Sprawozdania duchowe - Strona 9 z 11 - Dumanie.pl - blog osobisty | o. Mariusz Wójtowicz OCD

Sprawozdania duchowe

parallax background

 

Sprawozdania duchowe 36 – 45



36

Data niepewna: Awila, 1572.

1. Innego dnia rzekł Pan do mnie: Czy sądzisz, córko, że zasługa polega na opływaniu w pociechy? Nie polega ona na niczym innym, jeno na pracy, cierpieniu i miłości. Nie znajdziesz nigdzie, by Paweł święty używał onych rozkoszy niebieskich więcej niż jeden raz; ale znajdziesz, że cierpiał wiele razy. Przypatrz się mojemu życiu, iż pełne było cierpienia; znajdziesz w nim tylko jedną chwilę rozkoszy, gdy się przemieniłem na górze Tabor. Nie sądź, gdy widzisz Matkę moją piastującą Mię na ręku, by ta najsłodsza Jej pociecha była bez srogiej katuszy. W samejże chwili, gdy Symeon rzekł do Niej prorocze słowa swoje, Ojciec mój oświecił Ją i ukazał Jej, jak wielkie męki ucierpię. Wielcy oni Święci, którzy mieszkali na puszczy pod wodzą Ducha Bożego, który nimi kierował, surowej oddawali się pokucie, ciężkie przy tym staczając walki z czartem i z samymi sobą i długi czas nieraz zostawali bez żadnej pociechy duchowej. Wierzaj, córko, że kogo mój Ojciec więcej miłuje, temu większe daje cierpienia, a miara tych cierpień jest miarą miłości. Czymże więc tobie mogę lepiej okazać moją miłość, jeno gdy dla ciebie chcę tego, czego chciałem sam dla siebie? Przypatrz się tym moim ranom: do tego stopnia bóle twoje nigdy nie dojdą. Ta jest droga prawdy. Gdy to zrozumiesz, wtedy wspólnie ze Mną będziesz opłakiwała zgubę, jaką na siebie sprowadzają niewolnicy świata, których wszystkie pragnienia i starania i myśli, skierowane są do celu wprost przeciwnego, do używania wczasów i rozkoszy.

2. Gdy tego dnia zaczynałam rozmyślanie, taki miałam silny ból głowy, że zdawało mi się rzeczą niepodobną, bym mogła się modlić. A Pan rzekł do mnie: Z tego poznasz, jaka jest nagroda cierpienia: nie stało ci siły i zdrowia do mówienia ze Mną, a oto Ja sam przyszedłem do ciebie, na rozmowę z tobą i pocieszenie ciebie. Rzecz pewna, że półtorej godziny, albo mało co mniej, pozostałam tak w zebraniu wewnętrznym, bez najmniejszego roztargnienia. Wtedy Pan mówił do mnie słowa wyżej przytoczone i wiele innych. Nie wiedziałam sama gdzie jestem, czułam tylko w sobie takie uszczęśliwienie, że go i opisać nie zdołam. Potem – ze zdziwieniem – spostrzegłam, że mój ból głowy znikł bez śladu, a w duszy czułam gorącą żądzę cierpienia.

Wówczas także zalecił mi Pan, bym miała w ciągłej pamięci te Jego słowa do Apostołów: “Sługa nie jest większy od swego pana”.

37

Data prawdopodobna: 1572-1573.

Widziałam wielką nawałność cierpień i byłyśmy prześladowane podobnie jak synowie izraelscy przez Egipcjan. Miałam jednak przekonanie, że Bóg przeprowadzi nas suchą stopą, a nieprzyjaciele będą pogrążeni w falach morskich.

38

Beas, 1575.

Gdy przebywałam w klasztorze w Beas, pewnego dnia Pan rzekł do mnie, abym, będąc Jego oblubienicą, prosiła Go, o co zechcę, a On wszystko spełni. Na dowód tego dał mi i włożył na palec wspaniały pierścień z drogim kamieniem, jakby ametystem, którego blask jednak był zupełnie inny niż go tu mają podobne kamienie. Piszę to z wielkim zawstydzeniem, rozważając tak wielką dobroć Bożą i moje nędzne życie, przez które zasłużyłam być w piekle pogrążona. O córki, polecajcie mnie Bogu i miejcie nabożeństwo do św. Józefa, bo on wiele może. Takie naiwności wam piszę….

39

Ecija, 23 maja 1575.

