1
Data prawdopodobna: klasztor Wcielenia w Awili, 1560.
1. Sposób, w jaki obecnie odbywam modlitwę wewnętrzną jest następujący. Rzadko się zdarza, bym znajdując się na rozmyślaniu, zdołała rozważać rozumem. Od pierwszej bowiem chwili skupia się dusza i wpada w stan odpocznienia albo zachwycenia, tak iż z władz i zmysłów żadnego nie mogę czynić użytku; tyle tylko, że słyszę – a i tego co słyszę, nie rozumiem – i do niczego więcej nie jestem zdolna.
2. Często tak bywa, że (gdy wcale nie mam zamiaru myśleć o rzeczach Bożych, gdy owszem zajęta jestem rzeczami obcymi, gdy nawet zdaje mi się, że choćbym usiłowała zdobyć się na modlitwę wewnętrzną, nie mogłabym z powodu wielkiej oschłości wewnętrznej i cierpień fizycznych) tak nagle i z taką niepowstrzymaną siłą przychodzi na mnie to skupienie i uniesienie ducha, że oprzeć mu się niepodobna i w jednej chwili czuję w sobie skutki i korzyści duchowe, jakie ono sprowadza. Dzieje się to bez żadnego widzenia, bez żadnych słów i bez zrozumienia, co się ze mną dzieje. To jedno tylko widzę i czuję, że dusza moja, w chwili gdy zdawało mi się, że gubi się i ustaje, napełnia się nagle takimi dobrami niebieskimi, iż choćbym rok cały ze wszystkich sił starała się o pozyskanie ich, nie sądzę, bym zdołała nabyć ich tyle, ile ich w tej jednej chwili bez żadnej pracy doznaję.
3. Innym razem przychodzą na mnie wielkie zapały, z takim omdlewaniem za Bogiem, że prawie odchodzę od siebie. Zdaje mi się, że życie we mnie ustaje i mimo woli muszę krzyczeć i wołać do Boga, taka jest niepowstrzymana gwałtowność tego zapału. Czasem nie mogę usiedzieć na miejscu, jak gdyby mnie mdłości zbierały i cierpienie to przychodzi mi bez żadnego działania z mojej strony. A taki to rodzaj cierpienia, że dusza nigdy już nie chciałaby wyjść z niego, póki żyje. Pochodzi ono z nieugaszonego pragnienia, jakie w sobie czuję, bym mogła już nie żyć i z tej świadomości, że żyję i nie mam na to lekarstwa. Jedynym bowiem na to lekarstwem byłoby widzenie Boga, a jedynym sposobem, aby widzieć Boga, jest śmierć, a śmierci sobie sama zadać nie mogę. I w tym stanie zdaje się duszy, że wszyscy wkoło niej są najszczęśliwsi, tylko ona nieszczęśliwa i wszyscy mają lekarstwo na swoje cierpienia, tylko ona go nie posiada. Jest to męka tak dominująca, że niepodobna byłoby ją znieść, gdyby Pan jej nie zaradził, zsyłając zachwycenie, od którego wszystko się ucisza i dusza napełnia się wielkim uspokojeniem i uszczęśliwieniem. Albo (jak to bywa niekiedy, dając jej widzenie tego, czego pragnie, czy znowu w innych zdarzeniach) dając jej słyszeć mowy i objawienia niebieskie.
4. Czasem znowu powstają we mnie nieopisane pragnienia służenia Bogu, z porywami tak gwałtownymi, że brak mi słów na wyrażenie ich siły, a przy tym żal czuję i ból, że tak na nic się nie zdam. W takich chwilach zdaje mi się, że nie ma takiego trudu czy utrapienia, ani takiej przeszkody czy przeciwności, choćby to była śmierć, choćby to było męczeństwo, których bym nie zniosła z łatwością. I to również przychodzi bez uprzedniego zastanowienia; przychodzi nagle, w jednej chwili i całą mię wstrząsa i ani wiem skąd taka siła się bierze. Chciałabym wtedy wołać na cały głos, aby wszyscy mogli mię słyszeć i zrozumieć, by nie poprzestawali w służbie Bożej na byle czym i jak wielkie jest dobro, które Bóg nam daje, jeśli my uczynimy się sposobnymi do jego przyjęcia. Taka jest gwałtowność tych pragnień, że sama w sobie szarpię się i dręczę, widząc, że pożądam tego, czego spełnić nie mogę. Zdaje mi się wówczas, że tylko ciało krępuje mię i więzi, iż nie jestem zdolna w niczym służyć Bogu i memu stanowi. Gdyby nie ono, czyniłabym rzeczy wielkie, ile by mi sił na to stało; i tak widząc siebie pozbawioną wszelkiej możności służenia Bogu, taki z tego powodu cierpię ból, że go i wyrazić nie zdołam. Wreszcie po tym wszystkim przychodzą łaski duchowe, skupienie i pocieszenie w Bogu.
5. Niekiedy, wśród tych zapałów do służby Bożej, zdarzało mi się, że chciałam zadawać sobie pokuty, ale nie mogę. Wielką by mi przyniosło ulgę, i w rzeczy samej ulgę i pociechę mam z tych, które sobie zadaję, choć są one prawie niczym skutkiem niedołęstwa mego ciała. Wszakże, gdyby ono na to pozwalało, przy tych pragnieniach, jakie mam, sądzę, że przebrałabym miarę.
6. Nieraz wielką mi przykrość sprawia konieczność rozmawiania z ludźmi i tak mię to martwi, że gorzkie łzy wylewam, bo jedynym pragnieniem moim jest samotność. I chociaż, będąc sama, nie zawsze się modlę, albo czytam, sama przecie samotność jest dla mnie pociechą. Rozmowa, przeciwnie, szczególnie z krewnymi i powinowatymi, ciąży mi i jestem między nimi jakby nieswoja, z wyjątkiem tych tylko, z którymi mogę mówić o rzeczach wewnętrznych i potrzebach duszy. Z takimi ochotnie rozmawiam, chociaż czasem i oni mi się przykrzą i wolałabym nie widzieć ich i pozostać sama; ale to rzadko się zdarza. Szczególnie też rozmowa z tymi, przed którymi sumienie moje otwieram, zawsze jest dla mnie pociechą.
