5
Sewilla, 1576.
1. Wewnętrzne te rzeczy duchowe, z uwagi zwłaszcza na krótkotrwałość i szybkie ich przemijanie, tak są trudne do wypowiedzenia, a jeszcze trudniejsze do wyrażenia ich w sposób dla drugich zrozumiały, że jeśli posłuszeństwo nie przyjdzie mi w pomoc, to moje pisanie wyda się bredzeniem, zwłaszcza gdy mam mówić o rzeczach tak zawiłych i trudnych. Ale mniejsza o to, choćbym i bredziła, bo rzecz wiadoma, że nieraz już większe brednie słyszałeś ode mnie.
O to tylko błagam, by wasza miłość pamiętał, że w tym wszystkim co tu napiszę, nie mam zgoła zamiaru podawać zdanie moje za niewątpliwe, bo może być, że nie rozumiem tych rzeczy. To jednak mogę twierdzić z wszelką pewnością, że niczego tu nie powiem, czego bym w samej sobie często nie doświadczyła. Czy to rzeczy dobre czy złe, wasza miłość to osądzi i mnie swe zdanie oznajmi.
2. Sądzę, że będzie to po myśli waszej miłości, gdy od razu zacznę mówić o rzeczach nadprzyrodzonych, od pierwszego ich początku. Dary bowiem duchowe, jakie sami przy pomocy Pańskiej osiągnąć możemy, jako to: uczucia pobożne, słodkie rozrzewnienia, łzy i rozmyślania, są to rzeczy wiadome.
3. Pierwszy, jaki uczułam w sobie objaw modlitwy, jak mi się zdaje, nadprzyrodzonej (a nadprzyrodzonym nazywam to, czego sami własną pracą ani pilnością, choćbyśmy się o to starali, osiągnąć nie zdołamy, możemy tylko przysposobić się do tego i od tego przygotowania ono zależy) jest to pewne skupienie wewnętrzne, jakie dusza czuje w sobie. W tym stanie przybywają duszy jakoby inne zmysły własne, podobne do zmysłów zewnętrznych, ale od nich odrębne i za pomocą tych zmysłów wewnętrznych, dusza, rzekłbyś, usiłuje uchylić się od gwaru onych zewnętrznych. Nieraz nawet unosi je nad siebie i chciałaby zamknąć oczy i uszy, aby niczego nie widziały, nie słyszały i nie rozumiały, jedno to, czym ona w tej chwili jest zajęta, to jest rozmowę z Bogiem samym. Żaden tu zmysł ani władza przyrodzona nie gubią się, wszystkie pozostają czynne, ale na to, aby się napełniały w Bogu. Komu Pan użyczył łaski tego skupienia wewnętrznego, ten łatwo zrozumie, co mówię. Kto tego daru sam nie zakosztował, ten go i nie zrozumie, albo przynajmniej wiele będzie potrzeba słów i porównań, aby mu to wytłumaczyć.
4. Z tego skupienia powstaje niekiedy pewne uciszenie i pokój wewnętrzny. W tym stanie zdaje się duszy, że niczego już jej nie brakuje; samo nawet mówienie, to jest modlitwa ustna i rozmyślania, ją męczy; chciałaby tylko miłować, trwa to pewien czas, nieraz i dłuższy.
5. Z tego rodzaju modlitwy wynika zwykle pewne, jak je zowią uśpienie władz; nie są one wówczas tak pochłonięte ani tak zawieszone, iżby mogło się to zwać zachwyceniem; nie jest to także zupełne zjednoczenie. Niekiedy, owszem i często, dusza czuje, że sama tylko wola jest zjednoczona; czuje się to bardzo jasno, jasno mówię, o ile rzecz się tak przedstawia. Dusza cała jest pełna Boga i widzi zupełną dla niej niemożność zatrzymania się nad jakim bądź innym przedmiotem lub działaniem. Pozostałe dwie władze tymczasem zupełną zachowują swobodę do zajęć i prac około służby Bożej; słowem, idą tu ręka w rękę Marta z Marią. Pytałam Ojca Franciszka, czy nie jest to złudzenie, bo byłam tym zdumiona, ale on mię upewnił, że to się zdarza często.
6. Zupełnie co innego, gdy wszystkie władze pogrążone są w zjednoczeniu. Nic wówczas działać nie mogą. Rozum staje jakby przerażony. Wola miłuje raczej niż rozumie, ale ani tego, że miłuje, ani tego, co czyni, sama nie rozumie, tak iżby zdołała w słowach to wyrazić. Co do pamięci, o ile mi się zdaje, wcale jej nie ma, ani myśli żadnej. Zmysły też wówczas nie działają, jakby zupełnie odeszły, aby dusza tym obficiej mogła się napawać tym, w czym się rozkoszuje. Tak przynajmniej mnie się zdaje, że na tę chwilę zmysły zupełnie się gubią; ale przemija to prędko. Po skarbach pokory i innych cnót i świętych pragnień, jakie w duszy pozostają, poznaje ona, jak wielkie dobro z tą łaską jej przyszło. Ale jak to się dzieje, tego wyrazić niepodobna, bo chociażby dusza usiłowała zrozumieć, nie zdoła tego ani pojąć, ani wypowiedzieć. Ta łaska, jeśli jest prawdziwa, zdaniem moim, jest największą ze wszystkich wielkich łask, jakie Pan udziela duszy na tej drodze duchowej.
