Droga doskonałości - Strona 21 z 44 - Dumanie.pl - blog osobisty | o. Mariusz Wójtowicz OCD

Droga doskonałości

parallax background
fot. rtve.es

 

Rozdział XIX



Zaczyna mówić o modlitwie.
Najpierw zwraca się do dusz, które nie umieją rozmyślać rozumem.

1. Tyle dni upłynęło od czasu, jak napisałam poprzednie rozdziały, że chcąc przypomnieć sobie, na czym stanęłam, musiałabym odczytać powyższe rozdziały. Lecz szkoda mi na to czasu, wolę więc pisać dalej, co mi na myśl przyjdzie, nie troszcząc się o związek. Dla umysłów rozważnych, dla dusz mających wprawę w rozmyślaniu i zdolnych do skupienia się w sobie, tyle jest książek wybornych, pisanych przez autorów tak znakomitych, że byłybyście w błędzie, gdybyście temu, co ja tu powiem o modlitwie wewnętrznej, jeszcze jaką wartość przypisywały. Macie w tych książkach tajemnice Męki Pańskiej, rozłożone na wszystkie dni tygodnia, oprócz innych rozmyślań o sądzie i o piekle, o naszym nicestwie, o łaskach i dobrodziejstwach Bożych, wreszcie doskonałe nauki i wskazówki, jak rozpoczynać i kończyć modlitwę. Tym, które umieją i już nawykły tak rozmyślać, nic więcej nie mam do nadmienienia; taką bezpieczną drogą Pan doprowadzi je do portu światłości, po takim dobrym początku i koniec będzie dobry. Którzy więc potrafią iść tą drogą, ci znajdą na niej pokój i bezpieczeństwo, bo umysł, umiejący przywiązać się do swego przedmiotu, doznaje na rozmyślaniu prawdziwego uspokojenia.

Ale jest inna rzecz, o której chciałabym tu mówić i podać na nią jaką radę, jeśli mi Pan użyczy do tego łaski swojej (a choćby jej odmówił, zawsze, czytając to, będziecie miały ten pożytek, że się dowiecie, iż wiele jest dusz podlegających temu utrapieniu, o którym mówić mam, abyście zatem nie smuciły się nad miarę, gdybyście i wy z początku tego nie doznały).

2. Są umysły tak niespokojne, że można by je porównać z koniem nieokiełzanym, którego żadna siła utrzymać nie zdoła; w ciągłych podskokach rzuca się to na prawo, to na lewo, a jeździec, który go dosiada, choć utrzyma się w siodle, jeśli zręczny jest i nie da się zrzucić z niebezpieczeństwem życia, zawsze ma z nim ciężką biedę i nigdy go całkiem nie ukróci. Żadna siła utrzymać ich nie zdoła, rzucają się to na prawo, to na lewo w ciągłym niepokoju. Czy to skutek przyrodzonego temperamentu, czy dopuszczenie Boże, w każdym razie dusze takie bardzo są godne pożałowania. Są one jak człowiek dręczony wielkim pragnieniem, który z daleka widzi wodę, ale dojść do niej nie może, bo mu w trzech miejscach, na początku, w środku i na końcu, nieprzyjaciele drogę zastępują. Jedne – z wielkim wysileniem i trudem – zwyciężą może pierwszy zastęp nieprzyjacielski, ale drugiemu już dają się pokonać; ręce opuszczają, tracą odwagę, wolą już raczej umrzeć z pragnienia, niż dobijać się dłużej wody, która tak drogo ma je kosztować. Drugie, choć może jeszcze się zdobędą na odparcie nieprzyjaciela, na walkę z trzecim już im ducha nie staje, a może już tylko parę kroków miały do tego zdroju wody żywej, o której Pan mówi do Samarytanki, że kto z niej pije, nie będzie pragnął więcej.

Wielka to prawda, usty samejże Prawdy ogłoszona! Taka dusza nie będzie pragnęła żadnej rzeczy z tego świata, ale wielkim, niewypowiedzianie większym, niż sobie w tym życiu przedstawić zdołamy, pragnieniem, będzie pragnęła rzeczy życia przyszłego. I choć to dotkliwe pragnienie, dusza przecie pragnie ustawicznie tak pragnąć, bo wie, jak niewypowiedziana jest cena tego pragnienia; ono bowiem, choć boli, przynosi jednak zarazem ochłodę. Jest to pragnienie, które nie zabija, chyba tylko odnośnie do rzeczy ziemskich; co do niebieskich zaś, daje takie nasycenie, że gdy się spodoba Bogu udzielić go duszy, większej nad tę łaski wyświadczyć jej nie może. I dusza, im więcej pije z tego zdroju wody żywej, tym chciwiej pić z niego pożąda.

3. Z wielu różnych trojaką ma właściwość woda, która mi się przypomina i może mi posłużyć do objaśnienia myśli mojej. Naprzód, woda “chłodzi”. Jakkolwiek wielki nękałby nas upał, woda, gdy w niej się zanurzymy, ostudzi go. Najsilniejszy ogień wodą się gasi, wyjąwszy ropę, która wodą zalana, jeszcze silniej się pali. O Boże wielki, jakież to cuda kryją się w tym dziwnym zjawisku ognia wzmagającego się od zetknięcia z wodą! Jakiż to ogień mocny, potężny, nie podlegający sile żywiołów, kiedy ten, wprost jemu przeciwny, nie tłumi go, ale go więcej jeszcze roznieca! Jakżebym chciała porozmawiać z dobrym filozofem, bo znając się na własnościach rzeczy przyrodzonych, umiałabym wyjaśnić te dziwy, na które z rozkoszą tu patrzę, a nie umiem wytłumaczyć tego, co widzę, a może i widzieć nie umiem!

