Droga doskonałości - Strona 15 z 44 - Dumanie.pl - blog osobisty | o. Mariusz Wójtowicz OCD

Droga doskonałości

parallax background
fot. rtve.es

 

Rozdział XIII



Mówi dalej o umartwieniu, i jak należy chronić się zasad świata,
by mieć prawdziwe uznanie przed Bogiem.

1. Często wam to już mówiłam, siostry, i teraz tu dla pamięci zapisuję, by od tego domu i od każdej duszy dążącej do doskonałości dalekie były takie myśli i wyrażenia, jak: “miałam rację”, “postąpiono ze mną bez racji”, “nie miała racji ta siostra”… Od takich złych racji broń nas Panie Boże! Jak się wam zdaje, czy była słuszna racja w tych mękach, jakie zadano najwyższemu Dobru naszemu, Chrystusowi Panu, w tych obelgach i krzywdach, jakie Mu wyrządzano? Jeśli która nie chce nosić krzyża, póki jej pewnymi racjami nie przekonają, nie wiem, po co przyszła do klasztoru; niech sobie wraca na świat, gdzie może zachowają w stosunku do niej te względy, których żąda, choć wątpię. Czyż może być cierpienie tak wielkie, byś nie zasługiwała na jeszcze większe? Jaką więc możesz mieć rację skarżyć się? Wyznaję, że nie rozumiem tego.

2. Gdy nam okazują jaką cześć, dogadzają, albo otaczają nas troskliwością, wówczas wystąpmy z naszymi racjami, bo to rzeczywiście nie zgadza się z słusznością, by tak postępowano z nami za życia. Ale na te rzekome krzywdy – kiedy już tak je nazwiemy – jakim prawem możemy się skarżyć? Albo jesteśmy oblubienicami wielkiego Króla naszego, albo nie. Jeśli tak, to któraż jest uczciwa niewiasta, która by nawet wbrew swojej woli nie odczuwała w głębi duszy zniewagi wyrządzonej małżonkowi? Zaszczyty bowiem i zniewagi są wspólne dla obojga. Jest to więc nierozum, pragnąć uczestniczyć w królestwie Oblubieńca naszego i dzielić z Nim chwałę i szczęśliwość Jego, a w zelżywościach i boleściach Jego żadnego nie brać udziału.

3. Nie daj Boże, by która z nas tak była usposobiona. Ale przeciwnie, ta, która się widzi niżej poczytywana od wszystkich, niechaj się ma za najszczęśliwszą. I rzeczywiście szczęśliwą będzie, jeśli znosi poniżenie tak, jak je znosić powinna, bo śmiało to twierdzę, wierzcie mi, że będzie miała cześć i w tym życiu, i w przyszłym. Lecz co za niedorzeczność, że żądam od was, byście na słowo moje wierzyły, gdy sama Mądrość przedwieczna nam to mówi.

Starajmy się, córki moje, choć w maluczkiej jakiej cząsteczce stać się podobne w pokorze tej Pannie Najświętszej, której szatę nosimy; inaczej ta nazwa zakonnic Jej, którą się szczycimy, byłaby nam tylko na zawstydzenie. Choćbyśmy nie wiem jak się upokarzały, zawsze będziemy daleko od tego, by być godnymi córkami takiej Matki i oblubienicami takiego Oblubieńca.

Jeślibyście nie miały bacznej uwagi na te zdrożności, aby je stłumić natychmiast za pierwszym pojawieniem się, dojdzie do tego, że to, co dziś wydaje się niczym, jutro może już okaże się grzechem powszednim. A jest to zło tak plenne, że gdybyście go nie zwalczały, nie pozostanie samo i dalej rozrastać się będzie; bardzo to rzecz szkodliwa dla każdego zakonu.

4. My więc, które w zgromadzeniu żyjemy, usilnie na tym czuwać winnyśmy, byśmy nie czyniły szkody tym, które pracują dla naszego dobra i dobrym przykładem swoim starają się dać nam zbudowanie. Gdybyśmy dobrze zrozumiały, jak wielki to dla życia zakonnego uszczerbek, gdy zakradnie się do niego jaki zły obyczaj, wolałybyśmy raczej tysiąc razy umrzeć, niż stać się przyczyną podobnego nieszczęścia; śmierć bowiem zabija tylko ciało, a tu chodzi o utratę dusz. Utrata to wielka i rzec by można, bez końca, bo po nas dziś żyjących nastąpią inne, a wszystkie może zechcą raczej przyjąć ten zły obyczaj przez nas zaprowadzony, niż naśladować cnoty, których by się tu nauczyć mogły. I złemu zwyczajowi diabeł upaść nie da, cnoty zaś, przeciwnie, przyrodzona niedołężność nasza sama w nas zaciera.