7. Zachwycenie i zawieszenie jest to, jak sądzę, jedno i to samo, tylko, że ja zwykle zowię to zawieszeniem, nie chcąc używać wyrazu zachwycenie, który ma w sobie coś przerażającego. Zawieszeniem prawdziwie zwać się może i to zjednoczenie, o którym była mowa. Różnica między nim a zachwyceniem na tym polega, że to ostatnie dłużej trwa i więcej daje się odczuwać zewnętrznie, wstrzymuje oddech, mowę odbiera, oczu otworzyć nie pozwala. Wszystko to wprawdzie bywa i w zjednoczeniu, ale tu objawia się to z większą siłą. Ciepło przyrodzone nie wiem jak i dokąd uchodzi i gdy zachwycenie jest wielkie, ręce stygną jakby zamrożone, niekiedy sztywnieją i wyprężają się jak kłody i całe ciało pozostaje nieruchome w takiej postawie, stojącej czy klęczącej, w jakiej zostało pochwycone. Dusza w taką opływa rozkosz z oglądania tego, co Pan jej ukazuje, że jakby zapomina ożywiać ciało i porzuca je jakby martwe. W nerwach tylko, gdy stan ten się przedłuży, pozostaje uczucie bólu.
8. Zdaje mi się, że w tym stanie, Pan raczy dawać duszy większe zrozumienie tego, czym się cieszy, niż w zjednoczeniu, najczęściej też, w jednej chwili, odkrywają się przed nią pewne tajemnice Boskiego Majestatu Jego. Skutki tego pozostają w niej wielkie: zapomnienie o sobie samej i pragnienie gorące, by tak wielki Bóg i Pan był poznany i uwielbiony od wszystkich. Prawdziwe zachwycenie od Boga nie może, jak sądzę, nie pozostawić po sobie w duszy wielkiego i jasnego poznania, że sama z siebie w niczym się do otrzymania takiej łaski przyczynić nie mogła i że nędza jej i niewdzięczność, nie zasłużyła na nie i Pan z samej tylko dobroci swojej tak wielkie łaski jej czyni. Rozkosz bowiem i słodkość tak tu nieporównanie przewyższają wszystko, cokolwiek może być przyjemnego na tej ziemi, że gdyby pamięć żywa tych rozkoszy potem się w niej nie zacierała, wszelkie pociechy ziemskie byłyby dla niej tylko obrzydzeniem; i tak dochodzi do wzgardzenia wszystkimi rzeczami tego świata.
9. Między zachwyceniem a porwaniem taka jest różnica, że w zachwyceniu dusza stopniowo umiera dla rzeczy zewnętrznych, tracąc zmysły i żyjąc tylko Bogu. Porwanie zaś przychodzi z szybkością błyskawicy, od jednego objawienia, jakim Pan w boskiej wielmożności swojej przeniknie do jej wnętrza, w jednej chwili porywa ją, rzekłbyś nad samą siebie, jak gdyby już wyszła z ciała. Potrzeba tu w pierwszych początkach niemałej odwagi, na takie zupełne oddanie się w ręce Boga, aby ją zaniósł, dokąd zechce. Nim ją bowiem Boski Majestat Jego umieści w pokoju, tam gdzie postanowił ją podnieść (podnieść, mówię, na to, aby oglądała i poznała rzeczy wzniosłe), rzecz pewna, że trzeba naprzód, aby miała stanowczą gotowość umrzeć dla Niego. Biedna bowiem dusza nic tu nie wie, co to będzie, i co się z nią stanie; tak bywa przynajmniej z początku.
10. Cnoty po tej łasce pozostają w duszy jeszcze większe: gorętsze pragnienia, jaśniejsze, z głębszą bojaźnią i żarliwszą miłością poznanie potęgi tego Boga wielkiego, który nie pozostawiając jej żadnej władzy nad sobą, porywa ją całą jako najwyższy Pan i władca. Czuje dusza w sobie żal, iż obraziła tak wieki Majestat i zdziwienie, jak to być mogło, że śmiała Go obrazić i wielką troskę o to, by nikt Go już nie obrażał, ale by wszyscy wielbili Go i chwalili. Z tego snadź źródła, jak sądzę, płyną owe wielkie nieugaszone pragnienia zbawienia dusz i przyczynienia się w czymkolwiek do ich zbawienia, aby Bóg miał tę chwałę, której jest godzien.
11. Wzlot ducha, jest to coś, co nie wiem, jak nazwać, wznoszącego się w górę z najgłębszego wnętrza duszy. Na objaśnienie tego, jedno tu tylko przypomina mi się porównanie, które zamieściłam w książce wiadomej waszej miłości, gdzie są obszernie opisane wszystkie te rodzaje modlitwy i inne jeszcze rzeczy; ale taką mam pamięć, że wszystko zaraz zapominam. Dusza i duch, zdaje mi się, jest to jedno i to samo, tylko że, podobnie jak ogień, gdy jest wielki, mocno płonie, tak i dusza, gdy od zjednoczenia z Bogiem na kształt wielkiego ognia się zapali, wypuszcza z siebie płomień i w górę się unosi, chociaż przy tym pozostaje na ziemi, jak on ogień, który, choć płomień z niego w górę się wzbija, przecie paląc się na dole, zawsze jest ogniem. W taki sposób, zdaje mi się, dusza wydaje z siebie coś tak szybkiego i delikatnego, co wzbija się w strefy górne i idzie kędy Pan chce. Podobne to do wzlotu, dokładniej tego określić niepodobna i nie wiem, jakim innym porównaniem mogłabym to objaśnić; to tylko wiem, że rzecz sama daje się czuć bardzo wyraźnie i nic jej powstrzymać nie zdoła.
12. Duch, jak biedna uwięziona ptaszyna, wyzwolił się, rzekłbyś, z nędzy tej znikomości i z więzienia tego ciała i już nie krępowany więzami jego, swobodnie może się napawać tym, co Pan mu daje. Jest to rzecz tak wytworna i droga, co tu dusza poznaje i czuje, że niepodobna jej przypuścić, by mogło być w tym i w temu podobnym, jakie złudzenie. Później dopiero, gdy łaski te przeminą, pozostają obawy, ze względu na wielką niegodność duszy, która dary otrzymuje i zdaje się jej, że ma słuszny powód do obawiania się wszystkiego. W głębi duszy jednak czuje zawsze bezpieczność i otuchę, ale tyle tylko, iżby mogła z tym żyć, a nie tyle, by kiedy zaniechała czuwania, aby nie ulec jakiemu oszukaniu.
