O różnicy, jaka zachodzi pomiędzy doskonałością życia tych, co oddają się kontemplacji, a tymi, co się oddają modlitwie myślnej. – Zdarza się czasem, że Bóg podnosi duszę niedoskonałą do kontemplacji, i jakie są tego powody. – Rozdział ten jest bardzo ważny i wiele zależy na zrozumieniu go należytym.
1. Nie sądźcie, by wszystko co dotąd powiedziałam, było zbyteczne. Wszystko to wstęp i przygotowanie do tego, o czym dalej mam mówić; ustawiam dopiero, że tak powiem, figury na szachownicy, nim rozpocznę grę. Chciałyście, bym wam wyłożyła początek i źródło modlitwy kontemplacyjnej, więc go macie. Mnie Bóg do tego początku nie podniósł; tych cnót, o których mówiłam, nie masz we mnie ani początku; ale modlitwy kontemplacyjnej początku innego nie znam. Rzecz pewna, że kto nie umie ustawić figur do szachów; ten i grać w nie nie umie; kto nie potrafi dać szacha, ten nie da i mata. Zrobicie mi może wymówkę, czemu wam tu prawię o grze, która nie jest w użyciu u nas i być nie powinna. Otóż widzicie, jaką wam Bóg dał matkę, że takie nawet błahostki umiała i dotąd o nich nie zapomniała. Czasem jednak, jak mówią, wolno grać i w szachy. Jakże daleko bardziej wolno nam zagrać w inną grę, w której, gdy dobrze się wprawimy, rychło tak zamatujemy Króla naszego, że nie będzie mógł i sam nie będzie chciał ujść rąk naszych.
2 Najdzielniej w tym zawojowaniu działa królowa; inne figury i pionki pomagają jej tylko. Nie masz królowej, której by tak łatwo i ochotnie się poddał nasz Król, jak pokora. Ona Go z nieba sprowadziła do łona Dziewicy; przez nią i my z łatwością sprowadzimy Go do dusz naszych. Kto więcej ma pokory, ten, wierzcie, mocniej Go trzyma, kto mniej, ten trzyma Go słabiej. Co do mnie bowiem, nie pojmuję, jak i jaka może być pokora bez miłości i miłość bez pokory; obie zaś te cnoty istnieć nie mogą bez wielkiego wyrzeczenia się wszystkich rzeczy stworzonych.
3. Ale czemu, powiecie, tak szeroko rozwodzę się o cnotach, kiedy tyle jest książek, z których możecie się o nich dowiedzieć, a nic jeszcze nie powiedziałam o kontemplacji, o której żądałyście, bym pisała? – Na to odpowiadam, że gdyby wam chodziło o rozmyślanie, mogłabym mówić o nim bez uprzedniego przygotowania i zalecać je wszystkim, takim nawet, którzy jeszcze żadnych cnót nie posiadają, bo rozmyślanie właśnie jest podstawą i pierwszym warunkiem do nabycia wszelkich cnót. Na nim dla każdego chrześcijanina polega życie wewnętrzne, i nie ma grzesznika tak głęboko upadłego, który by, skoro go Bóg do tego wielkiego dobra pobudzi, nie powinien chwycić się go i nigdy nie opuszczać, jak o tym szerzej pisałam na innym miejscu, i jak o tym pisało wielu innych, którzy wiedzą, co piszą, bo ja, rzecz pewna, że nie wiem. Bóg to wie.
4. Ale kontemplacja, córki moje, to inna rzecz. W tym jest pospolicie błąd nasz, że gdy kto już na to się zdobędzie, że co dzień jakąś chwilę zastanawia się nad grzechami swoimi (co jest powinnością każdego, kto nie chce być z imienia tylko chrześcijaninem), zaraz takiego poczytujemy za człowieka wysoko kontemplacyjnego i żądamy od niego, i on sam żąda od siebie takich wielkich cnót, jakie posiadać powinna dusza blisko już przez kontemplację z Bogiem złączona. Ale myli się taki; chce grać, a nie umie figur ustawić na szachownicy: zdaje mu się, że skoro zna pojedyncze figury, już potrafi dać mata. To niepodobna, bo ten Król temu tylko się poddaje, kto cały odda się Jemu.