1. Jedna osoba, będąc w Ecija w dniu Zesłania Ducha Świętego i przypomniawszy sobie o wielkiej łasce otrzymanej od Pana w wigilię tejże uroczystości, zapragnęła uczynić coś szczególnego ku Jego chwale. I zdało się jej, że dobrze będzie nie ukrywać od tej chwili żadnej rzeczy dotyczącej niedoskonałości czy grzechu przed pewnym spowiednikiem, którego miała na miejscu Boga. Tego obowiązku bowiem nie ma odnośnie przełożonych. I choć ta osoba miała już ślub posłuszeństwa, wszakże to wydało się jej czymś więcej. Równie, by spełniała wszystko, cokolwiek jej poleci, byle tylko to nie sprzeciwiało się posłuszeństwu, które ślubowała, oczywiście w rzeczach ważnych. I chociaż to wydawało się jej przykre z początku, wszakże to przyrzekała.

2. Pierwszą pobudką, która ją skłoniła do tego postanowienia, była chęć spełnienia czegoś ku uczczeniu Ducha Świętego. Drugą uznanie prawdziwej wielkości tego sługi Bożego i męża światłego, którego wybrała, by oświecał jej duszę i wspomagał ją w doskonalszej służbie Bożej.

O tym przyrzeczeniu nie wiedział nic ten sługa Boży, dowiedział się dopiero po kilku dniach. Jest nim Ojciec Hieronim Gracián od Matki Bożej.

Są to sprawy sumienia.

40

IHS

Beas, kwiecień 1575.

1. Roku 1575, w miesiącu kwietniu, w czasie pobytu mego w nowej fundacji w Beas, trafiło się, że przybył tam Magister Hieronim od Matki Bożej, Gracián. Spowiadałam się u niego niejednokrotnie, ale nie w taki sposób, bym się całkiem oddawała pod jego kierunek i władzę, jak to czyniłam ze zwyczajnymi spowiednikami moimi. Któregoś dnia, byłam przy stole, bez żadnego uprzedniego podniesienia ducha, uczułam nagle poczynające się w duszy zawieszenie i skupienie, zapowiadające mi nowe zachwycenie i z szybkością błyskawicy, jak zwykle, stanęło mi w oczach to widzenie.

2. Ujrzałam tuż przed sobą Pana naszego Jezusa Chrystusa, w takiej samej postaci, w jakiej zwykle mi się ukazuje Boski Majestat Jego, a przy nim, z prawego boku stał tenże magister Gracián. Pan ujął prawą rękę jego i moją, i złączywszy je, rzekł: Chcę, abyś tego przyjęła za mego zastępcę na całe życie, bądźcie zgodni ze sobą we wszystkim, bo tak potrzeba.

3. Pozostała we mnie zupełna pewność, że widzenie to i zalecenie było od Boga, że je zatem spełnić należy. Ale stawało mi w tym na przeszkodzie wspomnienie na dwóch spowiedników, których długi czas miałam za przewodników i wiele im zawdzięczam (zwłaszcza z powodu jednego z nich czułam wielką obawę, bo zdawało mi się, że mu to będzie bardzo przykre). Z tym wszystkim jednak nie mogłam żadną miarą przypuścić tej myśli, by widzenie to było złudzeniem, gdyż nadzwyczajnie na mnie podziałało i bardzo głębokie pozostawiło mi wrażenie. Tym bardziej, że potem jeszcze dwa razy Pan przemówił do mnie wyraźnymi słowy, abym się nie bała, bo On tego chce. Widząc zatem wyraźnie, że taka jest wola Pańska, zdobyłam się wreszcie na postanowienie jej spełnienia i oddania się w posłuszeństwo wskazanego mi przewodnika aż do końca mego życia, czego nigdy z żadnym z poprzednich nie czyniłam, choć miałam do czynienia z wielu mężami wysokiej nauki i świętości i z wielką troskliwością zajmującymi się moją duszą. Nigdy mi jednak na myśl nie przyszło uczynić rzecz podobną i związać się z którym na zawsze, raczej spomiędzy wielu wybierałam sobie na spowiednika tego, o którym rozumiałam, że będzie dla mnie odpowiedni i że ja również nie będę dla niego ciężarem.

4. Skoro się zdobyłam na to postanowienie, taki uczułam w sobie pokój i taką ulgę wewnętrzną, że sama sobie się dziwiłam i nowe w tym uznałam upewnienie, że Pan tego chce. Taki bowiem pokój i taką pociechę, nie sądzę, by diabeł mógł sprawić w duszy, stąd też, ile razy na to wspomnę, wielbię Pana i przychodzą mi na myśl te słowa Psalmu: Qui posuit fines suos in pace. Chciałabym cała wyniszczyć siebie w wychwalaniu Boga.

