Droga doskonałości - Strona 9 z 44 - Dumanie.pl - blog osobisty | o. Mariusz Wójtowicz OCD

Droga doskonałości

parallax background
fot. rtve.es

 

Rozdział VII



Dalszy ciąg o tym samym przedmiocie miłości duchowej.
Niektóre wskazówki do jej nabycia.

1. Dziwna jest zaiste gorącość tej miłości. Ile ona łez kosztuje, ile pokut i umartwień, ile troski i zmartwienia, ile modlitw i usilnego polecania się modlitwom każdego, kto ją przyczyną swoją do Pana wspomóc może! Jaka radość, gdy w tej duszy, którą miłuje, ujrzy jaki postęp ku lepszemu! Jaka boleść, gdy spostrzeże, że ta dusza ukochana choćby tylko o jeden krok cofnęła się wstecz! Boleść ta niepocieszona zatruwa jej życie, nie może spożyć kęsa chleba, nie może zażyć chwili spoczynku nocnego bez tej troski ciągle ją dręczącej, bez tej trwogi wszędzie jej towarzyszącej, że ta droga dusza zginąć może, że grozi im rozłączenie na wieki. Bo to chwilowe rozłączenie, które sprawia śmierć, niczym jest w jej oczach; ona miłuje w Bogu i dla Boga, więc i w tym, kogo miłuje, nie przywiązuje się do tego, co w nim jest znikomego, co lada powiew wiatru wyrwie jej z ręki, czego, choćby chciała, zatrzymać nie może. Jest to – powtarzam – miłość w najmniejszej mierze dbająca o siebie; o to jedynie dba, by tę duszę, którą kocha, ujrzała bogatą w dobra niebieskie. Taka miłość warta jest zwać się miłością, nie one mizerne miłostki, nie mówię już grzeszne, od których niech nas Bóg uchowa.

2. Nie powinniśmy szczędzić słów na potępienie takiej rzeczy, która piekłem trąci, i nie starczy słów na oddanie najmniejszej cząstki tego zła, jakie taka miłość grzeszna w sobie zawiera. Niech nigdy, siostry, ani wzmianki o niej u nas nie będzie w rozmowach, a tym bardziej w myślach naszych. Nie wspominajcie o tym, że takie rzeczy dzieją się na świecie i nigdy, pod żadnym warunkiem, ani żartem, ani na serio, nie godzi się wam słuchać jakich bądź opowiadań o tym przedmiocie, ani pozwalać na to, by opowiadano w obecności waszej. Żadnego pożytku nie przyniesie słuchanie podobnych rozmów, a może przynieść szkodę. A choćby to była miłość godziwa, jaką tu zobopólnie miłować się możemy, jaka bywa między krewnymi i przyjaciółmi, jeśli nie jest duchowa, ileż sprawia troski. Za lada powodem jesteśmy w trwodze, by nam osoba ukochana nie umarła; gdy ją głowa zaboli, w nas już dusza mdleje; widząc ją w jakim strapieniu, same tracimy z nią cierpliwość i tym podobnie.

3. Jakże inaczej postępuje miłość duchowa. Może i ona w pierwszej chwili z przyrodzonego uczucia zmartwić się cierpieniem osoby ukochanej, ale niebawem rozum przyzywając na pomoc, zastanawia się, czy to cierpienie nie jest z pożytkiem dla jej duszy; w jaki sposób je znosi, czy przez nie nie wzbogaca się w cnotę? Prosi też Boga, aby jej dodawał cierpliwości, aby miała zasługę z tego, co cierpi. A gdy się przekona, że tak jest, wtedy już nie boleje nad nią, ale raczej się cieszy. Wolałaby wprawdzie cierpieć za ukochaną, aby ona nie cierpiała; chciałaby wziąć na siebie wszystko, co ją boli, a jej zostawić tylko wszystką zasługę, lecz gdy to być nie może, nie dręczy się zbytnio i pokoju wewnętrznego nie traci.

