Pieśń duchowa - Strona 18 z 42 - Dumanie.pl - blog osobisty | o. Mariusz Wójtowicz OCD

Pieśń duchowa

 

STROFA XIV i XV



WPROWADZENIE DO NASTĘPNEJ STROFY

1. Jak gołąbka unosiła się dusza w powietrzu miłości ponad wodami potopu swych utrudzeń i udręk miłosnych, które znosiła do tego czasu, nie znalazłszy gdzie by odpoczęła jej noga (Rdz 8, 9). Wreszcie w tym ostatnim locie wyciągnął dobrotliwy ojciec Noe swą miłosierną rękę, przyjął ją i wpuścił do arki swego umiłowania i swej miłości. Nastąpiło to wówczas, gdy mówił do niej: Zawróć, gołąbko, jak to opisywaliśmy w poprzedniej strofie. Znalazłszy w tym przyjęciu wszystko, czego pragnęła, szczęście nie dające się słowami określić, zaczyna teraz dusza opiewać chwałę Umiłowanego. W dwu następnych strofach wysławia Jego wielkości, jakie w Nim odczuwa i jakimi się raduje w tym zjednoczeniu:

Mój Ukochany jest jak gór wyżyn,
Jak samotne doliny wśród gajów tonące,
Wyspy osobliwe,
Jak potoki rozgłośnie szumiące,
Jak tchnienie wiatru miłośnie wiejące.

Jak noc w spoczynku cichym pogrążona,
W chwili gdy się rozlewa blask zorzy rumiany,
Jak muzyka ciszą przepojona,
Samotność, w której brzmią organy,
Uczta, co moc i miłość daje na przemiany.

UWAGA

2. Zanim przystąpimy do objaśnienia tych strof, dla lepszego tych i następnych zrozumienia, zwróćmy uwagę, że przez ten lot duchowy, o jakim mówiliśmy, oznaczony jest bardzo wzniosły stan i zjednoczenie miłosne, do którego Bóg zwykł podnosić duszę po długiej walce duchowej. Nazywają ten stan zaręczynami duchowymi ze Słowem, Synem Bożym. W początkach, gdy dusza pierwszy raz to przeżywa, udziela jej Bóg z całą hojnością swoich nieprzebranych bogactw: ozdabia ją wielkością i majestatem, ubogaca darami i cnotami, odziewa blaskiem wiedzy i chwały swojej jak oblubienicę w dniu jej zaręczyn.

W tym błogosławionym dniu nie tylko kończą się dla duszy udręki gwałtowne i skargi miłosne, przez jakie przechodziła, lecz ozdobiona tymi bogactwami Bożymi wchodzi w stan pokoju, rozkoszy i słodyczy miłości. Tłumaczy to w tych strofach, w których nie mówi nic innego, tylko opiewa i wielbi wielkości swego Umiłowanego, jakie poznaje w Nim i raduje się nimi w tym szczęśliwym zjednoczeniu zaręczyn.

Również w dalszych strofach nie wspomina, jak przedtem, o udrękach i zmartwieniach, gdyż tu wszystkie się kończą. Opiewa tylko pełne słodyczy i spokoju przeżycia miłosne ze swym Oblubieńcem.

W tych dwu strofach mieści się wszystko, czego Bóg zwykł udzielać duszy w tym czasie. Nie należy jednak sądzić, że wszystkim duszom, będącym w tym stanie, daje Bóg to wszystko, o czym mówią te strofy, lub że wszystkie podnosi na jednakowy stopień poznania i odczucia. Jednym bowiem daje więcej, drugim mniej, jednym w ten sposób, drugim w inny, a wszystko to może zaistnieć w tym stanie zaręczyn duchowych. Natomiast mówi się tu o najszerszym zasięgu tych przeżyć i łask, jakie dusza może otrzymać w tym czasie; w nich kryje się wszystko inne. Następuje objaśnienie.

OBJAŚNIENIE STROF

3. Jak w arce Noego, według opowiadania Pisma świętego (Rdz 6,14 nn), było wiele mieszkań dla różnych odmian zwierząt i obfitość pokarmu, tak i dusza, która przybyła w swym locie do tej boskiej arki piersi Bożych, nie tylko widzi mieszkania, których, jak mówi Jego Boski Majestat przez św. Jana, “w domu Ojca Jego jest wiele” (J 14, 2), lecz widzi i poznaje tam również niewyczerpaną obfitość pokarmów, tj. tych wielkości łask i darów, których może dusza kosztować. Są to właśnie te wszystkie łaski, o jakich mówią te dwie strofy wyrażając to potoczną mową. Treść zaś ich jest następująca.

4. W tym boskim zjednoczeniu widzi i smakuje dusza całą obfitość nieocenionych bogactw. Znajduje całkowite odpocznienie i wytchnienie, jakiego pragnęła. Poznaje tajniki i osobliwe prawdy Boże, będące coraz to nowym pokarmem dla tych, którzy je lepiej poznają. Odczuwa w Bogu straszliwą potęgę i moc, która ubezwładnia wszelkie inne potęgi i siły. Kosztuje tam niewymownej słodyczy i rozkoszy ducha i znajduje prawdziwy spoczynek i światło Boże. Kosztuje w wysokim stopniu mądrości Boga promieniującej w ładzie stworzeń i dzieł Jego. Czuje się pełna dobra, daleka i wolna od wszelkiego zła. Nade wszystko zaś raduje się niewymownym pokrzepieniem miłości, które ją w miłości utwierdza. Taka jest treść, którą kryją w sobie te dwie strofy.

5. Mówi w nich dusza, że tymi wszystkimi skarbami jest dla niej sam Umiłowany, gdyż w tym, czego Bóg zwykł udzielać w podobnym nadmiarze miłości, odczuwa ona i poznaje prawdę słów św. Franciszka: “Bóg mój i wszystko moje!” Gdy zatem Bóg jest wszystkim dla duszy i dobrem wszystkich rzeczy, więc przez podobieństwo ich piękności będziemy objaśniali, wiersz za wierszem, to Jego hojne udzielanie się duszy. Wszystko to, o czym tu mowa, jest w Bogu nieskończenie doskonałe, a raczej, by się jaśniej wyrazić, każda z tych wielkości jest Bogiem i wszystkie razem są Bogiem.

Dusza bowiem łączy się w tym wypadku tak ściśle z Bogiem, iż czuje, że wszystkie rzeczy są Bogiem, jak to odczuwał św. Jan, gdy mówił: Quod factum est, in ipso et vita erat; “To co się stało, w Nim było życiem” (J 1,4). W tym więc, o czym tu mowa, nie wyrażamy tej myśli, że dusza czuje jakby poznawała przedmioty w jasnym oświetleniu albo stworzenia w Bogu, lecz tę, że w tym posiadaniu odczuwa ona, iż dla niej wszystkie rzeczy są Bogiem. Nie znaczy to, że dusza w tym czasie, poznając tak wzniosie Boga, widzi Go już jasno w istocie, gdyż jest to tylko hojne i obfite udzielane się jej Boga, przebłysk tego, czym On jest sam w sobie. I w tym właśnie dusza odczuwa całe to dobro wszystkich rzeczy, jakie teraz będziemy objaśniali. Mówi więc dusza:

Mój Ukochany jest jak gór wyżyny.

6. Góry są wysokie, potężne, rozległe, majestatyczne, piękne, pełne kwiatów i woni. Tymi górami jest dla mnie mój Umiłowany.

Jak. samotne doliny wśród gajów tonące.

7. Doliny samotne są spokojne, pełne czaru i świeżości, cieniste, obfite w słodkie wody. Różnorodnością swych gaików, miłym śpiewem ptasząt, sprawiają wytchnienie i rozkosz zmysłom, dają odświeżenie i odpocznienie w swej samotności i ciszy. Tymi dolinami jest dla mnie mój Umiłowany.

Wyspy osobliwe.

8. Osobliwe wyspy są oblane wodami, a wznosząc się wśród morskich przestrzeni, są oddalone i obce szlakom ludzkim. Rodzą się na nich i wyrastają twory zupełnie inne niż na lądzie, które osobliwymi kształtami i właściwościami budzą ciekawość i zdumienie u tych, co je oglądają. Z powodu więc tych wielkich i zdumiewających nowości oraz osobliwych poznań, zupełnie odmiennych od zwykłego poznania, jakie widzi dusza w Bogu, nazywa Go wyspami osobliwymi.

Osobliwym bowiem nazywają kogoś dla jednego z dwu powodów: dlatego, że stroni od ludzi, albo że się wybija ponad innych i wyodrębnia swymi czynami i dziełami. Dla tych dwóch przyczyn nazywa również dusza swego Boga osobliwym. Bo nie tylko jest On osobliwością wysp nigdy nie widzianych, lecz również drogi, zamiary i czyny Jego pełne są osobliwości i nowości oraz dziwne dla ludzi.

I nie jest to nadzwyczajne, że Bóg dla ludzi, którzy Go nigdy nie widzieli, jest osobliwy, gdyż sami święci aniołowie i dusze, które Go widzą, nie mogą Go pojąć i nigdy całkowicie Go nie pojmą. I aż do ostatniego dnia sądu będą oglądali w Nim tak niepojęte głębie Jego wyroków, co do dzieł Jego miłosierdzia i sprawiedliwości, że zawsze będą one dla nich nowe i coraz bardziej zdumiewające. Nie tylko więc ludzie, lecz i aniołowie mogą Go nazywać wyspami osobliwymi, bo tylko dla samego siebie nie jest On osobliwy ani nowy.

Jak potoki rozgłośnie szumiące.

9. Potoki mają trzy właściwości. Pierwsza, że wszystko, co spotykają na swej drodze, zalewają i zatapiają; druga, że zapełniają swymi wodami wszystkie niże i zagłębienia; trzecia, że tak szumią, iż pochłaniają i zagłuszają wszelkie inne głosy. A ponieważ w tym zjednoczeniu z Bogiem dusza w sposób smakowity odczuwa w Nim te trzy właściwości, nazywa Umiłowanego potokami szumiącymi.

