Sprawozdania duchowe - Strona 3 z 11 - Dumanie.pl - blog osobisty | o. Mariusz Wójtowicz OCD

Sprawozdania duchowe

parallax background

 

Sprawozdania duchowe 2 – 3



2

Pałac Luisy de la Cerda, 1562.

1. Przeszło rok temu, zdaje mi się, napisałam to, co się tu zawiera. Przez cały ten czas Bóg dopomagał mi, że nie stałam się gorsza; owszem, w tym, co powiem, widzę znaczne polepszenie. Niech będzie pochwalony za wszystko.

2. Widzenia i objawienia nie ustały, ale są o wiele wyższe. Nauczył mię Pan pewnego sposobu modlitwy, w którym znajduję skuteczną pomoc do szybszego postępu, większe oderwanie się od rzeczy tego życia, większą odwagę i swobodę ducha. Zachwycenia spotęgowały się; przychodzą one nieraz jawnie, gdy jestem w towarzystwie, nagle i z taką niepowstrzymaną siłą, że nie zdołam ich zewnętrznie opanować, skutkiem czego obecni to widzą. I nie ma sposobu ich ukrywać – chyba, że uda mi się złożyć je na moją chorobę sercową – aby patrzący sądzili, że to zwykłe omdlenie; choć staram się ze wszystkich sił oprzeć się z początku, często jednak nie mogę.

3. Co się tyczy ubóstwa, Bóg użyczył mi wielkiej łaski tak, iż chciałabym i rzeczy potrzebnych do życia nie mieć, jeno z jałmużny; owszem, chciałabym żyć w takim ostatecznym niedostatku, iżby każdy kawałek chleba, który jem, zależał od cudzej łaski. Żyjąc w domu, w którym mam pewność, że nie zabraknie mi pożywienia i okrycia, nie tak doskonale, zdaje mi się, spełniam ślub ubóstwa i radę Chrystusową, jak gdy się znajdę w takim domu, który nie będzie miał dochodów, gdzie zatem i rzeczy potrzebnych nieraz może zabraknąć. Dobra zaś, których się prawdziwym ubóstwem nabywa, są tak wielkie, iż nie chciałabym ich utracić. Tak wielką nieraz czuję w sobie wiarę, że Bóg nie może zrobić zawodu temu, kto Mu służy, i że nie ma i nie będzie nigdy przykładu, by słowo Jego zawiodło, że nie potrafię zmienić mojego w tym względzie postanowienia, ani dopuścić do siebie żadnej o to obawy. Za czym i wielką przykrość odczuwam, gdy mi radzą, bym zapewniła sobie dochody i od tych doradców odwołuję się do Boga.

4. Daleko większą niż dawniej, mam teraz, zdaje mi się, litość dla ubogich, bardzo nad nimi boleję i pragnę mocno zaradzić ich nędzy, tak iż gdybym mogła, oddałabym im wszystką moją odzież. Żadnego do nich wstrętu nie czuję, choć przestaję z nimi i rękoma ich dotykam; jasno w tym widzę nowy dar od Boga, bo dawniej, choć dla miłości Jego dawałam jałmużnę, ale tego przyrodzonego uczucia litości nie miałam. Bardzo wyraźną w tym względzie czuję w sobie poprawę.

5. Podobnie i w znoszeniu krzywdzących sądów i szemrań – a bywa ich wiele i z wielką ujmą dla mnie – widzę znaczny w sobie postęp. Takie, zdaje mi się, robią one na mnie wrażenie, jak gdybym była niepojętna i nic nie rozumiała i prawie zawsze uznaję, że obmawiający mnie mają słuszność. Ale tak mało mię to obchodzi, że nie widzę nawet, co bym tu mogła ofiarować Bogu, wiedząc z doświadczenia, jak wielką korzyść dusza moja z tego odnosi. Uważam więc takich raczej za dobroczyńców moich. Wszelka uraza do nich znika we mnie bez śladu, jak tylko uklęknę na modlitwę. W pierwszej chwili, gdy takie rzeczy słyszę, trochę mi to sprawia przykrość, ale bez niepokoju, ni wzburzenia. Gdy zaś widzę, jak nieraz to bywa, że ktoś mnie żałuje, wtedy szczerze mówiąc, w duchu się śmieję, bo wszystkie przykrości tego życia tak małej są wagi, że nie ma czego się martwić. Wszystko to przedstawia mi się jakby sen, po którym, za przebudzeniem, nic nie pozostanie.