4. Jest to, powtarzam, miłość zupełnie bezinteresowna, podobna do tej, jaką nas umiłował Chrystus. Dlatego też ci, którzy dojdą do tego stanu i tego stopnia miłości, tyle wkoło siebie czynią dobrego. Dla siebie tego tylko pragną, by mogli wziąć wszystkie bóle i ciężary drugich, aby ci cieszyli się słodkim owocem pociechy i zasługi, który z nich się rodzi. Stąd też wiele zyskują ci, którzy mają takich przyjaciół, bo prędzej czy później pociągną ich na swoją drogę, gdyż zdążają do jednej krainy jak św. Monika z Augustynem. Tacy nie mogą tego przenieść na sobie, by ci, których kochają, mieli być w czymkolwiek oszukani i by widząc, że w czym błądzą, nie upomnieli ich, jeśli jeno jest nadzieja pożytku z tego upomnienia. Owszem, nieraz i na to nie zważają i idąc jedynie za pragnieniem ujrzenia ich bogatymi w cnotę, nie mogą wytrzymać, by im nie wypowiedzieć, co mają na sercu. O świat, który opuścili, nie troszczą się; czy tam kto służy Bogu, czy nie, o tym nie sądzą; sądzą tylko samych siebie; ale względem tych, których miłują, miłość daje im bystre oko! nic się przed nim nie ukryje, ani pyłek najlżejszy. A jakichże delikatnych podstępów umieją używać, aby skłonić dusze ukochane do otrząśnięcia się z tych pyłów i wad swoich! Toczą niejako z nimi wojnę, której nikt nie widzi i albo je pociągną na drogę cnoty, albo przyjaźń się urwie, bo inaczej być nie może. Dźwigają wtedy nielekki krzyż na swoich barkach.

5. Pragnęłabym, by taka miłość panowała między nami. Zapewne, że miłość ta nie od razu będzie doskonała, ale szczerze do niej dążmy i środków do niej wiodących wiernie używajmy, a Pan ją udoskonali. Choćby w niej było nieco ludzkiej tkliwości, nie będzie z tego szkody, byleby tkliwość ta była jednakowa dla wszystkich. Owszem, dobre jest, nieraz i potrzebne żywsze uczucie miłości; dobrze jest, a nieraz i potrzeba okazać siostrze tkliwe współczucie w chorobie lub jej strapieniu. Zdarza się nieraz, że lada mała rzecz niejedną zaboli, z której druga śmiałaby się tylko i miałaby ją za nic; różne są charaktery, silniejsze i wrażliwsze. Niech więc silniejsza umie okazać współczucie wrażliwszej i niech się jej nie dziwi, a może Pan, oszczędzając nam tego cierpienia, gotuje nam inne, które choć dla nas będzie ciężkie – i samo z siebie jest takie – dla drugich wyda się lekkie. Nie sądźmy więc w takich rzeczach z siebie o drugich; jeśli zaś sądzić chcemy, bierzmy za miarę sądu naszego nie te chwile, w których Pan, może bez żadnej pracy naszej, większej nam siły dodawał, jeno raczej te chwile, kiedy same byłyśmy więcej niedołężne i słabe.

6. Jest to ważna przestroga, o której pamiętając, będziemy umiały okazać współczucie bliźniemu w cierpieniach jego, jakkolwiek by się zdawały małymi. Szczególnie zaś one dusze mężne, o których mówiłam, powinny na to pamiętać. Dusze takie pragną cierpienia, więc każde wydaje się im małe. Potrzeba im zatem mieć przed oczyma dawną słabość swoją, świadczącą o tym, że męstwo, które obecnie w nich jest, nie z nich jest. Inaczej łatwo mógłby szatan wyziębić w nich miłość bliźniego i tak je zaślepić, iżby zdrożną twardość serca dla drugich poczytywały za dowód wysokiej doskonałości We wszystkim potrzeba czuwania i baczności, bo nieprzyjaciel nie śpi; a im która dusza wyżej postąpi w doskonałości, tym pilniej powinna czuwać, bo taką kusiciel, nie śmiejąc nastawać na nią jawnie, tym chytrzej i zdradliwiej podchodzi i jeśliby się nie miała na baczności, wielką jej szkodę wyrządzi. Dlatego, jak Pan nas ostrzega, potrzeba czuwać i modlić się zawsze, bo na odkrycie tych zasadzek złego ducha nie ma skuteczniejszego sposobu nad modlitwę.