Co do pierwszej właściwości, dusza czuje się w tym wypadku jakby zalana potokiem ducha Bożego i porwana z taką siłą, iż zdaje się jej, że wszystkie rzeki świata ją zalewają. Widzi wówczas zatopione wszystkie swe czynności i namiętności, w których przedtem żyła.

A chociaż to odbywa się z taką siłą, nie sprawia jednak męczarni, gdyż rzeki te, to rzeki pokoju, jak to tłumaczy Bóg przez Izajasza, mówiąc o tym zalaniu duszy: Ecce ego declinabo super eam quasi fluvium pacis, et quasi torrentem inundantem gloriom (66, 12), tj. słuchajcie i pojmujcie, że obrócę i zleję na nią, tj. na duszę, jakby rzekę pokoju i jakby strumień zalewający chwałą. I ten zalew Boży, który Bóg sprowadza na duszę jakby rzeki szumiące, napełnia ją chwałą i spokojem.

Co do drugiej właściwości, jaką dusza odczuwa, to zalewają te Boże wody wówczas niziny pokory duszy i zapełniają puste miejsca jej pożądań, jak o tym mówi św. Łukasz: Exaltavit humiles. Esurientes implevit bonis; “Wywyższył pokornych, łaknących napełnił dobrami” (Łk 1, 52).

Trzecia właściwość, jaką odczuwa dusza w tych szumiących rzekach swego Umiłowanego, jest to szum i głos duchowy ponad wszelkie inne dźwięki i głosy, zagłuszający wszelkie inne. Jego brzmienie przewyższa wszelkie inne głosy na świecie. Dla lepszego wyjaśnienia zatrzymamy się tu chwilę.

10. Ten głos, czyli rozgłośny szum potoków, o których tu mówi dusza, jest to zalew tak obfity, że napełnia ją wszelkimi dobrami, a potęga Jego, która nią owłada, jest tak wielka, że zdaje się jej być nie tylko szumem rzek, lecz potężnym hukiem grzmotu. Głos ten jest duchowy i nie ma w sobie odgłosu słyszanego w naturze ani jego przeraźliwości i ogłuszenia, lecz jest pełen majestatu, siły i potęgi, rozkoszy i chwały. Jest to jakby jakiś bezmierny wewnętrzny szum i odgłos odziewający duszę mocą i odwagą.

Ten głos duchowy i szum napełnił dusze Apostołów, gdy Duch Święty zstąpił na nich gwałtownym strumieniem, jak mówią Dzieje Apostolskie. Dla zrozumienia tego głosu duchowego napełniającego głębię ich dusz dał się słyszeć zewnętrznie szum jakby wichru gwałtownego, tak wielki, że go słyszeli wszyscy w Jerozolimie (2, 2-6). Oznaczał ten szum moc i odwagę, którymi zostali napełnieni Apostołowie, jak to już powiedzieliśmy.

Również gdy Pan nasz Jezus Chrystus modlił się do Ojca w ucisku i prześladowaniach, jakich doznawał od swych wrogów, jak to opowiada św. Jan (12, 28-29), napełnił Jego duszę wewnętrzny głos z nieba, umacniający Jego człowieczeństwo, a oddźwięk tego głosu usłyszeli Żydzi zewnętrznie tak donośny i gwałtowny, iż jedni mówili, że to był grzmot, inni, że anioł z nieba przemówił do Niego. Głos ten zewnętrznie oznaczał i wyrażał tę siłę i moc, jaka umacniała wewnętrznie człowieczeństwo Chrystusowe. Lecz nie znaczy to, by dusza nie słyszała równocześnie tego głosu duchowego w duchu.

Głos duchowy bowiem jest to skutek, jaki on sprawia w duszy, podobnie jak głos zewnętrzny daje brzmienie uszom a umysłowi poznanie. Tę myśl chciał oddać Dawid, gdy mówił: Ecce dabit voci suae vocem virtutis; “Bóg da głosowi swemu głos mocy” (Ps 67, 34). Moc ta, to głos wewnętrzny, gdyż słowa Dawida: głosowi swemu da głos mocy, oznaczają to, iż Pan głosowi zewnętrznemu da głos tej mocy, którą się odczuwa wewnątrz. Należy również wiedzieć, że Bóg sam to głos nieskończony, a udzielając się duszy sprawia w ten sposób skutek niezmiernego głosu.

11. Ten głos słyszał św. Jan w Objawieniu, gdzie mówi, że głos, który słyszał z nieba, erat tamquam vocem aquarum multarum et tamquam vocem tonitrui magni; “Usłyszałem głos z nieba niby głos wielu wód i niby głos wielkiego gromu” (14,2). By zaś zaznaczyć, że ten głos, chociaż tak wielki, nie jest przeraźliwy ani ogłuszający, dodaje zaraz, że głos ten był tak miły sicut citharoedorum citharisantium in citharis suis; “Ton, który dał się słyszeć, podobny był do tonu cytrzystów grających na cytrach” (w. 12). Prorok Ezechiel mówi, że ten głos jakby wielkich wód był quasi sonum sublimis Dei; “Jak głos najwyższego Boga” (1,24). Czyli, że udzielał mu się w sposób najwznioślejszy i najprzyjemniejszy. Głos ten jest nieskończony, gdyż jak już powiedzieliśmy, jest to sam Bóg, który udzielając się duszy wywołuje w niej ten głos. Powściąga się jednak i każdej duszy daje głos mocy odpowiednio do jej pojemności, sprawiając jej wielką rozkosz i wywyższenie. Dlatego też mówił Oblubieniec oblubienicy z Pieśni nad pieśniami: Sonet vox tua in auribus meis, vox enim tua dulcis; “Niechaj głos twój zabrzmi w uszach moich: albowiem głos twój wdzięczny” (2, 14). Następuje dalszy wiersz:

Jak tchnienie wiatru miłośnie wiejące.

12. O dwu rzeczach mówi dusza w tym wierszu: o tchnieniu i wietrze. Przez tchnienie miłosne wyraża tu cnoty i łaski Umiłowanego, jakie zalewają ją w tym zjednoczeniu i udzielają się jej wśród niepojętej miłości, dotykając najgłębszej jej istoty.

Przez tchnienie zaś wiatru wyraża najwyższe i najbardziej smakowite poznanie Boga i Jego przymiotów, które przelewa się w umysł z dotknięcia, jakie te przymioty Boże sprawiają w istocie duszy. I to jest największa rozkosz wśród tego, czego dusza smakuje w tym stanie.

13. Dla lepszego zrozumienia tych rzeczy należy zaznaczyć, że jak w wietrze rozróżnia się powiew i szum, czyli głos, tak i w tym udzielaniu się Oblubieńca odczuwa dusza dwie rzeczy: uczucie rozkoszy i poznanie. I jak dotknięcie wiatru odczuwa się zmysłem dotyku, a szum słuchem, tak również dotknięcie przymiotów Umiłowanego czuje dusza i raduje się nimi dotykiem, jaki jest w jej istocie. Poznanie zaś tych przymiotów Boga odczuwa swym słuchem, tj. rozumem.

Mówimy, że wiatr tchnie miłośnie, a to wówczas, gdy jego powiewy miło muskają i sprawiają przyjemność pragnącemu orzeźwienia. Zmysł dotyku doznaje wówczas przyjemności i orzeźwienia. Z przyjemnością dotyku odczuwa również słuch wielką przyjemność i rozkosz w odgłosie i świście wiatru, i to rozkosz większą niż ta, jaką dotyk otrzymuje z dotknięć wiatru. Zmysł słuchu bowiem jest bardziej duchowy, lub by się lepiej wyrazić, bardziej zbliżony do ducha niż dotyk. Rozkosz zatem, jaką on powoduje, jest bardziej duchowa niż ta, jaką sprawia dotyk.

14. Podobnie to dotknięcie Boże zadowala niepomiernie i obdarza szczęściem samą istotę duszy, gdyż zaspokaja w sposób słodki pożądanie, które polega na osiągnięciu takiego zjednoczenia i dlatego nazywa je dusza tchnieniem wiatru miłośnie wiejącym. W tym tchnieniu, jak już mówiliśmy, udziela się jej słodko a miłośnie moc Umiłowanego i stąd spływa na rozum tchnienie zrozumienia.

Nazywa je dusza tchnieniem, bo jak tchnienie wiatru przenika do wnętrza narządu słuchu, tak również to najwznioślejsze i najsubtelniejsze poznanie przenika z przedziwną słodyczą i rozkoszą głębię istoty duszy i daje jej rozkosz ponad wszelkie inne.

Przyczyna tej rozkoszy jest w tym, że udziela się duszy sama istota wolna od wszelkich przypadłości i wyobrażeń, gdyż udziela się umysłowi, który filozofowie nazywają biernym lub możnościowym, czyli rozum otrzymuje to poznanie biernie, bez żadnego działania ze swej strony.

Takie poznanie jest największą rozkoszą duszy, gdyż jest w rozumie, a na rozumie, jak mówią teologowie, opiera się kosztowanie czyli widzenie Boga. Ponieważ więc ten szum oznacza wspomniane wyżej poznanie substancjalne, niektórzy teologowie sądzą, że nasz Ojciec Eliasz widział Boga w tchnieniu owego miłego wietrzyka, jakie odczuwał u wejścia do swej groty (1 Krl 19, 12). Pismo święte nazywa je tam “szumem delikatnego wiatru”, gdyż z subtelnego i miłego udzielania się ducha spływa poznanie na rozum. Również i tutaj nazywa dusza to poznanie tchnieniem wiatru miłosnego, gdyż z miłosnego udzielania się potęgi Umiłowanego, rozlewa się owo poznanie i na umysł. W tej myśli więc określa je dusza jako świst wiatru miłosnego.