6. Daje mi Bóg żywsze pożądanie, silniejszy pociąg do samotności, o wiele większe – jak mówiłam – oderwanie się od wszystkiego, za sprawą tych widzeń, w których poznałam to, co jest wszystkim. Chociażbym opuściła wszystkich przyjaciół i przyjaciółki i powinowatych, nie odczuwam braku, bo wszystko to tylko cząsteczki; owszem, pokrewieństwa wszelkie mocno mię nużą. Bylebym o jedną odrobinkę lepiej mogła służyć Bogu, gotowam opuścić ich wszystkich z wszelką swobodą ducha i z przyjemnością. Tak będąc usposobiona, znajduję pokój we wszystkim.

7. Niektóre rzeczy, które zostały mi objawione na modlitwie sposobem rady albo przestrogi, okazały się w skutkach zupełnie prawdziwe. Tak więc, ze strony Boga – i z coraz większej hojności łask Jego – odczuwam w sobie wielki postęp ku lepszemu. Z mojej strony jednak widzę siebie w Jego służbie daleko gorszą, bo daleko więcej otrzymywałam pociech, które mi Pan dawał, chociaż często daje mi i wielkie cierpienia. Pokuty czynię bardzo mało; czci, choć często wbrew woli mojej, doznaję wiele. Słowem, widzę, że żyję w rozkoszach, a nie w pokucie. Niechaj Bóg według swej woli temu zaradzi.

3

Klasztor Św. Józefa w Awili, 1563.

l. Dziewięć miesięcy, mniej lub więcej, upłynęło od czasu, jak napisałam to, co wyżej. Od tego czasu aż dotąd nie cofnęłam się do tych łask, które mi Pan uczynił; zdaje mi się, owszem, że nowych dostąpiłam, mianowicie łaski swobody ducha o wiele większej, niż przedtem miałam. Dawniej bowiem zdawało mi się, że nie mogę się obyć bez drugich i wielką ufność pokładałam w pomocy od świata. Teraz zrozumiałam jasno, że wszystko to jest jak łodygi suchej trzciny, na których nie można się oprzeć bezpiecznie, bo łamią się, gdy je przygniecie brzemię przeciwieństwa lub sądów nieprzychylnych. I tak z własnego doświadczenia przekonałam się, że jeden tylko jest prawdziwy sposób uchronienia się upadku, to jest, oprzeć się na krzyżu i ufać w Tym, który dał się do niego przybić. On sam tylko, przekonałam się, jest przyjacielem prawdziwym i na Nim polegając, czuję w sobie moc i pewność taką, iż zdołałabym czoło stawić całemu światu, przeciwko mnie powstającemu, byleby On mnie nie opuścił.

2. Przedtem lubiłam bardzo i pragnęłam życzliwości u ludzi. Odtąd zrozumiałam tę prawdę tak jasną, nic już o to nie dbam, owszem, rzec mogę, przyjaźń ludzka poniekąd mi ciąży, z wyjątkiem tych, przed którymi otwieram duszę moją, albo tych, którym mam nadzieję być pomocną do postępu w cnocie. Tamtych życzliwości pragnę, aby mię znosili, tych drugich dlatego, aby mając dla mnie przychylność, łatwiej uwierzyli temu, co im mówię o marności wszystkich rzeczy ziemskich.