41

Ecija, 23 maja 1575.

5. Może w miesiąc po uczynieniu tego postanowienia w drugi dzień Zesłania Ducha Świętego, gdy bawiłam w Sewilli dla fundacji tamecznej, wysłuchaliśmy Mszy świętej w pustelni w Ecija i tamże pozostałyśmy na odpoczynek południowy. Towarzyszki moje modliły się w pustelni, ja zaś usunęłam się na samotność do przyległej zakrystii. Stanęła mi tam na myśli wielka łaska, jaką mi uczynił Duch Święty w takiż dzień uroczysty, w wigilię Święta i powstało we mnie wielkie pragnienie oddania Jemu jakiej bardzo znacznej usługi, a nie mogłam znaleźć takiej rzeczy, której bym już nie uczyniła, albo przynajmniej nie postanowiła, bo każdy uczynek pewnie jest niedoskonały jak i nędza moja. Wtem przyszło mi na myśl, że choć uczyniłam już ślub posłuszeństwa, mogę go przecie uczynić jeszcze w sposób doskonalszy i że przyjemną Mu będzie ofiara, gdy przyrzeknę to, co już zamierzyłam, to jest, że będę posłuszną Ojcu Hieronimowi. Z jednej strony zdawało mi się, że nic przez to nie uczynię wielkiego, skoro już przedtem postanowiłam to uczynić; ale z drugiej strony, niezmierną w tym przykrość i trudność czułam. Przez posłuszeństwo bowiem przełożonemu nie otwiera się przed nim swojej duszy, i przełożeni się zmieniają i że gdy z jednym niedobrze, nastaje drugi. A ja przez taki ślub, jak mi się zdawało, mam na całe życie pozbawić się wszelkiej swobody i zewnętrznej i wewnętrznej. Wszystko to udręczyło mię niewypowiedzianie i wznieciło we mnie pokusę, bym tego nie czyniła.

6. A przy tym, samże ten opór, który czułam w woli, głęboko mię zawstydzał: że oto, gdy zdarza się sposobność uczynienia czegoś dla Boga, uchylam się od tego, że służba Jego, wymagająca takiego postanowienia, wydaje mi się rzeczą przykrą i twardą. Słowem, trudność ta taką mi mękę sprawiała, że nie pamiętam, bym w życiu moim jaką uczyniła z siebie ofiarę, nawet gdy składałam profesję, przy której bym taką ciężkość czuła i rozdarcie wewnętrzne, z wyjątkiem onej chwili, kiedy opuszczałam dom ojcowski, dla wstąpienia do klasztoru. Ciężkość ta była powodem, że nie pamiętałam, że Go miłuję i jaki udział On ma w mych sprawach, owszem, wówczas przedstawiał mi się jakby obcy; tylko bojaźń wielką czułam ciągle, czy to będzie miłe Duchowi Świętemu. Natura, nie lubiąca skrępowania, a kochająca się w swobodzie, musiała zrobić swoje; choć ja tej swobody od wielu lat już nie używam i za nią nie tęsknię. Ale ślubem zrzec się jej nieodwołalnie, to zdawało mi się rzecz inna, jak i jest w istocie.

7. Wreszcie, po długiej i ciężkiej walce wewnętrznej, Pan raczył mię natchnąć ufnością wielką. Powiedziałam sobie, że ofiara ta, im mi jest cięższa tym będzie lepsza; że ślub ten uczynię dla miłości Ducha Świętego i tym samym jakoby zobowiążę Go, aby dawał światło temu Ojcu, by on mógł mnie oświecać, a przy tym przypomniało mi się, że Pan sam mi go przeznaczył za przewodnika. Upadłam więc na kolana i przyrzekłam, że całe życie moje będę czyniła cokolwiek mi rozkaże, aby przez to oddać cześć Duchowi Świętemu, byleby w rozkazach jego nie było nic przeciwnego Bogu, albo z ujmą dla przełożonych, względem których większe mam zobowiązania. Zastrzegłam sobie, że ślub ten nie będzie się rozciągał do rzeczy mniejszej wagi, gdybym na przykład z naleganiem chciała takiej rzeczy i nie zważając na decyzję jego, bym jej zaniechała, potem na nowo o nią się upominała; ani do łask i pociech moich wewnętrznych, ani do rzeczy obojętnych, czynionych bez zastanowienia. Na koniec co do moich uchybień i grzechów i wewnętrznego usposobienia mego, przyrzekłam, że nic przed nim nie ukryję świadomie, co jest więcej niż to, co zwykle zachowuje się w stosunku do przełożonych i że wewnętrznie zarówno jak i zewnętrznie, będę go miała za namiestnika Boga samego.

