Pieśń duchowa - Strona 20 z 42 - Dumanie.pl - blog osobisty | o. Mariusz Wójtowicz OCD

Pieśń duchowa

 

STROFA XVII



WPROWADZENIE DO NASTĘPNEJ STROFY

1. Dla lepszego zrozumienia strofy następnej należy zwrócić uwagę, że nieobecność Umiłowanego, którą dusza odczuwa w stanie zaręczyn duchowych, sprawia jej wielki ból, czasem tak wielki, że nie ma cierpienia, które by się mogło z nim porównać. Dzieje się to dlatego, ponieważ miłość, jaką dusza płonie ku Bogu w tym czasie, jest tak wielka i gorąca, a tym samym nieobecność Umiłowanego sprawia jej bardzo bolesne i głębokie cierpienia. Dołącza się do tego zmartwienia wielkie uprzykrzenie, jakie jej zadaje każde zajęcie się czy obcowanie ze stworzeniami. Będąc bowiem przejęta gwałtownym, bezmiernym pragnieniem połączenia się z Bogiem, odczuwa każde zajęcie jako bardzo ciężkie i przykre; podobnie i kamień gdy spada z gwałtownym pędem na ziemię, a spotka na swej drodze jakąś przeszkodę, usiłującą go zatrzymać w pustej przestrzeni, zderza się z nią z całą gwałtownością. I tym większe jest natężenie cierpienia, że dusza zakosztowawszy już słodyczy nawiedzeń, ceni je ponad wszystko złoto i piękności (Ps 18, 11). Obawiając się więc być pozbawioną choćby na moment tej cennej obecności, rozmawiając wśród oschłości z Duchem swego Oblubieńca, wypowiada tę oto strofę:

Ustań, wichrze północny, śmiercią tchnący,
A przyjdź ty, południowy, ze wspomnieniem miłości,
Powiej przez mój ogród,
Niech się rozleją w krąg twe wonności.
I będzie się pasł Miły wśród kwiatów świeżości.

OBJAŚNIENIE

2. Oprócz tego, co zostało powiedziane w poprzedniej strofie, wstrzymuje duchowa oschłość duszy również soki słodyczy wewnętrznej, którą opisywaliśmy powyżej. Dusza, obawiając się tego, używa przeciw niej w tej strofie dwóch środków.

Pierwszym stara się zabezpieczyć przed oschłością, zamykając jej drzwi przez ustawiczną modlitwę i pobożność.

Drugim przyzywa Ducha Świętego, który kładzie kres tej oschłości duszy, podtrzymuje w niej i potęguje miłość ku Oblubieńcowi, wzbudza w jej głębi wewnętrzne akty cnót, a wszystko w tym celu, by Syn Boży, jej Oblubieniec, któremu przypodobać się jedynie pragnie, znajdował w niej coraz większą radość i rozkosz.

Ustań, wichrze północny, śmiercią tchnący.

3. Mroźny i zimny północny wiatr niszczy i pozbawia świeżości kwiaty i rośliny lub co najmniej sprawia, że za jego tchnieniem stulają korony i zamykają się. A ponieważ oschłość duchowa i brak odczucia obecności Umiłowanego sprawiają te same skutki w duszy, która je odczuwa, wysuszając w niej soczystość, smak i zapach, jakie przedtem płynęły z cnót i jakimi się nasycała, nazywa je tchnącym śmiercią wichrem północnym. Wszystkie bowiem cnoty i afektywne ćwiczenia, jakie dawniej praktykowała, zostały jakby zmrożone i dlatego mówi: Ustań wichrze północny śmiercią tchnący.

Wyraża tu myśl, że oddanie się modlitwie i ćwiczeniom wewnętrznym może położyć kres tej oschłości duchowej. Ponieważ jednak w tym stanie, łaski, których Bóg udziela duszy, są tak wewnętrzne, że żadnym wysiłkiem swych władz nie może dusza nadać im działania i w nich smakować, jeśli duch jej Oblubieńca nie da jej pierwszego poruszenia miłości, prosi Go o to, mówiąc:

A przyjdź ty, południowy, ze wspomnieniem miłości.

