Droga doskonałości - Strona 26 z 44 - Dumanie.pl - blog osobisty | o. Mariusz Wójtowicz OCD

Droga doskonałości

parallax background
fot. rtve.es

 

Rozdział XXIV



Objaśnia, jaka powinna być modlitwa ustna;
trzeba ją odmawiać z uwagą i łączyć z nią modlitwę myślną.

1. Zwróćmy się teraz do dusz, nie mogących skupić się w sobie ani przywiązać umysłu swego do modlitwy myślnej i rozmyślania. Nie chciałabym tu ani wymieniać tych dwu wyrazów, bo niejedną duszę przerażają same te wyrazy: modlitwa myślna, kontemplacja.

2. Biorąc pod uwagę, że różne mogą być usposobienia tych, które do tego domu wstępować będą, bo nie wszystkie idą jedną drogą, chcę wam wskazać (mogłabym powiedzieć nauczyć, skoro jako matka i przełożona mam obowiązek was nauczać), w jaki sposób macie się modlić ustnie. Pierwszym bowiem warunkiem ustnej modlitwy, jak tego sam rozum wymaga, jest ten, byście rozumiały, co mówicie. A ponieważ, kto nie jest zdolny zgłębiać przez rozmyślanie rzeczy Bożych, nie potrafi może bez uprzykrzenia znieść długich modlitw, przeto, pomijając wszelkie inne sprawy, zastanowię się tu jedynie nad tymi dwiema modlitwami, do odmawiania których każdy chrześcijanin jest obowiązany, to jest nad Modlitwą Pańską i nad Pozdrowieniem Anielskim. Potrzeba bowiem, abyśmy starały się o to, by nam nikt nie mógł zarzucić, że modląc się usty, nie rozumiemy tego, co mówimy. Kto by zaś utrzymywał, że rozumienie tu wcale niepotrzebne, że dość jest wymawiać tylko sposobem mechanicznym słowa modlitwy, temu nawet nie odpowiadam. Czy dosyć tego, czy nie to kwestia, której rozstrzygnięcie należy do uczonych. Chciałabym tylko i pragnę, córki, by nam tutaj tego nie było dosyć. Kiedy odmawiam Wierzę, sam zdrowy rozsądek, zdaniem moim, mówi, że powinnam też koniecznie wiedzieć, w co wierzę. Kiedy mówię Ojcze nasz, miłość, zdaje mi się, tego wymaga ode mnie, bym rozumiała, kto jest ten Ojciec. Nie od rzeczy będzie również, byśmy zobaczyły, kto jest ten mistrz, który nas nauczył modlitwy.

Gdybyście chciały mi na to odpowiedzieć, że wiecie już, kto On jest, że nie ma potrzeby wciąż to sobie przypominać, odpowiem wam, że nie macie słuszności. Są bowiem mistrze i mistrze, a przecież już i o tych zapominać, którzy nas uczą tu na ziemi, poczytuje się za wielką niewdzięczność, a jeśli to był święty przewodnik duszy, niepodobna, by dobry uczeń nie chował dla niego szczerej miłości. Tym bardziej więc o takim Mistrzu, jakim jest Ten, który nas nauczył tej modlitwy i z taką miłością i gorącością pragnął, by była nam na pożytek, jeśli dla ułomności naszej nie potrafimy pamiętać zawsze, nie daj Boże, byśmy przynajmniej, jak najczęściej nie mieli Go na myśli, gdy odmawiamy tę Jego modlitwę.