8. Nie wiem czy tak było istotnie, ale po złożeniu tego ślubu zdawało mi się, że wielką rzecz uczyniłam na cześć Ducha Świętego: uczyniłam przynajmniej wszystko co umiałam i mogłam, choć to bardzo mało w porównaniu z tym, co Jemu jestem winna. Dziękuję Bogu, że stworzył człowieka, na którego w zupełności zdać się mogę. Mam bowiem tę ufność najmocniejszą, że w boskiej łaskawości swojej będzie mu dla mnie wielkich łask użyczał. Ja zaś wielkie odczuwam wesele i uszczęśliwienie wewnętrzne, iż całkiem uwolniłam się od samej siebie i gdzie obawiałam się, że znajdę ucisk i skrępowanie, tam przeciwnie nabyłam nierównie większej wolności. Niech będą Panu dzięki i chwała za wszystko.

42

Dnia 22 lipca; rok niepewny.

W dzień św. Magdaleny, gdy rozmyślałam nad tym, jaką miłość i przyjaźń winna jestem Panu Jezusowi, stosownie do tego, co On raczył mi powiedzieć o tej Świętej i uczułam w sobie gorące pragnienie naśladowania jej przykładu. Pan uczynił mi wielką łaskę i rzekł do mnie: Od tej chwili staraj się i usiłuj, byś Mi gorliwiej jeszcze służyła niż dotąd. Wzbudził też we mnie pragnienie, bym jeszcze nie tak prędko umarła, abym miała czas poświęcić siebie na spełnienie tego Jego zlecenia i pozostała we mnie od tego czasu ochotna i stanowcza gotowość do cierpienia.

43

Data nieznana.

Gdy jednego razu w głębokim zebraniu wewnętrznym polecałam Bogu Elizeusza, otrzymałam taką odpowiedź: Prawdziwy to syn mój, nigdy go nie zostawię bez mojej pomocy, czy też inne słowo podobne, bo tego ostatniego wyrazu dobrze nie pamiętam.

44

Data prawdopodobna: Sewilla, 9 sierpnia 1575.

1. W wigilię św. Wawrzyńca po przyjęciu Komunii świętej czułam się tak roztargniona i zaniepokojona, że nie mogłam się opanować i zazdrościłam tym, co przebywali na pustyni. Zdawało mi się bowiem, że skoro tam nic nie słyszą, ani widzą, są wolni od tych roztargnień. Usłyszałam wtedy: O wiele silniejsze, córko, są tam pokusy diabelskie. Miej cierpliwość, jak długo żyjesz, tak długo trzeba znosić przeciwności.

2. Po tych słowach ogarnęło mnie nagłe skupienie z tak wielkim światłem wewnętrznym, że zdawało mi się, że jestem na drugim świecie. Znalazłam się w duchu w rozkosznym kwietnym ogrodzie tak żywo, że mi się przypomniały słowa Pieśni: Veniat dilectus meus in hortum suum. Ujrzałam tam mego Elizeusza nie w cieniu, lecz w nadzwyczajnej piękności. Na głowie miał jakby diadem z wspaniałych drogich kamieni, a wiele panienek szło przed nim, trzymając w ręku palmy i śpiewając hymny uwielbienia Boga. Otworzyłam oczy czy to zniknie, lecz uwagi mojej nic nie rozproszyło i słyszałam śpiew jakby ptasząt czy aniołów, którym się dusza ma napawała. I choć uszami tego nie słyszałam, dusza cała tonęła w tym szczęściu. Widziałam też, że nie było tam prócz niego nikogo. I powiedziano mi: On sobie zasłużył być między wami, a cała ta uroczystość, którą widzisz, będzie wówczas, gdy będzie wytrwały w uwielbieniu mojej Matki. Spiesz się, jeśli chcesz być tam, gdzie on.

3. Wszystko to trwało półtorej godziny – inaczej niż przy innych widzeniach – i nie mogłam się oderwać, tak wielka była rozkosz. Na skutek tego widzenia ukochałam więcej jeszcze Elizeusza i przedstawiał mi się nieraz w tej piękności. Obawiałam się, czy nie była to pokusa, ale wyobrazić to sobie nie byłoby możliwe.

45

Data nieznana.

Jednego razu miałam objawienie, w jaki sposób Pan jest obecny we wszystkich stworzeniach i w jaki sposób mieszka w duszy. Przedstawiało mi się to w podobieństwie do gąbki, która wciąga w siebie wodę.