15. Ten boski szum, który przez słuch duszy do niej przenika, jest to nie tylko sama substancja, jak wspomnieliśmy, pojęta przez rozum, lecz również odsłonięcie prawd samego Bóstwa i objawienie ukrytych Jego tajemnic. Gdy Pismo święte mówi o jakimś udzielaniu się Boga wnikającym do duszy przez słuch, okazuje się ono również odsłonięciem rozumowi owych czystych prawd lub objawieniem Bożych tajemnic. Te objawienia albo widzenia są czysto duchowe i dusza otrzymuje je bez posługi i pomocy zmysłów. To więc, co się określa jako udzielanie się Boga przez słuch, jest poznaniem bardzo wzniosłym i pewnym. Toteż św. Paweł, pragnąc wyrazić wzniosłość objawienia, jakie otrzymał, nie mówił, że vidit arcana verba – ani też, że – gustavit arcana verba, – lecz że – audivit arcana verba, quae non licet homini loqui; “słyszał tajemnicze słowa, których człowiekowi mówić się nie godzi” (2 Kor 12, 4). Z tych słów można wnioskować, że on również widział Boga – jak nasz Ojciec Eliasz – w szumie.

Jak bowiem – według tegoż św. Pawła – “wiara jest ze słuchania” (Rz 10, 17) cielesnego, tak również to, co nam wiara wskazuje, tj. substancja poznana, jest ze słuchania duchowego. Dobrze to wytłumaczył prorok Job w rozmowie z Bogiem, który mu się objawił. Mówił bowiem: Auditu auris audivi Te, nunc autem oculus meus videt Te; “Słuchem ucha słyszałem Cię, a teraz oko moje Cię widzi” (42, 5). Wynika z tego jasno, że słyszeć Boga uchem duszy znaczy to samo, co widzieć Go okiem umysłu biernego, jak to już powiedzieliśmy. Nie mówi bowiem: słyszałem Cię słuchem mych uszu, lecz mego ucha; ani: widziałem Cię mymi oczyma, lecz mym okiem, tj. umysłem. Zatem ten słuch duszy jest tym samym, co widzenie umysłem.

16. Lecz nie należy sądzić, że to, co dusza pojmuje, czyli ta czysta substancja, jak powiedzieliśmy, jest tak jasnym i pełnym używaniem, jak w niebie; bo chociaż jest bez wszystkich przypadłości, nie jest jasna, lecz zaciemniona, gdyż się ją poznaje przez kontemplację, która, jak mówi św. Dionizy, jest jak promień ciemności. I stąd możemy powiedzieć, że jest jednym promieniem obrazu kosztowania, gdyż odbywa się w rozumie, na którym opiera się owo kosztowanie. Ta poznawana substancja, którą tu dusza nazywa tchnieniem, są to owe upragnione oczy. Gdy Umiłowany je odsłonił, ona (nie mogąc w ciele znieść tego widoku) wołała nań: Odwróć się, Miły.

17. Ponieważ zdaje mi się, że wiele z tego, co powiedziałem o tym zachwyceniu i tych zaręczynach, potwierdzają swą powagą pewne słowa Joba, sądzę, że dobrze będzie przytoczyć je tu, chociaż nas to nieco dłużej zatrzyma, i objaśnić je w związku z naszym przedmiotem. Zamieszczę je więc najpierw w tekście łacińskim, następnie w hiszpańskim, a na końcu objaśnię krótko, co będę uważał za odpowiednie dla naszego założenia. Ukończywszy to, zacznę objaśniać wiersze dalszej strofy. Mówi więc Elifaz Temanitczyk do Joba: Porro ad me dictum est verbum absconditum et quasi furtive suscepit auris mea venas susurri ejus. In horrore visionis nocturnae, quando solet sopor occupare homines, pavor tenuit me et tremor, et omnia ossa mea perterrita sunt; et cum spiritus, me praesente, transiret, inhorruerunt pili carnis meae; stetit quidam, cuius non agnoscebam vultum, imago coram oculis meis, et vocem quasi aurae tenis audivi. W przekładzie brzmią te słowa: “Ale do mnie powiedziano słowo tajemnicze i jakby ukradkiem przyjęło ucho moje ciąg szeptania jego. W okropności widzenia nocnego, gdy sen na ludzi zwykł przypadać, zdjął mię strach i drżenie, i wszystkie kości moje przestraszyły się; a gdy duch przechodził przede mną, powstały włosy na ciele moim. Stanął ktoś, którego twarzy nie poznałem, wyobrażenie przed oczyma mymi, i słyszałem głos jakby wiatru cichego” (4, 12-16). W słowach tych zawiera się prawie wszystko, cośmy tutaj dotychczas powiedzieli o tym porwaniu, począwszy od strofy 13, która mówi: Odwróć się, Miły! W tym bowiem, co tu mówi Elifaz Temanitczyk, iż powiedziano do niego słowo tajemnicze, są wyrażone te skrytości, które dusza otrzymała i nie mogąc znieść ich wielkości wołała: Odwróć się, Miły.

18. W tych zaś jego słowach, że “jakby ukradkiem przyjęło jego ucho ciąg szeptania” tego słowa, jest wyrażona owa naga substancja, którą poznaje rozum, jak to już mówiliśmy. Ciąg oznacza tutaj bowiem istotę wewnętrzną rzeczy, szept zaś owo udzielenie się i dotknięcie przymiotów, skąd udziela się rozumowi wspomniana substancja poznana. Nazywa ją tutaj szeptem, gdyż to udzielanie jest pełne słodyczy, podobnie jak przedtem nazwała je powiewem miłosnym, gdyż miłośnie się udziela. Mówi dalej Elifaz, że przyjął to słowo “jakby ukradkiem,” gdyż jak rzecz, którą się kradnie, jest obca, tak i ta skrytość, według zwykłego pojęcia jest obca dla człowieka, gdyż otrzymał to, co nie należy się jego naturze. I nie godziło mu się jej przyjąć, podobnie jak św. Pawłowi nie godziło się mówić o swych objawieniach (2 Kor 12, 4). Dlatego inny prorok powtórzył dwa razy: “Tajemnica moja dla mnie” (Iz 24, 16).

W następnych zaś słowach: “W okropności widzenia nocnego, gdy sen na ludzi zwykł przypadać, zdjął mnie strach i drżenie” – jest wyrażony strach i drżenie, jakie musiała odczuwać dusza w tym zachwyceniu, gdyż w swej naturze nie mogła znieść zjednoczenia się z duchem Bożym. Tłumaczy tu bowiem prorok, że tak jak w czasie, gdy się ludzie układają do snu, jawi się im i przestrasza ich widziadło, zwane zmorą, które ukazuje się w początkach zaśnięcia, między świadomością a snem, tak i tutaj daje zrozumieć, że w tym przejściu duchowym pomiędzy snem nieświadomości naturalnej i czujności poznania nadprzyrodzonego, który to stan jest początkiem zachwytu czy ekstazy, przejmuje człowieka strach i drżenie pod wpływem widzenia duchowego, które się wtedy udziela.

19. Mówi ów mąż w dalszych słowach, że “wszystkie kości jego przestraszyły się”, czyli zadrżały i poruszyły się w swych stawach. Tłumaczy przez to owo wielkie rozluźnienie się kości, które człowiek cierpi w tym czasie. Wyraził to dobrze Daniel, gdy na widok anioła zawołał: Domine, in visione tua dissolutae sunt compages meae; “Panie, na widok Twój rozstąpiły się stawy moje” (10, 16). W tym zaś, co mówi: “a gdy duch przechodził przede mną”, tj. gdy przez zachwycenie porwał mą duszę z granic i dróg naturalnych, “powstały włosy na ciele moim”, tłumaczy to, cośmy już powiedzieli o ciele, że w tym zawieszeniu jest zimne i sztywne jak u trupa.

20. W słowach następnych: “Stanął ktoś, którego twarzy nie poznałem, wyobrażenie przed oczyma mymi”, mówi o Bogu, który się udziela duszy w sposób wyżej opisany. I mówi, że nie znał jego twarzy, by dać zrozumieć, że w takim udzielaniu się i widzeniu, chociaż są tak wysokie, nie poznaje się ani widzi oblicza i samej istoty Boga, lecz że widział tylko wyobrażenie przed oczyma swymi, bo jak już zaznaczyliśmy, to poznanie tajemniczego słowa jest najwyższe, jakby wyobrażenie i odbicie Boga, chociaż nie jest jeszcze istotnym widzeniem Boga.

21. W ostatnich słowach: “I słyszałem głos, jakby wiatru cichego”, mówi o tym tchnieniu wiatru miłosnego, którym dla duszy jest sam Umiłowany. Wszystkie te obawy o szkody naturalne zdarzają się w czasie tych odwiedzin tylko u tych, którzy zaczynają wchodzić na drogę oświecającą i doskonałości, i tego rodzaju udzielania się. U innych są one pełne słodyczy i uczucia. Następuje dalszy ciąg objaśnienia.

Jak noc w spoczynku cichym pogrążona.

22. W tym śnie duchowym, na piersi Umiłowanego swego, dusza posiada i kosztuje całkowitego spoczynku, odpocznienia i ukojenia spokojnej nocy, a równocześnie otrzymuje bardzo głębokie, lecz jasne poznanie Boga i dlatego mówi, że Umiłowany jest dla niej jak noc w spoczynku cichym pogrążona,

W chwili gdy się rozlewa blask zorzy rumiany.

23. Ta noc cicha nie jest ciemna, lecz jest jak noc bliska poranku w chwili, gdy się zaczynają różowić zorze, gdyż ten spoczynek i ukojenie w Bogu nie są całkowicie pozbawione blasków, jak noc ciemna, lecz ukojeniem i odpoczywaniem w świetle Bożym, w coraz to nowym poznaniu Boga. I duch podniesiony w te blaski Bożego światła, znajduje tam pełny rozkoszy spoczynek.