4. Siostry moje, gdy Bóg was powoła do picia z tej wody pospołu z tymi, które już z niej piją, gdy zakosztujecie tych rozkoszy, którymi ten zdrój żywy duszę zalewa, wtedy zrozumiecie, jak to prawdziwa miłość Boga – doszedłszy do pełności swojej, swobodna i wyzwolona od wszystkich rzeczy tej ziemi – wysoko nad nimi się unosi i panuje nad wszystkimi żywiołami i nad światem całym. Jako więc woda z ziemi bierze początek, bądźcie spokojne, nie zagasi ona tego ognia; nie ma ona władzy nad nim, choć jemu jest przeciwna. Ogień ten jest panem wszechwładnym, nie jest jej poddanym! Nie dziwcie się, siostry, że tak usilnie, w całej tej książce, pobudzam was do nabywania tej świętej wolności. Czy nie piękna to rzecz, że uboga zakonniczka klasztoru Św. Józefa może dojść do królowania nad wszystką ziemią i jej żywiołami? I cóż dziwnego, że święci, wsparci potęgą Boga, robili z żywiołami co chcieli? Świętemu Marcinowi ogień i woda były posłuszne; ryby wodne i ptactwo powietrzne słuchały głosu świętego Franciszka; wielu innych świętych podobną władzę miało nad stworzeniami. Rzecz jasna, że za to osiągnęli takie panowanie nad wszystkimi rzeczami tego świata, iż naprzód walcząc mężnie z samym sobą i zwyciężając siebie, wszystkim tym wzgardzili, a bez podziału, całą istnością swoją poddali się Temu, który wszystko to stworzył i tym wszystkim włada. Więc nad tym ogniem, powtarzam, woda z ziemi nie ma mocy. O wiele wyżej wzbijają się jego płomienie i nie z takiej niskości jego pochodzenie.

Są inne rodzaje ognia ze słabej miłości Boga się rodzące; takie lada przygoda zgasi, ale tego nie. Choćby całe morze pokus nań przyszło, nie dokażą one tego, by przestał płonąć i żarem płomieni swoich nawały ich nie ujarzmił.

5. A i woda z nieba, gdy na ten ogień spadnie, nie ma obawy, by go zagasiła; przeciwnie, jeszcze go mocniej ożywi. Nie sprzeciwiają się bowiem sobie, przeciwne są tylko ziemi. Nie bójcie się, by jeden z tych elementów miał zaszkodzić drugiemu; przeciwnie, jeden drugiemu pomaga. Woda bowiem łez prawdziwych (płynących na modlitwie) potęguje ogień, ogień zaś dodaje wodzie siły rzeźwiącej. O wielki Boże! jaka to zachwycająca tajemnica, jaki cud! Jakże to ogień chłodzi? Tak jest, owszem, i mrozi wszelkie uczucia poziome, gdy z nim się połączy owa woda żywa z nieba, ów zdrój, z którego płyną łzy, o których mówiłam, łzy nie sztucznie własną usilnością naszą wyciskane, ale z daru Bożego, z serca tryskające. Ta woda, upewniam, nie pozostawi w was żadnego zapału do jakiej bądź rzeczy tego świata, byście się do niej przywiązać mogły, chyba tylko dla udzielenia drugim tego ognia; taka bowiem jest natura tego ognia, że nie poprzestaje na małym, ale chciałby cały świat zapalić.

6. Druga własność wody jest ta, że “oczyszcza, co jest nieczystego”. Gdyby nie było wody na obmywanie brudów jakby wyglądał ten świat? Czy pojmujecie, jaka jest czystość tej wody żywej, niebiańskiej, tej wody jasnej, gdy niczym nie zmącona, żadnego mułu w sobie nie mająca wprost z nieba spływa? Taka jest jej siła i skuteczność, że komu raz będzie dano z niej się napić, tego dusza, ręczę za to, stanie się jasna i czysta od wszelkiej winy. Bo – jak to na innym miejscu objaśniłam – na to tylko Pan Bóg udziela tego daru (sami tego zjednoczenia nabyć nie zdołamy, bo jest ono nadprzyrodzone i Bóg sam go użycza komu chce) i na to tylko duszę do picia tej wody dopuszcza, aby ją oczyścił, aby pozostała jasna i wolna od wszelkiego błota, jakim skutkiem przewinień swoich była obłożona. Innego zupełnie rodzaju są pociechy, jakich dusza dostępuje za pomocą rozumu, drogą zwykłego rozmyślania; jakkolwiek by żywe i słodkie były te pociechy, zawsze są one jako woda nie wprost ze źródła czerpana, ale strumieniem po ziemi płynącym sprowadzona; dlatego te pociechy nie mogą być całkiem wolne od pewnego przymieszania mułu, który do duszy przylega, nie będą nigdy tak czyste i przejrzyste, jak tamte. Z tego też powodu, tej modlitwie odbywanej przez rozważanie za pomocą rozumu, nie przystoi – moim zdaniem – miano “wody żywej”. Jakkolwiek by się dusza starała utrzymać na wysokości czysto duchowej, zawsze jednak, z powodu ciała, bez którego pomocy obejść się nie może, i niskiej natury naszej, mimo woli przylgnie do niej coś z pyłu tej drogi, po której idzie.