 

Sprawozdania duchowe 36 – 45



36

Data niepewna: Awila, 1572.

1. Innego dnia rzekł Pan do mnie: Czy sądzisz, córko, że zasługa polega na opływaniu w pociechy? Nie polega ona na niczym innym, jeno na pracy, cierpieniu i miłości. Nie znajdziesz nigdzie, by Paweł święty używał onych rozkoszy niebieskich więcej niż jeden raz; ale znajdziesz, że cierpiał wiele razy. Przypatrz się mojemu życiu, iż pełne było cierpienia; znajdziesz w nim tylko jedną chwilę rozkoszy, gdy się przemieniłem na górze Tabor. Nie sądź, gdy widzisz Matkę moją piastującą Mię na ręku, by ta najsłodsza Jej pociecha była bez srogiej katuszy. W samejże chwili, gdy Symeon rzekł do Niej prorocze słowa swoje, Ojciec mój oświecił Ją i ukazał Jej, jak wielkie męki ucierpię. Wielcy oni Święci, którzy mieszkali na puszczy pod wodzą Ducha Bożego, który nimi kierował, surowej oddawali się pokucie, ciężkie przy tym staczając walki z czartem i z samymi sobą i długi czas nieraz zostawali bez żadnej pociechy duchowej. Wierzaj, córko, że kogo mój Ojciec więcej miłuje, temu większe daje cierpienia, a miara tych cierpień jest miarą miłości. Czymże więc tobie mogę lepiej okazać moją miłość, jeno gdy dla ciebie chcę tego, czego chciałem sam dla siebie? Przypatrz się tym moim ranom: do tego stopnia bóle twoje nigdy nie dojdą. Ta jest droga prawdy. Gdy to zrozumiesz, wtedy wspólnie ze Mną będziesz opłakiwała zgubę, jaką na siebie sprowadzają niewolnicy świata, których wszystkie pragnienia i starania i myśli, skierowane są do celu wprost przeciwnego, do używania wczasów i rozkoszy.

2. Gdy tego dnia zaczynałam rozmyślanie, taki miałam silny ból głowy, że zdawało mi się rzeczą niepodobną, bym mogła się modlić. A Pan rzekł do mnie: Z tego poznasz, jaka jest nagroda cierpienia: nie stało ci siły i zdrowia do mówienia ze Mną, a oto Ja sam przyszedłem do ciebie, na rozmowę z tobą i pocieszenie ciebie. Rzecz pewna, że półtorej godziny, albo mało co mniej, pozostałam tak w zebraniu wewnętrznym, bez najmniejszego roztargnienia. Wtedy Pan mówił do mnie słowa wyżej przytoczone i wiele innych. Nie wiedziałam sama gdzie jestem, czułam tylko w sobie takie uszczęśliwienie, że go i opisać nie zdołam. Potem – ze zdziwieniem – spostrzegłam, że mój ból głowy znikł bez śladu, a w duszy czułam gorącą żądzę cierpienia.

Wówczas także zalecił mi Pan, bym miała w ciągłej pamięci te Jego słowa do Apostołów: “Sługa nie jest większy od swego pana”.

37

Data prawdopodobna: 1572-1573.

Widziałam wielką nawałność cierpień i byłyśmy prześladowane podobnie jak synowie izraelscy przez Egipcjan. Miałam jednak przekonanie, że Bóg przeprowadzi nas suchą stopą, a nieprzyjaciele będą pogrążeni w falach morskich.

38

Beas, 1575.

Gdy przebywałam w klasztorze w Beas, pewnego dnia Pan rzekł do mnie, abym, będąc Jego oblubienicą, prosiła Go, o co zechcę, a On wszystko spełni. Na dowód tego dał mi i włożył na palec wspaniały pierścień z drogim kamieniem, jakby ametystem, którego blask jednak był zupełnie inny niż go tu mają podobne kamienie. Piszę to z wielkim zawstydzeniem, rozważając tak wielką dobroć Bożą i moje nędzne życie, przez które zasłużyłam być w piekle pogrążona. O córki, polecajcie mnie Bogu i miejcie nabożeństwo do św. Józefa, bo on wiele może. Takie naiwności wam piszę….

39

Ecija, 23 maja 1575.

