Droga doskonałości - Strona 17 z 44 - Dumanie.pl - blog osobisty | o. Mariusz Wójtowicz OCD

Droga doskonałości

parallax background
fot. rtve.es

 

Rozdział XV



Objaśnia, jak wielka to cnota umieć milczeć
i nie tłumaczyć się, gdy nas niezasłużenie obwiniają.

1. Wstyd wielki mnie ogarnia, gdy widzę, że mówię wam o cnotach, których sama nie pełnię. Wyznaję, że niewiele w nich postąpiłam. Nigdy mi nie brak przyczyn na wmówienie w siebie, że w danym razie rzecz lepsza i doskonalsza uniewinnić się. Wiem, że w pewnych wypadkach tłumaczenie się jest rzeczą dozwoloną, że nawet byłoby źle zaniechać go, ale przez brak rozsądku – czy raczej przez brak pokory – nigdy nie umiem poznać, czy w danym razie zachodzi taki wypadek, czy nie. Wielki to istotnie dowód pokory widzieć siebie obwinianym i potępianym bez winy, a milczeć. Piękne to naśladowanie Boskiego Baranka, który zdjął z nas wszystkie winy nasze. Bardzo pragnęłabym zachęcić was do najusilniejszego ćwiczenia się w tej cnocie; korzyści z niej wynikające są ogromne, a przeciwnie, z tłumaczenia się i zrzucania winy z siebie nie widzę żadnej a żadnej, wyjąwszy tylko rzadkie wypadki, kiedy zamilczenie prawdy mogłoby komu sprawić przykrość albo dać zgorszenie. Kto lepszy ma rozsądek ode mnie, ten łatwo wyrozumie, kiedy zachodzą takie wypadki.

2. Wiele, zdaniem moim, na tym zależy, byśmy się zaprawiały do tej cnoty, czyli innymi słowy, byśmy się starały otrzymać od Pana cnotę prawdziwej pokory, bo z pokory ta cnota wynikać powinna. Człowiek bowiem prawdziwie pokorny powinien szczerze pragnąć tego, by był za nic miany, by chociaż niewinny był prześladowany i potępiany, choćby w rzeczach ważnych. Skoro ma wolę i postanowienie naśladować Pana, w czymże lepiej i łatwiej, niż w tym, może Go naśladować? Nie potrzeba mu do tego sił fizycznych, nie potrzeba mu pomocy od nikogo, jeno od Boga.

3. Te to wielkie cnoty pragnęłabym, siostry moje, by były celem usiłowań naszych i treścią naszych pokut. W surowościach i umartwieniach zewnętrznych, choć dobre są i pożyteczne, wiecie, że was powściągam, gdy w nich chcecie przebrać miarę. Ale te wysokie cnoty wewnętrzne nie szkodzą zdrowiu, nie odbierają ciału siły potrzebnej do służenia Zakonowi, a duszę, przeciwnie, dziwnie krzepią i umacniają. I przez to ćwiczenie się w rzeczach najmniejszych tak się przywyka do panowania nad sobą i zwyciężania siebie, że łatwo potem i w największych odnosi się wspaniałe zwycięstwa. Co prawda, w rzeczach ważnych nigdy nie miałam sposobności wypróbowania siebie w tym względzie, bo ile razy słyszałam kogo mówiącego o mnie co złego, jasno zawsze widziałam, że to, co mówi, jest jeszcze zbyt mało. Nierównie bowiem więcej byłam winna, choć najczęściej nie w tych rzeczach, o które mnie obwiniano, ale w wielu innych i gorszych, którymi obraziłam Boga; a że obwiniający mnie nie wspominali o nich, zdawało mi się to z ich strony dowodem wielkiej dla mnie względności i w ogólności zawsze więcej rada byłam, gdy mnie obwiniano o błędy, których nie popełniłam, niż gdyby mi wyrzucano winy moje prawdziwe. Te ostatnie bowiem żywo czułam i mocno nad nimi bolałam.

4. Wielką pomocą przy wstępowaniu na tę drogę jest pamięć na to, jak ogromne zyski na wszelki sposób z niej odniesiecie. Szczerze bowiem mówiąc, gdy niesłusznie nas winią, nigdy nie jesteśmy bez winy; owszem, pełno ich mamy w sobie. Siedem razy na dzień upada sprawiedliwy, a kto by mówił, że grzechu nie ma, ten kłamcą jest. Więc choćby niewinne w tym, o co nas obwiniają, nigdy nie jesteśmy całkiem bez winy, jak był bez winy Jezus najsłodszy.