7. Objaśnię to bliżej. Rozmyślamy na przykład nad marnością tego świata i jak wszystko na nim szybko przemija; chcemy tym rozmyślaniem skuteczniej oderwać się od świata i wzgardzić nim, ale w samymże tym rozmyślaniu ani się spostrzeżemy, jak myśl nasza zatrzyma się na rzeczach, które nam na świecie są miłe. Szczerze chcemy i postanawiamy porzucić świat, a przy tym jednak przychodzą takie myśli: czym byłam na świecie? czym teraz będę? co dotąd robiłam? co dalej robić mam? – i mimo woli stają nam na drodze i naprowadzają nas na niebezpieczeństwo. Nie znaczy to, byśmy dlatego miały zaniechać rozmyślania, ale widzimy, że zawsze jest czego się lękać i zawsze potrzeba czuwać i mieć się na ostrożności.

Nie tak jest przy kontemplacji. Tu wszelką troskę o duszę naszą Pan, wiedząc że na nas spuścić się nie może, bierze na siebie. Trzyma duszę w ręku swoim przez cały czas, w którym chce, by cieszyła się tą łaską i nie dopuszcza jej myślom zboczyć do przedmiotów, które by mogły jej zaszkodzić; przygarnia ją do siebie, najściślej ją jednocząc z sobą i w jednej chwili więcej objawia jej prawd i jaśniejsze daje jej poznanie, niżby go nabyć zdołała przez długie lata rozmyślania. Na drodze rozmyślania nie mamy swobodnego widoku, kurz, wznoszący się spod nóg naszych, zaprósza nam oczy; tu Pan w jednej chwili stawia nas u kresu naszej drogi.

8. Trzecia własność wody jest ta, że “uśmierza i gasi pragnienie”. Pragnienie, zdaniem moim, jest to pożądanie jakiej rzeczy tak nam potrzebnej, że brak jej zadaje nam śmierć. Rzecz dziwna, brak wody zabija nas, a zbytek wody także nam życie odbiera; dowodem tego tonący. O Panie mój, gdybyż to można zanurzyć się i utonąć w tej wodzie żywej! Lecz to niepodobna, woda ta żywa śmierci zadać nie może; ale pragnienie jej może zabić. – Może do tego stopnia uróść miłość i tęsknota do Boga, że ciało śmiertelne nawału tego dłużej znieść nie zdoła. Byli Święci, którzy z tej miłości Bożej umarli. Sama znam jedną, która tak była upalona tym wielkim pragnieniem, i w której do tego stopnia wzmagała się ta tęsknota, że gdyby Bóg rychło nie przybył jej na ratunek, dając jej hojną nad wszelki wyraz przeobfitość tej wody żywej, łatwo by była jakby wyrwana z siebie. Mówię: jakby wyrwana, bo w tej wodzie żywej zanurzona, dusza znajduje odpocznienie. Koniecznością zostawania jeszcze na tym świecie, którym się brzydzi, jakby dławiona, umiera, ale tu nabiera życia i Bóg, porywając ją w zachwycenie, czyni ją zdolną używać rozkoszy, których, zostając w sobie, nie zniosłaby żywa.

9. Tym samym, że w Panu Bogu, najwyższym Dobru naszym, nic nie może być, co by nie było doskonałe, więc i miara, jaką daje nam tę wodę musi być doskonała, to jest doskonale odpowiadająca naszym potrzebom. I jakkolwiek wielką byłaby ta miara, nigdy nie będzie zbytnia, bo w tym, co Bóg czyni, nie może być przebrania miary. Jeśli więc jakiejś duszy daje dużo tej wody, czyni ją zdolną pić dużo. Jest tu podobnie, jak u robotnika odlewającego naczynia szklane, którym on nadaje takie rozmiary, jakich potrzeba, aby się w nich zmieściło to, co mają obejmować.

Nasze pragnienia przeciwnie, o ile pochodzą z nas samych, nigdy nie są bez pewnej niedoskonałości; jeśli jest w nich co dobrego, zawdzięczamy to Panu, że nas wspomóc raczył. Brak nam jednak miary i powściągliwości i jeśli jakiś ból duchowy ma w sobie słodkość, nigdy nam go nie dosyć. Lubujemy się nim bez miary; potęgujemy jeszcze, ile zdołamy, gwałtowność tego pragnienia i tak niepomierna siła jego niekiedy śmierć sprowadza. Szczęśliwa to śmierć, nie przeczę. Ale pozostając przy życiu, taka sługa Boża może by posłużyła drugim do wzbudzenia w nich pożądania śmierci z takiego pragnienia. Lęka się tego diabeł, bo widzi szkodę, jaką mu wyrządza taka dusza przykładem swego życia, więc kusi ją, aby nadmierną pokutą i umartwieniem zniszczyła sobie zdrowie, na czym on tylko wygrać może.

10. Którakolwiek dojdzie do tego stopnia takiego gwałtownego pragnienia, ostrzegam ją, niech będzie pewna, że z taką pokusą się spotka; więc niech się ma na baczności, bo choćby nie umarła z tego pragnienia, dość i tego złego, że zdrowie sobie zniszczy. Przynajmniej, gdy czuje w sobie wzbierającą nawałność pragnienia, niechaj go sama nie podsyca; niech raczej cicho i spokojnie stara się przerwać mu wątek, myśląc o czym innym. Tym bardziej, że równie dobrze pragnienie to może być działaniem natury, jak miłości; są bowiem temperamenty, które czegokolwiek pragną, pragną namiętnie, choćby to nawet było co złego. Tacy, sądzę, nie bardzo są umartwieni, a przydałoby się im postarać się o to, bo umartwienie nigdy w niczym nie zawadzi. Czy nie jest to nonsens, że radzę powściągać się w rzeczy tak chwalebnej i świętej, jakim jest to pragnienie? Bynajmniej, bo nie mówię, byśmy miały gasić w sobie to pragnienie, należy je tylko uśmierzać, choćby za pomocą innego jakiego pragnienia, które może będzie miało równą zasługę.

