Księga Życia - Strona 16 z 43 - Dumanie.pl - blog osobisty | o. Mariusz Wójtowicz OCD

Księga Życia

parallax background
fot. rtve.es

 

Rozdział XIV



Przystępuje do objaśnienia drugiego stopnia modlitwy, na którym Pan daje już duszy zakosztować pewnych pociech. – Opisuje bliżej te pociechy, aby się okazało, że są to już rzeczy nadprzyrodzone, o czym należy pamiętać.

1. Wytłumaczyłam już, z jakim trudem podlewa się ten ogród, gdy rękoma trzeba ciągnąć wodę ze studni. Teraz powiem o drugim sposobie czerpania wody, jaki powziął Pan ogrodu, aby ogrodnik mógł za pomocą sztucznego przyrządu i kanału z mniejszą pracą sprowadzać większą ilość wody i niekiedy odpocząć, a nie ciągle się trudzić. Ten to sposób w zastosowaniu do modlitwy tak zwanej odpocznienia, chcę teraz wyjaśnić.

2. Tu dusza zaczyna się skupiać w sobie. Styka się już z rzeczą nadprzyrodzoną, bo żadną miarą nie zdoła sama osiągnąć tak wielkiego dobra, chociażby bardzo o to się starała. Wprawdzie i tu, jakąś chwilę musi popracować obracając koło dla naprowadzenia wody do kanału, – to znaczy pracowała rozumem, – ale woda tu stoi wyżej, a zatem i praca z nią nieporównywalnie jest mniejsza, niż gdy ją trzeba było ciągnąć ze studni. Wyżej stoi woda, mówię, i bliżej poziomu, to znaczy, że łaska tu jaśniej się objawia duszy. Innymi słowy, jest to wewnętrzne zebranie władz duszy, dla słodszego i z większym smakiem używania w takim skupieniu rozkoszy im zgotowanej. Ale nie jest to ani zachwycenie, ani uśpienie duchowe. Sama tylko wola tu działa i sama nie widząc, w jaki sposób została pojmana, zezwala tylko na to, aby Bóg ją wziął w niewolę, bo dobrze to czuje, że staje się niewolnicą Tego, którego miłuje. O Jezu, o Panie mój! – Jakże nam tu okazuje się potęga Twojej miłości! Ona to tak trzyma uwięzioną naszą miłość, że nie pozostawia jej w tym stanie wolności miłować, co innego, tylko Ciebie samego.

3. Pozostałe dwie władze: rozum i pamięć, wspierają wolę, aby coraz bardziej stawała się zdolna do używania tak wielkiego dobra. Niekiedy jednak zdarza się przeciwnie, że gdy wola tak złączona jest z Bogiem, tamte mocno jej przeszkadzają. Lecz wola wtedy niech nie patrzy na nie tylko trwa niezmącona w używaniu swej rozkoszy i spokoju. Bo gdyby chciała je zebrać, rozproszyłaby tylko i tamte, i samą siebie. Władze te podobne są wtedy do gołębi, które nie poprzestając na ziarnie, jakie im bez żadnej dla nich pracy rozsypuje gospodarz, odlatują szukając sobie żeru gdzie indziej, a nie znalazłszy znów wracają do gołębnika. Tak podobnie rozum i pamięć odchodzą i przychodzą, patrząc czy wola udzieli im tych rozkoszy, których używa. Jeśli Pan zechce im rzucić nieco tego pokarmu niebieskiego, zatrzymują się, a jeśli nie, znowu odlatują i znowu szukają. Chcą woli dopomagać i zdaje im się, że pomagają, ale często dzieje się przeciwnie. Próbując przedstawić jej tę rozkosz, której używa, pamięć i wyobraźnia tylko jej szkodzą i zawadzają. Potrzeba, zatem, by wola zachowywała się względem nich w sposób, jaki wskażę niżej.

4. Wszystko to w całym trwaniu tego rodzaju modlitwy połączone jest z niezmiernie wielką pociechą, a z małą pracą, że rozmyślanie, choćby się dłużej przeciągnęło, nie nuży, bo rozum tu działa tylko z przerwami, a przecież czerpie większą ilość wody, niż kiedy ją ciągnął ze studni. Łzy, których Pan tu użycza, wielką pociechę przynoszą. Czujesz, że płyną, i nie potrzebujesz się na nie silić.

