Księga fundacji - Strona 18 z 34 - Dumanie.pl - blog osobisty | o. Mariusz Wójtowicz OCD

Księga fundacji

parallax background
fot. rtve.es

 

Rozdział XVI



Opowiada o niektórych szczegółach z dziejów wewnętrznych tego klasztoru Świętego Józefa w Toledo, by się objawiła cześć i chwała Boża.

1. Zdawało mi się rzeczą właściwą wspomnieć tu nieco o świętej gorliwości, z jaką niektóre z sióstr tego klasztoru oddawały się służbie Pana, aby te, które po nich nastaną, usiłowały zawsze naśladować te piękne początki.

Między innymi wstąpiła do nas, jeszcze przed nabyciem tego domu, siostra Anna od Matki Bożej; wymieniam tu tylko jej imię zakonne. Miała lat czterdzieści. Całe życie swoje strawiła na służbie Pana; ale choć w domu i w zewnętrznych życia warunkach nie zbywało jej na przyjemnościach, bo była sama jedna i posiadała majątek, wolała jednak obrać sobie ubóstwo i zależność życia zakonnego i w tym celu zgłosiła się do mnie. Zdrowia była bardzo słabego. Mimo to jednak, widząc duszę tak dobrą i odważną, uznałam, że będzie to dobry początek dla naszej fundacji i przyjęłam ją. Spodobało się Panu wśród umartwień zakonnych lepsze dać jej zdrowie, niż je miała, będąc na świecie i używając swobody.

2. Jedna rzecz głównie w niej mię zbudowała i dlatego o niej tu mówię. To mianowicie, że nim jeszcze została dopuszczona do profesji, wyzuła się z całego majątku swego, a miała go znaczny, i sposobem jałmużny domowi naszemu go darowała. Mnie ta hojność jej była przykra i nie chciałam na to się zgodzić. Przedstawiałam jej, że może jeszcze tego kroku pożałować albo też może my nie zechcemy dopuścić jej do profesji, a wtedy znalazłaby się w bardzo trudnym położeniu. Bez wątpienia, że w razie gdybyśmy jej nie przyjęły, nie puściłybyśmy jej bez zwrócenia jej tego, co nam darowała; ale tego jej nie mówiłam, chcąc jej dać jak najmocniej uczuć, na co się naraża. Miałam do tego powód dwojaki: raz, aby nie było z tego jakiej pokusy, a po wtóre, dla lepszego wypróbowania jej ducha. Odpowiedziała mi na moje przedstawienie, że gdyby do tego przyjść miało, poszłaby w takim razie i żebrałaby dla miłości Bożej i nie było sposobu zachwiać jej postanowienia. Żyła u nas bardzo szczęśliwa i w daleko lepszym zdrowiu niż przedtem.

3. Przedziwny w tym klasztorze panował zapał do wszelkich ćwiczeń umartwienia i posłuszeństwa. Przełożona, jak sama na to, bawiąc tam, patrzyłam, pilnie musiała baczyć na słowa swoje, bo cokolwiek by powiedziała, siostry natychmiast to spełniały. Razu jednego, przechadzając się po ogrodzie, zatrzymały się przy małej sadzawce. “Co by też to było (rzekła zwracając się do jednej z nich), gdybym ci kazała rzucić się w wodę?” Jeszcze nie dokończyła tych słów, gdy siostra już była w wodzie, aż ją wydobyto tak przemoczoną, że musiała się przebrać. Innym razem znowu, było to w mojej obecności w czasie, gdy siostry się spowiadały, jedna, czekając na kolej swoją, zbliżyła się do przełożonej i coś do niej przemówiła. “Jak to, rzekła do niej przełożona, w takiej chwili chcesz rozmawiać? Czy w taki sposób skupiasz się w duchu? Lepiej idź, schowaj się głową w studni i myśl o grzechach twoich”. Siostra wzięła to dosłownie, jako rozkaz rzucenia się do studni i takim pędem pobiegła spełnić rzekomy ten rozkaz, że gdyby jej nie byli w porę przytrzymali, byłaby rzeczywiście utopiła się w studni, z tym najmocniejszym przekonaniem, że największą w świecie odda przez to usługę Bogu. – Takie to i tym podobne akty ślepego posłuszeństwa i bohaterskiego umartwienia działy się w tym naszym klasztorze. Zapał sióstr do tych świętych praktyk dochodził aż do zbytku, aż do przebrania miary, tak iż potrzeba było prosić niektórych światłych kapłanów i uczonych teologów, aby je oświecili, w czym i w jakich granicach powinny być posłuszne, i powstrzymywali niepomiarkowane ich zapędy. Niektóre bowiem dochodziły w tym kierunku do takich ostateczności, że gdyby ich nie uniewinniała dobra ich wiara i czysta intencja, raczej miałyby winę niż zasługę. I nie tylko w tym jednym klasztorze, o którym tu mówię (bo nastręczyła mi się do tego sposobność), taki panował duch poświęcenia się bez granic, ale i we wszystkich innych. I gdyby nie to, że sama w nich miałam udział, chciałabym przytoczyć więcej podobnych przykładów, aby Pan był pochwalony w służebnicach swoich.