4. Pierwsza nauka, jaką nam ten Mistrz niebieski daje co do modlitwy, jest, jak wiecie, ta, byśmy się modlili na osobności, jak On sam zawsze to czynił, ile razy się modlił; nie żeby tego potrzebował dla siebie, ale by nas przykładem swoim nauczyć. Niepodobna, jak wam już mówiłam, rozmawiać zarazem z Bogiem i ze światem; a przecie tylu jest, którzy chcą dokazać tej rzeczy niepodobnej, modląc się i zarazem przysłuchując się wszystkiemu, co wkoło nich się mówi, albo zatrzymując się myślą nad lada rzeczą, która im przyjdzie do głowy i nie starając się zgoła o powściągnięcie tych świadomych i dobrowolnych roztargnień. Mogą tu jednak być wyjątki, gdy zdarza się niektórym, że w pewnych okresach czasu, skutkiem jakiego fizycznego niedomagania – zwłaszcza jeśli są to osoby skłonne do melancholii – albo cierpienia na osłabienie głowy, żadną miarą, mimo wszelkiej usilności, nie zdołają skupić uwagi; albo też Bóg sam niekiedy, dla większego dobra sług swoich, dopuszcza na nich wielkie burze wewnętrzne, skutkiem których, jakkolwiek tym stanem swoim się smucą, jakkolwiek wytężają wszystkie siły swoje, uspokoić się żadną miarą nie mogą i sami nie rozumieją, co mówią. I choć wtedy na wszelki sposób starają się utrzymać uwagę, umysł ich, jakby nieprzytomny, nad niczym się zastanowić nie zdoła, tylko błąka się i szamocze jak w malignie.

5. Strapienie, jakiego stąd doznają, będzie im dowodem, że stan ten nie z ich winy pochodzi. Niechże się tym nie dręczą, niech się nie męczą daremnym trudem zmuszania rozumu swego do spokojnego i porządnego myślenia, bo do tego on w tym stanie nie jest zdolny. Daremne takie miotanie się pogorszyłoby tylko ten odmęt wewnętrzny; niech więc odmawiają pacierz jak potrafią, albo niech na ten czas zupełnie zaniechają modlitwy i duszy schorzałej dadzą chwilę odpoczynku, zajmując się tymczasem jaką pożyteczną czynnością.

To, co tu mówię, odnosi się do dusz, które pilne mają staranie o siebie i postęp swój duchowy i rozumieją to, że nie można rozmawiać razem z Bogiem i ze światem.

Przede wszystkim więc, gdy mamy modlić się, starajmy się o samotność; wówczas, da Pan Bóg, łatwiej będziemy czuły, kto jest Ten, z którym pozostajemy na tej samotnej rozmowie i co On raczy odpowiedzieć na prośby nasze. Czy sądzicie, że On milczy, choć głosu Jego nie słyszymy? Mówi, owszem, i bardzo wyraźnie, do serca, gdy my z serca się modlimy.

Gdy więc usuniemy się na osobność, przedstawmy sobie, że sam Pan nas uczy tej modlitwy, bo nigdy ten Boski Mistrz nie jest daleko od ucznia swego, ale jest tuż blisko i nie potrzeba podnosić głosu, aby nas usłyszał. Tego się zawsze trzymajmy, gdy odmawiamy Ojcze nasz, nie oddalajmy się od Mistrza, który nas tej modlitwy nauczył.

6. Powiecie może, że taka modlitwa, to już rozmyślanie, a ty rozmyślać nie umiesz i nie chcesz, ale chcesz tylko modlić się ustnie. Rzeczywiście, są umysły tak nieumartwione i nie lubiące wysiłku, że nie mając ani zwyczaju skupienia się na początku modlitwy, ani chęci do zadania sobie nieco trudu utrzymują, że nie umieją ani nie zdołają rozmyślać i dlatego muszą poprzestawać na modlitwie ustnej.

Nie przeczę, że sposób, który wam zalecam, jest rozmyślaniem, ale nie pojmuję także, jak może być bez niego modlitwa. Jeśli bowiem koniecznie potrzeba, byśmy modląc się pamiętały, do kogo mówimy, jak tego wymaga obowiązek nasz, jakżeż tego można dopełnić bez zastanowienia się i bez uwagi? I tak jeszcze, daj Boże, byśmy choć tego sposobu wiernie się trzymając, zdołały odmówić Ojcze nasz jak należy, bez niewczesnych roztargnień i z prawdziwą pobożnością. Ja nieraz i na różne sposoby próbowałam, a lepszego sposobu nie znalazłam niż takie trzymanie się myślą przy Tym, który nas tych słów nauczył. Dlatego miejcie cierpliwość i przyzwyczajajcie się do rzeczy tak potrzebnej.