5. Jeśli więc chcecie, córki moje, bym wam opisała drogę, którą się dochodzi do kontemplacji, wybaczcie, że pierwej zatrzymałam się nieco dłużej nad rzeczami, które może wam się wydadzą mniej ważne. W rzeczy samej, wszystkie te uwagi, które powyżej podałam, są bardzo ważne, i jeślibyście nie chciały ich słuchać ani postępowania waszego do nich zastosować, znaczyłoby to, że chcecie całe życie pozostać przy waszej modlitwie myślnej, bo upewniam was i każdego, kogo to obchodzić może, że inną drogą, niż ta, którą wam wskazuję, nigdy nie dojdziecie do prawdziwej kontemplacji (takie przynajmniej jest przekonanie moje, oparte na dwudziestoletnim, własnym doświadczeniu, choć może być, że się mylę).
6. Chcę wam teraz objaśnić – bo może nie wszystkie dobrze to rozumieją – co to jest modlitwa myślna. Dałby Bóg, byśmy choć tę modlitwę tak dokładnie i doskonale odprawiały, jak by należało. Ale obawiam się, by nie było przeciwnie, bo i ta modlitwa z wielką przychodzi nam trudnością, jeśli nie staramy, się o nabycie cnót, choćby nie tak wysokich, jak ich wymaga kontemplacja. Powtarzam, że Król chwały nie przyjdzie do nas – i z duszą naszą się nie złączy – jeśli nie dążymy ze wszystkich sił naszych do nabycia wielkich cnót. Chcę to dokładniej objaśnić, aby się nie zdawało, że powiedziałam nieprawdę; bo gdybyście mnie w jednej rzeczy schwytały na kłamstwie, już byście mi nie uwierzyły w żadnej, i słusznie, o ile bym je powiedziała świadomie. Ale tego Bóg nie dopuści; jeśli kiedy powiem co niezgodnego z prawdą, będzie to dlatego tylko, że lepiej nie rozumiałam i lepiej powiedzieć nie umiałam.
Zdarza się więc nieraz, że Pan duszę bardzo niecnotliwą od razu podnosi do stanu kontemplacji, aby ją tym sposobem wyrwać z rąk szatana.
7. O, Panie mój, ileż to razy my Cię do tego przywodzimy, że musisz o nas z diabłem walczyć! Czy mało tego jeszcze, że raz, chcąc nas nauczyć, jak go zwyciężać mamy, pozwoliłeś mu wziąć Cię w ręce swoje i postawić na ganku kościelnym? O, jaki to widok, córki! Boskie ono Słońce w tak bliskiej styczności z ciemnościami! I jaki to strach musiał wonczas ogarnąć tego nieszczęśliwego! Jak drżał, trzymając na rękach swoich Syna Bożego, choć sam nie wiedział czemu, bo mu Pan nie dopuścił przeniknąć tej tajemnicy! Niech będzie błogosławiona taka nieogarniona dobroć i miłosierdzie Jego! Ale jaki to wstyd, powtarzam, byłby dla nas chrześcijan, gdybyśmy Go na każdy dzień zmuszali do potykania się o nas z tą sprośną bestią piekielną! Zaiste, potrzeba było na pokonanie jej tak mocnych ramion, jak Twoje, Panie! Ale jakże Ci one nie omdlały w tych strasznych mękach, które wycierpiałeś na krzyżu? Snadź sprawiła to miłość Twoja. O jakże cudownie miłość ta sama naprawia i leczy wszystkie bóle dla niej poniesione! Gdyby nie to, że chciałeś za nas umrzeć, ta sama miłość, którą nas umiłowałeś, byłaby, pewna tego jestem, własną mocą swoją, bez żadnych leków, uzdrowiła wszystkie Twe rany. O Boże mój, ileż cierpię nad tym, że tę miłość Twoją tylu zatraca w nędznych ziemskich rzeczach! Gdyby dusza wiedziała, że tylko przez nią może być uleczona, jakżeby pragnęła i szukała tego namaszczenia miłości!