Bardzo też trafnie porównuje to światło do blasku zorzy rumianej, tzn. do brzasku rannego. Jak bowiem ranne brzaski rozpraszają ciemność nocy i odsłaniają blaski dnia, tak i duch spoczywający i ukojony w Bogu jest podniesiony z mroków poznania naturalnego do porannego światła nadprzyrodzonego poznania Boga. Nie jest to jeszcze poznanie jasne, lecz według wyrażenia tego wiersza, jakby w nocy bliskiej poranku. Bo jak w tym czasie noc nie jest ani całkowicie ciemna, ani całkowicie jasna, lecz jakby w półcieniach, tak i ta samotność i spoczynek w Bogu nie są całkowicie przesycone Jego blaskiem, ani też nie są pozbawione niejakiego w tym blasku uczestnictwa.

24. W tym odpoczynku rozum widzi się podniesionym w sposób przedziwnie nowy ponad wszelkie ludzkie pojęcie do światła Bożego, podobnie jak ktoś, kto po długim śnie otwiera oczy na światło, jakiego się nie spodziewał. Ten rodzaj poznania chciał wyrazić Dawid, gdy mówił: Vigilavi, etfactus sum sicut passer solitarius in tecto; “Nie spałem, i stałem się jak wróbel sam jeden na dachu” (Ps 101, 8). Innymi słowy: Otworzłem oczy swego umysłu i znalazłem się ponad wszelkimi poznaniami naturalnymi, samotny i bez nich; na dachu, czyli ponad wszystkimi rzeczami tej ziemi.

Mówi więc, że stał się jak wróbel samotny, gdyż w tym stanie kontemplacji znamionują ducha podobne właściwości jak ptaka samotnego; właściwości tych jest pięć.

Pierwsza – spoczywa on zwykle na najwyższych miejscach; duch również wznosi się w tym stanie do najwyższej kontemplacji.

Druga – ma zawsze dziobek zwrócony w tę stronę, skąd przychodzi powiew; duch również zwraca swój afekt tam, skąd przybywa duch miłości, czyli Bóg.

Trzecia – przebywa zwykle sam i nie dopuszcza innego ptaka blisko siebie, a gdy się który zbliży, on natychniast odlatuje; tak i duch jest w tej kontemplacji w oddaleniu od wszystkich rzeczy, wyzuty ze wszystkiego i nie chce niczego, tylko tej samotności w Bogu.

Czwarta – śpiewa głosem pełnym słodyczy; to samo również czyni duch w tym czasie, gdyż pochwały, jakie śpiewa Bogu, wypływają z najsłodszej miłości i są dla niego samego najmilsze, a i Bogu również bardzo drogie.

Piąta wreszcie właściwość – nie ma określonego koloru; tak również w tym uniesieniu duch doskonały nie tylko nie ma jakiegoś zabarwienia afektu zmysłowego czy miłości własnej, lecz nawet żadnego szczegółowego rozważania rzeczy tak wyższych jak i niższych, i nie może wypowiedzieć ni określić swych przeżyć, gdyż to, co posiada, to przepaść wiedzy Bożej.

Jak muzyka cisza przepojona.

25. W spoczynku i ciszy tej nocy, wśród tego poznania światła Bożego, widzi dusza przedziwną zgodność i ład mądrości Boga w całej różnorodności stworzeń i we wszystkich Jego dziełach. Wszystkie razem i każde z osobna mają w sobie jakiś przejaw Bożej doskonałości i każde przez to, co posiada, głosi na swój sposób to, co w niej jest Bogiem. A dla duszy rozbrzmiewa to jak akordy najcudowniejszej muzyki, która przewyższa wszystkie dźwięki i melodie świata. Nazywa zaś tę muzykę ciszą przepojoną, bo jak powiedzieliśmy, jest to poznanie spokojne i kojące, bez rozgwaru głosów, więc radośnie odczuwa się w nim i słodycz muzyki, i błogie ukojenie ciszy. Mówi więc, że Umiłowany jest muzyką przepojoną ciszą, gdyż w Nim poznaje i smakuje harmonię tej muzyki duchowej. Mało tego, nadto jest On jak

Samotność, w której brzmią organy.

26. Jest to prawie to samo, co muzyka przepojona ciszą. Bo chociaż ta muzyka jest ciszą dla zmysłów i innych władz naturalnych, to jednak dla władz duchowych jest samotnością bardzo rozśpiewaną. Te władze bowiem, będąc dalekie i wolne od wszystkich form i pojmowań naturalnych, mogą nad wyraz dźwięcznie odebrać w duchu dźwięki duchowe płynące z wielkości Boga w Nim samym i w Jego dziełach, jak tego doznał święty Jan w duchu w Apokalipsie, o czym już wspominaliśmy, mianowicie “głos cytrzystów grających na cytrach swoich” (14, 2). To odbyło się w duchu. Nie był to bowiem dźwięk cytr materialnych, lecz pewnego rodzaju poznanie chwały, jaką każdy z błogosławionych – według stopnia własnej chwały bezustannie śpiewa Bogu, co jest jakby muzyką. Bo jak każdy posiada odmienne dary Boże, tak również każdy śpiewa inne pochwały, lecz wszyscy się łączą jak muzyka w jednym akordzie miłości.

27. Tak więc widzi dusza w tej cichej mądrości, rozlanej wśród stworzeń, nie tylko wyższych lecz i niższych, gdyż każde jak i ona ma w sobie jakiś rys Boży, jak podnoszą swój głos i każde według tego, co otrzymało, daje świadectwo twórczej potędze Boga i każde na swój sposób uwielbia Boga, mając Go w sobie, według stopnia swej zdolności. Wszystkie te głosy łączą się w jeden potężny akord uwielbienia wielkości, wszechmocy i przedziwnej mądrości Boga.

Na to właśnie chciał wskazać Duch Święty w Księdze Mądrości, gdy mówił: Spiritus Domini replevit orbem terrarum, et hoc quod continet omnia, scientiam habet vocis; “Duch Pański napełnił okrąg ziemi, a to, co wszystko obejmuje – wszystko, co On stworzył – ma poznanie głosu” (1,7), tj. pełną dźwięków ciszę, którą tu dusza odczuwa widząc jak każde stworzenie wznosi głos uwielbienia ku czci Stwórcy. A ponieważ dusza napawa się tą dźwięczną muzyką tylko w samotności i w oddaleniu od wszystkich rzeczy zewnętrznych, nazywa ją muzyką przepojoną ciszą i samotnością pełną dźwięków, określając tymi pojęciami swego Umiłowanego. Mówi nadto, że jest On jak

Uczta, co moc i miłość daje na przemiany.

28. Uczta, czyli wieczerza wzmacnia rozmiłowanych, nasyca i powiększa miłość. A ponieważ w tym słodkim udzielaniu się Umiłowany sprawia w duszy te trzy rzeczy, więc nazywa Go ucztą, co daje miłość.

Należy rozważyć, że w Piśmie świętym widzenie Boga oddaje się słowem wieczerza. Jak bowiem wieczerza jest zakończeniem dziennego znoju i początkiem spoczynku nocnego, tak i w tym uciszonym poznaniu, o którym mówiliśmy, dusza odczuwa kres wszelkiego zła i początek posiadania dobra, w którym rozmiłuje się w Bogu coraz więcej. Dlatego więc jest On dla niej wieczerzą, która wzmacnia, będąc końcem wszelkiego zła i rozmiłowuje ją, dając posiadanie wszystkich dóbr.

29. Lecz żeby lepiej zrozumieć, czym jest dla duszy ta wieczerza, którą, jak już powiedzieliśmy, jest sam jej Umiłowany, przytoczymy słowa, które tenże Umiłowany Oblubieniec mówi w Apokalipsie: “Oto stoję u drzwi i kołaczę, jeśli kto otworzy mi drzwi, wnijdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze mną” (3, 20). Tłumaczy tu, iż niesie z sobą wieczerzę, która nie jest niczym innym, jak tylko smakiem i rozkoszą, którą On sam się raduje. Łącząc się zaś z duszą, daje jej także kosztować tego szczęścia, to bowiem chciał wyjaśnić mówiąc: “Będę z nim wieczerzał, a on ze mną”. Słowa te dają więc poznać skutki, jakie wypływają ze zjednoczenia się duszy z Bogiem -wszystkie dobra Boże są wtedy również wspólne duszy, gdyż On udziela jej wdzięcznie i obficie. Jest tu więc On sam ucztą, co moc i miłość daje na przemiany. Będąc bowiem szczodry, wzmacnia ją, a opływając wdziękami – rozmiłowuje.

30. Uwaga. – Zanim przystąpimy do objaśnienia dalszych strof, należy zwrócić uwagę, że chociaż w stanie zaręczyn duchowych dusza raduje się pełnym uciszeniem i otrzymuje wszystko, co może otrzymać w tym życiu, jak to mówiliśmy, to jednak uciszenie owo dokonuje się tylko w jej wyższej części, gdyż część zmysłowa, aż do dopełnienia się zaślubin duchowych, nie może pozbyć się swych wad ani ujarzmić całkowicie swych popędów, jak to objaśnimy później. I to, co się teraz duszy udziela, jest czymś więcej niż to, co ona otrzymuje z racji zaręczyn duchowych, gdyż w zaślubinach duchowych otrzymuje więcej darów. Chociaż bowiem w zaręczynach duchowych, dusza-oblubienica raduje się w czasie nawiedzeń tym wielkim dobrem, o którym mówiliśmy, jednak jeszcze cierpi oddalenie, różne niepokoje i utrapienia od swej części niższej i od ducha ciemności, wszystko to zaś ustaje całkowicie w stanie zaślubin duchowych.