7. Potrzeba jedzenia i spania bardzo mi nieraz jest przykrą, zwłaszcza teraz, gdy widzę, że więcej niż inni obyć się bez tego nie mogę. Czynię to dla spełnienia woli Bożej i Jemu też to ofiaruję. Czas zawsze mi się wydaje krótki i zawsze mi go mało do modlitwy; bo zostawać samej, choćby najdłużej, nigdy mi się nie sprzykrzy. Pragnę mieć czas na czytanie, bo bardzo je zawsze lubiłam. Czytam jednak bardzo mało, naprzód dlatego, że w chwili, gdy wezmę książkę do ręki, skupiam się w sobie z wewnętrznego zadowolenia i tak czytanie zamienia się w modlitwę; a potem trwa to zawsze bardzo krótko, bo mam dużo zajęcia, które, choć dobre, nie daje mi jednak tego zadowolenia, jakie sprawiałoby tamto. Tak więc wciąż wzdycham za czasem swobodnym i stąd to, zdaje mi się, pochodzi, że wszystko co robię, wydaje mi się niesmaczne, bo widzę, że nie robię tego, co bym robić chciała i pragnęła.
8. Wszystkie te dobre pragnienia, wraz z pomnożeniem cnoty, dał mi Pan od czasu, jak mi użyczył tej modlitwy odpocznienia, połączonej z zachwyceniami. Od tego czasu taki znajduję w sobie postęp ku lepszemu, że poprzednie życie moje wydaje mi się jakby stanem zatracenia. Zachwycenia te i widzenia wielkie mi przynoszą korzyści, jak je zaraz opiszę. Twierdzę bez wahania, że jeśli jest we mnie co dobrego, nie skądinąd mi to przyszło, jeno z tego źródła.
9. Stąd powstała we mnie mocna wola i niezachwiane postanowienie, nigdy w niczym nie obrazić Boga, nawet grzechem powszednim i raczej wolałabym tysiąc razy umrzeć, niżbym miała świadomie i z zastanowieniem taką rzecz uczynić. Stąd postanowienie, że cokolwiek uznam za doskonalsze i z większą chwałą Bożą, zwłaszcza, gdy ten, kto ma pieczę o mnie i mną rządzi powie mi, bym to uczyniła, choćby mi to było przykre i trudne, za żadne skarby świata uczynić tego nie zaniecham. I gdybym inaczej postąpiła, jużbym nie miała śmiałości prosić Pana o żadną łaskę, ani stanąć przed Nim na modlitwę; mimo tego jednak, wiele jeszcze popełniam błędów i niedoskonałości.
Stąd także wypływa posłuszeństwo temu, kto mię spowiada, jakkolwiek niedoskonałe; wszakże, co rozumiem, że ode mnie żąda albo mi zaleca, tego spełnić nie zaniedbam; i gdybym zaniedbała, uważałabym to za wielki błąd.
Pragnę także ubóstwa, choć nie bez niedoskonałości; ale choćbym miała skarby wielkie, nie chciałabym, zdaje mi się, pobierać z nich dochodów, ani trzymać pieniędzy ukrytych do własnego użytku. Zupełnie o to nie dbam, i niczego nie pragnę nad ścisłą potrzebę. Z tym wszystkim czuję to, że wiele mi jeszcze nie dostaje do doskonałości w tej cnocie; bo jakkolwiek niczego nie pragnę posiadać dla siebie, pragnęłabym przecie mieć z czego dawać drugim. Dochodów tylko mieć nie chcę, ani żadnej rzeczy na własność.
10. Z każdego prawie widzenia, jakie miałam, odniosłam pożytek i postęp ku lepszemu. Jeśliby to miało być oszukanie diabelskie, zdaję się w tym na moich spowiedników.
11. Ile razy nasunie mi się co pięknego albo okazałego: wody, błonia, kwiaty, zapachy, muzyka itp., nie chciałabym widzieć tego ani słyszeć – tak dalece nie dorównywa to tym pięknościom, które zwykłam oglądać. Zatem i wszelka ochota do nich mię odchodzi. I do takiej doszłam obojętności względem tych rzeczy, że z wyjątkiem chyba pierwszego, mimowolnego poruszenia, żadnego one na mnie wrażenia nie robią. Wszystko to w oczach moich zda się bardzo niskie.
12. Gdy wypada mi z konieczności przestawać i rozmawiać z ludźmi światowymi, chociażby o rzeczach życia wewnętrznego, chociażby dla rozrywki, jeśli rozmowa się przeciąga nad konieczną potrzebę, tak wielką mi to przykrość sprawia, że muszę się gwałtem opanowywać. Wesołe zabawy i inne rozrywki światowe, które dawniej lubiłam, dziś mi są wstrętne i patrzeć na nie nie mogę.
13. Pragnienia miłowania Boga i oglądania Go, które, jak mówiłam, miewam, nie powstają za pomocą pobożnych rozważań, jakim oddawałam się dawniej, kiedy mi się zdawało, że jestem bardzo pobożna, i moc łez wylewałam. I taki w nich płonie zapał i żar nadmierny, że gdyby Bóg, jak już mówiłam, nie zaradził, zsyłając zachwycenie, przez co dusza, jak mniemam,ucisza się i znajduje zaspokojenie, rychło by, sądzę, od tej nawały życie ustało.
14. Gdy spotkam duszę wyżej stojącą w doskonałości, mocną w takich, jak mówiłam, postanowieniach, oderwaną od rzeczy ziemskich, odważną i mężną, bardzo mię ona pociąga, pragnęłabym z nią przestawać, pewna, że znajdę u niej pomoc i korzyść duchową. Przeciwnie, gdy widzę dusze bojaźliwe, ostrożnie słaniające się po takich tylko rzeczach, które ziemski rozsądek uznaje za możliwe, sprawiają mi przykre uczucie i mimo woli zwracam się od nich do Boga i do świętych, którzy właśnie takie rzeczy czynili, które dziś wydają się nam straszne i niepotrzebne. Nie, iżbym sama poczytywała siebie za zdolną do czego, ale mam to przekonanie, że tych, którzy dla miłości Boga zdobywają się na wielkie rzeczy, Bóg łaską swoją wspomaga i nigdy nie zawiedzie tego, kto w Nim samym ufność swą położy. Toteż chciałabym znaleźć jak najwięcej takich, których bym mogła przekonać, iżby się nie troszczyli o to, co będą jeść i czym się przyodziewać, ale wszystką troskę swoją zdali na Boga. Nie znaczy to, bym w taki sposób zdawała na Boga troskę o rzeczy potrzebne i żebym sama o nie się nie starała. Owszem, staram się o nie, ale bez tej gorączkowości, która by mi zakłócała swobodę wewnętrzną. I od czasu, jak mi Pan użyczył tej swobody, dobrze mi jest z tym i staram się ile mogę zapomnieć o sobie. Nie ma jeszcze roku, zdaje mi się, jak mi Pan dał tę łaskę.