5. O, jakiż to niezrównany dowód miłości dałaby z siebie, jak wielką przysługę wyświadczyłaby Bogu taka, która by, widząc siebie niezdolną do zachowywania zwyczajów w tym domu obowiązujących, dobrowolnie uznała, że nie jest powołana i poszła sobie! Która więc nie widzi w sobie tego usposobienia, niechaj usłucha rady mojej, jeśli nie chce kupić sobie piekła na ziemi, a może, co nie daj Boże, i w życiu przyszłym; wiele jest bowiem słusznych do tej obawy powodów, choć może sama do nich się nie poczuwa ani może siostry tak ich nie spostrzegą, jak ja je widzę.

6. Bądźcie pewne, że tak jest, jak mówię; a gdybyście mi nie uwierzyły, wzywam czas na świadka, on wam stwierdzi prawdę słów moich. Założeniem naszym w tym klasztorze jest życie nie tylko zakonne, ale i pustelnicze; do takiego życia nieodzownie potrzeba wyrzeczenia się wszystkich rzeczy stworzonych. Jakoż Pan, jeśli którą tutaj chce mieć, tej widocznie daje szczególną łaskę tego wyrzeczenia się; może ono nie w każdej jeszcze jest zupełne i doskonałe, ale w każdej prawdziwie powołanej widać, że pragnie go i do niego dąży. Znać to choćby po tym zadowoleniu i rozradowaniu, z jakim się cieszą tą pewnością, że już nie potrzebują myśli swej zaprzątać i zajmować rzeczami tej ziemi, i po tej raźnej i ochotnej gotowości, z jaką się garną do wszystkich ćwiczeń życia zakonnego.

Taka zaś, powtarzam, która by okazywała skłonność do próżności świata, która by żadnego nie czyniła postępu w umartwieniu wewnętrznym, niech się wynosi czym prędzej; niech pójdzie do innego klasztoru, jeśli już koniecznie chce być zakonnicą. W przeciwnym razie zobaczy, jak jej będzie, i niechaj wówczas nie narzeka na mnie, że jej nie ostrzegałam.

7. Dom ten prawdziwie jest rajem, o ile może być raj na ziemi, ale dla tych, które zadowolenie swoje na tym zakładają, by Bóg z nich był zadowolony; takim życie tu dziwnie słodko upływa. Ale która by innej szukała pociechy, ta wszystko straci, bo tego, czego szuka, żadną miarą tu nie znajdzie. Taka dusza niezadowolona podobna jest do człowieka chorego na ciężką niestrawność: wszelkie jedzenie, choćby najlepsze, nudność mu sprawia i kiedy zdrowi pożywają je z wielkim smakiem, on ze wstrętem od niego się odwraca, bo mu niestrawność smak i apetyt odbiera. W innym miejscu czy klasztorze mniej ścisłym, łatwiej może ta dusza dojdzie do zbawienia, może nawet stopniowo osiągnie to doskonałe wyrzeczenie się siebie, którego tu nie znosi, bo jest wymagane od razu. Do wewnętrznego wprawdzie wyrobienia się, w zupełnym zaparciu siebie, pozostawia się czas i postęp tu może być powolny, ale zewnętrznego zastosowania się do ćwiczeń i umartwień klasztornych wymaga się od początku, inaczej ucierpiałby na tym ład i porządek ogólny. Która by więc, patrząc co dzień na przykład drugich, ochotnie to wszystko wypełniających, i w takim dobrym żyjąc towarzystwie, po roku lub półtora nie okazała należnego postępu, taka, wątpię, by i po wielu latach lepsza była, obawiam się nawet, że raczej będzie gorsza. Nie mówię, by koniecznie miała dorównać innym w doskonałości, ale powinno przynajmniej okazywać się stopniowe jakieś polepszenie stanu jej duszy, bo wówczas widać, że choroba jej nie jest śmiertelna.

