Mówi dalej o tym samym przedmiocie.
Bardzo zbawienna jest ta prośba zaraz po przyjęciu Najśw. Sakramentu.
1. W tym słowie więc: powszedniego, rozumie się to samo, co zawsze trwającego. I gdy się zastanawiałam, dlaczego Pan po tym słowie: powszedniego, dodał: daj nam dzisiaj, doszłam do przekonania, że On zawsze jest nasz. I jak posiadamy Go tu na ziemi, tak posiądziemy Go i w niebie, jeśli tylko zechcemy zrobić dobry użytek z Jego towarzystwa. Nie w innym bowiem celu On tu mieszka z nami, jeno, aby nas wspomagał, dodawał nam odwagi i wspierał nas w czynieniu onej woli Ojca, o której spełnienie się w nas prosimy, jak to widzieliśmy w poprzedzającej prośbie.
2. W słowie dzisiaj, Pan prosi, jak sądzę, o ten chleb na jeden dzień, to jest na czas trwania świata. Bo rzeczywiście, jest to jakby jeden dzień! Jakie to smutne szczególnie dla tych nieszczęśliwych, którzy sami pracują sobie na zatracenie i którzy nie będą pożywali tego chleba w życiu przyszłym! Nie jest to wina Pana, że się dają zwyciężyć, bo On nie umniejsza ich odwagi aż do końca walki. Nie będą się mogli uniewinnić ani skarżyć przed Ojcem, bo Jego Syn ich nie opuszczał. On zawsze wstawia się za nami i mówi niejako do Ojca: to dzisiaj, Ojcze, prędko się skończy, ten świat trwa jeden tylko dzień; dozwól więc, niech już dzisiaj, przez ten czas niedługi, pozostanę w służbie ludzi, którym Ty mnie darowałeś. A gdy Boski Majestat dał nam Go raz i swoją wolą przysłał na świat, to również zezwolił, by On pozostał z nami, tym więcej, że sam nie chce nas porzucić, ale być z nami na większą chwałę swych przyjaciół, a na udręczenie swych wrogów. Dzięki więc tej prośbie Syna Bożego mamy już zapewniony na zawsze ten chleb najświętszy, tę mannę Boskiego Człowieczeństwa Jego, wszystkie smaki słodkości w sobie mającą, w której zawsze tak Go znajdziemy, jak Go szukać będziemy. Nie ma już obawy – chybabyśmy z własnej winy na to zasłużyli – by dusza nasza umarła z głodu; czegokolwiek by pożądała, jakiekolwiek byłyby potrzeby jej i pragnienia, pożywając tego chleba znajdzie w nim łaskę, pocieszenie i posilenie. Nie masz takiego niedostatku ani ucisku, ani prześladowania, którego by z łatwością nie zniosła, skoro zacznie podzielać Jego boleści.
3. Proście z swym Panem, córki, Ojca Przedwiecznego, by wam dał tego Chleba prawdziwego, by zostawiał przy was Oblubieńca waszego i nie dopuścił, byście miały żyć bez Niego, na tym wygnaniu. Dość już tego umartwienia, że posiadając Go tu tak głęboko ukrytego pod postaciami sakramentalnymi, nie możemy Go oglądać jakim jest; dla duszy, nie znającej innej prócz Niego miłości i pociechy, jest to męka rzeczywista. Błagajcież Go, by przynajmniej was nie opuszczał i dusze wasze zawsze utrzymywał w takim przygotowaniu, jakiego wymaga godne Jego przyjęcie.
4. O inny zaś chleb ziemski już się nie troszczcie, skoro raz z całego serca zdałyście się na wolę Bożą; Nie troszczcie się, mówię, w czasie modlitwy, w którym macie do uproszenia rzeczy ważniejsze. Dosyć macie kiedy indziej czasu, by się starać i pracować na chleb powszedni. Ale przy tej pracy o chleb codzienny nie zaprzątajcie zbytnio myśli waszych; niechaj ciało pracuje na swoje utrzymanie, ale dusza niech odpoczywa. Zostawcie troskę o jej pokarm Oblubieńcowi waszemu – jak to wam mówiłam – bo On o niej zapomni.