7. W tym duchu szczerej miłości bierzcie udział i w rozrywkach sióstr, gdy z nich korzystają w czasie przeznaczonym. Chociaż byście same do tych rozrywek pociągu nie miały, wszakże, gdy z dobrą intencją w nich uczestniczycie, będzie to i aktem cnoty i posłuży do utwierdzenia między wami doskonałej miłości. Wzajemne między wami współczucie jest rzeczą dobrą i chwalebną, ale po warunkiem, że nie przekroczy miary właściwej. A przekraczałoby ją, gdyby w czymkolwiek rozmijało się z posłuszeństwem. Jeśli na przykład rozkaz przełożonej wyda ci się w danym wypadku przesadnie surowy i twardy, jakkolwiek byś w głębi serca czuła i przekonana była, że tak jest, nikomu tego nie okazuj, ale samej tylko przełożonej wyjaw to z pokorą; inaczej postępując, wielkiej mogłabyś narobić szkody. Umiejcie także rozróżniać, kiedy i w czym szczególnie ma się okazywać to współczucie, które jedna dla drugiej mieć powinna. Najwięcej powinno cię boleć, gdy spostrzeżesz w siostrze widoczną jaką wadę czy niedoskonałość; umieć tę wadę cierpliwie znosić i nie objawiać z jej powodu zdziwienia czy zgorszenia, to będzie miłość prawdziwa. Tak samo też drugie postąpią wobec twych wad i niedoskonałości, których ty nie widzisz, choć masz ich wiele. Będziesz więc gorąco tę siostrę polecała Bogu, będziesz ze wszystkich sił twoich starała się spełniać jak najdoskonalej cnotę przeciwną tej wadzie, którą w siostrze widzisz, a ponieważ mieszkacie i żyjecie razem i ona ciągle na ciebie patrzy, niepodobna, by nie zrozumiała tej milczącej nauki, jaką jej przykładem swoim dajesz; lepiej winę swoją zrozumie, niżby tego dokazać zdołały wszelkie upomnienia. Takie oddziaływanie jednych na drugie jest bardzo zbawienne. Ważna to przestroga, o której nie powinnyście zapominać.

8. O, jaka to dobra i prawdziwa miłość, gdy dusza Bogu oddana, bez względu na własny swój pożytek, poświęca się cała dla dobra sióstr wszystkich, usiłując coraz wyższy czynić postęp we wszelkich cnotach i z wiernością doskonałą zachować Regułę! Taka miłość w czynie nierównie więcej warta niż wszelkie czułości i słowa pieszczotliwe, które choć powszechnie przyjęte na świecie, tu w tym domu naszym nie są w użyciu i nigdy być nie powinny, jako to: “moje serce, moje życie, mój skarbie”, i inne tym podobne. Czułości takie zachowujcie do rozmowy z Panem, z którym tyle razy na dzień, w zupełnej samotności, dano wam jest obcować. Tak mogą one być potrzebne i z pożytkiem możecie ich używać, skoro Jego Boski Majestat raczy je łaskawie przyjmować; pospolitowane zaś w powszednim użyciu, straciłyby swą świeżość i siłę i już by wam tak skutecznie serca nie rozgrzewały na rozmowie z Bogiem. Takie czułości to rzecz niewieścia, a ja chciałabym, by siostry moje nie okazywały się niewiastami, ale by były jak mężowie odważne. I jeśli ze swej strony uczynią, co mogą, Pan takie im da serca męskie, że sami mężczyźni zdumiewać się będą. Czyż bowiem niełatwo boskiej wszechmocy Jego takimi nas uczynić, skoro nas stworzył z niczego?

9. W tym także okazuje się miłość, gdy każda stara się drugim ulżyć ciężaru i sama bierze na siebie co jest trudniejsze, gdy cieszy się i wychwala każdy postęp drugich w cnocie, jakby swój własny. Po tych i wielu innych podobnych znakach poznacie, czy posiadacie tę cnotę. Wielka to i nad wszelki wyraz ważna rzecz, bo na tym polega zgoda i pokój, tak niezmiernie potrzebne w każdym klasztorze. Ufam w Panu, że pokój ten i zgoda zawsze będą mieszkały w tym domu naszym, bo gdyby ich, co nie daj Boże, zabrakło, byłby to widok prawdziwie nieznośny, patrzeć na taką garstkę sióstr, wspólnie z sobą żyjących, a wspólności serca między sobą zachować nie umiejących.