13. Pędem ducha zowie pewne pożądanie, które często nagle, owszem, najczęściej bez uprzedniej modlitwy, powstaje w duszy, na samo wspomnienie o tym, że żyje jeszcze daleko od Boga, albo za samym usłyszeniem jakiego słowa, które się do tego oddalenia odnosi. Taka jest potęga tego wspomnienia i z taką nieraz działa siłą, że w jednej chwili dusza jakoby odchodzi od siebie. Jak gdy ktoś znienacka otrzyma jaką bardzo bolesną wiadomość o nieszczęściu, jakiego się nie spodziewał, albo gdy go jaki strach nagły przerazi i od tego przerażenia czy zmartwienia myśl mu i rozum ustaje, i pozostaje cały jakby pogrążony w nieszczęściu, tak i tu jest z duszą; tylko że tego znękania i bólu jej przyczyna jest taka, iż widzi i czuje, że dobrze byłoby dla niej umrzeć.
14. Zdaje się, że wszystko, co dusza w takiej chwili widzi i rozumie, jest tylko na zwiększenie jej cierpienia i że Pan sam tak chce i zarządza, by wszystka istność jej do niczego więcej nie była zdolna, by nawet nie mogła pokrzepić się pamięcią na to, że to Jego wola, by jeszcze żyła. Czuje wkoło siebie takie osamotnienie i wyzucie z wszystkiego, jakiego żadne słowa nie zdołają wyrazić; bo wszystek świat i wszystkie rzeczy jego sprawiają jej cierpienie i żadna rzecz stworzona jej nie pociesza. Pragnie tylko samego Stworzyciela i do posiadania Jego tęskni. Widząc zaś, że jest to rzeczą niepodobną dopóki nie umrze i że sama sobie śmierci zadać nie może, więc umiera z tego, że nie umiera. I to tak dalece, że prawdziwie wprawia ją to w stan grożący śmiercią; wówczas widzi siebie jakby zawieszoną między niebem a ziemią i sama nie wie, co począć z sobą. A Bóg od czasu do czasu objawia jej promyk swojej istności, aby lepiej widziała, co traci na tym rozłączeniu z Nim i to jej sprawia ból tak dziwnie srogi, jakiemu żaden wyraz nie dorówna. Nie ma bowiem takiego bólu na tej ziemi, z tych przynajmniej jakie ja wycierpiałam, który by z tym mógł iść w porównanie. Od półgodzinnego tylko takiego bólu, wszystko ciało pozostaje stargane i nogi jakby ze stawów wyrwane i ręce tak niesłychanie zbolałe, że i pióra utrzymać nie zdołają.
15. Tego wszystkiego dusza nie czuje, aż gdy przeminie on zapał. Dopóki on trwa, dość jej tego cierpienia, które znosi wewnętrznie i pod wpływem jego nie czułaby, sądzę, najcięższych katuszy zewnętrznych. Przy tym jednak zachowuje wszystkie swoje zmysły: może mówić, może nawet patrzyć; chodzić tylko nie może, bo ją trzyma powaloną wielki cios miłości. Zapał ten, choćby był tak gwałtowny, iżby człowiek umarł od niego, o tyle tylko przynosi pożytek, o ile Bóg sam go wznieci. Wtedy sprawia skutki wspaniałe i wielką jest korzyścią dla duszy. Uczeni o nim jedni mówią tak, drudzy inaczej, żaden go nie potępia. Magister z Awili pisał mi, że to rzecz dobra i święta, toż samo mówią wszyscy, a dusza dobrze czuje, że jest to wielka łaska od Pana. Ale gdyby to bardzo często się powtarzało, nie na długo starczyłoby życia.
16. Zwyczajnie zapał ten w takiej się formie objawia, że temu pragnieniu oglądania Boga towarzyszy wielkie rozrzewnienie, obfitość łez, tęsknota za wyzwoleniem z tego wygnania. Przy tym jednak dusza zachowuje swobodę myśli, i zdolna jest zastanowić się nad tym, że taka jest wola Pańska, aby jeszcze żyła, więc tym się pociesza i ofiaruje Jemu tę konieczność zostania jeszcze przy życiu błagając Go, by ono było jedynie na Jego chwałę. I tak stan ten przechodzi.
17. Inny jeszcze, dość częsty, sposób modlitwy, jest to pewnego rodzaju przeszycie. Dusza wówczas prawdziwie czuje, jak gdyby jej kto strzałą serce, albo ją całą na wskroś przeszywał. Ból z tego jest tak wielki, że nie może się powstrzymać od jęku, a przy tym jednak tak słodki, że chciałaby, iżby nigdy nie ustał. Ból ten nie jest w zmysłach i rana ona nic nie ma w sobie materialnego. Dusza czuje go duchowo w swoim wnętrzu, bez żadnego objawu bólu na ciele. Ale że są to rzeczy, których niepodobna objaśnić inaczej, jeno za pomocą porównań, dlatego używam tu tych grubych tłumaczeń, prawdziwie grubych w porównaniu z tym, co one mają oznaczać. Inaczej jednak wyrazić tego nie potrafię. Z tego właśnie powodu uważam, że nie są to rzeczy przydatne do opisów czy opowiadań; kto tego sam nie doświadczył, ten niepodobna, by zrozumiał, skąd pochodzi i gdzie się ten ból mieści. Cierpienia bowiem duchowe bardzo są różne od cierpień ziemskich. I tym sobie tłumaczę, jak to dusze w czyścu i w piekle więcej cierpią, niż my tu na ziemi przez porównanie z tymi cierpieniami cielesnymi pojąć i przedstawić sobie zdołamy.
