Księga fundacji - Strona 34 z 34 - Dumanie.pl - blog osobisty | o. Mariusz Wójtowicz OCD

Księga fundacji

parallax background
fot. rtve.es

 

Zakończenie



IHS

1. Zdaje mi się, że nie będzie od rzeczy, gdy dodam tu jeszcze, w jaki sposób klasztor Św. Józefa w Awili, który był pierwszą naszą fundacją – a którego założenia w tej księdze nie opisuję, bo już je na innym miejscu opisałam – spod władzy Biskupa miejscowego, pod którą został ufundowany, przeszedł pod zwierzchność Zakonu.

2. W chwili założenia tego klasztoru, biskupem Awili był don Alvaro de Mendoza, ten sam, który obecnie jest biskupem w Palencji. Przez cały czas rządów jego w Awili siostry doznawały od niego nad wszelki wyraz łaskawej opieki i kiedy oddawałyśmy się pod jego posłuszeństwo, Pan zatwierdził to postanowienie nasze, mówiąc mi, że tak trzeba, jak się to i w dalszym następstwie jasno okazało. We wszystkich kolejach i trudnościach, jakie przechodził nasz Zakon, najżyczliwsze zawsze miałyśmy od niego poparcie i gorliwą obronę. W niezliczonych zdarzeniach jawnie przekonałyśmy się, jak szczęśliwie to się stało, żeśmy się oddały pod jego władzę. Nigdy tego nie dopuścił, by jakiś duchowny wizytował nas w jego zastępstwie. Nic się nie działo w klasztorze, jeno z mojego rozporządzenia, za uprzednią jego zgodą. Taki stan rzeczy trwał mniej więcej, nie pamiętam dokładnie, siedemnaście lat i przez cały czas ani mi na myśl nie przyszło starać się o zmianę zależności.

3. Po przeniesieniu jednak Biskupa Awili na biskupstwo w Palencji, któregoś dnia, w czasie pobytu mego w klasztorze toledańskim, rzekł Pan do mnie, że potrzeba, by siostry klasztoru Św. Józefa przeszły pod posłuszeństwo Zakonu i bym się postarała o to, bo gdybym tego zaniechała, dom ten rychło uległby rozluźnieniu. Nie umiejąc pogodzić pozornej sprzeczności między tym rozkazem a poprzednimi słowami, jakie słyszałam, w których Pan upewniał mię, że dobrze i pożyteczne, aby siostry zostawały pod władzą miejscowego Biskupa, nie wiedziałam, co począć. Udałam się więc po radę do mego spowiednika, męża bardzo uczonego, który obecnie jest Biskupem w Osmie. On dopiero objaśnił mię, że nie mam się czego trapić, wówczas bowiem potrzeba było tego, a dziś potrzeba czego innego, jak się to już od tego czasu w bardzo wielu zdarzeniach jawnie okazało. Twierdził on, że zdaniem jego, lepiej i bezpieczniej będzie temu klasztorowi, gdy się połączy z innymi, niż gdyby pozostał sam jeden odosobniony.

4. Polecił mi zatem udać się do Awili dla omówienia sprawy na miejscu. Biskup zrazu wręcz przeciwnego był zdania i żadną miarą nie chciał się zgodzić na taką zmianę. Dopiero gdy mu wymieniłam główne powody, nalegając zwłaszcza na szkody, jakie obecny stan rzeczy, gdyby pozostał nie zmieniony, mógł sprowadzić na te siostry, które on tak ojcowskim sercem miłuje, wziął to wszystko pod głębszą rozwagę. Mając zaś rozum bardzo bystry, znalazł wnet inne jeszcze powody, ważniejsze od tych, które ja mu przedstawiłam, za czym i postanowił uczynić według mojej prośby, nie zważając już na zarzuty kilku duchownych, którzy go od tego postanowienia chcieli odwieść.

5. Potrzebna była jeszcze zgoda sióstr. Niektóre z nich bardzo były tej zmianie przeciwne. Ale że wszystkie one bardzo mię kochają, więc uznały słuszność powodów, jakie im podawałam, najwięcej zaś tego, że gdy zabraknie obecnego Biskupa, któremu Zakon nasz tyle zawdzięcza i którego ja tak miłuję, i mnie także już nie będą miały wpośród siebie. Ten wzgląd, w ich oczach stanowczy, pokonał wszystkie trudności i tak przyszła wreszcie do pomyślnego końca ta sprawa niesłychanie ważna, bo same potem przekonały się, i każdy mógł to widzieć, jaka temu domowi groziła ruina, gdyby się stało inaczej.