11. Objaśnię to bliżej, abyście dobrze zrozumiały. Pod wpływem wielkiej żądzy oglądania Boga i wyzwolenia z więzienia tego ciała, jak ją miewał święty Paweł, dusza czuje rozkoszną mękę. Niemałego więc będzie jej potrzeba umartwienia, aby zdołała to pragnienie swoje utrzymać na wodzy, bo powściągnąć go całkiem nie potrafi.

Ale czasem żądza ta takiej nabiera siły i taki gwałtowny choć słodki ból sprawia, że prawie odbiera przytomność. (Widziałam niedawno temu jedną osobę, wcale nie popędliwą z natury, a tak nawykłą przełamywać we wszystkim swą wolę, jakby jej to nic nie kosztowało – o czym sama w niejednym zdarzeniu miałam sposobność się przekonać – otóż widziałam tę osobę przez chwilę jakby odchodzącą od zmysłów, skutkiem ogromnego wysilenia i gwałtu, jaki sobie zadawała dla powstrzymania i ukrycia wezbranego w niej z siłą niepowstrzymaną wewnętrznego porywu). W takiej ostateczności, chociażbyśmy pewne były, że zapał, który w sobie czujemy, jest z ducha Bożego, pokora, zdaniem moim, każe nam bać się o siebie. Nie przystoi nam bowiem sądzić, byśmy były zdolne do tak wysokiej i doskonałej miłości Bożej, jakiej podobny zapał zdaje się być dowodem.

12. Radziłabym duszy w takim stanie zostającej, aby starała się (o ile zdoła, choć nie zawsze zdoła) pragnieniu swemu inny nadać kierunek, mówiąc sobie na przykład, że dłużej żyjąc, więcej się przysłuży chwale Bożej, że może otworzy oczy jakiej duszy zbłąkanej, która by bez niej zginęła, że im dłużej w tym wygnaniu posłuży Bogu, tym jaśniej potem zasłuży Go oglądać w chwale, że cierpiąc jeszcze i pracując na tej ziemi, większe da Bogu zadośćuczynienie za swoje winy i opuszczenia. W takich myślach dusza znajdzie pociechę na to wielkie strapienie swoje i ból swój ukoi, a nadto i wielką zjedna sobie zasługę, dając Panu tak wysoki dowód swojej miłości, iż dla chwały jego ochotnie gotowa cierpieć dłużej i znosić swe wygnanie. Tak postąpi tu sama z sobą, jak by postąpiła z drugim, widząc go w ciężkim strapieniu lub bólu i mówiąc sobie: miej cierpliwość, zdaj siebie w ręce Boga, proś Go, by spełniła się nad tobą wola Jego. Takie zdanie się na wolę Boga, to najlepsza pociecha i najpewniejsza w każdym cierpieniu ucieczka.

13. Niekiedy i diabeł przyczynia się poniekąd do spotęgowania tego pragnienia, jak to uczynił owemu pustelnikowi, o którym, jeśli się nie mylę Kasjan wspomina. Namówił go mianowicie, aby się rzucił do studni, że tym sposobem prędzej Boga zobaczy. Snadź pustelnik ten daleki był od prawdziwej pokory, bo inaczej Bóg nie dozwoliłby, by pobłądził w tak ważnej rzeczy. Gdyby pragnienie to było od Boga, nie popchnęłoby go do złego, pragnienie bowiem takie przynosi z sobą światło, roztropność i miarę, więc niepodobna, by dało powód do grzechu. Ale przeciwnik ten wszelkich, jakich zdoła, używa sposobów, aby nam szkodzić, on nigdy nie śpi, więc my zawsze czuwajmy. Jest to przestroga bardzo ważna i w wielu razach koniecznie potrzeba mieć ją na pamięci; trzeba na przykład skrócić czas modlitwy, choćby się wielkich pociech na niej używało, skoro się spostrzeże, że siły ciała ustają i głowa nadto zmęczona. Roztropność we wszystkim jest bardzo potrzebna.

14. Jak wam się zdaje, córki moje, jaka była moja myśl w tym, że zaczęłam, jak to mówią, od końca i ukazałam wam nagrodę zwycięstwa przed bitwą, opisując wam, jakie jest uszczęśliwienie duszy, gdy dojdzie do tego zdroju niebiańskiego i tę wodę żywą z niego czerpie? Nie co innego tu zamierzałam, jeno to, byście mając przed oczyma ten koniec szczęśliwy, nie zrażały się cierpieniem i przeszkodami, jakie was czekają w drodze, odważnie szły naprzód i nigdy nie ustawały. Bo mogłoby się wam zdarzyć – jak mówiłam – że doszedłszy już prawie do samego źródła i mając wodę już tak blisko, że dość byłoby nachylić się i czerpać, porzuciłybyście wszystko i straciłybyście takie wielkie dobro przez myśl, że sił wam nie starczy do końca i że nie dla was to szczęście.

15. Wiedzcie o tym, że Pan wzywa wszystkich, a że jest Prawdą samą, więc wątpić o tym niepodobna. Gdyby ta uczta nie była dla wszystkich, nie wzywałby wszystkich, nie mówiłby do wszystkich: “Ja wam dam pić”. Mógłby powiedzieć: “Pójdźcie wszyscy, żaden na tym nie straci, że przyjdzie, a tej wody mojej dam nie wszystkim, jeno komu zechcę”, ale gdy żadnych nie kładzie zastrzeżeń, gdy bezwarunkowo, jak “wszystkich” wzywa, tak i wszystkim obiecuje tę wodę, więc rzecz to dla mnie pewna i niezawodna, że każdy, kto pragnie, byleby nie ustał w drodze, trafi do tego źródła i tę wodę żywą otrzyma.