18. Czasem znowu zdaje się, że ta rana miłości pochodzi z samegoż najgłębszego wnętrza duszy. Skutki z niej wielkie. Zranienia tego, jeśli Bóg go nie da, własnym, choćby najusilniejszym staraniem wywołać niepodobna, jak również niepodobna uchylić się od niego, gdy spodoba się Panu je zadać. Jest to pewien rodzaj tęsknoty do Boga, tak żywej i głęboko duchowej, że nie ma wyrazu na jej opisanie. Dusza wówczas, widząc, że skrępowana ciałem, nie może, tak jakby chciała, cieszyć się Bogiem, wielkie czuje do tego ciała obrzydzenie. Widzi w nim jakby mur przegrody, stojący jej na drodze do używania tego, czym rozumie, że cieszy się sama w sobie, gdy ciało nie staje jej na przeszkodzie. Stąd także widzi, jak wielką szkodę wyrządził nam grzech Adama, że duszę naszą tej swobody pozbawił.
19. Ten rodzaj modlitwy miałam pierwej jeszcze nim zaczęły przychodzić na mnie te zachwycenia i wielkie zapały, o których mówiłam. Zapomniałam jeszcze nadmienić, że te wielkie zapały prawie nigdy się nie kończą bez zachwycenia i szczególnego jakiego daru łaskawości Pańskiej, którym Pan duszę pociesza i dodaje jej odwagi, aby żyła dla Niego.
20. Wszystko, co tu powiedziałam, nie może być przywidzeniem, a to dla różnych przyczyn, o których długo byłoby mówić, czy są to rzeczy dobre, czy nie. Pan to wie. Skutków ich jednak i postępu w dobrym, jakie one pozostawiają w duszy, sądzę, niepodobna nie uznać.
21. Osoby widzę jasno jako wyraźne osoby, tak jak wczoraj widziałam, że wasza miłość rozmawiał z Prowincjałem, tylko że, jak już mówiłam, niczego nie widzę ani nie słyszę. Choć jednak ani oczy ciała, ani oczy duszy tych Osób nie widzą, zupełną mam pewność, że One są przy mnie i gdy odejdę, widzę i czuję Ich nieobecność. Jak się to dzieje, tego nie wiem, ale to dobrze wiem, że nie jest to urojenie; bo jakkolwiek bym potem usiłowała wyobrazić to sobie na nowo, nie jest to w mojej mocy, choć próbowałam. I tak samo jest z innymi zjawiskami, jakie w tych widzeniach zachodzą, o ile je sama rozumiem, a sądzę, że patrząc na nie od tylu lat, dostatecznie mogłam się o tym przekonać, abym mogła mówić z taką pewnością.
22. Prawda, i na to niech wasza miłość raczy zwrócić uwagę, że co do Osoby, która sama zawsze do mnie mówi, mogę twierdzić, że taką mi się przedstawia, jaką jest, o drugich jednak tego twierdzić nie mogę. Wiem dobrze, że jedna z nich osobno nigdy ze mną nie była, dlaczego, o tym się nie dowiedziałam i nigdy też w to się nie wdaję, bym miała żądać czego więcej nad to, co Bóg mi użyczyć zechce, bo zaraz mi przychodzi na myśl, że mogę przez to diabłu otworzyć drogę do oszukania mnie. Teraz również nie śmiałabym o to prosić, bo mię zawsze ta sama obawa wstrzymuje.
23. Pierwsza, zdaje mi się, dała mi niekiedy uczuć obecność swoją, ale nie pamiętając już dokładnie, co i jak to było, twierdzić tego nie śmiem. Wszystko, co tu napisałam, do tego ma służyć, by wasza miłość miał szerokie pojęcie, jak się to odbywa, choć nie wiem, czy to można wyrazić w takich słowach. Chociaż Osoby te w taki sposób niewypowiedzianie dziwny oznajmują swoją obecność, każda osobno – dusza przecie poznaje tu i czuje, że jest to jeden Bóg. Nie pamiętam, bym kiedy słyszała Pana mówiącego do mnie, mówi bowiem zawsze Jego Człowieczeństwo i to już z wszelką pewnością twierdzić mogę, że nie jest to urojenie.
24. Co do wody, o której wasza miłość mówisz, nic o niej nie wiem, ani również nie słyszałam, w którym miejscu znajduje się raj ziemski. Jak już mówiłam, od tego poznania, które mi Pan daje, uchylić się nie jest w mojej mocy i to poznaję, bo nie mogę inaczej – ale bym sama prosiła Boskiego Majestatu Jego o objawienie mi jakiej tajemnicy, tego nigdy nie uczyniłam. Zdawałoby mi się bowiem zaraz, że to tylko moje przywidzenie i że zły duch mię wyprowadzi w pole. Nigdy, dzięki Bogu, nie miałam tej ciekawości, bym pragnęła dowiedzieć się o rzeczach przede mną zakrytych i nic o to nie dbam, bym wiedziała coś więcej nad to, co wiem. Dość już mię kosztowało utrapienia to, co słyszałam bez przyczynienia się woli mojej, chociaż był to, jak sądzę, sposób jakiego Pan użył dla mego zbawienia, widząc mię tak nędzną. Dobrym bowiem takich nadzwyczajnych pobudek nie potrzeba, aby służyli Boskiemu Jego Majestatowi.
25. Inny jeszcze rodzaj modlitwy przychodzi mi na pamięć, poprzedzający jeszcze ten pierwszy, o którym mówiłam. Jest to uczucie obecności Bożej, które nie ma nic wspólnego z widzeniem, a które każdy, jak sądzę, wyjąwszy chyba w chwilach oschłości, łatwo mieć może, skoro tylko choćby modlitwą ustną pragnie polecić siebie boskiej łaskawości Jego.
Daj Boże, bym z winy mojej nie utraciła tak wielkich łask i niechaj On raczy mieć nade mną miłosierdzie.