5. O, Panie mój! Gdy wspomnę na Ciebie, jako Ty na wszelki sposób i nad wszelką miarę cierpiałeś i jak wcale na to nie zasługiwałeś, nie wiem już, co mam powiedzieć o sobie! Nie wiem, gdzie miałam rozum wówczas, gdy nie pragnęłam cierpienia, nie wiem, gdzie go mam i dzisiaj, gdy w czymkolwiek chcę uniewinniać siebie! Wiesz dobrze, o najwyższe Dobro moje, że jeśli jest we mnie co dobrego, nie z innych rąk to otrzymałam, jeno z Twoich. Cóż Cię to kosztuje, Panie, czy mniej dusz, czy więcej? Jeśliby Ci chodziło o zasługę moją, wszak również niegodną byłam tych łask, które mi już dałeś. Czy to rzecz podobna, bym ja pragnęła, aby ktokolwiek dobrze myślał o takim, jakim ja jestem, złym stworzeniu, kiedy tyle mówiono złego na Ciebie, który jesteś dobrem nad wszystkie dobra? To byłoby nie do zniesienia, tego ścierpieć niepodobna, Boże mój! I nie zniosłabym tego, byś Ty ścierpiał w służebnicy Twojej cokolwiek, co by nie było przyjemnym w oczach Twoich. Moje oczy są ślepe, Panie; zdaje im się, że byle co już będzie Tobie przyjemne. Oświeć je Ty światłością Twoją! Spraw, niech pragnę być w obrzydzeniu u wszystkich za to, że tyle razy opuszczałam Ciebie, który mnie taką wierną miłowałeś miłością.

6. Jak to być może, Panie mój, byśmy miały się spodziewać jakiej korzyści dla siebie, starając się być przyjemne stworzeniom? Co nam to szkodzi, choćby cały świat nas obwiniał i potępiał, jeśli jeno w oczach Pana jesteśmy bez winy? O, siostry moje, bodajbyśmy nigdy nie ustały w zgłębianiu tej prawdy! Nie inaczej dojdziemy do tego szczytu, do tej doskonałości, którą osiągnąć pragniemy, jeno przenikając się tą prawdą, ciągłym jej rozważaniem i ciągle pamiętając na to, kto jest Ten, który jest, a co warte to, co jest niczym!

Chociażby z takiego postępowania, jakie wam tu zalecam, nie było innej korzyści, prócz zawstydzenia, jakie będzie miała skarżąca na ciebie fałszywie, gdy zobaczy, że choć niewinna, w milczeniu otrzymujesz wyrok niezasłużony – ta jedna już niezmiernym byłaby zyskiem. Taki przykład większy nieraz skutek sprawia, niż dziesięć kazań. Wszystkie zaś tutaj macie być kaznodziejami uczynkiem, skoro apostolstwa słowami zabrania nam Apostoł i niewieścia niesposobność nasza.

7. Nie sądźcie, by cokolwiek uczynicie dobrego lub złego, mogło, mimo zamknięcia, w jakim tu żyjecie, pozostać w ukryciu. I czy sądzicie, córki, że choć się same nie będziecie usprawiedliwiały, nie będzie miał was kto bronić? Wspomnijcie, jak Chrystus Pan ujął się za Magdaleną, gdy na nią skarżyła się Marta, albo gdy faryzeusz w duchu ją potępiał. Nie dopuści na was tej surowości, jaką przyjął sam, gdy w czasie Męki swojej nie pozwolił, by kto wystąpił w obronie Jego, z wyjątkiem jednego tylko łotra, i to dopiero w chwili, gdy już umierał na krzyżu. Boska dobroć Jego wzbudzi wam obrońców, gdy tego będzie potrzeba. Wiem o tym z własnego wielokrotnego doświadczenia. Chociaż wolałabym, byście w czasie próby o tym nie myślały, ale tylko radość miały z tego, że was niesłusznie obwiniają, i gotowe były pozostać nie usprawiedliwione pod rzuconym na was fałszywym oskarżeniem. Z czasem, upewniam was, same na sobie doznacie, jakie niewypowiedziane korzyści dusza tą drogą odnosi. Zyskuje się przede wszystkim tę świętą swobodę ducha, że już takiej wszystko jedno, co kto o niej mówi, dobrze czy źle, i tak się o to nie troszczy, jak gdyby mówiono o kim innym. Podobnie, jak gdy dwoje ludzi przy tobie rozmawia z sobą, tobie ani na myśl nie przyjdzie odpowiadać im, bo nie do ciebie mówią – tak, skoro nabędziesz świętego nawyknięcia nietłumaczenia się nigdy, równie spokojnie i obojętnie będziesz milczeć na, czynione ci zarzuty, jak gdyby nie do ciebie były skierowane.

Nieumartwionej drażliwości naszej wydaje się to rzeczą niepodobną. Że to jest rzeczą trudną, zwłaszcza z początku, tego nie przeczę; ale to wiem, że kto prawdziwie chce, ten przy łasce Bożej może powoli dojść do tej swobody wewnętrznej i w tym wyrzeczeniu się siebie stopniowo coraz wyżej się wznosić.