4. Łagodny i południowy wiatr, który zowią libijskim, przynosi z sobą ciepło, deszcze i sprawia, że pod jego tchnieniem wzrastają rośliny i zioła, otwierają się kielichy kwiatów, rozlewając wokół zapachy. Wywołuje więc skutki wręcz przeciwne niż zimny wiatr północny. Mówiąc więc o tym wietrze ma dusza na myśli Ducha Świętego, który budzi miłość. Gdy bowiem ten boski powiew tchnie w duszę, tak ją rozpłomienia całą, obdarza takim bogactwem darów, ożywia, przypomina i budzi wolę, podnieca pożądania, które były jakby osłabione i uśpione dla miłości Bożej, że słusznie może dusza mówić, iż przypomina wzajemną miłość jej i Boga. Prosi więc dalej Ducha Świętego o to, co jest wyrażone w następnym wierszu:

Powiej przez mój ogród.

5. Ogrodem tym jest sama dusza. Jak bowiem powyżej była nazwana winnicą kwitnącą, gdyż kwiaty cnót, jakie w niej wyrastają, dają jej wino pełne słodyczy, tak i tutaj nazywa się ogrodem, gdyż w niej jest posiadane, rodzi się i wzrasta to kwiecie doskonałości i cnót, o którym mówiliśmy. I to jest szczególne, że nie mówi Oblubienica: wiej w moim ogrodzie, lecz przez mój ogród. Wielka bowiem jest różnica między tchnieniem Boga w dusze, a tchnieniem przez duszę. Tchnienie bowiem Jego w duszę, to wlanie jej łaski darów i cnót, a powiew przez duszę, to Boże dotknięcie i poruszenie cnót i doskonałości, które ona już posiada i które pod Jego wpływem odnawiają się i ożywiają tak, iż dają duszy przedziwny zapach i słodycz. Dzieje się tu podobnie jak z niektórymi aromatami. Gdy się je porusza, rozlewają one całe strugi zapachu, który przedtem nie był tak silny i nie odczuwało się go w takim stopniu. Dusza bowiem nie zawsze odczuwa w sobie i cieszy się cnotami, jakie ma nabyte lub wlane, gdyż w tym życiu, jak to później będziemy mówili, są one w niej jak kwiaty stulone w pąkach albo jak wonności zamknięte w naczyniu, których zapach odczuwa się dopiero wtedy, gdy się otworzy naczynie i wstrząśnie nimi, jak to już powiedzieliśmy.

6. Czasami jednak Bóg daje oblubienicy tę łaskę, że tchnąć swym Boskim Duchem przez jej ogród kwitnący, otwiera wszystkie pączki cnót, odkrywa wszystkie aromaty darów, doskonałości i bogactwa duszy, a okazując jej skarby i wartość wewnętrzną, odsłania całe jej piękno. I wtedy jest dla niej niewymownym szczęściem widzieć i słodko kosztować bogactw tych jej darów, które się jej ukazują, piękności tych kwiatów cnót, które są przed nią otwarte i słodyczy tego zapachu, który jej każdą z osobna według swej właściwości daje.

To właśnie nazywa jakby płynną strugą wonności, płynącą przez ogród, gdy mówi w następnym wierszu:

Niech się rozleją w krąg twe wonności.

7. Są one bowiem niekiedy w takiej obfitości, że dusza widzi się cała okryta rozkoszami i zanurzona w niewymownej chwale, tak że nie tylko odczuwa je sama w sobie, lecz jej pełność rozlewa się na zewnątrz. Wszyscy też, którzy się jej bliżej przypatrzą, odczuwają to również i wydaje się im ta dusza ogrodem zacisznym, pełnym rozkoszy i bogactw Bożych. A można to zauważyć w tych świętych duszach nie tylko wtedy, gdy te ich kwiaty są otwarte, lecz zawsze mają one w sobie coś majestatycznego i pełnego godności, co wzbudza uwagę i szacunek innych. Jest to skutkiem tej nadprzyrodzoności, która zlewa się w duszę przestającą tak blisko i zażyłe z Bogiem. Wskazuje na to Księga Wyjścia, mówiąc o Mojżeszu, że Izraelici nie mogli patrzeć na jego oblicze (34, 30) z powodu blasku i chwały, które je opromieniły w tak bliskim przestawaniu z Bogiem.