5
Sewilla, 1576.
1. Wewnętrzne te rzeczy duchowe, z uwagi zwłaszcza na krótkotrwałość i szybkie ich przemijanie, tak są trudne do wypowiedzenia, a jeszcze trudniejsze do wyrażenia ich w sposób dla drugich zrozumiały, że jeśli posłuszeństwo nie przyjdzie mi w pomoc, to moje pisanie wyda się bredzeniem, zwłaszcza gdy mam mówić o rzeczach tak zawiłych i trudnych. Ale mniejsza o to, choćbym i bredziła, bo rzecz wiadoma, że nieraz już większe brednie słyszałeś ode mnie.
O to tylko błagam, by wasza miłość pamiętał, że w tym wszystkim co tu napiszę, nie mam zgoła zamiaru podawać zdanie moje za niewątpliwe, bo może być, że nie rozumiem tych rzeczy. To jednak mogę twierdzić z wszelką pewnością, że niczego tu nie powiem, czego bym w samej sobie często nie doświadczyła. Czy to rzeczy dobre czy złe, wasza miłość to osądzi i mnie swe zdanie oznajmi.
2. Sądzę, że będzie to po myśli waszej miłości, gdy od razu zacznę mówić o rzeczach nadprzyrodzonych, od pierwszego ich początku. Dary bowiem duchowe, jakie sami przy pomocy Pańskiej osiągnąć możemy, jako to: uczucia pobożne, słodkie rozrzewnienia, łzy i rozmyślania, są to rzeczy wiadome.
3. Pierwszy, jaki uczułam w sobie objaw modlitwy, jak mi się zdaje, nadprzyrodzonej (a nadprzyrodzonym nazywam to, czego sami własną pracą ani pilnością, choćbyśmy się o to starali, osiągnąć nie zdołamy, możemy tylko przysposobić się do tego i od tego przygotowania ono zależy) jest to pewne skupienie wewnętrzne, jakie dusza czuje w sobie. W tym stanie przybywają duszy jakoby inne zmysły własne, podobne do zmysłów zewnętrznych, ale od nich odrębne i za pomocą tych zmysłów wewnętrznych, dusza, rzekłbyś, usiłuje uchylić się od gwaru onych zewnętrznych. Nieraz nawet unosi je nad siebie i chciałaby zamknąć oczy i uszy, aby niczego nie widziały, nie słyszały i nie rozumiały, jedno to, czym ona w tej chwili jest zajęta, to jest rozmowę z Bogiem samym. Żaden tu zmysł ani władza przyrodzona nie gubią się, wszystkie pozostają czynne, ale na to, aby się napełniały w Bogu. Komu Pan użyczył łaski tego skupienia wewnętrznego, ten łatwo zrozumie, co mówię. Kto tego daru sam nie zakosztował, ten go i nie zrozumie, albo przynajmniej wiele będzie potrzeba słów i porównań, aby mu to wytłumaczyć.
4. Z tego skupienia powstaje niekiedy pewne uciszenie i pokój wewnętrzny. W tym stanie zdaje się duszy, że niczego już jej nie brakuje; samo nawet mówienie, to jest modlitwa ustna i rozmyślania, ją męczy; chciałaby tylko miłować, trwa to pewien czas, nieraz i dłuższy.
5. Z tego rodzaju modlitwy wynika zwykle pewne, jak je zowią uśpienie władz; nie są one wówczas tak pochłonięte ani tak zawieszone, iżby mogło się to zwać zachwyceniem; nie jest to także zupełne zjednoczenie. Niekiedy, owszem i często, dusza czuje, że sama tylko wola jest zjednoczona; czuje się to bardzo jasno, jasno mówię, o ile rzecz się tak przedstawia. Dusza cała jest pełna Boga i widzi zupełną dla niej niemożność zatrzymania się nad jakim bądź innym przedmiotem lub działaniem. Pozostałe dwie władze tymczasem zupełną zachowują swobodę do zajęć i prac około służby Bożej; słowem, idą tu ręka w rękę Marta z Marią. Pytałam Ojca Franciszka, czy nie jest to złudzenie, bo byłam tym zdumiona, ale on mię upewnił, że to się zdarza często.
6. Zupełnie co innego, gdy wszystkie władze pogrążone są w zjednoczeniu. Nic wówczas działać nie mogą. Rozum staje jakby przerażony. Wola miłuje raczej niż rozumie, ale ani tego, że miłuje, ani tego, co czyni, sama nie rozumie, tak iżby zdołała w słowach to wyrazić. Co do pamięci, o ile mi się zdaje, wcale jej nie ma, ani myśli żadnej. Zmysły też wówczas nie działają, jakby zupełnie odeszły, aby dusza tym obficiej mogła się napawać tym, w czym się rozkoszuje. Tak przynajmniej mnie się zdaje, że na tę chwilę zmysły zupełnie się gubią; ale przemija to prędko. Po skarbach pokory i innych cnót i świętych pragnień, jakie w duszy pozostają, poznaje ona, jak wielkie dobro z tą łaską jej przyszło. Ale jak to się dzieje, tego wyrazić niepodobna, bo chociażby dusza usiłowała zrozumieć, nie zdoła tego ani pojąć, ani wypowiedzieć. Ta łaska, jeśli jest prawdziwa, zdaniem moim, jest największą ze wszystkich wielkich łask, jakie Pan udziela duszy na tej drodze duchowej.