5. Ta woda nieopisanych dóbr i łask, jaką Pan tutaj daje, bez porównania większy sprawia wzrost cnót, niż poprzedni rodzaj modlitwy. Dusza tu już wznosi się nad poziom swojej nędzy i dostępuje już niejakiego smaku rozkoszy chwały wiecznej. Ta właśnie łaska przyczynia się głównie do szybszego wzrostu duszy, czyniąc ją bliższą samej istotnej i prawdziwej cnoty, z której wszelkie cnoty pochodzą, to jest Boga. Bóg zaczyna udzielać siebie tej duszy i chce, aby czuła, w jaki sposób jej się udziela. Zaledwie dojdzie do tego stanu, zaraz zaczyna tracić wszelkie pożądanie rzeczy doczesnych. Niewielka jest w tym jej zasługa, bo widzi jasno, że nawet jedna chwila tego niebieskiego wesela nie może się znaleźć na tej ziemi. I że nie ma bogactw ani potęg, ani dostojeństw, ani rozkoszy, które by zdołały choćby na jedno mgnienie oka dać jej to zadowolenie. Jedynie takie prawdziwe zadowolenie, iż posiadając je, jasno to widzimy, że ono jedno zdolne jest nas zadowolić. W rzeczach ziemskich chyba tylko cudem znaleźć się zdarz to zadowolenie, ale nigdy w nich, obok strony dodatniej, obok tego, co cieszy, nie brak i strony ujemnej. Tu zaś, w tym weselu duchowym wszystko jest dodatnie, wszystko jest samą tylko pociechą. Strona ujemna potem dopiero następuje, gdy dusza czuje, że wesele to skończyło się i nie może go z powrotem przywołać ani nie ma sposobu odzyskania go. Bo choćby człowiek wyniszczał siebie pokutą, modlitwą i wszelkiego rodzaju umartwieniem, mało mu to pomoże, jeśli Pan sam nie zechce mu wesela tego przywrócić. Chce Bóg, według swojej łaskawości, by dusza ta zrozumiała, iż swoją boską obecnością jest już blisko przy niej, że nie ma potrzeby już słać do Niego posłów, ale sama z Nim może rozmawiać, ani do tej rozmowy nie potrzebuje podnosić głosu, bo On jest tak blisko, że przez samo poruszeniem ust słyszy ją i rozumie.

6. Mowa ta może się wydać dziwną, bo wiemy przecież, że Bóg zawsze nas słyszy i zawsze jest z nami. – Tak jest bez wątpienia, ale tu Boski Pan i nasz Król chce, byśmy sami to zrozumieli, że On nas rozumie, i jaki skutek sprawia Jego boska obecność. W szczególny sposób zaczyna działać w tej duszy przez to niewypowiedziane zadowolenie wewnętrzne i zewnętrzne, jakiego jej użycza, dając jej tym samym, jak mówiłam, zrozumienie ogromnej różnicy, jaka zachodzi między tą rozkoszą i zadowoleniem a rozkoszami i pociechami tego świata. Tym sposobem Pan zapełnia próżnię, którą przez grzech uczyniliśmy w swojej duszy. Dusza zanurza się jakby w samej głębi tego zadowolenia, a nie wie skąd i jaką drogą ono przyszło, nieraz i nie wie, co czynić i o co prosić. Zdaje się jej, że wszystko znalazła, czego pragnąć mogła, a nie wie, co znalazła. Ja też sama nie wiem, jak to wytłumaczyć. Potrzeba by mi tu w niejednej rzeczy zdobyć odpowiednią wiedzę. Należałoby tu objaśnić, co to jest pomoc, czyli łaska ogólna, a co łaska szczególna – bo jest wielu, którzy tego nie rozumieją. I jak w tym rodzaju modlitwy Pan objawia swoją pomoc szczególną i chce, aby ją dusza tu, jak to mówią, jakby na oczy widziała, i wiele innych rzeczy tym podobnych, w których ja może pobłądzę. Lecz o to jestem spokojna, wiedząc, że to, co piszę, będzie przejrzane przez takich, którzy potrafią się po-znać na błędzie. Kiedy więc w takie ręce dostanie się moje pismo, mogę być spokojna, iż co do nauki, i co do ducha może być złego, będzie w nim dostrzeżone i wykreślone.