 

Rozdział XV



Objaśnia, jak wielka to cnota umieć milczeć
i nie tłumaczyć się, gdy nas niezasłużenie obwiniają.

1. Wstyd wielki mnie ogarnia, gdy widzę, że mówię wam o cnotach, których sama nie pełnię. Wyznaję, że niewiele w nich postąpiłam. Nigdy mi nie brak przyczyn na wmówienie w siebie, że w danym razie rzecz lepsza i doskonalsza uniewinnić się. Wiem, że w pewnych wypadkach tłumaczenie się jest rzeczą dozwoloną, że nawet byłoby źle zaniechać go, ale przez brak rozsądku – czy raczej przez brak pokory – nigdy nie umiem poznać, czy w danym razie zachodzi taki wypadek, czy nie. Wielki to istotnie dowód pokory widzieć siebie obwinianym i potępianym bez winy, a milczeć. Piękne to naśladowanie Boskiego Baranka, który zdjął z nas wszystkie winy nasze. Bardzo pragnęłabym zachęcić was do najusilniejszego ćwiczenia się w tej cnocie; korzyści z niej wynikające są ogromne, a przeciwnie, z tłumaczenia się i zrzucania winy z siebie nie widzę żadnej a żadnej, wyjąwszy tylko rzadkie wypadki, kiedy zamilczenie prawdy mogłoby komu sprawić przykrość albo dać zgorszenie. Kto lepszy ma rozsądek ode mnie, ten łatwo wyrozumie, kiedy zachodzą takie wypadki.

2. Wiele, zdaniem moim, na tym zależy, byśmy się zaprawiały do tej cnoty, czyli innymi słowy, byśmy się starały otrzymać od Pana cnotę prawdziwej pokory, bo z pokory ta cnota wynikać powinna. Człowiek bowiem prawdziwie pokorny powinien szczerze pragnąć tego, by był za nic miany, by chociaż niewinny był prześladowany i potępiany, choćby w rzeczach ważnych. Skoro ma wolę i postanowienie naśladować Pana, w czymże lepiej i łatwiej, niż w tym, może Go naśladować? Nie potrzeba mu do tego sił fizycznych, nie potrzeba mu pomocy od nikogo, jeno od Boga.

3. Te to wielkie cnoty pragnęłabym, siostry moje, by były celem usiłowań naszych i treścią naszych pokut. W surowościach i umartwieniach zewnętrznych, choć dobre są i pożyteczne, wiecie, że was powściągam, gdy w nich chcecie przebrać miarę. Ale te wysokie cnoty wewnętrzne nie szkodzą zdrowiu, nie odbierają ciału siły potrzebnej do służenia Zakonowi, a duszę, przeciwnie, dziwnie krzepią i umacniają. I przez to ćwiczenie się w rzeczach najmniejszych tak się przywyka do panowania nad sobą i zwyciężania siebie, że łatwo potem i w największych odnosi się wspaniałe zwycięstwa. Co prawda, w rzeczach ważnych nigdy nie miałam sposobności wypróbowania siebie w tym względzie, bo ile razy słyszałam kogo mówiącego o mnie co złego, jasno zawsze widziałam, że to, co mówi, jest jeszcze zbyt mało. Nierównie bowiem więcej byłam winna, choć najczęściej nie w tych rzeczach, o które mnie obwiniano, ale w wielu innych i gorszych, którymi obraziłam Boga; a że obwiniający mnie nie wspominali o nich, zdawało mi się to z ich strony dowodem wielkiej dla mnie względności i w ogólności zawsze więcej rada byłam, gdy mnie obwiniano o błędy, których nie popełniłam, niż gdyby mi wyrzucano winy moje prawdziwe. Te ostatnie bowiem żywo czułam i mocno nad nimi bolałam.

4. Wielką pomocą przy wstępowaniu na tę drogę jest pamięć na to, jak ogromne zyski na wszelki sposób z niej odniesiecie. Szczerze bowiem mówiąc, gdy niesłusznie nas winią, nigdy nie jesteśmy bez winy; owszem, pełno ich mamy w sobie. Siedem razy na dzień upada sprawiedliwy, a kto by mówił, że grzechu nie ma, ten kłamcą jest. Więc choćby niewinne w tym, o co nas obwiniają, nigdy nie jesteśmy całkiem bez winy, jak był bez winy Jezus najsłodszy.