7. Zachwycenie i zawieszenie jest to, jak sądzę, jedno i to samo, tylko, że ja zwykle zowię to zawieszeniem, nie chcąc używać wyrazu zachwycenie, który ma w sobie coś przerażającego. Zawieszeniem prawdziwie zwać się może i to zjednoczenie, o którym była mowa. Różnica między nim a zachwyceniem na tym polega, że to ostatnie dłużej trwa i więcej daje się odczuwać zewnętrznie, wstrzymuje oddech, mowę odbiera, oczu otworzyć nie pozwala. Wszystko to wprawdzie bywa i w zjednoczeniu, ale tu objawia się to z większą siłą. Ciepło przyrodzone nie wiem jak i dokąd uchodzi i gdy zachwycenie jest wielkie, ręce stygną jakby zamrożone, niekiedy sztywnieją i wyprężają się jak kłody i całe ciało pozostaje nieruchome w takiej postawie, stojącej czy klęczącej, w jakiej zostało pochwycone. Dusza w taką opływa rozkosz z oglądania tego, co Pan jej ukazuje, że jakby zapomina ożywiać ciało i porzuca je jakby martwe. W nerwach tylko, gdy stan ten się przedłuży, pozostaje uczucie bólu.
8. Zdaje mi się, że w tym stanie, Pan raczy dawać duszy większe zrozumienie tego, czym się cieszy, niż w zjednoczeniu, najczęściej też, w jednej chwili, odkrywają się przed nią pewne tajemnice Boskiego Majestatu Jego. Skutki tego pozostają w niej wielkie: zapomnienie o sobie samej i pragnienie gorące, by tak wielki Bóg i Pan był poznany i uwielbiony od wszystkich. Prawdziwe zachwycenie od Boga nie może, jak sądzę, nie pozostawić po sobie w duszy wielkiego i jasnego poznania, że sama z siebie w niczym się do otrzymania takiej łaski przyczynić nie mogła i że nędza jej i niewdzięczność, nie zasłużyła na nie i Pan z samej tylko dobroci swojej tak wielkie łaski jej czyni. Rozkosz bowiem i słodkość tak tu nieporównanie przewyższają wszystko, cokolwiek może być przyjemnego na tej ziemi, że gdyby pamięć żywa tych rozkoszy potem się w niej nie zacierała, wszelkie pociechy ziemskie byłyby dla niej tylko obrzydzeniem; i tak dochodzi do wzgardzenia wszystkimi rzeczami tego świata.
9. Między zachwyceniem a porwaniem taka jest różnica, że w zachwyceniu dusza stopniowo umiera dla rzeczy zewnętrznych, tracąc zmysły i żyjąc tylko Bogu. Porwanie zaś przychodzi z szybkością błyskawicy, od jednego objawienia, jakim Pan w boskiej wielmożności swojej przeniknie do jej wnętrza, w jednej chwili porywa ją, rzekłbyś nad samą siebie, jak gdyby już wyszła z ciała. Potrzeba tu w pierwszych początkach niemałej odwagi, na takie zupełne oddanie się w ręce Boga, aby ją zaniósł, dokąd zechce. Nim ją bowiem Boski Majestat Jego umieści w pokoju, tam gdzie postanowił ją podnieść (podnieść, mówię, na to, aby oglądała i poznała rzeczy wzniosłe), rzecz pewna, że trzeba naprzód, aby miała stanowczą gotowość umrzeć dla Niego. Biedna bowiem dusza nic tu nie wie, co to będzie, i co się z nią stanie; tak bywa przynajmniej z początku.
10. Cnoty po tej łasce pozostają w duszy jeszcze większe: gorętsze pragnienia, jaśniejsze, z głębszą bojaźnią i żarliwszą miłością poznanie potęgi tego Boga wielkiego, który nie pozostawiając jej żadnej władzy nad sobą, porywa ją całą jako najwyższy Pan i władca. Czuje dusza w sobie żal, iż obraziła tak wieki Majestat i zdziwienie, jak to być mogło, że śmiała Go obrazić i wielką troskę o to, by nikt Go już nie obrażał, ale by wszyscy wielbili Go i chwalili. Z tego snadź źródła, jak sądzę, płyną owe wielkie nieugaszone pragnienia zbawienia dusz i przyczynienia się w czymkolwiek do ich zbawienia, aby Bóg miał tę chwałę, której jest godzien.
11. Wzlot ducha, jest to coś, co nie wiem, jak nazwać, wznoszącego się w górę z najgłębszego wnętrza duszy. Na objaśnienie tego, jedno tu tylko przypomina mi się porównanie, które zamieściłam w książce wiadomej waszej miłości, gdzie są obszernie opisane wszystkie te rodzaje modlitwy i inne jeszcze rzeczy; ale taką mam pamięć, że wszystko zaraz zapominam. Dusza i duch, zdaje mi się, jest to jedno i to samo, tylko że, podobnie jak ogień, gdy jest wielki, mocno płonie, tak i dusza, gdy od zjednoczenia z Bogiem na kształt wielkiego ognia się zapali, wypuszcza z siebie płomień i w górę się unosi, chociaż przy tym pozostaje na ziemi, jak on ogień, który, choć płomień z niego w górę się wzbija, przecie paląc się na dole, zawsze jest ogniem. W taki sposób, zdaje mi się, dusza wydaje z siebie coś tak szybkiego i delikatnego, co wzbija się w strefy górne i idzie kędy Pan chce. Podobne to do wzlotu, dokładniej tego określić niepodobna i nie wiem, jakim innym porównaniem mogłabym to objaśnić; to tylko wiem, że rzecz sama daje się czuć bardzo wyraźnie i nic jej powstrzymać nie zdoła.
12. Duch, jak biedna uwięziona ptaszyna, wyzwolił się, rzekłbyś, z nędzy tej znikomości i z więzienia tego ciała i już nie krępowany więzami jego, swobodnie może się napawać tym, co Pan mu daje. Jest to rzecz tak wytworna i droga, co tu dusza poznaje i czuje, że niepodobna jej przypuścić, by mogło być w tym i w temu podobnym, jakie złudzenie. Później dopiero, gdy łaski te przeminą, pozostają obawy, ze względu na wielką niegodność duszy, która dary otrzymuje i zdaje się jej, że ma słuszny powód do obawiania się wszystkiego. W głębi duszy jednak czuje zawsze bezpieczność i otuchę, ale tyle tylko, iżby mogła z tym żyć, a nie tyle, by kiedy zaniechała czuwania, aby nie ulec jakiemu oszukaniu.