7. Chciałabym, zatem dać tu wyjaśnienie tych słodyczy duchowych, bo są to pierwsze początki i w chwili, gdy Pan zaczyna użyczać tych łask duszy, ona ich nie rozumie i nie wie, co z sobą robić. Jeśli Bóg ją prowadzi drogą bojaźni, jak uczynił ze mną, wielkie to dla niej udręczenie, gdy nie ma nikogo, kto by ją zrozumiał. Jeśli zaś znajdzie opis i jakby odmalowanie tego, co doświadcza, niemała to dla niej pociecha i pokrzepienie! Jasno wtedy widzi stan swój i bezpiecznie wstępuje na drogę, którą Bóg jej otwiera. Nadto i pomoc wielką ma z tego, gdy się dowie, co ma czynić w danym stanie wewnętrznym na danym stopniu modlitwy, aby z niego należny pożytek osiągnęła. Ja, bowiem dużo przecierpiałam i dużo czasu straciłam przez to, że nie wiedziałam, jak się mam zachować. Stąd bardzo mi żal takich dusz, które gdy staną na tym drugim stopniu, zostają same i opuszczone. Czytałam wiele książek duchowych, ale nawet, gdy znajdą się w nich omówienia danego stanu duszy, książki te niewiele wyjaśnią. A choćby nawet obszernie o tym mówiły, dusza, jeśli nie jest dobrze wyćwiczona własnym doświadczeniem, z trudnością z tego, co czyta, zrozumie samą siebie.

8. Gorąco pragnęłabym, by Pan zechciał mi dopomóc do opisania skutków, jakie sprawiają w duszy te pierwsze łaski i początki przeżyć nadprzyrodzonych, aby z tych skutków dusza mogła poznać, czy i o ile to, co się w niej dzieje, pochodzi z ducha Bożego. “Poznać”, mówię, o tyle, o ile takie rzeczy w tym życiu mogą być poznane. Dlatego też dobrze jest w tych rzeczach zachowywać się zawsze z bojaźnią i oględnością. Bo jakkolwiek te łaski pochodzą od Boga, może przecież niekiedy zły duch przemienić się w anioła i dusza, jeśli nie jest dobrze wyćwiczona, może podstępu nie spostrzec. Za mało mówię: dobrze wyćwiczona, bo do jasnego rozeznania tych rzeczy trzeba już stać wysoko na najwyższym stopniu modlitwy. Do takiej pracy nie pomaga krótki czas, jaki na nią poświęcać mogę, chyba, więc sam Pan w boskiej swojej dobroci zechce mnie zastąpić. Muszę, bowiem z całym zgromadzeniem uczestniczyć we wspólnych ćwiczeniach zakonnych. Mam oprócz tego wiele innych zajęć (mieszkając tu w domu, który się dopiero zakłada, jak się to okaże z dalszego mojego opowiadania). Bardzo mi, więc brak do tego pisania należnego spokoju i mogę pisać tylko urywkami. A pragnęłabym tego spokoju, bo wtedy, gdy Pan użyczy ducha, łatwo i lepiej się pisze, jak gdyby się miało wzór przed oczyma, którego się trzymając, praca sama się składa. Lecz gdy tego ducha nie ma, równie trudno mówić tym językiem duchowym, jak gdyby się miało mówić po arabsku, chociażby po wielu już latach spędzonych na modlitwie bogomyślnej. Stąd też wielką, zdaje mi się, mam z tego pomoc, gdy w czasie pisania, sama jestem w tym rodzaju modlitwy, o którym piszę. Wówczas, bowiem jasno widzę, że nie ja to mówię ani mowy w mojej myśli nie układam, tak, iż potem sama nie wiem, jakim sposobem zdołałam to powiedzieć. To mi się zdarza bardzo często.

9. Wróćmy teraz do naszego ogrodu czy sadu i zobaczmy, jak tam drzewa zaczynają napełniać się żywotnym sokiem, aby wydały z siebie kwiaty i potem przyniosły owoc. Zobaczmy różne kwiaty, goździki i fiołki jak rozwijają się i woń swoją wydają. Lubię to porównanie, bo często na początku mojego duchowego życia, (chociaż daj, Boże, by przynajmniej teraz był we mnie prawdziwie początek służenia Jemu, więc lepiej powiem: w “początkach mego życia”, jak je teraz dalej opisuję) z rozkoszą przedstawiałam sobie, że dusza moja jest ogrodem i że Pan w nim się przechadza. Błagałam Go, by mnożył dobrą woń tych kwiatuszków cnót, które zdawało się zaczynały kiełkować i jakby objawiały chęć odrośnięcia od ziemi. Aby dla chwały swojej zechciał je hodować, bo niczego w tym nie pragnęłam dla siebie. Aby według swojej woli wycinał, które zechce, gdyż wiedziałam, że na ich miejsce zasadzi lepsze. Mówię “wycinał”, bo przychodzi na duszę taki czas, kiedy z piękna tego ogrodu nie pozostaje ani śladu. Wszystko jakby zwiędło i uschło, nigdzie nie ma wody na odświeżenie ogrodu, nigdy zdawałoby się, nie było w tej duszy ani zawiązku cnoty. Jest to czas wielkiego strapienia. Pan sam go dopuszcza i chce, aby biedny ogrodnik całą swoją pracę przy utrzymaniu i podlewaniu ogrodu uważał jakby za straconą. Wtedy to jest naprawdę pora pielenia i wyrywania z korzeniem złego zielska, jakie pozostało – aż do najmniejszego ździebełka – to jest do upokorzenia się i uznania, że żadna pilność nasza nie starczy, jeśli Bóg sam odejmie wodę swojej łaski i zrozumienia, że jesteśmy niczym i mniej niż niczym. Taką pracą dusza nabiera głębokiej pokory, dlatego i ogród na nowo się zazieleni, i znów w nim kwiaty zakwitną.