15. Do próżnej chwały, o ile znam siebie i rozumiem, nie mam dzięki Bogu żadnego powodu. Jasno bowiem widzę, że w tych rzeczach, które mam od Boga, nie ma nic mojego. Owszem, Bóg daje mi żywe uczucie mojej nędzy tak, że z wszelkim, na jakie bym się zdobyć mogła, zastanawianiem się i rozmyślaniem, nie zdołałabym dojrzeć tylu prawd, ile ich w jednej chwili poznaję.
16. Gdy mówię o tych rzeczach, jak to musiałam uczynić kilka dni temu, zdaje mi się, że mówię o kim innym. Przedtem nieraz jakbym się wstydziła, że te rzeczy, które dzieją się we mnie, doszły do wiadomości innych. Teraz jednak rozumiem, że przez nie w niczym nie jestem lepsza, że owszem, jestem gorsza, tak wielkie łaski biorąc, a tak mały z nich czyniąc pożytek. Szczerze mówię, że nie było, w moim przekonaniu, i nie ma na całym świecie istoty gorszej pod każdym względem ode mnie. Jestem przekonana, że cnoty drugich daleko większą mają zasługę. Ja bowiem nic nie robię, tylko biorę łaski i to, co mnie Bóg raczy dawać tutaj, to snadź dla drugich chowa na przyszłość, za czym błagam Go, by nie dopuszczał tego, bym nagrodę moją otrzymała w tym życiu i snadź dlatego Bóg prowadzi mię tą drogą słodkości i łask nadprzyrodzonych, że niedołężna i grzeszna nie zniosłabym innej.
17. Na modlitwie i w każdym niemal, na jakie się zdobędę, choć krótkim rozmyślaniu, nie potrafię, choćbym się starała, pragnąć ulg i pociech i Boga o nie prosić. Widzę bowiem, że Jego życie całe było jednym cierpieniem i męką; więc i dla siebie proszę Go, aby mi dawał cierpienia i łaskę mężnego ich znoszenia.
18. Wszystkie tego rodzaju rzeczy i łaski bardzo wysokiej doskonałości wrażają mi się do duszy, o ile rozumiem, na modlitwie wewnętrznej tak, iż sama sobie się dziwię i zdumiewam, iż widzę tyle prawd tak wysokich, a tak jasnych, że wobec nich rzeczy tego świata wydają mi się czczą marą i głupstwem. I trudno mi zrozumieć samą siebie, gdy wspomnę, jak dawniej zachowywałam się względem tych rzeczy. Dziś bowiem martwienie się śmiercią lub utrapieniami tego świata i zbytnie poddawanie się bólowi, albo przywiązaniu do krewnych, do przyjaciół itp. – wydaje mi się niedorzecznością. Dlatego, jak mówię, trudno mi zrozumieć samą siebie, gdy zważę, jaką dawniej byłam i jakimi uczuciami się powodowałam.
19. Gdy widzę w kim jakie rzeczy, które widocznie zdają się być grzechem, nie mogę jednak zdobyć się na stanowcze przypuszczenie, by istotnie obraził Boga, i choćbym się kiedy nieco zastanowiła nad tym – co czynię rzadko albo nigdy – nigdy się na taki sąd nie zdobyłam, jakkolwiek grzech widziałam jasno. Zawsze mi się zdawało, że jak sama pragnę i staram się wiernie służyć Bogu, tak tego pragną i o to się starają wszyscy. Dał mi Bóg tę wielką łaskę, że nad rzeczą złą, jeśli mi się potem przypomni, nigdy się nie zatrzymuję myślą, a gdy się przypomni, zawsze patrzę na to, co w takiej osobie jest dobrego. Tym sposobem takie rzeczy nigdy mi nie sprawiają udręczenia, ale za to często mię dręczy widok występków powszechnych, mianowicie herezji. I ile razy na nie wspomnę, zawsze mi się zdaje, że to jest istotne nieszczęście, nad którym słusznie boleć należy. Boleję również, gdy widzę duszę, która już oddawała się modlitwie wewnętrznej, a cofnęła się wstecz, taka niewierność martwi mię, ale nie bardzo, bo staram się o tym nie myśleć.
20. Pod względem próżnych ciekawostek, w których dawniej miałam upodobanie, widzę w sobie poprawę, ale niezupełną. Nie zawsze widzę siebie w tym względzie umartwioną, chociaż niekiedy bywa i tak.
21. Wszystko to, co tu mówię, jest to zwykły mój stan i o ile rozumiem siebie, to zwykle dzieje się w duszy mojej, przy ciągłej prawie pamięci na obecność Boga. I choć rozmawiam o innych rzeczach, nie czyni mi to roztargnienia, chyba że – jak mówiłam – sama chcę; i to nie zawsze, tylko wówczas, gdy rozmawiam o rzeczach ważnych, a i to, dzięki Bogu, chwilami tylko myśl mi odrywa i nie zajmuje mnie ciągle.
22. Przychodzą na mnie chwile – choć nieczęsto, a trwa to jakie trzy, cztery do pięciu dni – że wszystkie te rzeczy dobre, zapały i widzenia, jakby mię opuszczają i tracę o nich pamięć tak, że nawet, gdy chcę coś przypomnieć, nie widzę, co kiedyś było we mnie dobrego. Wszystko to wydaje mi się jakby sen, albo przynajmniej nic sobie wyraźnego przypomnieć nie mogę. Przy tym i cierpienia fizyczne męki mi zadają. Wszystko mi się miesza w głowie, na żadną myśl o Bogu zdobyć się nie mogę, ani nie wiem, po co żyję. Choć czytam, nic nie rozumiem; wydaje mi się, że jestem pełna grzechów, bez żadnej chęci i odwagi do cnoty. Wielkie męstwo, jakie zwykle czuję w sobie, tak gdzieś zanika, że najmniejszej pokusy czy szemrania ze strony świata nie zdołałabym, zdaje mi się, znieść i zwyciężyć. Przychodzą mi wtedy myśli takie, że jestem do niczego; czemu więc wdaję się w rzeczy wyższe nad miarę pospolitą? Ogarnia mię smutek, zdaje mi się, że oszukuję wszystkich, którzy mają o mnie dobre mniemanie. Chciałabym wówczas ukryć się gdzieś tak głęboko, by nikt mnie nie widział i pragnę samotności, nie dla wyższego postępu w cnocie, jeno przez małoduszność. Gotowa bym, zdaje mi się, sprzeczać się z każdym, kto mi się sprzeciwi. W ciągłej walce wewnętrznej, Bóg daje mi jednak tę łaskę, że Go nie obrażam więcej niż zwykle, ani Go proszę, by mię z tego udręczenia wybawił, ale proszę Go, jeśli taka jest wola Jego, by ono trwało zawsze, by mię tylko podtrzymywał ręką swoją, abym Go nie obraziła. Z całego też serca zgadzam się z wolą Jego, a w tym, że nie zawsze mię w takim stanie trzyma, widzę szczególną nade mną Jego łaskę.