10. Gdyby kiedy jakie słowo nierozważne tę zgodę zamąciło, tejże chwili, w samym zarodku, złemu zaradźcie, albo jeśliby nie ustąpiło od razu, póty usilnie się módlcie, póki nie będzie stłumione. Gdyby zaś kiedy (na samo wspomnienie o tym krew mi się, jak to mówią, w żyłach ścina, tak jasno widzę w tym główne źródło ruiny życia zakonnego) miały zagnieździć się między wami głębsze zdrożności: chęć podobania się lub wywyższenia się nad drugich, urazy obrażonej miłości własnej, wtedy już miejcie się za stracone i wiedzcie, żeście wygnały Pana z tego domu i musi sobie szukać innego mieszkania. Wołajcie o zmiłowanie do Boskiego Majestatu Jego, błagajcie Go o ratunek, bo jeśli taka częsta spowiedź i Komunia nie zdoła takim zdrożnościom zapobiec, słusznie macie się obawiać, czy nie ma między wami jakiego Judasza.

11. Niech przeorysza, na miłość Boga, pilnie czuwa nad stłumieniem tej zarazy w samym jej zawiązku. Taką zaś, która okaże się główną sprawczynią zawichrzenia, niech usunie z miejsca, odsyłając ją ile możności do innego klasztoru; środków na odpowiednie wyposażenie jej Bóg w łaskawości swojej dostarczy. Wymiećcie z domu ten zaczyn zjadliwy; odetnijcie gałęzie zarażone, a jeśli tego nie dosyć, całe drzewo z korzeniem wytnijcie. Gdyby zaś nie było sposobu wydalenia wichrzycielki z domu, zamknijcie ją na osobności, aby z niej nigdy nie wyszła, lepiej niech ona jedna cierpi, niżby się miała udzielać wszystkim taka nie uleczona zaraza. O, jakie to wielkie nieszczęście! Niech Bóg nas broni od takiego klasztoru, na który ono spadnie. Co do mnie, wyznaję, że wolałabym raczej, by na ten dom spadł ogień z nieba i pochłonął nas wszystkie.

Mając na innym miejscu wrócić do tego przedmiotu – który jest dla nas niezmiernej wagi – tu się już dłużej nie będę nad nim rozszerzała.

 

Rozdział VII



Dalszy ciąg o tym samym przedmiocie miłości duchowej.
Niektóre wskazówki do jej nabycia.

1. Dziwna jest zaiste gorącość tej miłości. Ile ona łez kosztuje, ile pokut i umartwień, ile troski i zmartwienia, ile modlitw i usilnego polecania się modlitwom każdego, kto ją przyczyną swoją do Pana wspomóc może! Jaka radość, gdy w tej duszy, którą miłuje, ujrzy jaki postęp ku lepszemu! Jaka boleść, gdy spostrzeże, że ta dusza ukochana choćby tylko o jeden krok cofnęła się wstecz! Boleść ta niepocieszona zatruwa jej życie, nie może spożyć kęsa chleba, nie może zażyć chwili spoczynku nocnego bez tej troski ciągle ją dręczącej, bez tej trwogi wszędzie jej towarzyszącej, że ta droga dusza zginąć może, że grozi im rozłączenie na wieki. Bo to chwilowe rozłączenie, które sprawia śmierć, niczym jest w jej oczach; ona miłuje w Bogu i dla Boga, więc i w tym, kogo miłuje, nie przywiązuje się do tego, co w nim jest znikomego, co lada powiew wiatru wyrwie jej z ręki, czego, choćby chciała, zatrzymać nie może. Jest to – powtarzam – miłość w najmniejszej mierze dbająca o siebie; o to jedynie dba, by tę duszę, którą kocha, ujrzała bogatą w dobra niebieskie. Taka miłość warta jest zwać się miłością, nie one mizerne miłostki, nie mówię już grzeszne, od których niech nas Bóg uchowa.