5. O, Panie mój! Gdy wspomnę na Ciebie, jako Ty na wszelki sposób i nad wszelką miarę cierpiałeś i jak wcale na to nie zasługiwałeś, nie wiem już, co mam powiedzieć o sobie! Nie wiem, gdzie miałam rozum wówczas, gdy nie pragnęłam cierpienia, nie wiem, gdzie go mam i dzisiaj, gdy w czymkolwiek chcę uniewinniać siebie! Wiesz dobrze, o najwyższe Dobro moje, że jeśli jest we mnie co dobrego, nie z innych rąk to otrzymałam, jeno z Twoich. Cóż Cię to kosztuje, Panie, czy mniej dusz, czy więcej? Jeśliby Ci chodziło o zasługę moją, wszak również niegodną byłam tych łask, które mi już dałeś. Czy to rzecz podobna, bym ja pragnęła, aby ktokolwiek dobrze myślał o takim, jakim ja jestem, złym stworzeniu, kiedy tyle mówiono złego na Ciebie, który jesteś dobrem nad wszystkie dobra? To byłoby nie do zniesienia, tego ścierpieć niepodobna, Boże mój! I nie zniosłabym tego, byś Ty ścierpiał w służebnicy Twojej cokolwiek, co by nie było przyjemnym w oczach Twoich. Moje oczy są ślepe, Panie; zdaje im się, że byle co już będzie Tobie przyjemne. Oświeć je Ty światłością Twoją! Spraw, niech pragnę być w obrzydzeniu u wszystkich za to, że tyle razy opuszczałam Ciebie, który mnie taką wierną miłowałeś miłością.

6. Jak to być może, Panie mój, byśmy miały się spodziewać jakiej korzyści dla siebie, starając się być przyjemne stworzeniom? Co nam to szkodzi, choćby cały świat nas obwiniał i potępiał, jeśli jeno w oczach Pana jesteśmy bez winy? O, siostry moje, bodajbyśmy nigdy nie ustały w zgłębianiu tej prawdy! Nie inaczej dojdziemy do tego szczytu, do tej doskonałości, którą osiągnąć pragniemy, jeno przenikając się tą prawdą, ciągłym jej rozważaniem i ciągle pamiętając na to, kto jest Ten, który jest, a co warte to, co jest niczym!

Chociażby z takiego postępowania, jakie wam tu zalecam, nie było innej korzyści, prócz zawstydzenia, jakie będzie miała skarżąca na ciebie fałszywie, gdy zobaczy, że choć niewinna, w milczeniu otrzymujesz wyrok niezasłużony – ta jedna już niezmiernym byłaby zyskiem. Taki przykład większy nieraz skutek sprawia, niż dziesięć kazań. Wszystkie zaś tutaj macie być kaznodziejami uczynkiem, skoro apostolstwa słowami zabrania nam Apostoł i niewieścia niesposobność nasza.

7. Nie sądźcie, by cokolwiek uczynicie dobrego lub złego, mogło, mimo zamknięcia, w jakim tu żyjecie, pozostać w ukryciu. I czy sądzicie, córki, że choć się same nie będziecie usprawiedliwiały, nie będzie miał was kto bronić? Wspomnijcie, jak Chrystus Pan ujął się za Magdaleną, gdy na nią skarżyła się Marta, albo gdy faryzeusz w duchu ją potępiał. Nie dopuści na was tej surowości, jaką przyjął sam, gdy w czasie Męki swojej nie pozwolił, by kto wystąpił w obronie Jego, z wyjątkiem jednego tylko łotra, i to dopiero w chwili, gdy już umierał na krzyżu. Boska dobroć Jego wzbudzi wam obrońców, gdy tego będzie potrzeba. Wiem o tym z własnego wielokrotnego doświadczenia. Chociaż wolałabym, byście w czasie próby o tym nie myślały, ale tylko radość miały z tego, że was niesłusznie obwiniają, i gotowe były pozostać nie usprawiedliwione pod rzuconym na was fałszywym oskarżeniem. Z czasem, upewniam was, same na sobie doznacie, jakie niewypowiedziane korzyści dusza tą drogą odnosi. Zyskuje się przede wszystkim tę świętą swobodę ducha, że już takiej wszystko jedno, co kto o niej mówi, dobrze czy źle, i tak się o to nie troszczy, jak gdyby mówiono o kim innym. Podobnie, jak gdy dwoje ludzi przy tobie rozmawia z sobą, tobie ani na myśl nie przyjdzie odpowiadać im, bo nie do ciebie mówią – tak, skoro nabędziesz świętego nawyknięcia nietłumaczenia się nigdy, równie spokojnie i obojętnie będziesz milczeć na, czynione ci zarzuty, jak gdyby nie do ciebie były skierowane.

Nieumartwionej drażliwości naszej wydaje się to rzeczą niepodobną. Że to jest rzeczą trudną, zwłaszcza z początku, tego nie przeczę; ale to wiem, że kto prawdziwie chce, ten przy łasce Bożej może powoli dojść do tej swobody wewnętrznej i w tym wyrzeczeniu się siebie stopniowo coraz wyżej się wznosić.