10. O Panie mój i Dobro moje! Nie mogę wspomnieć o tym bez łez i serdecznej pociechy dla mojej duszy, iż tak chcesz i pragniesz, Ty, Panie, mieszkać z nami, i istotnie mieszkasz w Najświętszym Sakramencie (jak z wszelką prawdą wierzyć nam wolno, bo tak jest i z zupełną prawdą możemy robić to słodkie porównanie). Możemy cieszyć się Twoim towarzystwem, chyba, że sami z własnej naszej winy tego szczęścia się pozbawiamy, i Ty sam mieszkanie i odpocznienie swoje czynisz z nami, jak nas sam zapewniasz, iż znajdujesz radość “przy synach ludzkich”. O Panie mój, jak to być może? Ile razy słyszałam to powiedzenie, zawsze było ono dla mnie niewypowiedzianą pociechą, nawet w czasie największej mojej niewierności. Czy to być może, Panie, by znalazła się taka dusza, która by dostąpiwszy takiego zaszczytu i takie otrzymawszy od Ciebie łaski i dary i wiedząc, że Ty chcesz mieszkać z nią i rozkosz znajdować w tym z nią mieszkaniu – jeszcze miała odwagę obrażać Ciebie po tylu tak wysokich łaskach i tak wielkich dowodach Twojej miłości, jasno potwierdzonych uczynkiem? Tak jest, znalazła się taka dusza i nie raz, ale wiele razy Cię obrażała, a tą duszą ja jestem. Daj, Panie, w swojej dobroci, bym tylko ja jedna była taką niewdzięczną, by nikogo więcej nie było oprócz mnie, który by takiej złości się dopuścił i taką nieznośną przeciw Tobie niewdzięcznością grzeszył. Chociaż i z tej niewdzięczności nieskończona Twoja dobroć już wyprowadziła nieco dobrego i im większe było zło, tym wspanialej jaśnieje wielkie dobro Twego miłosierdzia. O, jakże słuszny mam powód wysławiać je na wieki!

11. Niechaj tak będzie, błagam Cię, Boże mój. Niech wysławiam bez końca Twoje niesłychanie wielkie miłosierdzie, skoro podobało się Tobie uczynić je nade mną tak, iż zdumiewają się nad nim ci, którzy je widzą i ja sama na wspomnienie jego odchodzę od siebie, abym lepiej wtedy mogła chwalić Ciebie. Bo pozostając sama bez Ciebie, Panie, nic nie mogłabym uczynić, lecz znowu bym ten ogród plewiła z jego kwiatów, a nędzna ta i nieużyta rola moja znowu by się jak przedtem zmieniła w śmietnisko. Nie dopuszczaj tego, Panie, nie daj, by zginęła ta dusza, którą tak wielkim nakładem męki swojej odkupiłeś, którą i potem jeszcze tyle razy na nowo wybawiłeś i z paszczy okrutnego smoka wyrwałeś.

12. Wybacz mi, wasza miłość, że odstępuję od rzeczy i nie dziw się, że mówię o tym, bo to, o czym piszę, jakby porywa moją duszę i nieraz trudno jej powstrzymać się w tym niepokonanym popędzie do wysławiania Boga, gdy w ciągu pisania stają jej przed oczyma te wielkie rzeczy, jakie Jemu zawdzięcza. Wasza miłość, mam nadzieję, nie weźmie mi tego za złe. Bo oboje, zdaje mi się, możemy śpiewać jedną pieśń dziękczynną, choć w różny sposób, gdyż daleko więcej ja winna jestem Bogu, bo więcej mi odpuścił, jak waszej miłości wiadomo.