5. Podobny jest wasz stosunek do Niego, jak gdy sługa przystanie do kogo na służbę; stara się on spełnić wolę pana swego we wszystkim, a pan za to, dopóki go ma w domu i na służbie swojej, obowiązany jest dawać mu pożywienie, chyba że byłby tak ubogi, iżby sam nie miał co jeść. Tego wy się obawiać nie potrzebujecie, bo Pan wasz jest i zawsze będzie wszechmogący. Otóż, co by to było, gdyby ten sługa chciał co dzień upominać się o jedzenie dla siebie, choć wie, że pan sam, jak to jest jego rzeczą, o tym będzie pamiętał? Czy nie byłoby to co najmniej traceniem słów na próżno i czy niesłusznie pan odpowiedziałby mu na te jego naprzykrzania się, że obowiązkiem sługi jest służyć; niech więc pilnuje służby swojej, a niech nie wtrąca się w to, co do pana należy, tym bardziej, że zajmując się ciągle myślą o jedzeniu, zaniedbuje zapewne istotne obowiązki swoje.
A więc, niech o ten chleb ziemski prosi sobie kto chce; my, siostry, prośmy o chleb nasz niebieski i błagajmy Ojca naszego w niebie, aby nas łaską swoją takimi uczynił, jakimi nam być potrzeba, abyśmy mogły godnie przyjmować ten chleb niebieski. Kiedy zaś oczyma ciała nie możemy się cieszyć oglądaniem Jego w tym głębokim ukryciu, jakim zasłania przed nami boską obecność swoją, niechże przynajmniej objawi siebie oczom duszy naszej i da nam poznać, że On jest pokarmem pełnym słodyczy i pociechy i że On utrzymuje życie.
6. Czy sądzicie, siostry, że ten wielki sakrament, to boskie lekarstwo na wszelkie niemoce, nie jest także i dla ciała pokarmem i lekarstwem? Wiem z pewnością, że jest, bo znam pewną osobę, która podlegała ciężkim słabościom i często cierpiała srogie boleści, a za przyjęciem Komunii świętej wszystko to przechodziło, jakby ręką odjął i czuła się zupełnie zdrowa. Zdarzało się to prawie za każdym razem, a cierpienia jej były tak wyraźne i oczywiste, że niepodobna, by je udawać mogła. Wiele innych jeszcze tym podobnych cudownych skutków mogłabym tu wymienić, gdyby była potrzeba, jakie Komunia święta w tej duszy sprawiała. Są to rzeczy dokładniej mi znane i wiem z wszelką pewnością, że żadnego w tym nie było kłamstwa. Prawda, że Pan Bóg dał jej tak żywą wiarę, że gdy nieraz słyszała, jak inni wyrażali swe pragnienie, by im było dano żyć w tych czasach, kiedy Chrystus Pan żył na tej ziemi, ona uśmiechała się na to, gdyż mając Pana w Najświętszym Sakramencie równie prawdziwie, jak za śmiertelnego życia Jego, z nami mieszkającego, nie pojmowała, czego by tu jeszcze więcej pragnąć można.
7. Wiem także o tej duszy, że przez wiele lat, choć jeszcze nie była zbyt doskonała, w chwili Komunii świętej tak żywo czuła obecność wchodzącego do niej Chrystusa, jak gdyby Go na oczy widziała, a wzbudzając w sobie głęboką wiarę, witała Go, zstępującego do ubogiego domu jej serca i, odrywając się od wszelkich rzeczy zewnętrznych, chroniła się z Nim w swym wnętrzu. Tam zbierała w głębokim skupieniu wszystkie zmysły swoje, aby i one odczuwały to wielkie dobro i nie przeszkadzały duszy w używaniu go. Klęczała i płakała u stóp Pana jak niegdyś Magdalena, tak jakby Go widziała oczyma ciała w domu faryzeusza. A choć nie odczuwała pobożności, to jednak wiara jej mówiła, że tam jej jest dobrze.
