnic rozumowaniem; poznaje je w sposób doskonalszy. Tak ma nimi umysł przeniknięty, tak je nosi głęboko wyryte w pamięci, że jedno wejrzenie sercem na przykład na Pana, leżącego twarzą na ziemi w Ogrójcu, i na ów straszliwy Jego pot dość jej daje zajęcia i pożywienia nie na jedną godzinę, ale na cale dni. Jednym prostym wejrzeniem widzi nieskończoną wielkość i świętość Pana w tym dobrowolnym dla nas Jego poniżeniu i całą brzydkość naszej niewdzięczności, jaką Mu za taką miłość Jego i takie dla nas Jego cierpienie odpłaciliśmy. Za czym zaraz i wola, choć bez tkliwych uczuć, zapala się pragnieniem wywdzięczenia się w czymkolwiek za taką wielką łaskę i żądzą ucierpienia coś niecoś dla Tego, który dla niej tak srodze cierpiał; takimi i tym podobnymi rzeczami umysł swój i pamięć zajmuje. Dlatego więc dusza taka nie potrafi już rozumem rozmyślać o Męce Pańskiej, i wobec tej niemożności zdaje jej się, że i myśleć o niej nie może.

12. Jeśli zaś istotnie na nią nie pamięta, dobrze jej będzie postarać się, aby pamiętała. Żaden najwyższy sposób modlitwy, pewna tego jestem, nie stanie jej w tym na przeszkodzie, a niemałą, zdaniem moim, miałaby szkodę, gdyby zaniechała jak najczęstszego ćwiczenia się w tym. Co innego, jeśli spodoba się Panu zesłać na nią zachwycenie; wtedy już rozmyślać nie zdoła, choćby chciała. Ale w takim razie, poddanie się bez oporu porywającej ją sile, żadną nie będzie dla niej przeszkodą, będzie jej, owszem, pomocą do wszystkiego dobrego. Przeszkodę raczej sama kładłaby sobie, gdyby w takim stanie siliła się jeszcze na takie, jak mówiłam wyżej, rozmyślanie rozumem, do którego, zdaniem moim, dusza na ten stopień wyniesiona nie jest zdolna. Może zresztą być, że która potrafi, bo różne i niezliczone drogi, którymi Bóg dusze prowadzi. Ale nie potępiajmy przynajmniej tych, które tą drogą iść nie mogą i nie odsądzajmy ich za to od możności korzystania z tych niewypowiedzianych skarbów, jakie się zamykają w tajemnicach życia i śmierci najwyższego dobra naszego. Pana naszego Jezusa Chrystusa. Nikt we mnie nie wmówi, choćby najbardziej uduchowiony, by zaniechanie tych skarbów mogło wyjść na dobre.

13. Są dusze, które w początkach albo w dalszych już postępach duchowego życia, gdy dojdą albo dochodzić zaczną do modlitwy odpocznienia i zakosztują rozkoszy i smaków, jakich Pan im w tym stanie użycza, wyobrażają sobie, że byłoby to najwyższym dla nich szczęściem, gdyby mogły w tym stanie pozostać na zawsze i bez przerwy używać tych rozkoszy. Takim radzę – jak o tym już mówiłam – niech się tak bardzo nie oddają temu upojeniu. Życie jest długie i sporo w nim różnych utrapień. I abyśmy je umieli znosić jak należy, potrzeba nam zapatrywać się na wzór nasz, Chrystusa, jak On je znosił, jak je za przykładem Jego znosili apostołowie i święci. Dobrze jest być z najsłodszym Jezusem i z Najświętszą Matką Jego; nie odłączajmyż się od tego towarzystwa tak dobrego, że nie masz nad nie lepszego. Bardzo nam rad jest Boski nasz Zbawiciel, gdy przychodzimy do Niego rozważać i sercem podzielać bóle i cierpienia Jego, chociażby z wyrzeczeniem się własnych pociech i smaków naszych. Tym bardziej, że wszak wiemy o tym, córki, iż pociechy nie tak często przychodzą na modlitwie i nie trwają ustawicznie, więc zawsze będzie czas i na jedno, i na drugie. Która by zaś dowodziła, że pociechy u niej są ciągłe, że zatem nigdy nie ma możności zastanowienia się nad tajemnicami Męki Chrystusowej, takiej stan uważałabym za podejrzany i radziłabym jej, aby go sama miała w podejrzeniu i ze wszystkich sił starała się z niego wytrzeźwieć. Jeśli zaś własne siły jej nie starczą, niech się uda do przeoryszy i prosi o naznaczenie jej takiego obowiązku, który by ją zmuszał do ciągłej pilności i uwagi i tym sposobem grożące jej niebezpieczeństwo zażegnał. Bo rzeczywiście niebezpieczeństwo, gdyby stan taki się przedłużał, grozi tu wielkie, szczególnie pod względem czystości serca i porządku w głowie.