1. Jedna osoba, będąc w Ecija w dniu Zesłania Ducha Świętego i przypomniawszy sobie o wielkiej łasce otrzymanej od Pana w wigilię tejże uroczystości, zapragnęła uczynić coś szczególnego ku Jego chwale. I zdało się jej, że dobrze będzie nie ukrywać od tej chwili żadnej rzeczy dotyczącej niedoskonałości czy grzechu przed pewnym spowiednikiem, którego miała na miejscu Boga. Tego obowiązku bowiem nie ma odnośnie przełożonych. I choć ta osoba miała już ślub posłuszeństwa, wszakże to wydało się jej czymś więcej. Równie, by spełniała wszystko, cokolwiek jej poleci, byle tylko to nie sprzeciwiało się posłuszeństwu, które ślubowała, oczywiście w rzeczach ważnych. I chociaż to wydawało się jej przykre z początku, wszakże to przyrzekała.

2. Pierwszą pobudką, która ją skłoniła do tego postanowienia, była chęć spełnienia czegoś ku uczczeniu Ducha Świętego. Drugą uznanie prawdziwej wielkości tego sługi Bożego i męża światłego, którego wybrała, by oświecał jej duszę i wspomagał ją w doskonalszej służbie Bożej.

O tym przyrzeczeniu nie wiedział nic ten sługa Boży, dowiedział się dopiero po kilku dniach. Jest nim Ojciec Hieronim Gracián od Matki Bożej.

Są to sprawy sumienia.

40

IHS

Beas, kwiecień 1575.

1. Roku 1575, w miesiącu kwietniu, w czasie pobytu mego w nowej fundacji w Beas, trafiło się, że przybył tam Magister Hieronim od Matki Bożej, Gracián. Spowiadałam się u niego niejednokrotnie, ale nie w taki sposób, bym się całkiem oddawała pod jego kierunek i władzę, jak to czyniłam ze zwyczajnymi spowiednikami moimi. Któregoś dnia, byłam przy stole, bez żadnego uprzedniego podniesienia ducha, uczułam nagle poczynające się w duszy zawieszenie i skupienie, zapowiadające mi nowe zachwycenie i z szybkością błyskawicy, jak zwykle, stanęło mi w oczach to widzenie.

2. Ujrzałam tuż przed sobą Pana naszego Jezusa Chrystusa, w takiej samej postaci, w jakiej zwykle mi się ukazuje Boski Majestat Jego, a przy nim, z prawego boku stał tenże magister Gracián. Pan ujął prawą rękę jego i moją, i złączywszy je, rzekł: Chcę, abyś tego przyjęła za mego zastępcę na całe życie, bądźcie zgodni ze sobą we wszystkim, bo tak potrzeba.

3. Pozostała we mnie zupełna pewność, że widzenie to i zalecenie było od Boga, że je zatem spełnić należy. Ale stawało mi w tym na przeszkodzie wspomnienie na dwóch spowiedników, których długi czas miałam za przewodników i wiele im zawdzięczam (zwłaszcza z powodu jednego z nich czułam wielką obawę, bo zdawało mi się, że mu to będzie bardzo przykre). Z tym wszystkim jednak nie mogłam żadną miarą przypuścić tej myśli, by widzenie to było złudzeniem, gdyż nadzwyczajnie na mnie podziałało i bardzo głębokie pozostawiło mi wrażenie. Tym bardziej, że potem jeszcze dwa razy Pan przemówił do mnie wyraźnymi słowy, abym się nie bała, bo On tego chce. Widząc zatem wyraźnie, że taka jest wola Pańska, zdobyłam się wreszcie na postanowienie jej spełnienia i oddania się w posłuszeństwo wskazanego mi przewodnika aż do końca mego życia, czego nigdy z żadnym z poprzednich nie czyniłam, choć miałam do czynienia z wielu mężami wysokiej nauki i świętości i z wielką troskliwością zajmującymi się moją duszą. Nigdy mi jednak na myśl nie przyszło uczynić rzecz podobną i związać się z którym na zawsze, raczej spomiędzy wielu wybierałam sobie na spowiednika tego, o którym rozumiałam, że będzie dla mnie odpowiedni i że ja również nie będę dla niego ciężarem.

4. Skoro się zdobyłam na to postanowienie, taki uczułam w sobie pokój i taką ulgę wewnętrzną, że sama sobie się dziwiłam i nowe w tym uznałam upewnienie, że Pan tego chce. Taki bowiem pokój i taką pociechę, nie sądzę, by diabeł mógł sprawić w duszy, stąd też, ile razy na to wspomnę, wielbię Pana i przychodzą mi na myśl te słowa Psalmu: Qui posuit fines suos in pace. Chciałabym cała wyniszczyć siebie w wychwalaniu Boga.

