O fundacji klasztoru pod wezwaniem chwalebnego Świętego Józefa w miasteczku Karawaka w dzień Nowego Roku 1576.
1. W chwili gdy miałam już opuścić klasztor Św. Józefa w Awili, będąc na wyjezdnym do Beas, dla fundacji, o której była mowa wyżej, i czekałam tylko na ostatnie przygotowania do drogi, nadjechał z Karawaki umyślny posłaniec od dońi Cataliny de Otalora, pani tamże zamieszkałej. Oznajmiała mi, że trzy panny – będąc na kazaniu któregoś z Ojców Towarzystwa Jezusowego – zapragnęły założenia klasztoru w tym miejscu i tymczasowo umieściły się w jej domu, z mocnym postanowieniem, że z niego nie wyjdą póki się ich życzenie nie ziści. Zapewne były w zmowie z tą panią, bo i potem, gdy miało już przyjść do fundacji, ona głównie je popierała. Panny te należały do najznakomitszych rodów miasta. Jedna z nich była córką Rodriga de Moya, bardzo gorliwego sługi Bożego i męża wielkiej roztropności. Majątku we trzy miały więcej niż potrzeba na wykonanie podobnego przedsięwzięcia. Wiedziały dokładnie o pomocy Bożej przy zakładaniu naszych klasztorów od ojców Towarzystwa Jezusowego, którzy nam zawsze sprzyjali i wpływem swoim nas popierali.
2. Byłam zbudowana tą żarliwością i świętym zapałem, jakiego te dusze dały dowód, z tak daleka posyłając i kołacząc o przyjęcie do Zakonu Najśw. Pani naszej. Szczerze pragnęłam być im pomocną w wykonaniu pobożnego ich zamiaru. Dowiedziawszy się więc, że miejsce to leży niedaleko od Beas, zabrałam z sobą więcej sióstr niż zwykle brałam na założenie jednego klasztoru. Wnioskując bowiem z otrzymanych listów, że umowa nie będzie przedstawiała trudności, zamierzałam, zaraz po dokonaniu fundacji w Beas, wprost stamtąd udać się do Karawaki. Lecz wola Boża była inna, stąd i wszystkie plany moje na nic się zdały, bo jak powiedziałam w opisie fundacji sewilskiej, musiałam czekać w Beas na upoważnienie od Rady Zakonów, które nad miarę się przewlekało i nie mogłam tam pojechać mimo mojego postanowienia.
3. Prawda, że i sama potem zachwiałam się była w postanowieniu, bo zasięgnąwszy w Beas bliższych o Karawace szczegółów, dowiedziałam się, że mieścina ta tak leży na uboczu i takie złe do niej drogi, że trudny byłby tam dojazd wizytatorom klasztoru, a stąd słuszny powód przełożonych do niezadowolenia, straciłam więc wszelką ochotę do tej fundacji. Ponieważ jednak dałam przyrzeczenie, więc uprosiłam O. Juliana z Awili i Antonio Gaytana, aby tam pojechali, a sprawdziwszy rzeczy na miejscu, przerwali wszczęte układy, jeśli to uznają za dobre. Zastali tam znaczne ostudzenie pierwszego zapału, nie u samych tych aspirantek, ale u dońi Cataliny, która w całej tej sprawie główną odgrywała rolę. Owe panny zaś trzymała zamknięte u siebie, w oddzielnej części domu, jak gdyby już były w klasztorze.
4. Osoby te trwały niezmiennie w swojej pierwszej gotowości; dwie z nich mianowicie tak silne objawiały postanowienie i tak umiały się spodobać O. Julianowi z Awili i Antonio Gaytanowi, że ci, nie zwlekając, zaraz spisali i wręczyli im przy odjeździe wszystkie dokumenty do fundacji potrzebne, z czego one niezmiernie były uradowane. Oni też tak byli z nich zadowoleni i tak zachwyceni pięknym położeniem i żyznością miejsca, że zdając mi sprawę za powrotem, słów nie mieli na zalecenie mi tak obiecującej fundacji. Co do dróg jednak przyznali, że są one bardzo złe. Zgadzając się na rzecz już ułożoną, a nie mogąc sama odjechać z powodu opóźniającego się wciąż jeszcze pozwolenia Rady, posłałam tam powtórnie poczciwego Antonio Gaytana, który z życzliwości dla mnie zawsze był gotów na podjęcie wszelkiego trudu. Obaj oni wielkie mieli do tej fundacji zamiłowanie i im też w istocie należy się wdzięczność za przyjście jej do skutku. Gdyby bowiem nie to, że oni tam jeździli i sami wszystko ułożyli, ja z mojej strony niewiele byłabym uczyniła.
5. Posłałam więc Antonio Gaytana z poleceniem, aby urządził koło i kraty w domu, który siostry miały zająć tymczasowo, dopóki się nie znajdzie odpowiedni dom, który byśmy nabyły na własność. Chętnie podjął się tego zlecenia i dość dużo czasu strawił na urządzenie tymczasowego pomieszczenia w domu Rodriga de Moya, ojca jednej z tych panien – jak powiedziałam wyżej – który odstąpił na ten cel część swojego mieszkania.
6. Gdy wreszcie nadeszło pozwolenie i już byłam gotowa do wyjazdu, pokazało się, że w dokumencie było zastrzeżenie, iż klasztor ma zostawać pod zwierzchnim nadzorem komandorów i że siostry nasze mają im podlegać. Na to się zgodzić nie mogłam; byłoby to oddaniem Karmelu Matki Boskiej pod władzę zupełnie mu obcą. Potrzeba więc było znowu prosić o drugie pozwolenie bez tego zastrzeżenia, ale tą drogą nigdy byśmy się nie doczekały ani na tę fundację, ani na drugą w Beas. Dopiero gdy odważyłam się wprost napisać do króla, obecnie panującego Filipa II, Najjaśniejszy Pan, łaskawie przyjąwszy moją prośbę, rozkazał, aby pozwolenie zostało nam wydane. Monarcha ten, wspaniałomyślny opiekun wszystkich zakonników, wiernych duchowi swego powołania, skoro się dowiedział o nas i o ścisłym, według Reguły pierwotnej, urządzeniu klasztorów naszych, stale nam we wszystkim okazywał swoją królewską łaskę. Usilnie przeto was proszę, córki, aby zawsze, tak jak to jest obecnie, osobne modły we wszystkich domach były odmawiane za pomyślność naszego monarchy.
7. W ciągu tych powtórnych starań o pozwolenie pojechałam do Sewilli z rozkazu O. Magistra Hieronima Graciána od Matki Bożej, który naonczas był i dotąd jest Prowincjałem. Skutkiem tego biedne one panny pozostały w zamknięciu swoim aż do l stycznia następnego roku, choć jeszcze w lutym wyprawiły do Awili poselstwo. Pozwolenie wprawdzie niebawem nadeszło, ale ja, będąc tak daleko i tylu kłopotami obarczona, nie mogłam do nich pojechać, choć bardzo mi ich żal było, zwłaszcza że raz w raz otrzymywałam od nich listy, w których wynurzały przede mną wielkie swe z tego powodu zmartwienie. Rzeczywiście też niepodobna było dłużej ich zostawiać w takim położeniu.