3. W niemałych utrapieniach, prześladowaniach i przeciwieństwach, jakie miałam do zniesienia w ciągu tych miesięcy Bóg mi dodawał wielkiej odwagi, tym większej, im większa na mnie uderzała burza, tak iż zgoła mi się nie przykrzyło cierpieć. I dla tych, którzy źle o mnie mówili, nie tylko nie czułam urazy, ale owszem, więcej jeszcze za to ich kochałam. Nie wiem jak się to stało, ala był to widocznie szczególny dar z ręki Pańskiej.

4. Z usposobienia mego, gdy czego pragnę, zwykłam pragnąć gwałtownie; teraz wszystkie pragnienia moje tak są spokojne, że gdy które się spełni, nie czuję nawet, bym się z tego cieszyła. Wszelkie przykrości czy przyjemności z wyjątkiem rzeczy tyczących się modlitwy, tak mi są obojętne, jak gdybym była bez czucia i w takim stanie pozostaję całymi dniami.

5. Zapały, które nieraz na mnie przychodzą i pobudzają mnie do zadawania sobie pokuty, są silne nad wyraz. I chociaż wtedy czynię jaką pokutę, tak mało, przy tym gorącym pragnieniu, ją czuję, że nieraz – a raczej zawsze – wydaje mi się raczej jakby szczególną rozkoszą. Tylko że będąc bardzo schorzałą, mało mogę zadawać sobie umartwień.

6. Konieczność jedzenia jest dla mnie często wielkim, obecnie nawet wprost nieznośnym cierpieniem, zwłaszcza gdy jestem na modlitwie. Snadź musi ono być wielkie, kiedy mię przywodzi do gorzkiego płaczu i jakby mimowolnie wybucham głośnym narzekaniem, co skądinąd wcale nie jest moim obyczajem. Chociaż wielkie w życiu moim wycierpiałam utrapienia, nie pamiętam, bym kiedy pozwoliła sobie na słowo skargi, pod tym względem nic nie ma we mnie kobiecego i serce mam mężne.

7. Bardzo pragnę, goręcej niż kiedykolwiek przedtem, by znalazło się jak najwięcej dusz, zwłaszcza między uczonymi, które by z zupełnym oderwaniem się od świata Bogu służyły i do niczego z tych rzeczy ziemskich się nie przywiązywały – wiem, że wszystko to marność. Widzę i czuję wielkie potrzeby Kościoła i tak mi one ciążą na sercu, że dzieciństwem mi się wydaje, martwić się i trapić o co innego. Nie przestaję też polecać takich dusz Bogu, bo widzę to jasno, że jeden mąż doskonały i prawdziwą miłością Boga kochający, więcej może przynieść pożytku niż wielu oziębłych.

8. W rzeczach wiary o wiele większe, zdaje mi się, czuję w sobie umocnienie. Czuję, że mogłabym sama jedna stawić czoło wszystkim luteranom i wytknąć im na oczy ich błędy. Bardzo mię boli zguba tylu dusz. Wielu widzę na lepszą drogę nawróconych i nie mogę nie uznać, że spodobało się Bogu nawrócić ich przeze mnie. Widzę także i czuję, że z Jego łaski i dobroci, moja dusza z każdym dniem rośnie coraz wyżej w Jego miłości.

9. Chociażbym rozmyślnie chciała unosić się próżną chwałą, sądzę, że nie potrafiłabym i nie rozumiem, jakim sposobem mogłaby powstać we mnie myśl, by którakolwiek z tych cnót była własnym moim nabytkiem. Do niedawna bowiem przez długie lata widziałam siebie bez żadnej cnoty i dziś jeszcze z mojej strony nic nie czynię innego, jeno biorę łaski, a nie służę wiernie i jestem najniepożyteczniejszym stworzeniem na świecie. Szczerze mówiąc, nieraz zastanawiam się nad tym, jak wszyscy wkoło mnie postępują w dobrym, tylko ja jedna sama z siebie zawsze jestem do niczego. Nie jest to, upewniam, żadna pokora, tylko sama prawda. Kiedy też widzę siebie taką niepożyteczną i żadnego postępu nie czyniącą, nieraz przychodzi mi myśl i obawa, czy nie ulegam jakiemu oszukaniu.