8. Bo też chyba ten tylko, kto rozmyślnie chce być ślepy i dobrowolnie pozbawia siebie rozumu, może nie widzieć tej prawdy tak jasnej, że nie jest to tylko przedstawienie sobie w wyobraźni Pana, jak na przykład, gdy Go wyobrażamy sobie na krzyżu czy w innych tajemnicach Jego Męki, ale że On po Komunii prawdziwe mieszka w nas i nie potrzebujemy szukać Go gdzieś daleko. Kiedy więc wiemy o tym, że póki ciepło przyrodzone w ciele naszym nie strawi postaci sakramentalnych, Jezus najsłodszy jest z nami, nie traćmy tych chwil tak drogich i jak najbliżej starajmy się z Nim połączyć. Jeśli za życia Jego na tej ziemi samo dotknięcie szaty Jego uzdrawiało chorych, któż może wątpić o tym, że jeśli jeno mamy wiarę, On będzie cuda czynił w nas i za to, żeśmy Go przyjęli do domu naszego, da nam wszystko, o cokolwiek byśmy Go prosili? Boski Majestat Jego bowiem nie zwykł skąpo płacić za pobyt swój w gospodzie naszej, jeśli jeno dobre w niej znajdzie przyjęcie.
9. Jeśli zaś ubolewacie nad tym, że nie możecie oglądać Go oczyma ciała, zważcie, że co innego było patrzeć nań, gdy w śmiertelnym ciele mieszkał na świecie, a co innego byłoby oglądać Go, jakim jest teraz uwielbiony w swej chwale niebieskiej. Gdyby nam tu ukazał na oczy tę chwałę swoją, żaden człowiek w nędzy ciała śmiertelnego nie wytrzymałby tego widoku; samże świat nie miałby już po co istnieć i nikt by już nie chciał mieszkać na nim, bo każdy, wobec objawienia tej Prawdy Przedwiecznej, widziałby jasno całą nicość i fałsz tych rzeczy, które tu za coś poczytujemy. Jakże więc, wobec odkrytego Majestatu Jego, nędzna taka grzesznica, jak ja, któram Go tak często obrażała, śmiałaby tak blisko doń przystąpić? Ale pod tą postacią chleba czyni siebie dla nas przystępnym, na podobieństwo monarchy, który pod cudzym przebraniem ukrył królewski majestat, chcąc przez to ośmielić poddanych swoich do większej z Nim poufałości, upoważniając ich przez to do swobodniejszego z Nim się obchodzenia. Bez tego Jego ukrycia kto odważyłby się przystąpić do Niego, widząc siebie tak oziębłym, tak niegodnym i tylu niedoskonałościami obarczonym?
10. O, jakże sami nie wiemy, czego żądamy! O ileż lepiej od nas Boska Mądrość Jego zna potrzeby nasze! Bo pod tą osłoną, która Go ukrywa, objawia On siebie każdemu, kto zechce wykorzystać Jego obecność, i choć dla oczu ciała jest niewidoczny, to przecie czyni siebie widocznym dla duszy, bądź przez zapalanie jej wielką żarliwością, bądź innymi drogami. Nie bójcie się więc, by jakkolwiek ukryty dla zmysłów, trzymał się w ukryciu przed tymi, którzy Go miłują; wy tylko wielkim i ochotnym sercem do Niego się garnijcie i przy Nim trwajcie. Zważcie, że te chwile po Komunii świętej jest to czas, w którym dusza może zebrać zyski niezmierzone. Jeśli posłuszeństwo zaraz po Komunii zawoła was do innego obowiązku, idźcie, ale starajcie się, by dusza wasza pozostała z Panem. Bo jeśli przyjąwszy Go do serca, zaraz pozwalacie myślom waszym odbiegać gdzie indziej i mało zważacie na obecność Jego w was, jakże On ma dać wam siebie poznać? To jest czas najstosowniejszy, by nas nauczał nasz Mistrz, byśmy Go słuchali, całowali Jego stopy z wdzięczności za nauki Jego i prosili Go, by nas nigdy nie opuszczał.
