Księga Życia - Strona 18 z 43 - Dumanie.pl - blog osobisty | o. Mariusz Wójtowicz OCD

Księga Życia

parallax background
fot. rtve.es

 

Rozdział XVI



Przystępuje do trzeciego stopnia modlitwy i rozwija tu rzeczy bardzo wzniosłe, wykazując, co może dusza doszedłszy do tego stopnia, i jakie skutki sprawiają te dziwnie wielkie łaski Pańskie. – Jak wysoko rozważanie tych rzeczy powinno podnosić ducha ku wychwalaniu Pana, i jaką pociechą napełniać dusze, które już tych łask dostąpiły.

1. Mówmy już teraz o trzecim sposobie podlewania ogrodu za pomocą wody sprowadzonej ze strumienia lub ze źródła. Ten sposób podlewania odbywa się z daleko mniejszą pracą, choć sprowadzenie wody zawsze połączone jest z niejakim trudem. Pan w taki sposób tu wspomagać ogrodnika, iż niejako sam przyjmuje obowiązek jego i sam wszystko robi za niego. Jest to niejakie uśpienie władz duszy, które choć tu nie całkiem ustają i gubią się w Bogu, tracą przecież świadomość swego działania. Smak duchowy, słodycz i rozkosz są tu bez porównania większe, niż na stopniu poprzednim. Wody łaski zalewają duszę po brzegi, tak, iż nie może już ani postąpić naprzód, ani drogi wstecz nie widzi, tylko jedno ma pragnienie cieszenia się tą chwałą niezrównaną. Jest podobna do człowieka konającego, z gromnicą w ręku czekającego śmierci, której pragnie i której za chwilę doczeka. Dusza w tym swoim konaniu używa rozkoszy, której niczym nie można wyrazić. Nie jest to, rzec można, nic innego, tylko jakby zupełna śmierć dla wszystkich rzeczy tego świata, a rozkoszne odpocznieniem w Bogu. Nie umiem znaleźć innych wyrazów na wypowiedzenie tego ani nie potrafię inaczej tego objaśnić. Dusza w tym stanie nie wie sama, co czynić. Nie wie, czy mówi czy milczy, czy śmieje się czy płacze. Jest to chwalebne obłąkanie, jest to niebieskie szaleństwo, z którego czerpie się prawdziwą mądrość. Jest to dla duszy stan niewypowiedzianie słodkiej pociechy.

2. Szczerze wyznaję, iż od pięciu lat, o ile pamiętam, może i od sześciu Pan mi dawał w obfitości i po wiele razy ten rodzaj modlitwy, ale nie rozumiała go, ani nie umiałam wyrazić. Dlatego też miałam postanowienie, gdy w opowiadaniu swoim do tego punktu dojdę, krótko tylko o tym wspomnę albo i zupełnie pominę. Widziałam dobrze, że nie jest to całkowite zjednoczenie i pochłonięcie w Bogu wszystkich władz duszy. Widziałam także bardzo jasno, że zjednoczenie tu jest większe niż w poprzednim rodzaju modlitwy, ale, na czym polega ta różnica, tego – wyznaję – zrozumieć ani określić nie mogłam. Przez zasługę tej pokory, którą wasza miłość okazał, szukając sobie pomocy u takiego, jakim jest moje prostactwo, Pan dzisiaj po Komunii dał mi łaskę tej modlitwy i jakby w niej mnie zamknął, iż dalej postąpić nie mogłam. Podał mi myśl tych porównań, nauczył mnie jak to wypowiedzieć i co tutaj dusza czynić powinna, tak, iż zrozumiałam i przeraziłam się bardzo, że tak w jednej chwili wszystko zrozumiałam. Wiele razy przedtem w tym stanie byłam jakby odeszła od rozumu i upojona w tej miłości, a nigdy nie mogłam dojść jak to się dzieje. Wiedziałam dobrze, że działa tu sam Bóg, ale zrozumieć nie mogłam, jak działa. Bo ściśle mówiąc władze duszy są tu niemal całkiem z Bogiem złączone, ale nie tak w Nim pochłonięte, żeby już nie działały. Teraz to zrozumiałam i niezmierną z tego mam pociechę. Niech będzie błogosławiony Pan, iż tak mnie zechciał uradować!