2. Nie powinniśmy szczędzić słów na potępienie takiej rzeczy, która piekłem trąci, i nie starczy słów na oddanie najmniejszej cząstki tego zła, jakie taka miłość grzeszna w sobie zawiera. Niech nigdy, siostry, ani wzmianki o niej u nas nie będzie w rozmowach, a tym bardziej w myślach naszych. Nie wspominajcie o tym, że takie rzeczy dzieją się na świecie i nigdy, pod żadnym warunkiem, ani żartem, ani na serio, nie godzi się wam słuchać jakich bądź opowiadań o tym przedmiocie, ani pozwalać na to, by opowiadano w obecności waszej. Żadnego pożytku nie przyniesie słuchanie podobnych rozmów, a może przynieść szkodę. A choćby to była miłość godziwa, jaką tu zobopólnie miłować się możemy, jaka bywa między krewnymi i przyjaciółmi, jeśli nie jest duchowa, ileż sprawia troski. Za lada powodem jesteśmy w trwodze, by nam osoba ukochana nie umarła; gdy ją głowa zaboli, w nas już dusza mdleje; widząc ją w jakim strapieniu, same tracimy z nią cierpliwość i tym podobnie.

3. Jakże inaczej postępuje miłość duchowa. Może i ona w pierwszej chwili z przyrodzonego uczucia zmartwić się cierpieniem osoby ukochanej, ale niebawem rozum przyzywając na pomoc, zastanawia się, czy to cierpienie nie jest z pożytkiem dla jej duszy; w jaki sposób je znosi, czy przez nie nie wzbogaca się w cnotę? Prosi też Boga, aby jej dodawał cierpliwości, aby miała zasługę z tego, co cierpi. A gdy się przekona, że tak jest, wtedy już nie boleje nad nią, ale raczej się cieszy. Wolałaby wprawdzie cierpieć za ukochaną, aby ona nie cierpiała; chciałaby wziąć na siebie wszystko, co ją boli, a jej zostawić tylko wszystką zasługę, lecz gdy to być nie może, nie dręczy się zbytnio i pokoju wewnętrznego nie traci.

4. Jest to, powtarzam, miłość zupełnie bezinteresowna, podobna do tej, jaką nas umiłował Chrystus. Dlatego też ci, którzy dojdą do tego stanu i tego stopnia miłości, tyle wkoło siebie czynią dobrego. Dla siebie tego tylko pragną, by mogli wziąć wszystkie bóle i ciężary drugich, aby ci cieszyli się słodkim owocem pociechy i zasługi, który z nich się rodzi. Stąd też wiele zyskują ci, którzy mają takich przyjaciół, bo prędzej czy później pociągną ich na swoją drogę, gdyż zdążają do jednej krainy jak św. Monika z Augustynem. Tacy nie mogą tego przenieść na sobie, by ci, których kochają, mieli być w czymkolwiek oszukani i by widząc, że w czym błądzą, nie upomnieli ich, jeśli jeno jest nadzieja pożytku z tego upomnienia. Owszem, nieraz i na to nie zważają i idąc jedynie za pragnieniem ujrzenia ich bogatymi w cnotę, nie mogą wytrzymać, by im nie wypowiedzieć, co mają na sercu. O świat, który opuścili, nie troszczą się; czy tam kto służy Bogu, czy nie, o tym nie sądzą; sądzą tylko samych siebie; ale względem tych, których miłują, miłość daje im bystre oko! nic się przed nim nie ukryje, ani pyłek najlżejszy. A jakichże delikatnych podstępów umieją używać, aby skłonić dusze ukochane do otrząśnięcia się z tych pyłów i wad swoich! Toczą niejako z nimi wojnę, której nikt nie widzi i albo je pociągną na drogę cnoty, albo przyjaźń się urwie, bo inaczej być nie może. Dźwigają wtedy nielekki krzyż na swoich barkach.

5. Pragnęłabym, by taka miłość panowała między nami. Zapewne, że miłość ta nie od razu będzie doskonała, ale szczerze do niej dążmy i środków do niej wiodących wiernie używajmy, a Pan ją udoskonali. Choćby w niej było nieco ludzkiej tkliwości, nie będzie z tego szkody, byleby tkliwość ta była jednakowa dla wszystkich. Owszem, dobre jest, nieraz i potrzebne żywsze uczucie miłości; dobrze jest, a nieraz i potrzeba okazać siostrze tkliwe współczucie w chorobie lub jej strapieniu. Zdarza się nieraz, że lada mała rzecz niejedną zaboli, z której druga śmiałaby się tylko i miałaby ją za nic; różne są charaktery, silniejsze i wrażliwsze. Niech więc silniejsza umie okazać współczucie wrażliwszej i niech się jej nie dziwi, a może Pan, oszczędzając nam tego cierpienia, gotuje nam inne, które choć dla nas będzie ciężkie – i samo z siebie jest takie – dla drugich wyda się lekkie. Nie sądźmy więc w takich rzeczach z siebie o drugich; jeśli zaś sądzić chcemy, bierzmy za miarę sądu naszego nie te chwile, w których Pan, może bez żadnej pracy naszej, większej nam siły dodawał, jeno raczej te chwile, kiedy same byłyśmy więcej niedołężne i słabe.

