58
Sewilla, 8 listopada 1575.
1. W oktawie Wszystkich Świętych miałam dwa czy trzy dni ciężkiego udręczenia na wspomnienie wielkich grzechów moich, z wielkim nadto strachem grożących mi prześladowań, których jedyną podstawą były podnoszone przeciw mnie ciężkie, potwarcze oskarżenia. Pod wrażeniem tego strachu zupełnie mię odeszła zwykła odwaga i gotowość do cierpienia dla miłości Boga. Starałam się dodawać sobie otuchy, wzbudzałam w sobie akty gotowości na wszelką wolę Bożą, widziałam jasno, jak wielki będzie zysk dla mnie z tego prześladowania – ale wszystko to mało pomagało i strach nie ustępował. Była to ciężka walka wewnętrzna. Odszukałam list, w którym dobry mój Ojciec przypominał mi słowa św. Pawła, jako Bóg “nie dopuści kusić nas ponad nasze siły”. List ten znaczną przyniósł mi ulgę, ale niezupełną. Z pewnego względu nawet wznowił raczej moją za Ojcem tęsknotę i cały dzień potem wielki miałam smutek, widząc siebie pozbawioną jego pomocy, a nie mając do kogo się udać w tym strapieniu. Słowem, czułam się bardzo opuszczona i wciąż mię prześladowała i nowego mi smutku dodawała ta myśl, że nikogo nie znajdę, kto by mię wspomógł i uspokoił, oprócz niego, a on, na ciężkie utrapienie moje, zmuszony jest prawie ciągle przebywać gdzieś daleko.
2. Nazajutrz wieczorem, przy czytaniu duchowym, natrafiłam na drugi ustęp z listów św. Pawła, który mi niejaką przyniósł pociechę. Za czym, w nieznacznym jeszcze zebraniu wewnętrznym, poczęłam wspominać sobie, jak to dawniej miewałam w duszy mojej Pana obecnego, jak żywo wówczas czułam, że On prawdziwie jest Bóg żywy. W ciągu tych myśli, nagle ujrzałam Go w sobie widzeniem umysłowym i głęboko, w samym wnętrzu duszy, jakby tuż przy sercu, usłyszałam Jego głos, mówiący mi: Jestem tu, przy tobie, chciałem tylko, byś się przekonała, że nic nie możesz beze Mnie.
3. W tejże chwili spokój wrócił do duszy mojej i wszystkie strachy moje znikły. Tej samej jeszcze nocy, gdy byłam na jutrzni, w widzeniu umysłowym, ale tak jasnym, że równało się prawie widzeniu przez wyobraźnię, ujrzałam Pana spoczywającego na moich rękach, w takiej postawie, jak Go malują w stacji “Piątej boleści”, złożonego na łonie Matki Najświętszej. Mocno mię to widzenie przeraziło, bo takie było wyraźne i tak je miałam blisko, że obawiałam się złudy diabelskiej. Wtedy On rzekł do mnie: Niech cię to nie przeraża, bliżej bez porównania złączony jest Ojciec mój z twoją duszą.
Widzenie to tak głęboko utkwiło mi w pamięci, że dotąd je mam przed oczyma obecne. Wrażenie słów, jakie przy tym Pan mi powiedział, trwało we mnie przeszło miesiąc; teraz już przeszło.
59
Sewilla, listopad 1575.
1. Jednego dnia, wieczorem, w wielkim byłam strapieniu, nie mając żadnych wiadomości o moim Ojcu, tym bardziej, że gdy pisał ostatni raz, był cierpiący na zdrowiu. Chociaż to strapienie moje nie było już tak gwałtowne jak ono pierwsze, gdy się dowiedziałam o jego niedoli, a jakiemu podobnego nigdy już więcej nie doznałam, zawsze jednakże troska o niego przeszkadzała mi w modlitwie. W tym moim strapieniu ujrzałam nagle widzenie tak wyraźne, że nie mogło być prostym tylko wyobrażeniem: ukazała mi się we wnętrzu moim światłość, a w tej światłości on szedł drogą raźny i wesoły, i z rozjaśnionym obliczem. Ta jasność oblicza musiała zapewne pochodzić od światłości, którą widziałam i zdaje mi się, że tak jest z wszystkimi wybranymi w niebie: sądzę, że odblask światłości wynikającej z Pana naszego czyni ich jasnymi. Wśród takiego widzenia usłyszałam te słowa: Powiedz mu, niech natychmiast przystąpi do dzieła, bo jego jest zwycięstwo.