3. Władze duszy są tu całkowicie i wyłącznie zajęte Bogiem i do niczego innego nie są zdolne. Żadna nie śmie się ruszać ani żadnej sami nie zdołamy od Boga oderwać, chyba, że rozmyślnie i gorąco staralibyśmy się spowodować roztargnienie, choć i tego zdaje mi się, w tym stanie nie potrafilibyśmy z zupełnym skutkiem dokazać. Słowa tu płyną obficie wysławiając Pana, ale bez porządku i związku, chyba Pan sam go uczyni. Rozum na nic się tu nie przyda. Dusza chciałaby wielkim głosem wołać i chwalić Boga i prawie nie może się pomieścić w samej sobie, rozkosznym miotana zachwyceniem. Już tu otwierają się kwiaty i zaczynają swoją wonność wydawać. Chciałaby dusza, by wszyscy ją widzieli, oglądali tę chwałę jej i pomagali jej wielbić i chwalić Boga. Chciałaby wszystkich obdarzyć swoją radością, bo sama tak wielkiej znieść nie potrafi. Podobna, rzec można, do tej niewiasty z Ewangelii, która znalazłszy zgubiony swój grosz, czuła konieczną potrzebę zwołać, i zwołała swoje sąsiadki, aby się z nią radowały. Takie, sądzę, były uczucia królewskiego proroka Dawida, gdy w zachwyceniu przedziwnym swego ducha grał i śpiewał na harfie uwielbienie Boga. Wielkie mam nabożeństwo do tego chwalebnego króla i chciałabym, żeby je wszyscy mieli, szczególnie ci, którzy jak ja ciężko obrazili Boga.

4. O Boże, co się dzieje w tej duszy, gdy takie rzeczy z nią się dzieją! Chciałaby cała przemienić się w języki dla wychwalania Pana. Mówi Mu tysiąc świętych niedorzeczności, które przecież zawsze są do rzeczy, bo zawsze trafiają w cel, podobając się Temu, który tak ją do siebie przygarnia. Znam osobę, która choć nie jest poetką, zdarza się od razu, bez namysłu układać strofy pełne uczucia, dobrze wyrażające jej cierpienie. Nie był to utwór jej umysłu, tylko dla lepszego cieszenia się tą chwałą, którą jej przynosiło to rozkoszne cierpienie, wyśpiewywała nad nim swoje żale swemu Bogu. Chciałaby, żeby jej ciało i dusza rozpadły się na dwoje, aby się jawnie w nich ukazała wszystkim ta radość i wesele, jakich doznaje w tym swoim cierpieniu. Jakie by wtedy mogły stanąć przed nią męki, których by z rozkoszą nie poniosła dla swego Pana? Jasno wówczas widzi, iż męczennicy jakby nic nie czynili z siebie, wytrzymując swoje męki, bo męstwo, z jakim je wycierpieli, z innego, dobrze to rozumie, źródła pochodziło. Ale za to, co się w niej dzieje, gdy z tego upojenia potrzeba znowu wytrzeźwieć, aby jeszcze żyć na świecie i znowu wrócić do ziemskich trosk i zachodów? Zdaje mi się, że nie przesadziłam w swoim opisie i że nic nie powiedziałam, co by nie pozostało daleko za rzeczywistością tej rozkoszy, którą Pan napełnia duszę niekiedy jeszcze na tym wygnaniu. Bądź błogosławiony, Panie, na wieki i niech Cię wysławia na wieki wszystko stworzenie! Zechciej teraz, o Królu mój, sprawić to, o co Cię błagam! Kiedy z łaski i miłosierdzia Twego w chwili, gdy to piszę, jeszcze nie wróciłam z tego świętego niebieskiego szaleństwa, którym mnie – tak wielkiej łaski niegodną, bez żadnych zasług moich – uszczęśliwiasz, spraw, proszę, niech wszyscy, z którymi mam przebywać, tak samo szaleją z Twojej miłości lub jeśli to być nie może, niech ja już z nikim nie mam potrzeby przebywać. Odłącz mnie, Panie, od tego świata, bym już o żadną rzecz, która na nim jest, nie dbała, albo zabierz mnie z niego. Nie może już, Boże mój, ta służebnica Twoja znieść tej męki, jaką cierpi, widząc się pozbawioną Ciebie, a jeśli jeszcze ma żyć, nie chce w tym życiu żadnego odpocznienia i Ty go jej, Panie, nie dawaj! Pragnęłaby ta dusza już być wyzwolona ze swoich więzów. Jedzenie ją zabija, sen ją dręczy, widzi, że czas życia jej schodzi na zaspokajaniu ziemskich swoich potrzeb i że nic jej zaspokoić nie zdoła oprócz Ciebie. I tak żyje jakoby przeciw naturze, bo już nie chciałaby żyć w sobie tylko w Tobie.