6. Jest to ważna przestroga, o której pamiętając, będziemy umiały okazać współczucie bliźniemu w cierpieniach jego, jakkolwiek by się zdawały małymi. Szczególnie zaś one dusze mężne, o których mówiłam, powinny na to pamiętać. Dusze takie pragną cierpienia, więc każde wydaje się im małe. Potrzeba im zatem mieć przed oczyma dawną słabość swoją, świadczącą o tym, że męstwo, które obecnie w nich jest, nie z nich jest. Inaczej łatwo mógłby szatan wyziębić w nich miłość bliźniego i tak je zaślepić, iżby zdrożną twardość serca dla drugich poczytywały za dowód wysokiej doskonałości We wszystkim potrzeba czuwania i baczności, bo nieprzyjaciel nie śpi; a im która dusza wyżej postąpi w doskonałości, tym pilniej powinna czuwać, bo taką kusiciel, nie śmiejąc nastawać na nią jawnie, tym chytrzej i zdradliwiej podchodzi i jeśliby się nie miała na baczności, wielką jej szkodę wyrządzi. Dlatego, jak Pan nas ostrzega, potrzeba czuwać i modlić się zawsze, bo na odkrycie tych zasadzek złego ducha nie ma skuteczniejszego sposobu nad modlitwę.

7. W tym duchu szczerej miłości bierzcie udział i w rozrywkach sióstr, gdy z nich korzystają w czasie przeznaczonym. Chociaż byście same do tych rozrywek pociągu nie miały, wszakże, gdy z dobrą intencją w nich uczestniczycie, będzie to i aktem cnoty i posłuży do utwierdzenia między wami doskonałej miłości. Wzajemne między wami współczucie jest rzeczą dobrą i chwalebną, ale po warunkiem, że nie przekroczy miary właściwej. A przekraczałoby ją, gdyby w czymkolwiek rozmijało się z posłuszeństwem. Jeśli na przykład rozkaz przełożonej wyda ci się w danym wypadku przesadnie surowy i twardy, jakkolwiek byś w głębi serca czuła i przekonana była, że tak jest, nikomu tego nie okazuj, ale samej tylko przełożonej wyjaw to z pokorą; inaczej postępując, wielkiej mogłabyś narobić szkody. Umiejcie także rozróżniać, kiedy i w czym szczególnie ma się okazywać to współczucie, które jedna dla drugiej mieć powinna. Najwięcej powinno cię boleć, gdy spostrzeżesz w siostrze widoczną jaką wadę czy niedoskonałość; umieć tę wadę cierpliwie znosić i nie objawiać z jej powodu zdziwienia czy zgorszenia, to będzie miłość prawdziwa. Tak samo też drugie postąpią wobec twych wad i niedoskonałości, których ty nie widzisz, choć masz ich wiele. Będziesz więc gorąco tę siostrę polecała Bogu, będziesz ze wszystkich sił twoich starała się spełniać jak najdoskonalej cnotę przeciwną tej wadzie, którą w siostrze widzisz, a ponieważ mieszkacie i żyjecie razem i ona ciągle na ciebie patrzy, niepodobna, by nie zrozumiała tej milczącej nauki, jaką jej przykładem swoim dajesz; lepiej winę swoją zrozumie, niżby tego dokazać zdołały wszelkie upomnienia. Takie oddziaływanie jednych na drugie jest bardzo zbawienne. Ważna to przestroga, o której nie powinnyście zapominać.