41

Ecija, 23 maja 1575.

5. Może w miesiąc po uczynieniu tego postanowienia w drugi dzień Zesłania Ducha Świętego, gdy bawiłam w Sewilli dla fundacji tamecznej, wysłuchaliśmy Mszy świętej w pustelni w Ecija i tamże pozostałyśmy na odpoczynek południowy. Towarzyszki moje modliły się w pustelni, ja zaś usunęłam się na samotność do przyległej zakrystii. Stanęła mi tam na myśli wielka łaska, jaką mi uczynił Duch Święty w takiż dzień uroczysty, w wigilię Święta i powstało we mnie wielkie pragnienie oddania Jemu jakiej bardzo znacznej usługi, a nie mogłam znaleźć takiej rzeczy, której bym już nie uczyniła, albo przynajmniej nie postanowiła, bo każdy uczynek pewnie jest niedoskonały jak i nędza moja. Wtem przyszło mi na myśl, że choć uczyniłam już ślub posłuszeństwa, mogę go przecie uczynić jeszcze w sposób doskonalszy i że przyjemną Mu będzie ofiara, gdy przyrzeknę to, co już zamierzyłam, to jest, że będę posłuszną Ojcu Hieronimowi. Z jednej strony zdawało mi się, że nic przez to nie uczynię wielkiego, skoro już przedtem postanowiłam to uczynić; ale z drugiej strony, niezmierną w tym przykrość i trudność czułam. Przez posłuszeństwo bowiem przełożonemu nie otwiera się przed nim swojej duszy, i przełożeni się zmieniają i że gdy z jednym niedobrze, nastaje drugi. A ja przez taki ślub, jak mi się zdawało, mam na całe życie pozbawić się wszelkiej swobody i zewnętrznej i wewnętrznej. Wszystko to udręczyło mię niewypowiedzianie i wznieciło we mnie pokusę, bym tego nie czyniła.

6. A przy tym, samże ten opór, który czułam w woli, głęboko mię zawstydzał: że oto, gdy zdarza się sposobność uczynienia czegoś dla Boga, uchylam się od tego, że służba Jego, wymagająca takiego postanowienia, wydaje mi się rzeczą przykrą i twardą. Słowem, trudność ta taką mi mękę sprawiała, że nie pamiętam, bym w życiu moim jaką uczyniła z siebie ofiarę, nawet gdy składałam profesję, przy której bym taką ciężkość czuła i rozdarcie wewnętrzne, z wyjątkiem onej chwili, kiedy opuszczałam dom ojcowski, dla wstąpienia do klasztoru. Ciężkość ta była powodem, że nie pamiętałam, że Go miłuję i jaki udział On ma w mych sprawach, owszem, wówczas przedstawiał mi się jakby obcy; tylko bojaźń wielką czułam ciągle, czy to będzie miłe Duchowi Świętemu. Natura, nie lubiąca skrępowania, a kochająca się w swobodzie, musiała zrobić swoje; choć ja tej swobody od wielu lat już nie używam i za nią nie tęsknię. Ale ślubem zrzec się jej nieodwołalnie, to zdawało mi się rzecz inna, jak i jest w istocie.

7. Wreszcie, po długiej i ciężkiej walce wewnętrznej, Pan raczył mię natchnąć ufnością wielką. Powiedziałam sobie, że ofiara ta, im mi jest cięższa tym będzie lepsza; że ślub ten uczynię dla miłości Ducha Świętego i tym samym jakoby zobowiążę Go, aby dawał światło temu Ojcu, by on mógł mnie oświecać, a przy tym przypomniało mi się, że Pan sam mi go przeznaczył za przewodnika. Upadłam więc na kolana i przyrzekłam, że całe życie moje będę czyniła cokolwiek mi rozkaże, aby przez to oddać cześć Duchowi Świętemu, byleby w rozkazach jego nie było nic przeciwnego Bogu, albo z ujmą dla przełożonych, względem których większe mam zobowiązania. Zastrzegłam sobie, że ślub ten nie będzie się rozciągał do rzeczy mniejszej wagi, gdybym na przykład z naleganiem chciała takiej rzeczy i nie zważając na decyzję jego, bym jej zaniechała, potem na nowo o nią się upominała; ani do łask i pociech moich wewnętrznych, ani do rzeczy obojętnych, czynionych bez zastanowienia. Na koniec co do moich uchybień i grzechów i wewnętrznego usposobienia mego, przyrzekłam, że nic przed nim nie ukryję świadomie, co jest więcej niż to, co zwykle zachowuje się w stosunku do przełożonych i że wewnętrznie zarówno jak i zewnętrznie, będę go miała za namiestnika Boga samego.