Tylko, że widzę także jasno, że te korzyści duchowe jedyne swe źródło mają w tych objawieniach i zachwyceniach – w których nic nie ma ze mnie; nie przyczyniam się też więcej do ich otrzymania, co głuchy pień i to mię ubezpiecza, i uspokaja. – Oddaję się w ręce Boga i polegam na moich pragnieniach, bo wiem pewno, że nic innego nie mają na celu, jeno umrzeć dla Niego, pracować i cierpieć dla Niego bez wytchnienia, cokolwiek by przyjść miało.

10. Bywają dni, że ustawicznie przychodzą mi na myśl słowa św. Pawła – choć bez wątpienia we mnie tak nie jest. – Zdaje mi się, że nie ja żyję, nie ja mówię, nie ja chcę, ale żyje we mnie Ten, który mną rządzi i daje siłę. I chodzę jakbym wyszła z siebie i samo życie niewypowiedzianym jest dla mnie cierpieniem. Nie ma też większego dowodu mojej gotowości na wszelką służbę Jego, nad to, że tyle cierpiąc nad tym życiem, które mnie rozdziela od Niego, pragnę jednak żyć dla Jego miłości. Chciałabym tylko, by to życie było pełne ciężkich utrapień i prześladowań; i kiedy już niezdolna jestem do pomnażania się w doskonałości, niechże przynajmniej będę zdolna do cierpienia. Wszelkie też cierpienia, jakie są na świecie, chętnie bym zniosła za jeden najmniejszy stopień zasługi, to jest, doskonalszego spełniania Jego woli.

11. Z wszystkiego, cokolwiek słyszałam na modlitwie, chociażby dwa lata naprzód, nie ma ani jednego punktu, który by się rzeczywiście nie spełnił. A tak są wielkie te rzeczy, które widzę i słyszę o wielmożnościach Boga, o dziwnych sposobach, jakimi wszystko rozrządza i do skutku doprowadza, że ile razy zacznę się nad tym zastanawiać, prawie zawsze ustaje mi rozum, jak człowiekowi, który patrzy na rzeczy o wiele przewyższające pojęcie jego, i wpadam w stan głębokiego skupienia.

12. Niech tylko Bóg mię strzeże od Jego obrazy! Nieraz bowiem przerażenie mię ogarnia, gdy wspomnę, jako wielkie On o mnie ma staranie, a ja z mojej strony prawie w niczym się do tego nie przyczyniam, bo nim te łaski otrzymałam, byłam przepaścią grzechów i złości i zdawało mi się, że nie jest w mojej mocy od nich się powstrzymać. I dlatego chciałabym, aby wszyscy wiedzieli o tych moich złościach, by lepiej stąd poznali, jak wielka jest moc Boga. Niech będzie pochwalony na wieki wieczne, amen.

I H S

13. Pierwsza część sprawozdania niniejszego nie jest pisana moją ręką, jak druga, ale ją ustnie opowiadałam spowiednikowi, a on, nic nie opuszczając i nic nie dodając, swoją ręką ją spisał. Był to mąż wysoce duchowy i uczony teolog – jemu wyznawałam wszystkie sprawy mej duszy – a on naradzał się w tych sprawach z innymi uczonymi, między którymi był i Ojciec Mancio. Niczego w wewnętrznych przejściach moich nie znaleźli, co by się nie zgadzało całkowicie z Pismem świętym. Odtąd już jestem spokojna, lubo rozumiem dobrze, że dopóki Bóg mię prowadzi tą drogą, nie wolno mi koniecznie w niczym ufać samej sobie, za czym też zawsze wyznaję wszystko, choć mię to dużo kosztuje.