 

Rozdział XIV



Przystępuje do objaśnienia drugiego stopnia modlitwy, na którym Pan daje już duszy zakosztować pewnych pociech. – Opisuje bliżej te pociechy, aby się okazało, że są to już rzeczy nadprzyrodzone, o czym należy pamiętać.

1. Wytłumaczyłam już, z jakim trudem podlewa się ten ogród, gdy rękoma trzeba ciągnąć wodę ze studni. Teraz powiem o drugim sposobie czerpania wody, jaki powziął Pan ogrodu, aby ogrodnik mógł za pomocą sztucznego przyrządu i kanału z mniejszą pracą sprowadzać większą ilość wody i niekiedy odpocząć, a nie ciągle się trudzić. Ten to sposób w zastosowaniu do modlitwy tak zwanej odpocznienia, chcę teraz wyjaśnić.

2. Tu dusza zaczyna się skupiać w sobie. Styka się już z rzeczą nadprzyrodzoną, bo żadną miarą nie zdoła sama osiągnąć tak wielkiego dobra, chociażby bardzo o to się starała. Wprawdzie i tu, jakąś chwilę musi popracować obracając koło dla naprowadzenia wody do kanału, – to znaczy pracowała rozumem, – ale woda tu stoi wyżej, a zatem i praca z nią nieporównywalnie jest mniejsza, niż gdy ją trzeba było ciągnąć ze studni. Wyżej stoi woda, mówię, i bliżej poziomu, to znaczy, że łaska tu jaśniej się objawia duszy. Innymi słowy, jest to wewnętrzne zebranie władz duszy, dla słodszego i z większym smakiem używania w takim skupieniu rozkoszy im zgotowanej. Ale nie jest to ani zachwycenie, ani uśpienie duchowe. Sama tylko wola tu działa i sama nie widząc, w jaki sposób została pojmana, zezwala tylko na to, aby Bóg ją wziął w niewolę, bo dobrze to czuje, że staje się niewolnicą Tego, którego miłuje. O Jezu, o Panie mój! – Jakże nam tu okazuje się potęga Twojej miłości! Ona to tak trzyma uwięzioną naszą miłość, że nie pozostawia jej w tym stanie wolności miłować, co innego, tylko Ciebie samego.

3. Pozostałe dwie władze: rozum i pamięć, wspierają wolę, aby coraz bardziej stawała się zdolna do używania tak wielkiego dobra. Niekiedy jednak zdarza się przeciwnie, że gdy wola tak złączona jest z Bogiem, tamte mocno jej przeszkadzają. Lecz wola wtedy niech nie patrzy na nie tylko trwa niezmącona w używaniu swej rozkoszy i spokoju. Bo gdyby chciała je zebrać, rozproszyłaby tylko i tamte, i samą siebie. Władze te podobne są wtedy do gołębi, które nie poprzestając na ziarnie, jakie im bez żadnej dla nich pracy rozsypuje gospodarz, odlatują szukając sobie żeru gdzie indziej, a nie znalazłszy znów wracają do gołębnika. Tak podobnie rozum i pamięć odchodzą i przychodzą, patrząc czy wola udzieli im tych rozkoszy, których używa. Jeśli Pan zechce im rzucić nieco tego pokarmu niebieskiego, zatrzymują się, a jeśli nie, znowu odlatują i znowu szukają. Chcą woli dopomagać i zdaje im się, że pomagają, ale często dzieje się przeciwnie. Próbując przedstawić jej tę rozkosz, której używa, pamięć i wyobraźnia tylko jej szkodzą i zawadzają. Potrzeba, zatem, by wola zachowywała się względem nich w sposób, jaki wskażę niżej.

4. Wszystko to w całym trwaniu tego rodzaju modlitwy połączone jest z niezmiernie wielką pociechą, a z małą pracą, że rozmyślanie, choćby się dłużej przeciągnęło, nie nuży, bo rozum tu działa tylko z przerwami, a przecież czerpie większą ilość wody, niż kiedy ją ciągnął ze studni. Łzy, których Pan tu użycza, wielką pociechę przynoszą. Czujesz, że płyną, i nie potrzebujesz się na nie silić.