11. Jakiż byłby to nierozum, gdybyście po Komunii świętej mając w sobie nie martwe wyobrażenie, ale samąż żyjącą Osobę Pana, od Niego się odwróciły, a poszły modlić się przed obrazem? Byłoby to taką niedorzecznością, jak gdyby ktoś, mając u siebie wizerunek osoby mu drogiej, w chwili gdy taż osoba sama go odwiedza, nie chciał z nią mówić, a wolałby gadać do wizerunku. Co innego, gdy ta osoba jest nieobecna, wtedy taki sposób przywoływania jej niejako wpatrywaniem się w jej wizerunek, dobry jest i pożyteczny. Wielka to dla mnie rozkosz i niewypowiedziana pociecha, zwłaszcza w chwilach oschłości i opustoszenia wewnętrznego, patrzyć na wyobrażenie kogoś, o kim wiemy, że nas kocha. Bo i jakiż może być przedmiot świętszy i słodszy dla oczu? Nieszczęśni zaprawdę ci heretycy, którzy prócz tylu innych łask i dobrodziejstw Bożych i tej tak wielkiej pociechy samochcący siebie pozbawili!
12. Gdy przyjąwszy Komunię świętą, macie Pana samego we własnej Osobie w duszy waszej, starajcie się wtedy zamknąć oczy ciała, a otworzyć oczy duszy i patrzyć na Niego, jako mieszka w pośrodku serca waszego. Mówiłam wam już i powtarzam, i po wiele razy jeszcze powtarzać będę, że jeśli nauczycie się tego świętego obyczaju trzymania się przy Panu, zawsze, ile razy Go w Komunii przyjmiecie i postaracie się tak mieć czyste sumienie – by wolno wam było często tym najświętszym darem się cieszyć – bądźcie pewne, że Boski Oblubieniec nie przyjdzie do was tak ukryty, by wam w jakiś sposób nie objawił siebie, stosownie do gorącości pożądania, z jakim Go pragniecie oglądać. Owszem, nawet do tego stopnia może uróść pragnienie wasze, iż się wam ukaże bez zasłony.
13. Ale jeśli przyjąwszy Go, nie zważacie na Jego obecność i tak blisko siebie Go mając, myśli wasze zwracacie na szukanie Go gdzie indziej albo na szukanie rzeczy poziomych – cóż On ma czynić? Czy może siłą ma ciągnąć was, abyście na Niego patrzyły, czy gwałtem ma przytrzymywać was, abyście od Niego nie odchodziły, aby wam mógł objawić siebie? Tego nie uczyni. Raz jawnie ukazał się ludziom i wyraźnie im oznajmił, kim jest; a wiadomo, jak ludzie Go przyjęli i jak się z Nim obeszli, i jak mało ich uwierzyło w Niego. Dość tego miłosierdzia, które czyni wszystkim, że oznajmia im i żąda od nich, by wierzyli, iż prawdziwie jest obecny w Najświętszym Sakramencie. Ale żeby komu jawnie bez zasłony ukazał siebie i dopuścił go do uczestnictwa w wielmożnościach swoich i użyczył mu skarbów swoich, tego uczynić nie zechce, jeno takim, o których wie, że żarliwie Go pragną, bo ci tylko są prawdziwymi przyjaciółmi Jego. Zapewniam was, że kto waży się przystąpić do Niego, nie uczyniwszy wpierw wszystkiego, co jest w jego mocy, aby Go przyjął jak zdoła najgodniej, ten, jakkolwiek by się Panu naprzykrzał, niech się nie spodziewa łaski ujrzenia obecności Jego. Ale pewno też taki nie będzie pragnął tej łaski, bo ciężko mu i godzinę raz na rok wytrzymać w kościele dla spełnienia przykazania o Komunii wielkanocnej, a potem czym prędzej ucieka do domu, opuszczając Pana. I tak, zajętemu myślami i sprawami światowymi, które go pochłaniają, pilno mu jak najprędzej pozbyć się Pana z domu swego.