8. Wracając do tego, o czym mówiłam, sądzę, że są dusze, o których Pan wie, że tym sposobem pociągnie je do siebie. Widząc je w stanie zatracenia, nie chce, by w nim zostały, więc chociaż są grzeszne i cnót pozbawione, udziela im łask i darów swoich, by obudzić w nich dobre pragnienia, czasem nawet podnosi je do kontemplacji. A czyni to dla doświadczenia duszy, czy taką łaską zagrzana, zechce uczynić siebie sposobną do cieszenia się częściej i obficiej jeszcze boskimi darami i nawiedzeniami Jego. Jeśliby tego nie chciała, niech wybaczy, że powiem jej – albo Ty raczej, Panie, wybacz jej to, co powiem – że jest to rzeczą straszną, byś Ty raczył ją tak łaskawie uprzedzać, a ona by potem odwróciła się do rzeczy tej ziemi i do nich się przywiązywała.
9. Mam to przekonanie, że wielu jest takich, z którymi Bóg, Pan nasz, podobną próbę robi, ale mało takich, którzy by chcieli starać się o takie przysposobienie siebie, iżby nadal mogli się cieszyć tą łaską Jego; bo komu raz Pan użyczy tej łaski, temu, pewna tego jestem, nie przestaje użyczać jej i dalej, aż go doprowadzi do bardzo wysokiej świętości. Lecz gdy my nie oddajemy się Boskiemu Majestatowi Jego tak zupełnie, jak On nam oddaje siebie, zostawia nas w modlitwie myślnej i niekiedy tylko nawiedza nas, jak robotników pracujących w Jego winnicy. Tamci, przeciwnie, z zupełnym wyrzeczeniem się siebie Jemu oddani, to synowie Jego najmilsi, których nigdy ani na chwilę nie chciałby opuścić i nie puszcza ich od boku swego, jak i oni nie chcą ani na chwilę oddalić się od Niego. Tych sadza u stołu swego i własne potrawy swoje zastawia im, jakoby od ust sobie odejmując karmi ich tym, co sam pożywa.
10. O, jakże to troskliwa pieczołowitość Boga nad swoimi, siostry moje! O błogosławione wyrzeczenie się rzeczy tak małych, tak marnych, które nas do takiej wysokiej czci podnosi! Pomyślcie, co wam, tak spoczywającym w objęciach Boga, może zaszkodzić, choćby cały świat was obwiniał? On dosyć jest potężny, by was obronić. Pomyślał tylko, aby stał się świat, i stał się świat; wola Jego jest czynem. Nie bójcie się więc, nie dopuści On, by was krzywdzono, chyba gdy widzi w tym dobro wasze; nie jest skąpa miłość Jego dla tych, którzy Go miłują. Czemuż więc my, córki moje, nie miałybyśmy Go miłować i miłości naszej Mu okazywać, ile zdołamy? Patrzcie, jaka to wdzięczna zamiana; miłość Jego za miłość naszą! On wszystko może, my tu nic nie możemy, jeno to tylko, co On sprawi abyśmy mogły. I cóż to ostatecznie my czynimy dla Ciebie, Panie, któryś nas uczynił? Jedno maluczkie postanowienie służenia Tobie, jedno nic. Ale gdy Pan w nieskończonej dobroci swojej żąda tego nic, abyśmy przez nie zasłużyły i otrzymały wszystko, nie bądźmyż tak niemądre, byśmy Mu miały odmówić.
11. O, Panie! z tego wszystko zło w nas pochodzi, że nie trzymamy oczu utkwionych w Ciebie! Gdybyśmy na nic innego nie zważały, jeno na drogę, prędko doszłybyśmy do celu. A tak, po tysiąc razy upadamy i potykamy się, i błąkamy się, bo nie patrzymy na drogę prawdziwą, którą Ty sam jesteś. Myślałby kto, że nikt jeszcze nigdy tą drogą nie chodził, tak nam się wydaje nowa. Żal się, Boże, jakie czasem są dusze!