 

STROFA XIV i XV



WPROWADZENIE DO NASTĘPNEJ STROFY

1. Jak gołąbka unosiła się dusza w powietrzu miłości ponad wodami potopu swych utrudzeń i udręk miłosnych, które znosiła do tego czasu, nie znalazłszy gdzie by odpoczęła jej noga (Rdz 8, 9). Wreszcie w tym ostatnim locie wyciągnął dobrotliwy ojciec Noe swą miłosierną rękę, przyjął ją i wpuścił do arki swego umiłowania i swej miłości. Nastąpiło to wówczas, gdy mówił do niej: Zawróć, gołąbko, jak to opisywaliśmy w poprzedniej strofie. Znalazłszy w tym przyjęciu wszystko, czego pragnęła, szczęście nie dające się słowami określić, zaczyna teraz dusza opiewać chwałę Umiłowanego. W dwu następnych strofach wysławia Jego wielkości, jakie w Nim odczuwa i jakimi się raduje w tym zjednoczeniu:

Mój Ukochany jest jak gór wyżyn,
Jak samotne doliny wśród gajów tonące,
Wyspy osobliwe,
Jak potoki rozgłośnie szumiące,
Jak tchnienie wiatru miłośnie wiejące.

Jak noc w spoczynku cichym pogrążona,
W chwili gdy się rozlewa blask zorzy rumiany,
Jak muzyka ciszą przepojona,
Samotność, w której brzmią organy,
Uczta, co moc i miłość daje na przemiany.

UWAGA

2. Zanim przystąpimy do objaśnienia tych strof, dla lepszego tych i następnych zrozumienia, zwróćmy uwagę, że przez ten lot duchowy, o jakim mówiliśmy, oznaczony jest bardzo wzniosły stan i zjednoczenie miłosne, do którego Bóg zwykł podnosić duszę po długiej walce duchowej. Nazywają ten stan zaręczynami duchowymi ze Słowem, Synem Bożym. W początkach, gdy dusza pierwszy raz to przeżywa, udziela jej Bóg z całą hojnością swoich nieprzebranych bogactw: ozdabia ją wielkością i majestatem, ubogaca darami i cnotami, odziewa blaskiem wiedzy i chwały swojej jak oblubienicę w dniu jej zaręczyn.

W tym błogosławionym dniu nie tylko kończą się dla duszy udręki gwałtowne i skargi miłosne, przez jakie przechodziła, lecz ozdobiona tymi bogactwami Bożymi wchodzi w stan pokoju, rozkoszy i słodyczy miłości. Tłumaczy to w tych strofach, w których nie mówi nic innego, tylko opiewa i wielbi wielkości swego Umiłowanego, jakie poznaje w Nim i raduje się nimi w tym szczęśliwym zjednoczeniu zaręczyn.

Również w dalszych strofach nie wspomina, jak przedtem, o udrękach i zmartwieniach, gdyż tu wszystkie się kończą. Opiewa tylko pełne słodyczy i spokoju przeżycia miłosne ze swym Oblubieńcem.

W tych dwu strofach mieści się wszystko, czego Bóg zwykł udzielać duszy w tym czasie. Nie należy jednak sądzić, że wszystkim duszom, będącym w tym stanie, daje Bóg to wszystko, o czym mówią te strofy, lub że wszystkie podnosi na jednakowy stopień poznania i odczucia. Jednym bowiem daje więcej, drugim mniej, jednym w ten sposób, drugim w inny, a wszystko to może zaistnieć w tym stanie zaręczyn duchowych. Natomiast mówi się tu o najszerszym zasięgu tych przeżyć i łask, jakie dusza może otrzymać w tym czasie; w nich kryje się wszystko inne. Następuje objaśnienie.

OBJAŚNIENIE STROF

3. Jak w arce Noego, według opowiadania Pisma świętego (Rdz 6,14 nn), było wiele mieszkań dla różnych odmian zwierząt i obfitość pokarmu, tak i dusza, która przybyła w swym locie do tej boskiej arki piersi Bożych, nie tylko widzi mieszkania, których, jak mówi Jego Boski Majestat przez św. Jana, “w domu Ojca Jego jest wiele” (J 14, 2), lecz widzi i poznaje tam również niewyczerpaną obfitość pokarmów, tj. tych wielkości łask i darów, których może dusza kosztować. Są to właśnie te wszystkie łaski, o jakich mówią te dwie strofy wyrażając to potoczną mową. Treść zaś ich jest następująca.

4. W tym boskim zjednoczeniu widzi i smakuje dusza całą obfitość nieocenionych bogactw. Znajduje całkowite odpocznienie i wytchnienie, jakiego pragnęła. Poznaje tajniki i osobliwe prawdy Boże, będące coraz to nowym pokarmem dla tych, którzy je lepiej poznają. Odczuwa w Bogu straszliwą potęgę i moc, która ubezwładnia wszelkie inne potęgi i siły. Kosztuje tam niewymownej słodyczy i rozkoszy ducha i znajduje prawdziwy spoczynek i światło Boże. Kosztuje w wysokim stopniu mądrości Boga promieniującej w ładzie stworzeń i dzieł Jego. Czuje się pełna dobra, daleka i wolna od wszelkiego zła. Nade wszystko zaś raduje się niewymownym pokrzepieniem miłości, które ją w miłości utwierdza. Taka jest treść, którą kryją w sobie te dwie strofy.

5. Mówi w nich dusza, że tymi wszystkimi skarbami jest dla niej sam Umiłowany, gdyż w tym, czego Bóg zwykł udzielać w podobnym nadmiarze miłości, odczuwa ona i poznaje prawdę słów św. Franciszka: “Bóg mój i wszystko moje!” Gdy zatem Bóg jest wszystkim dla duszy i dobrem wszystkich rzeczy, więc przez podobieństwo ich piękności będziemy objaśniali, wiersz za wierszem, to Jego hojne udzielanie się duszy. Wszystko to, o czym tu mowa, jest w Bogu nieskończenie doskonałe, a raczej, by się jaśniej wyrazić, każda z tych wielkości jest Bogiem i wszystkie razem są Bogiem.

Dusza bowiem łączy się w tym wypadku tak ściśle z Bogiem, iż czuje, że wszystkie rzeczy są Bogiem, jak to odczuwał św. Jan, gdy mówił: Quod factum est, in ipso et vita erat; “To co się stało, w Nim było życiem” (J 1,4). W tym więc, o czym tu mowa, nie wyrażamy tej myśli, że dusza czuje jakby poznawała przedmioty w jasnym oświetleniu albo stworzenia w Bogu, lecz tę, że w tym posiadaniu odczuwa ona, iż dla niej wszystkie rzeczy są Bogiem. Nie znaczy to, że dusza w tym czasie, poznając tak wzniosie Boga, widzi Go już jasno w istocie, gdyż jest to tylko hojne i obfite udzielane się jej Boga, przebłysk tego, czym On jest sam w sobie. I w tym właśnie dusza odczuwa całe to dobro wszystkich rzeczy, jakie teraz będziemy objaśniali. Mówi więc dusza:

Mój Ukochany jest jak gór wyżyny.

6. Góry są wysokie, potężne, rozległe, majestatyczne, piękne, pełne kwiatów i woni. Tymi górami jest dla mnie mój Umiłowany.

Jak. samotne doliny wśród gajów tonące.

7. Doliny samotne są spokojne, pełne czaru i świeżości, cieniste, obfite w słodkie wody. Różnorodnością swych gaików, miłym śpiewem ptasząt, sprawiają wytchnienie i rozkosz zmysłom, dają odświeżenie i odpocznienie w swej samotności i ciszy. Tymi dolinami jest dla mnie mój Umiłowany.

Wyspy osobliwe.

8. Osobliwe wyspy są oblane wodami, a wznosząc się wśród morskich przestrzeni, są oddalone i obce szlakom ludzkim. Rodzą się na nich i wyrastają twory zupełnie inne niż na lądzie, które osobliwymi kształtami i właściwościami budzą ciekawość i zdumienie u tych, co je oglądają. Z powodu więc tych wielkich i zdumiewających nowości oraz osobliwych poznań, zupełnie odmiennych od zwykłego poznania, jakie widzi dusza w Bogu, nazywa Go wyspami osobliwymi.

Osobliwym bowiem nazywają kogoś dla jednego z dwu powodów: dlatego, że stroni od ludzi, albo że się wybija ponad innych i wyodrębnia swymi czynami i dziełami. Dla tych dwóch przyczyn nazywa również dusza swego Boga osobliwym. Bo nie tylko jest On osobliwością wysp nigdy nie widzianych, lecz również drogi, zamiary i czyny Jego pełne są osobliwości i nowości oraz dziwne dla ludzi.

I nie jest to nadzwyczajne, że Bóg dla ludzi, którzy Go nigdy nie widzieli, jest osobliwy, gdyż sami święci aniołowie i dusze, które Go widzą, nie mogą Go pojąć i nigdy całkowicie Go nie pojmą. I aż do ostatniego dnia sądu będą oglądali w Nim tak niepojęte głębie Jego wyroków, co do dzieł Jego miłosierdzia i sprawiedliwości, że zawsze będą one dla nich nowe i coraz bardziej zdumiewające. Nie tylko więc ludzie, lecz i aniołowie mogą Go nazywać wyspami osobliwymi, bo tylko dla samego siebie nie jest On osobliwy ani nowy.

Jak potoki rozgłośnie szumiące.

9. Potoki mają trzy właściwości. Pierwsza, że wszystko, co spotykają na swej drodze, zalewają i zatapiają; druga, że zapełniają swymi wodami wszystkie niże i zagłębienia; trzecia, że tak szumią, iż pochłaniają i zagłuszają wszelkie inne głosy. A ponieważ w tym zjednoczeniu z Bogiem dusza w sposób smakowity odczuwa w Nim te trzy właściwości, nazywa Umiłowanego potokami szumiącymi.