Niechaj Pan w boskiej łaskawości swojej, jak nam obiecał tę wodę, tak da nam i łaski, abyśmy jej należycie szukali.

 

Rozdział XIX



Zaczyna mówić o modlitwie.
Najpierw zwraca się do dusz, które nie umieją rozmyślać rozumem.

1. Tyle dni upłynęło od czasu, jak napisałam poprzednie rozdziały, że chcąc przypomnieć sobie, na czym stanęłam, musiałabym odczytać powyższe rozdziały. Lecz szkoda mi na to czasu, wolę więc pisać dalej, co mi na myśl przyjdzie, nie troszcząc się o związek. Dla umysłów rozważnych, dla dusz mających wprawę w rozmyślaniu i zdolnych do skupienia się w sobie, tyle jest książek wybornych, pisanych przez autorów tak znakomitych, że byłybyście w błędzie, gdybyście temu, co ja tu powiem o modlitwie wewnętrznej, jeszcze jaką wartość przypisywały. Macie w tych książkach tajemnice Męki Pańskiej, rozłożone na wszystkie dni tygodnia, oprócz innych rozmyślań o sądzie i o piekle, o naszym nicestwie, o łaskach i dobrodziejstwach Bożych, wreszcie doskonałe nauki i wskazówki, jak rozpoczynać i kończyć modlitwę. Tym, które umieją i już nawykły tak rozmyślać, nic więcej nie mam do nadmienienia; taką bezpieczną drogą Pan doprowadzi je do portu światłości, po takim dobrym początku i koniec będzie dobry. Którzy więc potrafią iść tą drogą, ci znajdą na niej pokój i bezpieczeństwo, bo umysł, umiejący przywiązać się do swego przedmiotu, doznaje na rozmyślaniu prawdziwego uspokojenia.

Ale jest inna rzecz, o której chciałabym tu mówić i podać na nią jaką radę, jeśli mi Pan użyczy do tego łaski swojej (a choćby jej odmówił, zawsze, czytając to, będziecie miały ten pożytek, że się dowiecie, iż wiele jest dusz podlegających temu utrapieniu, o którym mówić mam, abyście zatem nie smuciły się nad miarę, gdybyście i wy z początku tego nie doznały).

2. Są umysły tak niespokojne, że można by je porównać z koniem nieokiełzanym, którego żadna siła utrzymać nie zdoła; w ciągłych podskokach rzuca się to na prawo, to na lewo, a jeździec, który go dosiada, choć utrzyma się w siodle, jeśli zręczny jest i nie da się zrzucić z niebezpieczeństwem życia, zawsze ma z nim ciężką biedę i nigdy go całkiem nie ukróci. Żadna siła utrzymać ich nie zdoła, rzucają się to na prawo, to na lewo w ciągłym niepokoju. Czy to skutek przyrodzonego temperamentu, czy dopuszczenie Boże, w każdym razie dusze takie bardzo są godne pożałowania. Są one jak człowiek dręczony wielkim pragnieniem, który z daleka widzi wodę, ale dojść do niej nie może, bo mu w trzech miejscach, na początku, w środku i na końcu, nieprzyjaciele drogę zastępują. Jedne – z wielkim wysileniem i trudem – zwyciężą może pierwszy zastęp nieprzyjacielski, ale drugiemu już dają się pokonać; ręce opuszczają, tracą odwagę, wolą już raczej umrzeć z pragnienia, niż dobijać się dłużej wody, która tak drogo ma je kosztować. Drugie, choć może jeszcze się zdobędą na odparcie nieprzyjaciela, na walkę z trzecim już im ducha nie staje, a może już tylko parę kroków miały do tego zdroju wody żywej, o której Pan mówi do Samarytanki, że kto z niej pije, nie będzie pragnął więcej.

Wielka to prawda, usty samejże Prawdy ogłoszona! Taka dusza nie będzie pragnęła żadnej rzeczy z tego świata, ale wielkim, niewypowiedzianie większym, niż sobie w tym życiu przedstawić zdołamy, pragnieniem, będzie pragnęła rzeczy życia przyszłego. I choć to dotkliwe pragnienie, dusza przecie pragnie ustawicznie tak pragnąć, bo wie, jak niewypowiedziana jest cena tego pragnienia; ono bowiem, choć boli, przynosi jednak zarazem ochłodę. Jest to pragnienie, które nie zabija, chyba tylko odnośnie do rzeczy ziemskich; co do niebieskich zaś, daje takie nasycenie, że gdy się spodoba Bogu udzielić go duszy, większej nad tę łaski wyświadczyć jej nie może. I dusza, im więcej pije z tego zdroju wody żywej, tym chciwiej pić z niego pożąda.

3. Z wielu różnych trojaką ma właściwość woda, która mi się przypomina i może mi posłużyć do objaśnienia myśli mojej. Naprzód, woda “chłodzi”. Jakkolwiek wielki nękałby nas upał, woda, gdy w niej się zanurzymy, ostudzi go. Najsilniejszy ogień wodą się gasi, wyjąwszy ropę, która wodą zalana, jeszcze silniej się pali. O Boże wielki, jakież to cuda kryją się w tym dziwnym zjawisku ognia wzmagającego się od zetknięcia z wodą! Jakiż to ogień mocny, potężny, nie podlegający sile żywiołów, kiedy ten, wprost jemu przeciwny, nie tłumi go, ale go więcej jeszcze roznieca! Jakżebym chciała porozmawiać z dobrym filozofem, bo znając się na własnościach rzeczy przyrodzonych, umiałabym wyjaśnić te dziwy, na które z rozkoszą tu patrzę, a nie umiem wytłumaczyć tego, co widzę, a może i widzieć nie umiem!