Lada małe upokorzenie wydaje się tam rzeczą nieznośną, a gdy im zrobić u wagę, że należałoby przyjąć to z pokorą i cierpliwością, zaraz odpowiadają: nie jesteśmy święci.
12. Nie daj Boże, siostry, byśmy, gdy zdarzy się nam popełnić jakąś niedoskonałość, w taki sposób się tłumaczyły i mówiły: “nie jesteśmy aniołami”, “nie jesteśmy świętymi”. Prawda, że nie jesteśmy, ale nikt nam nie broni i powinnyśmy, bo to będzie dla nas bardzo pożyteczne, myśleć sobie i być przekonane, że gdy szczerze będziemy się starały, Bóg nam dopomoże zostać świętymi. Nie bójcie się, by z Jego strony zabrakło łaski, byleby z waszej strony nie zabrakło szczerej woli. A ponieważ po to tylko tu przyszłyśmy, więc przyłóżmyż rękę do dzieła. Niech nie będzie rzeczy tak wzniosłej i doskonałej, na którą byśmy się w służbie Pana nie odważyły, z ufnością, że za łaską Jego wzbijemy się na tę wysokość. Taka święta zuchwałość, pragnęłabym, by zawsze panowała w tym domu; przez nią rośnie pokora, przez nią przybywa odwagi, a to zapewnia pomoc Bożą, bo Bóg daje łaskę duszom mężnym i nie zważa na osobę człowieka.
13. Daleko odeszłam od przedmiotu. Wracam teraz do tego, o czym mówić miałam, i postaram się wyjaśnić wam, co to jest modlitwa myślna, a co kontemplacja. Zapewne, że niewłaściwość popełniam, na taki przedmiot się porywając, ale piszę dla córek, więc mi to ujdzie. Może też w prostaczym stylu moim rzecz jaśniej wam się przedstawi, niż gdyby wam ją opisywało pióro wytworniejsze. Niech mi Pan w tym dopomoże, amen.
O różnicy, jaka zachodzi pomiędzy doskonałością życia tych, co oddają się kontemplacji, a tymi, co się oddają modlitwie myślnej. – Zdarza się czasem, że Bóg podnosi duszę niedoskonałą do kontemplacji, i jakie są tego powody. – Rozdział ten jest bardzo ważny i wiele zależy na zrozumieniu go należytym.
1. Nie sądźcie, by wszystko co dotąd powiedziałam, było zbyteczne. Wszystko to wstęp i przygotowanie do tego, o czym dalej mam mówić; ustawiam dopiero, że tak powiem, figury na szachownicy, nim rozpocznę grę. Chciałyście, bym wam wyłożyła początek i źródło modlitwy kontemplacyjnej, więc go macie. Mnie Bóg do tego początku nie podniósł; tych cnót, o których mówiłam, nie masz we mnie ani początku; ale modlitwy kontemplacyjnej początku innego nie znam. Rzecz pewna, że kto nie umie ustawić figur do szachów; ten i grać w nie nie umie; kto nie potrafi dać szacha, ten nie da i mata. Zrobicie mi może wymówkę, czemu wam tu prawię o grze, która nie jest w użyciu u nas i być nie powinna. Otóż widzicie, jaką wam Bóg dał matkę, że takie nawet błahostki umiała i dotąd o nich nie zapomniała. Czasem jednak, jak mówią, wolno grać i w szachy. Jakże daleko bardziej wolno nam zagrać w inną grę, w której, gdy dobrze się wprawimy, rychło tak zamatujemy Króla naszego, że nie będzie mógł i sam nie będzie chciał ujść rąk naszych.
2 Najdzielniej w tym zawojowaniu działa królowa; inne figury i pionki pomagają jej tylko. Nie masz królowej, której by tak łatwo i ochotnie się poddał nasz Król, jak pokora. Ona Go z nieba sprowadziła do łona Dziewicy; przez nią i my z łatwością sprowadzimy Go do dusz naszych. Kto więcej ma pokory, ten, wierzcie, mocniej Go trzyma, kto mniej, ten trzyma Go słabiej. Co do mnie bowiem, nie pojmuję, jak i jaka może być pokora bez miłości i miłość bez pokory; obie zaś te cnoty istnieć nie mogą bez wielkiego wyrzeczenia się wszystkich rzeczy stworzonych.