8. W tym tchnieniu Ducha Świętego przez duszę, które jest Jego nawiedzeniem, Syn Boży, jej Oblubieniec, podnosi ją do wysokiego zjednoczenia się z sobą. Dlatego też najpierw posyła jej swojego Ducha, jak Apostołom, który jako Jego Poprzednik, przygotowuje Mu gościnę w duszy oblubienicy, podnosi ją do rozkoszy, ogród jej stawia w całej krasie, odchyla kielichy kwiatów przez ukazanie swych darów, zdobi ją kobiercami swych łask i bogactw. Z całą gorącością pragnie więc dusza tego wszystkiego, mianowicie, by ustał już północny mroźny wiatr, a przyszedł łagodny zefir z południa i niósł swe tchnienie przez jej ogród, gdyż zawierają się w tym rozliczne dary. Pragnie radować się pełnym szczęścia ćwiczeniem cnót, a przez to uradować Umiłowanego, gdyż za ich pośrednictwem łączy się On z nią jeszcze ściślejszym węzłem miłości i daje jej, jak już mówiliśmy, jeszcze większe łaski niż przedtem. Pragnie, by jej Umiłowany coraz większą znajdował w niej przyjemność przez te akty cnót, gdyż radość jej Oblubieńca i ją coraz bardziej uszczęśliwia. Pragnie również, by zawsze miała ten smak i słodycze cnót, które ją napełniają w czasie gdy Oblubieniec przebywa w niej tą szczególną obecnością, by Mu mogła podać słodycz cnót, tak jak to w Pieśni nad pieśniami wyraża oblubienica: “Podczas gdy król był w pokoju swoim – tj. w duszy – nard mój wydał wonność swoją” (1,11). Przez nard kwitnący rozumie tu samą duszę, która z kwiatów swych cnót wydaje wonność dla Umiłowanego, przebywającego w niej w tym szczególnym zjednoczeniu.

9. Powinna więc każda dusza pragnąć usilnie tego tchnienia Ducha Świętego i prosić, aby wiał swym tchnieniem przez jej ogród, by się rozlewały w niej Boże zapachy. I oblubienica z Pieśni nad pieśniami, widząc jak ten powiew jest potrzebny, jaką chwałę i szczęście daje duszy, prosiła o niego w podobnych jak tu słowach: “Wstań, wietrze północny, a przyjdź, wietrze z południa, przewiej ogród mój, a niech płyną wonności jego” (4,16). Dusza pragnie tego wszystkiego nie dla rozkoszy i chwały, jaka stąd dla niej wypływa, lecz dlatego, że Oblubieniec jej znajduje w tym upodobanie i że jest to przygotowaniem i zaproszeniem, by Syn Boży przyszedł się w niej rozkoszować. Wyraża to w następnym wierszu:

I będzie się pasł Miły wśród kwiatów świeżości.

10. Tę rozkosz, jaką Syn Boży znajduje w duszy będącej w tym stanie, określa tu ona przez słowo pasza i tłumaczy przez to bardzo dobrze myśl, że pasza czy pokarm nie tylko daje smak, lecz także utrzymuje życie. Tak i Syn Boży rozkoszuje się w duszy tymi jej rozkoszami i utrzymuje w niej swe życie, tj. przebywa w niej jako w miejscu, gdzie znajduje pełną rozkosz, gdyż to miejsce również się w Nim rozkoszuje. To właśnie chciał On sam wyrazić przez usta Salomona w Księdze Przypowieści: “Rozkoszą moją być z synami człowieczymi” (8, 31), lecz wtedy gdy i oni znajdują rozkosze w przebywaniu ze Mną, który jestem Synem Bożym.

I należy zauważyć, że nie mówi tu dusza: będzie się pasł Miły mymi kwiatami, lecz wśród kwiatów, ponieważ, jak pragnęła, by udzielanie się Jego, tj. Oblubieńca, dokonało się w niej samej za pośrednictwem wspomnianej ślubnej wyprawy cnót, tak też wynika stąd, że pokarmem Jego jest sama dusza, którą przeobraża w siebie, gdy już jest przygotowana i przyprawiona wspomnianymi kwiatami cnót, darów i doskonałości, które stanowią przyprawę, z jaką i w jakiej ją spożywa. Te wszytkie doskonałości, za pośrednictwem wspomnianego już Poprzednika duszy, dają Synowi Bożemu smak i słodycz w duszy, aby przez to tym więcej nasycał się jej miłością. Jest bowiem zwyczajem Oblubieńca, że wśród zapachu tych kwiatów łączy się z duszą; to jest warunek z Jego strony. Wskazuje na to wyrażenie oblubienicy z Pieśni nad pieśniami: “Miły mój zstąpił do ogrodu swego, do grządki wonnych ziół, aby się paść w ogrodach i lilie zbierać” (6,1). I zaraz znowu powtarza: “Ja dla Miłego mego, a dla mnie Miły mój, który się pasie między liliami” (tamże, 6, 2), czyli innymi słowy, pasie się i rozkoszuje w mej duszy, która jest Jego ogrodem, pomiędzy liliami mych cnót i wdzięków.