23. Co mię zdumiewa w tym stanie to to, że od jednego słowa, jakie posłyszę w duszy, od jednego widzenia, od jednej chwili zebrania wewnętrznego, choćby nie trwało dłużej nad jedno Zdrowaś Maryjo, jak również za przyjęciem Komunii świętej – zupełnie mi i w duszy i na ciele wraca uspokojenie, i zdrowie, i zupełna jasność w umyśle, i cała moc, i gorącość ducha, jaką mam w zwyczajnym czasie. Mam już w tym względzie nabyte doświadczenie, bo wiele razy tak bywa. Co do Komunii św. już więcej niż od pół roku czuję po każdej wyraźnie i jasno uzdrowienie na ciele. Podobnie bywa nieraz i z zachwyceniem. Wtedy to przez trzy godziny i więcej, czasem nawet i cały dzień znacznego doznaję polepszenia. Nie sądzę, by to było przywidzenie, bo miałam sposobność sprawdzić co mówię i pilną na to zwracałam uwagę. Stąd też, gdy jestem w stanie tego skupienia wewnętrznego, żadnej się choroby nie boję. Winnam tu jeszcze dodać, że na zwyczajnym rozmyślaniu, jakiemu się przedtem oddawałam, polepszenia tego nie czuję.
24. Z tego wszystkiego, co dotąd powiedziałam, jestem przekonana, że są to rzeczy od Boga. Znając bowiem siebie, jaką byłam i jako szłam drogą wiodącą na zatracenie, do którego w prędkim czasie byłabym doszła – nie mogłam się opanować ze zdumienia, gdy w duszy mojej ujrzałam takie rzeczy i wszystkie te cnoty. Nie poznawałam samej siebie, widocznie była to rzecz darowana, nie własną pracą nabyta. Z całą jasnością to widzę i wiem, że się nie mylę, iż Bóg użył tych rzeczy za środek, nie tylko do pociągnięcia mnie do swojej służby, ale i do wyrwania mnie z piekła, jak o tym wiedzą spowiednicy moi, ci zwłaszcza, przed którymi odbyłam spowiedź z całego życia.
25. Stąd też, gdy spotkam kogo, kto słyszał coś o mnie, chciałabym opowiedzieć mu przeszłe moje życie. Wszystką cześć bowiem i sławę moją na tym opieram, aby Pan był pochwalony i nie dbam o nic więcej. On wie dobrze, chyba, że zupełnie ślepa jestem, że ani honor, ani życie, ani chwała, ani żadne dobro ciała czy duszy nie ma dla mnie powabu, że nie chcę ani nie pragnę własnego pożytku, jeno Jego chwały. Nie mogę temu dać wiary, by diabeł tyle powynajdywał sposobów na pozyskanie mojej duszy, na to tylko, aby ją po tym wszystkim stracił; nie mam go za tak głupiego. Ani temu uwierzyć nie mogę, by Bóg, chociażbym sama za grzechy moje zasłużyła na takie oszukanie, nie wysłuchał tylu modlitw, jakie tyle dusz cnotliwych od dwóch lat za mną zanosi – bo ustawicznie proszę wszystkich o modlitwy – aby Pan dał mi poznać, czy jest w tym Jego chwała; jeśli nie, by mnie inną drogą prowadził. Nie wierzę, by Pan, w boskiej łaskawości swojej, dopuścił ciągłego wzmagania się we mnie tych rzeczy, gdyby nie były Jego sprawą.
26. Te uwagi i te modlitwy tylu świętych, dodają mi otuchy, gdy przychodzą mi obawy, że może to wszystko nie jest od Boga, kiedy ja taka jestem grzeszna. Ale, gdy jestem na modlitwie i w dni takie, kiedy mam pokój wewnętrzny i myśl utkwioną w Bogu, choćby się razem zebrali wszyscy uczeni i święci i wszelkimi, jakie by wymyślić zdołali, strachami mię dręczyli i choćbym chciała im uwierzyć – nie dokazaliby tego, bym uwierzyła, że to sprawa diabelska, bo uwierzyć w to nie mogę. I kiedy oni chcieli mię znaglić do tego, bym uwierzyła, strach mię ogarniał, i bacząc na powagę tych, którzy mi to oznajmiali, mówiłam sobie, że tacy ludzie chyba mówią prawdę, i że ja, taka nędzna i grzeszna, snadź muszę być w błędzie. Ale za pierwszym słowem tej mowy, którą słyszę w sobie, za pierwszą chwilą skupienia wewnętrznego czy widzenia, wniwecz spełzały wszystkie ich dowodzenia. Uwierzyć im w żaden sposób nie mogłam i znowu utwierdzałam się w przekonaniu moim, że to sprawy Boże.
27. Przyznaję jednak, że nieraz i zły duch może się wtrącać w te rzeczy – że tak jest, sama to widziałam i mówiłam – ale skutki są inne; i kto tego doświadczył na sobie, tego, sądzę, diabeł nie oszuka. Z tym wszystkim jednak świadczę się, że jakkolwiek wierzę, że te rzeczy niezawodnie są od Boga, nigdy przecie nie uczyniłabym niczego bez zgody tego, który ma pieczę o mnie i bez upewnienia się z jego strony, że w tym, co chcę uczynić, jest większa chwała Boga. Nigdy też niczego więcej nie miałam na myśli, jeno bym była posłuszną i nie ukrywała niczego, bo tego mi potrzeba.
28. Bywam bardzo często karcona za moje uchybienia, w sposób dominujący aż do wnętrzności; słyszę również często rady i przestrogi, ile razy w tym, co czynię, jest albo może być jakie niebezpieczeństwo. Przestrogi przyniosły mi wielki pożytek, przywodząc mi często na pamięć dawne moje grzechy, co mię mocno pobudza do żalu i skruchy.
29. Bardzo szeroko się rozpisałam, ale tak mówiłam jak jest. Choć i to rzecz pewna, że temu dobru, jakie widzę w sobie, wychodząc z modlitwy, źle odpowiadam, bo widzę w sobie wiele niedoskonałości, mało postępu, a wielką nędzę. Może też te rzeczy, które mi się zdają dobre, źle rozumiem i oszukuję siebie. Różnica wszakże zaszła w moim życiu jest wielka i to mi daje do myślenia, że to, co tu powiedziałam, wydaje mi się być prawdą i tego istotnie w sobie doznałam.
Te są rzeczy wzniosłe i doskonałe, które czuję, że Pan zdziałał we mnie, tak niedoskonałej i nędznej. Zdaję to wszystko na sąd waszej miłości, bo znasz całą duszę moją.