Mówi dalej o tym samym przedmiocie.
Bardzo zbawienna jest ta prośba zaraz po przyjęciu Najśw. Sakramentu.
1. W tym słowie więc: powszedniego, rozumie się to samo, co zawsze trwającego. I gdy się zastanawiałam, dlaczego Pan po tym słowie: powszedniego, dodał: daj nam dzisiaj, doszłam do przekonania, że On zawsze jest nasz. I jak posiadamy Go tu na ziemi, tak posiądziemy Go i w niebie, jeśli tylko zechcemy zrobić dobry użytek z Jego towarzystwa. Nie w innym bowiem celu On tu mieszka z nami, jeno, aby nas wspomagał, dodawał nam odwagi i wspierał nas w czynieniu onej woli Ojca, o której spełnienie się w nas prosimy, jak to widzieliśmy w poprzedzającej prośbie.
2. W słowie dzisiaj, Pan prosi, jak sądzę, o ten chleb na jeden dzień, to jest na czas trwania świata. Bo rzeczywiście, jest to jakby jeden dzień! Jakie to smutne szczególnie dla tych nieszczęśliwych, którzy sami pracują sobie na zatracenie i którzy nie będą pożywali tego chleba w życiu przyszłym! Nie jest to wina Pana, że się dają zwyciężyć, bo On nie umniejsza ich odwagi aż do końca walki. Nie będą się mogli uniewinnić ani skarżyć przed Ojcem, bo Jego Syn ich nie opuszczał. On zawsze wstawia się za nami i mówi niejako do Ojca: to dzisiaj, Ojcze, prędko się skończy, ten świat trwa jeden tylko dzień; dozwól więc, niech już dzisiaj, przez ten czas niedługi, pozostanę w służbie ludzi, którym Ty mnie darowałeś. A gdy Boski Majestat dał nam Go raz i swoją wolą przysłał na świat, to również zezwolił, by On pozostał z nami, tym więcej, że sam nie chce nas porzucić, ale być z nami na większą chwałę swych przyjaciół, a na udręczenie swych wrogów. Dzięki więc tej prośbie Syna Bożego mamy już zapewniony na zawsze ten chleb najświętszy, tę mannę Boskiego Człowieczeństwa Jego, wszystkie smaki słodkości w sobie mającą, w której zawsze tak Go znajdziemy, jak Go szukać będziemy. Nie ma już obawy – chybabyśmy z własnej winy na to zasłużyli – by dusza nasza umarła z głodu; czegokolwiek by pożądała, jakiekolwiek byłyby potrzeby jej i pragnienia, pożywając tego chleba znajdzie w nim łaskę, pocieszenie i posilenie. Nie masz takiego niedostatku ani ucisku, ani prześladowania, którego by z łatwością nie zniosła, skoro zacznie podzielać Jego boleści.
3. Proście z swym Panem, córki, Ojca Przedwiecznego, by wam dał tego Chleba prawdziwego, by zostawiał przy was Oblubieńca waszego i nie dopuścił, byście miały żyć bez Niego, na tym wygnaniu. Dość już tego umartwienia, że posiadając Go tu tak głęboko ukrytego pod postaciami sakramentalnymi, nie możemy Go oglądać jakim jest; dla duszy, nie znającej innej prócz Niego miłości i pociechy, jest to męka rzeczywista. Błagajcież Go, by przynajmniej was nie opuszczał i dusze wasze zawsze utrzymywał w takim przygotowaniu, jakiego wymaga godne Jego przyjęcie.
4. O inny zaś chleb ziemski już się nie troszczcie, skoro raz z całego serca zdałyście się na wolę Bożą; Nie troszczcie się, mówię, w czasie modlitwy, w którym macie do uproszenia rzeczy ważniejsze. Dosyć macie kiedy indziej czasu, by się starać i pracować na chleb powszedni. Ale przy tej pracy o chleb codzienny nie zaprzątajcie zbytnio myśli waszych; niechaj ciało pracuje na swoje utrzymanie, ale dusza niech odpoczywa. Zostawcie troskę o jej pokarm Oblubieńcowi waszemu – jak to wam mówiłam – bo On o niej zapomni.