Co do pierwszej właściwości, dusza czuje się w tym wypadku jakby zalana potokiem ducha Bożego i porwana z taką siłą, iż zdaje się jej, że wszystkie rzeki świata ją zalewają. Widzi wówczas zatopione wszystkie swe czynności i namiętności, w których przedtem żyła.

A chociaż to odbywa się z taką siłą, nie sprawia jednak męczarni, gdyż rzeki te, to rzeki pokoju, jak to tłumaczy Bóg przez Izajasza, mówiąc o tym zalaniu duszy: Ecce ego declinabo super eam quasi fluvium pacis, et quasi torrentem inundantem gloriom (66, 12), tj. słuchajcie i pojmujcie, że obrócę i zleję na nią, tj. na duszę, jakby rzekę pokoju i jakby strumień zalewający chwałą. I ten zalew Boży, który Bóg sprowadza na duszę jakby rzeki szumiące, napełnia ją chwałą i spokojem.

Co do drugiej właściwości, jaką dusza odczuwa, to zalewają te Boże wody wówczas niziny pokory duszy i zapełniają puste miejsca jej pożądań, jak o tym mówi św. Łukasz: Exaltavit humiles. Esurientes implevit bonis; “Wywyższył pokornych, łaknących napełnił dobrami” (Łk 1, 52).

Trzecia właściwość, jaką odczuwa dusza w tych szumiących rzekach swego Umiłowanego, jest to szum i głos duchowy ponad wszelkie inne dźwięki i głosy, zagłuszający wszelkie inne. Jego brzmienie przewyższa wszelkie inne głosy na świecie. Dla lepszego wyjaśnienia zatrzymamy się tu chwilę.

10. Ten głos, czyli rozgłośny szum potoków, o których tu mówi dusza, jest to zalew tak obfity, że napełnia ją wszelkimi dobrami, a potęga Jego, która nią owłada, jest tak wielka, że zdaje się jej być nie tylko szumem rzek, lecz potężnym hukiem grzmotu. Głos ten jest duchowy i nie ma w sobie odgłosu słyszanego w naturze ani jego przeraźliwości i ogłuszenia, lecz jest pełen majestatu, siły i potęgi, rozkoszy i chwały. Jest to jakby jakiś bezmierny wewnętrzny szum i odgłos odziewający duszę mocą i odwagą.

Ten głos duchowy i szum napełnił dusze Apostołów, gdy Duch Święty zstąpił na nich gwałtownym strumieniem, jak mówią Dzieje Apostolskie. Dla zrozumienia tego głosu duchowego napełniającego głębię ich dusz dał się słyszeć zewnętrznie szum jakby wichru gwałtownego, tak wielki, że go słyszeli wszyscy w Jerozolimie (2, 2-6). Oznaczał ten szum moc i odwagę, którymi zostali napełnieni Apostołowie, jak to już powiedzieliśmy.

Również gdy Pan nasz Jezus Chrystus modlił się do Ojca w ucisku i prześladowaniach, jakich doznawał od swych wrogów, jak to opowiada św. Jan (12, 28-29), napełnił Jego duszę wewnętrzny głos z nieba, umacniający Jego człowieczeństwo, a oddźwięk tego głosu usłyszeli Żydzi zewnętrznie tak donośny i gwałtowny, iż jedni mówili, że to był grzmot, inni, że anioł z nieba przemówił do Niego. Głos ten zewnętrznie oznaczał i wyrażał tę siłę i moc, jaka umacniała wewnętrznie człowieczeństwo Chrystusowe. Lecz nie znaczy to, by dusza nie słyszała równocześnie tego głosu duchowego w duchu.

Głos duchowy bowiem jest to skutek, jaki on sprawia w duszy, podobnie jak głos zewnętrzny daje brzmienie uszom a umysłowi poznanie. Tę myśl chciał oddać Dawid, gdy mówił: Ecce dabit voci suae vocem virtutis; “Bóg da głosowi swemu głos mocy” (Ps 67, 34). Moc ta, to głos wewnętrzny, gdyż słowa Dawida: głosowi swemu da głos mocy, oznaczają to, iż Pan głosowi zewnętrznemu da głos tej mocy, którą się odczuwa wewnątrz. Należy również wiedzieć, że Bóg sam to głos nieskończony, a udzielając się duszy sprawia w ten sposób skutek niezmiernego głosu.

11. Ten głos słyszał św. Jan w Objawieniu, gdzie mówi, że głos, który słyszał z nieba, erat tamquam vocem aquarum multarum et tamquam vocem tonitrui magni; “Usłyszałem głos z nieba niby głos wielu wód i niby głos wielkiego gromu” (14,2). By zaś zaznaczyć, że ten głos, chociaż tak wielki, nie jest przeraźliwy ani ogłuszający, dodaje zaraz, że głos ten był tak miły sicut citharoedorum citharisantium in citharis suis; “Ton, który dał się słyszeć, podobny był do tonu cytrzystów grających na cytrach” (w. 12). Prorok Ezechiel mówi, że ten głos jakby wielkich wód był quasi sonum sublimis Dei; “Jak głos najwyższego Boga” (1,24). Czyli, że udzielał mu się w sposób najwznioślejszy i najprzyjemniejszy. Głos ten jest nieskończony, gdyż jak już powiedzieliśmy, jest to sam Bóg, który udzielając się duszy wywołuje w niej ten głos. Powściąga się jednak i każdej duszy daje głos mocy odpowiednio do jej pojemności, sprawiając jej wielką rozkosz i wywyższenie. Dlatego też mówił Oblubieniec oblubienicy z Pieśni nad pieśniami: Sonet vox tua in auribus meis, vox enim tua dulcis; “Niechaj głos twój zabrzmi w uszach moich: albowiem głos twój wdzięczny” (2, 14). Następuje dalszy wiersz:

Jak tchnienie wiatru miłośnie wiejące.

12. O dwu rzeczach mówi dusza w tym wierszu: o tchnieniu i wietrze. Przez tchnienie miłosne wyraża tu cnoty i łaski Umiłowanego, jakie zalewają ją w tym zjednoczeniu i udzielają się jej wśród niepojętej miłości, dotykając najgłębszej jej istoty.

Przez tchnienie zaś wiatru wyraża najwyższe i najbardziej smakowite poznanie Boga i Jego przymiotów, które przelewa się w umysł z dotknięcia, jakie te przymioty Boże sprawiają w istocie duszy. I to jest największa rozkosz wśród tego, czego dusza smakuje w tym stanie.

13. Dla lepszego zrozumienia tych rzeczy należy zaznaczyć, że jak w wietrze rozróżnia się powiew i szum, czyli głos, tak i w tym udzielaniu się Oblubieńca odczuwa dusza dwie rzeczy: uczucie rozkoszy i poznanie. I jak dotknięcie wiatru odczuwa się zmysłem dotyku, a szum słuchem, tak również dotknięcie przymiotów Umiłowanego czuje dusza i raduje się nimi dotykiem, jaki jest w jej istocie. Poznanie zaś tych przymiotów Boga odczuwa swym słuchem, tj. rozumem.

Mówimy, że wiatr tchnie miłośnie, a to wówczas, gdy jego powiewy miło muskają i sprawiają przyjemność pragnącemu orzeźwienia. Zmysł dotyku doznaje wówczas przyjemności i orzeźwienia. Z przyjemnością dotyku odczuwa również słuch wielką przyjemność i rozkosz w odgłosie i świście wiatru, i to rozkosz większą niż ta, jaką dotyk otrzymuje z dotknięć wiatru. Zmysł słuchu bowiem jest bardziej duchowy, lub by się lepiej wyrazić, bardziej zbliżony do ducha niż dotyk. Rozkosz zatem, jaką on powoduje, jest bardziej duchowa niż ta, jaką sprawia dotyk.

14. Podobnie to dotknięcie Boże zadowala niepomiernie i obdarza szczęściem samą istotę duszy, gdyż zaspokaja w sposób słodki pożądanie, które polega na osiągnięciu takiego zjednoczenia i dlatego nazywa je dusza tchnieniem wiatru miłośnie wiejącym. W tym tchnieniu, jak już mówiliśmy, udziela się jej słodko a miłośnie moc Umiłowanego i stąd spływa na rozum tchnienie zrozumienia.

Nazywa je dusza tchnieniem, bo jak tchnienie wiatru przenika do wnętrza narządu słuchu, tak również to najwznioślejsze i najsubtelniejsze poznanie przenika z przedziwną słodyczą i rozkoszą głębię istoty duszy i daje jej rozkosz ponad wszelkie inne.

Przyczyna tej rozkoszy jest w tym, że udziela się duszy sama istota wolna od wszelkich przypadłości i wyobrażeń, gdyż udziela się umysłowi, który filozofowie nazywają biernym lub możnościowym, czyli rozum otrzymuje to poznanie biernie, bez żadnego działania ze swej strony.

Takie poznanie jest największą rozkoszą duszy, gdyż jest w rozumie, a na rozumie, jak mówią teologowie, opiera się kosztowanie czyli widzenie Boga. Ponieważ więc ten szum oznacza wspomniane wyżej poznanie substancjalne, niektórzy teologowie sądzą, że nasz Ojciec Eliasz widział Boga w tchnieniu owego miłego wietrzyka, jakie odczuwał u wejścia do swej groty (1 Krl 19, 12). Pismo święte nazywa je tam “szumem delikatnego wiatru”, gdyż z subtelnego i miłego udzielania się ducha spływa poznanie na rozum. Również i tutaj nazywa dusza to poznanie tchnieniem wiatru miłosnego, gdyż z miłosnego udzielania się potęgi Umiłowanego, rozlewa się owo poznanie i na umysł. W tej myśli więc określa je dusza jako świst wiatru miłosnego.