1
Data prawdopodobna: klasztor Wcielenia w Awili, 1560.
1. Sposób, w jaki obecnie odbywam modlitwę wewnętrzną jest następujący. Rzadko się zdarza, bym znajdując się na rozmyślaniu, zdołała rozważać rozumem. Od pierwszej bowiem chwili skupia się dusza i wpada w stan odpocznienia albo zachwycenia, tak iż z władz i zmysłów żadnego nie mogę czynić użytku; tyle tylko, że słyszę – a i tego co słyszę, nie rozumiem – i do niczego więcej nie jestem zdolna.
2. Często tak bywa, że (gdy wcale nie mam zamiaru myśleć o rzeczach Bożych, gdy owszem zajęta jestem rzeczami obcymi, gdy nawet zdaje mi się, że choćbym usiłowała zdobyć się na modlitwę wewnętrzną, nie mogłabym z powodu wielkiej oschłości wewnętrznej i cierpień fizycznych) tak nagle i z taką niepowstrzymaną siłą przychodzi na mnie to skupienie i uniesienie ducha, że oprzeć mu się niepodobna i w jednej chwili czuję w sobie skutki i korzyści duchowe, jakie ono sprowadza. Dzieje się to bez żadnego widzenia, bez żadnych słów i bez zrozumienia, co się ze mną dzieje. To jedno tylko widzę i czuję, że dusza moja, w chwili gdy zdawało mi się, że gubi się i ustaje, napełnia się nagle takimi dobrami niebieskimi, iż choćbym rok cały ze wszystkich sił starała się o pozyskanie ich, nie sądzę, bym zdołała nabyć ich tyle, ile ich w tej jednej chwili bez żadnej pracy doznaję.
3. Innym razem przychodzą na mnie wielkie zapały, z takim omdlewaniem za Bogiem, że prawie odchodzę od siebie. Zdaje mi się, że życie we mnie ustaje i mimo woli muszę krzyczeć i wołać do Boga, taka jest niepowstrzymana gwałtowność tego zapału. Czasem nie mogę usiedzieć na miejscu, jak gdyby mnie mdłości zbierały i cierpienie to przychodzi mi bez żadnego działania z mojej strony. A taki to rodzaj cierpienia, że dusza nigdy już nie chciałaby wyjść z niego, póki żyje. Pochodzi ono z nieugaszonego pragnienia, jakie w sobie czuję, bym mogła już nie żyć i z tej świadomości, że żyję i nie mam na to lekarstwa. Jedynym bowiem na to lekarstwem byłoby widzenie Boga, a jedynym sposobem, aby widzieć Boga, jest śmierć, a śmierci sobie sama zadać nie mogę. I w tym stanie zdaje się duszy, że wszyscy wkoło niej są najszczęśliwsi, tylko ona nieszczęśliwa i wszyscy mają lekarstwo na swoje cierpienia, tylko ona go nie posiada. Jest to męka tak dominująca, że niepodobna byłoby ją znieść, gdyby Pan jej nie zaradził, zsyłając zachwycenie, od którego wszystko się ucisza i dusza napełnia się wielkim uspokojeniem i uszczęśliwieniem. Albo (jak to bywa niekiedy, dając jej widzenie tego, czego pragnie, czy znowu w innych zdarzeniach) dając jej słyszeć mowy i objawienia niebieskie.
4. Czasem znowu powstają we mnie nieopisane pragnienia służenia Bogu, z porywami tak gwałtownymi, że brak mi słów na wyrażenie ich siły, a przy tym żal czuję i ból, że tak na nic się nie zdam. W takich chwilach zdaje mi się, że nie ma takiego trudu czy utrapienia, ani takiej przeszkody czy przeciwności, choćby to była śmierć, choćby to było męczeństwo, których bym nie zniosła z łatwością. I to również przychodzi bez uprzedniego zastanowienia; przychodzi nagle, w jednej chwili i całą mię wstrząsa i ani wiem skąd taka siła się bierze. Chciałabym wtedy wołać na cały głos, aby wszyscy mogli mię słyszeć i zrozumieć, by nie poprzestawali w służbie Bożej na byle czym i jak wielkie jest dobro, które Bóg nam daje, jeśli my uczynimy się sposobnymi do jego przyjęcia. Taka jest gwałtowność tych pragnień, że sama w sobie szarpię się i dręczę, widząc, że pożądam tego, czego spełnić nie mogę. Zdaje mi się wówczas, że tylko ciało krępuje mię i więzi, iż nie jestem zdolna w niczym służyć Bogu i memu stanowi. Gdyby nie ono, czyniłabym rzeczy wielkie, ile by mi sił na to stało; i tak widząc siebie pozbawioną wszelkiej możności służenia Bogu, taki z tego powodu cierpię ból, że go i wyrazić nie zdołam. Wreszcie po tym wszystkim przychodzą łaski duchowe, skupienie i pocieszenie w Bogu.
5. Niekiedy, wśród tych zapałów do służby Bożej, zdarzało mi się, że chciałam zadawać sobie pokuty, ale nie mogę. Wielką by mi przyniosło ulgę, i w rzeczy samej ulgę i pociechę mam z tych, które sobie zadaję, choć są one prawie niczym skutkiem niedołęstwa mego ciała. Wszakże, gdyby ono na to pozwalało, przy tych pragnieniach, jakie mam, sądzę, że przebrałabym miarę.
6. Nieraz wielką mi przykrość sprawia konieczność rozmawiania z ludźmi i tak mię to martwi, że gorzkie łzy wylewam, bo jedynym pragnieniem moim jest samotność. I chociaż, będąc sama, nie zawsze się modlę, albo czytam, sama przecie samotność jest dla mnie pociechą. Rozmowa, przeciwnie, szczególnie z krewnymi i powinowatymi, ciąży mi i jestem między nimi jakby nieswoja, z wyjątkiem tych tylko, z którymi mogę mówić o rzeczach wewnętrznych i potrzebach duszy. Z takimi ochotnie rozmawiam, chociaż czasem i oni mi się przykrzą i wolałabym nie widzieć ich i pozostać sama; ale to rzadko się zdarza. Szczególnie też rozmowa z tymi, przed którymi sumienie moje otwieram, zawsze jest dla mnie pociechą.