2. Jednego dnia, po jego powrocie, gdy wieczorem na modlitwie wysławiałam Pana, dzięki Mu czyniąc za tyle wielkich łask, które mi uczynił, Pan rzekł do mnie: O cóż ty możesz prosić, córko moja, czego bym ja nie uczynił?
60
Sewilla, 21 listopada 1575.
1. W dniu przedstawienia Brewe papieskiego, będąc w największej niespokojności i w takim strwożeniu wewnętrznym, że i modlić się nie mogłam, ponieważ doniesiono mi, że nasz Ojciec w wielkim jest niebezpieczeństwie, że go zatrzymują przemocą, że z krzykiem wielkim mu wygrażają – usłyszałam te słowa: O niewiasto małej wiary! Uspokój się, wszystko idzie jak najlepiej.
2. Było to w dzień Ofiarowania Najśw. Maryi Panny roku 1575. Postanowiłam sobie wówczas, że jeśli Najświętsza Panna raczy nam to wyjednać u Syna swego, byśmy, Ojciec nasz i my z nim, byli wolni od prześladowania tych braci, poproszę Ojca o zarządzenie, aby każdego roku to święto obchodzone było uroczyście w naszych klasztorach Sióstr Bosych.
3. Gdy czyniłam to postanowienie, wyszło mi z pamięci, że już przedtem w widzeniu, jakie miałam, było mi dane zlecenie, by Ojciec ustanowił to święto. Teraz dopiero, przy powtórnym odczytaniu tego zeszyciku, przyszło mi na myśl, że tę uroczystość powinno się koniecznie obchodzić.
61
Sewilla, 1575 lub 1576.
Jednego dnia, będąc na modlitwie, uczułam duszę moją tak pogrążoną w Bogu, jak gdyby świat już nie istniał, jak gdybym cała była przeniknięta Bogiem. Zostało mi tam objawione znaczenie tych słów kantyku Magnificat: Et exultavit spiritus, w sposób taki, że nigdy go zapomnieć nie mogę.
62
Prawdopodobnie w Sewilli, na wiosnę 1576.
Raz, gdy się zastanawiałam nad zawziętością naszych przeciwników, dążącą do zniesienia tego klasztoru Sióstr Bosych, i czy mają zamiar powoli rozpędzić je wszystkie, usłyszałam te słowa: Zamiar taki mają, ale skutku jego nie ujrzą. Owszem, stanie się wręcz przeciwnie.
63
Toledo, sierpień-wrzesień 1576.
Pewien mąż duchowny, u którego, po moim tu przybyciu, zaczęłam się spowiadać, i który przyjąwszy mnie z wielką życzliwością, potem także, gdy podjął się kierownictwa mojej duszy, tę samą życzliwość mi okazywał, niespodzianie usunął się i przestał przychodzić. Gdy dotkliwie odczuwałam jego brak, pewnego wieczoru, na modlitwie, miałam objawienie wewnętrzne, że Bóg sam wstrzymuje go, aby nie przychodził, ponieważ potrzeba, bym sprawy duszy mojej powierzyła drugiemu w tymże mieście kapłanowi. Zmiana ta była mi przykra z obawy, że nowy spowiednik, nie znając mnie, może mnie nie zrozumie i będzie mię niepokoił. Przykro mi było dlatego również, że lubiłam tamtego za miłość, którą mi wyświadczył – a i widok jego i kazania jego, ile razy go słyszałam mówiącego, zawsze mi sprawiały duchową pociechę. – Wiedziałam przy tym, że ten, do którego miałam się udać, bardzo jest zajęty, za czym moje narzucanie się jemu tym bardziej jeszcze wydawało mi się niewłaściwe. Ale Pan rzekł do mnie: Ja to zrządzę, że wysłucha cię i zrozumie. Otwórz duszę przed nim, a znajdziesz u niego niejaką pomoc w twoich strapieniach. Ostatnie te słowa odnosiły się, jak sądzę, do bólu, jaki wówczas cierpiałam, że muszę żyć daleko od Boga. Jakoż w boskiej łaskawości swojej, Pan raczył jeszcze dodać, że widzi dobrze cierpienie, które mię udręcza, ale nie może być inaczej, dopóki żyję na tym wygnaniu. Wszystko to jest dla większego mego dobra. Słowa te bardzo mię pocieszyły.