8. Gdy więc i z powodu dalekiej drogi i dla spraw nie dokonanej jeszcze fundacji sewilskiej sama nie mogłam udać się do Karawaki, Ojciec Hieronim Gracián, mając władzę ku temu, jako wizytator apostolski, postanowił posłać tam beze mnie siostry, które zabrałam z Awili dla tej fundacji, a które tymczasem pozostawały w klasztorze Św. Józefa w Malagónie. Wybrałam na przeoryszę siostrę, do której szczególne miałam zaufanie i pewna byłam, że będzie tam bardzo pożyteczna, bo jest bez porównania lepsza ode mnie. Zabrawszy więc potrzebne pakunki, odjechały w towarzystwie dwóch naszych Ojców Karmelitów Bosych. Ojciec Julian bowiem z Awili i Antonio Gaytan już byli przedtem powrócili do siebie. Ze względu zaś na wielką odległość jak i na porę nie sprzyjającą, gdyż było to w grudniu, nie chciałam, by znowu na tę daleką podróż się narażali.
9. Przybywszy na miejsce, zostały powitane z wielkimi oznakami radości przez wszystek lud, a szczególnie ucieszyły się uwięzione nasze aspirantki. Fundacja klasztoru, przez wprowadzenie Najświętszego Sakramentu, odbyła się w uroczystość Imienia Jezusa, to jest w dzień Nowego Roku 1576. Dwie z tych trzech panien zaraz przywdziały habit. Trzecia, ulegając melancholii, snadź zlękła się takiego ścisłego zamknięcia, a tym bardziej jeszcze takiej surowości życia i ostrej pokuty; postanowiła zatem wrócić do domu i zamieszkać przy siostrze.
10. Zobaczcie tu, córki, i uwielbiajcie niezbadane sądy Boże! O, jaką wdzięczność, jaką wierną służbę winnyśmy Panu za to, że użyczył nam łaski wytrwania w naszym powołaniu, że dozwolił nam dojść aż do profesji, że teraz dano nam jest mieszkać w tym Jego domu i zwać się córkami Najświętszej Jego Matki! Dobrą zrazu wolę i majętność tej panienki przyjął Pan i użył jej na założenie tego klasztoru; aż oto, w chwili gdy mogła się już cieszyć posiadaniem tego, czego przedtem tak gorąco pragnęła, zabrakło jej odwagi i przyrodzony temperament wziął górę nad pociągiem do rzeczy wyższych. Jakże często, córki, na usposobienie wrodzone składamy winę niedoskonałości i niestateczności naszych!
11. Niechaj Jego Majestat raczy nam hojnie użyczać swej łaski, bo Jego pomocą wsparte, śmiało i bezpiecznie pójdziemy naprzód i żadna rzecz na świecie nie powstrzyma naszych kroków w coraz wyższym w służbie Jego postępie. Niechaj nas wszystkie obroną i opieką swoją otacza, aby ta wielka sprawa, którą w takich mizernych, jakimi my jesteśmy, niewiastach rozpoczął, przez nasze niedołęstwo nie ucierpiała szkody. O tę łaskę, siostry i córki moje, w imieniu Jego was błagam, nigdy Pana prosić nie ustawajcie. I każda nowo wstępująca niechaj z takim zapałem zabiera się do pracy, jak gdyby od niej dopiero zaczynało się to przywrócenie pierwotnej Reguły Najświętszej Panny, Pani naszej. Nigdy, pod żadnym warunkiem, nie dopuszczajcie najmniejszego tej Reguły zwolnienia. Pamiętajcie, że rzeczy małe otwierają wrota większym, i tak, powoli, nieznacznie, duch świata do was się zakradnie. Pamiętajcie, w jakim ubóstwie, z jakim trudem powstało to, czym wy dzisiaj w spokoju się cieszycie. Przypatrzcie się dobrze, a zobaczycie, że po większej części nie ludzie założyli te domy, jeno potężna ręka Boga; zobaczycie, jak dziwnie boska wielmożność Jego umie doprowadzać do szczęśliwego końca sprawy przez nią poczęte, jeśli jeno my nie stawimy jej przeszkód. Skąd, na przykład, pomyślcie tylko, taka jak ja nędzna niewiasta, zależna, bez grosza w kieszeni, bez żadnego znikąd poparcia czy życzliwej pomocy, mogła znaleźć środki do wykonania tak wielkich przedsięwzięć? Prawda, że do fundacji sewilskiej miałam pomoc od mego brata, który posiadał nieco majątku i serce wspaniałomyślne, i ochotną gotowość do wspomożenia nas w czymkolwiek; ale przedtem, w czasie tylu poprzednich fundacji, brat ten był daleko, aż w Indiach.
12. Widzicie więc, córki moje, że ręka Boga to wszystko zdziałała. Albo może przez wzgląd na wysokie z krwi szlacheckiej urodzenie moje kwapiono się uczcić mię skutecznym poparciem moich zamiarów? Wiecie dobrze, że nie. Słowem, z którejkolwiek strony zechcecie się zapatrywać na te fundacje, na to w nich odnowienie Karmelu, zawsze znajdziecie, że jest to własne Jego dzieło. Czyż nie jest to nagląca dla nas pobudka, byśmy się starały, aby dzieło to najmniejszego przez nas nie doznało uszczerbku? Choćby to miało wymagać od nas życia, czci i pokoju, winneśmy wszystko znieść, tym bardziej więc bądźmy wierne, kiedy ono właśnie prawdziwe nam życie i cześć, i pokój zapewnia! Bo jakież życie prawdziwiej może zwać się życiem, jeśli nie to, gdy tak się żyje, iżby nam nie były straszne ani śmierć, ani żadne przygody tego życia ziemskiego? Cóż może być cenniejsze nad to, gdy się ustawicznie czuje w sercu tę radość wewnętrzną, którą wy tutaj wszystkie się cieszycie, gdy się używa najwyższej pomyślności, jaka może być na tej ziemi, tej pomyślności, która tu jest naszym udziałem, że ubóstwa nie tylko się nie boimy, ale je owszem kochamy? A z czym porównać ten pokój wewnętrzny i zewnętrzny, w jakim tu upływają wasze dni? W waszej jest mocy w tym pokoju żyć i umierać, umierać tak, jak już nieraz widziałyście, że umierają te, które w tych domach Bogu duszę oddają. Bo skoro nieustannie Boga prosić będziecie o coraz szerszy rozwój Zakonu naszego i o własny wasz coraz wyższy postęp w cnotach, skoro nic zgoła nie polegając na samych sobie, w Nim całą ufność waszą składać będziecie, mężnym sercem Jemu służyć i Jemu czynić całkowitą, bez podziału, z siebie ofiarę. On – który kocha serca szlachetne i wspaniałe – nie odmówi wam swego miłosierdzia. Nie bójcie się, by wam kiedy zabrakło rzeczy potrzebnych do życia. Nigdy nie odmawiajcie żadnej zgłaszającej się o przyjęcie, jeśli jeno ma dobrą wolę i odpowiednie zdolności, jeśli przychodzi nie po to jedynie, aby zapewniła sobie schronienie i kawałek chleba, ale po to, aby doskonalej mogła służyć Bogu. Niech wtedy będzie uboga w dobra ziemskie, byleby bogata była w cnoty. Co na wyżywienie takiej wydacie. Bóg wam to zwróci w dwójnasób, za to ręczyć mogę, bo wiem o tym z wielokrotnego doświadczenia.
13. Nigdy – o ile pamiętam – nie odmówiłam żadnej przyjęcia dlatego, że była uboga, jeśli jeno z wewnętrznego jej usposobienia byłam zadowolona. Świadczy o tym, jak i wam wiadomo, wielka liczba przyjętych dla samej tylko miłości Boga. I mogę was upewnić, że nie z taką radością przyjmowałam te, które wnosiły znaczny posag, jak te, które nic z sobą nie przynosiły prócz ubóstwa i dobrej woli. Bogate, owszem, przyjmowałam z pewną obawą, gdy przeciwnie ubogie rozszerzały mi serce i taką mi sprawiały radość, że nieraz, prawdę mówię, płakałam z wielkiego uszczęśliwienia wewnętrznego.