 

STROFA XVII



WPROWADZENIE DO NASTĘPNEJ STROFY

1. Dla lepszego zrozumienia strofy następnej należy zwrócić uwagę, że nieobecność Umiłowanego, którą dusza odczuwa w stanie zaręczyn duchowych, sprawia jej wielki ból, czasem tak wielki, że nie ma cierpienia, które by się mogło z nim porównać. Dzieje się to dlatego, ponieważ miłość, jaką dusza płonie ku Bogu w tym czasie, jest tak wielka i gorąca, a tym samym nieobecność Umiłowanego sprawia jej bardzo bolesne i głębokie cierpienia. Dołącza się do tego zmartwienia wielkie uprzykrzenie, jakie jej zadaje każde zajęcie się czy obcowanie ze stworzeniami. Będąc bowiem przejęta gwałtownym, bezmiernym pragnieniem połączenia się z Bogiem, odczuwa każde zajęcie jako bardzo ciężkie i przykre; podobnie i kamień gdy spada z gwałtownym pędem na ziemię, a spotka na swej drodze jakąś przeszkodę, usiłującą go zatrzymać w pustej przestrzeni, zderza się z nią z całą gwałtownością. I tym większe jest natężenie cierpienia, że dusza zakosztowawszy już słodyczy nawiedzeń, ceni je ponad wszystko złoto i piękności (Ps 18, 11). Obawiając się więc być pozbawioną choćby na moment tej cennej obecności, rozmawiając wśród oschłości z Duchem swego Oblubieńca, wypowiada tę oto strofę:

Ustań, wichrze północny, śmiercią tchnący,
A przyjdź ty, południowy, ze wspomnieniem miłości,
Powiej przez mój ogród,
Niech się rozleją w krąg twe wonności.
I będzie się pasł Miły wśród kwiatów świeżości.

OBJAŚNIENIE

2. Oprócz tego, co zostało powiedziane w poprzedniej strofie, wstrzymuje duchowa oschłość duszy również soki słodyczy wewnętrznej, którą opisywaliśmy powyżej. Dusza, obawiając się tego, używa przeciw niej w tej strofie dwóch środków.

Pierwszym stara się zabezpieczyć przed oschłością, zamykając jej drzwi przez ustawiczną modlitwę i pobożność.

Drugim przyzywa Ducha Świętego, który kładzie kres tej oschłości duszy, podtrzymuje w niej i potęguje miłość ku Oblubieńcowi, wzbudza w jej głębi wewnętrzne akty cnót, a wszystko w tym celu, by Syn Boży, jej Oblubieniec, któremu przypodobać się jedynie pragnie, znajdował w niej coraz większą radość i rozkosz.

Ustań, wichrze północny, śmiercią tchnący.

3. Mroźny i zimny północny wiatr niszczy i pozbawia świeżości kwiaty i rośliny lub co najmniej sprawia, że za jego tchnieniem stulają korony i zamykają się. A ponieważ oschłość duchowa i brak odczucia obecności Umiłowanego sprawiają te same skutki w duszy, która je odczuwa, wysuszając w niej soczystość, smak i zapach, jakie przedtem płynęły z cnót i jakimi się nasycała, nazywa je tchnącym śmiercią wichrem północnym. Wszystkie bowiem cnoty i afektywne ćwiczenia, jakie dawniej praktykowała, zostały jakby zmrożone i dlatego mówi: Ustań wichrze północny śmiercią tchnący.

Wyraża tu myśl, że oddanie się modlitwie i ćwiczeniom wewnętrznym może położyć kres tej oschłości duchowej. Ponieważ jednak w tym stanie, łaski, których Bóg udziela duszy, są tak wewnętrzne, że żadnym wysiłkiem swych władz nie może dusza nadać im działania i w nich smakować, jeśli duch jej Oblubieńca nie da jej pierwszego poruszenia miłości, prosi Go o to, mówiąc:

A przyjdź ty, południowy, ze wspomnieniem miłości.

4. Łagodny i południowy wiatr, który zowią libijskim, przynosi z sobą ciepło, deszcze i sprawia, że pod jego tchnieniem wzrastają rośliny i zioła, otwierają się kielichy kwiatów, rozlewając wokół zapachy. Wywołuje więc skutki wręcz przeciwne niż zimny wiatr północny. Mówiąc więc o tym wietrze ma dusza na myśli Ducha Świętego, który budzi miłość. Gdy bowiem ten boski powiew tchnie w duszę, tak ją rozpłomienia całą, obdarza takim bogactwem darów, ożywia, przypomina i budzi wolę, podnieca pożądania, które były jakby osłabione i uśpione dla miłości Bożej, że słusznie może dusza mówić, iż przypomina wzajemną miłość jej i Boga. Prosi więc dalej Ducha Świętego o to, co jest wyrażone w następnym wierszu:

Powiej przez mój ogród.