4. W czasie mojej bytności w tym klasztorze jedna z sióstr zaniemogła śmiertelnie. Po przyjęciu świętego Wiatyku i Ostatniego Namaszczenia cała się rozpromieniła od wewnętrznego uszczęśliwienia i wesela i z taką prostotą i spokojem przyjmowała zlecenia nasze do nieba i obiecywała wstawiać się za nami do Boga i do Świętych Patronów naszych, jak gdyby już była na tamtym świecie. Na krótko przed jej skonaniem wyszłam na chwilę do kaplicy, prosząc Pana w Najświętszym Sakramencie ukrytego, aby jej dał dobrą śmierć. Wróciwszy stamtąd do celi umierającej, ujrzałam Go w Boskim Majestacie, stojącego u wezgłowia łoża, ręce miał nieco rozchylone, jakby biorąc chorą w swoją obronę, i rzekł do mnie: Bądź tego pewna, że wszystkie siostry tych klasztorów w godzinę śmierci tak będę wspierał i bronił, niechże się nie boją pokus przedśmiertnych. Słowa te napełniły mię pociechą i w głębokim pozostawiły mię skupieniu wewnętrznym. Gdym po chwili przyszła do siebie i zbliżyłam się do chorej, ona powiedziała mi te słowa: “O matko, jakże wspaniałe rzeczy mam oglądać!” I tak umarła jak anioł.

5. Patrzyłam potem na śmierć kilku innych sióstr i w każdej widziałam takiż sam dziwny spokój i pogodę przy konaniu, bez żadnego śladu najmniejszej pokusy; wyglądało to zupełnie na zachwycenie albo na modlitwę odpocznienia. I nam też, ufam, Bóg w dobroci swojej takiejże w ostatniej potrzebie łaski użyczy, przez zasługi Syna swego i błogosławionej Matki Jego, której szatę nosimy. Przeto, córki moje, starajmy się ze wszystkich sił naszych, byśmy były prawdziwymi Karmelitankami. Życie to prędko się skończy. Gdybyśmy wiedziały, jakie udręczenia cierpi wielu w oną godzinę, jakimi zdradzieckimi pokusami diabeł ich nęka, jakże wysoko ceniłybyśmy sobie tę łaskę od Pana nam obiecaną!