5. Ta woda nieopisanych dóbr i łask, jaką Pan tutaj daje, bez porównania większy sprawia wzrost cnót, niż poprzedni rodzaj modlitwy. Dusza tu już wznosi się nad poziom swojej nędzy i dostępuje już niejakiego smaku rozkoszy chwały wiecznej. Ta właśnie łaska przyczynia się głównie do szybszego wzrostu duszy, czyniąc ją bliższą samej istotnej i prawdziwej cnoty, z której wszelkie cnoty pochodzą, to jest Boga. Bóg zaczyna udzielać siebie tej duszy i chce, aby czuła, w jaki sposób jej się udziela. Zaledwie dojdzie do tego stanu, zaraz zaczyna tracić wszelkie pożądanie rzeczy doczesnych. Niewielka jest w tym jej zasługa, bo widzi jasno, że nawet jedna chwila tego niebieskiego wesela nie może się znaleźć na tej ziemi. I że nie ma bogactw ani potęg, ani dostojeństw, ani rozkoszy, które by zdołały choćby na jedno mgnienie oka dać jej to zadowolenie. Jedynie takie prawdziwe zadowolenie, iż posiadając je, jasno to widzimy, że ono jedno zdolne jest nas zadowolić. W rzeczach ziemskich chyba tylko cudem znaleźć się zdarz to zadowolenie, ale nigdy w nich, obok strony dodatniej, obok tego, co cieszy, nie brak i strony ujemnej. Tu zaś, w tym weselu duchowym wszystko jest dodatnie, wszystko jest samą tylko pociechą. Strona ujemna potem dopiero następuje, gdy dusza czuje, że wesele to skończyło się i nie może go z powrotem przywołać ani nie ma sposobu odzyskania go. Bo choćby człowiek wyniszczał siebie pokutą, modlitwą i wszelkiego rodzaju umartwieniem, mało mu to pomoże, jeśli Pan sam nie zechce mu wesela tego przywrócić. Chce Bóg, według swojej łaskawości, by dusza ta zrozumiała, iż swoją boską obecnością jest już blisko przy niej, że nie ma potrzeby już słać do Niego posłów, ale sama z Nim może rozmawiać, ani do tej rozmowy nie potrzebuje podnosić głosu, bo On jest tak blisko, że przez samo poruszeniem ust słyszy ją i rozumie.

6. Mowa ta może się wydać dziwną, bo wiemy przecież, że Bóg zawsze nas słyszy i zawsze jest z nami. – Tak jest bez wątpienia, ale tu Boski Pan i nasz Król chce, byśmy sami to zrozumieli, że On nas rozumie, i jaki skutek sprawia Jego boska obecność. W szczególny sposób zaczyna działać w tej duszy przez to niewypowiedziane zadowolenie wewnętrzne i zewnętrzne, jakiego jej użycza, dając jej tym samym, jak mówiłam, zrozumienie ogromnej różnicy, jaka zachodzi między tą rozkoszą i zadowoleniem a rozkoszami i pociechami tego świata. Tym sposobem Pan zapełnia próżnię, którą przez grzech uczyniliśmy w swojej duszy. Dusza zanurza się jakby w samej głębi tego zadowolenia, a nie wie skąd i jaką drogą ono przyszło, nieraz i nie wie, co czynić i o co prosić. Zdaje się jej, że wszystko znalazła, czego pragnąć mogła, a nie wie, co znalazła. Ja też sama nie wiem, jak to wytłumaczyć. Potrzeba by mi tu w niejednej rzeczy zdobyć odpowiednią wiedzę. Należałoby tu objaśnić, co to jest pomoc, czyli łaska ogólna, a co łaska szczególna – bo jest wielu, którzy tego nie rozumieją. I jak w tym rodzaju modlitwy Pan objawia swoją pomoc szczególną i chce, aby ją dusza tu, jak to mówią, jakby na oczy widziała, i wiele innych rzeczy tym podobnych, w których ja może pobłądzę. Lecz o to jestem spokojna, wiedząc, że to, co piszę, będzie przejrzane przez takich, którzy potrafią się po-znać na błędzie. Kiedy więc w takie ręce dostanie się moje pismo, mogę być spokojna, iż co do nauki, i co do ducha może być złego, będzie w nim dostrzeżone i wykreślone.