5. Ogrodem tym jest sama dusza. Jak bowiem powyżej była nazwana winnicą kwitnącą, gdyż kwiaty cnót, jakie w niej wyrastają, dają jej wino pełne słodyczy, tak i tutaj nazywa się ogrodem, gdyż w niej jest posiadane, rodzi się i wzrasta to kwiecie doskonałości i cnót, o którym mówiliśmy. I to jest szczególne, że nie mówi Oblubienica: wiej w moim ogrodzie, lecz przez mój ogród. Wielka bowiem jest różnica między tchnieniem Boga w dusze, a tchnieniem przez duszę. Tchnienie bowiem Jego w duszę, to wlanie jej łaski darów i cnót, a powiew przez duszę, to Boże dotknięcie i poruszenie cnót i doskonałości, które ona już posiada i które pod Jego wpływem odnawiają się i ożywiają tak, iż dają duszy przedziwny zapach i słodycz. Dzieje się tu podobnie jak z niektórymi aromatami. Gdy się je porusza, rozlewają one całe strugi zapachu, który przedtem nie był tak silny i nie odczuwało się go w takim stopniu. Dusza bowiem nie zawsze odczuwa w sobie i cieszy się cnotami, jakie ma nabyte lub wlane, gdyż w tym życiu, jak to później będziemy mówili, są one w niej jak kwiaty stulone w pąkach albo jak wonności zamknięte w naczyniu, których zapach odczuwa się dopiero wtedy, gdy się otworzy naczynie i wstrząśnie nimi, jak to już powiedzieliśmy.

6. Czasami jednak Bóg daje oblubienicy tę łaskę, że tchnąć swym Boskim Duchem przez jej ogród kwitnący, otwiera wszystkie pączki cnót, odkrywa wszystkie aromaty darów, doskonałości i bogactwa duszy, a okazując jej skarby i wartość wewnętrzną, odsłania całe jej piękno. I wtedy jest dla niej niewymownym szczęściem widzieć i słodko kosztować bogactw tych jej darów, które się jej ukazują, piękności tych kwiatów cnót, które są przed nią otwarte i słodyczy tego zapachu, który jej każdą z osobna według swej właściwości daje.

To właśnie nazywa jakby płynną strugą wonności, płynącą przez ogród, gdy mówi w następnym wierszu:

Niech się rozleją w krąg twe wonności.

7. Są one bowiem niekiedy w takiej obfitości, że dusza widzi się cała okryta rozkoszami i zanurzona w niewymownej chwale, tak że nie tylko odczuwa je sama w sobie, lecz jej pełność rozlewa się na zewnątrz. Wszyscy też, którzy się jej bliżej przypatrzą, odczuwają to również i wydaje się im ta dusza ogrodem zacisznym, pełnym rozkoszy i bogactw Bożych. A można to zauważyć w tych świętych duszach nie tylko wtedy, gdy te ich kwiaty są otwarte, lecz zawsze mają one w sobie coś majestatycznego i pełnego godności, co wzbudza uwagę i szacunek innych. Jest to skutkiem tej nadprzyrodzoności, która zlewa się w duszę przestającą tak blisko i zażyłe z Bogiem. Wskazuje na to Księga Wyjścia, mówiąc o Mojżeszu, że Izraelici nie mogli patrzeć na jego oblicze (34, 30) z powodu blasku i chwały, które je opromieniły w tak bliskim przestawaniu z Bogiem.