Proszę waszej miłości, żeby wszystko to pozostało pod sekretem spowiedzi, jak o to usilnie prosiłam.

 

Sprawozdania duchowe 2 – 3



2

Pałac Luisy de la Cerda, 1562.

1. Przeszło rok temu, zdaje mi się, napisałam to, co się tu zawiera. Przez cały ten czas Bóg dopomagał mi, że nie stałam się gorsza; owszem, w tym, co powiem, widzę znaczne polepszenie. Niech będzie pochwalony za wszystko.

2. Widzenia i objawienia nie ustały, ale są o wiele wyższe. Nauczył mię Pan pewnego sposobu modlitwy, w którym znajduję skuteczną pomoc do szybszego postępu, większe oderwanie się od rzeczy tego życia, większą odwagę i swobodę ducha. Zachwycenia spotęgowały się; przychodzą one nieraz jawnie, gdy jestem w towarzystwie, nagle i z taką niepowstrzymaną siłą, że nie zdołam ich zewnętrznie opanować, skutkiem czego obecni to widzą. I nie ma sposobu ich ukrywać – chyba, że uda mi się złożyć je na moją chorobę sercową – aby patrzący sądzili, że to zwykłe omdlenie; choć staram się ze wszystkich sił oprzeć się z początku, często jednak nie mogę.

3. Co się tyczy ubóstwa, Bóg użyczył mi wielkiej łaski tak, iż chciałabym i rzeczy potrzebnych do życia nie mieć, jeno z jałmużny; owszem, chciałabym żyć w takim ostatecznym niedostatku, iżby każdy kawałek chleba, który jem, zależał od cudzej łaski. Żyjąc w domu, w którym mam pewność, że nie zabraknie mi pożywienia i okrycia, nie tak doskonale, zdaje mi się, spełniam ślub ubóstwa i radę Chrystusową, jak gdy się znajdę w takim domu, który nie będzie miał dochodów, gdzie zatem i rzeczy potrzebnych nieraz może zabraknąć. Dobra zaś, których się prawdziwym ubóstwem nabywa, są tak wielkie, iż nie chciałabym ich utracić. Tak wielką nieraz czuję w sobie wiarę, że Bóg nie może zrobić zawodu temu, kto Mu służy, i że nie ma i nie będzie nigdy przykładu, by słowo Jego zawiodło, że nie potrafię zmienić mojego w tym względzie postanowienia, ani dopuścić do siebie żadnej o to obawy. Za czym i wielką przykrość odczuwam, gdy mi radzą, bym zapewniła sobie dochody i od tych doradców odwołuję się do Boga.

4. Daleko większą niż dawniej, mam teraz, zdaje mi się, litość dla ubogich, bardzo nad nimi boleję i pragnę mocno zaradzić ich nędzy, tak iż gdybym mogła, oddałabym im wszystką moją odzież. Żadnego do nich wstrętu nie czuję, choć przestaję z nimi i rękoma ich dotykam; jasno w tym widzę nowy dar od Boga, bo dawniej, choć dla miłości Jego dawałam jałmużnę, ale tego przyrodzonego uczucia litości nie miałam. Bardzo wyraźną w tym względzie czuję w sobie poprawę.

5. Podobnie i w znoszeniu krzywdzących sądów i szemrań – a bywa ich wiele i z wielką ujmą dla mnie – widzę znaczny w sobie postęp. Takie, zdaje mi się, robią one na mnie wrażenie, jak gdybym była niepojętna i nic nie rozumiała i prawie zawsze uznaję, że obmawiający mnie mają słuszność. Ale tak mało mię to obchodzi, że nie widzę nawet, co bym tu mogła ofiarować Bogu, wiedząc z doświadczenia, jak wielką korzyść dusza moja z tego odnosi. Uważam więc takich raczej za dobroczyńców moich. Wszelka uraza do nich znika we mnie bez śladu, jak tylko uklęknę na modlitwę. W pierwszej chwili, gdy takie rzeczy słyszę, trochę mi to sprawia przykrość, ale bez niepokoju, ni wzburzenia. Gdy zaś widzę, jak nieraz to bywa, że ktoś mnie żałuje, wtedy szczerze mówiąc, w duchu się śmieję, bo wszystkie przykrości tego życia tak małej są wagi, że nie ma czego się martwić. Wszystko to przedstawia mi się jakby sen, po którym, za przebudzeniem, nic nie pozostanie.