6. Opowiem tu jeden przykład takich pokus przedśmiertnych, który mi się w tej chwili przypomina. Znałam tego, któremu się to wydarzyło, był to nawet daleki powinowaty moich krewnych. Kochał się namiętnie w grze, miał niejakie wykształcenie, ale nie gruntowne, i z tego właśnie kusiciel skorzystał na oszukanie go, nasuwając mu w ostatniej jego chorobie wyobrażenie, że nawrócenie się w godzinę śmierci na nic się już nie zda. Tak mu utkwiła ta myśl, że nie było sposobu namówić go do spowiedzi. Dręczył się nieszczęśliwy, żałował szczerze za złe życie swoje, ale przy tym wciąż utrzymywał, że spowiedź już nie dla niego, bo jasno widzi, że jest potępiony. Spowiednik jego, uczony teolog dominikanin, różnymi dowodami usiłował wywieść go z błędu, ale ten, wciąż słuchając tylko poduszczeń złego ducha, na wszystko miał gotową odpowiedź i tysiące subtelnych wykrętów. Trwało to kilka dni i spowiednik już nie wiedział, co począć. Snadź jednak i on, i inne dusze pobożne gorąco się za biednym modlili, kiedy w końcu Pan się nad nim zmiłował.

7. W stanie chorego znaczne objawiło się pogorszenie. Ból w boku, na który cierpiał, coraz sroższe mu zadawał boleści. Spowiednik pospieszył do jego łoża, zapewne z nowym zasobem argumentów na przekonanie upornego; ale niewiele by to było pomogło, gdyby Pan w miłosierdziu swoim nie zmiękczył wreszcie serca grzesznika. Gdy tedy spowiednik począł go upominać i nowymi dowodami swymi przekonywać, chory nagle podniósł się, usiadł na łóżku, jakby zdrów, i rzekł: “Kiedy mówisz, że spowiedź może mi jeszcze co pomóc, więc gotów jestem wyspowiadać się”. Wezwał, nie pamiętam, pisarza czy notariusza, przysiągł uroczyście, że nigdy już grać nie będzie i życie swoje poprawi, jeśliby Panu spodobało się jeszcze je przedhiżyć. Obecnych wezwał na świadków, potem wyspowiadał się przykładnie i z taką pobożnością przyjął Najświętszy Sakrament, że, polegając na tym, czego wiara nas uczy, możemy ufać, że dostąpił zbawienia. Daj nam Boże, siostry, żyć tak jak na prawe córki Najświętszej Panny przystoi i wiernie zachowywać śluby nasze, aby Pan nasz mógł nam uczynić tę łaskę, którą nam obiecał. Amen.

 

Rozdział XVI



Opowiada o niektórych szczegółach z dziejów wewnętrznych tego klasztoru Świętego Józefa w Toledo, by się objawiła cześć i chwała Boża.

1. Zdawało mi się rzeczą właściwą wspomnieć tu nieco o świętej gorliwości, z jaką niektóre z sióstr tego klasztoru oddawały się służbie Pana, aby te, które po nich nastaną, usiłowały zawsze naśladować te piękne początki.

Między innymi wstąpiła do nas, jeszcze przed nabyciem tego domu, siostra Anna od Matki Bożej; wymieniam tu tylko jej imię zakonne. Miała lat czterdzieści. Całe życie swoje strawiła na służbie Pana; ale choć w domu i w zewnętrznych życia warunkach nie zbywało jej na przyjemnościach, bo była sama jedna i posiadała majątek, wolała jednak obrać sobie ubóstwo i zależność życia zakonnego i w tym celu zgłosiła się do mnie. Zdrowia była bardzo słabego. Mimo to jednak, widząc duszę tak dobrą i odważną, uznałam, że będzie to dobry początek dla naszej fundacji i przyjęłam ją. Spodobało się Panu wśród umartwień zakonnych lepsze dać jej zdrowie, niż je miała, będąc na świecie i używając swobody.