5. Podobny jest wasz stosunek do Niego, jak gdy sługa przystanie do kogo na służbę; stara się on spełnić wolę pana swego we wszystkim, a pan za to, dopóki go ma w domu i na służbie swojej, obowiązany jest dawać mu pożywienie, chyba że byłby tak ubogi, iżby sam nie miał co jeść. Tego wy się obawiać nie potrzebujecie, bo Pan wasz jest i zawsze będzie wszechmogący. Otóż, co by to było, gdyby ten sługa chciał co dzień upominać się o jedzenie dla siebie, choć wie, że pan sam, jak to jest jego rzeczą, o tym będzie pamiętał? Czy nie byłoby to co najmniej traceniem słów na próżno i czy niesłusznie pan odpowiedziałby mu na te jego naprzykrzania się, że obowiązkiem sługi jest służyć; niech więc pilnuje służby swojej, a niech nie wtrąca się w to, co do pana należy, tym bardziej, że zajmując się ciągle myślą o jedzeniu, zaniedbuje zapewne istotne obowiązki swoje.
A więc, niech o ten chleb ziemski prosi sobie kto chce; my, siostry, prośmy o chleb nasz niebieski i błagajmy Ojca naszego w niebie, aby nas łaską swoją takimi uczynił, jakimi nam być potrzeba, abyśmy mogły godnie przyjmować ten chleb niebieski. Kiedy zaś oczyma ciała nie możemy się cieszyć oglądaniem Jego w tym głębokim ukryciu, jakim zasłania przed nami boską obecność swoją, niechże przynajmniej objawi siebie oczom duszy naszej i da nam poznać, że On jest pokarmem pełnym słodyczy i pociechy i że On utrzymuje życie.
6. Czy sądzicie, siostry, że ten wielki sakrament, to boskie lekarstwo na wszelkie niemoce, nie jest także i dla ciała pokarmem i lekarstwem? Wiem z pewnością, że jest, bo znam pewną osobę, która podlegała ciężkim słabościom i często cierpiała srogie boleści, a za przyjęciem Komunii świętej wszystko to przechodziło, jakby ręką odjął i czuła się zupełnie zdrowa. Zdarzało się to prawie za każdym razem, a cierpienia jej były tak wyraźne i oczywiste, że niepodobna, by je udawać mogła. Wiele innych jeszcze tym podobnych cudownych skutków mogłabym tu wymienić, gdyby była potrzeba, jakie Komunia święta w tej duszy sprawiała. Są to rzeczy dokładniej mi znane i wiem z wszelką pewnością, że żadnego w tym nie było kłamstwa. Prawda, że Pan Bóg dał jej tak żywą wiarę, że gdy nieraz słyszała, jak inni wyrażali swe pragnienie, by im było dano żyć w tych czasach, kiedy Chrystus Pan żył na tej ziemi, ona uśmiechała się na to, gdyż mając Pana w Najświętszym Sakramencie równie prawdziwie, jak za śmiertelnego życia Jego, z nami mieszkającego, nie pojmowała, czego by tu jeszcze więcej pragnąć można.
7. Wiem także o tej duszy, że przez wiele lat, choć jeszcze nie była zbyt doskonała, w chwili Komunii świętej tak żywo czuła obecność wchodzącego do niej Chrystusa, jak gdyby Go na oczy widziała, a wzbudzając w sobie głęboką wiarę, witała Go, zstępującego do ubogiego domu jej serca i, odrywając się od wszelkich rzeczy zewnętrznych, chroniła się z Nim w swym wnętrzu. Tam zbierała w głębokim skupieniu wszystkie zmysły swoje, aby i one odczuwały to wielkie dobro i nie przeszkadzały duszy w używaniu go. Klęczała i płakała u stóp Pana jak niegdyś Magdalena, tak jakby Go widziała oczyma ciała w domu faryzeusza. A choć nie odczuwała pobożności, to jednak wiara jej mówiła, że tam jej jest dobrze.