8. Nie wiem czy tak było istotnie, ale po złożeniu tego ślubu zdawało mi się, że wielką rzecz uczyniłam na cześć Ducha Świętego: uczyniłam przynajmniej wszystko co umiałam i mogłam, choć to bardzo mało w porównaniu z tym, co Jemu jestem winna. Dziękuję Bogu, że stworzył człowieka, na którego w zupełności zdać się mogę. Mam bowiem tę ufność najmocniejszą, że w boskiej łaskawości swojej będzie mu dla mnie wielkich łask użyczał. Ja zaś wielkie odczuwam wesele i uszczęśliwienie wewnętrzne, iż całkiem uwolniłam się od samej siebie i gdzie obawiałam się, że znajdę ucisk i skrępowanie, tam przeciwnie nabyłam nierównie większej wolności. Niech będą Panu dzięki i chwała za wszystko.

42

Dnia 22 lipca; rok niepewny.

W dzień św. Magdaleny, gdy rozmyślałam nad tym, jaką miłość i przyjaźń winna jestem Panu Jezusowi, stosownie do tego, co On raczył mi powiedzieć o tej Świętej i uczułam w sobie gorące pragnienie naśladowania jej przykładu. Pan uczynił mi wielką łaskę i rzekł do mnie: Od tej chwili staraj się i usiłuj, byś Mi gorliwiej jeszcze służyła niż dotąd. Wzbudził też we mnie pragnienie, bym jeszcze nie tak prędko umarła, abym miała czas poświęcić siebie na spełnienie tego Jego zlecenia i pozostała we mnie od tego czasu ochotna i stanowcza gotowość do cierpienia.

43

Data nieznana.

Gdy jednego razu w głębokim zebraniu wewnętrznym polecałam Bogu Elizeusza, otrzymałam taką odpowiedź: Prawdziwy to syn mój, nigdy go nie zostawię bez mojej pomocy, czy też inne słowo podobne, bo tego ostatniego wyrazu dobrze nie pamiętam.

44

Data prawdopodobna: Sewilla, 9 sierpnia 1575.

1. W wigilię św. Wawrzyńca po przyjęciu Komunii świętej czułam się tak roztargniona i zaniepokojona, że nie mogłam się opanować i zazdrościłam tym, co przebywali na pustyni. Zdawało mi się bowiem, że skoro tam nic nie słyszą, ani widzą, są wolni od tych roztargnień. Usłyszałam wtedy: O wiele silniejsze, córko, są tam pokusy diabelskie. Miej cierpliwość, jak długo żyjesz, tak długo trzeba znosić przeciwności.

2. Po tych słowach ogarnęło mnie nagłe skupienie z tak wielkim światłem wewnętrznym, że zdawało mi się, że jestem na drugim świecie. Znalazłam się w duchu w rozkosznym kwietnym ogrodzie tak żywo, że mi się przypomniały słowa Pieśni: Veniat dilectus meus in hortum suum. Ujrzałam tam mego Elizeusza nie w cieniu, lecz w nadzwyczajnej piękności. Na głowie miał jakby diadem z wspaniałych drogich kamieni, a wiele panienek szło przed nim, trzymając w ręku palmy i śpiewając hymny uwielbienia Boga. Otworzyłam oczy czy to zniknie, lecz uwagi mojej nic nie rozproszyło i słyszałam śpiew jakby ptasząt czy aniołów, którym się dusza ma napawała. I choć uszami tego nie słyszałam, dusza cała tonęła w tym szczęściu. Widziałam też, że nie było tam prócz niego nikogo. I powiedziano mi: On sobie zasłużył być między wami, a cała ta uroczystość, którą widzisz, będzie wówczas, gdy będzie wytrwały w uwielbieniu mojej Matki. Spiesz się, jeśli chcesz być tam, gdzie on.

3. Wszystko to trwało półtorej godziny – inaczej niż przy innych widzeniach – i nie mogłam się oderwać, tak wielka była rozkosz. Na skutek tego widzenia ukochałam więcej jeszcze Elizeusza i przedstawiał mi się nieraz w tej piękności. Obawiałam się, czy nie była to pokusa, ale wyobrazić to sobie nie byłoby możliwe.

45

Data nieznana.

Jednego razu miałam objawienie, w jaki sposób Pan jest obecny we wszystkich stworzeniach i w jaki sposób mieszka w duszy. Przedstawiało mi się to w podobieństwie do gąbki, która wciąga w siebie wodę.