I stało się, jak Pan zapowiedział: kapłan ten znajduje czas i chwile swobodne dla mnie i zrozumiał mię i wielką mi przyniósł ulgę. Jest to mąż bardzo uczony i świątobliwy.
64
Data prawdopodobna: Toledo, 1576-1577.
W dzień Ofiarowania Matki Bożej, gdy gorąco polecałam Bogu pewną osobę, dla której pragnęłam jak najwyższego postępu w świętości, i z jednej strony uważałam, że niedobrze byłoby dla niej, mieć dochody własne i swobodę rządzenia się swoją wolą, a z drugiej strony znowu stawały mi na myśli wątłe jej zdrowie i wielką pomoc, jaką ona przynosi duszom – usłyszałam te słowa: Prawda, że wiernie Mi ona i gorliwie służy, ale wielka to rzecz iść za Mną, wyzuwszy się z wszystkiego, tak Ja nagi wstąpiłem na krzyż. Powiedz jej, niech zda się na Mnie. Ta druga wątpliwość moja pochodziła stąd, że przyszło mi wówczas na myśl, że co do mnie, nie potrafiłabym z takim słabym zdrowiem, jakie ona ma, zdobyć się na taką wysoką doskonałość.
65
Data prawdopodobna: Toledo, pierwsze miesiące 1577.
Gdy razu jednego zajęta byłam myślą o wielkiej przykrości, jaką mi to sprawia, że muszę jeść mięso, a nie mogę czynić pokuty, usłyszałam taką odpowiedź: Nieraz w tym pragnieniu pokuty więcej jest miłości własnej, niż istotnego pragnienia.
66
Data prawdopodobna: Toledo, pierwsze miesiące 1577.
Raz, gdy się bardzo trapiłam myślą, że obraziłam Boga, Pan rzekł do mnie: Wszystkie twoje grzechy są przede Mną jak gdyby nie były. Umacniaj się na przyszłość, bo jeszcze nie skończyły się twoje utrapienia.
67
Awila, 6 czerwca 1579.
W wigilię Zesłania Ducha Świętego, udawszy się na modlitwę do pustelni nazaretańskiej przy klasztorze Św. Józefa w Awili i rozważając tam jedną wielką łaskę, którą mi Pan w tenże dzień, mniej więcej dwadzieścia lat temu uczynił, uczułam w sobie wielki zapał i gorącość ducha, skutkiem których wpadłam w zachwycenie. W tymże głębokim zebraniu duszy, usłyszałam od Pana te słowa, które tu zapisuję:
Powiedz ode Mnie Ojcom Bosym, niech pilnie przestrzegają tych czterech rzeczy, które, jak długo u nich zachowywać się będą, tak długo zakon ich będzie wzrastał; gdyby zaś ich zaniedbali, niech wiedzą, że tym samym zaczną odstępować od swego pierwotnego założenia. Pierwsza: aby między przełożonymi była zgoda i jednomyślność. Druga, że choćby mieli wiele domów, liczba braci niech w każdym z nich będzie niewielka. Trzecia, aby mało przestawali z ludźmi świeckimi i tylko dla dobra ich dusz. Czwarta, aby nauczali więcej czynami niż słowami.
Było to w roku 1579. A iż to wielka jest prawda, stwierdzam ją i poświadczam podpisem moim:
Teresa od Jezusa.