15. Ten boski szum, który przez słuch duszy do niej przenika, jest to nie tylko sama substancja, jak wspomnieliśmy, pojęta przez rozum, lecz również odsłonięcie prawd samego Bóstwa i objawienie ukrytych Jego tajemnic. Gdy Pismo święte mówi o jakimś udzielaniu się Boga wnikającym do duszy przez słuch, okazuje się ono również odsłonięciem rozumowi owych czystych prawd lub objawieniem Bożych tajemnic. Te objawienia albo widzenia są czysto duchowe i dusza otrzymuje je bez posługi i pomocy zmysłów. To więc, co się określa jako udzielanie się Boga przez słuch, jest poznaniem bardzo wzniosłym i pewnym. Toteż św. Paweł, pragnąc wyrazić wzniosłość objawienia, jakie otrzymał, nie mówił, że vidit arcana verba – ani też, że – gustavit arcana verba, – lecz że – audivit arcana verba, quae non licet homini loqui; “słyszał tajemnicze słowa, których człowiekowi mówić się nie godzi” (2 Kor 12, 4). Z tych słów można wnioskować, że on również widział Boga – jak nasz Ojciec Eliasz – w szumie.

Jak bowiem – według tegoż św. Pawła – “wiara jest ze słuchania” (Rz 10, 17) cielesnego, tak również to, co nam wiara wskazuje, tj. substancja poznana, jest ze słuchania duchowego. Dobrze to wytłumaczył prorok Job w rozmowie z Bogiem, który mu się objawił. Mówił bowiem: Auditu auris audivi Te, nunc autem oculus meus videt Te; “Słuchem ucha słyszałem Cię, a teraz oko moje Cię widzi” (42, 5). Wynika z tego jasno, że słyszeć Boga uchem duszy znaczy to samo, co widzieć Go okiem umysłu biernego, jak to już powiedzieliśmy. Nie mówi bowiem: słyszałem Cię słuchem mych uszu, lecz mego ucha; ani: widziałem Cię mymi oczyma, lecz mym okiem, tj. umysłem. Zatem ten słuch duszy jest tym samym, co widzenie umysłem.

16. Lecz nie należy sądzić, że to, co dusza pojmuje, czyli ta czysta substancja, jak powiedzieliśmy, jest tak jasnym i pełnym używaniem, jak w niebie; bo chociaż jest bez wszystkich przypadłości, nie jest jasna, lecz zaciemniona, gdyż się ją poznaje przez kontemplację, która, jak mówi św. Dionizy, jest jak promień ciemności. I stąd możemy powiedzieć, że jest jednym promieniem obrazu kosztowania, gdyż odbywa się w rozumie, na którym opiera się owo kosztowanie. Ta poznawana substancja, którą tu dusza nazywa tchnieniem, są to owe upragnione oczy. Gdy Umiłowany je odsłonił, ona (nie mogąc w ciele znieść tego widoku) wołała nań: Odwróć się, Miły.

17. Ponieważ zdaje mi się, że wiele z tego, co powiedziałem o tym zachwyceniu i tych zaręczynach, potwierdzają swą powagą pewne słowa Joba, sądzę, że dobrze będzie przytoczyć je tu, chociaż nas to nieco dłużej zatrzyma, i objaśnić je w związku z naszym przedmiotem. Zamieszczę je więc najpierw w tekście łacińskim, następnie w hiszpańskim, a na końcu objaśnię krótko, co będę uważał za odpowiednie dla naszego założenia. Ukończywszy to, zacznę objaśniać wiersze dalszej strofy. Mówi więc Elifaz Temanitczyk do Joba: Porro ad me dictum est verbum absconditum et quasi furtive suscepit auris mea venas susurri ejus. In horrore visionis nocturnae, quando solet sopor occupare homines, pavor tenuit me et tremor, et omnia ossa mea perterrita sunt; et cum spiritus, me praesente, transiret, inhorruerunt pili carnis meae; stetit quidam, cuius non agnoscebam vultum, imago coram oculis meis, et vocem quasi aurae tenis audivi. W przekładzie brzmią te słowa: “Ale do mnie powiedziano słowo tajemnicze i jakby ukradkiem przyjęło ucho moje ciąg szeptania jego. W okropności widzenia nocnego, gdy sen na ludzi zwykł przypadać, zdjął mię strach i drżenie, i wszystkie kości moje przestraszyły się; a gdy duch przechodził przede mną, powstały włosy na ciele moim. Stanął ktoś, którego twarzy nie poznałem, wyobrażenie przed oczyma mymi, i słyszałem głos jakby wiatru cichego” (4, 12-16). W słowach tych zawiera się prawie wszystko, cośmy tutaj dotychczas powiedzieli o tym porwaniu, począwszy od strofy 13, która mówi: Odwróć się, Miły! W tym bowiem, co tu mówi Elifaz Temanitczyk, iż powiedziano do niego słowo tajemnicze, są wyrażone te skrytości, które dusza otrzymała i nie mogąc znieść ich wielkości wołała: Odwróć się, Miły.

18. W tych zaś jego słowach, że “jakby ukradkiem przyjęło jego ucho ciąg szeptania” tego słowa, jest wyrażona owa naga substancja, którą poznaje rozum, jak to już mówiliśmy. Ciąg oznacza tutaj bowiem istotę wewnętrzną rzeczy, szept zaś owo udzielenie się i dotknięcie przymiotów, skąd udziela się rozumowi wspomniana substancja poznana. Nazywa ją tutaj szeptem, gdyż to udzielanie jest pełne słodyczy, podobnie jak przedtem nazwała je powiewem miłosnym, gdyż miłośnie się udziela. Mówi dalej Elifaz, że przyjął to słowo “jakby ukradkiem,” gdyż jak rzecz, którą się kradnie, jest obca, tak i ta skrytość, według zwykłego pojęcia jest obca dla człowieka, gdyż otrzymał to, co nie należy się jego naturze. I nie godziło mu się jej przyjąć, podobnie jak św. Pawłowi nie godziło się mówić o swych objawieniach (2 Kor 12, 4). Dlatego inny prorok powtórzył dwa razy: “Tajemnica moja dla mnie” (Iz 24, 16).

W następnych zaś słowach: “W okropności widzenia nocnego, gdy sen na ludzi zwykł przypadać, zdjął mnie strach i drżenie” – jest wyrażony strach i drżenie, jakie musiała odczuwać dusza w tym zachwyceniu, gdyż w swej naturze nie mogła znieść zjednoczenia się z duchem Bożym. Tłumaczy tu bowiem prorok, że tak jak w czasie, gdy się ludzie układają do snu, jawi się im i przestrasza ich widziadło, zwane zmorą, które ukazuje się w początkach zaśnięcia, między świadomością a snem, tak i tutaj daje zrozumieć, że w tym przejściu duchowym pomiędzy snem nieświadomości naturalnej i czujności poznania nadprzyrodzonego, który to stan jest początkiem zachwytu czy ekstazy, przejmuje człowieka strach i drżenie pod wpływem widzenia duchowego, które się wtedy udziela.

19. Mówi ów mąż w dalszych słowach, że “wszystkie kości jego przestraszyły się”, czyli zadrżały i poruszyły się w swych stawach. Tłumaczy przez to owo wielkie rozluźnienie się kości, które człowiek cierpi w tym czasie. Wyraził to dobrze Daniel, gdy na widok anioła zawołał: Domine, in visione tua dissolutae sunt compages meae; “Panie, na widok Twój rozstąpiły się stawy moje” (10, 16). W tym zaś, co mówi: “a gdy duch przechodził przede mną”, tj. gdy przez zachwycenie porwał mą duszę z granic i dróg naturalnych, “powstały włosy na ciele moim”, tłumaczy to, cośmy już powiedzieli o ciele, że w tym zawieszeniu jest zimne i sztywne jak u trupa.

20. W słowach następnych: “Stanął ktoś, którego twarzy nie poznałem, wyobrażenie przed oczyma mymi”, mówi o Bogu, który się udziela duszy w sposób wyżej opisany. I mówi, że nie znał jego twarzy, by dać zrozumieć, że w takim udzielaniu się i widzeniu, chociaż są tak wysokie, nie poznaje się ani widzi oblicza i samej istoty Boga, lecz że widział tylko wyobrażenie przed oczyma swymi, bo jak już zaznaczyliśmy, to poznanie tajemniczego słowa jest najwyższe, jakby wyobrażenie i odbicie Boga, chociaż nie jest jeszcze istotnym widzeniem Boga.

21. W ostatnich słowach: “I słyszałem głos, jakby wiatru cichego”, mówi o tym tchnieniu wiatru miłosnego, którym dla duszy jest sam Umiłowany. Wszystkie te obawy o szkody naturalne zdarzają się w czasie tych odwiedzin tylko u tych, którzy zaczynają wchodzić na drogę oświecającą i doskonałości, i tego rodzaju udzielania się. U innych są one pełne słodyczy i uczucia. Następuje dalszy ciąg objaśnienia.

Jak noc w spoczynku cichym pogrążona.

22. W tym śnie duchowym, na piersi Umiłowanego swego, dusza posiada i kosztuje całkowitego spoczynku, odpocznienia i ukojenia spokojnej nocy, a równocześnie otrzymuje bardzo głębokie, lecz jasne poznanie Boga i dlatego mówi, że Umiłowany jest dla niej jak noc w spoczynku cichym pogrążona,

W chwili gdy się rozlewa blask zorzy rumiany.

23. Ta noc cicha nie jest ciemna, lecz jest jak noc bliska poranku w chwili, gdy się zaczynają różowić zorze, gdyż ten spoczynek i ukojenie w Bogu nie są całkowicie pozbawione blasków, jak noc ciemna, lecz ukojeniem i odpoczywaniem w świetle Bożym, w coraz to nowym poznaniu Boga. I duch podniesiony w te blaski Bożego światła, znajduje tam pełny rozkoszy spoczynek.