3. Ale czemu, powiecie, tak szeroko rozwodzę się o cnotach, kiedy tyle jest książek, z których możecie się o nich dowiedzieć, a nic jeszcze nie powiedziałam o kontemplacji, o której żądałyście, bym pisała? – Na to odpowiadam, że gdyby wam chodziło o rozmyślanie, mogłabym mówić o nim bez uprzedniego przygotowania i zalecać je wszystkim, takim nawet, którzy jeszcze żadnych cnót nie posiadają, bo rozmyślanie właśnie jest podstawą i pierwszym warunkiem do nabycia wszelkich cnót. Na nim dla każdego chrześcijanina polega życie wewnętrzne, i nie ma grzesznika tak głęboko upadłego, który by, skoro go Bóg do tego wielkiego dobra pobudzi, nie powinien chwycić się go i nigdy nie opuszczać, jak o tym szerzej pisałam na innym miejscu, i jak o tym pisało wielu innych, którzy wiedzą, co piszą, bo ja, rzecz pewna, że nie wiem. Bóg to wie.
4. Ale kontemplacja, córki moje, to inna rzecz. W tym jest pospolicie błąd nasz, że gdy kto już na to się zdobędzie, że co dzień jakąś chwilę zastanawia się nad grzechami swoimi (co jest powinnością każdego, kto nie chce być z imienia tylko chrześcijaninem), zaraz takiego poczytujemy za człowieka wysoko kontemplacyjnego i żądamy od niego, i on sam żąda od siebie takich wielkich cnót, jakie posiadać powinna dusza blisko już przez kontemplację z Bogiem złączona. Ale myli się taki; chce grać, a nie umie figur ustawić na szachownicy: zdaje mu się, że skoro zna pojedyncze figury, już potrafi dać mata. To niepodobna, bo ten Król temu tylko się poddaje, kto cały odda się Jemu.
5. Jeśli więc chcecie, córki moje, bym wam opisała drogę, którą się dochodzi do kontemplacji, wybaczcie, że pierwej zatrzymałam się nieco dłużej nad rzeczami, które może wam się wydadzą mniej ważne. W rzeczy samej, wszystkie te uwagi, które powyżej podałam, są bardzo ważne, i jeślibyście nie chciały ich słuchać ani postępowania waszego do nich zastosować, znaczyłoby to, że chcecie całe życie pozostać przy waszej modlitwie myślnej, bo upewniam was i każdego, kogo to obchodzić może, że inną drogą, niż ta, którą wam wskazuję, nigdy nie dojdziecie do prawdziwej kontemplacji (takie przynajmniej jest przekonanie moje, oparte na dwudziestoletnim, własnym doświadczeniu, choć może być, że się mylę).
6. Chcę wam teraz objaśnić – bo może nie wszystkie dobrze to rozumieją – co to jest modlitwa myślna. Dałby Bóg, byśmy choć tę modlitwę tak dokładnie i doskonale odprawiały, jak by należało. Ale obawiam się, by nie było przeciwnie, bo i ta modlitwa z wielką przychodzi nam trudnością, jeśli nie staramy, się o nabycie cnót, choćby nie tak wysokich, jak ich wymaga kontemplacja. Powtarzam, że Król chwały nie przyjdzie do nas – i z duszą naszą się nie złączy – jeśli nie dążymy ze wszystkich sił naszych do nabycia wielkich cnót. Chcę to dokładniej objaśnić, aby się nie zdawało, że powiedziałam nieprawdę; bo gdybyście mnie w jednej rzeczy schwytały na kłamstwie, już byście mi nie uwierzyły w żadnej, i słusznie, o ile bym je powiedziała świadomie. Ale tego Bóg nie dopuści; jeśli kiedy powiem co niezgodnego z prawdą, będzie to dlatego tylko, że lepiej nie rozumiałam i lepiej powiedzieć nie umiałam.