4. Siostry moje, gdy Bóg was powoła do picia z tej wody pospołu z tymi, które już z niej piją, gdy zakosztujecie tych rozkoszy, którymi ten zdrój żywy duszę zalewa, wtedy zrozumiecie, jak to prawdziwa miłość Boga – doszedłszy do pełności swojej, swobodna i wyzwolona od wszystkich rzeczy tej ziemi – wysoko nad nimi się unosi i panuje nad wszystkimi żywiołami i nad światem całym. Jako więc woda z ziemi bierze początek, bądźcie spokojne, nie zagasi ona tego ognia; nie ma ona władzy nad nim, choć jemu jest przeciwna. Ogień ten jest panem wszechwładnym, nie jest jej poddanym! Nie dziwcie się, siostry, że tak usilnie, w całej tej książce, pobudzam was do nabywania tej świętej wolności. Czy nie piękna to rzecz, że uboga zakonniczka klasztoru Św. Józefa może dojść do królowania nad wszystką ziemią i jej żywiołami? I cóż dziwnego, że święci, wsparci potęgą Boga, robili z żywiołami co chcieli? Świętemu Marcinowi ogień i woda były posłuszne; ryby wodne i ptactwo powietrzne słuchały głosu świętego Franciszka; wielu innych świętych podobną władzę miało nad stworzeniami. Rzecz jasna, że za to osiągnęli takie panowanie nad wszystkimi rzeczami tego świata, iż naprzód walcząc mężnie z samym sobą i zwyciężając siebie, wszystkim tym wzgardzili, a bez podziału, całą istnością swoją poddali się Temu, który wszystko to stworzył i tym wszystkim włada. Więc nad tym ogniem, powtarzam, woda z ziemi nie ma mocy. O wiele wyżej wzbijają się jego płomienie i nie z takiej niskości jego pochodzenie.

Są inne rodzaje ognia ze słabej miłości Boga się rodzące; takie lada przygoda zgasi, ale tego nie. Choćby całe morze pokus nań przyszło, nie dokażą one tego, by przestał płonąć i żarem płomieni swoich nawały ich nie ujarzmił.

5. A i woda z nieba, gdy na ten ogień spadnie, nie ma obawy, by go zagasiła; przeciwnie, jeszcze go mocniej ożywi. Nie sprzeciwiają się bowiem sobie, przeciwne są tylko ziemi. Nie bójcie się, by jeden z tych elementów miał zaszkodzić drugiemu; przeciwnie, jeden drugiemu pomaga. Woda bowiem łez prawdziwych (płynących na modlitwie) potęguje ogień, ogień zaś dodaje wodzie siły rzeźwiącej. O wielki Boże! jaka to zachwycająca tajemnica, jaki cud! Jakże to ogień chłodzi? Tak jest, owszem, i mrozi wszelkie uczucia poziome, gdy z nim się połączy owa woda żywa z nieba, ów zdrój, z którego płyną łzy, o których mówiłam, łzy nie sztucznie własną usilnością naszą wyciskane, ale z daru Bożego, z serca tryskające. Ta woda, upewniam, nie pozostawi w was żadnego zapału do jakiej bądź rzeczy tego świata, byście się do niej przywiązać mogły, chyba tylko dla udzielenia drugim tego ognia; taka bowiem jest natura tego ognia, że nie poprzestaje na małym, ale chciałby cały świat zapalić.

6. Druga własność wody jest ta, że “oczyszcza, co jest nieczystego”. Gdyby nie było wody na obmywanie brudów jakby wyglądał ten świat? Czy pojmujecie, jaka jest czystość tej wody żywej, niebiańskiej, tej wody jasnej, gdy niczym nie zmącona, żadnego mułu w sobie nie mająca wprost z nieba spływa? Taka jest jej siła i skuteczność, że komu raz będzie dano z niej się napić, tego dusza, ręczę za to, stanie się jasna i czysta od wszelkiej winy. Bo – jak to na innym miejscu objaśniłam – na to tylko Pan Bóg udziela tego daru (sami tego zjednoczenia nabyć nie zdołamy, bo jest ono nadprzyrodzone i Bóg sam go użycza komu chce) i na to tylko duszę do picia tej wody dopuszcza, aby ją oczyścił, aby pozostała jasna i wolna od wszelkiego błota, jakim skutkiem przewinień swoich była obłożona. Innego zupełnie rodzaju są pociechy, jakich dusza dostępuje za pomocą rozumu, drogą zwykłego rozmyślania; jakkolwiek by żywe i słodkie były te pociechy, zawsze są one jako woda nie wprost ze źródła czerpana, ale strumieniem po ziemi płynącym sprowadzona; dlatego te pociechy nie mogą być całkiem wolne od pewnego przymieszania mułu, który do duszy przylega, nie będą nigdy tak czyste i przejrzyste, jak tamte. Z tego też powodu, tej modlitwie odbywanej przez rozważanie za pomocą rozumu, nie przystoi – moim zdaniem – miano “wody żywej”. Jakkolwiek by się dusza starała utrzymać na wysokości czysto duchowej, zawsze jednak, z powodu ciała, bez którego pomocy obejść się nie może, i niskiej natury naszej, mimo woli przylgnie do niej coś z pyłu tej drogi, po której idzie.

7. Objaśnię to bliżej. Rozmyślamy na przykład nad marnością tego świata i jak wszystko na nim szybko przemija; chcemy tym rozmyślaniem skuteczniej oderwać się od świata i wzgardzić nim, ale w samymże tym rozmyślaniu ani się spostrzeżemy, jak myśl nasza zatrzyma się na rzeczach, które nam na świecie są miłe. Szczerze chcemy i postanawiamy porzucić świat, a przy tym jednak przychodzą takie myśli: czym byłam na świecie? czym teraz będę? co dotąd robiłam? co dalej robić mam? – i mimo woli stają nam na drodze i naprowadzają nas na niebezpieczeństwo. Nie znaczy to, byśmy dlatego miały zaniechać rozmyślania, ale widzimy, że zawsze jest czego się lękać i zawsze potrzeba czuwać i mieć się na ostrożności.