58
Sewilla, 8 listopada 1575.
1. W oktawie Wszystkich Świętych miałam dwa czy trzy dni ciężkiego udręczenia na wspomnienie wielkich grzechów moich, z wielkim nadto strachem grożących mi prześladowań, których jedyną podstawą były podnoszone przeciw mnie ciężkie, potwarcze oskarżenia. Pod wrażeniem tego strachu zupełnie mię odeszła zwykła odwaga i gotowość do cierpienia dla miłości Boga. Starałam się dodawać sobie otuchy, wzbudzałam w sobie akty gotowości na wszelką wolę Bożą, widziałam jasno, jak wielki będzie zysk dla mnie z tego prześladowania – ale wszystko to mało pomagało i strach nie ustępował. Była to ciężka walka wewnętrzna. Odszukałam list, w którym dobry mój Ojciec przypominał mi słowa św. Pawła, jako Bóg “nie dopuści kusić nas ponad nasze siły”. List ten znaczną przyniósł mi ulgę, ale niezupełną. Z pewnego względu nawet wznowił raczej moją za Ojcem tęsknotę i cały dzień potem wielki miałam smutek, widząc siebie pozbawioną jego pomocy, a nie mając do kogo się udać w tym strapieniu. Słowem, czułam się bardzo opuszczona i wciąż mię prześladowała i nowego mi smutku dodawała ta myśl, że nikogo nie znajdę, kto by mię wspomógł i uspokoił, oprócz niego, a on, na ciężkie utrapienie moje, zmuszony jest prawie ciągle przebywać gdzieś daleko.
2. Nazajutrz wieczorem, przy czytaniu duchowym, natrafiłam na drugi ustęp z listów św. Pawła, który mi niejaką przyniósł pociechę. Za czym, w nieznacznym jeszcze zebraniu wewnętrznym, poczęłam wspominać sobie, jak to dawniej miewałam w duszy mojej Pana obecnego, jak żywo wówczas czułam, że On prawdziwie jest Bóg żywy. W ciągu tych myśli, nagle ujrzałam Go w sobie widzeniem umysłowym i głęboko, w samym wnętrzu duszy, jakby tuż przy sercu, usłyszałam Jego głos, mówiący mi: Jestem tu, przy tobie, chciałem tylko, byś się przekonała, że nic nie możesz beze Mnie.
3. W tejże chwili spokój wrócił do duszy mojej i wszystkie strachy moje znikły. Tej samej jeszcze nocy, gdy byłam na jutrzni, w widzeniu umysłowym, ale tak jasnym, że równało się prawie widzeniu przez wyobraźnię, ujrzałam Pana spoczywającego na moich rękach, w takiej postawie, jak Go malują w stacji “Piątej boleści”, złożonego na łonie Matki Najświętszej. Mocno mię to widzenie przeraziło, bo takie było wyraźne i tak je miałam blisko, że obawiałam się złudy diabelskiej. Wtedy On rzekł do mnie: Niech cię to nie przeraża, bliżej bez porównania złączony jest Ojciec mój z twoją duszą.
Widzenie to tak głęboko utkwiło mi w pamięci, że dotąd je mam przed oczyma obecne. Wrażenie słów, jakie przy tym Pan mi powiedział, trwało we mnie przeszło miesiąc; teraz już przeszło.
59
Sewilla, listopad 1575.
1. Jednego dnia, wieczorem, w wielkim byłam strapieniu, nie mając żadnych wiadomości o moim Ojcu, tym bardziej, że gdy pisał ostatni raz, był cierpiący na zdrowiu. Chociaż to strapienie moje nie było już tak gwałtowne jak ono pierwsze, gdy się dowiedziałam o jego niedoli, a jakiemu podobnego nigdy już więcej nie doznałam, zawsze jednakże troska o niego przeszkadzała mi w modlitwie. W tym moim strapieniu ujrzałam nagle widzenie tak wyraźne, że nie mogło być prostym tylko wyobrażeniem: ukazała mi się we wnętrzu moim światłość, a w tej światłości on szedł drogą raźny i wesoły, i z rozjaśnionym obliczem. Ta jasność oblicza musiała zapewne pochodzić od światłości, którą widziałam i zdaje mi się, że tak jest z wszystkimi wybranymi w niebie: sądzę, że odblask światłości wynikającej z Pana naszego czyni ich jasnymi. Wśród takiego widzenia usłyszałam te słowa: Powiedz mu, niech natychmiast przystąpi do dzieła, bo jego jest zwycięstwo.