Zdarza się więc nieraz, że Pan duszę bardzo niecnotliwą od razu podnosi do stanu kontemplacji, aby ją tym sposobem wyrwać z rąk szatana.
7. O, Panie mój, ileż to razy my Cię do tego przywodzimy, że musisz o nas z diabłem walczyć! Czy mało tego jeszcze, że raz, chcąc nas nauczyć, jak go zwyciężać mamy, pozwoliłeś mu wziąć Cię w ręce swoje i postawić na ganku kościelnym? O, jaki to widok, córki! Boskie ono Słońce w tak bliskiej styczności z ciemnościami! I jaki to strach musiał wonczas ogarnąć tego nieszczęśliwego! Jak drżał, trzymając na rękach swoich Syna Bożego, choć sam nie wiedział czemu, bo mu Pan nie dopuścił przeniknąć tej tajemnicy! Niech będzie błogosławiona taka nieogarniona dobroć i miłosierdzie Jego! Ale jaki to wstyd, powtarzam, byłby dla nas chrześcijan, gdybyśmy Go na każdy dzień zmuszali do potykania się o nas z tą sprośną bestią piekielną! Zaiste, potrzeba było na pokonanie jej tak mocnych ramion, jak Twoje, Panie! Ale jakże Ci one nie omdlały w tych strasznych mękach, które wycierpiałeś na krzyżu? Snadź sprawiła to miłość Twoja. O jakże cudownie miłość ta sama naprawia i leczy wszystkie bóle dla niej poniesione! Gdyby nie to, że chciałeś za nas umrzeć, ta sama miłość, którą nas umiłowałeś, byłaby, pewna tego jestem, własną mocą swoją, bez żadnych leków, uzdrowiła wszystkie Twe rany. O Boże mój, ileż cierpię nad tym, że tę miłość Twoją tylu zatraca w nędznych ziemskich rzeczach! Gdyby dusza wiedziała, że tylko przez nią może być uleczona, jakżeby pragnęła i szukała tego namaszczenia miłości!
8. Wracając do tego, o czym mówiłam, sądzę, że są dusze, o których Pan wie, że tym sposobem pociągnie je do siebie. Widząc je w stanie zatracenia, nie chce, by w nim zostały, więc chociaż są grzeszne i cnót pozbawione, udziela im łask i darów swoich, by obudzić w nich dobre pragnienia, czasem nawet podnosi je do kontemplacji. A czyni to dla doświadczenia duszy, czy taką łaską zagrzana, zechce uczynić siebie sposobną do cieszenia się częściej i obficiej jeszcze boskimi darami i nawiedzeniami Jego. Jeśliby tego nie chciała, niech wybaczy, że powiem jej – albo Ty raczej, Panie, wybacz jej to, co powiem – że jest to rzeczą straszną, byś Ty raczył ją tak łaskawie uprzedzać, a ona by potem odwróciła się do rzeczy tej ziemi i do nich się przywiązywała.
9. Mam to przekonanie, że wielu jest takich, z którymi Bóg, Pan nasz, podobną próbę robi, ale mało takich, którzy by chcieli starać się o takie przysposobienie siebie, iżby nadal mogli się cieszyć tą łaską Jego; bo komu raz Pan użyczy tej łaski, temu, pewna tego jestem, nie przestaje użyczać jej i dalej, aż go doprowadzi do bardzo wysokiej świętości. Lecz gdy my nie oddajemy się Boskiemu Majestatowi Jego tak zupełnie, jak On nam oddaje siebie, zostawia nas w modlitwie myślnej i niekiedy tylko nawiedza nas, jak robotników pracujących w Jego winnicy. Tamci, przeciwnie, z zupełnym wyrzeczeniem się siebie Jemu oddani, to synowie Jego najmilsi, których nigdy ani na chwilę nie chciałby opuścić i nie puszcza ich od boku swego, jak i oni nie chcą ani na chwilę oddalić się od Niego. Tych sadza u stołu swego i własne potrawy swoje zastawia im, jakoby od ust sobie odejmując karmi ich tym, co sam pożywa.