14. Sądzę, że dostatecznie wykazałam, jak wielka i rażąca byłaby to niewłaściwość, gdyby dusza, choćby najwyżej uduchowiona, tak chciała stronić od wszelkiej myśli o rzeczach (s.382) cielesnych, by nawet pamięć o najświętszym Człowieczeństwie wydawała się jej szkodliwa. Powołują się tu na słowa, które Pan mówił do uczniów, że lepiej, aby odszedł. Przyznam się, że takiego argumentu znieść nie mogę. Z pewnością nie powiedział Pan tych słów do swojej Najświętszej Matki. Wiedział bowiem, że mocna jest w wierze, że w Jego osobie czci Boga i człowieka, i że choć więcej Go miłuje niż oni, przecież tak doskonała jest Jej miłość, iż Jego obecność wedle ciała nie tylko jej nie osłabia, ale owszem, coraz mocniej podnieca. Mówił zaś te słowa do apostołów dlatego, że oni wówczas nie mieli jeszcze tak mocnej wiary, jaką mieli później, a jaką i nam dziś mieć przystoi. Raz jeszcze upewniam was, córki, takie stronienie od świętego Człowieczeństwa, jakby od jakiej do nabożeństwa przeszkody, jest drogą bardzo niebezpieczną. Łatwo nią diabeł może doprowadzić aż do utraty czci i miłości najświętszego Sakramentu.

15. Zostawałam i ja w tym błędzie. Nie dochodził on wprawdzie, zdaje mi się, do tej ostatniej skrajności, zawsze jednak nie tyle, ile należało, podobałam sobie w pamięci na Pana naszego Jezusa Chrystusa, a usiłowałam utrzymywać się w onym upojeniu, czekając ponowienia się tych rozkoszy, z których ono powstało. Jasno potem poznałam, że byłam na złej drodze. W niemożności posiadania i używania zawsze tych rozkoszy, myśl moja rozpraszała się i błąkała się na wszystkie strony. Dusza moja, na podobieństwo trzepoczącej się ptaszyny, nie mającej kędy by spoczęła, traciła dużo czasu na próżno, ani w cnotach nie postępując, ani z modlitwy nie odnosząc pożytku. Nie mogłam jednak dojść, jaka by tego była przyczyna, i podobno nigdy bym nie doszła, bo zdawało mi się, że dobrze robię. Dopiero pewna osoba świątobliwa, gdym się przed nią zwierzyła i opisała jej mój sposób modlitwy, oświeciła mię. Wtedy dopiero jasno zrozumiałam, na czym mój błąd polegał. I nigdy nie przestanę żałować tego, że był w życiu moim czas, w którym nie wiedziałam tego, że trudno spodziewać się zysku, gdy się go z taką stratą szuka. Ale choćby i był jaki zysk na tej drodze, nie chcę żadnego zysku ani żadnego dobra, które by inną drogą mi przyszło, jeno przez Tego, od którego wszystko dobro pochodzi. Jemu chwała na wieki, amen.