5. O, prawdziwy mój Panie i chwało moja, jakże lekki, a zarazem tak niewypowiedzianie ciężki krzyż trzymasz w pogotowiu dla tych, których do tego stanu wyniesiesz! Lekki, bo słodki, a zarazem ciężki, bo bywają chwile, że żadna cierpliwość nie zdoła go wytrzymać, a przecież nigdy by nie chciała ujrzeć się wolną od niego, chyba na to, aby się już ujrzeć z Tobą i u Ciebie. Gdy zaś wspomni, że nic jeszcze nie uczyniła dla Ciebie i że póki żyje, może Tobie służyć, pragnęłaby brzemienia o wiele jeszcze cięższego i chciałaby nigdy, aż do końca świata nie umrzeć. Za nic ma wszelki trud i swoje cierpienia, jeśli tylko kosztem ich może Tobie oddać najmniejszą usługę. Sama nie wie, czego pragnąć ma, ale to dobrze wie, że niczego nie pragnie oprócz Ciebie.

6. O mój synu – bo taka jest pokora tego, do którego i z rozkazu, którego to piszę, że chce, bym ja go synem nazywała – niech dla ciebie samego będą te rzeczy, w których byś widział, że wychodzą z granic, bo nie ma rozsądku, który by mnie zdołał w nich utrzymać, kiedy Pan sam z nich i z siebie samej mnie wyprowadza. Takie mam uczucie, od chwili dzisiejszej swojej Komunii, jakbym nie ja to mówiła, co piszę. Zdaje mi się, jakbym przez sen widziała, co widzę, i chciałabym widzieć wkoło siebie samych tylko chorych na tę samą chorobę, którą ja w tej chwili jestem dotknięta. Błagam, waszą miłość, bądźmy wszyscy szaleni dla miłości Tego, który dla nas dopuścił, aby Go miano za szalonego. Mówisz, wasza miłość, że mnie kochasz, więc okaż mi tę swoją miłość, czyniąc siebie sposobnym, aby i tobie Bóg tej łaski użyczył. Bo bardzo mało widzę takich, którzy by nie kierowali się zbytnim rozsądkiem w tym, co by ich mogło uczynić doskonalszymi. Być może, że ja w tym więcej grzeszę niż wszyscy. Gdyby tak było, nie pozwalaj na to, wasza miłość, ojcze mój, bo jesteś spowiednikiem moim, któremu duszę swoją powierzyłam! Wyprowadź mnie z błędu, mówiąc mi prawdę bez ogródek, tym bardziej, że ta szczerość i śmiałość w mówieniu prawdy tak dzisiaj u nas jest rzadka.