8. Bo też chyba ten tylko, kto rozmyślnie chce być ślepy i dobrowolnie pozbawia siebie rozumu, może nie widzieć tej prawdy tak jasnej, że nie jest to tylko przedstawienie sobie w wyobraźni Pana, jak na przykład, gdy Go wyobrażamy sobie na krzyżu czy w innych tajemnicach Jego Męki, ale że On po Komunii prawdziwe mieszka w nas i nie potrzebujemy szukać Go gdzieś daleko. Kiedy więc wiemy o tym, że póki ciepło przyrodzone w ciele naszym nie strawi postaci sakramentalnych, Jezus najsłodszy jest z nami, nie traćmy tych chwil tak drogich i jak najbliżej starajmy się z Nim połączyć. Jeśli za życia Jego na tej ziemi samo dotknięcie szaty Jego uzdrawiało chorych, któż może wątpić o tym, że jeśli jeno mamy wiarę, On będzie cuda czynił w nas i za to, żeśmy Go przyjęli do domu naszego, da nam wszystko, o cokolwiek byśmy Go prosili? Boski Majestat Jego bowiem nie zwykł skąpo płacić za pobyt swój w gospodzie naszej, jeśli jeno dobre w niej znajdzie przyjęcie.
9. Jeśli zaś ubolewacie nad tym, że nie możecie oglądać Go oczyma ciała, zważcie, że co innego było patrzeć nań, gdy w śmiertelnym ciele mieszkał na świecie, a co innego byłoby oglądać Go, jakim jest teraz uwielbiony w swej chwale niebieskiej. Gdyby nam tu ukazał na oczy tę chwałę swoją, żaden człowiek w nędzy ciała śmiertelnego nie wytrzymałby tego widoku; samże świat nie miałby już po co istnieć i nikt by już nie chciał mieszkać na nim, bo każdy, wobec objawienia tej Prawdy Przedwiecznej, widziałby jasno całą nicość i fałsz tych rzeczy, które tu za coś poczytujemy. Jakże więc, wobec odkrytego Majestatu Jego, nędzna taka grzesznica, jak ja, któram Go tak często obrażała, śmiałaby tak blisko doń przystąpić? Ale pod tą postacią chleba czyni siebie dla nas przystępnym, na podobieństwo monarchy, który pod cudzym przebraniem ukrył królewski majestat, chcąc przez to ośmielić poddanych swoich do większej z Nim poufałości, upoważniając ich przez to do swobodniejszego z Nim się obchodzenia. Bez tego Jego ukrycia kto odważyłby się przystąpić do Niego, widząc siebie tak oziębłym, tak niegodnym i tylu niedoskonałościami obarczonym?
10. O, jakże sami nie wiemy, czego żądamy! O ileż lepiej od nas Boska Mądrość Jego zna potrzeby nasze! Bo pod tą osłoną, która Go ukrywa, objawia On siebie każdemu, kto zechce wykorzystać Jego obecność, i choć dla oczu ciała jest niewidoczny, to przecie czyni siebie widocznym dla duszy, bądź przez zapalanie jej wielką żarliwością, bądź innymi drogami. Nie bójcie się więc, by jakkolwiek ukryty dla zmysłów, trzymał się w ukryciu przed tymi, którzy Go miłują; wy tylko wielkim i ochotnym sercem do Niego się garnijcie i przy Nim trwajcie. Zważcie, że te chwile po Komunii świętej jest to czas, w którym dusza może zebrać zyski niezmierzone. Jeśli posłuszeństwo zaraz po Komunii zawoła was do innego obowiązku, idźcie, ale starajcie się, by dusza wasza pozostała z Panem. Bo jeśli przyjąwszy Go do serca, zaraz pozwalacie myślom waszym odbiegać gdzie indziej i mało zważacie na obecność Jego w was, jakże On ma dać wam siebie poznać? To jest czas najstosowniejszy, by nas nauczał nasz Mistrz, byśmy Go słuchali, całowali Jego stopy z wdzięczności za nauki Jego i prosili Go, by nas nigdy nie opuszczał.