14. Jeśli w czasie, gdy trzeba było domy kupować i zakładać, mogłyśmy tak przyjmować zupełnie ubogie, a przecie z łaski Boga ani dla nich, ani dla nas chleba nie zabrakło, cóż by to było, gdybyśmy teraz, kiedy mamy z czego żyć, chciały postępować inaczej i na posagi się oglądać, a nieposażnym wstępu odmawiać? Wierzcie, córki, że zysk, który byście sobie z tego obiecywały, zamieniłby się w stratę! Jeśli jednak wstępująca posiada majątek, nie mając żadnych skądinąd zobowiązań i nie mogąc go zatrzymać dla siebie, lepiej by wam go oddała jako jałmużnę, niżby miała nim wzbogacać osoby postronne, które może go nie potrzebują; gdyby inaczej postąpiła, wyznaję, że poczytywałabym jej to za brak miłości. Zwróćcie także na to uwagę, by wstępująca, co do sposobu rozporządzenia majętnością swoją radziła się teologów i uczyniła wedle tego, co oni uznają za odpowiednie dla większej chwały Bożej. Byłoby to bowiem bardzo niepięknie z naszej strony, gdybyśmy od postulantek naszych czegokolwiek żądały lub cokolwiek bądź brały, co by nie zmierzało do tego jedynego celu. Gdy one spełnią to, co winne są Bogu – to jest, gdy uczynią to, co jest doskonalsze – większą to będzie dla nas korzyścią, niż wszelkie posagi, jakie by nam wnieść mogły. Wszystkie bowiem do tego jedynie dążymy i na to tylko Bóg taką pomyślnością ten Zakon nasz darzy, aby we wszystkim i z wszystkiego Boski Jego Majestat miał cześć i chwałę.
15. Choć taka jestem grzeszna i nędzna, to przecie powiedzieć mogę na większą chwałę Pana i na pociechę waszą, abyście wiedziały, w jaki sposób powstawały te domy Jego. We wszelkich moich o założenie ich staraniach i rokowaniach, i we wszelkich, jakie mi się ku temu nastręczać mogły środkach i ułatwieniach – chociaż nieraz się zdawało, że niepodobna będzie doprowadzić danej fundacji do pomyślnego końca bez odstąpienia nieco od tego celu – nie byłabym przecie uczyniła, i nigdy nie uczyniłam nic takiego, w czym bym widziała najmniejszą niezgodność z wolą Pańską. Szłam w tym zawsze za radą moich spowiedników (którzy, jak wam wiadomo, wszyscy, ilu ich miałam od samego początku mojego do tych spraw powołania, byli wielkimi uczonymi teologami i świątobliwymi sługami Bożymi). Nie pamiętam nawet, by kiedy choć na chwilę myśl mi przyszła odstąpienia w czymkolwiek od tej zasady.
16. Może się mylę, może popełniłam wiele błędów, do których się nie poczuwam, i niedoskonałości zapewne było bez liku. Zliczy je Pan, który sam jest Sędzią sprawiedliwym (ja tylko mówię, jak i o ile znam siebie i rozumiem). Ale i to jasno widzę, że wierność, z jaką trzymałam się tej zasady, nie ode mnie pochodziła, jeno od Boga. Bóg chciał, aby te fundacje przyszły do skutku i dlatego wspierał mię, jako wybrane ku temu swoje narzędzie. W tym też jedynie celu o tym mówię, córki moje, abyście tym lepiej zrozumiały, jak wielką wdzięczność Mu winnyście i abyście wiedziały, że chociaż tyle tych domów naszych do tego czasu powstało, żadnej przecie założenie ich nie przyniosło szkody ani uszczerbku. Niech będzie błogosławiony On, który wszystko to sprawił i duszom dobrym miłość dał do serca, aby nam przyszły w pomoc! Niech raczy nigdy nas nie wypuszczać ze swej opieki i łaski swojej nam użycza, abyśmy umiały nie okazać się niewdzięcznymi za tyle Jego dobrodziejstw, amen.
17. Z poprzedzających opisów widziałyście już po części, jakie trudy miałyśmy do zniesienia z powodu tych fundacji, chociaż te, które tu wspomniałam, były może jeszcze z mniejszych. Gdybym je miała opowiadać wszystkie po szczególe, nieprędko skończyłabym, tyle tam było różnych trudów i umęczenia, po drogach najgorszych, przez rzeki wezbrane i głębokie śniegi, wśród błądzenia po bezdrożach, a często jeszcze, co było najgorsze, w bardzo złym stanie zdrowia. Raz – nie pamiętam, czy o tym mówiłam – pierwszego dnia podróży naszej z Malagónu do Beas, wyjeżdżałam z taką silną gorączką, przy całym steku różnych cierpień i bólów, że widząc siebie tak słabą, a drogę przed sobą tak daleką, mimo woli wspomniałam na słowa Ojca naszego Eliasza, gdy uciekając przed Jezabelą, mówił: “Panie, skąd wezmę siły, bym zdołał wytrzymać to wszystko? Ty sam racz w to wejrzeć”. Lecz oto Pan, widząc mię taką słabą, w jednej chwili uwolnił mię i od gorączki, i od wszystkich moich bólów. Tak było nagłe uzdrowienie wszelkich moich cierpień wewnętrznych i zewnętrznych, że gdy się później nad tym zastanawiałam, przyszło mi na myśl, iż stało się to za sprawą jednego świątobliwego sługi Bożego, kapłana, który właśnie w onej chwili był nadszedł i bardzo być może, że się w tym nie mylę. W chwilach lepszego zdrowia wszelkie trudy fizyczne znosiłam łatwo i z weselem.
18. Fantazje i usposobienia różnych ludzi, które przy tych fundacjach w każdej miejscowości przychodziło znosić, niemało też przyczyniały nam utrapienia. A rozstawanie się z siostrami i córkami moimi, które tak kocham, nie było najlżejszym z krzyżów moich, zwłaszcza gdy przewidywałam, że ich nigdy już nie zobaczę; gdy patrzyłam na ciężkie ich zmartwienie i łzy, serce mi się z żalu krajało. Choć zupełne w nich jest oderwanie się od wszystkich rzeczy tego świata, Bóg im nie dał tej łaski, by oderwały się ode mnie, na to snadź, bym ja tym większą mękę miała, bo i ja nie umiem od nich się oderwać. Starałam się wprawdzie, ile mogłam, nie okazać im wzruszenia mego, owszem i strofowałam je za niepohamowane poddawanie się żalowi, ale nic to nie skutkowało wobec wielkiej miłości, jaką mają dla mnie, a która, jak jest szczera i prawdziwa, tego niezliczone miałam od nich dowody.
19. Wiadomo wam także, że wszystkie te fundacje zostały dokonane nie tylko za pozwoleniem naszego Przewielebnego Ojca Generała, ale że i pozwolenie to było potem wydane w formie wyraźnego polecenia albo rozkazu. Co większa, za każdą fundacją objawiał mi listownie niezmierną swoją radość z powstania nowego klasztoru. Zadowolenie jego było zaiste największą dla mnie w trudach moich osłodą; pominąwszy, że bardzo go kocham, zdawało mi się, że Pana samego pocieszam, przyczyniając pociechy przełożonemu.