7. Taką zmowę, chciałabym, byśmy uczynili między sobą, my pięcioro, którzy dziś wzajemnie miłujemy się w Chrystusie, aby jak inni w tym czasie schodzili się potajemnie, czyniąc zmowy przeciw Panu, knując niegodziwości i herezje, tak byśmy starali się od czasu do czasu spotykać się, aby wzajemnie jedni drugich ostrzegać i upominać, i jedni drugim ukazywać, w czym moglibyśmy się poprawić i lepiej służyć Bogu. Nie ma, bowiem nikogo, kto by tak dobrze znał sam siebie, jak znają ci, którzy na niego patrzą, jeśli tylko czynią to z miłości i szczerą troskliwością o jego postęp. Zbieralibyśmy się, mówię, “potajemnie”, bo ta otwartość w mowie już teraz nie jest w użyciu. Sami nawet kaznodzieje tak układają swoje kazania, aby nikogo nie obrazić. Zapewne dobrą mają w tym intencję i rzecz sama może być dobra, ale i to prawda, że po takim kazaniu mało kto się poprawia! Bo czemuż to nie widać grzeszników gromadami wskutek usłyszanego kazania jawnie porzucających swoje grzechy? Wasza miłość wie, co myślę? – Że to dlatego, iż ci, którzy im przepowiadają Słowo Boże, są nadto roztropni. Nie pochłania w nich tej roztropności ludzkiej, jak pochłaniał w Apostołach, wielki ogień miłości Bożej i dlatego ten płomień ich mało grzeje. Nie mówię, by miłość Boża miała być w nich tak wielka, jak była w Apostołach, ale chciałabym, by była większa niż ją widzę. – Czy mam powiedzieć, co ich słowu dawało taką skuteczność? To, że już mieli w obrzydzeniu to życie i mało się troszczyli o sławę świata, że gdy chodziło o wyznanie prawdy i obronę jej dla chwały Bożej, obojętne im było wszystko stracić czy wszystko zyskać. – Kto bowiem naprawdę cały poświęcił siebie Bogu, ten z równą gotowością znosi czy jedno, czy drugie. Nie mówię, bym ja była taka, ale chciałabym być.

8. O jaka to wspaniała wolność za niewolę uznawać życie według świata i stosowanie się do jego prawa i zwyczajów! Dla osiągnięcia tej wolności od Pana, żadna ofiara nie powinna wydawać się trudna. Bo który niewolnik nie byłby gotów poświęcić wszystkiego, aby się wyzwolić z niewoli i móc powrócić do ojczyzny? Gdy więc ta jest droga prawdziwa, idźmy nią, nie zatrzymując się do ostatniej chwili życia. Bo nigdy nie dojdziemy do posiadania tego wielkiego skarbu, który nas czeka na jej końcu, aż, gdy się skończy to życie. Niechaj nam Pan użyczy ku temu swojej łaski. Podrzyj, wasza miłość, co tu napisałam, jeśli to uznasz za stosowne i przyjmij to pisanie jako list wyłącznie przeznaczony dla Ciebie, i wybacz mi zbytnią moją śmiałość.

 

Rozdział XVI



Przystępuje do trzeciego stopnia modlitwy i rozwija tu rzeczy bardzo wzniosłe, wykazując, co może dusza doszedłszy do tego stopnia, i jakie skutki sprawiają te dziwnie wielkie łaski Pańskie. – Jak wysoko rozważanie tych rzeczy powinno podnosić ducha ku wychwalaniu Pana, i jaką pociechą napełniać dusze, które już tych łask dostąpiły.

1. Mówmy już teraz o trzecim sposobie podlewania ogrodu za pomocą wody sprowadzonej ze strumienia lub ze źródła. Ten sposób podlewania odbywa się z daleko mniejszą pracą, choć sprowadzenie wody zawsze połączone jest z niejakim trudem. Pan w taki sposób tu wspomagać ogrodnika, iż niejako sam przyjmuje obowiązek jego i sam wszystko robi za niego. Jest to niejakie uśpienie władz duszy, które choć tu nie całkiem ustają i gubią się w Bogu, tracą przecież świadomość swego działania. Smak duchowy, słodycz i rozkosz są tu bez porównania większe, niż na stopniu poprzednim. Wody łaski zalewają duszę po brzegi, tak, iż nie może już ani postąpić naprzód, ani drogi wstecz nie widzi, tylko jedno ma pragnienie cieszenia się tą chwałą niezrównaną. Jest podobna do człowieka konającego, z gromnicą w ręku czekającego śmierci, której pragnie i której za chwilę doczeka. Dusza w tym swoim konaniu używa rozkoszy, której niczym nie można wyrazić. Nie jest to, rzec można, nic innego, tylko jakby zupełna śmierć dla wszystkich rzeczy tego świata, a rozkoszne odpocznieniem w Bogu. Nie umiem znaleźć innych wyrazów na wypowiedzenie tego ani nie potrafię inaczej tego objaśnić. Dusza w tym stanie nie wie sama, co czynić. Nie wie, czy mówi czy milczy, czy śmieje się czy płacze. Jest to chwalebne obłąkanie, jest to niebieskie szaleństwo, z którego czerpie się prawdziwą mądrość. Jest to dla duszy stan niewypowiedzianie słodkiej pociechy.