O, błogosławiony niechaj będzie Pan, że z taką troskliwą pieczą czuwa nad dobrem służebnic swoich! Niech będzie błogosławiony na wieki, amen.

 

Zakończenie



IHS

1. Zdaje mi się, że nie będzie od rzeczy, gdy dodam tu jeszcze, w jaki sposób klasztor Św. Józefa w Awili, który był pierwszą naszą fundacją – a którego założenia w tej księdze nie opisuję, bo już je na innym miejscu opisałam – spod władzy Biskupa miejscowego, pod którą został ufundowany, przeszedł pod zwierzchność Zakonu.

2. W chwili założenia tego klasztoru, biskupem Awili był don Alvaro de Mendoza, ten sam, który obecnie jest biskupem w Palencji. Przez cały czas rządów jego w Awili siostry doznawały od niego nad wszelki wyraz łaskawej opieki i kiedy oddawałyśmy się pod jego posłuszeństwo, Pan zatwierdził to postanowienie nasze, mówiąc mi, że tak trzeba, jak się to i w dalszym następstwie jasno okazało. We wszystkich kolejach i trudnościach, jakie przechodził nasz Zakon, najżyczliwsze zawsze miałyśmy od niego poparcie i gorliwą obronę. W niezliczonych zdarzeniach jawnie przekonałyśmy się, jak szczęśliwie to się stało, żeśmy się oddały pod jego władzę. Nigdy tego nie dopuścił, by jakiś duchowny wizytował nas w jego zastępstwie. Nic się nie działo w klasztorze, jeno z mojego rozporządzenia, za uprzednią jego zgodą. Taki stan rzeczy trwał mniej więcej, nie pamiętam dokładnie, siedemnaście lat i przez cały czas ani mi na myśl nie przyszło starać się o zmianę zależności.

3. Po przeniesieniu jednak Biskupa Awili na biskupstwo w Palencji, któregoś dnia, w czasie pobytu mego w klasztorze toledańskim, rzekł Pan do mnie, że potrzeba, by siostry klasztoru Św. Józefa przeszły pod posłuszeństwo Zakonu i bym się postarała o to, bo gdybym tego zaniechała, dom ten rychło uległby rozluźnieniu. Nie umiejąc pogodzić pozornej sprzeczności między tym rozkazem a poprzednimi słowami, jakie słyszałam, w których Pan upewniał mię, że dobrze i pożyteczne, aby siostry zostawały pod władzą miejscowego Biskupa, nie wiedziałam, co począć. Udałam się więc po radę do mego spowiednika, męża bardzo uczonego, który obecnie jest Biskupem w Osmie. On dopiero objaśnił mię, że nie mam się czego trapić, wówczas bowiem potrzeba było tego, a dziś potrzeba czego innego, jak się to już od tego czasu w bardzo wielu zdarzeniach jawnie okazało. Twierdził on, że zdaniem jego, lepiej i bezpieczniej będzie temu klasztorowi, gdy się połączy z innymi, niż gdyby pozostał sam jeden odosobniony.

4. Polecił mi zatem udać się do Awili dla omówienia sprawy na miejscu. Biskup zrazu wręcz przeciwnego był zdania i żadną miarą nie chciał się zgodzić na taką zmianę. Dopiero gdy mu wymieniłam główne powody, nalegając zwłaszcza na szkody, jakie obecny stan rzeczy, gdyby pozostał nie zmieniony, mógł sprowadzić na te siostry, które on tak ojcowskim sercem miłuje, wziął to wszystko pod głębszą rozwagę. Mając zaś rozum bardzo bystry, znalazł wnet inne jeszcze powody, ważniejsze od tych, które ja mu przedstawiłam, za czym i postanowił uczynić według mojej prośby, nie zważając już na zarzuty kilku duchownych, którzy go od tego postanowienia chcieli odwieść.

5. Potrzebna była jeszcze zgoda sióstr. Niektóre z nich bardzo były tej zmianie przeciwne. Ale że wszystkie one bardzo mię kochają, więc uznały słuszność powodów, jakie im podawałam, najwięcej zaś tego, że gdy zabraknie obecnego Biskupa, któremu Zakon nasz tyle zawdzięcza i którego ja tak miłuję, i mnie także już nie będą miały wpośród siebie. Ten wzgląd, w ich oczach stanowczy, pokonał wszystkie trudności i tak przyszła wreszcie do pomyślnego końca ta sprawa niesłychanie ważna, bo same potem przekonały się, i każdy mógł to widzieć, jaka temu domowi groziła ruina, gdyby się stało inaczej.

O, błogosławiony niechaj będzie Pan, że z taką troskliwą pieczą czuwa nad dobrem służebnic swoich! Niech będzie błogosławiony na wieki, amen.