2. Jednego dnia, po jego powrocie, gdy wieczorem na modlitwie wysławiałam Pana, dzięki Mu czyniąc za tyle wielkich łask, które mi uczynił, Pan rzekł do mnie: O cóż ty możesz prosić, córko moja, czego bym ja nie uczynił?
60
Sewilla, 21 listopada 1575.
1. W dniu przedstawienia Brewe papieskiego, będąc w największej niespokojności i w takim strwożeniu wewnętrznym, że i modlić się nie mogłam, ponieważ doniesiono mi, że nasz Ojciec w wielkim jest niebezpieczeństwie, że go zatrzymują przemocą, że z krzykiem wielkim mu wygrażają – usłyszałam te słowa: O niewiasto małej wiary! Uspokój się, wszystko idzie jak najlepiej.
2. Było to w dzień Ofiarowania Najśw. Maryi Panny roku 1575. Postanowiłam sobie wówczas, że jeśli Najświętsza Panna raczy nam to wyjednać u Syna swego, byśmy, Ojciec nasz i my z nim, byli wolni od prześladowania tych braci, poproszę Ojca o zarządzenie, aby każdego roku to święto obchodzone było uroczyście w naszych klasztorach Sióstr Bosych.
3. Gdy czyniłam to postanowienie, wyszło mi z pamięci, że już przedtem w widzeniu, jakie miałam, było mi dane zlecenie, by Ojciec ustanowił to święto. Teraz dopiero, przy powtórnym odczytaniu tego zeszyciku, przyszło mi na myśl, że tę uroczystość powinno się koniecznie obchodzić.
61
Sewilla, 1575 lub 1576.
Jednego dnia, będąc na modlitwie, uczułam duszę moją tak pogrążoną w Bogu, jak gdyby świat już nie istniał, jak gdybym cała była przeniknięta Bogiem. Zostało mi tam objawione znaczenie tych słów kantyku Magnificat: Et exultavit spiritus, w sposób taki, że nigdy go zapomnieć nie mogę.
62
Prawdopodobnie w Sewilli, na wiosnę 1576.
Raz, gdy się zastanawiałam nad zawziętością naszych przeciwników, dążącą do zniesienia tego klasztoru Sióstr Bosych, i czy mają zamiar powoli rozpędzić je wszystkie, usłyszałam te słowa: Zamiar taki mają, ale skutku jego nie ujrzą. Owszem, stanie się wręcz przeciwnie.
63
Toledo, sierpień-wrzesień 1576.
Pewien mąż duchowny, u którego, po moim tu przybyciu, zaczęłam się spowiadać, i który przyjąwszy mnie z wielką życzliwością, potem także, gdy podjął się kierownictwa mojej duszy, tę samą życzliwość mi okazywał, niespodzianie usunął się i przestał przychodzić. Gdy dotkliwie odczuwałam jego brak, pewnego wieczoru, na modlitwie, miałam objawienie wewnętrzne, że Bóg sam wstrzymuje go, aby nie przychodził, ponieważ potrzeba, bym sprawy duszy mojej powierzyła drugiemu w tymże mieście kapłanowi. Zmiana ta była mi przykra z obawy, że nowy spowiednik, nie znając mnie, może mnie nie zrozumie i będzie mię niepokoił. Przykro mi było dlatego również, że lubiłam tamtego za miłość, którą mi wyświadczył – a i widok jego i kazania jego, ile razy go słyszałam mówiącego, zawsze mi sprawiały duchową pociechę. – Wiedziałam przy tym, że ten, do którego miałam się udać, bardzo jest zajęty, za czym moje narzucanie się jemu tym bardziej jeszcze wydawało mi się niewłaściwe. Ale Pan rzekł do mnie: Ja to zrządzę, że wysłucha cię i zrozumie. Otwórz duszę przed nim, a znajdziesz u niego niejaką pomoc w twoich strapieniach. Ostatnie te słowa odnosiły się, jak sądzę, do bólu, jaki wówczas cierpiałam, że muszę żyć daleko od Boga. Jakoż w boskiej łaskawości swojej, Pan raczył jeszcze dodać, że widzi dobrze cierpienie, które mię udręcza, ale nie może być inaczej, dopóki żyję na tym wygnaniu. Wszystko to jest dla większego mego dobra. Słowa te bardzo mię pocieszyły.