2. Jedna rzecz głównie w niej mię zbudowała i dlatego o niej tu mówię. To mianowicie, że nim jeszcze została dopuszczona do profesji, wyzuła się z całego majątku swego, a miała go znaczny, i sposobem jałmużny domowi naszemu go darowała. Mnie ta hojność jej była przykra i nie chciałam na to się zgodzić. Przedstawiałam jej, że może jeszcze tego kroku pożałować albo też może my nie zechcemy dopuścić jej do profesji, a wtedy znalazłaby się w bardzo trudnym położeniu. Bez wątpienia, że w razie gdybyśmy jej nie przyjęły, nie puściłybyśmy jej bez zwrócenia jej tego, co nam darowała; ale tego jej nie mówiłam, chcąc jej dać jak najmocniej uczuć, na co się naraża. Miałam do tego powód dwojaki: raz, aby nie było z tego jakiej pokusy, a po wtóre, dla lepszego wypróbowania jej ducha. Odpowiedziała mi na moje przedstawienie, że gdyby do tego przyjść miało, poszłaby w takim razie i żebrałaby dla miłości Bożej i nie było sposobu zachwiać jej postanowienia. Żyła u nas bardzo szczęśliwa i w daleko lepszym zdrowiu niż przedtem.

3. Przedziwny w tym klasztorze panował zapał do wszelkich ćwiczeń umartwienia i posłuszeństwa. Przełożona, jak sama na to, bawiąc tam, patrzyłam, pilnie musiała baczyć na słowa swoje, bo cokolwiek by powiedziała, siostry natychmiast to spełniały. Razu jednego, przechadzając się po ogrodzie, zatrzymały się przy małej sadzawce. “Co by też to było (rzekła zwracając się do jednej z nich), gdybym ci kazała rzucić się w wodę?” Jeszcze nie dokończyła tych słów, gdy siostra już była w wodzie, aż ją wydobyto tak przemoczoną, że musiała się przebrać. Innym razem znowu, było to w mojej obecności w czasie, gdy siostry się spowiadały, jedna, czekając na kolej swoją, zbliżyła się do przełożonej i coś do niej przemówiła. “Jak to, rzekła do niej przełożona, w takiej chwili chcesz rozmawiać? Czy w taki sposób skupiasz się w duchu? Lepiej idź, schowaj się głową w studni i myśl o grzechach twoich”. Siostra wzięła to dosłownie, jako rozkaz rzucenia się do studni i takim pędem pobiegła spełnić rzekomy ten rozkaz, że gdyby jej nie byli w porę przytrzymali, byłaby rzeczywiście utopiła się w studni, z tym najmocniejszym przekonaniem, że największą w świecie odda przez to usługę Bogu. – Takie to i tym podobne akty ślepego posłuszeństwa i bohaterskiego umartwienia działy się w tym naszym klasztorze. Zapał sióstr do tych świętych praktyk dochodził aż do zbytku, aż do przebrania miary, tak iż potrzeba było prosić niektórych światłych kapłanów i uczonych teologów, aby je oświecili, w czym i w jakich granicach powinny być posłuszne, i powstrzymywali niepomiarkowane ich zapędy. Niektóre bowiem dochodziły w tym kierunku do takich ostateczności, że gdyby ich nie uniewinniała dobra ich wiara i czysta intencja, raczej miałyby winę niż zasługę. I nie tylko w tym jednym klasztorze, o którym tu mówię (bo nastręczyła mi się do tego sposobność), taki panował duch poświęcenia się bez granic, ale i we wszystkich innych. I gdyby nie to, że sama w nich miałam udział, chciałabym przytoczyć więcej podobnych przykładów, aby Pan był pochwalony w służebnicach swoich.

4. W czasie mojej bytności w tym klasztorze jedna z sióstr zaniemogła śmiertelnie. Po przyjęciu świętego Wiatyku i Ostatniego Namaszczenia cała się rozpromieniła od wewnętrznego uszczęśliwienia i wesela i z taką prostotą i spokojem przyjmowała zlecenia nasze do nieba i obiecywała wstawiać się za nami do Boga i do Świętych Patronów naszych, jak gdyby już była na tamtym świecie. Na krótko przed jej skonaniem wyszłam na chwilę do kaplicy, prosząc Pana w Najświętszym Sakramencie ukrytego, aby jej dał dobrą śmierć. Wróciwszy stamtąd do celi umierającej, ujrzałam Go w Boskim Majestacie, stojącego u wezgłowia łoża, ręce miał nieco rozchylone, jakby biorąc chorą w swoją obronę, i rzekł do mnie: Bądź tego pewna, że wszystkie siostry tych klasztorów w godzinę śmierci tak będę wspierał i bronił, niechże się nie boją pokus przedśmiertnych. Słowa te napełniły mię pociechą i w głębokim pozostawiły mię skupieniu wewnętrznym. Gdym po chwili przyszła do siebie i zbliżyłam się do chorej, ona powiedziała mi te słowa: “O matko, jakże wspaniałe rzeczy mam oglądać!” I tak umarła jak anioł.