6. Daje mi Bóg żywsze pożądanie, silniejszy pociąg do samotności, o wiele większe – jak mówiłam – oderwanie się od wszystkiego, za sprawą tych widzeń, w których poznałam to, co jest wszystkim. Chociażbym opuściła wszystkich przyjaciół i przyjaciółki i powinowatych, nie odczuwam braku, bo wszystko to tylko cząsteczki; owszem, pokrewieństwa wszelkie mocno mię nużą. Bylebym o jedną odrobinkę lepiej mogła służyć Bogu, gotowam opuścić ich wszystkich z wszelką swobodą ducha i z przyjemnością. Tak będąc usposobiona, znajduję pokój we wszystkim.

7. Niektóre rzeczy, które zostały mi objawione na modlitwie sposobem rady albo przestrogi, okazały się w skutkach zupełnie prawdziwe. Tak więc, ze strony Boga – i z coraz większej hojności łask Jego – odczuwam w sobie wielki postęp ku lepszemu. Z mojej strony jednak widzę siebie w Jego służbie daleko gorszą, bo daleko więcej otrzymywałam pociech, które mi Pan dawał, chociaż często daje mi i wielkie cierpienia. Pokuty czynię bardzo mało; czci, choć często wbrew woli mojej, doznaję wiele. Słowem, widzę, że żyję w rozkoszach, a nie w pokucie. Niechaj Bóg według swej woli temu zaradzi.

3

Klasztor Św. Józefa w Awili, 1563.

l. Dziewięć miesięcy, mniej lub więcej, upłynęło od czasu, jak napisałam to, co wyżej. Od tego czasu aż dotąd nie cofnęłam się do tych łask, które mi Pan uczynił; zdaje mi się, owszem, że nowych dostąpiłam, mianowicie łaski swobody ducha o wiele większej, niż przedtem miałam. Dawniej bowiem zdawało mi się, że nie mogę się obyć bez drugich i wielką ufność pokładałam w pomocy od świata. Teraz zrozumiałam jasno, że wszystko to jest jak łodygi suchej trzciny, na których nie można się oprzeć bezpiecznie, bo łamią się, gdy je przygniecie brzemię przeciwieństwa lub sądów nieprzychylnych. I tak z własnego doświadczenia przekonałam się, że jeden tylko jest prawdziwy sposób uchronienia się upadku, to jest, oprzeć się na krzyżu i ufać w Tym, który dał się do niego przybić. On sam tylko, przekonałam się, jest przyjacielem prawdziwym i na Nim polegając, czuję w sobie moc i pewność taką, iż zdołałabym czoło stawić całemu światu, przeciwko mnie powstającemu, byleby On mnie nie opuścił.

2. Przedtem lubiłam bardzo i pragnęłam życzliwości u ludzi. Odtąd zrozumiałam tę prawdę tak jasną, nic już o to nie dbam, owszem, rzec mogę, przyjaźń ludzka poniekąd mi ciąży, z wyjątkiem tych, przed którymi otwieram duszę moją, albo tych, którym mam nadzieję być pomocną do postępu w cnocie. Tamtych życzliwości pragnę, aby mię znosili, tych drugich dlatego, aby mając dla mnie przychylność, łatwiej uwierzyli temu, co im mówię o marności wszystkich rzeczy ziemskich.