 

Rozdział XIII



Mówi dalej o umartwieniu, i jak należy chronić się zasad świata,
by mieć prawdziwe uznanie przed Bogiem.

1. Często wam to już mówiłam, siostry, i teraz tu dla pamięci zapisuję, by od tego domu i od każdej duszy dążącej do doskonałości dalekie były takie myśli i wyrażenia, jak: “miałam rację”, “postąpiono ze mną bez racji”, “nie miała racji ta siostra”… Od takich złych racji broń nas Panie Boże! Jak się wam zdaje, czy była słuszna racja w tych mękach, jakie zadano najwyższemu Dobru naszemu, Chrystusowi Panu, w tych obelgach i krzywdach, jakie Mu wyrządzano? Jeśli która nie chce nosić krzyża, póki jej pewnymi racjami nie przekonają, nie wiem, po co przyszła do klasztoru; niech sobie wraca na świat, gdzie może zachowają w stosunku do niej te względy, których żąda, choć wątpię. Czyż może być cierpienie tak wielkie, byś nie zasługiwała na jeszcze większe? Jaką więc możesz mieć rację skarżyć się? Wyznaję, że nie rozumiem tego.

2. Gdy nam okazują jaką cześć, dogadzają, albo otaczają nas troskliwością, wówczas wystąpmy z naszymi racjami, bo to rzeczywiście nie zgadza się z słusznością, by tak postępowano z nami za życia. Ale na te rzekome krzywdy – kiedy już tak je nazwiemy – jakim prawem możemy się skarżyć? Albo jesteśmy oblubienicami wielkiego Króla naszego, albo nie. Jeśli tak, to któraż jest uczciwa niewiasta, która by nawet wbrew swojej woli nie odczuwała w głębi duszy zniewagi wyrządzonej małżonkowi? Zaszczyty bowiem i zniewagi są wspólne dla obojga. Jest to więc nierozum, pragnąć uczestniczyć w królestwie Oblubieńca naszego i dzielić z Nim chwałę i szczęśliwość Jego, a w zelżywościach i boleściach Jego żadnego nie brać udziału.

3. Nie daj Boże, by która z nas tak była usposobiona. Ale przeciwnie, ta, która się widzi niżej poczytywana od wszystkich, niechaj się ma za najszczęśliwszą. I rzeczywiście szczęśliwą będzie, jeśli znosi poniżenie tak, jak je znosić powinna, bo śmiało to twierdzę, wierzcie mi, że będzie miała cześć i w tym życiu, i w przyszłym. Lecz co za niedorzeczność, że żądam od was, byście na słowo moje wierzyły, gdy sama Mądrość przedwieczna nam to mówi.

Starajmy się, córki moje, choć w maluczkiej jakiej cząsteczce stać się podobne w pokorze tej Pannie Najświętszej, której szatę nosimy; inaczej ta nazwa zakonnic Jej, którą się szczycimy, byłaby nam tylko na zawstydzenie. Choćbyśmy nie wiem jak się upokarzały, zawsze będziemy daleko od tego, by być godnymi córkami takiej Matki i oblubienicami takiego Oblubieńca.

Jeślibyście nie miały bacznej uwagi na te zdrożności, aby je stłumić natychmiast za pierwszym pojawieniem się, dojdzie do tego, że to, co dziś wydaje się niczym, jutro może już okaże się grzechem powszednim. A jest to zło tak plenne, że gdybyście go nie zwalczały, nie pozostanie samo i dalej rozrastać się będzie; bardzo to rzecz szkodliwa dla każdego zakonu.

4. My więc, które w zgromadzeniu żyjemy, usilnie na tym czuwać winnyśmy, byśmy nie czyniły szkody tym, które pracują dla naszego dobra i dobrym przykładem swoim starają się dać nam zbudowanie. Gdybyśmy dobrze zrozumiały, jak wielki to dla życia zakonnego uszczerbek, gdy zakradnie się do niego jaki zły obyczaj, wolałybyśmy raczej tysiąc razy umrzeć, niż stać się przyczyną podobnego nieszczęścia; śmierć bowiem zabija tylko ciało, a tu chodzi o utratę dusz. Utrata to wielka i rzec by można, bez końca, bo po nas dziś żyjących nastąpią inne, a wszystkie może zechcą raczej przyjąć ten zły obyczaj przez nas zaprowadzony, niż naśladować cnoty, których by się tu nauczyć mogły. I złemu zwyczajowi diabeł upaść nie da, cnoty zaś, przeciwnie, przyrodzona niedołężność nasza sama w nas zaciera.