W końcu jednak, czy to że Pan w boskiej łaskawości swojej chciał mi użyczyć nieco odpoczynku, czy też że diabeł nie mógł dłużej znieść widoku mnożących się tylu domów, służbie i chwale Bożej poświęconych, dalsze fundacje nasze nagle zostały wstrzymane. (Nie stało się to, rozumie się, z woli naszego Ojca Generała; przeciwnie, jeszcze na krótko przedtem – na błagalną moją prośbę, by mnie zwolnił od rozkazu zakładania dalszych domów – odpowiedział mi, że tego nigdy nie uczyni, że owszem pragnie, bym tyle fundowała klasztorów, ile mam włosów na głowie). Przed wyjazdem z Sewilli, wskutek świeżo odbytej Kapituły Generalnej, która zdawałoby się powinna była raczej uznać za przysługę oddaną Zakonowi przymnożenie mu tylu nowych klasztorów, otrzymałam rozkaz, wydany przez Defmitorium, bym nie tylko zaniechała wszelkich dalszych fundacji, ale nadto jeszcze, bym sama obrawszy sobie na stałe mieszkanie klasztor, który zechcę, z niego się pod żadnym pozorem nie wydalała. Równało się to skazaniu mnie na więzienie; bo przecież każdą zakonnicę, gdy dobro Zakonu tego wymaga, Prowincjał może posyłać z miejsca na miejsce, z jednego klasztoru do drugiego. Gorsza jeszcze, i to jedynie prawdziwe było dla mnie zmartwienie, że nasz Ojciec Generał był zagniewany na mnie, nie z winy mojej, jeno skutkiem fałszywych doniesień ludzi nieżyczliwych. Przy tym dowiedziałam się również o dwu bardzo ciężkich oskarżeniach, które na mnie podniesiono.
20. Otóż, abyście widziały, jak wielkie jest miłosierdzie Pana, i jako boska dobroć Jego nigdy nie opuszcza tych, którzy pragną Mu służyć, powiem wam, siostry, i upewniam was, że oszczerstwa te rzucone na mnie, nie tylko żadnej mi nie sprawiły przykrości, ale jeszcze tak wielką i obfitą napełniły mię radością, iż niepodobna mi było w sobie ją powstrzymać. I już się nie dziwiłam Dawidowi, że wprowadzając na górę Syjon arkę Pańską, skakał przed nią i tańczył jakby szalony, raczej sama rada bym była czynić podobnież od tego wielkiego rozradowania, którego ukryć w sobie nie mogłam. Nie wiem sama, skąd ono we mnie się wzięło, bo jakkolwiek nieraz miałam do zniesienia dotkliwe obelgi i przeciwieństwa, nigdy z nich nie doznałam takiego uszczęśliwienia, jak w tym razie, choć z tych dwu zarzutów mi uczynionych jeden przynajmniej był w rzeczy bardzo ważnej. Co do zakazu fundowania dalszych klasztorów, gdyby nie bolesne dla mnie zagniewanie Przewielebnego Ojca Generała, przyjęłabym go raczej jako pociechę i ulgę ze wszech miar najpożądańszą, bo od dawna pragnęłam tego, by mi dano było w spokoju życie zakończyć. Zapewne, że inna była myśl i zamiar tych, którzy mi oddali tę przysługę; sądzili oni, że wyrządzają mi największą w świecie przykrość i zmartwienie, choć przy tym może mieli też i dobrą jaką intencję.
21. Nie przeczę, że nieraz i w innych zdarzeniach cieszyłam się z dojmujących sarkań i przeciwieństw, jakich w ciągu tych moich wędrówek fundacyjnych doznałam od wielu, bądź w dobrej intencji, bądź w innym celu na mnie powstających – ale tak wielkiej radości, jaką to prześladowanie we mnie wzbudziło, nigdy nie miałam. Przeciwnie, jedna tylko taka gorycz, jakich tu aż trzy od razu na mnie przyszło, w innym czasie ciężkie byłaby mi sprawiła zmartwienie. Główną, jak sądzę, przyczyną radości mojej była ta myśl, że kiedy stworzenia w taki sposób mi odpłacają, snadź zadowolony ze mnie jest Stworzyciel. Bo mam to mocne przekonanie, że kto zadowolenie i szczęście swoje pokłada w rzeczach tej ziemi albo w pochwałach ludzkich, ten gorzki sam sobie zawód gotuje. Choćby bowiem te rzeczy mogły przynieść jaką korzyść rzeczywistą, tym samym już zawodzą, że są niestałe; ludzie dziś takie mają zdanie, jutro inne, co dzisiaj chwalą, to jutro będą potępiać. Bądź błogosławiony, Boże i Panie mój! Tyś sam niezmienny na wieki wieków, amen. Kto Tobie służy wiernie aż do końca życia swego, ten bez końca będzie żył w wieczności Twojej.
22. Fundacje te – jak powiedziałam na wstępie – zaczęłam pisać z rozkazu Ojca Magistra Ripaldy z Towarzystwa Jezusowego, rektora kolegium w Salamance i naonczas mojego spowiednika. W czasie mego pobytu w tamecznym klasztorze Świętego Józefa, w roku 1573, pisałam kilka tych fundacji, potem, z powodu wielu innych zajęć, przerwałam pisanie i nie miałam już zamiaru pisać dalej, raz, że skutkiem przeniesienia Ojca Ripaldy w inne strony już się u niego nie spowiadałam, a po wtóre dlatego, że i to, co do tego czasu napisałam, wiele mię kosztowało trudu i dotkliwych cierpień, choć ich nie żałuję i nie uważam ich za stracone, skoro je ponosiłam przez posłuszeństwo i pisałam dla spełnienia danego mi rozkazu. Miałam więc mocne postanowienie zaniechać zupełnie dalszego pisania, ale musiałam zmienić postanowienie moje, otrzymawszy od Komisarza Apostolskiego (Ojca Magistra Hieronima Graciána od Matki Bożej) rozkaz dokończenia opisu tych fundacji. Broniłam się od tego rozkazu, jak mogłam, (dając przez to dowód, jak bardzo jestem niedoskonała w posłuszeństwie; wymawiałam się brakiem czasu i inne, jakie mi tylko na myśl przyszły, powody. Ojcu przestawiałam, bo w rzeczy samej robota taka przy tylu innych trudach, jakimi jestem obarczona, wielkiego mi przyczyniała obciążenia). Ojciec jednak na moje wymówki nie zważał i powtórzył mi rozkaz, bym powoli, jak zdołam, pisała dalej aż do końca.
23. Usłuchałam i oto skończyłam. Zdaję się w zupełności na sąd tych, którzy mają rozum i łaskę, po temu, aby, jeśli co źle powiedziałam, wykreślili, bo może właśnie złe się okaże to, co mnie się zdaje najlepsze.
Skończyłam dzisiaj, w wigilię św. Eugeniusza, dnia czternastego listopada 1576, w klasztorze Św. Józefa w Toledo, gdzie obecnie przebywam z rozkazu O. Komisarza Apostolskiego, Magistra Hieronima Graciána od Matki Bożej, obecnego naszego przełożonego nad klasztorami męskimi zarówno jak i żeńskimi pierwotnej Reguły Karmelu, a zarazem i Wizytatora Prowincji Andaluzyjskiej Reguły złagodzonej. Niechaj będzie ta praca na cześć i chwałę Pana naszego Jezusa Chrystusa, który króluje i królować będzie na wieki wieczne. Amen.
24. Na miłość Pana naszego proszę siostry i braci, którzy to czytać będą, niechaj mię polecają Panu, aby miał miłosierdzie nade mną, wybawił mię z mąk czyśćcowych, jeśli na nie zasłużę, i dał mi cieszyć się posiadaniem Jego. Ponieważ za życia mego księgi tej nie ujrzycie, niechże więc po śmierci mam jaką zapłatę od was, o ile ją wam czytać pozwolą, za trud, jaki podjęłam w napisaniu jej i za szczerą chęć moją przyczynienia wam przez nią niejakiej pociechy.