2. Szczerze wyznaję, iż od pięciu lat, o ile pamiętam, może i od sześciu Pan mi dawał w obfitości i po wiele razy ten rodzaj modlitwy, ale nie rozumiała go, ani nie umiałam wyrazić. Dlatego też miałam postanowienie, gdy w opowiadaniu swoim do tego punktu dojdę, krótko tylko o tym wspomnę albo i zupełnie pominę. Widziałam dobrze, że nie jest to całkowite zjednoczenie i pochłonięcie w Bogu wszystkich władz duszy. Widziałam także bardzo jasno, że zjednoczenie tu jest większe niż w poprzednim rodzaju modlitwy, ale, na czym polega ta różnica, tego – wyznaję – zrozumieć ani określić nie mogłam. Przez zasługę tej pokory, którą wasza miłość okazał, szukając sobie pomocy u takiego, jakim jest moje prostactwo, Pan dzisiaj po Komunii dał mi łaskę tej modlitwy i jakby w niej mnie zamknął, iż dalej postąpić nie mogłam. Podał mi myśl tych porównań, nauczył mnie jak to wypowiedzieć i co tutaj dusza czynić powinna, tak, iż zrozumiałam i przeraziłam się bardzo, że tak w jednej chwili wszystko zrozumiałam. Wiele razy przedtem w tym stanie byłam jakby odeszła od rozumu i upojona w tej miłości, a nigdy nie mogłam dojść jak to się dzieje. Wiedziałam dobrze, że działa tu sam Bóg, ale zrozumieć nie mogłam, jak działa. Bo ściśle mówiąc władze duszy są tu niemal całkiem z Bogiem złączone, ale nie tak w Nim pochłonięte, żeby już nie działały. Teraz to zrozumiałam i niezmierną z tego mam pociechę. Niech będzie błogosławiony Pan, iż tak mnie zechciał uradować!

3. Władze duszy są tu całkowicie i wyłącznie zajęte Bogiem i do niczego innego nie są zdolne. Żadna nie śmie się ruszać ani żadnej sami nie zdołamy od Boga oderwać, chyba, że rozmyślnie i gorąco staralibyśmy się spowodować roztargnienie, choć i tego zdaje mi się, w tym stanie nie potrafilibyśmy z zupełnym skutkiem dokazać. Słowa tu płyną obficie wysławiając Pana, ale bez porządku i związku, chyba Pan sam go uczyni. Rozum na nic się tu nie przyda. Dusza chciałaby wielkim głosem wołać i chwalić Boga i prawie nie może się pomieścić w samej sobie, rozkosznym miotana zachwyceniem. Już tu otwierają się kwiaty i zaczynają swoją wonność wydawać. Chciałaby dusza, by wszyscy ją widzieli, oglądali tę chwałę jej i pomagali jej wielbić i chwalić Boga. Chciałaby wszystkich obdarzyć swoją radością, bo sama tak wielkiej znieść nie potrafi. Podobna, rzec można, do tej niewiasty z Ewangelii, która znalazłszy zgubiony swój grosz, czuła konieczną potrzebę zwołać, i zwołała swoje sąsiadki, aby się z nią radowały. Takie, sądzę, były uczucia królewskiego proroka Dawida, gdy w zachwyceniu przedziwnym swego ducha grał i śpiewał na harfie uwielbienie Boga. Wielkie mam nabożeństwo do tego chwalebnego króla i chciałabym, żeby je wszyscy mieli, szczególnie ci, którzy jak ja ciężko obrazili Boga.