8. O, jaka to dobra i prawdziwa miłość, gdy dusza Bogu oddana, bez względu na własny swój pożytek, poświęca się cała dla dobra sióstr wszystkich, usiłując coraz wyższy czynić postęp we wszelkich cnotach i z wiernością doskonałą zachować Regułę! Taka miłość w czynie nierównie więcej warta niż wszelkie czułości i słowa pieszczotliwe, które choć powszechnie przyjęte na świecie, tu w tym domu naszym nie są w użyciu i nigdy być nie powinny, jako to: “moje serce, moje życie, mój skarbie”, i inne tym podobne. Czułości takie zachowujcie do rozmowy z Panem, z którym tyle razy na dzień, w zupełnej samotności, dano wam jest obcować. Tak mogą one być potrzebne i z pożytkiem możecie ich używać, skoro Jego Boski Majestat raczy je łaskawie przyjmować; pospolitowane zaś w powszednim użyciu, straciłyby swą świeżość i siłę i już by wam tak skutecznie serca nie rozgrzewały na rozmowie z Bogiem. Takie czułości to rzecz niewieścia, a ja chciałabym, by siostry moje nie okazywały się niewiastami, ale by były jak mężowie odważne. I jeśli ze swej strony uczynią, co mogą, Pan takie im da serca męskie, że sami mężczyźni zdumiewać się będą. Czyż bowiem niełatwo boskiej wszechmocy Jego takimi nas uczynić, skoro nas stworzył z niczego?

9. W tym także okazuje się miłość, gdy każda stara się drugim ulżyć ciężaru i sama bierze na siebie co jest trudniejsze, gdy cieszy się i wychwala każdy postęp drugich w cnocie, jakby swój własny. Po tych i wielu innych podobnych znakach poznacie, czy posiadacie tę cnotę. Wielka to i nad wszelki wyraz ważna rzecz, bo na tym polega zgoda i pokój, tak niezmiernie potrzebne w każdym klasztorze. Ufam w Panu, że pokój ten i zgoda zawsze będą mieszkały w tym domu naszym, bo gdyby ich, co nie daj Boże, zabrakło, byłby to widok prawdziwie nieznośny, patrzeć na taką garstkę sióstr, wspólnie z sobą żyjących, a wspólności serca między sobą zachować nie umiejących.

10. Gdyby kiedy jakie słowo nierozważne tę zgodę zamąciło, tejże chwili, w samym zarodku, złemu zaradźcie, albo jeśliby nie ustąpiło od razu, póty usilnie się módlcie, póki nie będzie stłumione. Gdyby zaś kiedy (na samo wspomnienie o tym krew mi się, jak to mówią, w żyłach ścina, tak jasno widzę w tym główne źródło ruiny życia zakonnego) miały zagnieździć się między wami głębsze zdrożności: chęć podobania się lub wywyższenia się nad drugich, urazy obrażonej miłości własnej, wtedy już miejcie się za stracone i wiedzcie, żeście wygnały Pana z tego domu i musi sobie szukać innego mieszkania. Wołajcie o zmiłowanie do Boskiego Majestatu Jego, błagajcie Go o ratunek, bo jeśli taka częsta spowiedź i Komunia nie zdoła takim zdrożnościom zapobiec, słusznie macie się obawiać, czy nie ma między wami jakiego Judasza.

11. Niech przeorysza, na miłość Boga, pilnie czuwa nad stłumieniem tej zarazy w samym jej zawiązku. Taką zaś, która okaże się główną sprawczynią zawichrzenia, niech usunie z miejsca, odsyłając ją ile możności do innego klasztoru; środków na odpowiednie wyposażenie jej Bóg w łaskawości swojej dostarczy. Wymiećcie z domu ten zaczyn zjadliwy; odetnijcie gałęzie zarażone, a jeśli tego nie dosyć, całe drzewo z korzeniem wytnijcie. Gdyby zaś nie było sposobu wydalenia wichrzycielki z domu, zamknijcie ją na osobności, aby z niej nigdy nie wyszła, lepiej niech ona jedna cierpi, niżby się miała udzielać wszystkim taka nie uleczona zaraza. O, jakie to wielkie nieszczęście! Niech Bóg nas broni od takiego klasztoru, na który ono spadnie. Co do mnie, wyznaję, że wolałabym raczej, by na ten dom spadł ogień z nieba i pochłonął nas wszystkie.

Mając na innym miejscu wrócić do tego przedmiotu – który jest dla nas niezmiernej wagi – tu się już dłużej nie będę nad nim rozszerzała.