8. W tym tchnieniu Ducha Świętego przez duszę, które jest Jego nawiedzeniem, Syn Boży, jej Oblubieniec, podnosi ją do wysokiego zjednoczenia się z sobą. Dlatego też najpierw posyła jej swojego Ducha, jak Apostołom, który jako Jego Poprzednik, przygotowuje Mu gościnę w duszy oblubienicy, podnosi ją do rozkoszy, ogród jej stawia w całej krasie, odchyla kielichy kwiatów przez ukazanie swych darów, zdobi ją kobiercami swych łask i bogactw. Z całą gorącością pragnie więc dusza tego wszystkiego, mianowicie, by ustał już północny mroźny wiatr, a przyszedł łagodny zefir z południa i niósł swe tchnienie przez jej ogród, gdyż zawierają się w tym rozliczne dary. Pragnie radować się pełnym szczęścia ćwiczeniem cnót, a przez to uradować Umiłowanego, gdyż za ich pośrednictwem łączy się On z nią jeszcze ściślejszym węzłem miłości i daje jej, jak już mówiliśmy, jeszcze większe łaski niż przedtem. Pragnie, by jej Umiłowany coraz większą znajdował w niej przyjemność przez te akty cnót, gdyż radość jej Oblubieńca i ją coraz bardziej uszczęśliwia. Pragnie również, by zawsze miała ten smak i słodycze cnót, które ją napełniają w czasie gdy Oblubieniec przebywa w niej tą szczególną obecnością, by Mu mogła podać słodycz cnót, tak jak to w Pieśni nad pieśniami wyraża oblubienica: “Podczas gdy król był w pokoju swoim – tj. w duszy – nard mój wydał wonność swoją” (1,11). Przez nard kwitnący rozumie tu samą duszę, która z kwiatów swych cnót wydaje wonność dla Umiłowanego, przebywającego w niej w tym szczególnym zjednoczeniu.

9. Powinna więc każda dusza pragnąć usilnie tego tchnienia Ducha Świętego i prosić, aby wiał swym tchnieniem przez jej ogród, by się rozlewały w niej Boże zapachy. I oblubienica z Pieśni nad pieśniami, widząc jak ten powiew jest potrzebny, jaką chwałę i szczęście daje duszy, prosiła o niego w podobnych jak tu słowach: “Wstań, wietrze północny, a przyjdź, wietrze z południa, przewiej ogród mój, a niech płyną wonności jego” (4,16). Dusza pragnie tego wszystkiego nie dla rozkoszy i chwały, jaka stąd dla niej wypływa, lecz dlatego, że Oblubieniec jej znajduje w tym upodobanie i że jest to przygotowaniem i zaproszeniem, by Syn Boży przyszedł się w niej rozkoszować. Wyraża to w następnym wierszu:

I będzie się pasł Miły wśród kwiatów świeżości.

10. Tę rozkosz, jaką Syn Boży znajduje w duszy będącej w tym stanie, określa tu ona przez słowo pasza i tłumaczy przez to bardzo dobrze myśl, że pasza czy pokarm nie tylko daje smak, lecz także utrzymuje życie. Tak i Syn Boży rozkoszuje się w duszy tymi jej rozkoszami i utrzymuje w niej swe życie, tj. przebywa w niej jako w miejscu, gdzie znajduje pełną rozkosz, gdyż to miejsce również się w Nim rozkoszuje. To właśnie chciał On sam wyrazić przez usta Salomona w Księdze Przypowieści: “Rozkoszą moją być z synami człowieczymi” (8, 31), lecz wtedy gdy i oni znajdują rozkosze w przebywaniu ze Mną, który jestem Synem Bożym.

I należy zauważyć, że nie mówi tu dusza: będzie się pasł Miły mymi kwiatami, lecz wśród kwiatów, ponieważ, jak pragnęła, by udzielanie się Jego, tj. Oblubieńca, dokonało się w niej samej za pośrednictwem wspomnianej ślubnej wyprawy cnót, tak też wynika stąd, że pokarmem Jego jest sama dusza, którą przeobraża w siebie, gdy już jest przygotowana i przyprawiona wspomnianymi kwiatami cnót, darów i doskonałości, które stanowią przyprawę, z jaką i w jakiej ją spożywa. Te wszytkie doskonałości, za pośrednictwem wspomnianego już Poprzednika duszy, dają Synowi Bożemu smak i słodycz w duszy, aby przez to tym więcej nasycał się jej miłością. Jest bowiem zwyczajem Oblubieńca, że wśród zapachu tych kwiatów łączy się z duszą; to jest warunek z Jego strony. Wskazuje na to wyrażenie oblubienicy z Pieśni nad pieśniami: “Miły mój zstąpił do ogrodu swego, do grządki wonnych ziół, aby się paść w ogrodach i lilie zbierać” (6,1). I zaraz znowu powtarza: “Ja dla Miłego mego, a dla mnie Miły mój, który się pasie między liliami” (tamże, 6, 2), czyli innymi słowy, pasie się i rozkoszuje w mej duszy, która jest Jego ogrodem, pomiędzy liliami mych cnót i wdzięków.