11. Jakiż byłby to nierozum, gdybyście po Komunii świętej mając w sobie nie martwe wyobrażenie, ale samąż żyjącą Osobę Pana, od Niego się odwróciły, a poszły modlić się przed obrazem? Byłoby to taką niedorzecznością, jak gdyby ktoś, mając u siebie wizerunek osoby mu drogiej, w chwili gdy taż osoba sama go odwiedza, nie chciał z nią mówić, a wolałby gadać do wizerunku. Co innego, gdy ta osoba jest nieobecna, wtedy taki sposób przywoływania jej niejako wpatrywaniem się w jej wizerunek, dobry jest i pożyteczny. Wielka to dla mnie rozkosz i niewypowiedziana pociecha, zwłaszcza w chwilach oschłości i opustoszenia wewnętrznego, patrzyć na wyobrażenie kogoś, o kim wiemy, że nas kocha. Bo i jakiż może być przedmiot świętszy i słodszy dla oczu? Nieszczęśni zaprawdę ci heretycy, którzy prócz tylu innych łask i dobrodziejstw Bożych i tej tak wielkiej pociechy samochcący siebie pozbawili!
12. Gdy przyjąwszy Komunię świętą, macie Pana samego we własnej Osobie w duszy waszej, starajcie się wtedy zamknąć oczy ciała, a otworzyć oczy duszy i patrzyć na Niego, jako mieszka w pośrodku serca waszego. Mówiłam wam już i powtarzam, i po wiele razy jeszcze powtarzać będę, że jeśli nauczycie się tego świętego obyczaju trzymania się przy Panu, zawsze, ile razy Go w Komunii przyjmiecie i postaracie się tak mieć czyste sumienie – by wolno wam było często tym najświętszym darem się cieszyć – bądźcie pewne, że Boski Oblubieniec nie przyjdzie do was tak ukryty, by wam w jakiś sposób nie objawił siebie, stosownie do gorącości pożądania, z jakim Go pragniecie oglądać. Owszem, nawet do tego stopnia może uróść pragnienie wasze, iż się wam ukaże bez zasłony.
13. Ale jeśli przyjąwszy Go, nie zważacie na Jego obecność i tak blisko siebie Go mając, myśli wasze zwracacie na szukanie Go gdzie indziej albo na szukanie rzeczy poziomych – cóż On ma czynić? Czy może siłą ma ciągnąć was, abyście na Niego patrzyły, czy gwałtem ma przytrzymywać was, abyście od Niego nie odchodziły, aby wam mógł objawić siebie? Tego nie uczyni. Raz jawnie ukazał się ludziom i wyraźnie im oznajmił, kim jest; a wiadomo, jak ludzie Go przyjęli i jak się z Nim obeszli, i jak mało ich uwierzyło w Niego. Dość tego miłosierdzia, które czyni wszystkim, że oznajmia im i żąda od nich, by wierzyli, iż prawdziwie jest obecny w Najświętszym Sakramencie. Ale żeby komu jawnie bez zasłony ukazał siebie i dopuścił go do uczestnictwa w wielmożnościach swoich i użyczył mu skarbów swoich, tego uczynić nie zechce, jeno takim, o których wie, że żarliwie Go pragną, bo ci tylko są prawdziwymi przyjaciółmi Jego. Zapewniam was, że kto waży się przystąpić do Niego, nie uczyniwszy wpierw wszystkiego, co jest w jego mocy, aby Go przyjął jak zdoła najgodniej, ten, jakkolwiek by się Panu naprzykrzał, niech się nie spodziewa łaski ujrzenia obecności Jego. Ale pewno też taki nie będzie pragnął tej łaski, bo ciężko mu i godzinę raz na rok wytrzymać w kościele dla spełnienia przykazania o Komunii wielkanocnej, a potem czym prędzej ucieka do domu, opuszczając Pana. I tak, zajętemu myślami i sprawami światowymi, które go pochłaniają, pilno mu jak najprędzej pozbyć się Pana z domu swego.