O fundacji klasztoru pod wezwaniem chwalebnego Świętego Józefa w miasteczku Karawaka w dzień Nowego Roku 1576.
1. W chwili gdy miałam już opuścić klasztor Św. Józefa w Awili, będąc na wyjezdnym do Beas, dla fundacji, o której była mowa wyżej, i czekałam tylko na ostatnie przygotowania do drogi, nadjechał z Karawaki umyślny posłaniec od dońi Cataliny de Otalora, pani tamże zamieszkałej. Oznajmiała mi, że trzy panny – będąc na kazaniu któregoś z Ojców Towarzystwa Jezusowego – zapragnęły założenia klasztoru w tym miejscu i tymczasowo umieściły się w jej domu, z mocnym postanowieniem, że z niego nie wyjdą póki się ich życzenie nie ziści. Zapewne były w zmowie z tą panią, bo i potem, gdy miało już przyjść do fundacji, ona głównie je popierała. Panny te należały do najznakomitszych rodów miasta. Jedna z nich była córką Rodriga de Moya, bardzo gorliwego sługi Bożego i męża wielkiej roztropności. Majątku we trzy miały więcej niż potrzeba na wykonanie podobnego przedsięwzięcia. Wiedziały dokładnie o pomocy Bożej przy zakładaniu naszych klasztorów od ojców Towarzystwa Jezusowego, którzy nam zawsze sprzyjali i wpływem swoim nas popierali.
2. Byłam zbudowana tą żarliwością i świętym zapałem, jakiego te dusze dały dowód, z tak daleka posyłając i kołacząc o przyjęcie do Zakonu Najśw. Pani naszej. Szczerze pragnęłam być im pomocną w wykonaniu pobożnego ich zamiaru. Dowiedziawszy się więc, że miejsce to leży niedaleko od Beas, zabrałam z sobą więcej sióstr niż zwykle brałam na założenie jednego klasztoru. Wnioskując bowiem z otrzymanych listów, że umowa nie będzie przedstawiała trudności, zamierzałam, zaraz po dokonaniu fundacji w Beas, wprost stamtąd udać się do Karawaki. Lecz wola Boża była inna, stąd i wszystkie plany moje na nic się zdały, bo jak powiedziałam w opisie fundacji sewilskiej, musiałam czekać w Beas na upoważnienie od Rady Zakonów, które nad miarę się przewlekało i nie mogłam tam pojechać mimo mojego postanowienia.
3. Prawda, że i sama potem zachwiałam się była w postanowieniu, bo zasięgnąwszy w Beas bliższych o Karawace szczegółów, dowiedziałam się, że mieścina ta tak leży na uboczu i takie złe do niej drogi, że trudny byłby tam dojazd wizytatorom klasztoru, a stąd słuszny powód przełożonych do niezadowolenia, straciłam więc wszelką ochotę do tej fundacji. Ponieważ jednak dałam przyrzeczenie, więc uprosiłam O. Juliana z Awili i Antonio Gaytana, aby tam pojechali, a sprawdziwszy rzeczy na miejscu, przerwali wszczęte układy, jeśli to uznają za dobre. Zastali tam znaczne ostudzenie pierwszego zapału, nie u samych tych aspirantek, ale u dońi Cataliny, która w całej tej sprawie główną odgrywała rolę. Owe panny zaś trzymała zamknięte u siebie, w oddzielnej części domu, jak gdyby już były w klasztorze.
4. Osoby te trwały niezmiennie w swojej pierwszej gotowości; dwie z nich mianowicie tak silne objawiały postanowienie i tak umiały się spodobać O. Julianowi z Awili i Antonio Gaytanowi, że ci, nie zwlekając, zaraz spisali i wręczyli im przy odjeździe wszystkie dokumenty do fundacji potrzebne, z czego one niezmiernie były uradowane. Oni też tak byli z nich zadowoleni i tak zachwyceni pięknym położeniem i żyznością miejsca, że zdając mi sprawę za powrotem, słów nie mieli na zalecenie mi tak obiecującej fundacji. Co do dróg jednak przyznali, że są one bardzo złe. Zgadzając się na rzecz już ułożoną, a nie mogąc sama odjechać z powodu opóźniającego się wciąż jeszcze pozwolenia Rady, posłałam tam powtórnie poczciwego Antonio Gaytana, który z życzliwości dla mnie zawsze był gotów na podjęcie wszelkiego trudu. Obaj oni wielkie mieli do tej fundacji zamiłowanie i im też w istocie należy się wdzięczność za przyjście jej do skutku. Gdyby bowiem nie to, że oni tam jeździli i sami wszystko ułożyli, ja z mojej strony niewiele byłabym uczyniła.
5. Posłałam więc Antonio Gaytana z poleceniem, aby urządził koło i kraty w domu, który siostry miały zająć tymczasowo, dopóki się nie znajdzie odpowiedni dom, który byśmy nabyły na własność. Chętnie podjął się tego zlecenia i dość dużo czasu strawił na urządzenie tymczasowego pomieszczenia w domu Rodriga de Moya, ojca jednej z tych panien – jak powiedziałam wyżej – który odstąpił na ten cel część swojego mieszkania.
6. Gdy wreszcie nadeszło pozwolenie i już byłam gotowa do wyjazdu, pokazało się, że w dokumencie było zastrzeżenie, iż klasztor ma zostawać pod zwierzchnim nadzorem komandorów i że siostry nasze mają im podlegać. Na to się zgodzić nie mogłam; byłoby to oddaniem Karmelu Matki Boskiej pod władzę zupełnie mu obcą. Potrzeba więc było znowu prosić o drugie pozwolenie bez tego zastrzeżenia, ale tą drogą nigdy byśmy się nie doczekały ani na tę fundację, ani na drugą w Beas. Dopiero gdy odważyłam się wprost napisać do króla, obecnie panującego Filipa II, Najjaśniejszy Pan, łaskawie przyjąwszy moją prośbę, rozkazał, aby pozwolenie zostało nam wydane. Monarcha ten, wspaniałomyślny opiekun wszystkich zakonników, wiernych duchowi swego powołania, skoro się dowiedział o nas i o ścisłym, według Reguły pierwotnej, urządzeniu klasztorów naszych, stale nam we wszystkim okazywał swoją królewską łaskę. Usilnie przeto was proszę, córki, aby zawsze, tak jak to jest obecnie, osobne modły we wszystkich domach były odmawiane za pomyślność naszego monarchy.
7. W ciągu tych powtórnych starań o pozwolenie pojechałam do Sewilli z rozkazu O. Magistra Hieronima Graciána od Matki Bożej, który naonczas był i dotąd jest Prowincjałem. Skutkiem tego biedne one panny pozostały w zamknięciu swoim aż do l stycznia następnego roku, choć jeszcze w lutym wyprawiły do Awili poselstwo. Pozwolenie wprawdzie niebawem nadeszło, ale ja, będąc tak daleko i tylu kłopotami obarczona, nie mogłam do nich pojechać, choć bardzo mi ich żal było, zwłaszcza że raz w raz otrzymywałam od nich listy, w których wynurzały przede mną wielkie swe z tego powodu zmartwienie. Rzeczywiście też niepodobna było dłużej ich zostawiać w takim położeniu.