7. Potrzeba jedzenia i spania bardzo mi nieraz jest przykrą, zwłaszcza teraz, gdy widzę, że więcej niż inni obyć się bez tego nie mogę. Czynię to dla spełnienia woli Bożej i Jemu też to ofiaruję. Czas zawsze mi się wydaje krótki i zawsze mi go mało do modlitwy; bo zostawać samej, choćby najdłużej, nigdy mi się nie sprzykrzy. Pragnę mieć czas na czytanie, bo bardzo je zawsze lubiłam. Czytam jednak bardzo mało, naprzód dlatego, że w chwili, gdy wezmę książkę do ręki, skupiam się w sobie z wewnętrznego zadowolenia i tak czytanie zamienia się w modlitwę; a potem trwa to zawsze bardzo krótko, bo mam dużo zajęcia, które, choć dobre, nie daje mi jednak tego zadowolenia, jakie sprawiałoby tamto. Tak więc wciąż wzdycham za czasem swobodnym i stąd to, zdaje mi się, pochodzi, że wszystko co robię, wydaje mi się niesmaczne, bo widzę, że nie robię tego, co bym robić chciała i pragnęła.
8. Wszystkie te dobre pragnienia, wraz z pomnożeniem cnoty, dał mi Pan od czasu, jak mi użyczył tej modlitwy odpocznienia, połączonej z zachwyceniami. Od tego czasu taki znajduję w sobie postęp ku lepszemu, że poprzednie życie moje wydaje mi się jakby stanem zatracenia. Zachwycenia te i widzenia wielkie mi przynoszą korzyści, jak je zaraz opiszę. Twierdzę bez wahania, że jeśli jest we mnie co dobrego, nie skądinąd mi to przyszło, jeno z tego źródła.
9. Stąd powstała we mnie mocna wola i niezachwiane postanowienie, nigdy w niczym nie obrazić Boga, nawet grzechem powszednim i raczej wolałabym tysiąc razy umrzeć, niżbym miała świadomie i z zastanowieniem taką rzecz uczynić. Stąd postanowienie, że cokolwiek uznam za doskonalsze i z większą chwałą Bożą, zwłaszcza, gdy ten, kto ma pieczę o mnie i mną rządzi powie mi, bym to uczyniła, choćby mi to było przykre i trudne, za żadne skarby świata uczynić tego nie zaniecham. I gdybym inaczej postąpiła, jużbym nie miała śmiałości prosić Pana o żadną łaskę, ani stanąć przed Nim na modlitwę; mimo tego jednak, wiele jeszcze popełniam błędów i niedoskonałości.
Stąd także wypływa posłuszeństwo temu, kto mię spowiada, jakkolwiek niedoskonałe; wszakże, co rozumiem, że ode mnie żąda albo mi zaleca, tego spełnić nie zaniedbam; i gdybym zaniedbała, uważałabym to za wielki błąd.
Pragnę także ubóstwa, choć nie bez niedoskonałości; ale choćbym miała skarby wielkie, nie chciałabym, zdaje mi się, pobierać z nich dochodów, ani trzymać pieniędzy ukrytych do własnego użytku. Zupełnie o to nie dbam, i niczego nie pragnę nad ścisłą potrzebę. Z tym wszystkim czuję to, że wiele mi jeszcze nie dostaje do doskonałości w tej cnocie; bo jakkolwiek niczego nie pragnę posiadać dla siebie, pragnęłabym przecie mieć z czego dawać drugim. Dochodów tylko mieć nie chcę, ani żadnej rzeczy na własność.
10. Z każdego prawie widzenia, jakie miałam, odniosłam pożytek i postęp ku lepszemu. Jeśliby to miało być oszukanie diabelskie, zdaję się w tym na moich spowiedników.
11. Ile razy nasunie mi się co pięknego albo okazałego: wody, błonia, kwiaty, zapachy, muzyka itp., nie chciałabym widzieć tego ani słyszeć – tak dalece nie dorównywa to tym pięknościom, które zwykłam oglądać. Zatem i wszelka ochota do nich mię odchodzi. I do takiej doszłam obojętności względem tych rzeczy, że z wyjątkiem chyba pierwszego, mimowolnego poruszenia, żadnego one na mnie wrażenia nie robią. Wszystko to w oczach moich zda się bardzo niskie.
12. Gdy wypada mi z konieczności przestawać i rozmawiać z ludźmi światowymi, chociażby o rzeczach życia wewnętrznego, chociażby dla rozrywki, jeśli rozmowa się przeciąga nad konieczną potrzebę, tak wielką mi to przykrość sprawia, że muszę się gwałtem opanowywać. Wesołe zabawy i inne rozrywki światowe, które dawniej lubiłam, dziś mi są wstrętne i patrzeć na nie nie mogę.
13. Pragnienia miłowania Boga i oglądania Go, które, jak mówiłam, miewam, nie powstają za pomocą pobożnych rozważań, jakim oddawałam się dawniej, kiedy mi się zdawało, że jestem bardzo pobożna, i moc łez wylewałam. I taki w nich płonie zapał i żar nadmierny, że gdyby Bóg, jak już mówiłam, nie zaradził, zsyłając zachwycenie, przez co dusza, jak mniemam,ucisza się i znajduje zaspokojenie, rychło by, sądzę, od tej nawały życie ustało.
14. Gdy spotkam duszę wyżej stojącą w doskonałości, mocną w takich, jak mówiłam, postanowieniach, oderwaną od rzeczy ziemskich, odważną i mężną, bardzo mię ona pociąga, pragnęłabym z nią przestawać, pewna, że znajdę u niej pomoc i korzyść duchową. Przeciwnie, gdy widzę dusze bojaźliwe, ostrożnie słaniające się po takich tylko rzeczach, które ziemski rozsądek uznaje za możliwe, sprawiają mi przykre uczucie i mimo woli zwracam się od nich do Boga i do świętych, którzy właśnie takie rzeczy czynili, które dziś wydają się nam straszne i niepotrzebne. Nie, iżbym sama poczytywała siebie za zdolną do czego, ale mam to przekonanie, że tych, którzy dla miłości Boga zdobywają się na wielkie rzeczy, Bóg łaską swoją wspomaga i nigdy nie zawiedzie tego, kto w Nim samym ufność swą położy. Toteż chciałabym znaleźć jak najwięcej takich, których bym mogła przekonać, iżby się nie troszczyli o to, co będą jeść i czym się przyodziewać, ale wszystką troskę swoją zdali na Boga. Nie znaczy to, bym w taki sposób zdawała na Boga troskę o rzeczy potrzebne i żebym sama o nie się nie starała. Owszem, staram się o nie, ale bez tej gorączkowości, która by mi zakłócała swobodę wewnętrzną. I od czasu, jak mi Pan użyczył tej swobody, dobrze mi jest z tym i staram się ile mogę zapomnieć o sobie. Nie ma jeszcze roku, zdaje mi się, jak mi Pan dał tę łaskę.