 

Rozdział XXIV



Objaśnia, jaka powinna być modlitwa ustna;
trzeba ją odmawiać z uwagą i łączyć z nią modlitwę myślną.

1. Zwróćmy się teraz do dusz, nie mogących skupić się w sobie ani przywiązać umysłu swego do modlitwy myślnej i rozmyślania. Nie chciałabym tu ani wymieniać tych dwu wyrazów, bo niejedną duszę przerażają same te wyrazy: modlitwa myślna, kontemplacja.

2. Biorąc pod uwagę, że różne mogą być usposobienia tych, które do tego domu wstępować będą, bo nie wszystkie idą jedną drogą, chcę wam wskazać (mogłabym powiedzieć nauczyć, skoro jako matka i przełożona mam obowiązek was nauczać), w jaki sposób macie się modlić ustnie. Pierwszym bowiem warunkiem ustnej modlitwy, jak tego sam rozum wymaga, jest ten, byście rozumiały, co mówicie. A ponieważ, kto nie jest zdolny zgłębiać przez rozmyślanie rzeczy Bożych, nie potrafi może bez uprzykrzenia znieść długich modlitw, przeto, pomijając wszelkie inne sprawy, zastanowię się tu jedynie nad tymi dwiema modlitwami, do odmawiania których każdy chrześcijanin jest obowiązany, to jest nad Modlitwą Pańską i nad Pozdrowieniem Anielskim. Potrzeba bowiem, abyśmy starały się o to, by nam nikt nie mógł zarzucić, że modląc się usty, nie rozumiemy tego, co mówimy. Kto by zaś utrzymywał, że rozumienie tu wcale niepotrzebne, że dość jest wymawiać tylko sposobem mechanicznym słowa modlitwy, temu nawet nie odpowiadam. Czy dosyć tego, czy nie to kwestia, której rozstrzygnięcie należy do uczonych. Chciałabym tylko i pragnę, córki, by nam tutaj tego nie było dosyć. Kiedy odmawiam Wierzę, sam zdrowy rozsądek, zdaniem moim, mówi, że powinnam też koniecznie wiedzieć, w co wierzę. Kiedy mówię Ojcze nasz, miłość, zdaje mi się, tego wymaga ode mnie, bym rozumiała, kto jest ten Ojciec. Nie od rzeczy będzie również, byśmy zobaczyły, kto jest ten mistrz, który nas nauczył modlitwy.

Gdybyście chciały mi na to odpowiedzieć, że wiecie już, kto On jest, że nie ma potrzeby wciąż to sobie przypominać, odpowiem wam, że nie macie słuszności. Są bowiem mistrze i mistrze, a przecież już i o tych zapominać, którzy nas uczą tu na ziemi, poczytuje się za wielką niewdzięczność, a jeśli to był święty przewodnik duszy, niepodobna, by dobry uczeń nie chował dla niego szczerej miłości. Tym bardziej więc o takim Mistrzu, jakim jest Ten, który nas nauczył tej modlitwy i z taką miłością i gorącością pragnął, by była nam na pożytek, jeśli dla ułomności naszej nie potrafimy pamiętać zawsze, nie daj Boże, byśmy przynajmniej, jak najczęściej nie mieli Go na myśli, gdy odmawiamy tę Jego modlitwę.