8. Gdy więc i z powodu dalekiej drogi i dla spraw nie dokonanej jeszcze fundacji sewilskiej sama nie mogłam udać się do Karawaki, Ojciec Hieronim Gracián, mając władzę ku temu, jako wizytator apostolski, postanowił posłać tam beze mnie siostry, które zabrałam z Awili dla tej fundacji, a które tymczasem pozostawały w klasztorze Św. Józefa w Malagónie. Wybrałam na przeoryszę siostrę, do której szczególne miałam zaufanie i pewna byłam, że będzie tam bardzo pożyteczna, bo jest bez porównania lepsza ode mnie. Zabrawszy więc potrzebne pakunki, odjechały w towarzystwie dwóch naszych Ojców Karmelitów Bosych. Ojciec Julian bowiem z Awili i Antonio Gaytan już byli przedtem powrócili do siebie. Ze względu zaś na wielką odległość jak i na porę nie sprzyjającą, gdyż było to w grudniu, nie chciałam, by znowu na tę daleką podróż się narażali.
9. Przybywszy na miejsce, zostały powitane z wielkimi oznakami radości przez wszystek lud, a szczególnie ucieszyły się uwięzione nasze aspirantki. Fundacja klasztoru, przez wprowadzenie Najświętszego Sakramentu, odbyła się w uroczystość Imienia Jezusa, to jest w dzień Nowego Roku 1576. Dwie z tych trzech panien zaraz przywdziały habit. Trzecia, ulegając melancholii, snadź zlękła się takiego ścisłego zamknięcia, a tym bardziej jeszcze takiej surowości życia i ostrej pokuty; postanowiła zatem wrócić do domu i zamieszkać przy siostrze.
10. Zobaczcie tu, córki, i uwielbiajcie niezbadane sądy Boże! O, jaką wdzięczność, jaką wierną służbę winnyśmy Panu za to, że użyczył nam łaski wytrwania w naszym powołaniu, że dozwolił nam dojść aż do profesji, że teraz dano nam jest mieszkać w tym Jego domu i zwać się córkami Najświętszej Jego Matki! Dobrą zrazu wolę i majętność tej panienki przyjął Pan i użył jej na założenie tego klasztoru; aż oto, w chwili gdy mogła się już cieszyć posiadaniem tego, czego przedtem tak gorąco pragnęła, zabrakło jej odwagi i przyrodzony temperament wziął górę nad pociągiem do rzeczy wyższych. Jakże często, córki, na usposobienie wrodzone składamy winę niedoskonałości i niestateczności naszych!
11. Niechaj Jego Majestat raczy nam hojnie użyczać swej łaski, bo Jego pomocą wsparte, śmiało i bezpiecznie pójdziemy naprzód i żadna rzecz na świecie nie powstrzyma naszych kroków w coraz wyższym w służbie Jego postępie. Niechaj nas wszystkie obroną i opieką swoją otacza, aby ta wielka sprawa, którą w takich mizernych, jakimi my jesteśmy, niewiastach rozpoczął, przez nasze niedołęstwo nie ucierpiała szkody. O tę łaskę, siostry i córki moje, w imieniu Jego was błagam, nigdy Pana prosić nie ustawajcie. I każda nowo wstępująca niechaj z takim zapałem zabiera się do pracy, jak gdyby od niej dopiero zaczynało się to przywrócenie pierwotnej Reguły Najświętszej Panny, Pani naszej. Nigdy, pod żadnym warunkiem, nie dopuszczajcie najmniejszego tej Reguły zwolnienia. Pamiętajcie, że rzeczy małe otwierają wrota większym, i tak, powoli, nieznacznie, duch świata do was się zakradnie. Pamiętajcie, w jakim ubóstwie, z jakim trudem powstało to, czym wy dzisiaj w spokoju się cieszycie. Przypatrzcie się dobrze, a zobaczycie, że po większej części nie ludzie założyli te domy, jeno potężna ręka Boga; zobaczycie, jak dziwnie boska wielmożność Jego umie doprowadzać do szczęśliwego końca sprawy przez nią poczęte, jeśli jeno my nie stawimy jej przeszkód. Skąd, na przykład, pomyślcie tylko, taka jak ja nędzna niewiasta, zależna, bez grosza w kieszeni, bez żadnego znikąd poparcia czy życzliwej pomocy, mogła znaleźć środki do wykonania tak wielkich przedsięwzięć? Prawda, że do fundacji sewilskiej miałam pomoc od mego brata, który posiadał nieco majątku i serce wspaniałomyślne, i ochotną gotowość do wspomożenia nas w czymkolwiek; ale przedtem, w czasie tylu poprzednich fundacji, brat ten był daleko, aż w Indiach.
12. Widzicie więc, córki moje, że ręka Boga to wszystko zdziałała. Albo może przez wzgląd na wysokie z krwi szlacheckiej urodzenie moje kwapiono się uczcić mię skutecznym poparciem moich zamiarów? Wiecie dobrze, że nie. Słowem, z którejkolwiek strony zechcecie się zapatrywać na te fundacje, na to w nich odnowienie Karmelu, zawsze znajdziecie, że jest to własne Jego dzieło. Czyż nie jest to nagląca dla nas pobudka, byśmy się starały, aby dzieło to najmniejszego przez nas nie doznało uszczerbku? Choćby to miało wymagać od nas życia, czci i pokoju, winneśmy wszystko znieść, tym bardziej więc bądźmy wierne, kiedy ono właśnie prawdziwe nam życie i cześć, i pokój zapewnia! Bo jakież życie prawdziwiej może zwać się życiem, jeśli nie to, gdy tak się żyje, iżby nam nie były straszne ani śmierć, ani żadne przygody tego życia ziemskiego? Cóż może być cenniejsze nad to, gdy się ustawicznie czuje w sercu tę radość wewnętrzną, którą wy tutaj wszystkie się cieszycie, gdy się używa najwyższej pomyślności, jaka może być na tej ziemi, tej pomyślności, która tu jest naszym udziałem, że ubóstwa nie tylko się nie boimy, ale je owszem kochamy? A z czym porównać ten pokój wewnętrzny i zewnętrzny, w jakim tu upływają wasze dni? W waszej jest mocy w tym pokoju żyć i umierać, umierać tak, jak już nieraz widziałyście, że umierają te, które w tych domach Bogu duszę oddają. Bo skoro nieustannie Boga prosić będziecie o coraz szerszy rozwój Zakonu naszego i o własny wasz coraz wyższy postęp w cnotach, skoro nic zgoła nie polegając na samych sobie, w Nim całą ufność waszą składać będziecie, mężnym sercem Jemu służyć i Jemu czynić całkowitą, bez podziału, z siebie ofiarę. On – który kocha serca szlachetne i wspaniałe – nie odmówi wam swego miłosierdzia. Nie bójcie się, by wam kiedy zabrakło rzeczy potrzebnych do życia. Nigdy nie odmawiajcie żadnej zgłaszającej się o przyjęcie, jeśli jeno ma dobrą wolę i odpowiednie zdolności, jeśli przychodzi nie po to jedynie, aby zapewniła sobie schronienie i kawałek chleba, ale po to, aby doskonalej mogła służyć Bogu. Niech wtedy będzie uboga w dobra ziemskie, byleby bogata była w cnoty. Co na wyżywienie takiej wydacie. Bóg wam to zwróci w dwójnasób, za to ręczyć mogę, bo wiem o tym z wielokrotnego doświadczenia.
13. Nigdy – o ile pamiętam – nie odmówiłam żadnej przyjęcia dlatego, że była uboga, jeśli jeno z wewnętrznego jej usposobienia byłam zadowolona. Świadczy o tym, jak i wam wiadomo, wielka liczba przyjętych dla samej tylko miłości Boga. I mogę was upewnić, że nie z taką radością przyjmowałam te, które wnosiły znaczny posag, jak te, które nic z sobą nie przynosiły prócz ubóstwa i dobrej woli. Bogate, owszem, przyjmowałam z pewną obawą, gdy przeciwnie ubogie rozszerzały mi serce i taką mi sprawiały radość, że nieraz, prawdę mówię, płakałam z wielkiego uszczęśliwienia wewnętrznego.