5. Patrzyłam potem na śmierć kilku innych sióstr i w każdej widziałam takiż sam dziwny spokój i pogodę przy konaniu, bez żadnego śladu najmniejszej pokusy; wyglądało to zupełnie na zachwycenie albo na modlitwę odpocznienia. I nam też, ufam, Bóg w dobroci swojej takiejże w ostatniej potrzebie łaski użyczy, przez zasługi Syna swego i błogosławionej Matki Jego, której szatę nosimy. Przeto, córki moje, starajmy się ze wszystkich sił naszych, byśmy były prawdziwymi Karmelitankami. Życie to prędko się skończy. Gdybyśmy wiedziały, jakie udręczenia cierpi wielu w oną godzinę, jakimi zdradzieckimi pokusami diabeł ich nęka, jakże wysoko ceniłybyśmy sobie tę łaskę od Pana nam obiecaną!

6. Opowiem tu jeden przykład takich pokus przedśmiertnych, który mi się w tej chwili przypomina. Znałam tego, któremu się to wydarzyło, był to nawet daleki powinowaty moich krewnych. Kochał się namiętnie w grze, miał niejakie wykształcenie, ale nie gruntowne, i z tego właśnie kusiciel skorzystał na oszukanie go, nasuwając mu w ostatniej jego chorobie wyobrażenie, że nawrócenie się w godzinę śmierci na nic się już nie zda. Tak mu utkwiła ta myśl, że nie było sposobu namówić go do spowiedzi. Dręczył się nieszczęśliwy, żałował szczerze za złe życie swoje, ale przy tym wciąż utrzymywał, że spowiedź już nie dla niego, bo jasno widzi, że jest potępiony. Spowiednik jego, uczony teolog dominikanin, różnymi dowodami usiłował wywieść go z błędu, ale ten, wciąż słuchając tylko poduszczeń złego ducha, na wszystko miał gotową odpowiedź i tysiące subtelnych wykrętów. Trwało to kilka dni i spowiednik już nie wiedział, co począć. Snadź jednak i on, i inne dusze pobożne gorąco się za biednym modlili, kiedy w końcu Pan się nad nim zmiłował.

7. W stanie chorego znaczne objawiło się pogorszenie. Ból w boku, na który cierpiał, coraz sroższe mu zadawał boleści. Spowiednik pospieszył do jego łoża, zapewne z nowym zasobem argumentów na przekonanie upornego; ale niewiele by to było pomogło, gdyby Pan w miłosierdziu swoim nie zmiękczył wreszcie serca grzesznika. Gdy tedy spowiednik począł go upominać i nowymi dowodami swymi przekonywać, chory nagle podniósł się, usiadł na łóżku, jakby zdrów, i rzekł: “Kiedy mówisz, że spowiedź może mi jeszcze co pomóc, więc gotów jestem wyspowiadać się”. Wezwał, nie pamiętam, pisarza czy notariusza, przysiągł uroczyście, że nigdy już grać nie będzie i życie swoje poprawi, jeśliby Panu spodobało się jeszcze je przedhiżyć. Obecnych wezwał na świadków, potem wyspowiadał się przykładnie i z taką pobożnością przyjął Najświętszy Sakrament, że, polegając na tym, czego wiara nas uczy, możemy ufać, że dostąpił zbawienia. Daj nam Boże, siostry, żyć tak jak na prawe córki Najświętszej Panny przystoi i wiernie zachowywać śluby nasze, aby Pan nasz mógł nam uczynić tę łaskę, którą nam obiecał. Amen.