4. O Boże, co się dzieje w tej duszy, gdy takie rzeczy z nią się dzieją! Chciałaby cała przemienić się w języki dla wychwalania Pana. Mówi Mu tysiąc świętych niedorzeczności, które przecież zawsze są do rzeczy, bo zawsze trafiają w cel, podobając się Temu, który tak ją do siebie przygarnia. Znam osobę, która choć nie jest poetką, zdarza się od razu, bez namysłu układać strofy pełne uczucia, dobrze wyrażające jej cierpienie. Nie był to utwór jej umysłu, tylko dla lepszego cieszenia się tą chwałą, którą jej przynosiło to rozkoszne cierpienie, wyśpiewywała nad nim swoje żale swemu Bogu. Chciałaby, żeby jej ciało i dusza rozpadły się na dwoje, aby się jawnie w nich ukazała wszystkim ta radość i wesele, jakich doznaje w tym swoim cierpieniu. Jakie by wtedy mogły stanąć przed nią męki, których by z rozkoszą nie poniosła dla swego Pana? Jasno wówczas widzi, iż męczennicy jakby nic nie czynili z siebie, wytrzymując swoje męki, bo męstwo, z jakim je wycierpieli, z innego, dobrze to rozumie, źródła pochodziło. Ale za to, co się w niej dzieje, gdy z tego upojenia potrzeba znowu wytrzeźwieć, aby jeszcze żyć na świecie i znowu wrócić do ziemskich trosk i zachodów? Zdaje mi się, że nie przesadziłam w swoim opisie i że nic nie powiedziałam, co by nie pozostało daleko za rzeczywistością tej rozkoszy, którą Pan napełnia duszę niekiedy jeszcze na tym wygnaniu. Bądź błogosławiony, Panie, na wieki i niech Cię wysławia na wieki wszystko stworzenie! Zechciej teraz, o Królu mój, sprawić to, o co Cię błagam! Kiedy z łaski i miłosierdzia Twego w chwili, gdy to piszę, jeszcze nie wróciłam z tego świętego niebieskiego szaleństwa, którym mnie – tak wielkiej łaski niegodną, bez żadnych zasług moich – uszczęśliwiasz, spraw, proszę, niech wszyscy, z którymi mam przebywać, tak samo szaleją z Twojej miłości lub jeśli to być nie może, niech ja już z nikim nie mam potrzeby przebywać. Odłącz mnie, Panie, od tego świata, bym już o żadną rzecz, która na nim jest, nie dbała, albo zabierz mnie z niego. Nie może już, Boże mój, ta służebnica Twoja znieść tej męki, jaką cierpi, widząc się pozbawioną Ciebie, a jeśli jeszcze ma żyć, nie chce w tym życiu żadnego odpocznienia i Ty go jej, Panie, nie dawaj! Pragnęłaby ta dusza już być wyzwolona ze swoich więzów. Jedzenie ją zabija, sen ją dręczy, widzi, że czas życia jej schodzi na zaspokajaniu ziemskich swoich potrzeb i że nic jej zaspokoić nie zdoła oprócz Ciebie. I tak żyje jakoby przeciw naturze, bo już nie chciałaby żyć w sobie tylko w Tobie.

5. O, prawdziwy mój Panie i chwało moja, jakże lekki, a zarazem tak niewypowiedzianie ciężki krzyż trzymasz w pogotowiu dla tych, których do tego stanu wyniesiesz! Lekki, bo słodki, a zarazem ciężki, bo bywają chwile, że żadna cierpliwość nie zdoła go wytrzymać, a przecież nigdy by nie chciała ujrzeć się wolną od niego, chyba na to, aby się już ujrzeć z Tobą i u Ciebie. Gdy zaś wspomni, że nic jeszcze nie uczyniła dla Ciebie i że póki żyje, może Tobie służyć, pragnęłaby brzemienia o wiele jeszcze cięższego i chciałaby nigdy, aż do końca świata nie umrzeć. Za nic ma wszelki trud i swoje cierpienia, jeśli tylko kosztem ich może Tobie oddać najmniejszą usługę. Sama nie wie, czego pragnąć ma, ale to dobrze wie, że niczego nie pragnie oprócz Ciebie.