14. Jeśli w czasie, gdy trzeba było domy kupować i zakładać, mogłyśmy tak przyjmować zupełnie ubogie, a przecie z łaski Boga ani dla nich, ani dla nas chleba nie zabrakło, cóż by to było, gdybyśmy teraz, kiedy mamy z czego żyć, chciały postępować inaczej i na posagi się oglądać, a nieposażnym wstępu odmawiać? Wierzcie, córki, że zysk, który byście sobie z tego obiecywały, zamieniłby się w stratę! Jeśli jednak wstępująca posiada majątek, nie mając żadnych skądinąd zobowiązań i nie mogąc go zatrzymać dla siebie, lepiej by wam go oddała jako jałmużnę, niżby miała nim wzbogacać osoby postronne, które może go nie potrzebują; gdyby inaczej postąpiła, wyznaję, że poczytywałabym jej to za brak miłości. Zwróćcie także na to uwagę, by wstępująca, co do sposobu rozporządzenia majętnością swoją radziła się teologów i uczyniła wedle tego, co oni uznają za odpowiednie dla większej chwały Bożej. Byłoby to bowiem bardzo niepięknie z naszej strony, gdybyśmy od postulantek naszych czegokolwiek żądały lub cokolwiek bądź brały, co by nie zmierzało do tego jedynego celu. Gdy one spełnią to, co winne są Bogu – to jest, gdy uczynią to, co jest doskonalsze – większą to będzie dla nas korzyścią, niż wszelkie posagi, jakie by nam wnieść mogły. Wszystkie bowiem do tego jedynie dążymy i na to tylko Bóg taką pomyślnością ten Zakon nasz darzy, aby we wszystkim i z wszystkiego Boski Jego Majestat miał cześć i chwałę.
15. Choć taka jestem grzeszna i nędzna, to przecie powiedzieć mogę na większą chwałę Pana i na pociechę waszą, abyście wiedziały, w jaki sposób powstawały te domy Jego. We wszelkich moich o założenie ich staraniach i rokowaniach, i we wszelkich, jakie mi się ku temu nastręczać mogły środkach i ułatwieniach – chociaż nieraz się zdawało, że niepodobna będzie doprowadzić danej fundacji do pomyślnego końca bez odstąpienia nieco od tego celu – nie byłabym przecie uczyniła, i nigdy nie uczyniłam nic takiego, w czym bym widziała najmniejszą niezgodność z wolą Pańską. Szłam w tym zawsze za radą moich spowiedników (którzy, jak wam wiadomo, wszyscy, ilu ich miałam od samego początku mojego do tych spraw powołania, byli wielkimi uczonymi teologami i świątobliwymi sługami Bożymi). Nie pamiętam nawet, by kiedy choć na chwilę myśl mi przyszła odstąpienia w czymkolwiek od tej zasady.
16. Może się mylę, może popełniłam wiele błędów, do których się nie poczuwam, i niedoskonałości zapewne było bez liku. Zliczy je Pan, który sam jest Sędzią sprawiedliwym (ja tylko mówię, jak i o ile znam siebie i rozumiem). Ale i to jasno widzę, że wierność, z jaką trzymałam się tej zasady, nie ode mnie pochodziła, jeno od Boga. Bóg chciał, aby te fundacje przyszły do skutku i dlatego wspierał mię, jako wybrane ku temu swoje narzędzie. W tym też jedynie celu o tym mówię, córki moje, abyście tym lepiej zrozumiały, jak wielką wdzięczność Mu winnyście i abyście wiedziały, że chociaż tyle tych domów naszych do tego czasu powstało, żadnej przecie założenie ich nie przyniosło szkody ani uszczerbku. Niech będzie błogosławiony On, który wszystko to sprawił i duszom dobrym miłość dał do serca, aby nam przyszły w pomoc! Niech raczy nigdy nas nie wypuszczać ze swej opieki i łaski swojej nam użycza, abyśmy umiały nie okazać się niewdzięcznymi za tyle Jego dobrodziejstw, amen.
17. Z poprzedzających opisów widziałyście już po części, jakie trudy miałyśmy do zniesienia z powodu tych fundacji, chociaż te, które tu wspomniałam, były może jeszcze z mniejszych. Gdybym je miała opowiadać wszystkie po szczególe, nieprędko skończyłabym, tyle tam było różnych trudów i umęczenia, po drogach najgorszych, przez rzeki wezbrane i głębokie śniegi, wśród błądzenia po bezdrożach, a często jeszcze, co było najgorsze, w bardzo złym stanie zdrowia. Raz – nie pamiętam, czy o tym mówiłam – pierwszego dnia podróży naszej z Malagónu do Beas, wyjeżdżałam z taką silną gorączką, przy całym steku różnych cierpień i bólów, że widząc siebie tak słabą, a drogę przed sobą tak daleką, mimo woli wspomniałam na słowa Ojca naszego Eliasza, gdy uciekając przed Jezabelą, mówił: “Panie, skąd wezmę siły, bym zdołał wytrzymać to wszystko? Ty sam racz w to wejrzeć”. Lecz oto Pan, widząc mię taką słabą, w jednej chwili uwolnił mię i od gorączki, i od wszystkich moich bólów. Tak było nagłe uzdrowienie wszelkich moich cierpień wewnętrznych i zewnętrznych, że gdy się później nad tym zastanawiałam, przyszło mi na myśl, iż stało się to za sprawą jednego świątobliwego sługi Bożego, kapłana, który właśnie w onej chwili był nadszedł i bardzo być może, że się w tym nie mylę. W chwilach lepszego zdrowia wszelkie trudy fizyczne znosiłam łatwo i z weselem.
18. Fantazje i usposobienia różnych ludzi, które przy tych fundacjach w każdej miejscowości przychodziło znosić, niemało też przyczyniały nam utrapienia. A rozstawanie się z siostrami i córkami moimi, które tak kocham, nie było najlżejszym z krzyżów moich, zwłaszcza gdy przewidywałam, że ich nigdy już nie zobaczę; gdy patrzyłam na ciężkie ich zmartwienie i łzy, serce mi się z żalu krajało. Choć zupełne w nich jest oderwanie się od wszystkich rzeczy tego świata, Bóg im nie dał tej łaski, by oderwały się ode mnie, na to snadź, bym ja tym większą mękę miała, bo i ja nie umiem od nich się oderwać. Starałam się wprawdzie, ile mogłam, nie okazać im wzruszenia mego, owszem i strofowałam je za niepohamowane poddawanie się żalowi, ale nic to nie skutkowało wobec wielkiej miłości, jaką mają dla mnie, a która, jak jest szczera i prawdziwa, tego niezliczone miałam od nich dowody.
19. Wiadomo wam także, że wszystkie te fundacje zostały dokonane nie tylko za pozwoleniem naszego Przewielebnego Ojca Generała, ale że i pozwolenie to było potem wydane w formie wyraźnego polecenia albo rozkazu. Co większa, za każdą fundacją objawiał mi listownie niezmierną swoją radość z powstania nowego klasztoru. Zadowolenie jego było zaiste największą dla mnie w trudach moich osłodą; pominąwszy, że bardzo go kocham, zdawało mi się, że Pana samego pocieszam, przyczyniając pociechy przełożonemu.