7. Chciałabym, zatem dać tu wyjaśnienie tych słodyczy duchowych, bo są to pierwsze początki i w chwili, gdy Pan zaczyna użyczać tych łask duszy, ona ich nie rozumie i nie wie, co z sobą robić. Jeśli Bóg ją prowadzi drogą bojaźni, jak uczynił ze mną, wielkie to dla niej udręczenie, gdy nie ma nikogo, kto by ją zrozumiał. Jeśli zaś znajdzie opis i jakby odmalowanie tego, co doświadcza, niemała to dla niej pociecha i pokrzepienie! Jasno wtedy widzi stan swój i bezpiecznie wstępuje na drogę, którą Bóg jej otwiera. Nadto i pomoc wielką ma z tego, gdy się dowie, co ma czynić w danym stanie wewnętrznym na danym stopniu modlitwy, aby z niego należny pożytek osiągnęła. Ja, bowiem dużo przecierpiałam i dużo czasu straciłam przez to, że nie wiedziałam, jak się mam zachować. Stąd bardzo mi żal takich dusz, które gdy staną na tym drugim stopniu, zostają same i opuszczone. Czytałam wiele książek duchowych, ale nawet, gdy znajdą się w nich omówienia danego stanu duszy, książki te niewiele wyjaśnią. A choćby nawet obszernie o tym mówiły, dusza, jeśli nie jest dobrze wyćwiczona własnym doświadczeniem, z trudnością z tego, co czyta, zrozumie samą siebie.

8. Gorąco pragnęłabym, by Pan zechciał mi dopomóc do opisania skutków, jakie sprawiają w duszy te pierwsze łaski i początki przeżyć nadprzyrodzonych, aby z tych skutków dusza mogła poznać, czy i o ile to, co się w niej dzieje, pochodzi z ducha Bożego. “Poznać”, mówię, o tyle, o ile takie rzeczy w tym życiu mogą być poznane. Dlatego też dobrze jest w tych rzeczach zachowywać się zawsze z bojaźnią i oględnością. Bo jakkolwiek te łaski pochodzą od Boga, może przecież niekiedy zły duch przemienić się w anioła i dusza, jeśli nie jest dobrze wyćwiczona, może podstępu nie spostrzec. Za mało mówię: dobrze wyćwiczona, bo do jasnego rozeznania tych rzeczy trzeba już stać wysoko na najwyższym stopniu modlitwy. Do takiej pracy nie pomaga krótki czas, jaki na nią poświęcać mogę, chyba, więc sam Pan w boskiej swojej dobroci zechce mnie zastąpić. Muszę, bowiem z całym zgromadzeniem uczestniczyć we wspólnych ćwiczeniach zakonnych. Mam oprócz tego wiele innych zajęć (mieszkając tu w domu, który się dopiero zakłada, jak się to okaże z dalszego mojego opowiadania). Bardzo mi, więc brak do tego pisania należnego spokoju i mogę pisać tylko urywkami. A pragnęłabym tego spokoju, bo wtedy, gdy Pan użyczy ducha, łatwo i lepiej się pisze, jak gdyby się miało wzór przed oczyma, którego się trzymając, praca sama się składa. Lecz gdy tego ducha nie ma, równie trudno mówić tym językiem duchowym, jak gdyby się miało mówić po arabsku, chociażby po wielu już latach spędzonych na modlitwie bogomyślnej. Stąd też wielką, zdaje mi się, mam z tego pomoc, gdy w czasie pisania, sama jestem w tym rodzaju modlitwy, o którym piszę. Wówczas, bowiem jasno widzę, że nie ja to mówię ani mowy w mojej myśli nie układam, tak, iż potem sama nie wiem, jakim sposobem zdołałam to powiedzieć. To mi się zdarza bardzo często.

9. Wróćmy teraz do naszego ogrodu czy sadu i zobaczmy, jak tam drzewa zaczynają napełniać się żywotnym sokiem, aby wydały z siebie kwiaty i potem przyniosły owoc. Zobaczmy różne kwiaty, goździki i fiołki jak rozwijają się i woń swoją wydają. Lubię to porównanie, bo często na początku mojego duchowego życia, (chociaż daj, Boże, by przynajmniej teraz był we mnie prawdziwie początek służenia Jemu, więc lepiej powiem: w “początkach mego życia”, jak je teraz dalej opisuję) z rozkoszą przedstawiałam sobie, że dusza moja jest ogrodem i że Pan w nim się przechadza. Błagałam Go, by mnożył dobrą woń tych kwiatuszków cnót, które zdawało się zaczynały kiełkować i jakby objawiały chęć odrośnięcia od ziemi. Aby dla chwały swojej zechciał je hodować, bo niczego w tym nie pragnęłam dla siebie. Aby według swojej woli wycinał, które zechce, gdyż wiedziałam, że na ich miejsce zasadzi lepsze. Mówię “wycinał”, bo przychodzi na duszę taki czas, kiedy z piękna tego ogrodu nie pozostaje ani śladu. Wszystko jakby zwiędło i uschło, nigdzie nie ma wody na odświeżenie ogrodu, nigdy zdawałoby się, nie było w tej duszy ani zawiązku cnoty. Jest to czas wielkiego strapienia. Pan sam go dopuszcza i chce, aby biedny ogrodnik całą swoją pracę przy utrzymaniu i podlewaniu ogrodu uważał jakby za straconą. Wtedy to jest naprawdę pora pielenia i wyrywania z korzeniem złego zielska, jakie pozostało – aż do najmniejszego ździebełka – to jest do upokorzenia się i uznania, że żadna pilność nasza nie starczy, jeśli Bóg sam odejmie wodę swojej łaski i zrozumienia, że jesteśmy niczym i mniej niż niczym. Taką pracą dusza nabiera głębokiej pokory, dlatego i ogród na nowo się zazieleni, i znów w nim kwiaty zakwitną.