I stało się, jak Pan zapowiedział: kapłan ten znajduje czas i chwile swobodne dla mnie i zrozumiał mię i wielką mi przyniósł ulgę. Jest to mąż bardzo uczony i świątobliwy.
64
Data prawdopodobna: Toledo, 1576-1577.
W dzień Ofiarowania Matki Bożej, gdy gorąco polecałam Bogu pewną osobę, dla której pragnęłam jak najwyższego postępu w świętości, i z jednej strony uważałam, że niedobrze byłoby dla niej, mieć dochody własne i swobodę rządzenia się swoją wolą, a z drugiej strony znowu stawały mi na myśli wątłe jej zdrowie i wielką pomoc, jaką ona przynosi duszom – usłyszałam te słowa: Prawda, że wiernie Mi ona i gorliwie służy, ale wielka to rzecz iść za Mną, wyzuwszy się z wszystkiego, tak Ja nagi wstąpiłem na krzyż. Powiedz jej, niech zda się na Mnie. Ta druga wątpliwość moja pochodziła stąd, że przyszło mi wówczas na myśl, że co do mnie, nie potrafiłabym z takim słabym zdrowiem, jakie ona ma, zdobyć się na taką wysoką doskonałość.
65
Data prawdopodobna: Toledo, pierwsze miesiące 1577.
Gdy razu jednego zajęta byłam myślą o wielkiej przykrości, jaką mi to sprawia, że muszę jeść mięso, a nie mogę czynić pokuty, usłyszałam taką odpowiedź: Nieraz w tym pragnieniu pokuty więcej jest miłości własnej, niż istotnego pragnienia.
66
Data prawdopodobna: Toledo, pierwsze miesiące 1577.
Raz, gdy się bardzo trapiłam myślą, że obraziłam Boga, Pan rzekł do mnie: Wszystkie twoje grzechy są przede Mną jak gdyby nie były. Umacniaj się na przyszłość, bo jeszcze nie skończyły się twoje utrapienia.
67
Awila, 6 czerwca 1579.
W wigilię Zesłania Ducha Świętego, udawszy się na modlitwę do pustelni nazaretańskiej przy klasztorze Św. Józefa w Awili i rozważając tam jedną wielką łaskę, którą mi Pan w tenże dzień, mniej więcej dwadzieścia lat temu uczynił, uczułam w sobie wielki zapał i gorącość ducha, skutkiem których wpadłam w zachwycenie. W tymże głębokim zebraniu duszy, usłyszałam od Pana te słowa, które tu zapisuję:
Powiedz ode Mnie Ojcom Bosym, niech pilnie przestrzegają tych czterech rzeczy, które, jak długo u nich zachowywać się będą, tak długo zakon ich będzie wzrastał; gdyby zaś ich zaniedbali, niech wiedzą, że tym samym zaczną odstępować od swego pierwotnego założenia. Pierwsza: aby między przełożonymi była zgoda i jednomyślność. Druga, że choćby mieli wiele domów, liczba braci niech w każdym z nich będzie niewielka. Trzecia, aby mało przestawali z ludźmi świeckimi i tylko dla dobra ich dusz. Czwarta, aby nauczali więcej czynami niż słowami.
Było to w roku 1579. A iż to wielka jest prawda, stwierdzam ją i poświadczam podpisem moim:
Teresa od Jezusa.