5. O, jakiż to niezrównany dowód miłości dałaby z siebie, jak wielką przysługę wyświadczyłaby Bogu taka, która by, widząc siebie niezdolną do zachowywania zwyczajów w tym domu obowiązujących, dobrowolnie uznała, że nie jest powołana i poszła sobie! Która więc nie widzi w sobie tego usposobienia, niechaj usłucha rady mojej, jeśli nie chce kupić sobie piekła na ziemi, a może, co nie daj Boże, i w życiu przyszłym; wiele jest bowiem słusznych do tej obawy powodów, choć może sama do nich się nie poczuwa ani może siostry tak ich nie spostrzegą, jak ja je widzę.

6. Bądźcie pewne, że tak jest, jak mówię; a gdybyście mi nie uwierzyły, wzywam czas na świadka, on wam stwierdzi prawdę słów moich. Założeniem naszym w tym klasztorze jest życie nie tylko zakonne, ale i pustelnicze; do takiego życia nieodzownie potrzeba wyrzeczenia się wszystkich rzeczy stworzonych. Jakoż Pan, jeśli którą tutaj chce mieć, tej widocznie daje szczególną łaskę tego wyrzeczenia się; może ono nie w każdej jeszcze jest zupełne i doskonałe, ale w każdej prawdziwie powołanej widać, że pragnie go i do niego dąży. Znać to choćby po tym zadowoleniu i rozradowaniu, z jakim się cieszą tą pewnością, że już nie potrzebują myśli swej zaprzątać i zajmować rzeczami tej ziemi, i po tej raźnej i ochotnej gotowości, z jaką się garną do wszystkich ćwiczeń życia zakonnego.

Taka zaś, powtarzam, która by okazywała skłonność do próżności świata, która by żadnego nie czyniła postępu w umartwieniu wewnętrznym, niech się wynosi czym prędzej; niech pójdzie do innego klasztoru, jeśli już koniecznie chce być zakonnicą. W przeciwnym razie zobaczy, jak jej będzie, i niechaj wówczas nie narzeka na mnie, że jej nie ostrzegałam.

7. Dom ten prawdziwie jest rajem, o ile może być raj na ziemi, ale dla tych, które zadowolenie swoje na tym zakładają, by Bóg z nich był zadowolony; takim życie tu dziwnie słodko upływa. Ale która by innej szukała pociechy, ta wszystko straci, bo tego, czego szuka, żadną miarą tu nie znajdzie. Taka dusza niezadowolona podobna jest do człowieka chorego na ciężką niestrawność: wszelkie jedzenie, choćby najlepsze, nudność mu sprawia i kiedy zdrowi pożywają je z wielkim smakiem, on ze wstrętem od niego się odwraca, bo mu niestrawność smak i apetyt odbiera. W innym miejscu czy klasztorze mniej ścisłym, łatwiej może ta dusza dojdzie do zbawienia, może nawet stopniowo osiągnie to doskonałe wyrzeczenie się siebie, którego tu nie znosi, bo jest wymagane od razu. Do wewnętrznego wprawdzie wyrobienia się, w zupełnym zaparciu siebie, pozostawia się czas i postęp tu może być powolny, ale zewnętrznego zastosowania się do ćwiczeń i umartwień klasztornych wymaga się od początku, inaczej ucierpiałby na tym ład i porządek ogólny. Która by więc, patrząc co dzień na przykład drugich, ochotnie to wszystko wypełniających, i w takim dobrym żyjąc towarzystwie, po roku lub półtora nie okazała należnego postępu, taka, wątpię, by i po wielu latach lepsza była, obawiam się nawet, że raczej będzie gorsza. Nie mówię, by koniecznie miała dorównać innym w doskonałości, ale powinno przynajmniej okazywać się stopniowe jakieś polepszenie stanu jej duszy, bo wówczas widać, że choroba jej nie jest śmiertelna.