10. O Panie mój i Dobro moje! Nie mogę wspomnieć o tym bez łez i serdecznej pociechy dla mojej duszy, iż tak chcesz i pragniesz, Ty, Panie, mieszkać z nami, i istotnie mieszkasz w Najświętszym Sakramencie (jak z wszelką prawdą wierzyć nam wolno, bo tak jest i z zupełną prawdą możemy robić to słodkie porównanie). Możemy cieszyć się Twoim towarzystwem, chyba, że sami z własnej naszej winy tego szczęścia się pozbawiamy, i Ty sam mieszkanie i odpocznienie swoje czynisz z nami, jak nas sam zapewniasz, iż znajdujesz radość “przy synach ludzkich”. O Panie mój, jak to być może? Ile razy słyszałam to powiedzenie, zawsze było ono dla mnie niewypowiedzianą pociechą, nawet w czasie największej mojej niewierności. Czy to być może, Panie, by znalazła się taka dusza, która by dostąpiwszy takiego zaszczytu i takie otrzymawszy od Ciebie łaski i dary i wiedząc, że Ty chcesz mieszkać z nią i rozkosz znajdować w tym z nią mieszkaniu – jeszcze miała odwagę obrażać Ciebie po tylu tak wysokich łaskach i tak wielkich dowodach Twojej miłości, jasno potwierdzonych uczynkiem? Tak jest, znalazła się taka dusza i nie raz, ale wiele razy Cię obrażała, a tą duszą ja jestem. Daj, Panie, w swojej dobroci, bym tylko ja jedna była taką niewdzięczną, by nikogo więcej nie było oprócz mnie, który by takiej złości się dopuścił i taką nieznośną przeciw Tobie niewdzięcznością grzeszył. Chociaż i z tej niewdzięczności nieskończona Twoja dobroć już wyprowadziła nieco dobrego i im większe było zło, tym wspanialej jaśnieje wielkie dobro Twego miłosierdzia. O, jakże słuszny mam powód wysławiać je na wieki!

11. Niechaj tak będzie, błagam Cię, Boże mój. Niech wysławiam bez końca Twoje niesłychanie wielkie miłosierdzie, skoro podobało się Tobie uczynić je nade mną tak, iż zdumiewają się nad nim ci, którzy je widzą i ja sama na wspomnienie jego odchodzę od siebie, abym lepiej wtedy mogła chwalić Ciebie. Bo pozostając sama bez Ciebie, Panie, nic nie mogłabym uczynić, lecz znowu bym ten ogród plewiła z jego kwiatów, a nędzna ta i nieużyta rola moja znowu by się jak przedtem zmieniła w śmietnisko. Nie dopuszczaj tego, Panie, nie daj, by zginęła ta dusza, którą tak wielkim nakładem męki swojej odkupiłeś, którą i potem jeszcze tyle razy na nowo wybawiłeś i z paszczy okrutnego smoka wyrwałeś.

12. Wybacz mi, wasza miłość, że odstępuję od rzeczy i nie dziw się, że mówię o tym, bo to, o czym piszę, jakby porywa moją duszę i nieraz trudno jej powstrzymać się w tym niepokonanym popędzie do wysławiania Boga, gdy w ciągu pisania stają jej przed oczyma te wielkie rzeczy, jakie Jemu zawdzięcza. Wasza miłość, mam nadzieję, nie weźmie mi tego za złe. Bo oboje, zdaje mi się, możemy śpiewać jedną pieśń dziękczynną, choć w różny sposób, gdyż daleko więcej ja winna jestem Bogu, bo więcej mi odpuścił, jak waszej miłości wiadomo.