Nie tak jest przy kontemplacji. Tu wszelką troskę o duszę naszą Pan, wiedząc że na nas spuścić się nie może, bierze na siebie. Trzyma duszę w ręku swoim przez cały czas, w którym chce, by cieszyła się tą łaską i nie dopuszcza jej myślom zboczyć do przedmiotów, które by mogły jej zaszkodzić; przygarnia ją do siebie, najściślej ją jednocząc z sobą i w jednej chwili więcej objawia jej prawd i jaśniejsze daje jej poznanie, niżby go nabyć zdołała przez długie lata rozmyślania. Na drodze rozmyślania nie mamy swobodnego widoku, kurz, wznoszący się spod nóg naszych, zaprósza nam oczy; tu Pan w jednej chwili stawia nas u kresu naszej drogi.

8. Trzecia własność wody jest ta, że “uśmierza i gasi pragnienie”. Pragnienie, zdaniem moim, jest to pożądanie jakiej rzeczy tak nam potrzebnej, że brak jej zadaje nam śmierć. Rzecz dziwna, brak wody zabija nas, a zbytek wody także nam życie odbiera; dowodem tego tonący. O Panie mój, gdybyż to można zanurzyć się i utonąć w tej wodzie żywej! Lecz to niepodobna, woda ta żywa śmierci zadać nie może; ale pragnienie jej może zabić. – Może do tego stopnia uróść miłość i tęsknota do Boga, że ciało śmiertelne nawału tego dłużej znieść nie zdoła. Byli Święci, którzy z tej miłości Bożej umarli. Sama znam jedną, która tak była upalona tym wielkim pragnieniem, i w której do tego stopnia wzmagała się ta tęsknota, że gdyby Bóg rychło nie przybył jej na ratunek, dając jej hojną nad wszelki wyraz przeobfitość tej wody żywej, łatwo by była jakby wyrwana z siebie. Mówię: jakby wyrwana, bo w tej wodzie żywej zanurzona, dusza znajduje odpocznienie. Koniecznością zostawania jeszcze na tym świecie, którym się brzydzi, jakby dławiona, umiera, ale tu nabiera życia i Bóg, porywając ją w zachwycenie, czyni ją zdolną używać rozkoszy, których, zostając w sobie, nie zniosłaby żywa.

9. Tym samym, że w Panu Bogu, najwyższym Dobru naszym, nic nie może być, co by nie było doskonałe, więc i miara, jaką daje nam tę wodę musi być doskonała, to jest doskonale odpowiadająca naszym potrzebom. I jakkolwiek wielką byłaby ta miara, nigdy nie będzie zbytnia, bo w tym, co Bóg czyni, nie może być przebrania miary. Jeśli więc jakiejś duszy daje dużo tej wody, czyni ją zdolną pić dużo. Jest tu podobnie, jak u robotnika odlewającego naczynia szklane, którym on nadaje takie rozmiary, jakich potrzeba, aby się w nich zmieściło to, co mają obejmować.

Nasze pragnienia przeciwnie, o ile pochodzą z nas samych, nigdy nie są bez pewnej niedoskonałości; jeśli jest w nich co dobrego, zawdzięczamy to Panu, że nas wspomóc raczył. Brak nam jednak miary i powściągliwości i jeśli jakiś ból duchowy ma w sobie słodkość, nigdy nam go nie dosyć. Lubujemy się nim bez miary; potęgujemy jeszcze, ile zdołamy, gwałtowność tego pragnienia i tak niepomierna siła jego niekiedy śmierć sprowadza. Szczęśliwa to śmierć, nie przeczę. Ale pozostając przy życiu, taka sługa Boża może by posłużyła drugim do wzbudzenia w nich pożądania śmierci z takiego pragnienia. Lęka się tego diabeł, bo widzi szkodę, jaką mu wyrządza taka dusza przykładem swego życia, więc kusi ją, aby nadmierną pokutą i umartwieniem zniszczyła sobie zdrowie, na czym on tylko wygrać może.

10. Którakolwiek dojdzie do tego stopnia takiego gwałtownego pragnienia, ostrzegam ją, niech będzie pewna, że z taką pokusą się spotka; więc niech się ma na baczności, bo choćby nie umarła z tego pragnienia, dość i tego złego, że zdrowie sobie zniszczy. Przynajmniej, gdy czuje w sobie wzbierającą nawałność pragnienia, niechaj go sama nie podsyca; niech raczej cicho i spokojnie stara się przerwać mu wątek, myśląc o czym innym. Tym bardziej, że równie dobrze pragnienie to może być działaniem natury, jak miłości; są bowiem temperamenty, które czegokolwiek pragną, pragną namiętnie, choćby to nawet było co złego. Tacy, sądzę, nie bardzo są umartwieni, a przydałoby się im postarać się o to, bo umartwienie nigdy w niczym nie zawadzi. Czy nie jest to nonsens, że radzę powściągać się w rzeczy tak chwalebnej i świętej, jakim jest to pragnienie? Bynajmniej, bo nie mówię, byśmy miały gasić w sobie to pragnienie, należy je tylko uśmierzać, choćby za pomocą innego jakiego pragnienia, które może będzie miało równą zasługę.