10. O, jakże to troskliwa pieczołowitość Boga nad swoimi, siostry moje! O błogosławione wyrzeczenie się rzeczy tak małych, tak marnych, które nas do takiej wysokiej czci podnosi! Pomyślcie, co wam, tak spoczywającym w objęciach Boga, może zaszkodzić, choćby cały świat was obwiniał? On dosyć jest potężny, by was obronić. Pomyślał tylko, aby stał się świat, i stał się świat; wola Jego jest czynem. Nie bójcie się więc, nie dopuści On, by was krzywdzono, chyba gdy widzi w tym dobro wasze; nie jest skąpa miłość Jego dla tych, którzy Go miłują. Czemuż więc my, córki moje, nie miałybyśmy Go miłować i miłości naszej Mu okazywać, ile zdołamy? Patrzcie, jaka to wdzięczna zamiana; miłość Jego za miłość naszą! On wszystko może, my tu nic nie możemy, jeno to tylko, co On sprawi abyśmy mogły. I cóż to ostatecznie my czynimy dla Ciebie, Panie, któryś nas uczynił? Jedno maluczkie postanowienie służenia Tobie, jedno nic. Ale gdy Pan w nieskończonej dobroci swojej żąda tego nic, abyśmy przez nie zasłużyły i otrzymały wszystko, nie bądźmyż tak niemądre, byśmy Mu miały odmówić.
11. O, Panie! z tego wszystko zło w nas pochodzi, że nie trzymamy oczu utkwionych w Ciebie! Gdybyśmy na nic innego nie zważały, jeno na drogę, prędko doszłybyśmy do celu. A tak, po tysiąc razy upadamy i potykamy się, i błąkamy się, bo nie patrzymy na drogę prawdziwą, którą Ty sam jesteś. Myślałby kto, że nikt jeszcze nigdy tą drogą nie chodził, tak nam się wydaje nowa. Żal się, Boże, jakie czasem są dusze!
Lada małe upokorzenie wydaje się tam rzeczą nieznośną, a gdy im zrobić u wagę, że należałoby przyjąć to z pokorą i cierpliwością, zaraz odpowiadają: nie jesteśmy święci.
12. Nie daj Boże, siostry, byśmy, gdy zdarzy się nam popełnić jakąś niedoskonałość, w taki sposób się tłumaczyły i mówiły: “nie jesteśmy aniołami”, “nie jesteśmy świętymi”. Prawda, że nie jesteśmy, ale nikt nam nie broni i powinnyśmy, bo to będzie dla nas bardzo pożyteczne, myśleć sobie i być przekonane, że gdy szczerze będziemy się starały, Bóg nam dopomoże zostać świętymi. Nie bójcie się, by z Jego strony zabrakło łaski, byleby z waszej strony nie zabrakło szczerej woli. A ponieważ po to tylko tu przyszłyśmy, więc przyłóżmyż rękę do dzieła. Niech nie będzie rzeczy tak wzniosłej i doskonałej, na którą byśmy się w służbie Pana nie odważyły, z ufnością, że za łaską Jego wzbijemy się na tę wysokość. Taka święta zuchwałość, pragnęłabym, by zawsze panowała w tym domu; przez nią rośnie pokora, przez nią przybywa odwagi, a to zapewnia pomoc Bożą, bo Bóg daje łaskę duszom mężnym i nie zważa na osobę człowieka.
13. Daleko odeszłam od przedmiotu. Wracam teraz do tego, o czym mówić miałam, i postaram się wyjaśnić wam, co to jest modlitwa myślna, a co kontemplacja. Zapewne, że niewłaściwość popełniam, na taki przedmiot się porywając, ale piszę dla córek, więc mi to ujdzie. Może też w prostaczym stylu moim rzecz jaśniej wam się przedstawi, niż gdyby wam ją opisywało pióro wytworniejsze. Niech mi Pan w tym dopomoże, amen.