15. Do próżnej chwały, o ile znam siebie i rozumiem, nie mam dzięki Bogu żadnego powodu. Jasno bowiem widzę, że w tych rzeczach, które mam od Boga, nie ma nic mojego. Owszem, Bóg daje mi żywe uczucie mojej nędzy tak, że z wszelkim, na jakie bym się zdobyć mogła, zastanawianiem się i rozmyślaniem, nie zdołałabym dojrzeć tylu prawd, ile ich w jednej chwili poznaję.
16. Gdy mówię o tych rzeczach, jak to musiałam uczynić kilka dni temu, zdaje mi się, że mówię o kim innym. Przedtem nieraz jakbym się wstydziła, że te rzeczy, które dzieją się we mnie, doszły do wiadomości innych. Teraz jednak rozumiem, że przez nie w niczym nie jestem lepsza, że owszem, jestem gorsza, tak wielkie łaski biorąc, a tak mały z nich czyniąc pożytek. Szczerze mówię, że nie było, w moim przekonaniu, i nie ma na całym świecie istoty gorszej pod każdym względem ode mnie. Jestem przekonana, że cnoty drugich daleko większą mają zasługę. Ja bowiem nic nie robię, tylko biorę łaski i to, co mnie Bóg raczy dawać tutaj, to snadź dla drugich chowa na przyszłość, za czym błagam Go, by nie dopuszczał tego, bym nagrodę moją otrzymała w tym życiu i snadź dlatego Bóg prowadzi mię tą drogą słodkości i łask nadprzyrodzonych, że niedołężna i grzeszna nie zniosłabym innej.
17. Na modlitwie i w każdym niemal, na jakie się zdobędę, choć krótkim rozmyślaniu, nie potrafię, choćbym się starała, pragnąć ulg i pociech i Boga o nie prosić. Widzę bowiem, że Jego życie całe było jednym cierpieniem i męką; więc i dla siebie proszę Go, aby mi dawał cierpienia i łaskę mężnego ich znoszenia.
18. Wszystkie tego rodzaju rzeczy i łaski bardzo wysokiej doskonałości wrażają mi się do duszy, o ile rozumiem, na modlitwie wewnętrznej tak, iż sama sobie się dziwię i zdumiewam, iż widzę tyle prawd tak wysokich, a tak jasnych, że wobec nich rzeczy tego świata wydają mi się czczą marą i głupstwem. I trudno mi zrozumieć samą siebie, gdy wspomnę, jak dawniej zachowywałam się względem tych rzeczy. Dziś bowiem martwienie się śmiercią lub utrapieniami tego świata i zbytnie poddawanie się bólowi, albo przywiązaniu do krewnych, do przyjaciół itp. – wydaje mi się niedorzecznością. Dlatego, jak mówię, trudno mi zrozumieć samą siebie, gdy zważę, jaką dawniej byłam i jakimi uczuciami się powodowałam.
19. Gdy widzę w kim jakie rzeczy, które widocznie zdają się być grzechem, nie mogę jednak zdobyć się na stanowcze przypuszczenie, by istotnie obraził Boga, i choćbym się kiedy nieco zastanowiła nad tym – co czynię rzadko albo nigdy – nigdy się na taki sąd nie zdobyłam, jakkolwiek grzech widziałam jasno. Zawsze mi się zdawało, że jak sama pragnę i staram się wiernie służyć Bogu, tak tego pragną i o to się starają wszyscy. Dał mi Bóg tę wielką łaskę, że nad rzeczą złą, jeśli mi się potem przypomni, nigdy się nie zatrzymuję myślą, a gdy się przypomni, zawsze patrzę na to, co w takiej osobie jest dobrego. Tym sposobem takie rzeczy nigdy mi nie sprawiają udręczenia, ale za to często mię dręczy widok występków powszechnych, mianowicie herezji. I ile razy na nie wspomnę, zawsze mi się zdaje, że to jest istotne nieszczęście, nad którym słusznie boleć należy. Boleję również, gdy widzę duszę, która już oddawała się modlitwie wewnętrznej, a cofnęła się wstecz, taka niewierność martwi mię, ale nie bardzo, bo staram się o tym nie myśleć.
20. Pod względem próżnych ciekawostek, w których dawniej miałam upodobanie, widzę w sobie poprawę, ale niezupełną. Nie zawsze widzę siebie w tym względzie umartwioną, chociaż niekiedy bywa i tak.
21. Wszystko to, co tu mówię, jest to zwykły mój stan i o ile rozumiem siebie, to zwykle dzieje się w duszy mojej, przy ciągłej prawie pamięci na obecność Boga. I choć rozmawiam o innych rzeczach, nie czyni mi to roztargnienia, chyba że – jak mówiłam – sama chcę; i to nie zawsze, tylko wówczas, gdy rozmawiam o rzeczach ważnych, a i to, dzięki Bogu, chwilami tylko myśl mi odrywa i nie zajmuje mnie ciągle.
22. Przychodzą na mnie chwile – choć nieczęsto, a trwa to jakie trzy, cztery do pięciu dni – że wszystkie te rzeczy dobre, zapały i widzenia, jakby mię opuszczają i tracę o nich pamięć tak, że nawet, gdy chcę coś przypomnieć, nie widzę, co kiedyś było we mnie dobrego. Wszystko to wydaje mi się jakby sen, albo przynajmniej nic sobie wyraźnego przypomnieć nie mogę. Przy tym i cierpienia fizyczne męki mi zadają. Wszystko mi się miesza w głowie, na żadną myśl o Bogu zdobyć się nie mogę, ani nie wiem, po co żyję. Choć czytam, nic nie rozumiem; wydaje mi się, że jestem pełna grzechów, bez żadnej chęci i odwagi do cnoty. Wielkie męstwo, jakie zwykle czuję w sobie, tak gdzieś zanika, że najmniejszej pokusy czy szemrania ze strony świata nie zdołałabym, zdaje mi się, znieść i zwyciężyć. Przychodzą mi wtedy myśli takie, że jestem do niczego; czemu więc wdaję się w rzeczy wyższe nad miarę pospolitą? Ogarnia mię smutek, zdaje mi się, że oszukuję wszystkich, którzy mają o mnie dobre mniemanie. Chciałabym wówczas ukryć się gdzieś tak głęboko, by nikt mnie nie widział i pragnę samotności, nie dla wyższego postępu w cnocie, jeno przez małoduszność. Gotowa bym, zdaje mi się, sprzeczać się z każdym, kto mi się sprzeciwi. W ciągłej walce wewnętrznej, Bóg daje mi jednak tę łaskę, że Go nie obrażam więcej niż zwykle, ani Go proszę, by mię z tego udręczenia wybawił, ale proszę Go, jeśli taka jest wola Jego, by ono trwało zawsze, by mię tylko podtrzymywał ręką swoją, abym Go nie obraziła. Z całego też serca zgadzam się z wolą Jego, a w tym, że nie zawsze mię w takim stanie trzyma, widzę szczególną nade mną Jego łaskę.