11. Objaśnię to bliżej, abyście dobrze zrozumiały. Pod wpływem wielkiej żądzy oglądania Boga i wyzwolenia z więzienia tego ciała, jak ją miewał święty Paweł, dusza czuje rozkoszną mękę. Niemałego więc będzie jej potrzeba umartwienia, aby zdołała to pragnienie swoje utrzymać na wodzy, bo powściągnąć go całkiem nie potrafi.

Ale czasem żądza ta takiej nabiera siły i taki gwałtowny choć słodki ból sprawia, że prawie odbiera przytomność. (Widziałam niedawno temu jedną osobę, wcale nie popędliwą z natury, a tak nawykłą przełamywać we wszystkim swą wolę, jakby jej to nic nie kosztowało – o czym sama w niejednym zdarzeniu miałam sposobność się przekonać – otóż widziałam tę osobę przez chwilę jakby odchodzącą od zmysłów, skutkiem ogromnego wysilenia i gwałtu, jaki sobie zadawała dla powstrzymania i ukrycia wezbranego w niej z siłą niepowstrzymaną wewnętrznego porywu). W takiej ostateczności, chociażbyśmy pewne były, że zapał, który w sobie czujemy, jest z ducha Bożego, pokora, zdaniem moim, każe nam bać się o siebie. Nie przystoi nam bowiem sądzić, byśmy były zdolne do tak wysokiej i doskonałej miłości Bożej, jakiej podobny zapał zdaje się być dowodem.

12. Radziłabym duszy w takim stanie zostającej, aby starała się (o ile zdoła, choć nie zawsze zdoła) pragnieniu swemu inny nadać kierunek, mówiąc sobie na przykład, że dłużej żyjąc, więcej się przysłuży chwale Bożej, że może otworzy oczy jakiej duszy zbłąkanej, która by bez niej zginęła, że im dłużej w tym wygnaniu posłuży Bogu, tym jaśniej potem zasłuży Go oglądać w chwale, że cierpiąc jeszcze i pracując na tej ziemi, większe da Bogu zadośćuczynienie za swoje winy i opuszczenia. W takich myślach dusza znajdzie pociechę na to wielkie strapienie swoje i ból swój ukoi, a nadto i wielką zjedna sobie zasługę, dając Panu tak wysoki dowód swojej miłości, iż dla chwały jego ochotnie gotowa cierpieć dłużej i znosić swe wygnanie. Tak postąpi tu sama z sobą, jak by postąpiła z drugim, widząc go w ciężkim strapieniu lub bólu i mówiąc sobie: miej cierpliwość, zdaj siebie w ręce Boga, proś Go, by spełniła się nad tobą wola Jego. Takie zdanie się na wolę Boga, to najlepsza pociecha i najpewniejsza w każdym cierpieniu ucieczka.

13. Niekiedy i diabeł przyczynia się poniekąd do spotęgowania tego pragnienia, jak to uczynił owemu pustelnikowi, o którym, jeśli się nie mylę Kasjan wspomina. Namówił go mianowicie, aby się rzucił do studni, że tym sposobem prędzej Boga zobaczy. Snadź pustelnik ten daleki był od prawdziwej pokory, bo inaczej Bóg nie dozwoliłby, by pobłądził w tak ważnej rzeczy. Gdyby pragnienie to było od Boga, nie popchnęłoby go do złego, pragnienie bowiem takie przynosi z sobą światło, roztropność i miarę, więc niepodobna, by dało powód do grzechu. Ale przeciwnik ten wszelkich, jakich zdoła, używa sposobów, aby nam szkodzić, on nigdy nie śpi, więc my zawsze czuwajmy. Jest to przestroga bardzo ważna i w wielu razach koniecznie potrzeba mieć ją na pamięci; trzeba na przykład skrócić czas modlitwy, choćby się wielkich pociech na niej używało, skoro się spostrzeże, że siły ciała ustają i głowa nadto zmęczona. Roztropność we wszystkim jest bardzo potrzebna.

14. Jak wam się zdaje, córki moje, jaka była moja myśl w tym, że zaczęłam, jak to mówią, od końca i ukazałam wam nagrodę zwycięstwa przed bitwą, opisując wam, jakie jest uszczęśliwienie duszy, gdy dojdzie do tego zdroju niebiańskiego i tę wodę żywą z niego czerpie? Nie co innego tu zamierzałam, jeno to, byście mając przed oczyma ten koniec szczęśliwy, nie zrażały się cierpieniem i przeszkodami, jakie was czekają w drodze, odważnie szły naprzód i nigdy nie ustawały. Bo mogłoby się wam zdarzyć – jak mówiłam – że doszedłszy już prawie do samego źródła i mając wodę już tak blisko, że dość byłoby nachylić się i czerpać, porzuciłybyście wszystko i straciłybyście takie wielkie dobro przez myśl, że sił wam nie starczy do końca i że nie dla was to szczęście.

15. Wiedzcie o tym, że Pan wzywa wszystkich, a że jest Prawdą samą, więc wątpić o tym niepodobna. Gdyby ta uczta nie była dla wszystkich, nie wzywałby wszystkich, nie mówiłby do wszystkich: “Ja wam dam pić”. Mógłby powiedzieć: “Pójdźcie wszyscy, żaden na tym nie straci, że przyjdzie, a tej wody mojej dam nie wszystkim, jeno komu zechcę”, ale gdy żadnych nie kładzie zastrzeżeń, gdy bezwarunkowo, jak “wszystkich” wzywa, tak i wszystkim obiecuje tę wodę, więc rzecz to dla mnie pewna i niezawodna, że każdy, kto pragnie, byleby nie ustał w drodze, trafi do tego źródła i tę wodę żywą otrzyma.

Niechaj Pan w boskiej łaskawości swojej, jak nam obiecał tę wodę, tak da nam i łaski, abyśmy jej należycie szukali.