Bardzo też trafnie porównuje to światło do blasku zorzy rumianej, tzn. do brzasku rannego. Jak bowiem ranne brzaski rozpraszają ciemność nocy i odsłaniają blaski dnia, tak i duch spoczywający i ukojony w Bogu jest podniesiony z mroków poznania naturalnego do porannego światła nadprzyrodzonego poznania Boga. Nie jest to jeszcze poznanie jasne, lecz według wyrażenia tego wiersza, jakby w nocy bliskiej poranku. Bo jak w tym czasie noc nie jest ani całkowicie ciemna, ani całkowicie jasna, lecz jakby w półcieniach, tak i ta samotność i spoczynek w Bogu nie są całkowicie przesycone Jego blaskiem, ani też nie są pozbawione niejakiego w tym blasku uczestnictwa.

24. W tym odpoczynku rozum widzi się podniesionym w sposób przedziwnie nowy ponad wszelkie ludzkie pojęcie do światła Bożego, podobnie jak ktoś, kto po długim śnie otwiera oczy na światło, jakiego się nie spodziewał. Ten rodzaj poznania chciał wyrazić Dawid, gdy mówił: Vigilavi, etfactus sum sicut passer solitarius in tecto; “Nie spałem, i stałem się jak wróbel sam jeden na dachu” (Ps 101, 8). Innymi słowy: Otworzłem oczy swego umysłu i znalazłem się ponad wszelkimi poznaniami naturalnymi, samotny i bez nich; na dachu, czyli ponad wszystkimi rzeczami tej ziemi.

Mówi więc, że stał się jak wróbel samotny, gdyż w tym stanie kontemplacji znamionują ducha podobne właściwości jak ptaka samotnego; właściwości tych jest pięć.

Pierwsza – spoczywa on zwykle na najwyższych miejscach; duch również wznosi się w tym stanie do najwyższej kontemplacji.

Druga – ma zawsze dziobek zwrócony w tę stronę, skąd przychodzi powiew; duch również zwraca swój afekt tam, skąd przybywa duch miłości, czyli Bóg.

Trzecia – przebywa zwykle sam i nie dopuszcza innego ptaka blisko siebie, a gdy się który zbliży, on natychniast odlatuje; tak i duch jest w tej kontemplacji w oddaleniu od wszystkich rzeczy, wyzuty ze wszystkiego i nie chce niczego, tylko tej samotności w Bogu.

Czwarta – śpiewa głosem pełnym słodyczy; to samo również czyni duch w tym czasie, gdyż pochwały, jakie śpiewa Bogu, wypływają z najsłodszej miłości i są dla niego samego najmilsze, a i Bogu również bardzo drogie.

Piąta wreszcie właściwość – nie ma określonego koloru; tak również w tym uniesieniu duch doskonały nie tylko nie ma jakiegoś zabarwienia afektu zmysłowego czy miłości własnej, lecz nawet żadnego szczegółowego rozważania rzeczy tak wyższych jak i niższych, i nie może wypowiedzieć ni określić swych przeżyć, gdyż to, co posiada, to przepaść wiedzy Bożej.

Jak muzyka cisza przepojona.

25. W spoczynku i ciszy tej nocy, wśród tego poznania światła Bożego, widzi dusza przedziwną zgodność i ład mądrości Boga w całej różnorodności stworzeń i we wszystkich Jego dziełach. Wszystkie razem i każde z osobna mają w sobie jakiś przejaw Bożej doskonałości i każde przez to, co posiada, głosi na swój sposób to, co w niej jest Bogiem. A dla duszy rozbrzmiewa to jak akordy najcudowniejszej muzyki, która przewyższa wszystkie dźwięki i melodie świata. Nazywa zaś tę muzykę ciszą przepojoną, bo jak powiedzieliśmy, jest to poznanie spokojne i kojące, bez rozgwaru głosów, więc radośnie odczuwa się w nim i słodycz muzyki, i błogie ukojenie ciszy. Mówi więc, że Umiłowany jest muzyką przepojoną ciszą, gdyż w Nim poznaje i smakuje harmonię tej muzyki duchowej. Mało tego, nadto jest On jak

Samotność, w której brzmią organy.

26. Jest to prawie to samo, co muzyka przepojona ciszą. Bo chociaż ta muzyka jest ciszą dla zmysłów i innych władz naturalnych, to jednak dla władz duchowych jest samotnością bardzo rozśpiewaną. Te władze bowiem, będąc dalekie i wolne od wszystkich form i pojmowań naturalnych, mogą nad wyraz dźwięcznie odebrać w duchu dźwięki duchowe płynące z wielkości Boga w Nim samym i w Jego dziełach, jak tego doznał święty Jan w duchu w Apokalipsie, o czym już wspominaliśmy, mianowicie “głos cytrzystów grających na cytrach swoich” (14, 2). To odbyło się w duchu. Nie był to bowiem dźwięk cytr materialnych, lecz pewnego rodzaju poznanie chwały, jaką każdy z błogosławionych – według stopnia własnej chwały bezustannie śpiewa Bogu, co jest jakby muzyką. Bo jak każdy posiada odmienne dary Boże, tak również każdy śpiewa inne pochwały, lecz wszyscy się łączą jak muzyka w jednym akordzie miłości.

27. Tak więc widzi dusza w tej cichej mądrości, rozlanej wśród stworzeń, nie tylko wyższych lecz i niższych, gdyż każde jak i ona ma w sobie jakiś rys Boży, jak podnoszą swój głos i każde według tego, co otrzymało, daje świadectwo twórczej potędze Boga i każde na swój sposób uwielbia Boga, mając Go w sobie, według stopnia swej zdolności. Wszystkie te głosy łączą się w jeden potężny akord uwielbienia wielkości, wszechmocy i przedziwnej mądrości Boga.

Na to właśnie chciał wskazać Duch Święty w Księdze Mądrości, gdy mówił: Spiritus Domini replevit orbem terrarum, et hoc quod continet omnia, scientiam habet vocis; “Duch Pański napełnił okrąg ziemi, a to, co wszystko obejmuje – wszystko, co On stworzył – ma poznanie głosu” (1,7), tj. pełną dźwięków ciszę, którą tu dusza odczuwa widząc jak każde stworzenie wznosi głos uwielbienia ku czci Stwórcy. A ponieważ dusza napawa się tą dźwięczną muzyką tylko w samotności i w oddaleniu od wszystkich rzeczy zewnętrznych, nazywa ją muzyką przepojoną ciszą i samotnością pełną dźwięków, określając tymi pojęciami swego Umiłowanego. Mówi nadto, że jest On jak

Uczta, co moc i miłość daje na przemiany.

28. Uczta, czyli wieczerza wzmacnia rozmiłowanych, nasyca i powiększa miłość. A ponieważ w tym słodkim udzielaniu się Umiłowany sprawia w duszy te trzy rzeczy, więc nazywa Go ucztą, co daje miłość.

Należy rozważyć, że w Piśmie świętym widzenie Boga oddaje się słowem wieczerza. Jak bowiem wieczerza jest zakończeniem dziennego znoju i początkiem spoczynku nocnego, tak i w tym uciszonym poznaniu, o którym mówiliśmy, dusza odczuwa kres wszelkiego zła i początek posiadania dobra, w którym rozmiłuje się w Bogu coraz więcej. Dlatego więc jest On dla niej wieczerzą, która wzmacnia, będąc końcem wszelkiego zła i rozmiłowuje ją, dając posiadanie wszystkich dóbr.

29. Lecz żeby lepiej zrozumieć, czym jest dla duszy ta wieczerza, którą, jak już powiedzieliśmy, jest sam jej Umiłowany, przytoczymy słowa, które tenże Umiłowany Oblubieniec mówi w Apokalipsie: “Oto stoję u drzwi i kołaczę, jeśli kto otworzy mi drzwi, wnijdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze mną” (3, 20). Tłumaczy tu, iż niesie z sobą wieczerzę, która nie jest niczym innym, jak tylko smakiem i rozkoszą, którą On sam się raduje. Łącząc się zaś z duszą, daje jej także kosztować tego szczęścia, to bowiem chciał wyjaśnić mówiąc: “Będę z nim wieczerzał, a on ze mną”. Słowa te dają więc poznać skutki, jakie wypływają ze zjednoczenia się duszy z Bogiem -wszystkie dobra Boże są wtedy również wspólne duszy, gdyż On udziela jej wdzięcznie i obficie. Jest tu więc On sam ucztą, co moc i miłość daje na przemiany. Będąc bowiem szczodry, wzmacnia ją, a opływając wdziękami – rozmiłowuje.

30. Uwaga. – Zanim przystąpimy do objaśnienia dalszych strof, należy zwrócić uwagę, że chociaż w stanie zaręczyn duchowych dusza raduje się pełnym uciszeniem i otrzymuje wszystko, co może otrzymać w tym życiu, jak to mówiliśmy, to jednak uciszenie owo dokonuje się tylko w jej wyższej części, gdyż część zmysłowa, aż do dopełnienia się zaślubin duchowych, nie może pozbyć się swych wad ani ujarzmić całkowicie swych popędów, jak to objaśnimy później. I to, co się teraz duszy udziela, jest czymś więcej niż to, co ona otrzymuje z racji zaręczyn duchowych, gdyż w zaślubinach duchowych otrzymuje więcej darów. Chociaż bowiem w zaręczynach duchowych, dusza-oblubienica raduje się w czasie nawiedzeń tym wielkim dobrem, o którym mówiliśmy, jednak jeszcze cierpi oddalenie, różne niepokoje i utrapienia od swej części niższej i od ducha ciemności, wszystko to zaś ustaje całkowicie w stanie zaślubin duchowych.