13. Pędem ducha zowie pewne pożądanie, które często nagle, owszem, najczęściej bez uprzedniej modlitwy, powstaje w duszy, na samo wspomnienie o tym, że żyje jeszcze daleko od Boga, albo za samym usłyszeniem jakiego słowa, które się do tego oddalenia odnosi. Taka jest potęga tego wspomnienia i z taką nieraz działa siłą, że w jednej chwili dusza jakoby odchodzi od siebie. Jak gdy ktoś znienacka otrzyma jaką bardzo bolesną wiadomość o nieszczęściu, jakiego się nie spodziewał, albo gdy go jaki strach nagły przerazi i od tego przerażenia czy zmartwienia myśl mu i rozum ustaje, i pozostaje cały jakby pogrążony w nieszczęściu, tak i tu jest z duszą; tylko że tego znękania i bólu jej przyczyna jest taka, iż widzi i czuje, że dobrze byłoby dla niej umrzeć.
14. Zdaje się, że wszystko, co dusza w takiej chwili widzi i rozumie, jest tylko na zwiększenie jej cierpienia i że Pan sam tak chce i zarządza, by wszystka istność jej do niczego więcej nie była zdolna, by nawet nie mogła pokrzepić się pamięcią na to, że to Jego wola, by jeszcze żyła. Czuje wkoło siebie takie osamotnienie i wyzucie z wszystkiego, jakiego żadne słowa nie zdołają wyrazić; bo wszystek świat i wszystkie rzeczy jego sprawiają jej cierpienie i żadna rzecz stworzona jej nie pociesza. Pragnie tylko samego Stworzyciela i do posiadania Jego tęskni. Widząc zaś, że jest to rzeczą niepodobną dopóki nie umrze i że sama sobie śmierci zadać nie może, więc umiera z tego, że nie umiera. I to tak dalece, że prawdziwie wprawia ją to w stan grożący śmiercią; wówczas widzi siebie jakby zawieszoną między niebem a ziemią i sama nie wie, co począć z sobą. A Bóg od czasu do czasu objawia jej promyk swojej istności, aby lepiej widziała, co traci na tym rozłączeniu z Nim i to jej sprawia ból tak dziwnie srogi, jakiemu żaden wyraz nie dorówna. Nie ma bowiem takiego bólu na tej ziemi, z tych przynajmniej jakie ja wycierpiałam, który by z tym mógł iść w porównanie. Od półgodzinnego tylko takiego bólu, wszystko ciało pozostaje stargane i nogi jakby ze stawów wyrwane i ręce tak niesłychanie zbolałe, że i pióra utrzymać nie zdołają.
15. Tego wszystkiego dusza nie czuje, aż gdy przeminie on zapał. Dopóki on trwa, dość jej tego cierpienia, które znosi wewnętrznie i pod wpływem jego nie czułaby, sądzę, najcięższych katuszy zewnętrznych. Przy tym jednak zachowuje wszystkie swoje zmysły: może mówić, może nawet patrzyć; chodzić tylko nie może, bo ją trzyma powaloną wielki cios miłości. Zapał ten, choćby był tak gwałtowny, iżby człowiek umarł od niego, o tyle tylko przynosi pożytek, o ile Bóg sam go wznieci. Wtedy sprawia skutki wspaniałe i wielką jest korzyścią dla duszy. Uczeni o nim jedni mówią tak, drudzy inaczej, żaden go nie potępia. Magister z Awili pisał mi, że to rzecz dobra i święta, toż samo mówią wszyscy, a dusza dobrze czuje, że jest to wielka łaska od Pana. Ale gdyby to bardzo często się powtarzało, nie na długo starczyłoby życia.
16. Zwyczajnie zapał ten w takiej się formie objawia, że temu pragnieniu oglądania Boga towarzyszy wielkie rozrzewnienie, obfitość łez, tęsknota za wyzwoleniem z tego wygnania. Przy tym jednak dusza zachowuje swobodę myśli, i zdolna jest zastanowić się nad tym, że taka jest wola Pańska, aby jeszcze żyła, więc tym się pociesza i ofiaruje Jemu tę konieczność zostania jeszcze przy życiu błagając Go, by ono było jedynie na Jego chwałę. I tak stan ten przechodzi.
17. Inny jeszcze, dość częsty, sposób modlitwy, jest to pewnego rodzaju przeszycie. Dusza wówczas prawdziwie czuje, jak gdyby jej kto strzałą serce, albo ją całą na wskroś przeszywał. Ból z tego jest tak wielki, że nie może się powstrzymać od jęku, a przy tym jednak tak słodki, że chciałaby, iżby nigdy nie ustał. Ból ten nie jest w zmysłach i rana ona nic nie ma w sobie materialnego. Dusza czuje go duchowo w swoim wnętrzu, bez żadnego objawu bólu na ciele. Ale że są to rzeczy, których niepodobna objaśnić inaczej, jeno za pomocą porównań, dlatego używam tu tych grubych tłumaczeń, prawdziwie grubych w porównaniu z tym, co one mają oznaczać. Inaczej jednak wyrazić tego nie potrafię. Z tego właśnie powodu uważam, że nie są to rzeczy przydatne do opisów czy opowiadań; kto tego sam nie doświadczył, ten niepodobna, by zrozumiał, skąd pochodzi i gdzie się ten ból mieści. Cierpienia bowiem duchowe bardzo są różne od cierpień ziemskich. I tym sobie tłumaczę, jak to dusze w czyścu i w piekle więcej cierpią, niż my tu na ziemi przez porównanie z tymi cierpieniami cielesnymi pojąć i przedstawić sobie zdołamy.