6. O mój synu – bo taka jest pokora tego, do którego i z rozkazu, którego to piszę, że chce, bym ja go synem nazywała – niech dla ciebie samego będą te rzeczy, w których byś widział, że wychodzą z granic, bo nie ma rozsądku, który by mnie zdołał w nich utrzymać, kiedy Pan sam z nich i z siebie samej mnie wyprowadza. Takie mam uczucie, od chwili dzisiejszej swojej Komunii, jakbym nie ja to mówiła, co piszę. Zdaje mi się, jakbym przez sen widziała, co widzę, i chciałabym widzieć wkoło siebie samych tylko chorych na tę samą chorobę, którą ja w tej chwili jestem dotknięta. Błagam, waszą miłość, bądźmy wszyscy szaleni dla miłości Tego, który dla nas dopuścił, aby Go miano za szalonego. Mówisz, wasza miłość, że mnie kochasz, więc okaż mi tę swoją miłość, czyniąc siebie sposobnym, aby i tobie Bóg tej łaski użyczył. Bo bardzo mało widzę takich, którzy by nie kierowali się zbytnim rozsądkiem w tym, co by ich mogło uczynić doskonalszymi. Być może, że ja w tym więcej grzeszę niż wszyscy. Gdyby tak było, nie pozwalaj na to, wasza miłość, ojcze mój, bo jesteś spowiednikiem moim, któremu duszę swoją powierzyłam! Wyprowadź mnie z błędu, mówiąc mi prawdę bez ogródek, tym bardziej, że ta szczerość i śmiałość w mówieniu prawdy tak dzisiaj u nas jest rzadka.

7. Taką zmowę, chciałabym, byśmy uczynili między sobą, my pięcioro, którzy dziś wzajemnie miłujemy się w Chrystusie, aby jak inni w tym czasie schodzili się potajemnie, czyniąc zmowy przeciw Panu, knując niegodziwości i herezje, tak byśmy starali się od czasu do czasu spotykać się, aby wzajemnie jedni drugich ostrzegać i upominać, i jedni drugim ukazywać, w czym moglibyśmy się poprawić i lepiej służyć Bogu. Nie ma, bowiem nikogo, kto by tak dobrze znał sam siebie, jak znają ci, którzy na niego patrzą, jeśli tylko czynią to z miłości i szczerą troskliwością o jego postęp. Zbieralibyśmy się, mówię, “potajemnie”, bo ta otwartość w mowie już teraz nie jest w użyciu. Sami nawet kaznodzieje tak układają swoje kazania, aby nikogo nie obrazić. Zapewne dobrą mają w tym intencję i rzecz sama może być dobra, ale i to prawda, że po takim kazaniu mało kto się poprawia! Bo czemuż to nie widać grzeszników gromadami wskutek usłyszanego kazania jawnie porzucających swoje grzechy? Wasza miłość wie, co myślę? – Że to dlatego, iż ci, którzy im przepowiadają Słowo Boże, są nadto roztropni. Nie pochłania w nich tej roztropności ludzkiej, jak pochłaniał w Apostołach, wielki ogień miłości Bożej i dlatego ten płomień ich mało grzeje. Nie mówię, by miłość Boża miała być w nich tak wielka, jak była w Apostołach, ale chciałabym, by była większa niż ją widzę. – Czy mam powiedzieć, co ich słowu dawało taką skuteczność? To, że już mieli w obrzydzeniu to życie i mało się troszczyli o sławę świata, że gdy chodziło o wyznanie prawdy i obronę jej dla chwały Bożej, obojętne im było wszystko stracić czy wszystko zyskać. – Kto bowiem naprawdę cały poświęcił siebie Bogu, ten z równą gotowością znosi czy jedno, czy drugie. Nie mówię, bym ja była taka, ale chciałabym być.

8. O jaka to wspaniała wolność za niewolę uznawać życie według świata i stosowanie się do jego prawa i zwyczajów! Dla osiągnięcia tej wolności od Pana, żadna ofiara nie powinna wydawać się trudna. Bo który niewolnik nie byłby gotów poświęcić wszystkiego, aby się wyzwolić z niewoli i móc powrócić do ojczyzny? Gdy więc ta jest droga prawdziwa, idźmy nią, nie zatrzymując się do ostatniej chwili życia. Bo nigdy nie dojdziemy do posiadania tego wielkiego skarbu, który nas czeka na jej końcu, aż, gdy się skończy to życie. Niechaj nam Pan użyczy ku temu swojej łaski. Podrzyj, wasza miłość, co tu napisałam, jeśli to uznasz za stosowne i przyjmij to pisanie jako list wyłącznie przeznaczony dla Ciebie, i wybacz mi zbytnią moją śmiałość.