23. Co mię zdumiewa w tym stanie to to, że od jednego słowa, jakie posłyszę w duszy, od jednego widzenia, od jednej chwili zebrania wewnętrznego, choćby nie trwało dłużej nad jedno Zdrowaś Maryjo, jak również za przyjęciem Komunii świętej – zupełnie mi i w duszy i na ciele wraca uspokojenie, i zdrowie, i zupełna jasność w umyśle, i cała moc, i gorącość ducha, jaką mam w zwyczajnym czasie. Mam już w tym względzie nabyte doświadczenie, bo wiele razy tak bywa. Co do Komunii św. już więcej niż od pół roku czuję po każdej wyraźnie i jasno uzdrowienie na ciele. Podobnie bywa nieraz i z zachwyceniem. Wtedy to przez trzy godziny i więcej, czasem nawet i cały dzień znacznego doznaję polepszenia. Nie sądzę, by to było przywidzenie, bo miałam sposobność sprawdzić co mówię i pilną na to zwracałam uwagę. Stąd też, gdy jestem w stanie tego skupienia wewnętrznego, żadnej się choroby nie boję. Winnam tu jeszcze dodać, że na zwyczajnym rozmyślaniu, jakiemu się przedtem oddawałam, polepszenia tego nie czuję.
24. Z tego wszystkiego, co dotąd powiedziałam, jestem przekonana, że są to rzeczy od Boga. Znając bowiem siebie, jaką byłam i jako szłam drogą wiodącą na zatracenie, do którego w prędkim czasie byłabym doszła – nie mogłam się opanować ze zdumienia, gdy w duszy mojej ujrzałam takie rzeczy i wszystkie te cnoty. Nie poznawałam samej siebie, widocznie była to rzecz darowana, nie własną pracą nabyta. Z całą jasnością to widzę i wiem, że się nie mylę, iż Bóg użył tych rzeczy za środek, nie tylko do pociągnięcia mnie do swojej służby, ale i do wyrwania mnie z piekła, jak o tym wiedzą spowiednicy moi, ci zwłaszcza, przed którymi odbyłam spowiedź z całego życia.
25. Stąd też, gdy spotkam kogo, kto słyszał coś o mnie, chciałabym opowiedzieć mu przeszłe moje życie. Wszystką cześć bowiem i sławę moją na tym opieram, aby Pan był pochwalony i nie dbam o nic więcej. On wie dobrze, chyba, że zupełnie ślepa jestem, że ani honor, ani życie, ani chwała, ani żadne dobro ciała czy duszy nie ma dla mnie powabu, że nie chcę ani nie pragnę własnego pożytku, jeno Jego chwały. Nie mogę temu dać wiary, by diabeł tyle powynajdywał sposobów na pozyskanie mojej duszy, na to tylko, aby ją po tym wszystkim stracił; nie mam go za tak głupiego. Ani temu uwierzyć nie mogę, by Bóg, chociażbym sama za grzechy moje zasłużyła na takie oszukanie, nie wysłuchał tylu modlitw, jakie tyle dusz cnotliwych od dwóch lat za mną zanosi – bo ustawicznie proszę wszystkich o modlitwy – aby Pan dał mi poznać, czy jest w tym Jego chwała; jeśli nie, by mnie inną drogą prowadził. Nie wierzę, by Pan, w boskiej łaskawości swojej, dopuścił ciągłego wzmagania się we mnie tych rzeczy, gdyby nie były Jego sprawą.
26. Te uwagi i te modlitwy tylu świętych, dodają mi otuchy, gdy przychodzą mi obawy, że może to wszystko nie jest od Boga, kiedy ja taka jestem grzeszna. Ale, gdy jestem na modlitwie i w dni takie, kiedy mam pokój wewnętrzny i myśl utkwioną w Bogu, choćby się razem zebrali wszyscy uczeni i święci i wszelkimi, jakie by wymyślić zdołali, strachami mię dręczyli i choćbym chciała im uwierzyć – nie dokazaliby tego, bym uwierzyła, że to sprawa diabelska, bo uwierzyć w to nie mogę. I kiedy oni chcieli mię znaglić do tego, bym uwierzyła, strach mię ogarniał, i bacząc na powagę tych, którzy mi to oznajmiali, mówiłam sobie, że tacy ludzie chyba mówią prawdę, i że ja, taka nędzna i grzeszna, snadź muszę być w błędzie. Ale za pierwszym słowem tej mowy, którą słyszę w sobie, za pierwszą chwilą skupienia wewnętrznego czy widzenia, wniwecz spełzały wszystkie ich dowodzenia. Uwierzyć im w żaden sposób nie mogłam i znowu utwierdzałam się w przekonaniu moim, że to sprawy Boże.
27. Przyznaję jednak, że nieraz i zły duch może się wtrącać w te rzeczy – że tak jest, sama to widziałam i mówiłam – ale skutki są inne; i kto tego doświadczył na sobie, tego, sądzę, diabeł nie oszuka. Z tym wszystkim jednak świadczę się, że jakkolwiek wierzę, że te rzeczy niezawodnie są od Boga, nigdy przecie nie uczyniłabym niczego bez zgody tego, który ma pieczę o mnie i bez upewnienia się z jego strony, że w tym, co chcę uczynić, jest większa chwała Boga. Nigdy też niczego więcej nie miałam na myśli, jeno bym była posłuszną i nie ukrywała niczego, bo tego mi potrzeba.
28. Bywam bardzo często karcona za moje uchybienia, w sposób dominujący aż do wnętrzności; słyszę również często rady i przestrogi, ile razy w tym, co czynię, jest albo może być jakie niebezpieczeństwo. Przestrogi przyniosły mi wielki pożytek, przywodząc mi często na pamięć dawne moje grzechy, co mię mocno pobudza do żalu i skruchy.
29. Bardzo szeroko się rozpisałam, ale tak mówiłam jak jest. Choć i to rzecz pewna, że temu dobru, jakie widzę w sobie, wychodząc z modlitwy, źle odpowiadam, bo widzę w sobie wiele niedoskonałości, mało postępu, a wielką nędzę. Może też te rzeczy, które mi się zdają dobre, źle rozumiem i oszukuję siebie. Różnica wszakże zaszła w moim życiu jest wielka i to mi daje do myślenia, że to, co tu powiedziałam, wydaje mi się być prawdą i tego istotnie w sobie doznałam.
Te są rzeczy wzniosłe i doskonałe, które czuję, że Pan zdziałał we mnie, tak niedoskonałej i nędznej. Zdaję to wszystko na sąd waszej miłości, bo znasz całą duszę moją.