3. W niemałych utrapieniach, prześladowaniach i przeciwieństwach, jakie miałam do zniesienia w ciągu tych miesięcy Bóg mi dodawał wielkiej odwagi, tym większej, im większa na mnie uderzała burza, tak iż zgoła mi się nie przykrzyło cierpieć. I dla tych, którzy źle o mnie mówili, nie tylko nie czułam urazy, ale owszem, więcej jeszcze za to ich kochałam. Nie wiem jak się to stało, ala był to widocznie szczególny dar z ręki Pańskiej.

4. Z usposobienia mego, gdy czego pragnę, zwykłam pragnąć gwałtownie; teraz wszystkie pragnienia moje tak są spokojne, że gdy które się spełni, nie czuję nawet, bym się z tego cieszyła. Wszelkie przykrości czy przyjemności z wyjątkiem rzeczy tyczących się modlitwy, tak mi są obojętne, jak gdybym była bez czucia i w takim stanie pozostaję całymi dniami.

5. Zapały, które nieraz na mnie przychodzą i pobudzają mnie do zadawania sobie pokuty, są silne nad wyraz. I chociaż wtedy czynię jaką pokutę, tak mało, przy tym gorącym pragnieniu, ją czuję, że nieraz – a raczej zawsze – wydaje mi się raczej jakby szczególną rozkoszą. Tylko że będąc bardzo schorzałą, mało mogę zadawać sobie umartwień.

6. Konieczność jedzenia jest dla mnie często wielkim, obecnie nawet wprost nieznośnym cierpieniem, zwłaszcza gdy jestem na modlitwie. Snadź musi ono być wielkie, kiedy mię przywodzi do gorzkiego płaczu i jakby mimowolnie wybucham głośnym narzekaniem, co skądinąd wcale nie jest moim obyczajem. Chociaż wielkie w życiu moim wycierpiałam utrapienia, nie pamiętam, bym kiedy pozwoliła sobie na słowo skargi, pod tym względem nic nie ma we mnie kobiecego i serce mam mężne.

7. Bardzo pragnę, goręcej niż kiedykolwiek przedtem, by znalazło się jak najwięcej dusz, zwłaszcza między uczonymi, które by z zupełnym oderwaniem się od świata Bogu służyły i do niczego z tych rzeczy ziemskich się nie przywiązywały – wiem, że wszystko to marność. Widzę i czuję wielkie potrzeby Kościoła i tak mi one ciążą na sercu, że dzieciństwem mi się wydaje, martwić się i trapić o co innego. Nie przestaję też polecać takich dusz Bogu, bo widzę to jasno, że jeden mąż doskonały i prawdziwą miłością Boga kochający, więcej może przynieść pożytku niż wielu oziębłych.

8. W rzeczach wiary o wiele większe, zdaje mi się, czuję w sobie umocnienie. Czuję, że mogłabym sama jedna stawić czoło wszystkim luteranom i wytknąć im na oczy ich błędy. Bardzo mię boli zguba tylu dusz. Wielu widzę na lepszą drogę nawróconych i nie mogę nie uznać, że spodobało się Bogu nawrócić ich przeze mnie. Widzę także i czuję, że z Jego łaski i dobroci, moja dusza z każdym dniem rośnie coraz wyżej w Jego miłości.

9. Chociażbym rozmyślnie chciała unosić się próżną chwałą, sądzę, że nie potrafiłabym i nie rozumiem, jakim sposobem mogłaby powstać we mnie myśl, by którakolwiek z tych cnót była własnym moim nabytkiem. Do niedawna bowiem przez długie lata widziałam siebie bez żadnej cnoty i dziś jeszcze z mojej strony nic nie czynię innego, jeno biorę łaski, a nie służę wiernie i jestem najniepożyteczniejszym stworzeniem na świecie. Szczerze mówiąc, nieraz zastanawiam się nad tym, jak wszyscy wkoło mnie postępują w dobrym, tylko ja jedna sama z siebie zawsze jestem do niczego. Nie jest to, upewniam, żadna pokora, tylko sama prawda. Kiedy też widzę siebie taką niepożyteczną i żadnego postępu nie czyniącą, nieraz przychodzi mi myśl i obawa, czy nie ulegam jakiemu oszukaniu.

