O pociąganiu bliźnich do Boga. – Pociąga ją samotność, bo w niej znajdzie ukojenie swej tęsknoty za Bogiem. – Bóg jednak pragnie, by opuszczała tę samotność dla oddawania posług bliźnim, przez które może ich pociągnąć do Niego. – Kto bliźniego nie miłuje, nie miłuje Boga.
1. Często, Panie mój, zastanawiam się nad tym, że na to nieznośne cierpienie, jakim jest życie bez Ciebie, nie ma chyba innej ulgi, jeno samotność. Tu przynajmniej dusza znajduje odpocznienie przy Tym, który sam jest jej odpocznieniem. Prawda, że i tu nie może się cieszyć Tobą z zupełną swobodą, skutkiem czego męka jej nieraz w dwójnasób się wzmaga. W porównaniu jednak z tą drugą męką, jaką sprawia konieczność przestawania ze stworzeniami i opuszczania dla nich samotnej z Stwórcą rozmowy – tamta wydaje się rozkoszą. Lecz jak się to dzieje, Boże mój, że dla duszy, pragnącej jedynie Tobie być przyjemną, odpocznienie takie staje się umęczeniem? O potęgo miłości Bożej! Jakże różne są twoje skutki od tych, jakie sprawia miłość światowa! Miłość światowa uchyla się od towarzystwa drugich, lękając się, by jej nie pozbawiono tego, co posiada. Miłość Boża, przeciwnie, tym jest większa, im więcej Bogu przybywa miłośników i rozkosz jej to tylko zasępia, gdy widzi, że nie wszyscy cieszą się tym dobrem najwyższym. Stąd to, o Dobro moje, pochodzi, że duszę wśród najwyższych pociech, jakich przy Tobie używa, żal ogarnia na wspomnienie tych, którzy tymi pociechami gardzą, którzy je mają utracić na wieki. Tym żalem ściśniona, dusza szuka towarzyszów i ochotnie opuszcza swoje pociechy, skoro się jej zdaje, że zdoła w czym przyczynić się do tego, by inni zapragnęli ich i o nie się starać zechcieli.
2. Lecz, Ojcze mój niebieski, czy nie lepiej by było te pragnienia odłożyć do czasu, gdy dusza mniej hojną będzie czuła w sobie obfitość słodkości Twoich, a tymczasem, póki je ma, cieszyć się nimi? O Jezu mój, jakże wielka jest ta miłość Twoja, którą miłujesz synów ludzkich! Bo to jest największa przysługa, jaką Ci oddać może dusza, gdy dla miłości bliźnich i dla ich zbawienia, Ciebie opuści! W istocie jednak nie opuszcza Cię, oddając się tym posługom, przeciwnie, pełniej Cię wówczas posiada! Mniej bowiem sobie dogadza i mniej słodyczy Twoich używa, ale za to cieszy się wielką radością, że Tobie przynosi pociechę. Widzi także, że rozkosze tej ziemi i te nawet, które zdają się pochodzić z Twego daru, niepewne są póki żyjemy w tym śmiertelnym ciele, jeśli z nimi nie idzie w parze miłość bliźniego. Kto bliźniego nie miłuje, nie miłuje Ciebie, Panie mój, który tak wielką ofiarą krwi swojej okazałeś tę zbytnią miłość, jaką umiłowałeś synów Adamowych.
O pociąganiu bliźnich do Boga. – Pociąga ją samotność, bo w niej znajdzie ukojenie swej tęsknoty za Bogiem. – Bóg jednak pragnie, by opuszczała tę samotność dla oddawania posług bliźnim, przez które może ich pociągnąć do Niego. – Kto bliźniego nie miłuje, nie miłuje Boga.
1. Często, Panie mój, zastanawiam się nad tym, że na to nieznośne cierpienie, jakim jest życie bez Ciebie, nie ma chyba innej ulgi, jeno samotność. Tu przynajmniej dusza znajduje odpocznienie przy Tym, który sam jest jej odpocznieniem. Prawda, że i tu nie może się cieszyć Tobą z zupełną swobodą, skutkiem czego męka jej nieraz w dwójnasób się wzmaga. W porównaniu jednak z tą drugą męką, jaką sprawia konieczność przestawania ze stworzeniami i opuszczania dla nich samotnej z Stwórcą rozmowy – tamta wydaje się rozkoszą. Lecz jak się to dzieje, Boże mój, że dla duszy, pragnącej jedynie Tobie być przyjemną, odpocznienie takie staje się umęczeniem? O potęgo miłości Bożej! Jakże różne są twoje skutki od tych, jakie sprawia miłość światowa! Miłość światowa uchyla się od towarzystwa drugich, lękając się, by jej nie pozbawiono tego, co posiada. Miłość Boża, przeciwnie, tym jest większa, im więcej Bogu przybywa miłośników i rozkosz jej to tylko zasępia, gdy widzi, że nie wszyscy cieszą się tym dobrem najwyższym. Stąd to, o Dobro moje, pochodzi, że duszę wśród najwyższych pociech, jakich przy Tobie używa, żal ogarnia na wspomnienie tych, którzy tymi pociechami gardzą, którzy je mają utracić na wieki. Tym żalem ściśniona, dusza szuka towarzyszów i ochotnie opuszcza swoje pociechy, skoro się jej zdaje, że zdoła w czym przyczynić się do tego, by inni zapragnęli ich i o nie się starać zechcieli.
2. Lecz, Ojcze mój niebieski, czy nie lepiej by było te pragnienia odłożyć do czasu, gdy dusza mniej hojną będzie czuła w sobie obfitość słodkości Twoich, a tymczasem, póki je ma, cieszyć się nimi? O Jezu mój, jakże wielka jest ta miłość Twoja, którą miłujesz synów ludzkich! Bo to jest największa przysługa, jaką Ci oddać może dusza, gdy dla miłości bliźnich i dla ich zbawienia, Ciebie opuści! W istocie jednak nie opuszcza Cię, oddając się tym posługom, przeciwnie, pełniej Cię wówczas posiada! Mniej bowiem sobie dogadza i mniej słodyczy Twoich używa, ale za to cieszy się wielką radością, że Tobie przynosi pociechę. Widzi także, że rozkosze tej ziemi i te nawet, które zdają się pochodzić z Twego daru, niepewne są póki żyjemy w tym śmiertelnym ciele, jeśli z nimi nie idzie w parze miłość bliźniego. Kto bliźniego nie miłuje, nie miłuje Ciebie, Panie mój, który tak wielką ofiarą krwi swojej okazałeś tę zbytnią miłość, jaką umiłowałeś synów Adamowych.