4. Pierwsza nauka, jaką nam ten Mistrz niebieski daje co do modlitwy, jest, jak wiecie, ta, byśmy się modlili na osobności, jak On sam zawsze to czynił, ile razy się modlił; nie żeby tego potrzebował dla siebie, ale by nas przykładem swoim nauczyć. Niepodobna, jak wam już mówiłam, rozmawiać zarazem z Bogiem i ze światem; a przecie tylu jest, którzy chcą dokazać tej rzeczy niepodobnej, modląc się i zarazem przysłuchując się wszystkiemu, co wkoło nich się mówi, albo zatrzymując się myślą nad lada rzeczą, która im przyjdzie do głowy i nie starając się zgoła o powściągnięcie tych świadomych i dobrowolnych roztargnień. Mogą tu jednak być wyjątki, gdy zdarza się niektórym, że w pewnych okresach czasu, skutkiem jakiego fizycznego niedomagania – zwłaszcza jeśli są to osoby skłonne do melancholii – albo cierpienia na osłabienie głowy, żadną miarą, mimo wszelkiej usilności, nie zdołają skupić uwagi; albo też Bóg sam niekiedy, dla większego dobra sług swoich, dopuszcza na nich wielkie burze wewnętrzne, skutkiem których, jakkolwiek tym stanem swoim się smucą, jakkolwiek wytężają wszystkie siły swoje, uspokoić się żadną miarą nie mogą i sami nie rozumieją, co mówią. I choć wtedy na wszelki sposób starają się utrzymać uwagę, umysł ich, jakby nieprzytomny, nad niczym się zastanowić nie zdoła, tylko błąka się i szamocze jak w malignie.

5. Strapienie, jakiego stąd doznają, będzie im dowodem, że stan ten nie z ich winy pochodzi. Niechże się tym nie dręczą, niech się nie męczą daremnym trudem zmuszania rozumu swego do spokojnego i porządnego myślenia, bo do tego on w tym stanie nie jest zdolny. Daremne takie miotanie się pogorszyłoby tylko ten odmęt wewnętrzny; niech więc odmawiają pacierz jak potrafią, albo niech na ten czas zupełnie zaniechają modlitwy i duszy schorzałej dadzą chwilę odpoczynku, zajmując się tymczasem jaką pożyteczną czynnością.

To, co tu mówię, odnosi się do dusz, które pilne mają staranie o siebie i postęp swój duchowy i rozumieją to, że nie można rozmawiać razem z Bogiem i ze światem.

Przede wszystkim więc, gdy mamy modlić się, starajmy się o samotność; wówczas, da Pan Bóg, łatwiej będziemy czuły, kto jest Ten, z którym pozostajemy na tej samotnej rozmowie i co On raczy odpowiedzieć na prośby nasze. Czy sądzicie, że On milczy, choć głosu Jego nie słyszymy? Mówi, owszem, i bardzo wyraźnie, do serca, gdy my z serca się modlimy.

Gdy więc usuniemy się na osobność, przedstawmy sobie, że sam Pan nas uczy tej modlitwy, bo nigdy ten Boski Mistrz nie jest daleko od ucznia swego, ale jest tuż blisko i nie potrzeba podnosić głosu, aby nas usłyszał. Tego się zawsze trzymajmy, gdy odmawiamy Ojcze nasz, nie oddalajmy się od Mistrza, który nas tej modlitwy nauczył.

6. Powiecie może, że taka modlitwa, to już rozmyślanie, a ty rozmyślać nie umiesz i nie chcesz, ale chcesz tylko modlić się ustnie. Rzeczywiście, są umysły tak nieumartwione i nie lubiące wysiłku, że nie mając ani zwyczaju skupienia się na początku modlitwy, ani chęci do zadania sobie nieco trudu utrzymują, że nie umieją ani nie zdołają rozmyślać i dlatego muszą poprzestawać na modlitwie ustnej.

Nie przeczę, że sposób, który wam zalecam, jest rozmyślaniem, ale nie pojmuję także, jak może być bez niego modlitwa. Jeśli bowiem koniecznie potrzeba, byśmy modląc się pamiętały, do kogo mówimy, jak tego wymaga obowiązek nasz, jakżeż tego można dopełnić bez zastanowienia się i bez uwagi? I tak jeszcze, daj Boże, byśmy choć tego sposobu wiernie się trzymając, zdołały odmówić Ojcze nasz jak należy, bez niewczesnych roztargnień i z prawdziwą pobożnością. Ja nieraz i na różne sposoby próbowałam, a lepszego sposobu nie znalazłam niż takie trzymanie się myślą przy Tym, który nas tych słów nauczył. Dlatego miejcie cierpliwość i przyzwyczajajcie się do rzeczy tak potrzebnej.