W końcu jednak, czy to że Pan w boskiej łaskawości swojej chciał mi użyczyć nieco odpoczynku, czy też że diabeł nie mógł dłużej znieść widoku mnożących się tylu domów, służbie i chwale Bożej poświęconych, dalsze fundacje nasze nagle zostały wstrzymane. (Nie stało się to, rozumie się, z woli naszego Ojca Generała; przeciwnie, jeszcze na krótko przedtem – na błagalną moją prośbę, by mnie zwolnił od rozkazu zakładania dalszych domów – odpowiedział mi, że tego nigdy nie uczyni, że owszem pragnie, bym tyle fundowała klasztorów, ile mam włosów na głowie). Przed wyjazdem z Sewilli, wskutek świeżo odbytej Kapituły Generalnej, która zdawałoby się powinna była raczej uznać za przysługę oddaną Zakonowi przymnożenie mu tylu nowych klasztorów, otrzymałam rozkaz, wydany przez Defmitorium, bym nie tylko zaniechała wszelkich dalszych fundacji, ale nadto jeszcze, bym sama obrawszy sobie na stałe mieszkanie klasztor, który zechcę, z niego się pod żadnym pozorem nie wydalała. Równało się to skazaniu mnie na więzienie; bo przecież każdą zakonnicę, gdy dobro Zakonu tego wymaga, Prowincjał może posyłać z miejsca na miejsce, z jednego klasztoru do drugiego. Gorsza jeszcze, i to jedynie prawdziwe było dla mnie zmartwienie, że nasz Ojciec Generał był zagniewany na mnie, nie z winy mojej, jeno skutkiem fałszywych doniesień ludzi nieżyczliwych. Przy tym dowiedziałam się również o dwu bardzo ciężkich oskarżeniach, które na mnie podniesiono.
20. Otóż, abyście widziały, jak wielkie jest miłosierdzie Pana, i jako boska dobroć Jego nigdy nie opuszcza tych, którzy pragną Mu służyć, powiem wam, siostry, i upewniam was, że oszczerstwa te rzucone na mnie, nie tylko żadnej mi nie sprawiły przykrości, ale jeszcze tak wielką i obfitą napełniły mię radością, iż niepodobna mi było w sobie ją powstrzymać. I już się nie dziwiłam Dawidowi, że wprowadzając na górę Syjon arkę Pańską, skakał przed nią i tańczył jakby szalony, raczej sama rada bym była czynić podobnież od tego wielkiego rozradowania, którego ukryć w sobie nie mogłam. Nie wiem sama, skąd ono we mnie się wzięło, bo jakkolwiek nieraz miałam do zniesienia dotkliwe obelgi i przeciwieństwa, nigdy z nich nie doznałam takiego uszczęśliwienia, jak w tym razie, choć z tych dwu zarzutów mi uczynionych jeden przynajmniej był w rzeczy bardzo ważnej. Co do zakazu fundowania dalszych klasztorów, gdyby nie bolesne dla mnie zagniewanie Przewielebnego Ojca Generała, przyjęłabym go raczej jako pociechę i ulgę ze wszech miar najpożądańszą, bo od dawna pragnęłam tego, by mi dano było w spokoju życie zakończyć. Zapewne, że inna była myśl i zamiar tych, którzy mi oddali tę przysługę; sądzili oni, że wyrządzają mi największą w świecie przykrość i zmartwienie, choć przy tym może mieli też i dobrą jaką intencję.
21. Nie przeczę, że nieraz i w innych zdarzeniach cieszyłam się z dojmujących sarkań i przeciwieństw, jakich w ciągu tych moich wędrówek fundacyjnych doznałam od wielu, bądź w dobrej intencji, bądź w innym celu na mnie powstających – ale tak wielkiej radości, jaką to prześladowanie we mnie wzbudziło, nigdy nie miałam. Przeciwnie, jedna tylko taka gorycz, jakich tu aż trzy od razu na mnie przyszło, w innym czasie ciężkie byłaby mi sprawiła zmartwienie. Główną, jak sądzę, przyczyną radości mojej była ta myśl, że kiedy stworzenia w taki sposób mi odpłacają, snadź zadowolony ze mnie jest Stworzyciel. Bo mam to mocne przekonanie, że kto zadowolenie i szczęście swoje pokłada w rzeczach tej ziemi albo w pochwałach ludzkich, ten gorzki sam sobie zawód gotuje. Choćby bowiem te rzeczy mogły przynieść jaką korzyść rzeczywistą, tym samym już zawodzą, że są niestałe; ludzie dziś takie mają zdanie, jutro inne, co dzisiaj chwalą, to jutro będą potępiać. Bądź błogosławiony, Boże i Panie mój! Tyś sam niezmienny na wieki wieków, amen. Kto Tobie służy wiernie aż do końca życia swego, ten bez końca będzie żył w wieczności Twojej.
22. Fundacje te – jak powiedziałam na wstępie – zaczęłam pisać z rozkazu Ojca Magistra Ripaldy z Towarzystwa Jezusowego, rektora kolegium w Salamance i naonczas mojego spowiednika. W czasie mego pobytu w tamecznym klasztorze Świętego Józefa, w roku 1573, pisałam kilka tych fundacji, potem, z powodu wielu innych zajęć, przerwałam pisanie i nie miałam już zamiaru pisać dalej, raz, że skutkiem przeniesienia Ojca Ripaldy w inne strony już się u niego nie spowiadałam, a po wtóre dlatego, że i to, co do tego czasu napisałam, wiele mię kosztowało trudu i dotkliwych cierpień, choć ich nie żałuję i nie uważam ich za stracone, skoro je ponosiłam przez posłuszeństwo i pisałam dla spełnienia danego mi rozkazu. Miałam więc mocne postanowienie zaniechać zupełnie dalszego pisania, ale musiałam zmienić postanowienie moje, otrzymawszy od Komisarza Apostolskiego (Ojca Magistra Hieronima Graciána od Matki Bożej) rozkaz dokończenia opisu tych fundacji. Broniłam się od tego rozkazu, jak mogłam, (dając przez to dowód, jak bardzo jestem niedoskonała w posłuszeństwie; wymawiałam się brakiem czasu i inne, jakie mi tylko na myśl przyszły, powody. Ojcu przestawiałam, bo w rzeczy samej robota taka przy tylu innych trudach, jakimi jestem obarczona, wielkiego mi przyczyniała obciążenia). Ojciec jednak na moje wymówki nie zważał i powtórzył mi rozkaz, bym powoli, jak zdołam, pisała dalej aż do końca.
23. Usłuchałam i oto skończyłam. Zdaję się w zupełności na sąd tych, którzy mają rozum i łaskę, po temu, aby, jeśli co źle powiedziałam, wykreślili, bo może właśnie złe się okaże to, co mnie się zdaje najlepsze.
Skończyłam dzisiaj, w wigilię św. Eugeniusza, dnia czternastego listopada 1576, w klasztorze Św. Józefa w Toledo, gdzie obecnie przebywam z rozkazu O. Komisarza Apostolskiego, Magistra Hieronima Graciána od Matki Bożej, obecnego naszego przełożonego nad klasztorami męskimi zarówno jak i żeńskimi pierwotnej Reguły Karmelu, a zarazem i Wizytatora Prowincji Andaluzyjskiej Reguły złagodzonej. Niechaj będzie ta praca na cześć i chwałę Pana naszego Jezusa Chrystusa, który króluje i królować będzie na wieki wieczne. Amen.
24. Na miłość Pana naszego proszę siostry i braci, którzy to czytać będą, niechaj mię polecają Panu, aby miał miłosierdzie nade mną, wybawił mię z mąk czyśćcowych, jeśli na nie zasłużę, i dał mi cieszyć się posiadaniem Jego. Ponieważ za życia mego księgi tej nie ujrzycie, niechże więc po śmierci mam jaką zapłatę od was, o ile ją wam czytać pozwolą, za trud, jaki podjęłam w napisaniu jej i za szczerą chęć moją przyczynienia wam przez nią niejakiej pociechy.