18. Czasem znowu zdaje się, że ta rana miłości pochodzi z samegoż najgłębszego wnętrza duszy. Skutki z niej wielkie. Zranienia tego, jeśli Bóg go nie da, własnym, choćby najusilniejszym staraniem wywołać niepodobna, jak również niepodobna uchylić się od niego, gdy spodoba się Panu je zadać. Jest to pewien rodzaj tęsknoty do Boga, tak żywej i głęboko duchowej, że nie ma wyrazu na jej opisanie. Dusza wówczas, widząc, że skrępowana ciałem, nie może, tak jakby chciała, cieszyć się Bogiem, wielkie czuje do tego ciała obrzydzenie. Widzi w nim jakby mur przegrody, stojący jej na drodze do używania tego, czym rozumie, że cieszy się sama w sobie, gdy ciało nie staje jej na przeszkodzie. Stąd także widzi, jak wielką szkodę wyrządził nam grzech Adama, że duszę naszą tej swobody pozbawił.
19. Ten rodzaj modlitwy miałam pierwej jeszcze nim zaczęły przychodzić na mnie te zachwycenia i wielkie zapały, o których mówiłam. Zapomniałam jeszcze nadmienić, że te wielkie zapały prawie nigdy się nie kończą bez zachwycenia i szczególnego jakiego daru łaskawości Pańskiej, którym Pan duszę pociesza i dodaje jej odwagi, aby żyła dla Niego.
20. Wszystko, co tu powiedziałam, nie może być przywidzeniem, a to dla różnych przyczyn, o których długo byłoby mówić, czy są to rzeczy dobre, czy nie. Pan to wie. Skutków ich jednak i postępu w dobrym, jakie one pozostawiają w duszy, sądzę, niepodobna nie uznać.
21. Osoby widzę jasno jako wyraźne osoby, tak jak wczoraj widziałam, że wasza miłość rozmawiał z Prowincjałem, tylko że, jak już mówiłam, niczego nie widzę ani nie słyszę. Choć jednak ani oczy ciała, ani oczy duszy tych Osób nie widzą, zupełną mam pewność, że One są przy mnie i gdy odejdę, widzę i czuję Ich nieobecność. Jak się to dzieje, tego nie wiem, ale to dobrze wiem, że nie jest to urojenie; bo jakkolwiek bym potem usiłowała wyobrazić to sobie na nowo, nie jest to w mojej mocy, choć próbowałam. I tak samo jest z innymi zjawiskami, jakie w tych widzeniach zachodzą, o ile je sama rozumiem, a sądzę, że patrząc na nie od tylu lat, dostatecznie mogłam się o tym przekonać, abym mogła mówić z taką pewnością.
22. Prawda, i na to niech wasza miłość raczy zwrócić uwagę, że co do Osoby, która sama zawsze do mnie mówi, mogę twierdzić, że taką mi się przedstawia, jaką jest, o drugich jednak tego twierdzić nie mogę. Wiem dobrze, że jedna z nich osobno nigdy ze mną nie była, dlaczego, o tym się nie dowiedziałam i nigdy też w to się nie wdaję, bym miała żądać czego więcej nad to, co Bóg mi użyczyć zechce, bo zaraz mi przychodzi na myśl, że mogę przez to diabłu otworzyć drogę do oszukania mnie. Teraz również nie śmiałabym o to prosić, bo mię zawsze ta sama obawa wstrzymuje.
23. Pierwsza, zdaje mi się, dała mi niekiedy uczuć obecność swoją, ale nie pamiętając już dokładnie, co i jak to było, twierdzić tego nie śmiem. Wszystko, co tu napisałam, do tego ma służyć, by wasza miłość miał szerokie pojęcie, jak się to odbywa, choć nie wiem, czy to można wyrazić w takich słowach. Chociaż Osoby te w taki sposób niewypowiedzianie dziwny oznajmują swoją obecność, każda osobno – dusza przecie poznaje tu i czuje, że jest to jeden Bóg. Nie pamiętam, bym kiedy słyszała Pana mówiącego do mnie, mówi bowiem zawsze Jego Człowieczeństwo i to już z wszelką pewnością twierdzić mogę, że nie jest to urojenie.
24. Co do wody, o której wasza miłość mówisz, nic o niej nie wiem, ani również nie słyszałam, w którym miejscu znajduje się raj ziemski. Jak już mówiłam, od tego poznania, które mi Pan daje, uchylić się nie jest w mojej mocy i to poznaję, bo nie mogę inaczej – ale bym sama prosiła Boskiego Majestatu Jego o objawienie mi jakiej tajemnicy, tego nigdy nie uczyniłam. Zdawałoby mi się bowiem zaraz, że to tylko moje przywidzenie i że zły duch mię wyprowadzi w pole. Nigdy, dzięki Bogu, nie miałam tej ciekawości, bym pragnęła dowiedzieć się o rzeczach przede mną zakrytych i nic o to nie dbam, bym wiedziała coś więcej nad to, co wiem. Dość już mię kosztowało utrapienia to, co słyszałam bez przyczynienia się woli mojej, chociaż był to, jak sądzę, sposób jakiego Pan użył dla mego zbawienia, widząc mię tak nędzną. Dobrym bowiem takich nadzwyczajnych pobudek nie potrzeba, aby służyli Boskiemu Jego Majestatowi.
25. Inny jeszcze rodzaj modlitwy przychodzi mi na pamięć, poprzedzający jeszcze ten pierwszy, o którym mówiłam. Jest to uczucie obecności Bożej, które nie ma nic wspólnego z widzeniem, a które każdy, jak sądzę, wyjąwszy chyba w chwilach oschłości, łatwo mieć może, skoro tylko choćby modlitwą ustną pragnie polecić siebie boskiej łaskawości Jego.
Daj Boże, bym z winy mojej nie utraciła tak wielkich łask i niechaj On raczy mieć nade mną miłosierdzie.