Tylko, że widzę także jasno, że te korzyści duchowe jedyne swe źródło mają w tych objawieniach i zachwyceniach – w których nic nie ma ze mnie; nie przyczyniam się też więcej do ich otrzymania, co głuchy pień i to mię ubezpiecza, i uspokaja. – Oddaję się w ręce Boga i polegam na moich pragnieniach, bo wiem pewno, że nic innego nie mają na celu, jeno umrzeć dla Niego, pracować i cierpieć dla Niego bez wytchnienia, cokolwiek by przyjść miało.

10. Bywają dni, że ustawicznie przychodzą mi na myśl słowa św. Pawła – choć bez wątpienia we mnie tak nie jest. – Zdaje mi się, że nie ja żyję, nie ja mówię, nie ja chcę, ale żyje we mnie Ten, który mną rządzi i daje siłę. I chodzę jakbym wyszła z siebie i samo życie niewypowiedzianym jest dla mnie cierpieniem. Nie ma też większego dowodu mojej gotowości na wszelką służbę Jego, nad to, że tyle cierpiąc nad tym życiem, które mnie rozdziela od Niego, pragnę jednak żyć dla Jego miłości. Chciałabym tylko, by to życie było pełne ciężkich utrapień i prześladowań; i kiedy już niezdolna jestem do pomnażania się w doskonałości, niechże przynajmniej będę zdolna do cierpienia. Wszelkie też cierpienia, jakie są na świecie, chętnie bym zniosła za jeden najmniejszy stopień zasługi, to jest, doskonalszego spełniania Jego woli.

11. Z wszystkiego, cokolwiek słyszałam na modlitwie, chociażby dwa lata naprzód, nie ma ani jednego punktu, który by się rzeczywiście nie spełnił. A tak są wielkie te rzeczy, które widzę i słyszę o wielmożnościach Boga, o dziwnych sposobach, jakimi wszystko rozrządza i do skutku doprowadza, że ile razy zacznę się nad tym zastanawiać, prawie zawsze ustaje mi rozum, jak człowiekowi, który patrzy na rzeczy o wiele przewyższające pojęcie jego, i wpadam w stan głębokiego skupienia.

12. Niech tylko Bóg mię strzeże od Jego obrazy! Nieraz bowiem przerażenie mię ogarnia, gdy wspomnę, jako wielkie On o mnie ma staranie, a ja z mojej strony prawie w niczym się do tego nie przyczyniam, bo nim te łaski otrzymałam, byłam przepaścią grzechów i złości i zdawało mi się, że nie jest w mojej mocy od nich się powstrzymać. I dlatego chciałabym, aby wszyscy wiedzieli o tych moich złościach, by lepiej stąd poznali, jak wielka jest moc Boga. Niech będzie pochwalony na wieki wieczne, amen.

I H S

13. Pierwsza część sprawozdania niniejszego nie jest pisana moją ręką, jak druga, ale ją ustnie opowiadałam spowiednikowi, a on, nic nie opuszczając i nic nie dodając, swoją ręką ją spisał. Był to mąż wysoce duchowy i uczony teolog – jemu wyznawałam wszystkie sprawy mej duszy – a on naradzał się w tych sprawach z innymi uczonymi, między którymi był i Ojciec Mancio. Niczego w wewnętrznych przejściach moich nie znaleźli, co by się nie zgadzało całkowicie z Pismem świętym. Odtąd już jestem spokojna, lubo rozumiem dobrze, że dopóki Bóg mię prowadzi tą drogą, nie wolno mi koniecznie w niczym ufać samej sobie, za czym też zawsze wyznaję wszystko, choć mię to dużo kosztuje.

Proszę waszej miłości, żeby wszystko to pozostało pod sekretem spowiedzi, jak o to usilnie prosiłam.